Pełnia szczęścia
Część 1
Rozdział 6: Wszechobecne zaskoczenia
Draco wiedział, że Hermiona była w
Banku Gringotta, widząc jej zadowolenie w poniedziałek. Ogólnie cały dzień
roztaczała wokół siebie aurę szczęścia i nawet kiedy dał cały ogrom papierów do
zrobienia, ona nie straciła dobrego humoru. Chłopak już nakleił jej etykietkę
rekordzistki w firmie – udało się pobić poprzedniczkę i miała się całkiem
nieźle. Wręcz lepiej niż na samym początku, czego kompletnie się nie
spodziewał.
Poniedziałek minął całkowicie
bezproblemowo. Hermiona zrobiła to, co miała zrobić, on swoje w Ministerstwie
załatwił. Możnaby rzec, że to cisza przed burzą. Była to całkowita racja,
ponieważ już następnego dnia spokój musiał się zburzyć.
Teodor nie przyszedł do pracy. Tak
nagle, bez przyczyny. Dla blondyna to było ogromne zaskoczenie – obowiązkowy i
pilny Nott nigdy w życiu nie wyskoczyłby z taką niespodzianką. Każdy, ale nie
on! Draco był pewien, że coś musiało się stać, innego wytłumaczenia nie mógł
znaleźć. Ale to tym bardziej nie napawało go optymizmem. A ponieważ sprawa ta
była nie przewidziana, nie wiedział co zrobić.
– Może do niego napiszesz? –
zaproponowała Hermiona, kiedy stawiała kubek z kawą na jego biurku. Malfoy
spojrzał na nią ze zwątpieniem w oczach, po czym pokręcił głową.
– Jeżeli coś mu się stało, to nie
dałby rady odpisać – stwierdził.
– A może nie jest mu nic złego i
odpisze? – gdybała. Draco tym razem tylko westchnął z rozdrażnieniem.
– Gdyby mu nic nie było, to od
razu by mi napisał! – warknął, jakby to była najbardziej oczywista rzec pod
słońcem. To znaczy, dla niego była... Ale to nie oznacza, że dla Granger też
musiała.
– Spróbuj się do niego
teleportować – zaproponowała. – Jeżeli mu coś rzeczywiście jest, to im szybciej
nadejdzie pomoc, tym lepiej dla niego.
Draco przytaknął i wstał ze
swojego miękkiego fotela. Z blatu biurka również pochwycił swoją kochaną
różdżkę i stanął naprzeciwko ściany na lewo od wejścia. Machnął nią krótko,
aczkolwiek pewnie i nagle zaczęła nabierać jakichś kształtów, w większości
wypukłych. Nie minęło kilka sekund, jak na wystających elementach pojawiły się
ciemne kolory i wzór cegły. Na ścianie gabinetu Malfoya był zamaskowany
kominek! Hermiona skrzyżowała pytające spojrzenie ze wzrokiem Draco. Chłopak,
dostrzegając jej zdziwione oblicze, nabrał ogromnej ochoty, aby się roześmiać.
Niewiedza i zaskoczenie wymalowane na obliczu tak inteligentnej osoby mogły
poprawić humor i podnieść samoocenę.
– No co? Kominki są przydatne, ale
nie podobają mi się – odparł. – A na jego rezydencji są zabezpieczenia i
mogą się do niej teleportować wyłącznie właściciele.
Jednym ruchem różdżki przywołał do
siebie pękaty słoik z proszkiem Fiuu. Zaklęciem zapalił ogień, po czym wrzucił
proszek i sam wszedł do kominka. Głośno i wyraźnie powiedział:
– Rezydencja Nottów.
... ale nic się nie stało.
Spróbował więc jeszcze raz – dalej nic. Kiedy tylko wyszedł z kominka,
płomienie wróciły do swej naturalnej barwy. Czerwony płomień sprawił, że
gabinet Malfoya wydawał się cieplejszy i bardziej przyjazny. Hermiona nie mogła
pojąć, jak jemu mogły się nie podobać kominki. Ona była pewna, że jeżeli będzie
taka możliwość, u niej takowy się pojawi.
– Jego w ogóle nie ma w domu –
warknął. Nie mógł się znaleźć w domu, który był pusty. Chrzaniony Nott i jego
skłonność do zabezpieczania wszystkiego.
– Malfoy, uspokój się, pewnie...
– Granger – przerwał jej twardo. –
Czy ty naprawdę uważasz, że dałabyś radę się uspokoić, gdyby któryś z twoich
bezmózgich przyjaciół po prostu zniknął?
– Teodor jest dorosły. I na
wszystko jest racjonalne wytłumaczenie. Może sowa się zgubiła? Albo tylko
zaspał...
– Granger, jego nie ma w domu. –
Kiedy zobaczyła jego zmrużone oczy, tylko westchnęła.
– Chcesz coś na uspokojenie?
Tylko przytaknął głową. Ot, tak
dla świętego spokoju, żeby już sobie poszła i ględziła mu nad uszami.
.*.*.*.*.*.
Kiedy dobiegła czternasta, Draco
nadal czuł na sobie zbawienne skutki zażycia eliksiru na uspokojenie. Nawet
Hermiona była o wiele bardziej zadowolona i po cichu rozważała, czy nie dawać
mu go po kryjomu w kawie. Może był delikatnie otępiały, ale za to miły i nie
miał w sobie grama złośliwości. Zupełnie jakby był kompletnie inną osobą.
Jednak jeszcze jeden fakt poprawił
mu humor – dostał list od Teodora z wyjaśnieniami, dlaczego nie pojawił się
tego dnia. Kiedy przeczytał powód, dla którego Nott nie przybył, miał ochotę
pacnąć się w ten pusty, w jego aktualnym mniemaniu, łeb. Przecież to był
najbardziej oczywisty powód. Ale była też zła wiadomość: chłopak z góry
napisał, że nie będzie do go końca tygodnia. Czyli było gorzej, niż się
spodziewał.
Kiedy spojrzał na zegarek, szybko
zerwał się z biurka. Była za dziesięć piętnasta, pora, kiedy Granger zwijała
się do domu. Niemal wybiegł z gabinetu, żeby ewentualnie móc ją złapać, gdyby
przypadkiem coś jej się pomyliło i wyszła za wcześnie. Jednak na szczęście
jeszcze była na swoim miejscu. Zdziwiona Hermiona podniosła na niego wzrok znad
pracy, którą właśnie wykonywała.
– Chcesz jeszcze jedną dawkę
eliksiru? Ta chyba już przestaje działać...
– Obejdzie się, napisał do mnie –
rzekł Draco.
– I co się stało? – spytała
zaciekawiona Hermiona. Malfoy wcisnął dłonie do kieszeni swoich eleganckich
spodni, kręcąc głową przecząco.
– Nie mogę powiedzieć. To tak
jakby sekret. Jeżeli Teo będzie chciał, to sam ci powie. A na razie, mogę
zdradzić ci jeden szczegół.
Hermiona miała jakieś niejasne
wrażenie, że to nie będzie nic przyjemnego. Być może podpowiedział jej to
uśmieszek Malfoya, który zdążył dojść do siebie, a może to były tylko jej
przeczucia. Nieważne. Liczyło się tylko to, że miała rację.
– Do końca tygodnia będziemy
zostawali w firmie po godzinach. Musimy zrobić wszystko za Teodora.
– Jasne – powiedziała krótko.
– Tak po prostu się zgadzasz? –
spytał zdziwiony, marszcząc brwi.
– A mam jakiś inny wybór? –
odpowiedziała pytaniem na pytanie. Draco miał ochotę pacnąć się w głowę.
– Dałaś mi naprawdę mocny eliksir,
bo jeszcze jestem otępiały.
Hermiona miała ochotę powiedzieć,
że to nie sprawka mikstury, a osobowości. Na szczęście powstrzymała się w
odpowiedniej chwili. Ostatnia pensja była wystarczającym dowodem, że musi dbać
o posadę jak tylko może, bo warto. Także zamiast szczerej kwestii,
powiedziała:
– Przepraszam, nie zamierzałam.
Parę chwil później stali przed
windą. Według planu Malfoya, najpierw odwalą obchód, który Teodor robił zawsze
przed wyjściem do domu, o godzinie piętnastej, a dopiero później zabiorą się za
dokumentację. Plan prosty, ale dobry. Hermiona była podekscytowana pracą, która
właśnie ją czekała – ani razu nie miała okazji być na piętrach, gdzie warzone
były eliksiry. Słyszała o nich tylko z opowiadań kilku warzycieli i na tym był
koniec. A ona lubiła widzieć rzeczy na żywo. Dlatego wolne Notta było idealną
okazją do tego, aby zwiedzić jeszcze kilka zakątków Malfoy Company.
Kiedy zjechali na piętro trzecie,
by sprawdzić eliksiry lecznicze i wyszli z windy, Hermiona nie spodziewała się
takiego widoku, jaki zastała. Piętro to było tylko salą zajmującą jeden cały
poziom, w której stało kilkanaście dużych stołów. Zaraz za każdym z nich był
regał, do którego można było schować przyrządy po skończonej pracy. Ściany były
tutaj białe, dzięki czemu miało się wrażenie, że jest tu niezwykle czysto. Przy
stołach krzątali się warzyciele, którzy albo już sprzątali i czyścili ostatnie
rzeczy, albo czekali na zatwierdzenie eliksiru.
– Zobaczymy, co zapamiętałaś z
eliksirów, Granger – mruknął Draco.
Praca ta nie była ciężka.
Właściwie, to była ona czystą formalnością – każdy dobrze wiedział, że Malfoy
zatrudniał wyłącznie profesjonalistów. Ale, mimo wszystko, trzeba było
sprawdzać eliksiry, które stworzyli. Żadnej nowo otworzonej firmie nie pomaga
skandal w postaci podtrutego klienta. Dlatego oceniała wraz z Draco kolor i
zapach substancji, a do poniektórych wkładali tester. I tak przez kolejne pół
godziny zawędrowali aż na szóste piętro, gdzie skończyli obchód.
– Relaksująca ta praca –
stwierdziła Hermiona, kiedy wchodzili do windy z zamiarem powrotu do biura
blondyna, gdzie czekała ich papierkowa robota.
– Podaj... – zaczął kobiecy z
urządzenia, ale zgodnie z tradycją, nie dane jej było dokończyć.
– Dziesiąte – rzucił Draco
niedbale. – Może i tak – zwrócił się tym razem do Hermiony. – Ale wiesz, wymaga
całkiem sporego skupienia. I po pewnym czasie staje się nudna.
Drzwi rozchyliły się i wyszedł
pierwszy. Hermiona poszła zaraz za nim.
Do godziny dziewiętnastej
siedzieli razem w biurze Malfoya, wspólnie zajmując się pracą Teodora. Dopiero
wtedy Hermiona zobaczyła, jak wiele obowiązków spoczywa na barkach Notta. Cóż,
najwyraźniej Malfoy nie oszczędza nawet przyjaciół. Spostrzeżenie to było dla
niej swojego rodzaju cieniem szansy na sprawiedliwość. Chociaż, do tej pory,
nie spotkała się z nieuczciwym zachowaniem blondyna w stosunku do niej, co
zamieniało cień na całkiem spore prawdopodobieństwo.
.*.*.*.*.
– Wiesz, kiedy Teodor wróci? –
spytała szatynka następnego dnia po powrocie z obchodu.
Draco wzruszył ramionami. Gest ten
z boku mógł wydawać się pełen obojętności, ale ona dobrze wiedziała, że tak nie
było. Akurat o Notta Malfoy martwił się bardzo, czego najlepszym dowodem było
jego zachowanie we wtorek.
– Nie jestem pewien. On sam też
pewnie tego nie wie. A co, Granger? Masz mnie już dość? – spytał. W jego tonie
słychać było lekką dozę kpiny.
– Tego nie powiedziałam – rzekła,
po czym zajęła się pracą.
Nie takiej odpowiedzi się
spodziewał.
.*.*.*.
– Nie uważasz, że pijesz za dużo
kawy? – spytała Hermiona w czwartek, kiedy Malfoy poprosił ją, by zaparzyła dla
niego kolejny kubek.
Te nadgodziny sprawiły, że panna
Granger poczuła się trochę swobodniej w towarzystwie blondyna. Odkąd Teodor
wziął sobie nagłe wolne, spędzała wraz z Draco prawie całe dnie. Owszem, połowę
tego czasu oboje siedzieli przy swoich biurkach, ale kiedy tylko wybijała
piętnasta, razem szli na obchód. Kiedy z niego wracali, siadali wspólnie w jego
gabinecie, gdzie wypełniali papiery. Niby układ ten działał zaledwie trzy dni,
ale Hermiona przestała odczuwać dyskomfort w stosunku do Malfoya. Nie
wiedziała, co się do tego przyczyniło: jego przyzwyczajenie do niej, czy celowe
zawieszenie broni. W każdym razie, atmosfera w firmie zaczęła się jej podobać,
przez co zaczęła się otwierać. Dotyczyło to przede wszystkim kontaktów między
nią a szefem. Stąd wzięła się jej śmiałość, aby pytać go o osobiste rzeczy... O
ile picie kawy można zaliczyć do rzeczy osobistych.
Draco uniósł brew.
– Nie uważam – stwierdził,
wzruszając ramionami.
– Pijesz ją litrami, to niezdrowe.
– Jakbym nie pił kawy, wściekłbym
się – odparł obojętnym głosem, jakby to była oczywistość.
Szkoda, że w Hogwarcie nie
podawali kawy na śniadanie – przeszło jej przez myśl. – Gdyby wszystkich
Ślizgonów nafaszerować kofeiną, byliby mili i potulni.
– Wiesz, że za duża ilość kofeiny
jest bardzo szkodliwa dla układu krwionośnego? I poważnie uzależnia –
powiedziała.
Malfoy chyba zrozumiał, że coś
jest na rzeczy, ponieważ nie było możliwości, aby Granger o niego dbała. Nie
zdziwiłoby go, gdyby robiła takie wykłady Potterowi i Weasleyowi, ale nie jemu.
Musiała mieć w tym własny interes i był ciekawy, o co jej chodzi.
– Trochę za późno, ja już jestem
uzależniony. Ale wiesz, w przeciwieństwie do ciebie mnie to nie przeszkadza. A
gdybym rano nie wypił mojego umownego kubka kawy, pozagryzałbym wszystkich. A
ciebie najpewniej pierwszą.
– To dlatego, że jesteś
uzależniony.
– Ale przecież to już wiemy. –
Przewrócił teatralnie oczami.
– Myślę, że powinieneś zaprzestać
picia kawy w takiej ilości. – Głos Hermiony był pewny siebie. Draco wypuścił
powietrze, wzdychając.
– Nie wiem, jaki masz w tym
biznes, ale mówię nie. Ja muszę pić, bo mi gardło zasycha – mruknął zmęczony
dyskusją.
– Jutro idę dokupić kawę do
firmy...
– I? – Uniósł prawą brew.
– I zauważyłam, że na tyle osób,
ty sam wypiłeś połowę zapasów w miesiąc. – Założyła ręce na piersi i jedną nogę
na drugą. Draco ze zdziwieniem przyglądał się jej przez chwilę.
– To dobrze czy źle? – spytał,
choć jego uśmiech zdradzał, iż wiedział, jaka była prawidłowa odpowiedź.
– Źle. I moim zdaniem powinieneś
przerzucić się na herbatę – odparła dumnie.
Już jakiś czas temu zauważyła, że
chłopak pił stanowczo za dużo kawy. Nie to zmartwiło ją to – bo zareagowałaby
tak w stosunku do każdego – jednakże po prostu nie mogła patrzeć na te ilości
kofeiny, które pochłaniał. I jej spostrzeżenie dotyczące spożycia tegoż napoju
były prawdziwe. W takim tempie, biorąc pod uwagę, że mają nadgodziny, a to jest
dla niego świetna okazja do picia, nie nadąży dokupować kolejnych zapasów.
– O nie, nie ma mowy! – Skrzywił
się. – Nawet nie próbuj mi tego dawać. Nie będę pił tych szczynów. Już dosyć
mnie matka nimi nakatowała – dodał, grożąc jej wyciągniętym palcem wskazującym.
– A jaką herbatę pijała? –
dociekała panna Granger.
– Zieloną, ale taką, która nie
była mocna. Albo owocowe. – Wzdrygnął się na samą myśl.
– A czarna?
– Ewentualnie z mlekiem –
stwierdził. – Matka innej nie pijała. Ojciec żył tylko czarodziejską kawą. Z
dwojga złego wybrałem kawę i jakoś tal wyszło, że teraz nie umiem bez niej żyć
– wytłumaczył. – A co?
– A nie piłeś zwykłej czarnej z
cytryną? – spytała kolejny raz, ignorując jego pytanie.
– Merlinie, Granger robisz ze mną
wywiad, czy co? – Przeczesał dłonią swoje jasne włosy. – Kilka razy jak byłem
mały, ale nie pamiętam smaku. A po eksperymentach matki nie miałem jakiejś
przeogromnej ochoty czegokolwiek próbować. A czy teraz możesz juz iść?
Hermiona posłuchała go, ale tylko
połowicznie. Rzeczywiście, wyszła do kuchni, ale po to, aby zrobić mu herbatę.
Malfoy był Brytyjczykiem, to wręcz niemożliwe, aby mógł nie przepadać za
herbatą. Dlatego postanowiła przekonać go do niej w ten sam sposób, który
wykorzystała wcześniej. Zamierzała postawić go przed faktem dokonanym.
Zaparzenie napoju nie zajęło jej wiele czasu. Żałowała tylko, że nie było
żadnej cytryny. Dlatego dosypała do zawartości kubka dwie łyżeczki cukru.
Kiedy przyniosła herbatę
Malfoyowi, ten tylko prychnął.
– Skąd ja mogłem wiedzieć, że to
zrobisz. – Pokręcił głową. – Nie zaskoczyłaś mnie, Granger – stwierdził sucho.
– Nie zamierzałam – odcięła się. –
A teraz próbuj – nakazała.
Draco westchnął, po czym przetarł
twarz dłonią. Granger była uparta jak mało kto i zaczęło mu to działać na
nerwy. Gdyby nie jej wyniki, już dawno wywaliłby ją. Ale, niestety, póki firma
się rozwija, musi ją trzymać obok siebie.
– Czy ty nie uważasz, że pozwalasz
sobie trochę na zbyt wiele?
– Po prostu spróbuj – powtórzyła.
– Zobaczysz, odegram się kiedyś –
obiecał, ale posłuchał jej.
O dziwo, napój nie był taki zły.
Kawie nie dorastał do korzeni, ale dało się go pić. Ze względu na jego
przyzwyczajenie do nienawidzenia herbaty, psychika cały czas mu podpowiadała,
że napój był okropny. Natomiast jego kubki smakowe nie reagowały tak
nieprzychylnie, dlatego poszedł sam ze sobą na kompromis i rzekł chłodnym
głosem.
– Średnie.
Ale Hermiony to nie zraziło. Nigdy
w życiu.
.*.*.
W sobotę rano Draco tak jak zwykle
swój dzień zaczął od kubka kawy. Co prawda, ta, którą posiadał w domu była
gorsza od tej kupowanej przez Granger, ale była. To się dla niego liczyło.
Odkąd w czwartek dziewczyna
pierwszy raz zaserwowała mu czarną herbatę, swoją ukochaną, najlepszą
czarną kawusię otrzymał zaledwie raz. I było to w piątek rano. Później
nie mógł już na nią liczyć. Próbował ją za to nawet ochrzanić, ale wyszedł z
wprawy. Za czasów, kiedy sekretarki zmieniał częściej niż Tonks fryzurę, nie
miał z tym najmniejszego problemu. Zimne słowa wychodziły z jego ust, jak kule
z karabinu i raziły z podobną mu mocą. A teraz? Nie było porównania. Nie
wiedział, czy to zasługa zmęczenia ostatnimi wydarzeniami, czy wypadnięcia z
rytmu, ale chciałby wrócić do poprzedniego stanu rzeczy.
Właśnie odstawiał kubek na szafkę
w kuchni, kiedy usłyszał stukanie w okno. Obrócił się naprędce. Na parapecie
siedziała sówka. Ale to nie był byle jaki ptak: należał do Teodora. Draco
pospiesznie wpuścił go do środka i odwiązał wiadomość. Sowa natychmiast
odleciała. Chłopak rozpakował kopertę najszybciej, jak tylko mógł.
Draco,
Właśnie wróciłem ze szpitala. Już jest lepiej, także mogę wrócić w poniedziałek do pracy. Rano nie nękaj mnie wcześniej niż o dziesiątej, bo jestem wykończony, ale wciąż zdolny do zabójstwa. Jutro porozmawiamy.
Teodor
Draco szybko ruszył ku swojej sypialni, gdzie ubrał się w dosłownie chwilę.
Może przyjaźnił się z Nottem prawie całe swoje życie, ale wolał się nie
pokazywać mu w się samych bokserkach dla własnego komfortu psychicznego.
Jeszcze mieli przed sobą jakieś sekrety. Kiedy szedł do salonu, gdzie był
kominek podłączony do sieci Fiuu, przelotnie spojrzał na zegarek. Wskazywał
kilka minut po dziewiątej, ale blondyn kompletnie nic sobie z tego nie zrobił.
Musiał porozmawiać z Nottem, bo nie widzieli się pół tygodnia. Brakowało mu
jego obecności.
– Rezydencja Nottów! – powiedział
wyraźnie po wstąpieniu w zimne, zielone płomienie.
Przez ten ułamek sekundy, kiedy
przemieszczał się, światła z innych kominków migały mu przed oczami. Nie
przepadał za tym uczuciem, podobnie jak za lądowaniem. Zawsze upadał tak, że co
najmniej przez chwilę bolały go stopy.
Kiedy wyszedł z rusztu w salonie
Teodora, przywitała go cisza. Pomieszczenie było czyste i z daleka widać było,
że Nott ostatnio nie miał okazji w nim przebywać. Malutkiej, szklanej półeczki
pod blatem stolika do kawy nie wypełniały gazety. Na szafeczce nocnej, która
stała obok jego ulubionego fotela nie leżała żadna książka. Odkąd pamiętał,
Teodor zawsze uwielbiał czytać i nigdy nie widział tej szafeczki pustej. Malfoy
pewnym krokiem ruszył w stronę schodów na górę, gdzie znajdowały się sypialnie.
Mało go obchodziło, że Nott zapewne jest zmęczony po kilku dniach spędzonych w
szpitalu.
Był już w połowie drogi na
pierwsze piętro, kiedy usłyszał za sobą cichy głos:
– Po prostu wiedziałem, że
przyjdziesz wcześniej. – Draco obrócił się na pięcie. Na dole, za założonymi
rękoma stał Teodor. Miał na sobie niebieską koszulkę i granatowe spodenki w
kratkę. Jego włosy tak jak za dawnych czasów były w kompletnym nieładzie. Widać
było po nim zmęczenie: oczy miał podkrążone i ozdobione worami. – Ale ja miałem
łeb, aby podać późniejszą godzinę... – dodał do siebie, po czym obrócił się
lewo i poszedł korytarzem naprzód. Jego całkiem bose stopy zabawnie plaskały na
powierzchni drogiej podłogi. Malfoy zszedł ze schodów i podążył za nim.
– Teo, nie wyglądasz najlepiej –
stwierdził Draco, kiedy wszedł za przyjacielem do kuchni. Ten już siedział przy
stole przy ogromnym talerzu kanapek.
– Dzięki, stary. Też nie wyglądasz
oszałamiająco, ale nie mówię ci tego codziennie rano – odciął się. – Siadaj. –
Wskazał na krzesło obok. – Wiedziałem, że przyleziesz tu bez śniadania, gnido,
a przecież samą kofeiną się nie da żyć.
Blondyn przewrócił oczami.
– Co wy się tak czepiacie
ostatnio? – warknął, posłusznie siadając obok.
– Wy, to znaczy? – próbował
uściślić Nott.
– Ty i Granger – burknął. Sięgnął
po jedną z kanapek i wgryzł się w nią. Ależ on uwielbiał kanapki Bestyjki...
– Poczekaj na Astorię, zaraz
powinna być. – Zerknął na zegarek wiszący na ścianie. – Ona, w przeciwieństwie
do ciebie, w liście miała napisane, żeby nie nawiedzała mnie wcześniej niż o
ósmej... – Draco chciał coś powiedzieć, ale Teodor szybciej się odezwał: – Ona
jest na tyle miłosierna, że przyjdzie później, wiedząc, że chcę się
wyspać.
– A może kiedy indziej umówimy się
na tyradę pod tytułem „Jaki to ja jestem okropny" – zaproponował blondyn.
– To szykuj się od razu na dwa
terminy.
– Na co się umawiamy? – spytała
stojąca w progu panna Greengrass.
Ona, w przeciwieństwie do
chłopaków, wyglądała kwitnąco. Jej twarz zdobił szeroki uśmiech, a jasna
sukienka w drobne, czerwone kwiatki dodawała jej uroku. Żwawym krokiem podeszła
do stołu i usiadła naprzeciwko chłopaków. Teodor przesunął talerz ze śniadaniem
bardziej na środek stołu. Astoria skorzystała z cichej oferty.
– Chyba wczorajsza randka ci się
udała – rzekł, zauważywszy wspaniały humor przyjaciółki.
– Pamiętałeś! – wydała z siebie
zdziwiona dziewczyna. – Miałeś tyle na głowie i pamiętałeś o takiej bzdurze...
– To nie jest bzdura.
– Czy naprawdę sądzisz, że Draco o
tym pamiętał?
– O! Wypraszam sobie! Gdybym miał
pamiętać o każdej twojej nieudanej próbie złapania jakiegoś faceta w sidła
miłości, musiałbym wyprzeć ze swojego umysłu informacje całkiem nieistotne, jak
na przykład imię czy nazwisko – bronił się blondyn.
– Wyjątkowo śmieszne. W każdym
razie facet okazał się okropny, ale sam stwierdził, że to nie to, czego oboje
szukamy. No i tak jakoś jestem zadowolona... Nie musiałam go spławiać. –
Uśmiechnęła się szerzej. – Ale wiesz, głupio mi, że nie odwiedziłam twojej
mamy...
– Właśnie, co u niej? Już lepiej?
– zapytał Draco.
– Astoria, daj spokój, przecież
pisałem wam, że i tak was nie wpuszczą, bo nie jesteście z rodziny. Czasem mnie
nie pozwalali jej odwiedzić, już o was nie mówiąc. A z mamą rzeczywiście jest
lepiej – stwierdził z delikatnym uśmiechem.
Cornelia Nott była piękną kobietą.
Niektórzy sądzili, że to po niej Teodor zawdzięczał swoją urodę. Jego ojciec
był brzydki, jak noc i gdyby nie aranżacja małżeństwa, Cornelia nigdy nie
spojrzałaby na niego. Już nawet nie chodziło o sam wygląd, a o powiązania ze
śmierciożercami. Kobieta nigdy nie zgadzała się z ich poglądami, jednak dla
dobra swojego i syna nie przyznawała się do tego. Jej zdanie ujrzało światło
dzienne dopiero podczas II Bitwy o Hogwart, ponieważ stanęła po stronie Zakonu.
Walczyła dzielnie, ale nie obyło się bez konsekwencji; kobieta została ugodzona
okropną klątwą czarnomagiczną. I od tamtej pory nie wiadomo, w jaki sposób
organizm Cornelii zareaguje na czar. Ciało cały czas atakowało samo siebie,
dążąc do autodestrukcji. Nadzieja na wyleczenie choroby była niemal zerowa, ale
Teodor nie zgadzał się na przerwanie leczenia. On cały czas wierzył w to, że
jego matka będzie jeszcze mogła normalnie żyć. I mimo że podczas jednego z
naprawdę nielicznych dni, kiedy była przytomna, poprosiła go o koniec męki, on
jej nie posłuchał. Trwał przy swoim, nie tracąc wiary.
Ostatnio stan Cornelii gwałtownie
się pogorszył. Ostatnimi czasy kobieta była wyjątkowo słaba. Dlatego nawet w
izolatce najmniejsza bakteria mogła ją zabić. Tak też nieomal się stało –
chociaż infekcja nie byłaby tak poważna, gdyby jeden z uzdrowicieli nie spóźnił
się z podaniem odpowiedniego eliksiru. Nie była to wina jego złej diagnozy, ale
ostatnich braków w substancjach leczniczych. Choroba rozwinęła się do tego
stopnia, że bywały momenty, kiedy Teodora, jej syna, nie chcieli wpuścić do
sali. Dlatego chłopak nie miał żalu do swoich przyjaciół.
– Tak nie może być – stwierdziła
Astoria, kiedy Nott skończył opowiadać. – Twoja matka mogła stracić życie tylko
dlatego, że nie uwarzyli eliksiru na czas. W profesjonalnym szpitalu nie
powinno do tego dojść, przenigdy.
– Wiem – mruknął. – Ale co mogę na
to poradzić? Na szczęście ją odratowali...
Zapadła chwilowa cisza, przerywana
ich wdechami, wydechami oraz odgłosami przeżuwania. Teodor nie miał wielkiej
ochoty na rozmowę o chorobie matki, która była dla niego bardzo delikatnym
tematem. Postanowił więc podchwycić jeden z tych poruszonych poprzednio.
– A ten chłopak na randce bardzo
okropny był? – spytał.
– Zależy pod jakim względem. Do
najprzystojniejszych nie należał, ale dobrze wiecie, że na tym mi nie zależy...
– Chłopcy spojrzeli na siebie, a w ich oczach wręcz kipiała kpina. – Naprawdę!
Gdyby mi zależało na wyglądzie, nigdy bym się nie odezwała do żadnego z was!
– Ta... – mruknął Draco pod nosem.
– Nie śpiewałabyś do lustra, to racja. Do nas na pewno byś się odbywała.
W kuchni rozniósł się odgłos śmiechu,
pochodzący od męskiej części zebranych. Dziewczyna założyła ręce w ramach
chwilowego focha.
– Obaj jesteście okropni.
– Ale nie tak, jak ten gość z
randki? – odezwał się tym razem Nott.
– Nie, stanowczo jesteście gorsi.
I na waszym miejscu nie szczerzyłabym się tak, tylko zaczęłabym sama sobie
kogoś szukać. Dla dwóch takich jak wy nie znajdzie się prędko osoba, która was
pokocha. Chyba że będzie miała naprawdę nierówno pod deklem, plus skłonności
masochistyczne. A jak będzie starzy, to będzie już stanowczo za późno.
– Mam jeszcze kilka lat na
znalezienie sobie żony, czy teraz się pali? – Draco uniósł brew, sądząc, że
wygrał już tę słowną potyczkę.
– Na prawdziwą miłość nigdy nie
jest za wcześnie.
– A czy prawdziwa miłość nie
powinna sama do nas przychodzić?
– A nie słyszałeś, że szczęściu
czasem też trzeba pomóc? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Wiesz, Teo –
zwróciła się do szatyna – przepraszam cię. Wcale nie jesteś tak okropny, jak
Draco.
Zadowolony chłopak uśmiechnął się
do Astorii, a blondynowi pokazał język.
.*.
Reszta weekendu była dla Draco
czasem refleksji i analizowania. Zastanawiał się nad wieloma aspektami swojego
życia i pracy. Doszedł w tym czasie do cudownych pomysłów i genialnych
spostrzeżeń. Najważniejszym z nich był nowopowstały plan, zrodzony w jego
głowie pod wpływem ostatnich wydarzeń – a miał tu na myśli chorobę Cornelii
Nott. To dzięki niej Draco wpadł na pomysł, aby podbić Szpital św. Munga.
Mógłby zatrudnić więcej osób, a w placówce nie zabrakłoby potrzebnych
eliksirów. Co prawda procedura i negocjacje nie byłyby proste, ale dla niego
nie było rzeczy niemożliwych.
Kiedy z poniedziałek zarządził
zebranie, wszyscy zgodzili się z jego pomysłem. Niby i tak nie posłuchałby ich,
gdyby mieli odmienne zdanie, bo firma należała tylko do niego, jednakże fakt,
że wszyscy myśleli tak jak on, napawał go optymizmem i chęcią do działania.
Zaplanował podbicie szpitala zaraz po otworzeniu sklepu.
W poniedziałek Malfoy również
otrzymał klucz do swojego sklepu od pana Baileya, z którym się rozliczył. Nie
było go także przez większość dnia w firmie, ponieważ biegał po Ministerstwie
Magii, próbując załatwić odpowiednie pozwolenia na otworzenie własnego
minimarketu. I udało mu się. Znowu wszystko wyszło na prostą.
Draco był z siebie bardzo dumny
tego dnia. Stało się wtedy tak wiele, że po prostu nie mógł odeprzeć od siebie
tak wielkiego zadowolenia.
Był szczęśliwy do tego stopnia, że
zrobił coś, czego się po sobie nie spodziewał...
Ten obfity w sukcesy poniedziałek
miał w sobie jedną wadę: było zimno. Zupełnie, jakby w Londynie zamiast
sierpnia nadal była wczesna wiosna lub jesień. Granger przyszła więc ubrana
ciepło. Jednakże przed powrotem do domu zapomniała ze sobą zabrać jedną z
części jej ubioru. Draco dziwnie się czuł ze świadomością, że kończył pracę tak
wcześnie. Przez tych kilka dni zdążył przyzwyczaić się do zostawania z
dziewczyną na nadgodziny. I nie uśmiechało mu się na zostawanie samemu do końca
dnia. Astoria opiekowała się Timmym do samego wieczora, a Teodor miał zamiar
odwiedzić matkę. A że wiedział, gdzie Granger mieszka, postanowił się do niej
wybrać i oddać jej sweterek.
Hermiona, która po powrocie z
pracy, zabrała się za czytanie książki, bardzo zdziwiła się, kiedy usłyszała
pukanie do drzwi. Odkąd jej przyjaciele wyprowadzili się, mieszkanie stało się
najspokojniejszym miejscem na Ziemi. Nikt go nie odwiedzał i panowała niczym
niezmącona cisza. Chociaż to i tak nie było dla niej wielkie zaskoczenie w
porównaniu z tym, co czekało ją za drzwiami.
– Malfoy? – sapnęła zdziwiona
dziewczyna.
– Ja – odpowiedział. – Nudziło mi
się i tak sobie pomyślałem... Zostawiłaś sweter i postanowiłem ci go oddać. –
Wyciągnął w jej kierunku dłoń trzymającą okrycie. Hermiona odebrała ją z
delikatnym uśmiechem na twarzy i lekko zarumienionymi policzkami.
– Chyba naprawdę musiało ci się
nudzić. – Zaśmiała się dla rozluźnienia atmosfery. To wszystko przez
zaskoczenie, dlatego było między nimi lekkie, ale nie nieprzyjemne, napięcie.
– No, trochę... – Chrząknął.
I wtedy to Hermiona dała Draco
powód do zdziwienia.
– To może wejdziesz?
____________
Cześć!
Mam nadzieję, że rozdział spodobał Wam się! c: Tak jak obiecałam, stało się trochę więcej w relacji Draco-Hermiona, chociaż, naturalnie będzie tego dużo więcej.
Zapraszam wszystkich również na serię drabble „Prezenty Mikołajkowe" ze względu na pasujący motyw główny :D
Mam nadzieję, że Mikołajki Wam się udały!
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Oo ostatnia scena jest urocza :))
OdpowiedzUsuńFajnie, ze jest cos więcej o Teo i cieszę się, że Astoria jest w twoim opowiadaniu pozytywną postacią. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów!
Pozdrowionka :)
Dziękuję <3 :* Cieszę się, że przypadło Ci do gustu c:
UsuńRównież pozdrawiam!
Feltson
Przez kompletny przypadek zauważyłam, że wróciłaś! Mojego szczęścia nie da się opisać. To po prostu skjzjjdbsbbsbzkfkemnsGgcshzjdndkixdjhbwbxj ! WOW
OdpowiedzUsuńKońcówka świetna, ale Malfoy jakoś szybko się przełamał.
Pozdrawiam i czekam
KH
Ja również się cieszę :D
UsuńPraktycznie to połowa części pierwszej, więc teoretycznie musi się już zacząć coś dziać :P Ale zapewniam, nic nie będzie "na już" :D
Również pozdrawiam!
Feltson
czyżby kupidyn powoli tracił cierpliwość?
OdpowiedzUsuńNie jestem Kupidynem... Ale moja cierpliwość ma się całkiem nieźle :P Spokojnie, nic nie jest takie, jakie się wydaje :3
UsuńŚwietne. Sprawiałaś że się uśmiechnęłam mimo okropnego bólu głowy. Weny na następne rozdziały
OdpowiedzUsuńDziękuję! I gratuluję samozaparcia, ja osobiście miałabym problem z uśmiechnięciem się w czasie bólu głowy :D
UsuńSuper rozdział !
OdpowiedzUsuńHermiona próbująca oduczyć Malfoya picia kawy. Bezcenne :D
Żal mi Teodora, ale żyję w nadziei, że jego matce się polepszy :)
Gorąco pozdrawiam i życzę weny na kolejny rozdział !
Basiabella
Dziękuję! ❤
UsuńHej świetny rozdział, podoba mi się Twój Draco i Herm, że tak od razu się w sobie nie zakochali i nie uprawiali dzikiego seksu w drugim rozdziale z czyn się spotkałan niestety wiele razy...
OdpowiedzUsuńOstatnia scena intrygująca...
Hermiona zaczęła interesować się nałogiem Draco, może jeszcze wyprowadzi go na ludzi ;-)
Pozdrawiam i życzę weny na kolejny wyczekiwany rozdział
Dziękuję ❤
UsuńMoże jej się uda... Kto wie? Malfoy to humorzasty człowiek :P
Również pozdrawiam,
Feltson
Jeny jak ja żałuję, że wcześniej tego nie przeczytałam! Malfoy zaczyna być normalny, Hermi go akceptuje, a Nott ma tajemnice... Szkoda mi jego mamy :(
OdpowiedzUsuńKońcówka taka awwww <3
Pozdrawiam
Arcanum Felis