Miniaturka 6
Nasze pierwsze święta
9 stron
3,4k słów
Kiedy Draco obudził się pewnego
chłodnego i pochmurnego poranka, pierwszym, co zarejestrował, był cichy,
aczkolwiek pełen energii kobiecy śpiew. Blondyn uniósł powoli głowę i jeszcze
wolniej rozchylił powieki. No tak. Druga strona łóżka pusta, a zasłony rozchylone.
Zamknął oczy. Pomimo zachmurzenia
w sypialni było za dużo światła jak dla zaspanego człowieka.
Drugie podejście: spojrzenie na
zegarek. Prawdopodobnie była godzina siódma. A może ósma trzydzieści... Jedno
było pewne – było za wcześnie. Skoro budzik nie zadzownił, to znaczy, że była
sobota lub niedziela, a wtedy dzień zaczyna się w południe. Inspekcja
zakończona.
Draco opadł na poduszki. Było mu
jak w niebie, aczkolwiek nurtowała go jedna rzecz. Jakim cudem Hermiona zdołała
wstać z łóżka tak wcześnie i okazywać takie zadowolenie? Kiedy wspólnie
zamieszkali, najbardziej zadziwił go fakt, że była takim śpiochem. Po
trudniejszych tygodniach w pracy potrafiła przespać pół soboty i wcale nie
uznawała tego za czas stracony.
Nie minęło kilka chwil od jego
przebudzenia, kiedy Hermiona usiadła na brzegu łóżka, przytulając się do jego
pleców.
– Draco... – szepnęła mu do ucha.
– Co? – sapnął zachrypniętym
głosem chłopak.
– Wstawaj – nakazała. – Zrobiłam
śniadanie i kawę.
Draco przekręcił się tak, że kiedy
rozchylił powieki, mógł swobodnie spojrzeć jej w oczy. Tak jak się spodziewał,
jej włosy żyły własnym życiem, ale według niego to było urocze. I miała na
sobie jego koszulkę. To była jej ulubiona piżama i odkąd pierwszy raz w niej
spała, nie chciała innej. Ale to też mu nie przeszkadzało.
– Kusisz, kochanie – zamruczał z
uśmiechem.
– Wiem – odparła tym samym tonem.
– Ale jest tak okropnie
wcześnie... – westchnął. – I coś mi się nie wydaje, aby to było normalne, abyś
tak cieszyła się rano.
– To akurat jest bardzo normalne –
stwierdziła. – Chodź, nie będę czekać wiecznie – dodała, po czym szybko wstała
i wyszła z sypialni.
Draco stoczył ze sobą wielką
wewnętrzną walkę. Końcową decyzją zostało wstanie z łóżka i dołączenie do
Hermiony. I choć wiele go to kosztowało, to udało mu się podnieść i zejść na
dół do swojej dziewczyny.
Hermiona siedziała na swoim
miejscu i, tupając lekko nogą, smarowała kromkę chleba masłem. W radiu grała
jakaś piosenka, którą chłopak słyszał pierwszy raz. Właściwie, czego by nie
zagrali, szansa na to, że nie miał styczności z tym utworem wynosiła bardzo
wiele, ponieważ Hermiona słuchała wyłącznie mugolskich stacji. Jednakże – do
czego przez długi czas nie chciał się przyznać – mugole mieli o wiele lepsze
kawałki i bardziej utalentowanych wykonawców.
– Draco, wiesz, że już niedługo
Boże Narodzenie? – wypaliła Hermiona, kiedy Draco zasiadł do stołu. Piosenka
dobiegła końca i teraz spiker zapowiadał kolejny kawałek. – Właściwie
zorientowałam się dziś, kiedy puścili „Last Christmas". Kocham tę piosenkę...
Draco zerknął na kalendarz,
ignorując jej zachwyty. Był czwarty grudnia, czyli równe trzy tygodnie do
świąt.
– Cudownie – powiedział z grymasem
na twarzy, kiedy przerwała. Pierwotnie miał być to uśmiech, ale wyszła mu
wyłącznie mina podobna do takiej, którą mógł uzyskać po zjedzeniu cytryny.
– A wiesz, co w tym wszystkim
będzie najlepsze? – spytała. Według uznania Malfoya, zachowywała się właśnie
jak wyrośnięta pięciolatka, ale w pewien sposób to było urocze. – To będą nasze
pierwsze święta!
Jeżeli wcześniej Draco się
skrzywił, to nie ma słów na to, co zrobił ze swoją twarzą, kiedy to usłyszał.
Jej entuzjazm był powalający i kuszący... Jednak nie dla niego. Malfoyowie nie
obchodzili Bożego Narodzenia. Nie mieli swojej wiary, dlatego nie poczuwali się
do obchodzenia urodzin zwykłego, w ich mniemaniu, dziecka. Owszem, Draco
dostawał tego dnia prezenty, aby nie czuć się gorszym wśród rówieśników. Jednak
jemu to w zupełności wystarczało. Z opowiadań kolegów – czystokrwistych, rzecz
jasna – wywnioskował parę negatywnych stwierdzeń. Najważniejszym z nich było
udawanie zadowolonych z rodzinnego posiłku i sprawianie wrażenia miłego, aby
dostać swoje upominki. Do tego dochodziły typowe, niewygodne pytania ze strony
rodziny czy fałszywe życzenia. To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że Boże
Narodzenie nie jest miłym doświadczeniem. I co teraz miał powiedzieć Hermionie?
Nie chciał jej ranić, ale wiedział, że prawda i tak wyjdzie na jaw. A im
prędzej tak się stanie, tym lepiej.
– Kochanie, ale wiesz... Ja nie
obchodzę świąt.
Jej dłoń zatrzymała się w połowie
drogi do wędliny. Popatrzyła mu w oczy z jawnym niedowierzaniem. To było nie do
pomyślenia!
– Żartujesz, prawda?
– Nie, kochanie. Nie żartuję.
Dobrze wiesz, że pochodzę z czarodziejskiej rodziny, która nie czerpała z
żadnych mugolskich tradycji. Ja po prostu nie obchodzę Bożego Narodzenia.
– Musiałeś mieć wyjątkowo smutne
dzieciństwo – stwierdziła Hermiona, opierając się o krzesło.
– Wcale nie! Miałem cudowne
dzieciństwo.
Hermiona popatrzyła na niego uważnie,
wciąż próbując wszystko ułożyć w głowie. I po kilku sekundach cała się spięła.
Skoro nigdy nie świętuje, to znaczy, że poprzedniego roku też tego nie robił.
Co prawda, wtedy jeszcze nie byli parą, ale byli na najlepszej drodze.
– I w tamtym roku...
– Też – przerwał jej.
– Nie wierzę! Dlaczego mi nie
powiedziałeś? Nawet nie wiesz, jak mi jest teraz głupio! Ale w tym roku nie
zostawię cię samego – powiedziała.
Wstała ze swojego krzesła i
podeszła do blatu w kuchni. Podniosła leżącą kopertę, której Draco wcześniej
nie zauważył i położyła na stole.
– Pani Weasley wysłała dzisiaj
zaproszenie na obiad w Boże Narodzenie...
– Nie będę się do nikogo wpraszał
– stwierdził blondyn, przerywając jej. Przewróciła oczami na ten komentarz, ale
ze spokojem dokończyła zdanie:
– ... dla nas obojga.
Draco otworzył szerzej oczy. Nie
spodziewał się tego. Prawda, odkąd związał się z Hermioną między nim a
Weasleyami i Potterem panowały obojętne stosunki, w porównaniu do tych z
Hogwartu, ale nadal woleli nie przebywać w swoim towarzystwie. Jakby nie
chcieli kusić losu.
– Jesteś pewna? – spytał głupio.
– Chyba jeszcze umiem czytać –
odparła.
Chłopak wziął kopertę i wyjął z
niej kawałek pergaminu. Rozłożył go i pierwszym, co rzuciło mu się w oczy, był
nagłówek – „Drodzy Draco i Hermiono!". Tyle mu wystarczyło, aby jego serce
zabiło szybciej. Przez głowę przemknęła mu myśl, że może tolerują go
bardziej, aniżeli się tego spodziewał.
– Ale, Hermiono, ja będę musiał
odmówić...
– Nie ma takiej opcji –
powiedział, nie bawiąc się w ceregiele. – Święta są moim ulubionym okresem w
roku. Nie możesz w nich nie uczestniczyć. To nasze pierwsze święta. Zobaczysz,
będzie cudownie! – dodała, podchodząc do niego. Usiadła mu kolanach i objęła za szyję. – Spróbuj chociaż ten jeden raz. Wiem, że to pokochasz.
Spojrzała na niego tak błagającym wzrokiem, że odpowiedź była z góry wiadoma. Przeklinał siebie za swoją
miękkość jeszcze długo. Ale cóż mógł na to poradzić? Nie słyszał jeszcze o
człowieku, który wygrałby z Hermioną Granger.
– Niech będzie.
.*.*.*.
Draco pożałował swojej decyzji już
następnego dnia. Kiedy wrócił z pracy, jego dom nie wyglądał tak samo, jak
wtedy, gdy z niego wychodził. Już z zewnątrz coś mu nie pasowało – był
obwieszony chyba kilometrami światełek. Ale to co było wewnątrz budynku... Nie było
porównania. W środku wszędzie pełno było jakiś zielonych gałązek i ostrokrzewu.
A jeszcze nie wyszedł z przedpokoju. Dalej było tylko ciekawiej. Gdzie nie
spojrzał, tam zobaczył albo wizerunek renifera, albo świętego Mikołaja
(szczególnie przerażało go to, że często były to same uśmiechnięte głowy
zawieszone na sznurku). A potem wszedł do salonu. Pomieszczenie nie różniło się
niczym od poprzednich – no, może oprócz tego, że stała tam ogromna choinka,
zajmująca połowę wolnego miejsca. Była ogromna! I, patrząc na wszechobecny
bałagan, prawdopodobnie żywa. Dopiero po chwili zauważył uśmiechniętą Hermionę,
która przyglądała mu się z dumą.
– Wiedziałam, że ci się spodoba! –
Podeszła do niego i cmoknęła w policzek na przywitanie. – Udekorowałam cały dom,
ale postanowiłam, że z choinką poczekam na ciebie.
– Świetnie – mruknął z wymuszonym
uśmiechem. Przyglądająca się swojemu dziełu dziewczyna wcale nie zauważyła
entuzjazmu swojego chłopaka.
I tak Draco całe popołudnie
spędził wieszając bombki, lampki i łańcuchy na drzewku. Wieczorem z
konsternacją zauważył jak brokat okropnie zmywa się z jego ciała i włosów,
które mimowolnie przeczesywał palcami w czasie pracy.
Nie pocieszyło go także to, co
zastał w sypialni. Akurat naprzeciwko ich łóżkiem Hermiona powiesiła wielkiego
świętego Mikołaja. I gdzie się patrzył? Och, oczywiście, że na nich. I
niewyobrażalnie mu to przeszkadzało. Czuł się, jakby jakiś prawdziwy facet
siedział w jego sypialni i dosłownie się gapił. Równie dobrze mogła
przyprowadzić do ich domu jej ojca i posadzić go na stołku w miejscu Mikołaja.
Na jedno by wyszło. Ale że nie chciał psuć jej zabawy, nie komentował tego,
tylko dzielnie przyzwyczaił się do ignorowania jego spojrzenia.
Później wcale nie było lepiej.
Hermiona ściągała go rano z łóżka w weekend tylko dlatego, żeby kupić prezent
dla wszystkich możliwych Weasleyów. Cały czas nuciła pod nosem „Last
Christmas". Piosenka sama w sobie nie była zła – Draco dosyć szybko zauważył,
że lubi sobie ją mruczeć w pracy, bo wtedy szybciej mu czas płynął – ale kiedy
Hermiona ciągle ją wałkowała, miał wrażenie, że przedstawia mu swoje plany.
Dlatego zdecydowanie bardziej polubił „All I Want For Christmas Is You".
Ulubionym zajęciem Draco było
dekorowanie pierniczków. Świetnie się bawił, tworząc różne zabawne postacie za
pomocą lukru i przekomarzając się z Hermioną. Jednak i tak jego ulubionym
punktem tej zabawy było wspólne pozbywanie się lukru i polewy czekoladowej,
które znalazły się na ich ciałach całkiem przypadkiem. I nie przeszkadzał im
nawet wiszący w sypialni Mikołaj.
.*.*.
Dwudziesty piąty grudnia nadszedł
szybciej, niż Draco mógł się tego spodziewać. Tymczasem blondyn zdążył
przyzwyczaić się do tej całej otoczki świąt. Dziecinne zachowanie Hermiony już
całkowicie przestało go dziwić. Zaczął w nim uczestniczyć, oczywiście w miarę
swoich możliwości. Na kilka dni przed tym ważnym dniem, potajemnie wymknął się
wcześniej z pracy, by kupić ukochanej prezent i nie przeszkadzały mu kolędy grane
w sklepach.
Bardzo się denerwował, kiedy
wychodzili z domu, ruszając ku ich ulubionemu miejscu do teleportacji.
– Nie martw się, będzie cudownie.
Jak zawsze w święta – uspokajała go Hermiona, ściskając dłoń w geście wsparcia.
Miało to dodatkowe plusy, ponieważ jej gruba rękawiczka dała mu sporo ciepła.
Chwilę później stali przed Norą. A
w środku już wszyscy na nich czekali.
– Hermiona! Draco! Jak cudownie,
że już jesteście! – powiedziała pani Weasley, która otworzyła im drzwi. Zaraz
po tym jak weszli, kobieta wyściskała ich. – Nie zmarzliście?
– Nie, proszę pani.
Draco rozejrzał się wokół. Prawdę
mówiąc, to pierwszy raz był w środku Nory. Nie spodziewał się, że dom może być
tak zagracony, czysty i przytulny jednocześnie. I podobał mu się zapach
domowego jedzenia, który poczuł. Jego żołądek niemal natychmiast dał znać, że
jest pusty.
– Draco, kochaneczku, jak się
czujesz? – zwróciła się tym razem do chłopaka.
– Dobrze, dziękuję – odparł z
delikatnym uśmiechem. Nie był przygotowany na tak miłe przyjęcie z jej strony.
I, prawdę mówiąc, jeszcze nie do końca uwierzył w to, że dostał
zaproszenie.
– Hermiona mówiła, że to twoje
pierwsze święta. Mam nadzieję, że zasmakuje ci mój indyk, w tym roku wyjątkowo
się starałam. – Mrugnęła okiem.
– Nie wątpię.
Tymczasem do przedpokoju nadciągnęła kolejna
partia Weasleyów i Potter, z którymi się przywitali. Potem zostali wprowadzeni
do pięknie udekorowanej jadalni. Ginny porwała gdzieś Hermionę, a Draco zaczął
rozglądać się po pomieszczeniu. Szybko do niego dotarło, że nie powinien się
złościć na swoją dziewczynę, ponieważ tutaj było zdecydowanie więcej dekoracji.
Nawet choinka była większa i udekorowana w jeszcze bardziej chaotyczny sposób.
Jednak to w żaden sposób nie ujmowało jej uroku. Nad kominkiem wisiały również
skarpety z wyszytymi imionami zaproszonych. Draco wykorzystał chwilę, kiedy
pomieszczenie było puste i włożył prezenty do ich skarpet.
– Podglądasz, czy coś dostałeś? –
Usłyszał za plecami Draco. Nie musiał się obracać, by wiedzieć, z kim rozmawia.
– Jestem grzecznym chłopcem,
Potter – mruknął, odwracając się przodem do Harry'ego.
– Ty? Dobre sobie. – Zaśmiał się.
– Chodź na górę.
– Nie musisz być dla mnie
sztucznie miły, Potter – rzekł pewnym głosem Draco. – Nie oczekuję tego od
ciebie. Wystarczy jak będziesz udawał przy Hermionie.
– Sztucznie miły? Odkąd jesteś z
Hermioną już nic nie jest takie jak przedtem. Musi w tobie coś być, skoro ona
ci zaufała, a ty tego zaufania nie wykorzystałeś. Jeśli jeszcze nie
dostrzegłeś, że chcemy zmienić nasze stosunki, to przejrzyj w końcu na oczy. –
Przeczesał palcami włosy.
Malfoy przyjął słowa Harry'ego z
lekkim zdziwieniem i otępieniem. Ale szybko spostrzegł, że naprawdę wyszli do
niego z inicjatywą i byli serdeczni wobec niego. Postanowił więc starać
zachowywać się tak samo – kto wie, może kiedyś Weasleyowie przyjmą go do grona
przyjaciół domu jak Pottera i Hermionę?
– Chodź. Zrób to chociaż dla niej.
Draco, nie mając za dużego wyboru,
posłuchał się Wybrańca. Okazało się, że w niewielkim pokoju Rona, oprócz nich,
zebrali się jego wszyscy bracia. I, wbrew pozorom, Malfoy spędził tam czas
całkiem mile. Przez calutkie pół godziny chłopaki robili zakłady o wyniki
zbliżających się meczy. Nowy sezon był już tuż–tuż, a w domu Weasleyów to
cicha, niepisana tradycja, o której nie wiedział nikt, prócz zainteresowanych.
Dlatego Ginny była w szoku, kiedy weszła do pokoju i jedynym, co zastała, to
grupka facetów, rozmawiających znikąd o Quidditchu.
– Chodźcie na dół już wszystko
gotowe – powiedziała, choć nie mogła powstrzymać się od rozglądania się po
pokoju za dowodami ewentualnej zbrodni. Oczywiście, takowych nie znalazła,
ponieważ kajecik Rona był już sprzątnięty.
Kiedy weszli do jadalni, stół był
już zastawiony różnego rodzaju jedzeniem. Jednakże pierwsze skrzypce grał
ogromny nadziewany indyk, usytuowany na samym środku stołu. A zapach
jedzenia... Żołądek Draco ponownie odezwał się, tylko tym razem był o wiele
głośniejszy. Do tego stopnia, że usłyszała to nawet stojąca obok
Hermiona.
– Siadajcie – powiedział pan
Weasley. Sam czynił honory i zaczął kroić główne danie.
Uczta była wspaniała. Jedzenie
miało tak wyborny smak, że chłopak zaczął się niepokoić o to, jak będzie
wyglądał po świętach. Bo w takim tempie groziła mu tusza Crabbe'a. Ale warto
było.
– I jak wam się razem mieszka,
kochaneczki? – spytała w pewnym momencie pani Weasley, kierując pytanie do
Draco i Hermiony. – Chciałam was wcześniej o to spytać, ale poszedłeś do
chłopaków, Draco, a chcę znać zdanie was obojga.
Para wymieniła ze sobą spojrzenie.
Mieszkali ze sobą trzy miesiące i, szczerze mówiąc, była to bardzo spontaniczna
decyzja. Męczyło ich budzenie się co drugi dzień w mieszkaniu drugiego i
wracanie w pośpiechu do siebie, aby ogarnąć się do pracy. Szczególnie im to
dokuczało po bardziej męczących wieczorach. Dlatego spróbowali zamieszkać razem
na dwa tygodnie... i tak już zostało. A póki co żyło im się wspaniale.
– A, nie narzekamy – odpowiedziała
Hermiona. – Draco jest bardzo pomocny i grzeczny.
– Mówisz, jakbym był dzieckiem –
fuknął urażony. Dziewczyna w ramach przeprosin cmoknęła go szybko w
policzek.
– Oj, kochaneczku, niektórzy
mężczyźni są gorsi aniżeli dzieci. A mężczyzna dojrzały to wbrew pozorom
prawdziwy skarb. – Molly splotła dłoń z ręką Artura. Mimo tak długiego stażu,
wciąż byli szczęśliwi i kochali się ponad wszystko. Blondyn szczerze im
zazdrościł. Chciałby, aby on i Hermiona doświadczyli tak silnego uczucia, które
przetrwałoby tak wiele. I choć byli ze sobą niespełna rok, traktował ten
związek wyjątkowo poważnie. Hermiona była dla niego bezcenna.
– W takim razie mam prawdziwy
skarb w swojej garści...
Draco nic nie odpowiedział, bo
akurat miał pełne usta. Jednak, gdyby jego nerwy były słabsze, zapewne
zarumieniłby się. Nie przyzwyczaił się jeszcze do tego, że Hermiona lubiła
dzielić się swoimi uczuciami.
Posiłek trwał jeszcze nie więcej
niż pół godziny. Jedzenie znikało ze stołu jak zaczarowane. Potem pan Weasley
próbował zagadać Draco i rzeczywiście udało mu się to. Odkąd blondyn związał
się z Hermioną, zyskał trochę wiedzy o świecie mugoli, co przełożyło się na ciekawą
rozmowę. Co prawda obaj nie wiedzieli zbyt wiele, ale dopełniali się – jeden
wiedział jedną rzecz, drugi kolejną. A o wszystko, co było dla nich
nieodgadnione, pytali Hermionę.
– Ron, zgaś światło – poprosiła
pani Weasley, a tymczasem sama wymknęła się z pomieszczenia. Zdezorientowany
Draco szturchnął delikatnie swoją ukochaną łokciem.
– Co się stało?
– Co to za durna tradycja, żeby
siedzieć po ciemku?
Zarówno Hermiona, siędzący po jej
drugiej stronie Harry, jak i bliźniacy parsknęli śmiechem.
– Zobaczysz, blondasku –
powiedział George.
– Mama specjalnie dla ciebie nie
odpuściła żadnej tradycji – dodał Fred.
I wtedy do jadalni wkroczyła Molly
trzymająca jakieś... ciasto. Tyle mógł dostrzec w pokoju, w którym jedynym
źródłem światła były lampki z choinki. Zastanawiało go, o co chodzi z tym całym
cyrkiem.
– Ginny, czyń honory – nakazał pan
Weasley.
Rudowłosa posłusznie wyciągnęła
różdźkę i pewnym głosem powiedziała „Incendio”. W jednej chwili wypiek stanął w
płomieniach, a Molly postawiła go na środku stołu. Draco musiał przyznać, że
wyglądało to bardzo efektownie, jednak z drugiej strony bał się, że po
wszystkim, ciasto okaże się być po prostu spalone. I niejadalne.
Po chwili ogień zgaszono, a
światła zapalono ponownie. Jednak oprócz deseru, pojawiła się kolejna rzecz.
Wyglądało to jak ogromny cukierek, który kusił, aby go rozpakować. Wiedział, że
to czarodziejskie petardy, znał je z Hogwartu. Kiedy tylko pani Weasley
dostrzegła je, natychmiast wlepiła swój ostry, przenikliwy wzrok w próbujących
powstrzymać się od śmiechu bliźniaków.
– Co ja wam mówiłam! Czy wy nigdy
nie dorośniecie? – krzyczała.
– Mamo, tutaj nie ma
niebezpiecznych rzeczy – zapewnił Fred.
– Wzięliśmy twoje rady z tamtego
roku do serca – dodał George. – I tym razem jest całkowicie bezpiecznie...
– ... niestety – skończyli obaj.
Mimo zapewnień braci, każdy czuł
wewnętrzny niepokój przed otworzeniem swojej. Draco intensywnie zastanawiał się
nad tym, co zawierały w sobie te zeszłoroczne, że każdy się ich obawiał. Wolał
jednak o to nie pytać. Zamiast tego wykazał się heroizmem i sięgnął po swoją,
opakowaną w zielono-złoty papier, jako pierwszy. Otworzył swoją szybko i bez
namysłu. Z środka niespodzianki wyleciało konfetti w kształcie różowych
serduszek i trąbka urodzinowa.
– Dmuchnij – zachęcił go
któryś z bliźniaków, jednak blondyn za żadne skarby nie był w stanie stwierdzić
który.
Pewność siebie Weasleya zbiła z
tropu Malfoya, jednak postanowił im zaufać i dmuchnął w trąbkę niepewnie. Tak
natychmiast zaczęła zmieniać swój kształy i kolor, przeistaczając się w wielki
bukiet różnych kwiatów. Damska część zebranych była pod wrażeniem nie tylko ze względu na
sztuczkę, ale także urocze zachowanie Draco, który przekazał kwiaty Hermionie,
całując ją w policzek. Wtedy wszyscy postanowili otworzyć swoje petardy. Inne
wypełnione były słodyczami – zarówno tymi normalnymi, jak i stworzonymi przez
Freda i George'a. Tymczasem pani Weasley nałożyła wszystkim świąteczny pudding.
Były Ślizgon był zachwycony deserem do tego stopnia, że nawet poprosił o
dokładkę. Natomiast kiedy i on znikł ze stołu, zaparzona została herbata.
– To kto pierwszy pochwali się
prezentami? – spytał pan Weasley.
Pierwsza zgłosiła się Ginny.
Niesamowicie ucieszyła się z nowych ochraniaczy do gry w Quidditcha i perfum od
Draco i Hermiony. Zaraz po niej chęć pochwalenia się podarkami poczuli
bliźniacy. Im natomiast najbardziej spodobały się okulary przeciwsłoneczne i
futerały w kwiatki, które wybrała im Hermiona.
– Do twarzy nam w nich –
stwierdził Fred, patrząc na twarz George'a.
– I w dodatku wyglądamy poważnie,
jak mugolscy bizmesmeni – dodał drugi.
– I te futerały... Nie wiem, co
powiedzieć!
– Szyk i elengancja w jednym!
Kiedy usiedli, szybko zdążyli
pokłócić się o to, który jak ma na imię i który sweter wydziergany przez ich
matkę należy do którego. Potem kolejne osoby stanęły przy kominku, by móc
pokazać swoje prezenty. Wśród ciągłych śmiechów i zachwytów czas mijał szybko i
nim Draco spostrzegł, nadeszła jego kolej.
– Draco, kochaneczku, idź –
powiedziała pani Weasley.
Blondyn wstał ze swojego krzesła i
przecisnął się do kominka. Szybko znalazł swoją skarpetę i zanurzył w niej
rękę. Pierwsze pudełko, które zdołał wyczuć i wyciągnąć, skrywało w sobie nowy
uroczy, jasnoniebieski budzik. Jak się potem okazało, bliźniacy opracowali go
specjalnie dla niego, kiedy tylko dowiedzieli się, jakim jest śpiochem. I
akurat ten był pierwszym, który nie miał w sobie żadnej usterki. Kiedy
zapewniono go, że żaden nie będzie go budził, poczuł dziwną chęć nieużycia go.
Od Hermiony dostał zegarek, o którym marzył od pewnego czasu. Jednak to ostatni
z prezentów sprawił, że naprawdę uwierzył w słowa Harry'ego. Zobaczył, że
Weasleyowie chcieli, aby między nimi były dobre stosunki.
– Przymierz – poprosiła pani
Weasley, gdy wyciągnął ze skerpety niebieski sweter z żółtą literą „D".
Został wydziergany ręcznie i z tego co zdołał zobaczyć, wykonany był z wielką
starannością. – Robiłam go trochę na oko, to fakt, ale mam nadzieję, że będzie
pasował.
Draco szybko naciągnął sweter na
białą koszulę, którą miał na sobie. Rękawy były ciut za długie, ale to mu nie
ujmowało. Odzienie było bardzo ciepłe i miłe w dotyku. Nie rozumiał, dlaczego,
kiedy rudzielce dostawali takie w szkole, słyszał z ich strony narzekania.
– I jak? Pasuje?
– Jest idealny – odparł z
uśmiechem.
Swetra nie zdjął do końca wizyty.
.*.
Draco i Hermiona wrócili z Nory
późnym wieczorem. Byli zmęczeni, ale zadowoleni – szczególnie ona. Widziała, że
jej ukochany bawił się dobrze, mimo że kiedyś nie przepadał za Weasleyami. I
kiedy usiedli razem na kanapie przytuleni do siebie, z nogami okrytymi ciepłym
kocem i kubkami gorącej czekolady w dłoniach, nie umiała powstrzymać się od
pytania:
– I jak ci się podobają święta?
Draco uśmiechnął się pod nosem.
– Właściwie, to nie było tak źle,
jak się spodziewałem. – Dziewczyna zerknęła na niego, unosząc głowę z jego
ramienia. – No, dobra... Bardzo mi się podobało. Ale narazie nie mów tego
Weasleyom.
– Wiedziałam, że zarażę cię magią
świąt! – niemal zawołała z zachwytem.
– Tym razem udało ci się wygrać,
Granger – mruknął, pochylając się ku niej.
Ich usta złączyły się w krótkim
pocałunku. Oboje nie mogli wyobrazić sobie, że mogłoby być lepiej. Czuli się jak w
raju i póki co, niczego do szczęścia im nie brakowało.
– Draco? – zaczęła, kiedy oderwali
się od siebie.
– Tak?
– Zamierzasz dzisiaj zdjąć ten
sweter? – spytała, próbując powstrzymać śmiech.
Malfoy udał zamyślonego. Może już
byli w piżamach, ale to całkowicie mu nie przeszkadzało, aby założyć prezent.
Czuł się w nim bardzo dobrze, był miękki i ciepły... W dodatku jego barwa
idealnie podkreślała kolor jego oczu. Był idealny.
Dlatego blondyn tylko wzruszył
ramionami i wesołym tonem odparł:
– Nie wiem. Zastanowię się
jeszcze.
KONIEC.
_____________
Chciałabym życzyć Wam wesołych, zdrowych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia oraz pełnego sukcesów roku 2017! Niech będzie lepszy od obecnego!
Feltson
Boże, kocham cukier...
OdpowiedzUsuńWprowadzasz w magię świąt 💞
Ja także! <3
UsuńCieszę się :D
Cudowna miniaturka *.* kocham święta i tyle
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤
UsuńBardzo urocza miniaturka ��
OdpowiedzUsuńWesołych świąt i udanego sylwestra!
Dziękuję! ❤
UsuńTo będzie jedna z moich ulubionych świątecznych opowieści Dramione. Naprawdę!
OdpowiedzUsuńNapisałaś naprawdę uroczą i wzruszającą miniaturkę.
A sytuacja ze swetrem ... <3
Piękne, prawdziwe święta w gronie rodziny Weasley.
Każdy się starał, pracowali nad sobą i jest magia świat!
Molly jest taka sama jak zawsze, świetnie ją opisałaś.
Nie mam sił się czegoś czepiać, a nawet tego nie znajdę.
Życzę ci wesołego nowego roku, czasu, weny, a przede wszystkim zdrowia.
Re(Beca)
Dziękuję ❤ Bardzo się cieszę, że podobało ci się :3
UsuńRównież życzę wszystkiego dobrego c:
Pozdrawiam,
Feltson
Sama słodycz! Naprawdę, chyba nie powinnam czytać tego na noc, na bank moje zęby ucierpią :D ^^
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego typu miniaturki; słodkie, lekkie i przyjemne ;)
Całkowicie w moim stylu ;)
Pozdrawiam,
Charlotte
wschód-słońca-dramione