sobota, 17 czerwca 2017

Rozdział 12: Och, Granger...

Pełnia szczęścia
Część 1
Rozdział 12: Och, Granger...




Plan podbicia Paryża był prosty i całkowicie nieskomplikowany. Mieli teleportować się w środę rano na miejsce, a potem zameldować się w hotelu, gdzie Malfoy zarezerwował dla nich dwa pokoje. Niby Dafne proponowała swoją gościnę, ale Malfoy wolał nie ryzykować ze względu na Hermionę. Miał wrażenie, że mogłaby czuć się nieswojo w jej towarzystwie. Poza tym Diana ostatnio się rozchorowała, co było dodatkowym powodem, dla którego wolał nie skorzystać z propozycji. Jeszcze – nie daj Boże – Granger złapałaby od niej wirusa i poszła na zwolnienie lekarskie. Nie mógł na to pozwolić, bez niej byłby jak bez ręki.
Choroba małej spowodowała również to, że wszystkim Draco musiał zająć się sam. Niby czuła się już lepiej, ale ten jeden dzień matka wolała zostać i zaopiekować się nią. Nie zdziwiło go to w ogóle, Dafne już taka była, że wszystko zapinała na ostatni guzik. Rozumiał to i wcale nie miał jej tego za złe.
Hermionie pakowanie nie zajęło dużo czasu, choć ciągle towarzyszyło jej uczucie braku czegoś. Może to była para skarpet? A może rozum? Nie mogła tego stwierdzić, bo ile razy sprawdzała walizkę, tyle razy okazywało się, że wszystko ma. A zrobiła to kilkukrotnie, więc nie istniała możliwość, aby czegoś zapomniała.
Rano teleportowała się pod dom Malfoya, gdzie mieli użyć świstoklika, aby dostać się do Francji. Zastała go w stanie zdecydowanie niewyjściowym. Miał na sobie eleganckie, czarne spodnie z brązowym paskiem oraz białą, tylko narzuconą na plecy koszulę. Nawet nie trudził się z zapięciem jej, tylko ciągle przemierzał korytarze domu w poszukiwaniu różnych rzeczy. Hermiona, która grzecznie czekała na niego w salonie, pilnowała się jak tylko mogła, aby się na niego nie gapić. Po prostu miał w sobie coś takiego, co przyciągało jej spojrzenie i to ją bardzo niepokoiło.
– Uch, Granger, czemu ty nie masz nawyku spóźniania się? – jęknął, kiedy ponownie wpadł do pomieszczenia. Tym razem koszula została zapięta (na co ona prawie westchnęła z ulgą), a on właśnie wiązał elegancki, czerwony krawat. Na lewym ramieniu spoczywała czarna marynarka, a z kieszeni spodni wystawał bogato zdobiony grzebień.
– To niekulturalne spóźniać się – odparła. – A dobrze wiesz, że kulturę sobie cenię.
– Taaak, wiem – mruknął, po czym wyciągnął grzebień. Szybkimi, wyćwiczonymi ruchami rozczesał swoje włosy, układając je tak jak zwykle. – Jest dobrze?
Hermiona przyjrzała się mu. Kiedy w jego fryzurze dojrzała tą jedną, jedyną niedoskonałość, wstała z fotela, spomiędzy jego palcy wysunęła przedmiot, a następnie ją poprawiła. Gdy niechcący opuszkiem palca dotknęła jego policzka, udała, że nic się nie stało. Odsunęła się, oglądając swoje dzieło.
– Teraz jest idealnie – przyznała. Na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec, czego spieszący się Malfoy nie dostrzegł. Była mu za to niezmiernie wdzięczna.
– W takim razie lecimy! – rzekł z mocą. Odebrał od Hermiony swoją własność, którą niedbale rzucił na stolik kawowy. Za to z jednej z jasnych szuflad wyciągnął zawiniątko. – Aktywuje się kilka sekund po dotknięciu – oznajmił. – Dlatego Granger, błagam cię, żadnego ociągania. Wiem, że lubisz sobie czasem ponegować, więc ostrzegam.
– Och, wypraszam sobie, dzisiaj to ty jesteś oporny – prychnęła.
Spiorunował ją spojrzeniem. Jego prawa brew utknęła na wysokości większej niż zazwyczaj. Swoją miną przekazywał dosyć jasną i prostą w odbiorze wiadomość – nie drażnij Smoka. Potem zsunął beżowy materiał ze świstoklika. Tym razem miała podróżować za pomocą srebrnego widelca ozdobionego roślinnym motywem. Draco wziął go do ręki i natychmiast odwrócił się przodem do dziewczyny. Ta bez wahania złapała go. W ciągu trzech sekund poczuła, że zaczyna wirować.
Wylądowali bez żadnych przygód – podrapanych od upadku rąk czy kolan, tak jak to przydarzyło się jej za pierwszym razem. Potem dała się prowadzić Malfoyowi do hotelu. Twierdził, że zna tą okolicę jak własną kieszeń.
Nie znał. Ale szczęściem w nieszczęściu było to, że chociaż miał punkt zaczepienia i nie zgubili się na dobre... I poprosili o pomoc pewną starszą kobietę, lecz na niewiele im się zdała. Właściwie, to równie dobrze mogli jej o nic nie pytać, a i tak znaleźliby się na miejscu szybciej.
Ich nocleg nie był ponurym miejscem, ale też nie cechował się ogromnymi bogactwami. To zrozumiałe – w końcu mieli tu spędzić jedną noc. Nie potrzebowali do tego wielkich willi. Pokoje urządzone zostały całkiem minimalistycznie i nowocześnie. Hermiona uznała je za bardzo komfortowe i miała niejasne wrażenie, że pomimo faktu, iż hotel był średniej klasy, Draco zarezerwował w nim najlepsze pokoje. W środku oprócz dwuosobowego łóżka, białych szaf i komód, znajdowała się również kanapa ze stolikiem. Po szybkim teście dziewczyna stwierdziła, że jak na sofę była ona wyjątkowo wygodna.
Pokój Malfoya wyglądał dokładnie tak samo – to zdążyła ustalić zaraz po wejściu do środka. Oczywiście, przedtem zapukała. Wolała go nie zastać w krępującej sytuacji. Nie spodziewała się takiej sprawiedliwości po nim – dałaby sobie rękę uciąć, że sobie zapewnił lepsze mieszkanie. Jednkaże były identyczne, jeśli nie liczyć obrazków wiszących nad łóżkiem.
Chwilę później wyszli z hotelu i teleportowali się niedaleko sklepu. W drodze po francuskim odpowiedniku ulicy Pokątnej, Hermiona wszystko obserwowała z zaciekawieniem. Aleja była szersza i jaśniejsza – dziewczyna nie miała jednak pojęcia czy to zasługa mniejszej wysokości budynków, czy też jaśniejszych barw, jakich użyto do pomalowania elewacji. Również bruk, po którym szli wydawał się prostszy i bez żadnych uskoków. Czarodzieje spacerujący po niej w większości byli szeroko uśmiechnięci i życzliwie nastawieni. Nawet hałas różnił się od tego angielskiego.
Lokal Malfoya w Francji był trochę mniejszy i umeblowany inaczej niż ten w Anglii. Widziała w tym rękę pani Danet. Sam Malfoy z pewnością by na to nie wpadł. Sklep działał jednakże na takich samych zasadach, co poprzedni i to z pewnością ustalali już wspólnie.
– Och, jak dobrze, że jesteście! – powiedziała na przywitanie Dafne. – Draco, zostawiam wszystko w twoich rękach, ufam ci.
– Chyba to ja ufam tobie...
– Tak, też. Muszę lecieć do Diany. – Złapała swoją torebkę i szybkim krokiem ruszyła ku drzwiom. – Cześć! – rzuciła, zanim wyszła.
Oboje odprowadzili ją spojrzeniem.
– No to co? Pracujemy we dwoje – stwierdził Malfoy.



.*.*.*.*.*.



Otwarcie Smoczych Eliksirów poszło lepiej, niż Draco się spodziewał. Problemów było na pewno mniej, aniżeli wtedy, kiedy robił wszystko sam. Dafne naprawdę miała niewątpliwy talent organizacyjny.
Pracownicy zatrudnieni przez nią w jego imieniu również spełniali oczekiwania. Dwudziestoletni Robert i trzydziestosiedmioletnia Natalie to sympatyczne osoby, potrafiące uśmiechać się szczerze nawet, kiedy byli zmieszani. Malfoy nie odmówił  sobie przetestowania ich pod tym kątem.
Pracy było na tyle mało, że Draco po otwarciu pozwolił jej pójść sobie na spacer, do kawiarni lub gdzie chciała. Ona wolała zostać – i tak też zrobiła. Razem z Malfoyem rozmawiała, śmiała się i najzwyczajniej w świecie dotrzymywała mu towarzystwa.
– Wiesz co, Granger? Niepotrzebnie cię tu fatygowałem. Niewiele jest do roboty – stwierdził w pewnym momencie. – A jak już coś jest, to na tyle proste, że mogę zrobić to bez niczyjej iingerencji.
– Trudno się mówi. – Wzruszyła ramionami.
Parę chwil później blondyn stwierdził, że nie mogą tak bezczynnie siedzieć cały czas. Pod pretekstem przerwy wyszli ze sklepu. Szli uliczką bez celu, dopóki Malfoyowi nie zachciało się pić. Zatrzymali się więc w małej kawiarence, gdzie zamówili po kubku kawy.
– Ty to masz szczęście, wiesz? – stwierdziła Hermiona. – Mamy kryzys, a mimo to twój interes kwitnie, teraz jeszcze dobierasz się do francuskiego rynku... I oprócz Munga, pewnie już coś knujesz, czyż nie?
Wzruszył ramionami.
– Właściwie, to narazie nie mam innych planów – przyznał. – Póki co, będziemy utrzymywać obecny stan, być może trochę rozszerzać firmę o parę stanowisk, ale to wszystko. A kiedy wyczujemy moment, wtedy napadniemy Mungo.
– Zaskoczyłeś mnie. Myślałam, że masz w zanadrzu więcej planów.
– Niespodzianka, Granger. I przepraszam cię za nudę. Wiem, że nie tego się po mnie spodziewałaś, ale narazie praca będzie dosyć... jednorodna? Nie potrafię tego odpowiednio nazwać.
– Daj spokój, nie będę narzekać – zaśmiała się.
Potem rozmawiali na różne tematy. Od błahych, takich jak pogoda czy paryska atmosfera, po te poważniejsze, jak na przykład sukcesy przyjaciół Hermiony. Okazało się, że Draco z ciekawości czytywał artykuły o nich, kiedy znajdowały się w gazecie. Choć, jak twierdził, była to tylko ciekawość wynikająca z ich dawnych relacji.
Nawet nie zauważyli, kiedy minęły dwie godziny. Musieli wracać.
– Chodź, ponudzimy się tam jeszcze trochę – powiedział, gdy odliczał należną sumę.
Hermiona zaśmiała się.
– Z przyjemnością, szefie.



.*.*.*.*.



Astoria, tak jak ostatnio miała w zwyczaju, nie mogła doczekać się skończenia pracy. W jej głowie tkwiła tylko postać Brewera, do którego tęskniła cały czas, jakiego nie spędzali wspólnie.
Ten dzień miał być dla niej jednym z tych nudniejszych. Z Martinem się nie umówiła, Draco wyjechał, a Teodor przejął część jego obowiązków, więc miał zostać w Malfoy Company dłużej niż zwykle. Astoria zajęła się więc swoim mieszkaniem, które od jakiegoś czasu nie doznało zaszczytu w postaci nieskazitelnej czystości. Jednakże uporała się z tym dosyć szybko, a nuda zaczęła jej doskwierać coraz bardziej.
Decyzja o tym, żeby zrobić Martinowi niespodziankę zajęła jej dosłownie chwilę. Przebrała się w ładniejsze ubrania, rozczesała włosy i wyszła z domu. W przeciągu kilku chwil pukała do drzwi lokum ukochanego.
– Astoria? – zdziwił się, kiedy ją zobaczył. – Co ty tutaj robisz?
– Nudziło mi się... No i bardzo za tobą tęskniłam.
Przysunęła się do niego i delikatnie go pocałowała. Chłopak odpowiedział jej tym samym.
– Ale sobie moment wybrałaś... Właśnie miałem się iść kąpać. – Gestem dłoni zaprosił ją do środka. W przedpokoju dziewczyna zdjęła swoje odzienie wierzchne.
– Nie krępuj się, idź. Ja zaczekam. – Powiesiła płaszczyk na jednym z haczyków.
– W takim razie daj mi chwilunię. Rozgość się, tylko nie zwracaj uwagi na bałagan, nie miałem zbytnio głowy, aby się nim zająć.
I szybkim krokiem wszedł schodami na górę, zanim zdążyła mu powiedzieć, że jej to nie przeszkadza. Astoria rozejrzała się dookoła i faktycznie musiała stwierdzić, że mieszkanie Brewera cierpiało na ten sam stopień zaniedbania, co jej jeszcze parę godzin temu. Powierzchowny porządek i skryty chaos. W salonie poprawiła poduszki na kanapie, po czym zaczęła zbierać stare gazety z stolika kawowego na jedną kupkę. Było tam również parę pism, rachunków i napisany ręcznie list. Nie zwróciłaby na niego uwagi, gdyby nie podpis i widniejąca pod nim data. Po zerknięciu na kalendarz, dziewczyna ustaliła, że był sprzed dwóch dni. Rzeczą równie pewną było to, że jego autor to kobieta o imieniu „Lisa”.
Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale czuła się bezsilna. Chęć dowiedzenia się, dlaczego owa kobieta do niego napisała była silniejsza od niej. I mimo że ufała mu, zerknęła na treść wiadomości.

Drogi Martinie!
Mam nadzieję, że dobrze się czujesz i wszystko u Ciebie gra. Teraz, kiedy piszę ten list, mam się już lepiej. Te eliksiry, które mi wysłałeś naprawdę mi pomogły. Z dnia na dzień poprawa jest coraz bardziej widoczna.
Bardzo za Tobą tęsknię, wiesz? Mieszkanie w tej ruderze, praktycznie bez pieniędzy to po prostu katorga. Gdyby nie Twoja pomoc, nie miałabym nawet tego. Ale o tym, że jestem Ci niezmiernie wdzięczna, pewnie już wiesz.
Jak Ci idzie z Tą dziewczyną? Ostatnim razem pisałeś, że dobrze, mam nadzieję, iż tak jest do tej pory. Musisz trzymać ją w garści, bo jest naszym ratunkiem. Doprawdy, świetnie to rozegrali z tym spadkiem. Zostawili nas bez niczego, tak jak chcieli. I nawet po śmierci chcą doprowadzić swoje plany do końca. Nie uważasz tego za szczyt geniuszu? Bo ja owszem. Ja zostałam z niczym i jeżeli ty nie wyjdziesz za czystokrwistą, także tak skończysz. Jak ich manipulacje zaprowadzą nas na drugą stronę – a nie możesz zaprzeczyć, że w moim przypadku są blisko – to serdecznie im pogratuluję.
Pamiętaj, żeby z dnia na dzień kochała Cię coraz bardziej. I nie zapominaj o tym, że tęsknię!
Kochająca Cię,
Lisa
09.10.1999

Niewiele rozumiała z treści listu, ale pojęcie, że to właśnie ona była tą, „co z dnia na dzień miała kochać go coraz bardziej”, to prościzna. Gwałtownie wstała z kanapy, a wiadomość przykryła resztą zalegających tam papierów. Nie chciała, aby dowiedział się, dlaczego uciekła. W drodze do przedpokoju otarła rękawem bluzki łzy. Czuła się podle wykorzystana. Nie miała pojęcia, czy Brewer świadom był jej chęci znalezienia szczęścia u boku drugiej osoby. Jeśli nie, to musiała pogratulować mu szczęścia. Nie mógł trafić lepiej – tak oczekującej na miłość i naiwnej osoby ze świecą szukać. Szarpnięciem zdjęła płaszcz z wieszaka i wyszła, zamykając drzwi za sobą najciszej jak mogła. Potem teleportowała się do pierwszego miejsca, o którym pomyślała.



.*.*.*.



– Nudno dzisiaj było – stwierdził niechętnie Malfoy. – Z jednej strony to dobrze, bo mam świetnego wspólnika. Z drugiej strony, bo zmarnowaliśmy cały dzień.
– Daj spokój, wcale nie jest tak źle. Dla takiego widoku warto marnować cały dzień.
Po zamknięciu sklepu, Hermiona zaproponowała spacer. Było jeszcze dosyć wcześnie. Najpierw zawitali w jednej z lepszych restauracji – ich żołądki domagały się tego od dłuższego czasu – a potem wybrali się na spacer. Chodzili po starych wybrukowanych ulicach, gdzie budynki nie miały rozmiarów wieżowców. Pozwalało im to na przyglądanie się zachodowi słońca oraz refleksom, jakie światło tworzyło na niebie.
– Chociaż fajnie skończmy ten dzień – powiedział i przystanął. Jego wzrok powędrował ku witrynie po drugiej stronie ulicy. Panna Granger nie musiała znać francuskiego, aby wiedzieć, że to sklep alkoholowy. – Warto by uczcić sukces, który dziś osiągnęliśmy.
Popatrzył na nią kątem oka, uśmiechając się pod nosem znacząco.
– Nie patrz tak na mnie! Zrobisz co zechcesz – mruknęła.
– Och, Granger... – Pokręcił głową. – Mi nie potowarzyszysz? – Nie odpowiadała. – Przecież to nie będzie żadne zalewanie się w trupa, tylko kulturalne popijanie wina. No nie skusisz się?
Westchnęła ciężko.
– Niech będzie, zgadzam się.
Pięć minut później kierowali się do hotelu w towarzystwie dwóch butelek świeżo zakupionego alkoholu. Na szczęście tym razem Malfoy nie pomylił drogi i znaleźli się w nim dosyć szybko. Weszli do pokoju Hermiony i wspólnie zajęli kanapę. Dziewczyna transmutowała dwie gumki do włosów w kieliszki, a tym czasie Draco zdjął czerwony krawat, w którym paradował cały dzień. Bez żadnych hamulców rzucił go na oparcie sofy.
Blondyn z wielką wprawą i gracją otworzył trunek, a następnie równo rozlał go do kieliszków.
– Za nasz sukces – powiedział, kiedy stuknęli szkłem.
– Nasz? – zdziwiła się.
– Jakby na to nie spojrzeć, to dużo mi pomagasz. Na przykład dzięki tobie udało mi się kupić sklep na Pokątnej w niezwykle korzystnej cenie... – Zmroziła go spojrzeniem, kiedy się roześmiał.
– To akurat było niezbyt stosowne i wciąż nie mam pojęcia dlaczego się na to zgodziłam! – Na policzkach pojawiły się rumieńce. Wciąż pamiętała to głodne spojrzenie Jenkinsa... Aż wzdrygnęła się. Chcąc zapomnieć o tym, upiła łyk wina. Musiała przyznać, że smakowało wyśmienicie.
– Ale zadziałało. Jeśli coś działa, nie jest głupie.
Nie powiedziałabym – przeszło jej przez myśl.
– Pomijając tamten mały incydent, wciąż dużo mi pomagasz.
– Daj spokój, ja tylko wykonuję twoje polecenia... – rzekła. – To nic takiego.
– Naprawdę tak uważasz? Właśnie dzięki temu, że wykonujesz moje polecenia, to wszystko działa. Kiedy pracowały u mnie mało kompetentne dziewczyny, cały interes stał w miejscu. Tak naprawdę dopiero twoje przyjście tutaj pomogło w rozkwicie Malfoy Company. – Popatrzył na nią z mocą. – Więc tak, ten sukces jest nasz. I w jakiejś części Teodora też, ale jego tutaj nie ma.
Jeszcze raz stuknęli kieliszkami. Potem Draco zdecydował się opowiedzieć jej te zabawniejsze historie związane z poprzednimi sekretarkami. Po usłyszeniu ich wszystkich, poczuła się niezwykle dowartościowana. W ten właśnie sposób pozbyli się pierwszej butelki.
Wraz z rozpoczęciem drugiej zaczęły towarzyszyć im bardziej prywatne tematy. Wspominali swoje dzieciństwo i zabawne momenty z nim związane. Rozmawiali również o Hogwarcie. Hermiona przyznała Draco, że w pierwszej klasie naprawdę mieli smoka i to co odkrył było prawdą. Malfoy zaczął śmiać się ze swojej głupoty, która doprowadziła do szlabanu, choć nie ukrywał swojej złości. Na szczęście przeszła mu, kiedy porzucili temat szkoły. Wolała mu nie wspominać o tym, że szpiegowali go na drugim roku, ani nie przypominać o uderzeniu w twarz ani transmutowaniu w fretkę.
Nawet nie zauważyli, kiedy minęła północ. Tak dobrze im się rozmawiało przez ten cały czas, że nawet nie spoglądali na zegarek. Blondyn jako pierwszy wpadł na pomysł, że jeśli nie chcą wyglądać rano jak wraki, to należałoby położyć się spać.
– Będę już powoli cię opuszczał – powiedział, udając smutne dziecko. Zaśmiała się, patrząc na jego głupotę.
– Odprowadzę cię – rzekła, wstając z kanapy.
Nie czuła się pijana, ale wiedziała, że do trzeźwości jej trochę daleko. Jednak obietnica została dotrzymana – nie zalali się w trupa. I rzeczywiście pili w sposób kulturalny.
Malfoy popatrzył na ten krótki odcinek, który miała z nim przejść. Potem zerknął na nią z politowaniem.
– Jeszcze się zgubisz i co wtedy?
– Zaczniesz mnie szukać. No powiedz, że tak... – Uśmiechnął się do niej zachęcająco.
– Oczywiście.
Draco również wstał z siedzenia.
– A będziesz za mną tęsknić? – dopytywał. Hermiona zrobiła parę kroków, po czym wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Może tak... Może nie...
Malfoy podszedł do niej. Teraz do drzwi zabrakło im nie więcej niż trzy metry. Blondyn nachylił się nad nią. Czuła, jak jego ciepły oddech przedziera się między włosami, by dotrzeć do ucha. Spokojnym, niskim głosem szepnął:
– I tak wiem, że tęskniłabyś. – I odsunął się, krocząc do przodu.
Podążyła za nim. Draco złapał dłonią klamkę, ale jej nie przekręcił – za to spojrzał jej w oczy, jakby czekał na jej ruch.
Ciężko było się żegnać po tak przyjemnie spędzonym wieczorze. Dawno nie czuł się tak swobodnie i zwyczajnie, będąc równocześnie w towarzystwie innym niż Teo i Astoria. Granger to idealny kompan to rozmowy, śmiechu czy dyskusji intelektualnych. Według niego kompletnie marnowała się przy boku Pottera i Weasleya.
– Czemu jesteś tego taki pewien? – Założyła ręce, a plecy oparła o ścianę za sobą. Na ustach Draco pojawił się przebiegły uśmieszek.
– Moja męska intuicja mi tak mówi...
Nawet nie zauważył, jak w czasie wypowiadania tych słów nieznacznie przysuwał się w jej stronę. Zupełnie jakby była magnesem, a on zwykłym, malutkim opiłkiem żelaza. Czuł potrzebę podziękowania jej za ten wieczór, ale nie umiał ubrać w słowa tego, co chciał wyrazić. Dlatego znalazł na to inny sposób. Kiedy dotknął opuszkami palców jej policzka, zadrżała. Nie przejął się tym zbytnio. Za to sam przysunął swoją twarz bliżej niej.
Po chwili niepewności i napięcia, które stało się niemal namacalne, pocałował ją. Ostatni raz pozostawił po sobie wielką pustkę, wymagającą wypełnienia. I miało do tego dojść w tej chwili. Wszystkie myśli o powtórce z rozrywki właśnie znalazły swoje pokrycie. Hermiona zaplotła ręce wokół jego szyi, a on objął ją w talii, co przybliżyło ich do siebie.
Przycisnął ją do ściany, a jego usta zeszły niżej, do jej szyi. Draco miał świadomość, iż powinien już to zakończyć, lecz nie umiał. Liczył tutaj na interwencję dziewczyny. Hermiona także czuła, że powinna to przerwać, ale... nie chciała. Poddała się więc kotłującym się w niej uczuciom. On kontynuował, to co zaczął w głębi ciesząc się, że jednak nie miała pomysłu, aby to skończyć. Za to opuszkami palca wskazującego i środkowego uniosła jego szorstki podbródek, ponownie łącząc ich usta w pocałunku.
Draco przeniósł swoje dłonie na jej uda i uniósł ją. Posłusznie zaplotła łydki wokół jego bioder. Wykorzystał to do szybkiego przejścia spod drzwi w rejony łóżka, na którym ją położył. Zaczął delikatnie rozpinać guziki jej prostej, białej koszuli, całując przy tym każdy centymetr odsłoniętej skóry, by na koniec pozbyć się ubrania całkowicie, zachłannie wpijając się w jej usta. Opuszkami palców delikatnie rysował różne kształty na jej brzuchu. I mimo że gest ten był niezwykle delikatny, doprowadzał ją do szaleństwa.
W przerwie na oddech zajęli się koszulą Draco. Wylądowała zaraz obok tej należącej do panny Granger. Niedługo potem znalazła się tam jej spódnica oraz jego spodnie.
Blondyn ponownie zaczął schodzić z pocałunkami niżej i tym razem mu w tym nie przeszkadzała. Delikatnie, jakby nie chciał zostawić śladów, ssał i podgryzał skórę na szyi. Potem wprawnym ruchem zdjął z niej stanik, by móc zająć się piersiami.
Każda chwila spędzona z nim sprawiała, że jej umysł się wyłączał. Nie potrafiła w tej chwili myśleć, zdolna była tylko do czucia. Z sekundy na sekundę jej komórki nerwowe odczuwały wszystko coraz mocniej, bardziej; reagowały na każdy najmniejszy bodziec. Wyostrzone zostały do takiego stopnia, że nawet przypadkowe muśnięcia na nią działały.
Kiedy wprawne dłonie Malfoya dotarły do jej kobiecości, Hermiona całkowicie straciła kontrolę nad swoimi odruchami. Oddawała jego pocałunki żarliwie, jednocześnie wypychając biodra w jego stronę. Paznokcie boleśnie wbijała w jego barki, lecz Draco zdawał się tego nie czuć, całkowicie pochłonięty nią.
Minęły wieki, zanim Draco zdecydował się połączyć ich w jedność. Jednak gdy to zrobił, czas stanął w miejscu. Liczyli się tylko oni, nie istniało nic więcej.
I było tak do samego finału, który osiągnęli razem.



.*.*.



Teodor zdziwił się, kiedy usłyszał dzwonek. Nie spodziewał się tego dnia gości. Całe dzisiejsze popołudnie i wieczór miał spędzić z literaturą.
Z westchnieniem wstał z fotela i poszedł otworzyć drzwi. Po drugiej stronie stała Astoria. Nie była w najlepszym stanie – po policzkach ciekły jej łzy, dłonie usilnie szukały zajęcia, przez co szarpała guziki swojego płaszcza, a cała aż zanosiła się od szlochu. Nie odezwała się słowem: po prostu podeszła do niego i wtuliła się w jego ciało. Wtedy dopiero rozryczała się na dobre.
Nott położył uspakajająco dłoń na jej plecach, lekko obracając się, by móc zamknąć drzwi. Kiedy to zrobił objął ją mocniej. Stali tak do momentu, gdy dziewczyna minimalnie się uspokoiła. Wtedy odsunął ją od siebie, złapał za dłoń i zaprowadził do salonu. W środku, nim nakazał jej usiąść, pomógł jej zdjąć płaszcz, który później bez większego namysłu odrzucił na najbliższy fotel.
– Co się stało? – spytał ją cicho, spokojnie i nad wyraz delikatnie. Na nic się to zdało: Greengrass na powrót rozpłakała się tak jak przed chwilą.
Sprawa nie była łatwa. Astoria mogła jedynie zanosić się szlochem i nawet nie wydawała z siebie żadnych słów. Tuliła się do szyi chłopaka, gwałtownie wciągając powietrze dla uzyskania spokoju. Nic jej to nie dawało.
Teodor pomyślał, że musi choć trochę ją uspokoić, by mogła powiedzieć mu, co dokładnie się stało. Wstał z kanapy, wyplątując się przy okazji z jej uścisku. Poszedł do barku, gdzie do szklaneczki nalał Ognistej Whisky. Potem, tak aby nie zobaczyła, z kryjówki znajdującej się z boku mebla, wyjął fiolkę eliksiru na uspokojenie. Wiedział, że nie powinien tego robić, ale jedno spojrzenie na nią uświadomiło mu, że musiał. Dolał do alkoholu zaledwie parę kropel specyfiku, a prawie pełną fiolkę schował do kieszeni. Wręczył jej szklaneczkę, a Astoria opróżniła ją tak szybko, na ile pozwolił jej nierówny oddech i szloch.
– Co się stało? – ponowił pytanie.
Eliksir chyba jeszcze nie zadziałał, bo wciąż nie była w stanie mu odpowiedzieć. Choć po upływie paru chwil zaczęła mówić.
– On... Martin... on mnie wykorzystał – wydusiła z siebie.
Teodor natychmiast przyciągnął ją do siebie i zamknął w uścisku.
– Jak to? Co się stało?
Nie odezwała się przez chwilę. Za to kiedy już to zrobiła, zamiast odpowiedzieć na pytanie nakazała mu dolać sobie więcej Ognistej. Nott wykonał jej polecenie szybciutko. Tym razem także wzbogacił napój o eliksir. Był pewny, że po takiej dawce wciąż będzie płakać, lecz odzyska zdolność jakiegokolwiek logicznego mówienia.
Nie pomylił się.
– Poszłam dziś do niego – zaczęła, a rękawem otarła łzy z policzka. – I w czasie, kiedy on się mył... Ja naprawdę niechcący znalazłam list... List od jakiejś Lisy.
– Przeczytałaś go. – To nawet nie było pytanie, on to po prostu stwierdził.
– Tak, ale przysięgam, że...
– Uspokój się. Może tylko źle zrozumiałaś jego treść, może...
Astoria odsunęła się od niego. Na jej lekko opuchniętej twarzy malowała się złość.
– Musi ożenić się z czystokrwistą, aby dostać spadek po rodzicach. To akurat napisano wprost. Nie rób ze mnie przewrażliwionej i głupiej. Chociaż ty nie rób ze mnie głupiej...
Chłopak nie miał pojęcia, co powiedzieć. Złapał więc pannę Greengrass za dłoń i ścisnął ją na pocieszenie.
– Nie wiedziałem. Przepraszam.
Ponownie się w niego wtuliła, ale tym razem nie rozmawiali długi czas. Płakała dopóki nie zmorzył jej sen. Chłopak również przysnął niedługo po niej.
Martin okazał się niezwykle inteligentny. Rano oboje obudziła stukająca w okno sowa. Teodor bez słowa wpuścił ptaka do środka, a ten natychmiast podleciał do dziewczyny. Ta drżącymi rękoma odwiązała przesyłkę. A gdy tylko sowa opuściła ich, oddała przyjacielowi pergamin.
– Ty to przeczytaj. Ja nie chcę – powiedziała. – No nie patrz się tak na mnie. Zrób to.
Wykonał jej polecenie, choć nie miał na to zbytniej ochoty. Nie lubił czytać nieswojej korespondencji. Jakby nie patrzeć, to bardzo osobista rzecz.

Nie wiem, gdzie teraz jesteś, ale wiem czemu uciekłaś. Źle zakryłaś ten list. Chcę tylko byś wiedziała, że to nie jest tak jak myślisz. Lisa to moja siostra. Opuściła naszą rodzinę dla mugola, dlatego skończyła, jak skończyła... A ja muszę jej pomóc.

– Muszę to robić? – Przerwał w połowie. Jedno spojrzenie w dół listu utwierdziło go w przekonaniu, że dalej nie ma nic, prócz pustych przeprosin. Szatynka popatrzyła na niego uważnie.
– Aż tak źle? – spytała tak po prostu.
– Twierdzi, że Lisa to jego siostra.
Panna Greengrass zawahała się na dosłownie chwilę.
– Spal to. Nie czytaj więcej tych bzdur.
– Jesteś pewna, że nie chcesz zrobić tego sama?
– Racja.
Niemalże wyrwała mu kartkę z ręki i z satysfakcją pomięła ją. Następnie za pomocą Wingardium Leviosy uniosła ją i najprostszym zaklęciem zapaliła. Na elegancki dywan spadła kupka popiołu.
– I jak? Lepiej?
Wzruszyła ramionami.
– Lepiej nie mówić.



.*.



Rano Draco obudził się jako pierwszy.
Podniósł się na łokciach i przymrużył oczy. W całym pokoju było przeraźliwie jasno, do czego musiał się przyzwyczaić. Zajęło mu to dosłownie chwilę. Przetarł powieki i wtedy pozwolił sobie na rozejrzenie się wokół.
Pierwszą rzeczą, którą zauważył, była jego całkowita nagość. Spojrzał w lewo, gdzie zobaczył stolik i na nim butelki po winie. Pamiętał doskonale, jak wczoraj wieczorem wchodził z nimi do tego pomieszczenia. Przeniósł swoje spojrzenie w drugą stronę i wtedy ujrzał skuloną Granger, okrytą kołdrą do pasa. Leżała plecami do niego i, tak jak on, została całkowicie pozbawiona odzienia.
Usiadł na łóżku i powoli nachylił się nad śpiącą dziewczyną. Wtedy ten kawalątek pościeli, który wcześniej go okrywał, zsunął się z jego ciała. Jednakże jemu i tak było wszystko jedno – przecież nikt wtedy go nie widział. Przyjrzał się za to towarzyszącej mu dziewczynie. Hermiona miała spokojny wyraz twarzy. Malował się na niej niczym nie zmącone odprężenie – zupełnie jakby niewinnie spała u siebie w domu po dniu takim, jak każdy inny. Poplątane włosy leżały porozrzucane na poduszce, dodając jej uroku i niewinności. Przeszło mu wtedy przez myśl, że pięknie wyglądała. Mało brakowało, a dłonią dotknąłby jej policzka. W porę się opamiętał i wycofał ją.
Wtedy właśnie zesztywniał i czym prędzej zszedł z łóżka. Spośród porozwalanych na podłodze ubrań wybrał tylko te należące do niego i czym prędzej wsunął je na siebie. Właśnie uświadomił sobie, co tak naprawdę się wydarzyło.
Spędził noc z Hermioną Granger, swoją pracownicą, z byłym wrogiem, z przyjaciółką samego Harry'ego Pottera. Przespał się z nią, a teraz, kiedy na nią patrzył, uważał ją za piękną, wręcz najpiękniejszą istotę jaką spotkał. To nie było normalne – ciepło, które czuł w klatce piersiowej, fakt, że nie mógł oderwać od niej wzroku i niechęć na samą myśl o wyjściu. Nawet to, że nie żałował, stanowiło coś odmiennego. Musiał jednak opuścić jej lokum, inaczej czułby się dziwnie. Nie umiałby spojrzeć jej w twarz zaraz po tym, jakby się obudziła.
Czym prędzej wrócił do swojego pokoju. Panował tu nieskazitelny porządek. Wparował do łazienki i zdjął z siebie ubrania, które przed chwilą tak szybko zakładał. Potem wszedł pod prysznic. Nie mył się – po prostu pozwolił wodzie moczyć swoje ciało, a przy tym rozmyślał. Ignorował ból dochodzący z ran na plecach zrobionych przez paznokcie Granger.
A im dłużej nad tym myślał i analizował, tym do gorszych wniosków dochodził.
A im gorsze te wnioski były, tym bardziej się ich bał.
I najbardziej przerażająca w nich rzecz to prawda.


Czytaj dalej

________________
Cześć!
Zgodnie z obietnicą – jestem wcześniej niż zazwyczaj. I to znacznie...
I jak, działo się, prawda? Jednak to nie wszystko – zostało przecież jeszcze przejście między częściami. Tam sprawy skomplikują się bardziej :D I mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się równie szybko :3
Także pytanie do gimnazjalistów kończących już szkołę: zadowoleni z wyników egzaminów? Ja jak najbardziej! :3
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson

7 komentarzy:

  1. O matko! o.O
    Rozdział tak szybko? Nie wierze *.*
    Lecę czytać! ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczki..
      Co tu sie stało? :D
      Coś czuję, że Draco coś odwali i będzie się wypierał swoich uczuć. Proszę powiedz, że tak nie będzie xd
      Ciekawi mnie tez sprawa z Martinem. No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać. Oby czas czekania był taki jak na ten rozdział :D
      Pozdrawiam cieplutko :*

      Usuń
    2. Też nie wierzę, że rozdział tak szybko xD Ale jakimś cudem tak się stało :D
      Niestety nic nie mogę zdradzić :x Ale postaram się dodać kolejny rozdział w podobnym tempie, abyś mogła się sama przekonać :3
      Również pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  2. Nie zdążyłam skomentować jednego rozdziału i już jest kolejny.Masz tępo. :)
    No i doszło do momentu kumulacyjnego. Draco i Hermiona przełamali się. Nie wiem co to będzie, ale jestem bardzo bardzo ciekawa.
    Od początku czułam, że Astoria i Theo coś ze sobą będą kręcić.
    No zobaczymy.
    Weny siły i powodzenia!
    Pozdrawiam,
    Re(Beca)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, tym razem szybko udało mi się napisać go szybko :D
      Będzie się działo, na pewno :3
      Dziękuję ślicznie i również pozdrawiam ❤
      Feltson

      Usuń
  3. Boo boom.
    Jenkins kojarzy mi się z tym z Ukochanej polityki (lub polityka, hehe).
    Malfoy to straszny tchórz. Astoria wyszła na naiwną...
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, nastąpiła zbieżność nazwisk :D
      Tchórzostwo to akurat bardzo Malfoyowa cecha :P Nic dziwnego, że tak postąpił.

      Usuń

Z całego serca dziękuję za każdy komentarz, który jest dla mnie kolejną dawką weny ♥

Theme by Mia