Pełnia szczęścia
Część 1
Rozdział 7: Kłopoty na pokładzie
Draco zamrugał kilkukrotnie
powiekami, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Granger wydawała się być jak
najbardziej poważna w tym, co mu zaproponowała. Z ciągłym, nie malejącym
zdziwieniem obserwował, jak dziewczyna przesuwa się, otwierając drzwi szerzej.
– Tylko szybko, zanim się rozmyślę
– rzekła, po czym przygryzła wargę w niekontrolowanym odruchu.
Malfoy odetchnął, robiąc pierwszy
krok. Początkowo miał obawy – nie wiedział, czy dobrze robił. Ale z drugiej
strony, to co złego mogło wyniknąć ze spotkania z Granger? Była grzeczna, miła
i cnotliwa. Jednym słowem – miał pewność, że nie stanie się nic. Kto wie, może
nawet udałoby jej się uratować jego upadłą duszę...?
Zabawne Draco, że się jeszcze
łudzisz – przemknęło mu przez myśl.
– Jesteś pewna, że wiesz, co
robisz? – spytał mimochodem, kiedy usłyszał za sobą trzaśnięcie drzwi.
– Mam być szczera czy miła? –
odparła, unosząc kąciki ust ku górze.
– Miła – rzucił, rozglądając się
po pomieszczeniu. Było proste, nie skalane żadnym brudem i całkiem
przewidywalne. Całkiem jak psychika Pottera. Że nawet jego mieszkanie musi być
jego dokładnym odzwierciedleniem...
– Zazwyczaj w takich sytuacjach
prosi się o szczerość i właściwie to liczyłam na to, że ją wybierzesz. –
Wzruszyła ramionami. – Więc, pozwolisz, że to właśnie do niej się zastosuję. A
odpowiedź brzmi: nie wiem. Ale póki nie wyjmiesz z kieszeni ostrych narzędzi
lub różdżki, nie mam jakiś wielkich obaw.
– Hm. Nawzajem – odparł.
– Zdejmij buty – nakazała jeszcze.
Blondyn posłusznie wykonał
polecenie, a następnie poszedł za szatynką. Trafił do salonu, który –
oczywiście – był nudny i czysty. Naprzeciwko wejścia stała ciemna kanapa, a
przed nią niski stolik. Prostopadle do niej stały dwa fotele, z czego na jednym
znajdowało się kilka poduszek. Na jasnej szafeczce obok niego leżała książka, z
której wystawała zakładka z wizerunkiem sowy. Oprócz tego na stoliku samotnie
stał brudny, samotny i pusty kubek. Na parapecie było kilka doniczek z
kwiatami, natomiast nad kanapą wisiało parę małych obrazków i zdjęć. Jednak jego
uwagę najbardziej zwrócił przedmiot stojący przy wejściu. Draco wszedł głębiej
do pomieszczenia, aby móc mu się przyjrzeć. Było to wielkie, hebanowe pudło, w
którym widział swoje odbicie – niewyraźne i czarno–białe, ale to nie
przeszkadzało mu w rozpoznaniu poszczególnych przedmiotów, które były za nim.
Chłopak rozejrzał się wokół. Obok szafki z tym ciemnym czymś stał jeszcze regał
z książkami, czyli wiało normalnością. Nic więc dziwnego, że jego spojrzenie
wciąż wracało do owej, nieznanej mu rzeczy.
Hermiona, która pospiesznie
wyniosła kubek do kuchni, schowała książki i poprawiła wszystkie poduszki,
szybko dostrzegła jego ciekawość i zdezorientowanie.
– To telewizor – odpowiedziała na
jego nieme pytanie.
– Tele... co?
– Wizor. Tele–wizor.
– I co on robi, ten telewizor? –
spytał.
– Na telewizorze się ogląda –
odpowiedziała. Już widziała, jak blondyn otwierał usta, aby zadać kolejne
pytanie, dlatego szybko kontyuowała: – Można oglądać różne rzeczy. Programy,
seriale, filmy. Zależy, co puszczają.
Draco niewiele to rozjaśniło.
Wiedział, że coś się puszcza – co wcale mu się dobrze nie kojarzyło – i można
to oglądać. Świetnie. Szkoda tylko, że nadal nie rozumiał, co oznaczała reszta
pojęć.
– Napijesz się czegoś? –
zaproponowała Hermiona. – Herbaty, wody?
Draco prychnął, kręcac głową.
– Oj, Granger, Granger, nie
nauczyłaś się jednej regułki. Mówi się „Kawy, herbaty, wody?", a potem dla
żartu „A może czegoś mocniejszego?". Nie spodziewałem się tego po tobie.
– Nic mocniejszego nie mam...
– Wszystko wysączyłaś sama po
cichu – wtrącił blondyn.
– ... a co do kawy, to przypominam
ci, że jesteś na odwyku – dokończyła, ignorując jego komentarz.
– Weź mi o nim nie przypominaj, bo
mam depresję. – Draco skrzywił się. – W takim razie nic.
Hermiona westchnęła. Nie miała
pojęcia, dlaczego zaprosiła go do środka, ale żałowała. Naprawdę odczuwała brak
towarzystwa i to w sposób nadgminny. Ale z drugiej strony to było całkiem
niezłe posunięcie taktyczne – jeżeli uda jej się w jakimś stopniu jeszcze
załagodzić stosunki między nią, a Malfoyem, to być może praca okaże się być
jeszcze prostsza? Chociaż teraz nie narzekała, to zawsze mogło być lepiej.
Wszystko zależy od tego, jak sprawa się potoczy.
– Naprawdę nic nie chcesz? Nawet
soku? Nic? – dopytywała dziewczyna.
– Nie mówiłaś nic o soku –
zauważył słusznie Malfoy.
Szatynka ponownie westchnęła,
jednak tym razem przymknęła powieki na chwilę i odetchnęła. Czasem
przeszkadzała jej skrupulatność chłopaka.
– Przepraszam, że zapomniałam
wymienić wszystko, co mam ci do zaoferowania. Następnym razem powiem ci nawet o
wodzie z kibla.
– Wybaczam – odpowiedział,
mrugając jednym okiem z wrednym uśmiechem, mającym w sobie coś z prowokacji.
Owa mina bardzo do niego pasowała, bo w pewien sposób odzwierciedlała jego
charakter. I, oczywiście, to była jedna z jego popularniejszych min. – I
poproszę.
– Wodę z kibla? – spytała
uszczypliwie, bawiąc się w niego. Uniosła brew, kiedy nie mógł powstrzymać
uśmiechu.
– Może kiedy indziej. Dziś
wystarczy sok.
Panna Granger kiwnęła głową i już
jej nie było. Draco za to podszedł do regału z książkami. Niektóre znał i nawet
czytał, ale część z nich widział pierwszy raz. Nie miał wątpliwości, że to coś
z literatury mugolskiej, dlatego nie interesował się nimi bardziej. Może
Weasleyowie uwielbiali tego typu rzeczy i Ginny pozwalała Potterowi trzymać je,
ale zdecydowanie to nie jego styl. Chociaż to dziwne, że nie zabrali tego ze
soba do Ameryki, kiedy się przeprowadzali... Dlatego wniosek, że połowa zbioru
należała do Granger nasunął się sam.
Jednak najciekawsze były grzebiety
książek, które się błyszczały. Już z daleka dziwnie wyglądały, nie mówiąc o
grubości. A wszystkie miały tyle samo stron.
– Co oglądasz? – Usłyszał głos
Granger chwilę później, więc odwrócił się od zbioru pospiesznie.
– Nic. Ja tak tylko... – mruknął,
jakby wstydził się, że interesował się takimi rzeczami.
– Coś ciągnie cię do filmów... –
stwierdziła panna Granger.
– A tak właściwie, to co to są te
filmy? – zdobył się w końcu na to, aby poprosić o wytłumaczenie. Dziewczyna
usiadła na kanapie, więc i on uczynił to samo, obawiając się długiej i zawiłej
opowieści.
– Filmy to są nagrane historie. To
tak jakbyś wszedł w czyjeś wspomnienia w myślodsiewni, tylko siedzisz na kanapie,
nie widząc wszystkiego wokół. Nie licząc tego, co chcą pokazać twórcy. I
oczywiście w filmie wszystko jest udawane – wytłumaczyła, używając swojego
typowego, „mądrego" tonu. Zawsze głos jej się zmieniał, kiedy tłumaczyła
jakieś zagadnienia.
– Jak to wszystko jest udawane? –
zdziwił się Draco.
– Normalnie – mruknęła,
wzdychając. – Są ludzie, którzy przed kamerą, czyli przedmiotem do rejestracji
ich ruchów, udając, że są kimś innym. Płacą im za to.
Blondyn kiwnął głową. Właściwie to
była ciekawa sprawa – móc stać się kimś innym choć na chwilę i dostać za to
pieniądze. On zawsze chciał zobaczyć, jak to jest być inną osobą; móc poczuć
to, co czuje drugi człowiek, rozumować jego tokiem myślenia. Odkąd pamiętał,
intrygowało go to. Niby żył w świecie magii, gdzie wystarczyło zażyć eliksir
wielosokowy, aby zmienić się w dowolnego człowieka, ale nie o to mu chodziło –
bo człowiek to nie tylko ciało. To także umysł i psychika, odruchy, nawyki,
wspomnienia. To wszystko składało się na osobę. I nie mógł zaprzeczyć, że
chciałby pobyć kimś innym choćby przez chwilę.
– Ciekawe – mruknął po chwili, w
trakcie której wyobrażał sobie siebie w ciele jakiejś pięknej brunetki.
– Właściwie, to moglibyśmy
obejrzeć jakiś film – napomknęła niby przypadkiem. – Harry z Ronem polecali mi
taki jeden, tylko nie miałam czasu, żeby go obejrzeć.
Draco zmrużył oczy i ściągnął
brwi.
– Weasley ci polecał film? – rzekł
zdziwionym głosem. – Wiem, że wszyscy Łasicopodobni mają świra na punkcie
mugoli, ale nie sądziłem, że będą bardziej biegli od ciebie! – Blondyn
zachichotał mimowolnie, kiedy dostrzegł grymas na twarzy Granger.
– To nie jest tak...
– A jak? – wtrącił. Spojrzała na
niego morderczym wzrokiem.
– Po prostu Ron miał taki sam dylemat
jak ty, więc na urodziny Harry kupił mu jeden – tłumaczyła. – To jedyny film,
który obejrzał i nic dziwnego, że mu się spodobał. Podobno to prawdziwy hit. I
Harry stwierdził, że jest całkiem dobrze zrobiony, warto go zobaczyć.
– Ale to nie zmienia faktu, że to
nie w moim stylu – przypomniał jej. – Wszedłem tutaj z nadzieją na krótką,
inteligentną i burzliwą kłótnię.
– Jednak zamiast tego możesz
obejrzeć film i wyjść z tak samo rozdartą duszą – trafnie spostrzegła. – No
więc?
Draco spojrzał na nią groźnie.
Jednakże Hermiona, w której zostało coś jeszcze ze złośliwości, której używała
wobec niego w szkole, stwierdziła, iż „uznaje to za brak sprzeciwu" i
włączyła kasetę, a opakowanie po niej odłożyła na stolik. Dyskretnie spojrzał
na nią – z tej odległości mógł dostrzec dwie postaci. Była to młoda para:
chłopak z grzywką i rudowłosa dziewczyna. Jako, że nie miał doświadczenia w
oglądaniu, nie wiedział, o czym będzie seans. A przecież to wszystko było tak
proste do odczytania... Ach, gdyby on tylko wiedział...
Przez większość czasu siedział i
patrzył na losy owej dwójki. Ona – bogata dziewczyna i on – biedak, który
otrzymał swój dar od losu. Ona zmienia zdanie dzięki niemu, zaczyna doceniać
życie zwykłych ludzi, a szlachecki sposób bycia powoli ją męczy. Spędzają ze
sobą dużo czasu i w konsekwencji się w sobie zakochują do szaleństwa.
Podczas oglądania, w pamięć
blodnyna wpisało się kilka rzeczy. Pierwszą z nich to scena, kiedy Jack – bo
tak miał na imię chłopak (Draco z dumą stwierdził, że pamięta jego imię) –
uratował Rose (to także uznał za sukces). To było takie... Nie wiedział jak to
nazwać. Może wydawało się lekko dwuznaczne, przez porozwalane ubrania, ale swego
rodzaju... smutne. Liczył na to, że skoczy do lodowatej wody, gdzie najpewniej
czekała ją śmierć. Po drugie, scena z malowaniem Rose. Draco nie mógł nadziwić
się, jakim nieudacznikiem był Jack. Gdyby to on znajdował się na jego miejscu, to całkiem
inaczej zająłby się Rose, która miała na sobie tylko i wyłącznie naszyjnik. Ale
nie miał wpływu na to, co działo się na ekranie. I w końcu trzecim
spostrzeżeniem zostało spojrzenie Hermiony, jakim obdarzała Jacka. Patrzyła się
w niego jak w obrazek – miejscami miewał wrażenie, że bardziej zauroczył ją,
niż Rose. Osobiście, nie widział w nim nic ciekawego – najzwyklejszy w świecie
chłopak. W przeciwieństwie do niego, Draco miał oryginalne włosy i oczy, uroczy
uśmiech (szczególnie, kiedy wyobrażał sobie śmierć wrogów) i ciekawy charakter.
Co więc zachwycało Granger? Nie miał pojęcia.
Zdecydowanie ulubionym momentem
Malfoya podczas seansu było uderzenie statku w górę lodową. Od tamtej chwili
blondyn wręcz nie mógł oderwać wzroku od telewizora. Tonięcie okrętu trzymało
go niesamowicie w napięciu – a im więcej ludzi ginęło, tym ciekawiej się
robiło. Śmiał się, kiedy widział grajków, którzy zamiast uciekać, ile sił w
nogach, postanowili grać na swoich ukochanych instrumentach do samego końca.
Ale musiał przyznać, że trochę im współczuł: on na ich miejscu w spokoju
teleportowałby się gdziekolwiek, byle z dala od oceanu, morza, jeziora i
kałuży. Wstręt do wody pewnie pozostałby w nim przez pewien czas...
I choć jego męskie ego na tym
ucierpiało – bardzo, bardzo, bardzo go później z tego powodu bolało – to
posmutniał na scenie, kiedy Rose i Jack byli już w morzu. On, jak prawdziwy
dżentelmen ustąpił jej miejsca, by ona zdołała przeżyć. Miał cień nadziei na
to, że przeżyje, ale... No właśnie. Szkoda gadać. Zrobiło mu się żal chłopaka,
ale nie tak jak Granger, która ryczała jak bóbr, a po jej stronie kanapy walało
się kilka zużytch chusteczek. Miał pewność, że Weasley nie bez powodu polecił
jej "Titanica". Patrząc na to, w jakim stanie skończyła, to byłaby
dla niego idealna okazja, żeby przytulić ją do siebie i pokazać swoją
bohaterskość i twarde, męskie uczucia... lub mięśnie. Chociaż Weasley nie miał
ani jednego, ani drugiego. A on Łasicem nie był i nie zamierzał ofiarować jej
swojego ramienia.
– To było cudowne! – powiedziała
Hermiona drżącym głosem na koniec.
Draco spojrzał na nią. Wcale nie
wyglądała jakby film faktycznie jej się spodobał. Oczy miała lekko
podpuchnięte, a w dłoni wciąż dzierżyła chusteczkę. Także jej włosy były w
delikatnym nieładzie. Bardziej wyglądała na ofiarę przerażającej depresji wywołanej
brakiem kawy, aniżeli dziewczynę zadowoloną.
I gdyby mógł porównać swoją
tęskniącą do kawy duszę do czegoś, to byłaby to właśnie rycząca Granger.
– Nie było źle – przyznał Draco
niechętnie.
– Widziałeś tą grę Leonardo
DiCaprio? Fan–ta–sty–czne! I wyglądał tak przystojnie... A ten... – Blondyn
wyłączył się. Nie miał pojęcia, kim do jasnej ciasnej był Leonardo DiCaprio.
Mógł jedynie zgadywać, że to jeden z tych gości, którzy zarabiali na udawaniu
innych ludzi. Miał też niejasne przeczucie, że podawał się za Jacka, którego
tak uwielbiała Hermiona. A jej zachwyty były czymś wartym ominięcia. Jego umysł
ponownie włączył się do życia dopiero, gdy usłyszał: – Zakończenie było dla
mnie bardzo ekscytujące i zaskakujące, mimo że je znałam już wcześniej...
– Jak to? Znałaś je już wcześniej?
Przecież sama powiedziałaś, że pierwszy raz to oglądasz.
Hermiona zmarszczyła brwi.
– Nie mówiłam ci, że ten film jest
oparty na autentycznych wydarzeniach? – Draco niepewnie pokiwał głową. Nie
chciał, aby niechcący się wydało, że jej nie słuchał w pewnym momencie. –
Kilkanaście lat temu Titanic naprawdę zatonął. A wraz z nim tysiące ludzi. Stąd
inspiracja do nakręcenia filmu.
– I Jack wraz z Rose...
– Nie, nie, nie! – przerwała mu
naprędce. – To akurat fikcja. Wymyślono ich wątek dla uatrakcyjnienia filmu,
ale nic więcej. Oni nigdy nie istnieli, więc nie mogli umrzeć.
Draco pokiwał głową na znak
zrozumienia.
– Wiesz, Granger, miło było, ale
muszę się zbierać – odrzekł chłopak, kiedy nastała chwila ciszy.
– Było miło, bo trzy godziny
siedzieliśmy wgapieni w ekran – zauważyła, zresztą bardzo słusznie.
– Ale nie powiesz mi, że dawno nie
byłem dla ciebie miły aż tak długi czas.
Nie wiedząc czemu, Hermiona po
prostu nie umiała powstrzymać się od śmiechu. Malfoy ograniczył swój komentarz
dotyczący zaistniałej sytuacji do uśmiechu i uniesionej brwi.
– Niech ci będzie.
Draco wstał z kanapy, machinalnie
poprawiając jedną ze swoich ulubionych koszulek na krótki rękaw. Hermiona
odprowadziła go do drzwi, które zgrabnie otworzyła. Blondyn mający już dosyć
mugolskich nowinek, nie chciał nawet spojrzeć na zasuwę. Natomiast kiedy
wystąpił za próg mieszkania, jego dobre wychowanie nie pozwoliło mu odejść bez
podziękowania. Dlatego obrócił się i rzekł:
– Dzięki za zajęcie reszty dnia,
Granger. Marnowanie czasu wspólnie jest ciekawsze, aniżeli w pojedynkę.
– Tak... Do jutra – pożegnała się.
– Do zobaczenia.
Kiedy drzwi się zamknęły, oboje
jeszcze stali na swoich miejscach. Ona zastanawiała się, co ją podkusiło, aby
zaprosić go do środka tylko dlatego, że z nudów przyniósł jej głupi sweter, a
on – czemu przyjął zaproszenie. Jednakże w ogólnym rozrachunku byli całkiem
zadowoleni. Jedyną rzeczą, której żałowali, to powrót do normalności, czekający
na nich następnego już dnia.
.*.*.*.
Prace nad sklepem Malfoya trwały w
najlepsze. Do piątku zostało zrobione wiele rzeczy. We wtorek Hermiona napisała
ogłoszenie o poszukiwaniu ekspedientek do pracy. Całą środę walczyła z chęcią
uduszenia, postrzelenia bądź przeklęcia z jawnym skutkiem śmiertelnym Malfoya,
który głowił się nad nazwą sklepu. Dziewczyna była święcie przekonana, że miał
to już za sobą – ale nie. Nie miał. I bardzo jej się z tego powodu przykrzyło.
Od ósmej do dziewiątej trzydzieści chłopak nawiedzał Teodora, jednakże co jakiś
czas wracał ze skwaszoną miną. Kiedy w końcu Nott psychicznie nie wytrzymał
jazgotu przyjaciela i w paru całkowicie niecenzuralnych, aczkolwiek dobitnych
słowach przekazał mu, iż ma ochotę, aby w końcu opuścił swój gabinet, blondyn
próbował poradzić się u Elizabeth. Kwadrans. Tyle zdołała wytrzymać, mimo
chwilowej zbierzności charakterów jej i Malfoya: oboje byli zrzędliwi, markotni
i nikt nie chciał z nimi spędzać czasu. Typowym dla siebie suchym i spokojnym
głosem szybko i bez większych przeszkód wytłumaczyła mu, gdzie są drzwi. Dodała
również, że jeżeli nie użyje ich w ciągu dziesięciu minut, to nie będzie
musiała się fatygować do jego gabinetu, aby oddać mu wypowiedzenie. I tak
obowiązek słuchania problemów Draco spadł na Hermionę.
Dziewczyna była bezsilna. W
przeciwieństwie do Teodora i Elizabeth, nie miała takiej lekkości relacji z
Malfoyem ani też nie trzymała go swoją profesjonalnością w garści. Prawda, od
pewnego czasu czuła się w jego obecności całkiem swobodnie, ale nie na tyle,
żeby go ochrzaniać. Dlatego nie pozostało jej nic innego, jak słuchać jego
gdybania.
– Eliksiniarnia to nie jest to,
czego szukam, prawda? – powiedział, wychylając się ze swojego gabinetu.
Hermiona westchnęła tak cichutko,
że blondyn tego nie usłyszał. Postukała palcami w blat biurka, dając upust
swojej bezradności.
– To całkiem dobra nazwa –
przyznała, chociaż myślała całkowicie co innego.
Draco zmarszczył brwi i pokręcił
głową. Lewym ramieniem oparł się o framugę drzwi.
– A nie sądzisz, że to trochę
głupio brzmi? – spytał. – Bo wiesz, kawiarnia to pijalnia kawy, a
eliksiniarnia? To nie jest pijalnia eliksirów, my tylko je sprzedajemy. To
trochę nieadekwatne. Chociaż... – zawahał się. – A ty jak uważasz?
Hermiona nie miała pojęcia, co
odpowiedzieć. Przecież i tak nic nie zależało od niej – czemu więc tak bardzo
liczył na jej opinię? Dużo lepiej byłoby, gdyby dał jej święty spokój, bo
naprawdę nie wiedziała na jaką odpowiedź liczył. Uśmiechnęła się wymuszenie, po
czym głosem, w którym kryła się nutka niepewności, odparła:
– Jak dla mnie nie jest źle...
Draco pokiwał głową.
– Czyli jest okropnie. – I
zatrzasnął za sobą drzwi.
Nie minęło jednak pięć minut, a
znowu się wychylił na krótką konsultację. A potem znowu. I znowu. I znowu. I
znowu... I tak w kółko, aż w pewnym momencie nie widziała końca.
Jej wybawieniem okazała się być
przerwa, gdzie Draco upatrzył sobie do nękania warzycieli. To właśnie tam
zapadła decyzja – podjęta wspólnie przez wszystkich zatrudnionych – prócz panny
Granger i Elizabeth, czytającej Czarownicę – że nazwa musi być prosta i
dobitna. I, ze względu na pewien rodzaj samolubności Draco, powinna zawierać
nawiązania do właściciela.
I w ten oto sposób powstały Smocze
Eliksiry.
Hermiona miała ochotę uściskać
każdego z warzycieli, ale zdołała się powstrzymać. Zamiast tego do końca dnia
delektowała się ciszą i błogim spokojem.
W czwartek Malfoy poszedł zamówić
szyld. Wrócił trzy godziny później i, jak zdołała przypadkiem podsłuchać jego
rozmowę z Nottem, miał wielki dylemat z jego upragnionym wyglądem, czcionką i
„tymi innymi duperelami". Hermiona dziękowała wszystkim znanym bogom,
bożkom i pozostałym bóstwom za to, że jej tam nie było.
W piątek Draco zabrał Teodora na
wycieczkę. Do sklepu meblowego. Hermiona czuła się, jakby wygrała milion na
loterii.
Prawdziwą mękę przechodził Nott.
Mówił Malfoyowi, że nie ma czasu, bo zostało mu dużo pracy. Na nic się to nie
zdało: Astrorii nie mógł poprosić, bo opiekowała się Timmym, Elizabeth z
pewnością nie byłaby skora do współpracy, a Granger... Granger była starsznie
niezdecydowana. Dopóki nie poprosił o pomoc kogoś innego (jak dobrze, że miał
warzycieli!), stał cały czas w miejscu. Nie mogł na niej polegać. I tak, drogą
dedukcji, pozostał tylko Teodor.
– No to czego ja potrzebuję? –
spytał Malfoy zaraz po wejściu do środka. Ogrom szaf, szafek, szafeczek i
tysiąca innych rzeczy sprawił, że nie umiał się na nic zdecydować. I jawnie
ogłupiał. Zazwyczaj nie miał problemu z podejmowaniem decyzji, ale kiedy dotykały
one tematów delikatnych bądź wieloletnich... Wtedy, krótko mówiąc, wymiękał.
– Mebli? – odpowiedział głupio
Nott, nie bardzo wiedząc, w czym tkwiła trudność.
– No tak, ale jakich?
– Totalnie ogłupiałeś! –
stwierdził. – Potrzebujesz kanapę, stoliczek, jakiś taboret i przynajmniej
jedną półkulę mózgu.
Draco popatrzył na przyjaciela z
groźnym błyskiem w oku.
– To chyba oczywiste, że musisz
kupić jakieś regały na towar, ladę, umeblowanie do pokoiku dla ekspedientek i
do toalety.
Blondyn pokiwał głową na znak
zgody, więc weszli głębiej do sklepu. Rozglądali się wśród produktów, ale Draco
nie umiał się na nic zdecydować. Każda propozycja od przyjaciela była negowana,
więc w pewnym momencie szatyn po prostu się poddał. Po godzinie dyskusji i
konfliktu niemożliwego do rozwiązania we dwójkę, postanowili wysłać patronusa
do Astorii. A jako, że Draco nie potrafił go wyczarować, zdał się na łaskę
przyjaciela.
Odpowiedź przyszła po dwóch
minutach.
– Chłopaki, ja naprawdę nie
potrafię wam na to odpowiedzieć. Musiałabym to zobaczyć, chociaż znając moje
zamiłowanie do jasnych barw, to pewnie wybrałabym ten jaśniejszy –
usłyszeli głos Astorii. Zaraz po tych dwóch zdaniach, patronus rozmył się w
powietrzu.
– No nie… – mruknął Draco. – Czy
wy nie macie oczu?
Teodor westchnął. Z daleka
wyglądał, jak duże znudzone zakupami dziecko, które jest ciągane od sklepu do
sklepu przez swoją nieznającą umiaru matkę. Jedyną rzeczą, która wtedy
siedziała mu w głowie, to uciec stąd – możliwie jak najdalej i na tak długo,
dopóki Malfoy nie podejmie decyzji samodzielnie. Wtedy podeszła do nich
ekspedientka, która już jakiś czas krążyła niedaleko nich, poprawiając
asortyment, aby lepiej wyglądał. Prostymi, dyskretnymi zaklęciami przesuwała
szafki, które jakimś cudem stały przesunięte oraz usuwała z nich kurz.
– Pomóc panom w czymś? Może coś
doradzić? – spytała uprzejmie.
Draco pokręcił przecząco głową.
– Nie – odmówił – świetnie sobie z
kolegą radzimy.
Kobieta, nie tracąc swojego czysto
profesjonalnego uśmiechu, odeszła od nich. Teodor popatrzył na blondyna z jawną
złością, ale nic nie powiedział, tylko nadal udawał, że słucha plusów
posiadania czarnego umeblowania w sklepie.
Nie minęło siedem minut, kiedy do
Astorii został wysłany kolejny patronus.
– Chłopaki, na Merlina, JESTEM W
PRACY. Naprawdę nie mam czasu, aby rozwiązywać wasze głupie problemy. A tak
nawiasem mówiąc, Draco, po co fatygowałeś Teo do sklepu, skoro i tak nie
liczysz się z jego zdaniem? Skoro nie potraficie się dogadać, to rzućcie
monetą. Do godziny SIEDEMNASTEJ nie chcę dostać od was żadnego znaku życia.
Dziękuję.
Papuga ponownie rozmyła się w
powietrzu, jednak teraz chłopcy przez
chwilę się nie odzywali.
– Cóż… To było dobitne – stwierdził
szatyn. – Widzisz, wkurzasz nawet Astorię. A tego dawno nie grali!
– Przymknij się. Idziemy dalej, a
ja w tym czasie zastanowię się nad kolorem.
Ale to wcale nie oznaczało
wybawienia dla Notta. Co prawda słowa Astorii podziałały na jego przyjaciela pozytywnie.
Decyzje podejmował szybko i sprawnie, jak na niego, ale wciąż irytował biednego
Teodora. Ale przynajmniej mieli spisane całe wyposażenie do każdego z
pomieszczeń, nie licząc pomieszczenia głównego, gdzie miało dochodzić do
transakcji. Był na skraju wyczerpania, zarówno fizycznego jak i psychicznego,
kiedy wrócili do wystroju właściwego. A ten nieszczęsny regał nadal stanowił
problem. Tym razem kłopot tkwił w czym innym: bo o ile wcześniej Draco
zapatrzony był tylko w czerń i kłócił się z przyjacielem, to teraz dodatkowo
zastanawiał się, czy to w ogóle to, czego szukał.
Kiedy Teodor poszedł w kierunku
działu z fotelami, oznajmiając, że nie zamierza mu tym razem pomagać, Draco
kazał mu wezwać Granger. Spełnił jego prośbę, ale nie wrócił do blondyna, dopóki
nie zobaczył, że niezbyt zadowolona ze swojej obecności tutaj Hermiona, wchodzi
do środka. Miał to szczęście, iż dział, w którym raczył odpoczywać po męczącej
wędrówce był na wprost wejścia.
– Granger – zaczął ostrzegać ją po
cichu. – W tobie nasz ratunek. Jest tak samo nieznośny jak przy wymyślaniu
nazwy. Błagam cię, wybierz coś ładnego, ja cię we wszystkim poprę i chodźmy
stąd.
– Da się być gorszym? – zdziwiła
się dziewczyna.
Teodor popatrzył na nią wściekle.
– Czy to było pytanie retoryczne?
– spytał, marszcząc przy okazji brwi.
– Zadane niecelowo. Ale zgadzam
się, spróbuję załatwić to szybko.
– Tylko wybierz coś ładnego.
Akurat w momencie, kiedy Nott ją o
to poprosił, skręcili do działu, w którym ostatnio Teodor widział Draco.
Spojrzeli między kilka alejek, ale w żadnej go nie było. Czas ten Hermiona
wykorzystała na szczegółowe poznanie sytuacji i obejrzenia obiektu kłótni.
Według jej mniemania, sprzeczka nie była warta złości i czasu, ponieważ mebel
był po prostu brzydki. Potem zdecydowała się pooglądać regały. I dopiero wtedy
raczył zjawić się Malfoy.
– Wszędzie cię szukałem – rzekł,
oskarżycielsko wskazując na przyjaciela.
– Ej, poszedłem po Granger! –
rzucił na swoją obronę Nott. Malfoy dostrzegł Hermionę stojącą kilka metrów za
kumplem.
– Granger, nie wierzę, że to
mówię, ale dobrze cię widzieć. – Gdyby nie okoliczności i osoba, która to
powiedziała, Hermiona byłaby skora zarumienić się. – Chodź... – dodał,
zaczynając swoją tyradę.
Jego wersja zdarzeń nieznacznie
różniła się od zeznań Notta. Możliwe, że był to okrutny zbieg okoliczności, ale
całkowicie mu nie ufała, dlatego to podziałało na jego szkodę. Ale nie zmieniło
jej zdania. Zdziwienie blondyna było ogromne, ale nie skomentował zdania
dziewczyny. Głównie dzięki zabójczemu spojrzeniu Notta.
Kiedy pięć minut później, po
pobieżnym obejrzeniu wszystkich regałów w dziale, Hermiona znalazła swojego
faworyta. Prostota, jasny, ciepły kolor drewna i odpowiednia do sklepu
wysokość: oto, co ją urzekło w meblu. Nawet Teodor poczuł coś do niego, dlatego
kłótnia była zacięta. Kulturalna i dosyć cicha, bo tego wymagało od nich
miejsce, w którym obecnie się znajdowali, ale zacięta.
– Ne macie za knuta gustu –
narzekał samotny ze swoim zdaniem Draco.
– A kto ci powiedział, że musisz
nas słuchać?
Malfoy nic nie powiedział. Zrobił
za to coś innego.
Zgodził się.
Niechętnie, ale jednak.
Było to ciche zwycięstwo, ale to
im wystarczyło. A kiedy później się okazało, że Teodor popierał Hermionę nie ze
względu na zawartą umowę, ale zgodnie ze swoim sercem, dziewczyna poczuła się
świetnie. Gdy blondyn zobaczył wszystko następnego dnia, kiedy to umeblowanie
zostało dostarczone... Nie przyznał im racji, to by było za piękne. Ale
stwierdził, że nie jest tak źle, jak sądził, co było równoznaczne z przyznaniem
się do błędu.
Smak racji to jednak coś, co nigdy
jej się nie nudziło.
.*.*.
W poniedziałek Hermiona wróciła z nowymi siłami do pracy. Cały weekend spędziła
z książkami w ręce oraz odpoczęła od Malfoya. Dodatkowym wsparciem dla jej
psychiki była świadomość, że koszmar się skończył i wszystko wracało do normy.
Pracowali tak jak wcześniej, co całkowicie jej odpowiadało. Przyzwyczaiła się
do utartego trybu pracy, choć bywała ona nudna i wpędzała ją w rutynę.
I tak było tego dnia: krążyła
między gabinetem Malfoya, a kuchnią trzy razy. O godzinie dwunastej zeszła na
przerwę, gdzie porozmawiała z kilkoma warzycielami, z którymi lubiła spędzać
czas, odpowiadała na zaczepki Notta, który nadal mile wspominał ich wprawną współpracę w sklepie meblowym.
Kiedy o godzinie trzynastej poszła
do szefa odebrać kolejną część swojej papierkowej roboty, wydawał się być
otępiały. Siedział nad kartką papieru, tępo się w nią wpatrując. Co jakiś czas
zmieniał swój obiekt zainteresowania na stojący w prawym rogu biurka
kalendarzyk.
– Przyszłam po resztę – mruknęła,
wytrącając go z transu.
– O tak, masz. – Przywołał ją
gestem dłoni do biurka.
Przy podawaniu zdarzyła się
katastrofa. Będący w swoim świecie Draco za szybko puścił plik kartek. Podczas
upadku wraz z Hermioną próbowali je złapać, co skończyło się tym, że wszystkie
się porozlatywały po podłodze, a chłopak łokciem przewrócił kubek z herbatą.
Pech chciał, że wylała się ona na jego notatki i w przybory, mocząc wszystko,
co spotkała na swojej drodze.
– Cholera jasna! – krzyknął
zdenerwowany zaistaniałą sytuacją.
Hermiona przyklękła na podłodze,
aby szybko zebrać dokumenty, a Draco w tym czasie począł ratować to, co się
dało. Na szczęście miał na biurku względny pożądek, więc nie ucierpiało wiele
rzeczy. W czasie, kiedy on zadbał o porządek na biurku, ona zdążyła już zacząć
składać papiery po drugiej stronie mebla. Malfoy, który jej nie zauważył,
obrócił się kolanami w jej stronę i nachylił w kierunku szuflady, aby wyciągnąć
ściereczkę do wytarcia blatu. Przeszkodziła mu w tym osoba jego szanownej
sekretarki.
– Och, Granger – jęknął. W jego
głosie usłyszała lekką dozę frymustracji.
– Tak? – podniosła głowę. Draco
spoglądał na nią z góry, kręcąc głową.
– Czemu ty mi przynosisz takiego
pecha? – spytał.
Hermiona poczuła się oburzona.
Tyle, co on załatwił, za czasów, kiedy tu pracuje, zdecydowanie powinno znokautować
jej poprzedniczki. Ale nie. On nadal nie był jej za nic wdzięczny. Owszem, nie
musiał – płacił jej za to – ale twierdzenie, że przynosiła mu pecha było czystą
przesadą. Dlatego fuknęła obrażona.
– Jasne, bo to moja wina, że
siedzisz w krainie marzeń i to wywaliłeś – prychnęła.
Położyła dwie ostatnie kartki na
kupkę i wstała z klęczek. Draco wypuścił głośno powietrze, jakby to miało dodac
mu ulgi.
– Nie to miałem na myśli.
Hermiona stojąca już przy
drzwiach, odwróciła się przodem do niego.
– W takim razie następnym razem
trzy razy się zastanów nad tym, co chcesz powiedzieć – powiedziała i wyszła.
Malfoy nachylił się do szuflady i
wziął jedną ze ściereczek i starł herbatę. Z konsternacją zobaczył, że nic
pożytecznego nie zostało z jego notatki, więc zaczął ją pisać od nowa.
.*.
Teodor właśnie wychodził ze swojego gabinetu, kiedy na korytarzu zobaczył rozglądającą się dziewczynę. Na oko miała około dwudziestu, bądź dwudziestu dwóch lat, lecz nie więcej. Była dosyć niska i dobrze zbudowana, ale wyglądała całkiem przyjaźnie. Jej czarne, proste włosy sięgały łopatek, a piwne oczy biegały po pomieszczeniu. Nott zmarszczył brwi. Ktokolwiek to był, nie został upoważniony do przebywania tutaj. Chyba, że o czymś nie wiedział.
– Dzień dobry – zwrócił się do
dziewczyny. Ta popatrzyła na niego, uśmiechając się delikatnie.
– Dzień dobry – odpowiedziała.
– Mogę wiedzieć, co pani tutaj
robi? – spytał szybko.
– Tak – mruknęła. – Ja przyszłam
na rozmowę o pracę. To tutaj poszukują ekspedientki do sklepu, tak?
Teodor uśmiechnął się szeroko z
jawnym zadowoleniem.
– Tak, tak, to tutaj. Niech pani
zaczeka, ja pójdę do Dr... szefa – nakazał jej, a sam niemalże wbiegł do
gabinetu Granger.
Hermiony nie było w środku.
Chłopakowi przebiegło przez myśl, że pewnie jego przyjaciel wypędził ją po
herbatę. Nie zastanawiało go to dłużej, tylko podszedł do drzwi prowadzących do
gabinetu Draco. I wtedy usłyszał jęk, który zdecydowanie należał do jego
przyjaciela.
– Och, Granger...
I wtedy przez mleczną szybę
zobaczył coś, czego nigdy w życiu nie spodziewał się ujrzeć. A był to cień
Granger wyłaniającej się spod biurka. Trybiki w umyśle Teodora zaczęły pracować
prędkością światła. To chyba jasne, że to nie jest normalne, aby jakakolwiek
pracownica tak niewinnie klęczała sobie pod biurkiem pracodawcy. Dla niego to
było całkiem logiczne i rozumiał sytuację, w której uczestniczyli.
Nie widział tylko, że Draco byłby zdolny do czegoś takiego... Przecież nienawidził Granger. A teraz co? Tak po
prostu się z nią zabawiał?
Chłopak czym prędzej, odszedł od
drzwi, aby przypadkiem nikt go nie zobaczył. Jeszcze tego mu brakowało, żeby
ktoś go złapał na podglądaniu jego przyjaciela, kiedy... Och nie!
Wypadł na korytarz jak poparzony,
co wystraszyło przebywającą tam kandydatkę do pracy.
– Ja panią zapraszam do siebie.
________________
Cześć!
Długo mnie nie było, ale tym razem postaram się nie zniknąć z rozdziałem na półtorej miesiąca :)
Jak pewnie zdążyliście zauważyć, to idziemy powoli zarówno końca części pierwszej części jak i Dramione... Już nie mogę się doczekać tego, co będzie potem... :D
Mam jednak nadzieję, że obecny rozdział spodobał się!
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Świetny rozdział! Scena z oglądaniem Titanica była cudowna ❤
OdpowiedzUsuńAh Teodor, Teodor... co to za nieprzyzwoite myśli przychodzą ci do głowy :D
Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału :) Pozdrawiam!
Dziękuję prześlicznie ❤ I również pozdrawiam!
UsuńGENIALNE! Nie mogę się doczekać następnego. Powodzenia w pisaniu i weny
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤
UsuńTEGO SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM:D Teo pewnie puści ploty^^
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że udało mi się Cię zaskoczyć :D A z nim nigdy nic nie wiadomo :P
UsuńHa ha ha ha ha ha ha ;) Ostatnia scena zwala z nóg xD Ale świntuch z tego Teo xD No nie spodziewałam się takich myśli po Nim :p A co do reszty rozdziału. Dlaczego Titanic? Nienawidzę tego filmu. O... To tyle :) Po za tym cały rozdział świetny :D
OdpowiedzUsuńLuella
Czyli niespodzianka się udała :3 :D
UsuńDziękuję ❤
Feltson
Hej a kiedy będzie nowy rozdział? Bo zaglądam tu każdego dnia ��
OdpowiedzUsuńLuella
Prace trwają, ale terminu jeszcze nie ma :) Ale postaram się jak najszybciej go skończyć :D
UsuńHej hej ja znowu z tym samym pytaniem :)
UsuńLuella
Będzie już jutro ❤
UsuńWybacz, że dopiero teraz komentuję, ale ten rok to dla mnie jakiś kosmos. I kompletny brak czasu.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję szczerze, że musiałam wrócić do poprzedniego rozdziału, by przypomnieć sobie niektóre wątki.
Lubię sposób, w jaki kreujesz bohaterów. Uwielbiam słowne potyczki Hermiony i Draco - dla mnie są one niewymuszone, idealnie oddające ich charakter.
Wspólne oglądanie "Titanica"? Zaskoczyłaś mnie tu totalnie! Zgadywałabym każdy film, tylko nie ten!
I tak końcówka - nadmierna interpretacja faktu przez Notta na pewno dostarczy wiele śmiechu w kolejnym rozdziale. :)
Pozdrawiam ciepło!
Osobiście rozumiem brak czasu, sama doświadczam :)
UsuńDziękuję za tak wiele ciepłych słów ❤
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Wspaniały rozdział! <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny !
W wolnej chwili zapraszam równiez do siebie - http://myybestenemy.blogspot.com/
Dziękuję ❤
UsuńTen rozdział jest jednym z tych, które uwielbiam czyli dużo humoru i niewinnych potyczek słownych ( co ja gadam u Ciebie wszystkie takie są)
OdpowiedzUsuńGenialny!
Basiabella
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTitanic i ostatnia scena takie w punkt <3
OdpowiedzUsuńNie wiem co więcej napisać, więc po prostu: supr rozdział!
Pozdrawiam
Arcanum Felis