Pełnia szczęścia
Część 1
Rozdział 5: Zapach galeona
Z dedykacją dla Kingi i Agaty, bo bez ich perswazji rozdziału prawdopodobnie jeszcze by nie było.
A także dla Uli i Pauli, ich małych pomocników.
Ginny Weasley była niezwykle
ciekawą osobą. Miała w swoim posiadaniu wiele różnych cech charakteru, które
były jej niewątpliwą zaletą. Była żywa, mądra, pewna siebie, zabawna... Jednak
najbardziej charakteryzującą ją cechą zdecydowanie była upartość. Jeżeli Ginny
sobie coś umyśliła, musiało tak być i koniec. Odwiedzenie jej od pomysłu było
praktycznie niemożliwe... Przynajmniej dopóki ona sama nie przejrzała na oczy,
co się zdarzało rzadko, bo rzadko, ale jednak. W każdym razie, zdeterminowana
panna Weasley była nie do zatrzymania. Ale tego jej konkurenci nie wiedzieli...
Tym razem Ginny umyśliła sobie, że dostanie się do Wil z
Waszyngtonu choćby się waliło i paliło, więc tak musiało być. Czując wielkie
wsparcie bijące od Harry'ego, mającego oglądać jej poczynania z trybun
stadionu, Hermiony, która właśnie kisiła się w gmachu Malfoy Company oraz całej
jej rodziny porozsypywanej po całej Anglii i kilku zakątkach świata,
wyprostowała się dumnie. Stała właśnie w szeregu wraz z dziewięcioma innymi
graczami zaproszonymi z tego samego powodu co ona. Byli jej konkurentami,
których planowała wyeliminować. I zrobi to, jej upór i ambicja nie pozwolą jej
na porażkę. Nie
w tym życiu.
– Dzień dobry – przywitał się pięćdziesięcioletni mężczyzna,
który kilka sekund temu kazał im się ustawić w linii. Jego włosy zaczęły już
delikatnie siwieć, a na twarzy pojawiły się zmarszczki. Mimo tego wyglądał
dosyć żywo i młodo jak na swój wiek. Zapewne był to wynik aktywnego trybu
życia, którego wymagała od niego posada trenera. – Nazywam się Andrew Jefferson
i jestem trenerem Wil z Waszyngtonu. Dzisiaj spotkaliśmy się na naborze do
naszego klubu. Ci, którzy uważnie śledzą nowinki sportowe, z pewnością wiedzą,
że w ciągu ostatnich kilku miesięcy nasz klub opuściło trzech zawodników. –
Ginny uśmiechnęła się pod nosem. Oczywiście, że wiedziała i nawet znała powody;
jeden z pałkarzy przeszedł na emeryturę, jedna ścigająca zaszła w ciążę i
stwierdziła, że nie będzie kontynuowała kariery, a drugi ścigający doznał tak
poważnej kontuzji, że zapewne nieprędko się z niej wyliże... Lub lepiej: o ile się
z niej wyliże. Był idealnym dowodem na to, że Quidditch był o wiele
niebezpieczniejszym sportem niż wygląda. – Zaraz podzielę was na pół i sobie
zagracie.
– Tylko zagramy? – zadziwił się chłopak stojący dwie osoby
dalej. Był wysoki, umięśniony i przystojny. Wyglądał, jak większość łamaczy
serc z mugolskich filmów i seriali: ciemny blondyn z lekkim zarostem na twarzy,
dodającym mu zarówno powagi jak i urody. Z jego postawy biła tak wielka pewność
siebie, że zahaczała o arogancję. Zapewne przebierał w dziewczynach jak w
rękawiczkach. Ależ ona nienawidziła takich typów...
– A co byś chciał więcej robić w klubie Quidditcha? – spytał
Jefferson, nie siląc się nawet na oficjalną formę wypowiedzi.
– Ja tylko pytałem, bo chcę spełnić pana wszystkie
oczekiwania – odparł z uśmiechem mówiącym „Gościu, jestem kimś, kogo właśnie
szukasz”.
Ukradłeś ta kwestę jednej ze swoich dziw... dziewczyn? –
pomyślała Ginny z przekąsem. Już wiedziała, kto będzie jej wrogiem numer jeden
na tych eliminacjach. Problem wystąpi, gdy okaże się, że ma ambicję na miejsce
pałkarza... Ale z tym też sobie poradzi. Nie bez powodu nazywa się Weasley... I
to wcale nie była sprawka prawa, według którego dziecko musi dziedziczyć
nazwisko ojca. To ona zakończy jego karierę w tym klubie, zanim się jeszcze zacznie.
W pięć minut poznali wszystkie zasady naboru oraz po krótce
wytłumaczono im, jak będzie wszystko wyglądało, jeśli zostaną przyjęci.
Przystojniak okazał się równie głupi, co urodziwy. Zapewne to rodzina Cormaca
McLaggena, bo to wręcz niemożliwie, żeby było tak wiele podobnych do siebie
typów. Ginny również z zadowoleniem przyjęła fakt, iż jej wróg numer jeden jest
w przeciwnej drużynie i walczy o jej pozycję. Jefferson chyba czytał w jej
myślach. Była stuprocentowo pewna, kogo ma kryć, kogo atakować i z kogo nieumiejącego
grać głupka. Dodatkowo jej zespół był wspomagamy przez bramkarza z pierwszego
składu. Nie mogła mieć lepszych warunków do pracy. Teraz tylko musiała wyjść,
dać z siebie dwieście procent, wykopać dupka i podpisać kontrakt. Taki był
plan.
Z początku meczu Ginny miała pewne trudności, aby zgrać się z
kolegą i koleżanką z jej drużyny. Znali się dosłownie kilkanaście minut, a to w
dodatku z ich różnymi stylami gry, sprawiało, że niezbyt dobrze współpracowali.
Pałkarze także wydawali się odrętwiali, jakby zapomnieli o rozgrzewce lub o tym,
że żyją. Dopiero wynik trzydzieści do zera wyzwolił w Ginny prawdziwą furię.
Jak ten palant śmiał grać tak dobrze? Tego, że nie potrafiła go ograć, nie
mogła sobie wybaczyć, dlatego zmobilizowała w sobie całą siłę i przekonanie co
do własnych możliwości i grała na takim poziomie, co zwykle. Poskutkowało:
zespół zaczął grać, jakby właśnie dostał olśnienia, albo przypomniał sobie jak
poprawnie przerzucać kafla przez obręcz. Jamie – tak miał na imię przystojniak,
jak się później okazało – zobaczył w pannie Weasley prawdziwe zagrożenie
dopiero, gdy ta doprowadziła do remisu. Obecna sytuacja nie spodobała się
również jej pomocnikom, którzy również zaczęli walczyć o dominację.
Mecz zakończył się siedemdziesiąt do stu trzydziestu dla
drużyny Ginny. Ona sama zdobyła siedem bramek, co napawało ją dumą – ze
wszystkich zebranych miała ich najwięcej. Chociaż i tak jeden fakt doprowadzał
ją do niezadowolenia: różnica punktów. Gdyby grali z szukającymi, byłoby spore
zagrożenie, że tamtym udałoby się wygrać. Ale przecież wszystko jest do skorygowania,
trzeba tylko chcieć. A ona niewątpliwie taką chęć miała.
Kiedy trener wyszedł po pięciominutowej naradzie z władzami
klubu i innymi graczami, wydawał się być zarówno zrelaksowany jak i zadowolony.
Zupełnie, jakby nie miał za wielkich wyrzutów sumienia bądź wątpliwości.
– Z przyjemnością chcę ogłosić, że do klubu Wile z
Waszyngtonu dołącza Ginny Weasley i Artur Anderson, nowi ścigający, a także
Jimmy Jackson, kolejny pałkarz. Serdeczne gratulacje – powiedział Jefferson
krótko i treściwie.
Z tego całego zdarzenia Ginny najlepiej zapamiętała krzyk
Harry'ego z trybun („Wiedziałem! To moja
dziewczyna! Brawo!") oraz niezadowoloną minę Jamie'ego. A było co
zapamiętywać... To skrzywienie ust, wściekłość w oczach i zanik pewności siebie
podbudował Ginny.
– Zapraszam na omówienie szczegółów – dodał pan Andrew, a
trójka szczęśliwców ruszyła za nim, by dowiedzieć się więcej o losie, jaki ich
czekał.
.*.*.*.*.*.*.
Malfoy do końca dnia był tak zadowolony, że nawet nie zwrócił
uwagi na to, że Hermiona wyszła wcześniej. Co prawda było to tylko kilka minut,
ale ją to i tak cieszyło. Ten czas wykorzystała, aby czym prędzej pognać do
domu i poznać rezultat eliminacji. W środku czuła, że Ginny się dostanie –
tylko głupiec nie chciałby tak utalentowanej, pracowitej i zdeterminowanej
dziewczyny – ale mimo to wolała mieć stuprocentową pewność, bo ciekawość ją pożerała.
Zresztą, musiała poznać wynik całodniowego wewnętrznego trzymania kciuka za
nią.
Kiedy weszła do środka, pierwszym co zarejestrowała, był
hałas. Taki harmider mógł oznaczać tylko jedno. Szybko wmaszerowała do salonu,
gdzie roiło się od świętujących. Państwo Weasley (Hermiona z zdziwieniem
zauważyła, że Molly była wyjątkowo zadowolona), George z Angeliną, Bill z Fleur
oraz jej siostrą. Wszyscy dzierżyli w dłoniach kieliszki, a na twarzy Ginny
gościł szeroki uśmiech. Dostrzegawszy Hermionę, rzuciła się na jej szyję i
krzyknęła:
– Dostałam się!
Hermiona mocno przytuliła rudowłosą, jednak po chwili
wyswobodziła się z jej niedźwiedziego uścisku.
– Gratuluję – odpowiedziała Hermiona.
Aż do samego wieczora panna Granger świętowała razem z
resztą, słuchając relacji z przebiegu eliminacji oraz ciekawych opowieści z
rodziny Weasleyów, których nie miała okazji jeszcze usłyszeć. Czuła się bardzo
dobrze wśród znanych jej osób – prawie tak jak zawsze. Brakowało jej tylko
atmosfery Nory, Rona, Freda... Ale mimo to było bardzo przyjemnie.
.*.*.*.*.*.
Lipiec dobiegł końca jak z bicza strzelił – jeżeli nie
szybciej. Wśród nawału pracy, który wkradł się do firmy wraz z rozpoczęciem
procedury otwarcia sklepu oraz pomocy przy w przygotowaniach do wyjazdu
Harry'ego i Ginny, Hermiona nie miała czasu dla siebie. Przez ten okres
przeczytała może jedną książkę, przez co czuła się jak narkoman na głodzie.
Jedynym usprawiedliwieniem dla tak późnego odczucia pragnienia, był fakt, iż
reszta miesiąca rzeczywiście była ciekawa. Między nią, Ginny i Harrym pojawiło
się wiele rozmów i ustaleń. Jedno z nich dotyczyło tego, że miała mieszkać w
ich mieszkaniu podczas ich nieobecności. Korzyść była obustronna: zarówno panna
Granger miała się gdzie podziać (właściciel był zdziwiony, że tak młodzi ludzie
chcą wynająć mieszkanie, dlatego kazał im wnieść opłatę za cały rok. Nie
chcieli nawet połowicznego zwrotu kosztów, co również było dla niej na plus), a
także miał kto zająć się domem. Takie rozwiązanie było więcej niż korzystne.
Do Hermiony dotarło, jaka będzie samotna dopiero, gdy
ostatnia walizka została domknięta w sobotę rano. Wcześniej, owszem, była tego
świadoma, aczkolwiek wtedy ta wizja stała się tak bardzo realna, namacalna. Nic
więc dziwnego, że z jej oczu zaczęły płynąć łzy. O ile przy rozstaniu z Ronem
było jej prościej, ponieważ miała u swojego boku dwójkę przyjaciół, o tyle
tutaj było dużo trudniej.
– Hermiona, nie płacz. Nam wszystkim jest ciężko – pocieszał
ją Harry, tuląc do piersi. – Będziemy pisać. Są też kominki, świstokliki...
– A co, jak będziecie tak jak zajęci, jak Ron?
Harry uśmiechnął się szeroko.
– Jestem pewien, że to prędzej ty u Malfoya nie będziesz mieć
czasu dla nas. Ale pamiętaj, jakbyś miała jakieś problemy, to...
– Harry, jestem dorosła. Poradzę sobie, kiedyś muszę się
usamodzielnić – stwierdziła dziewczyna.
Zawsze ceniła sobie samodzielność bardzo wysoko. Dlatego to
jeden z jej największych celów: być zaradną do tego stopnia, by móc poradzić
sobie w dosłownie każdej sytuacji. To była dla niej jedna z cech dorosłości,
coś za czym zawsze goniła. Teraz był najlepszy sprawdzian jej umiejętności
radzenia sobie samej, więc postanowiła to wykorzystać w pełni.
– Uważaj, żeby cię kiedyś to nie zgubiło – powiedziała Ginny,
brzmiąc przy tym zupełnie jak jej matka.
Pożegnanie jej przyjaciół było ciężkie. Cieszyła się z ich
szczęścia, ale już za nimi tęskniła, tak samo jak za Ronem. I kiedy wróciła do
domu i miała w końcu czas, by przeczytać książkę nie mogła się skupić. Dlatego
nadejście poniedziałku okazało się być zbawieniem.
Lipiec zmienił trochę realia pracy w Malfoy Company, co było
zasługą dużej ilości zajęć dla wszystkich. Przecież każdy szanujący się
pracownik wiedział, że zajęty Draco, to niegroźny Draco. I to była najszczersza
prawda: Malfoy przeszedł z delikatnych jak na niego obelg (jednak groźba się na
coś zadała, bo jej skutki były wręcz zbawienne) i uwag na całkowicie obojętne
stosunki. Najwyraźniej przyzwyczaił się do myśli, że Hermiona pracuje w jego
biurze. Właściwie, to niechętnie przyznawał się – ale tylko samemu sobie! – że
cieszy się z zatrudnienia Granger. Była pracownicą niemalże doskonałą, bo obok
jej inteligencji, pracowitości i ambicji, stała również umiejętność parzenia
kawy. I dodatkowo była na najlepszej drodze do zostania najdłużej pracującą
sekretarką w jego firmie. Gościła w niej już miesiąc, a nie nosiła na sobie
żadnych znaków załamania psychicznego, lub innych tego typu rzeczy. To rokowało
lepiej niż dobrze.
Oprócz faktu wybawienia od myśli w postaci pracy,
poniedziałek miał jeszcze jedną zaletę – dostała list od Harry'ego i Ginny. Nie
wiedziała, czy to ich sprawka, ale sowa przyleciała do niej akurat na przerwie,
za co była jej wdzięczna: mogła przeczytać wiadomość w spokoju, a także szybko
na nią odpisać. Kiedy tylko spojrzała na pergamin wypełniony słowami, od razu
domyśliła się, że prawdopodobnie kłócili się o pióro, ponieważ co chwilę
dostrzegała zmiany charakteru pisma. Cicho zachichotała, wyobrażając sobie
bójkę jej przyjaciół o coś tak pospolitego, jak ptasie pierze...
Droga Hermiono!
W Ameryce jest cudownie! Koniecznie będziesz musiała nas odwiedzić! Co prawda ja tam nie widzę wielkiej różnicy między Stanami, a Anglią, ale... Hermiona, nie czytaj tych bzdur, które on wypisuje. Przyjedziesz do nas na święta (obowiązkowo, tego w życiu Ci nie odpuścimy) to sama zobaczysz. Zakochasz się.
Póki co nie mamy za wiele do opowiedzenia, bo jest niedziela rano i tak naprawdę sami do końca nie oswoiliśmy z byciem tutaj. Nie będziemy opisywać Ci wyglądu okolicy, mieszkania ani sąsiadów, bo wierzę, że sama tego doświadczysz. Błagam, napisz w odpowiedzi, że naprawdę nas odwiedzisz, bo Harry ciągle powtarza, że koniecznie musimy Cię zmusić do przybycia tutaj... W każdym razie, sądzę, że koło środy dostaniesz od nas kolejny list, licząc, że szybko nam odpiszesz i sowa dopisze i wtedy będziemy w stanie opowiedzieć Ci więcej. I ja będę już po pierwszych dniach pracy w tutejszym Ministerstwie, i Ginny po treningu.
Mamy nadzieję, że nie tęsknisz tak bardzo, jak my!
Pozdrawiamy,
Harry i Ginny
Hermiona podczas czytania tak się śmiała, że zwróciła na
siebie uwagę siedzącego nieopodal Teodora. Co prawda treść sama w sobie nie
była zabawna, ale wyobraźnia panny Granger wciąż podstawiała jej niespodzianki
w postaci obrazów bitwy o pióro... Co, w połączeniu z jej znacznie polepszonym
humorem dawało zdumiewające efekty.
– Ktoś wysłał ci listę kawałów? – spytał z rozbawieniem, nie
mogąc powstrzymać się od tego komentarza. Hermiona podniosła wzrok znad papieru
i spojrzała mu w oczy.
– Nie, po prostu... Tak jakoś – odparła. – Dobra, ja
lecę do siebie. – Dopiła resztki kawy ze swojego kubka i wstała z
zajmowanego przez siebie fotela.
– Masz jeszcze bite dwadzieścia przerwy – zauważył Nott.
– Chciałam odpisać – stwierdziła, na co chłopak kiwnął
głową.
– Racja, to rzeczywiście dobry powód, by się zmyć.
Hermiona gwizdnęła jeszcze na sowę, a ptak do niej podleciał
i usiadł na lewym ramieniu, po czym ruszyła w kierunku windy. Teodor, który nie
znał tej sztuczki (która, notabene, była świetna!) w myślach planował
wypróbować ją na swoim puchaczu jeszcze tego samego dnia.
.*.*.*.*.
W środę list otrzymała o godzinie czternastej pięćdziesiąt:
na krótko przed tym, jak miała się zbierać do wyjścia. Hermiona szybko wpuściła
ptaka do środka i sprawnymi ruchami odwiązała przesyłkę od jego nogi. Zaraz po
rozpakowaniu listu, dziewczyna od razu zarejestrowała, że tym razem został
napisany tylko przez jedną osobę – Ginny. Panna Granger pospiesznymi gestami posprzątała
wszystko na swoim biurku, jak zwykła czynić codziennie po skończonej pracy i
wgłębiła się w lekturę.
Droga Hermiono!
Tym razem piszę do Ciebie sama, ponieważ już dzisiaj rano Harry został wysłany na misję. Trochę się o niego boję, ale wierzę, że sobie poradzi, w końcu to Harry. Pokonał Voldemorta, dwukrotnie przeżył Avadę Kedavrę... Jak dla mnie zero stresu. Jak zapewne zdążyłaś już się domyślić, o jego wrażeniach dowiesz się kiedy indziej... Choć mam nadzieję, ze stanie się to po jego powrocie – szybkim, jak mi obiecał.
Wczoraj miałam swój pierwszy trening i zapoznanie z resztą drużyny. Poznałam wszystkich, począwszy od zawodników, na drużynowych uzdrowicielach kończąc – jednak największe wrażenie zrobił na mnie Lucas Fisher (jest jeszcze przystojniejszy niż na zdjęciach, ale nie wspominaj o tym Harry'emu). Wszyscy byli dla mnie wyjątkowo mili, także czułam się bardzo komfortowo. Myślę, że będę się z nimi dobrze dogadywać. Jedynym minusem są zakwasy, ale to się da przeżyć. Żyjąc z taką ilością braci niejednokrotnie czułam wiele większy ból (chociaż do tej pory zastanawiam się, co musiał czuć Percy, który dostawał bęcki o wiele większe i częstsze...).
Pierwszy mecz gramy za miesiąc. Nie przewiduję, że wystąpię w pierwszej siódemce, ale przynajmniej obejrzę ich pracę z bliska. To dla mnie i tak duży plus. Jefferson jest bardzo wymagający, jeżeli chodzi o mecze, także dowiem się, co robić, by nie narazić się na jego gniew.
A co u Ciebie? Malfoy bardzo denerwujący? No dobra, równie dobrze mogłabym się spytać, czy...
– Granger, ty jeszcze tutaj? – Usłyszała głos szefa. „O wilku mowa", chciałoby się rzec. – Akurat dzisiaj nie musisz zostawać, przecie...
– Tak, tak, wiem – przerwała mu. – Po prostu dostałam list,
na otwarciu którego bardzo mi zależało.
Inteligentnemu Draco wystarczyła chwila, by połączyć ze sobą
fakty.
– Od Potterów, ma się rozumieć? – Kiwnął głową w stronę
trzymanego przez nią pergaminu. – No tak, wybyli do Ameryki w sobotę.
Zdziwiona Hermiona otworzyła szerzej oczy.
– Skąd o tym wiesz? – spytała.
Pierwszym, co jej przyszło na myśl, było to, że Draco
interesuje się życiem Harry'ego i Ginny... Jednak po szybkim przekalkulowaniu
tej opcji miała ochotę pacnąć się w głowę: niby po co?
– Plotki, Granger – odpowiedział, nonszalancko opierając się
o futrynę drzwi prowadzących do jego królestwa. – A pytam się, bo ostatnio coś
przygasłaś...
– I ciebie to obchodzi? – Zaśmiała się cicho.
O dziwo, Malfoy też zaczął się śmiać, ale nie wrednie, tak
jak miał w zwyczaju, tylko tak po ludzku. Zwyczajnie. Ta chwila wydawała się
być luźna, tak jak jeszcze nigdy żadna z ich wspólnie spędzonego czasu. A
przecież tylko się śmiali, rozbawieni swoimi własnymi śmiechami.
– Oj, Granger, Granger... – mruknął między wydechem, a
wdechem. – Po prostu jestem ciekawy, czy tak jak rekordzistka zamierzasz się
zwolnić po miesiącu pracy. Ona też przygasła mniej–więcej w tym momencie... A z
tego co wiem, Teodor zdążył się stęsknić za ciągłym wysyłaniem ogłoszeń do
Proroka. I dręczeniem mnie spotkaniami. I ochrzanianiem mnie za wyrzucanie
kolejnych dziewczyn. I grożeniem, że ja sam będę sobie szukał pracowników...
– Zastanawiam się jeszcze – odparła sarkastycznie,
przerywając jego wywód. – Zobaczymy po wypłacie...
Wtedy w głowie Hermiony zaczęły ruszać się trybiki.
Wypłata... Jedyna kwestia, której jeszcze nie poruszyła! Czuła się wyjątkowo
głupio... Owszem, wiedziała, że raczej w firmie Malfoya dobrze się zarabia –
uświadomili ją o tym nie tylko Nott, ale kilka warzycieli, z którymi miewa
okazję rozmawiać – ale wciąż zapominała dopytać się o dokładną kwotę. Prawdopodobnie,
kiedy czytała umowę tą informację pominęła. Ta wiadomość musiała być podana,
ale przez zżerający ją stres po prostu o niej zapomniała... A głupio jej było
pytać się o taką rzecz.
– Och, czyli nie muszę się martwić. Wybornie.
– A mogę wiedzieć, kiedy ją dostanę?
– Już w ten piątek – powiedział. Wtedy zapadła chwilowa
cisza. – Granger, nie wiesz może, po co wyszedłem? – spytał ją całkiem poważnie.
Hermiona popatrzyła na niego jak na głupka.
– Skąd miałabym to wiedzieć?
– Jesteś znana z tego, że wiesz wszystko, więc liczyłem na
drobną pomoc z twej strony. – Już miał wejść do siebie, kiedy rzuciła mu na
odchodne:
– Może chciałeś pójść po eliksir na sklerozę?
– Może... – rzekł tajemniczo. – W każdym razie, przypomnę
sobie o tym eliksirze, kiedy będziesz prosiła mnie o wolne – dodał, po czym
zamknął za sobą drzwi.
No tak: nieważne jak mocno będziesz się starać, Malfoy i tak
wygra potyczkę słowną. Zapamiętać!
.*.*.*.
Po nudnym czwartku nadszedł czas na ciekawszy piątek.
Może nie tyle ciekawszy, co bardziej wyczekiwany. Dzień
wypłaty. Aby przestać o niej myśleć, Hermiona pracowała jeszcze więcej. Nawet
całej przerwy nie wykorzystała, co skończyło się tym, że... zabrakło dla niej
pracy.
– No to jeszcze mi
się nie zdarzyło, Granger – przyznał Draco. I miał całkowitą rację, bo odkąd
założył firmę, zawsze miał coś do załatwienia. – Fakt, że to był luźniejszy
tydzień niż poprzedni, ale naprawdę nic ci nie zostało?
– Jakby zostało, to nie przyszłabym do ciebie – słusznie
zauważyła dziewczyna.
Draco uśmiechnął się tajemniczo. Miała się bać, czy cieszyć?
Chociaż, to był Malfoy, to było z góry wiadome, że trzeba było się bać.
– Właściwie, mógłbym wypuścić cię wcześniej – powiedział jak
gdyby nigdy nic. Ale, oczywiście, to logiczne, że był w tym haczyk, skoro z
jego twarzy nie zszedł ten uśmieszek. – Ale nie zrobię tego. Przecież na
samiuśkim początku ci obiecałem, że nie będę milusi. To nie jestem.
Malfoy mógł przysiąc, że kiedy dokończył swoją myśl, stojąca
naprzeciwko jego biurka Granger westchnęła z ulgą. Szczerze? Nie takiej reakcji
się po niej spodziewał. A może to było westchnienie ze złości... Nie, to na
pewno była ulga, dałby sobie rękę uciąć! Tylko czemu Granger się ucieszyła?
Tego prawdopodobnie nikt nie był stwierdzić – oprócz niej samej.
A jednak sprawa była prosta: w domu Hermiona była sama jak
palec. Przyzwyczajona do wiecznego życia z kimś, nie umiała się odnaleźć w
pustym mieszkaniu. Najpierw kiedy była mała mieszkała z rodzicami, dla których
była oczkiem w głowie. Potem pojechała do Hogwartu, gdzie pokój dzieliła z
kilkoma koleżankami i praktycznie nigdy nie miała go dla siebie. Nawet po
powrocie, przez pierwszy miesiąc nie żyła sama. Nic więc dziwnego, że wolała
zostać i pracować.
– To co mam zrobić?
– Nic – mruknął tajemniczo.
– Jak to: nic? – spytała zdziwiona. – Czyli do piętnastej mam
siedzieć bezczynnie?
To już wolałabym iść do
domu – pomyślała.
– Tego nie powiedziałem. Masz – spojrzał na zegarek –
dokładnie dwadzieścia dwie minuty dla siebie, potem wychodzimy.
– A mogę wiedzieć gdzie?
Malfoy popatrzył na nią groźnie.
– Wiesz, Granger, dlaczego prawdopodobnie będziesz singielką
całe życie? Bo nawet jeżeli znajdzie się jakiś masochista, który mógłby o tobie
poważniej pomyśleć, to ty i tak zabijesz go swoimi pytaniami o wszystko.
Hermiona gniewnie zmrużyła oczy.
– Z tym charakterem, ja tobie też nie wróżę kochającej żony –
odpowiedziała, po czym skierowała się do wyjścia. Kiedy wychodziła przez drzwi,
Draco postanowił się jej odciąć:
– Pamiętaj, że brak wewnętrznego oka sprawia, że twoje wróżby
są do kitu, Granger. A pójdziemy sobie na wycieczkę.
Dziewczyna udając, że go nie słyszała, zamknęła drzwi.
.*.*.
Kiedy wylądowali w okolicach Dziurawego Kotła, Hermiona
natychmiast domyśliła się, czego ma dotyczyć ich wyprawa. Od rozpoczęcia
remontu minęło już trochę czasu – nic więc dziwnego, że Malfoy chciał już
zobaczyć efekty pracy. Ona na jego miejscu już od dawna czatowałaby przed
sklepem, dając upust swojej ciekawości.
Dziewczyna szybko puściła jego dosyć muskularne ramię, po
czym ruszyła obok niego w stronę knajpy. Draco spojrzał na nią kątem oka, ale
się nie odezwał, tylko szli tak dalej w milczeniu. O dziwo, żadnemu z nich ono
nie przeszkadzało.
Jako pierwsza odezwała się Hermiona, kiedy stanęli przed
sklepem.
– Oni są świetni!
Bez porównania budynek wyglądał o wiele lepiej niż
poprzednio. Elewacja, tak samo jak w Malfoy Company, była jasna i
nieskazitelnie czysta, a drzwi wykonane z metalu i szkła. Przez nowe, czyste
okna widać było również środek, w którym budowlańcy właśnie wyrównywali ściany.
Postępy były ogromne i, patrząc na ilość i jakość wykonanych prac, sklep w
ciągu kilku najbliższych dni mógł być skończony. Nie licząc mebli, pracowników,
wszystkich formalności i wyposażenia, bo tutaj wciąż nie wszystko grało.
Jednak, co warto podkreślić, reszta prac miała ruszyć całkiem niedługo.
– Tak, zatrudnienie ich to rzeczywiście dobry wybór –
odpowiedział.
Jedyny możliwy, ale
słuszny – przeszło przez myśl Hermionie.
Wtedy dostrzegł ich pan Bailey. Niemal natychmiast porwał
szmatkę, wytarł w nią ręce, po czym ruszył ku wyjściu.
– Dzień dobry – powiedział na przywitanie. Następnie podał
Malfoyowi rękę. Blondyn uścisnął ją, odpowiadając mu tym samym. Hermiona też
miała taki zamiar, jednak
mężczyzna zgrabnie je pokrzyżował: pochwycił jej dłoń i pocałował ją.
– Dzień dobry – rzekła, uśmiechając się słodko. To był bardzo
miły gest ze strony mężczyzny.
– Widzę, że praca idzie pełną parą – mruknął Draco, kątem oka
obserwując zadowolone oblicze panny Granger. Nie wiedzieć czemu, nagle jego zadowolenie
gwałtownie spadło. Może to przez obecność tego sztucznego dżentelmena? Jak on
nie cierpiał takich typów jak on...
– A tak, było ciężko, ale myślę, że nie jest źle – odparł. Z
jego słów biła sztuczna, aczkolwiek przyjemna (bo celowa) skromność.
– Nie jest – wtrąciła Hermiona. – Już wiem, co pan Malfoy
widział w tym budynku. Jest naprawdę cudowny.
– Widzi pani, panno Granger, trzeba mieć oko, żeby zobaczyć
coś w niczym – odciął się jej, uśmiechając się na poły wrednie, na poły
tajemniczo.
– O tak, panie Malfoy, to rzeczywiście dobra inwestycja –
przyznał pan Bailey.
– Cieszę się, że przyczyniłam się do tak dobrego zakupu...
– To pani wybierała budynek?
– Nie, nie...
– Granger pomagała w negocjacjach – wytłumaczył Draco, na co
pan Bailey pokiwał głową.
– O, taka sekretarka to skarb – stwierdził. – Potrafi
negocjować, pracowita, niezwykle miła... Ładna – ostatnie słowo wyszeptał tak, że stojąca i
obserwująca pracę mężczyzn zarumieniona Hermiona niczego nie usłyszała. Ale za
to Malfoy słyszał to idealnie.
– Taaak, po prostu świetna...
Nie miał pojęcia, ale nagle poczuł złość na Baileya. Za to
jak patrzył na Granger, za to jak o niej mówił, za to jak później ją traktował,
kiedy oprowadzał ich po środku: blondyn poczuł się jakoś dziwnie zepchnięty na
drugi plan. Może to by nie było złe – chociaż nie zaprzeczał, że nie przepadał
za byciem w pewien sposób ignorowanym – gdyby nie jego intencje. Przecież nie
można tak patrzeć na Granger w normalnych warunkach. Gościu chyba naprawdę
cierpiał na przewlekłą samotność... Jednak z drugiej strony uświadomił mu, jak
bardzo teraz miałby przechlapane, gdyby nie ona... Przepłaciłby za sklep,
bawiłby się w szukanie sekretarek, zamiast skupić się na rozwoju firmy. Jej obecność
działała na plus dla niego.
Taka sekretarka rzeczywiście jest skarbem.
.*.
Zaraz po tym jak Malfoy puścił ją wolno – a było to na
czterdzieści minut po czasie, kiedy faktycznie powinna tą pracę skończyć –
pognała do Banku Gringotta. Szybko dokonała formalności, co było dosyć
zaskakujące zważywszy na to, że bank prowadziły gobliny. Do jej skrytki zawiózł
ją goblin z daleka wyglądający jak dusigrosz. Na wszystko, co wydawało się mieć
jakąś wartość, patrzył z zachwytem w oczach. Zupełnie, jak Ron na smaczne jedzenie.
Chociaż to w ogóle nie mogło równać się z wzrokiem Hermiony,
kiedy już weszła do skarbca.
– Do pani skrytki wpłacono sześć tysięcy galeonów –
wycharczał goblin.
Kiedy Teodor mówił jej, że będzie zadowolona, nie sądziła, że
do tego stopnia! Owszem, opowiadał, że tygodniowa pensja sekretarek była duża
dzięki Astorii, ale to przerosło jej oczekiwania! Podobno Greengrass
stwierdziła, że skoro Malfoy ma wysokie oczekiwania w stosunku do sekretarek,
to powinien im to wynagradzać... I szkoda było jej dziewczyn, które
przechodziły przez katusze u niego, nie dostając za to odpowiedniego
wynagrodzenia. Co innego by było, gdyby Draco miał mniej skomplikowany
charakter.
Może Hermiona nie była wybitnie szczęśliwa z zatrudnienia w
Malfoy Company, a teraz już miała świadomość, że było warto. Nawet jeśli to nie
była praca jej marzeń, ani taka, która by ją satysfakcjonowała tak jak
zatrudnienie w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli pana Weasleya, to
ze względów czysto materialnych była dla niej dobra. Zarabiała więcej niż
ojciec Rona, a przecież miała się z tego utrzymywać sama. A praca u Malfoya nie
była taka zła – chłopak wymagał pracowitości, odrobiny inteligencji i
dobrej kawy. Praktycznie rzecz biorąc: niczego więcej. A że jeszcze była
odporna na jego obraźliwe teksty i humorki, to także było jej łatwiej. Chociaż
ostatnio był na tyle zajęty, że i o tym zapominał.
Teraz jej celem było jak najdłuższe utrzymanie posady –
zamierzała pracować w Malfoy Company tak długo, aż Draco jej nie zwolni (co
raczej się nie zdarzy, dopóki jest mu potrzebny tak dobry płatny niewolnik jak
ona), tylko aż nie znajdzie posady, która mogłaby dorównywać tej pod względem
pensji i spełniałaby wszystkie jej oczekiwania.
________________
Witajcie!
Wracam po króciutkiej przerwie. Rozdział nie jest szczytem marzeń, ale jest, to już coś. Myślę, że chęci powoli wracają, chociaż przybyłyby szybciej, gdyby miały doładowanie w postaci komentarzy. Nie wstydzcie się komentować, krytykować, wypominać błędów (a w szczególności zeżartych przeze mnie wyrazów, ech), to wbrew pozorom motywuje :)
Także mam nadzieję, że w miarę Wam się spodobało :D
Pozdrawiam,
Feltson
Ps. Ponieważ przerwa wpłynęła również na czytanie, to mogę obiecać, że w niedługim czasie wszystko nadrobię!
Wracam po króciutkiej przerwie. Rozdział nie jest szczytem marzeń, ale jest, to już coś. Myślę, że chęci powoli wracają, chociaż przybyłyby szybciej, gdyby miały doładowanie w postaci komentarzy. Nie wstydzcie się komentować, krytykować, wypominać błędów (a w szczególności zeżartych przeze mnie wyrazów, ech), to wbrew pozorom motywuje :)
Także mam nadzieję, że w miarę Wam się spodobało :D
Pozdrawiam,
Feltson
Ps. Ponieważ przerwa wpłynęła również na czytanie, to mogę obiecać, że w niedługim czasie wszystko nadrobię!
Proszę pisz częściej! Pomysł z Malfoy Company jest świetny!
OdpowiedzUsuńWidzę, że mnóstwo osób zrobiło przerwę w tym czasie :)
OdpowiedzUsuńNo ale to całkowicie zrozumiałe :) Rozdział może troszkę nudnawy, ale przynajmniej mamy wątek Ginny i Harry'ego. Nie zapominaj o Ronie! Też może coś napisać do Hermiony.
Czekam na więcej akcji ;)
Pozdrawiam <3
Jesienna drepresja dopada wszystkich po kolei, jak widać :P
UsuńSzczerze, on miał być nudnawy... Ale to tylko dlatego, że więcej będzie się działo w kolejnym :D Taka cisza przed burzą c:
Nie zapomnę o Ronie, zapewniam :)
Również pozdrawiam,
Feltson
NARESZCIE!
OdpowiedzUsuńOch, tak bardzo tęskniłam za tym miejscem (czyt. nowy rozdział na twoim blogu).
Czuje się na prawdę przeładowana informacjami.
Ginny dostała się do drużyny, wyjechała z Harrym. Hermiona sama w Londynie.Szkoda mi trochę jej.
A przy okazji, można pozazdrościć pensji Hermiony.
Co ja ci jeszcze mogę powiedzieć?
Odpoczywaj, zbieraj siły oraz natchnienie.
Pozdrawiam,
Re(Beca)
Ps. Jak jeszcze nie widziałaś, to może zaglądniesz? https://czasy-przegranych.blogspot.com/
Cieszę się, że tęskniłaś, bo ja także :3
UsuńO tak, akurat pensji Hermionie można pozazdrościć... Ale samotność nie będzie jej aż tak doskwierać :P
Postaram się wpaść :D
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Super! Tęskniłam za opowiadaniem :) uwielbiam Ginny i Harry'ego, są tacy pozytywni :D szkoda trochę Hermiony, wszyscy gdzieś pojechali. Mam nadzieję, że Malfoy pomoże jej przetrwać te samotne chwilę :D
OdpowiedzUsuńPozdrowionka ;)
Cieszę się! :D
UsuńOczywiście, że jej pomoże... O to się nie trzeba kompletnie martwić :P
Również pozdrawiam!
Feltson
Taaak! ❤
OdpowiedzUsuńWchodzę na bloga, tu taka niespodzianka w postaci rozdziału! :)
Uwielbiam Harrego i Ginny, są przezabawni :D Co do Hermiony i Draco to widzę, że niedługo będzie się tu rozkręcać :3
Pozdrawiam cieplutko!❤
Dzięki ❤
OdpowiedzUsuńOczywiście, że będzie :D Powolutku musi, zaraz połowa części pierwszej :3
Również pozdrawiam!
Feltson
Mam nadzieje ze będziesz pisać częściej bo twoje opowiadanie jest fantastyczne. W sumie to jedyne FF które jest o Dramione.
OdpowiedzUsuńOczywiście ze mam jeszcze nadzieje na to że zacznie się cos dziać więcej miedzy Draco a Hermioną.
Pozdrawiam,
MadzikM
Będę częściej pisać, obiecuję! :D
UsuńI owszem, będzie się działo, już niedługo c;
Również pozdrawiam,
Feltson
Uwielbiam twojego bloga. Cuesze sie ze napisałaś wreszcie nowy rozdział. Z niecierpliwością czekam na nastepny. Weny
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤❤
UsuńW końcu znalazłam czas na czytanie :)
OdpowiedzUsuńA rozdział świetny <3
Może to dziwne, ale jak Hermiona czytała listy, to też wyobrażałam sobie walkę o pióro :) :)
Pozdrawiam ;)
Basiabella
Hah ten list mnie rozwalił :D Wyobraziłam sobie tę kłótnię o pióro! Przy okazji brawa dla Gin.
OdpowiedzUsuńNo no Draco ma gest... Hmm czyżby zazdrość? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Pozdrawiam
Arcanum Felis