Pełnia szczęścia
Część 1
Rozdział 12: Och, Granger...
Plan podbicia Paryża był prosty i
całkowicie nieskomplikowany. Mieli teleportować się w środę rano na miejsce, a
potem zameldować się w hotelu, gdzie Malfoy zarezerwował dla nich dwa pokoje.
Niby Dafne proponowała swoją gościnę, ale Malfoy wolał nie ryzykować ze względu
na Hermionę. Miał wrażenie, że mogłaby czuć się nieswojo w jej towarzystwie.
Poza tym Diana ostatnio się rozchorowała, co było dodatkowym powodem, dla
którego wolał nie skorzystać z propozycji. Jeszcze – nie daj Boże – Granger
złapałaby od niej wirusa i poszła na zwolnienie lekarskie. Nie mógł na to
pozwolić, bez niej byłby jak bez ręki.
Choroba małej spowodowała również to, że wszystkim Draco musiał zająć się
sam. Niby czuła się już lepiej, ale ten jeden dzień matka wolała zostać i
zaopiekować się nią. Nie zdziwiło go to w ogóle, Dafne już taka była, że
wszystko zapinała na ostatni guzik. Rozumiał to i wcale nie miał jej tego za
złe.
Hermionie pakowanie nie zajęło dużo czasu, choć ciągle towarzyszyło jej
uczucie braku czegoś. Może to była para skarpet? A może rozum? Nie mogła tego
stwierdzić, bo ile razy sprawdzała walizkę, tyle razy okazywało się, że
wszystko ma. A zrobiła to kilkukrotnie, więc nie istniała możliwość, aby czegoś
zapomniała.
Rano teleportowała się pod dom Malfoya, gdzie mieli użyć świstoklika, aby
dostać się do Francji. Zastała go w stanie zdecydowanie niewyjściowym. Miał na
sobie eleganckie, czarne spodnie z brązowym paskiem oraz białą, tylko narzuconą
na plecy koszulę. Nawet nie trudził się z zapięciem jej, tylko ciągle
przemierzał korytarze domu w poszukiwaniu różnych rzeczy. Hermiona, która
grzecznie czekała na niego w salonie, pilnowała się jak tylko mogła, aby się na
niego nie gapić. Po prostu miał w sobie coś takiego, co przyciągało jej
spojrzenie i to ją bardzo niepokoiło.
– Uch, Granger, czemu ty nie masz nawyku spóźniania się? – jęknął, kiedy
ponownie wpadł do pomieszczenia. Tym razem koszula została zapięta (na co ona
prawie westchnęła z ulgą), a on właśnie wiązał elegancki, czerwony krawat. Na
lewym ramieniu spoczywała czarna marynarka, a z kieszeni spodni wystawał bogato
zdobiony grzebień.
– To niekulturalne spóźniać się – odparła. – A dobrze wiesz, że kulturę
sobie cenię.
– Taaak, wiem – mruknął, po czym wyciągnął grzebień. Szybkimi,
wyćwiczonymi ruchami rozczesał swoje włosy, układając je tak jak zwykle. – Jest
dobrze?
Hermiona przyjrzała się mu. Kiedy w jego fryzurze dojrzała tą jedną,
jedyną niedoskonałość, wstała z fotela, spomiędzy jego palcy wysunęła
przedmiot, a następnie ją poprawiła. Gdy niechcący opuszkiem palca dotknęła
jego policzka, udała, że nic się nie stało. Odsunęła się, oglądając swoje
dzieło.
– Teraz jest idealnie – przyznała. Na jej policzkach pojawił się delikatny
rumieniec, czego spieszący się Malfoy nie dostrzegł. Była mu za to niezmiernie
wdzięczna.
– W takim razie lecimy! – rzekł z mocą. Odebrał od Hermiony swoją
własność, którą niedbale rzucił na stolik kawowy. Za to z jednej z jasnych
szuflad wyciągnął zawiniątko. – Aktywuje się kilka sekund po dotknięciu –
oznajmił. – Dlatego Granger, błagam cię, żadnego ociągania. Wiem, że lubisz
sobie czasem ponegować, więc ostrzegam.
– Och, wypraszam sobie, dzisiaj to ty jesteś oporny – prychnęła.
Spiorunował ją spojrzeniem. Jego prawa brew utknęła na wysokości większej
niż zazwyczaj. Swoją miną przekazywał dosyć jasną i prostą w odbiorze wiadomość
– nie drażnij Smoka. Potem zsunął beżowy materiał ze świstoklika. Tym razem
miała podróżować za pomocą srebrnego widelca ozdobionego roślinnym motywem.
Draco wziął go do ręki i natychmiast odwrócił się przodem do dziewczyny. Ta bez
wahania złapała go. W ciągu trzech sekund poczuła, że zaczyna wirować.
Wylądowali bez żadnych przygód – podrapanych od upadku rąk czy kolan, tak
jak to przydarzyło się jej za pierwszym razem. Potem dała się prowadzić
Malfoyowi do hotelu. Twierdził, że zna tą okolicę jak własną kieszeń.
Nie znał. Ale szczęściem w nieszczęściu było to, że chociaż miał punkt
zaczepienia i nie zgubili się na dobre... I poprosili o pomoc pewną starszą
kobietę, lecz na niewiele im się zdała. Właściwie, to równie dobrze mogli jej o
nic nie pytać, a i tak znaleźliby się na miejscu szybciej.
Ich nocleg nie był ponurym miejscem, ale też nie cechował się ogromnymi
bogactwami. To zrozumiałe – w końcu mieli tu spędzić jedną noc. Nie
potrzebowali do tego wielkich willi. Pokoje urządzone zostały całkiem
minimalistycznie i nowocześnie. Hermiona uznała je za bardzo komfortowe i miała
niejasne wrażenie, że pomimo faktu, iż hotel był średniej klasy, Draco
zarezerwował w nim najlepsze pokoje. W środku oprócz dwuosobowego łóżka,
białych szaf i komód, znajdowała się również kanapa ze stolikiem. Po szybkim
teście dziewczyna stwierdziła, że jak na sofę była ona wyjątkowo wygodna.
Pokój Malfoya wyglądał dokładnie tak samo – to zdążyła ustalić zaraz po
wejściu do środka. Oczywiście, przedtem zapukała. Wolała go nie zastać w
krępującej sytuacji. Nie spodziewała się takiej sprawiedliwości po nim – dałaby
sobie rękę uciąć, że sobie zapewnił lepsze mieszkanie. Jednkaże były
identyczne, jeśli nie liczyć obrazków wiszących nad łóżkiem.
Chwilę później wyszli z hotelu i teleportowali się niedaleko sklepu. W
drodze po francuskim odpowiedniku ulicy Pokątnej, Hermiona wszystko obserwowała
z zaciekawieniem. Aleja była szersza i jaśniejsza – dziewczyna nie miała jednak
pojęcia czy to zasługa mniejszej wysokości budynków, czy też jaśniejszych barw,
jakich użyto do pomalowania elewacji. Również bruk, po którym szli wydawał się
prostszy i bez żadnych uskoków. Czarodzieje spacerujący po niej w większości
byli szeroko uśmiechnięci i życzliwie nastawieni. Nawet hałas różnił się od
tego angielskiego.
Lokal Malfoya w Francji był trochę mniejszy i umeblowany inaczej niż ten w
Anglii. Widziała w tym rękę pani Danet. Sam Malfoy z pewnością by na to nie
wpadł. Sklep działał jednakże na takich samych zasadach, co poprzedni i to z
pewnością ustalali już wspólnie.
– Och, jak dobrze, że jesteście! – powiedziała na przywitanie Dafne. –
Draco, zostawiam wszystko w twoich rękach, ufam ci.
– Chyba to ja ufam tobie...
– Tak, też. Muszę lecieć do Diany. – Złapała swoją torebkę i szybkim
krokiem ruszyła ku drzwiom. – Cześć! – rzuciła, zanim wyszła.
Oboje odprowadzili ją spojrzeniem.
– No to co? Pracujemy we dwoje – stwierdził Malfoy.
.*.*.*.*.*.
Otwarcie Smoczych Eliksirów poszło lepiej, niż Draco się spodziewał.
Problemów było na pewno mniej, aniżeli wtedy, kiedy robił wszystko sam. Dafne
naprawdę miała niewątpliwy talent organizacyjny.
Pracownicy zatrudnieni przez nią w jego imieniu również spełniali
oczekiwania. Dwudziestoletni Robert i trzydziestosiedmioletnia Natalie to
sympatyczne osoby, potrafiące uśmiechać się szczerze nawet, kiedy byli
zmieszani. Malfoy nie odmówił sobie przetestowania ich pod tym kątem.
Pracy było na tyle mało, że Draco po otwarciu pozwolił jej pójść sobie na
spacer, do kawiarni lub gdzie chciała. Ona wolała zostać – i tak też zrobiła.
Razem z Malfoyem rozmawiała, śmiała się i najzwyczajniej w świecie dotrzymywała
mu towarzystwa.
– Wiesz co, Granger? Niepotrzebnie cię tu fatygowałem. Niewiele jest do
roboty – stwierdził w pewnym momencie. – A jak już coś jest, to na tyle proste,
że mogę zrobić to bez niczyjej iingerencji.
– Trudno się mówi. – Wzruszyła ramionami.
Parę chwil później blondyn stwierdził, że nie mogą tak bezczynnie siedzieć
cały czas. Pod pretekstem przerwy wyszli ze sklepu. Szli uliczką bez celu,
dopóki Malfoyowi nie zachciało się pić. Zatrzymali się więc w małej kawiarence,
gdzie zamówili po kubku kawy.
– Ty to masz szczęście, wiesz? – stwierdziła Hermiona. – Mamy kryzys, a
mimo to twój interes kwitnie, teraz jeszcze dobierasz się do francuskiego
rynku... I oprócz Munga, pewnie już coś knujesz, czyż nie?
Wzruszył ramionami.
– Właściwie, to narazie nie mam innych planów – przyznał. – Póki co,
będziemy utrzymywać obecny stan, być może trochę rozszerzać firmę o parę
stanowisk, ale to wszystko. A kiedy wyczujemy moment, wtedy napadniemy Mungo.
– Zaskoczyłeś mnie. Myślałam, że masz w zanadrzu więcej planów.
– Niespodzianka, Granger. I przepraszam cię za nudę. Wiem, że nie tego się
po mnie spodziewałaś, ale narazie praca będzie dosyć... jednorodna? Nie
potrafię tego odpowiednio nazwać.
– Daj spokój, nie będę narzekać – zaśmiała się.
Potem rozmawiali na różne tematy. Od błahych, takich jak pogoda czy
paryska atmosfera, po te poważniejsze, jak na przykład sukcesy przyjaciół
Hermiony. Okazało się, że Draco z ciekawości czytywał artykuły o nich, kiedy
znajdowały się w gazecie. Choć, jak twierdził, była to tylko ciekawość
wynikająca z ich dawnych relacji.
Nawet nie zauważyli, kiedy minęły dwie godziny. Musieli wracać.
– Chodź, ponudzimy się tam jeszcze trochę – powiedział, gdy odliczał
należną sumę.
Hermiona zaśmiała się.
– Z przyjemnością, szefie.
.*.*.*.*.
Astoria, tak jak ostatnio miała w zwyczaju, nie mogła doczekać się
skończenia pracy. W jej głowie tkwiła tylko postać Brewera, do którego tęskniła
cały czas, jakiego nie spędzali wspólnie.
Ten dzień miał być dla niej jednym z tych nudniejszych. Z Martinem się nie
umówiła, Draco wyjechał, a Teodor przejął część jego obowiązków, więc miał
zostać w Malfoy Company dłużej niż zwykle. Astoria zajęła się więc swoim
mieszkaniem, które od jakiegoś czasu nie doznało zaszczytu w postaci
nieskazitelnej czystości. Jednakże uporała się z tym dosyć szybko, a nuda
zaczęła jej doskwierać coraz bardziej.
Decyzja o tym, żeby zrobić Martinowi niespodziankę zajęła jej dosłownie
chwilę. Przebrała się w ładniejsze ubrania, rozczesała włosy i wyszła z domu. W
przeciągu kilku chwil pukała do drzwi lokum ukochanego.
– Astoria? – zdziwił się, kiedy ją zobaczył. – Co ty tutaj robisz?
– Nudziło mi się... No i bardzo za tobą tęskniłam.
Przysunęła się do niego i delikatnie go pocałowała. Chłopak odpowiedział
jej tym samym.
– Ale sobie moment wybrałaś... Właśnie miałem się iść kąpać. – Gestem
dłoni zaprosił ją do środka. W przedpokoju dziewczyna zdjęła swoje odzienie
wierzchne.
– Nie krępuj się, idź. Ja zaczekam. – Powiesiła płaszczyk na jednym z
haczyków.
– W takim razie daj mi chwilunię. Rozgość się, tylko nie zwracaj uwagi na
bałagan, nie miałem zbytnio głowy, aby się nim zająć.
I szybkim krokiem wszedł schodami na górę, zanim zdążyła mu powiedzieć, że
jej to nie przeszkadza. Astoria rozejrzała się dookoła i faktycznie musiała
stwierdzić, że mieszkanie Brewera cierpiało na ten sam stopień zaniedbania, co
jej jeszcze parę godzin temu. Powierzchowny porządek i skryty chaos. W salonie
poprawiła poduszki na kanapie, po czym zaczęła zbierać stare gazety z stolika
kawowego na jedną kupkę. Było tam również parę pism, rachunków i napisany
ręcznie list. Nie zwróciłaby na niego uwagi, gdyby nie podpis i widniejąca pod
nim data. Po zerknięciu na kalendarz, dziewczyna ustaliła, że był sprzed dwóch
dni. Rzeczą równie pewną było to, że jego autor to kobieta o imieniu „Lisa”.
Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale czuła się bezsilna. Chęć
dowiedzenia się, dlaczego owa kobieta do niego napisała była silniejsza od
niej. I mimo że ufała mu, zerknęła na treść wiadomości.
Drogi Martinie!
Mam nadzieję, że dobrze się czujesz
i wszystko u Ciebie gra. Teraz, kiedy piszę ten list, mam się już lepiej. Te
eliksiry, które mi wysłałeś naprawdę mi pomogły. Z dnia na dzień poprawa jest
coraz bardziej widoczna.
Bardzo za Tobą tęsknię, wiesz?
Mieszkanie w tej ruderze, praktycznie bez pieniędzy to po prostu katorga. Gdyby
nie Twoja pomoc, nie miałabym nawet tego. Ale o tym, że jestem Ci niezmiernie
wdzięczna, pewnie już wiesz.
Jak Ci idzie z Tą dziewczyną?
Ostatnim razem pisałeś, że dobrze, mam nadzieję, iż tak jest do tej pory.
Musisz trzymać ją w garści, bo jest naszym ratunkiem. Doprawdy, świetnie to
rozegrali z tym spadkiem. Zostawili nas bez niczego, tak jak chcieli. I nawet
po śmierci chcą doprowadzić swoje plany do końca. Nie uważasz tego za szczyt
geniuszu? Bo ja owszem. Ja zostałam z niczym i jeżeli ty nie wyjdziesz za
czystokrwistą, także tak skończysz. Jak ich manipulacje zaprowadzą nas na drugą
stronę – a nie możesz zaprzeczyć, że w moim przypadku są blisko – to serdecznie
im pogratuluję.
Pamiętaj, żeby z dnia na dzień
kochała Cię coraz bardziej. I nie zapominaj o tym, że tęsknię!
Kochająca Cię,
Lisa
09.10.1999
Niewiele rozumiała z treści listu, ale pojęcie, że to właśnie ona była tą,
„co z dnia na dzień miała kochać go coraz bardziej”, to prościzna. Gwałtownie
wstała z kanapy, a wiadomość przykryła resztą zalegających tam papierów. Nie
chciała, aby dowiedział się, dlaczego uciekła. W drodze do przedpokoju otarła
rękawem bluzki łzy. Czuła się podle wykorzystana. Nie miała pojęcia, czy Brewer
świadom był jej chęci znalezienia szczęścia u boku drugiej osoby. Jeśli nie, to
musiała pogratulować mu szczęścia. Nie mógł trafić lepiej – tak oczekującej na
miłość i naiwnej osoby ze świecą szukać. Szarpnięciem zdjęła płaszcz z wieszaka
i wyszła, zamykając drzwi za sobą najciszej jak mogła. Potem teleportowała się
do pierwszego miejsca, o którym pomyślała.
.*.*.*.
– Nudno dzisiaj było – stwierdził niechętnie Malfoy. – Z jednej strony to
dobrze, bo mam świetnego wspólnika. Z drugiej strony, bo zmarnowaliśmy cały
dzień.
– Daj spokój, wcale nie jest tak źle. Dla takiego widoku warto marnować
cały dzień.
Po zamknięciu sklepu, Hermiona zaproponowała spacer. Było jeszcze dosyć
wcześnie. Najpierw zawitali w jednej z lepszych restauracji – ich żołądki
domagały się tego od dłuższego czasu – a potem wybrali się na spacer. Chodzili
po starych wybrukowanych ulicach, gdzie budynki nie miały rozmiarów wieżowców.
Pozwalało im to na przyglądanie się zachodowi słońca oraz refleksom, jakie
światło tworzyło na niebie.
– Chociaż fajnie skończmy ten dzień – powiedział i przystanął. Jego wzrok
powędrował ku witrynie po drugiej stronie ulicy. Panna Granger nie musiała znać
francuskiego, aby wiedzieć, że to sklep alkoholowy. – Warto by uczcić sukces,
który dziś osiągnęliśmy.
Popatrzył na nią kątem oka, uśmiechając się pod nosem znacząco.
– Nie patrz tak na mnie! Zrobisz co zechcesz – mruknęła.
– Och, Granger... – Pokręcił głową. – Mi nie potowarzyszysz? – Nie
odpowiadała. – Przecież to nie będzie żadne zalewanie się w trupa, tylko
kulturalne popijanie wina. No nie skusisz się?
Westchnęła ciężko.
– Niech będzie, zgadzam się.
Pięć minut później kierowali się do hotelu w towarzystwie dwóch butelek
świeżo zakupionego alkoholu. Na szczęście tym razem Malfoy nie pomylił drogi i
znaleźli się w nim dosyć szybko. Weszli do pokoju Hermiony i wspólnie zajęli
kanapę. Dziewczyna transmutowała dwie gumki do włosów w kieliszki, a tym czasie
Draco zdjął czerwony krawat, w którym paradował cały dzień. Bez żadnych
hamulców rzucił go na oparcie sofy.
Blondyn z wielką wprawą i gracją otworzył trunek, a następnie równo rozlał
go do kieliszków.
– Za nasz sukces – powiedział, kiedy stuknęli szkłem.
– Nasz? – zdziwiła się.
– Jakby na to nie spojrzeć, to dużo mi pomagasz. Na przykład dzięki tobie
udało mi się kupić sklep na Pokątnej w niezwykle korzystnej cenie... – Zmroziła
go spojrzeniem, kiedy się roześmiał.
– To akurat było niezbyt stosowne i wciąż nie mam pojęcia dlaczego się na
to zgodziłam! – Na policzkach pojawiły się rumieńce. Wciąż pamiętała to głodne
spojrzenie Jenkinsa... Aż wzdrygnęła się. Chcąc zapomnieć o tym, upiła łyk
wina. Musiała przyznać, że smakowało wyśmienicie.
– Ale zadziałało. Jeśli coś działa, nie jest głupie.
Nie powiedziałabym –
przeszło jej przez myśl.
– Pomijając tamten mały incydent, wciąż dużo mi pomagasz.
– Daj spokój, ja tylko wykonuję twoje polecenia... – rzekła. – To nic
takiego.
– Naprawdę tak uważasz? Właśnie dzięki temu, że wykonujesz moje polecenia,
to wszystko działa. Kiedy pracowały u mnie mało kompetentne dziewczyny, cały
interes stał w miejscu. Tak naprawdę dopiero twoje przyjście tutaj pomogło w
rozkwicie Malfoy Company. – Popatrzył na nią z mocą. – Więc tak, ten sukces
jest nasz. I w jakiejś części Teodora też, ale jego tutaj nie ma.
Jeszcze raz stuknęli kieliszkami. Potem Draco zdecydował się opowiedzieć
jej te zabawniejsze historie związane z poprzednimi sekretarkami. Po usłyszeniu
ich wszystkich, poczuła się niezwykle dowartościowana. W ten właśnie sposób
pozbyli się pierwszej butelki.
Wraz z rozpoczęciem drugiej zaczęły towarzyszyć im bardziej prywatne
tematy. Wspominali swoje dzieciństwo i zabawne momenty z nim związane.
Rozmawiali również o Hogwarcie. Hermiona przyznała Draco, że w pierwszej klasie
naprawdę mieli smoka i to co odkrył było prawdą. Malfoy zaczął śmiać się ze
swojej głupoty, która doprowadziła do szlabanu, choć nie ukrywał swojej złości.
Na szczęście przeszła mu, kiedy porzucili temat szkoły. Wolała mu nie wspominać
o tym, że szpiegowali go na drugim roku, ani nie przypominać o uderzeniu w
twarz ani transmutowaniu w fretkę.
Nawet nie zauważyli, kiedy minęła północ. Tak dobrze im się rozmawiało
przez ten cały czas, że nawet nie spoglądali na zegarek. Blondyn jako pierwszy
wpadł na pomysł, że jeśli nie chcą wyglądać rano jak wraki, to należałoby
położyć się spać.
– Będę już powoli cię opuszczał – powiedział, udając smutne dziecko.
Zaśmiała się, patrząc na jego głupotę.
– Odprowadzę cię – rzekła, wstając z kanapy.
Nie czuła się pijana, ale wiedziała, że do trzeźwości jej trochę daleko.
Jednak obietnica została dotrzymana – nie zalali się w trupa. I rzeczywiście
pili w sposób kulturalny.
Malfoy popatrzył na ten krótki odcinek, który miała z nim przejść. Potem
zerknął na nią z politowaniem.
– Jeszcze się zgubisz i co wtedy?
– Zaczniesz mnie szukać. No powiedz, że tak... – Uśmiechnął się do niej
zachęcająco.
– Oczywiście.
Draco również wstał z siedzenia.
– A będziesz za mną tęsknić? – dopytywał. Hermiona zrobiła parę kroków, po
czym wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Może tak... Może nie...
Malfoy podszedł do niej. Teraz do drzwi zabrakło im nie więcej niż trzy
metry. Blondyn nachylił się nad nią. Czuła, jak jego ciepły oddech przedziera
się między włosami, by dotrzeć do ucha. Spokojnym, niskim głosem szepnął:
– I tak wiem, że tęskniłabyś. – I odsunął się, krocząc do przodu.
Podążyła za nim. Draco złapał dłonią klamkę, ale jej nie przekręcił – za
to spojrzał jej w oczy, jakby czekał na jej ruch.
Ciężko było się żegnać po tak przyjemnie spędzonym wieczorze. Dawno nie
czuł się tak swobodnie i zwyczajnie, będąc równocześnie w towarzystwie innym
niż Teo i Astoria. Granger to idealny kompan to rozmowy, śmiechu czy dyskusji
intelektualnych. Według niego kompletnie marnowała się przy boku Pottera i
Weasleya.
– Czemu jesteś tego taki pewien? – Założyła ręce, a plecy oparła o ścianę
za sobą. Na ustach Draco pojawił się przebiegły uśmieszek.
– Moja męska intuicja mi tak mówi...
Nawet nie zauważył, jak w czasie wypowiadania tych słów nieznacznie
przysuwał się w jej stronę. Zupełnie jakby była magnesem, a on zwykłym,
malutkim opiłkiem żelaza. Czuł potrzebę podziękowania jej za ten wieczór, ale
nie umiał ubrać w słowa tego, co chciał wyrazić. Dlatego znalazł na to inny
sposób. Kiedy dotknął opuszkami palców jej policzka, zadrżała. Nie przejął się
tym zbytnio. Za to sam przysunął swoją twarz bliżej niej.
Po chwili niepewności i napięcia, które stało się niemal namacalne,
pocałował ją. Ostatni raz pozostawił po sobie wielką pustkę, wymagającą
wypełnienia. I miało do tego dojść w tej chwili. Wszystkie myśli o powtórce z
rozrywki właśnie znalazły swoje pokrycie. Hermiona zaplotła ręce wokół jego
szyi, a on objął ją w talii, co przybliżyło ich do siebie.
Przycisnął ją do ściany, a jego usta zeszły niżej, do jej szyi. Draco miał
świadomość, iż powinien już to zakończyć, lecz nie umiał. Liczył tutaj na
interwencję dziewczyny. Hermiona także czuła, że powinna to przerwać, ale...
nie chciała. Poddała się więc kotłującym się w niej uczuciom. On kontynuował,
to co zaczął w głębi ciesząc się, że jednak nie miała pomysłu, aby to skończyć.
Za to opuszkami palca wskazującego i środkowego uniosła jego szorstki
podbródek, ponownie łącząc ich usta w pocałunku.
Draco przeniósł swoje dłonie na jej uda i uniósł ją. Posłusznie zaplotła
łydki wokół jego bioder. Wykorzystał to do szybkiego przejścia spod drzwi w
rejony łóżka, na którym ją położył. Zaczął delikatnie rozpinać guziki jej
prostej, białej koszuli, całując przy tym każdy centymetr odsłoniętej skóry, by
na koniec pozbyć się ubrania całkowicie, zachłannie wpijając się w jej usta.
Opuszkami palców delikatnie rysował różne kształty na jej brzuchu. I mimo że
gest ten był niezwykle delikatny, doprowadzał ją do szaleństwa.
W przerwie na oddech zajęli się koszulą Draco. Wylądowała zaraz obok tej
należącej do panny Granger. Niedługo potem znalazła się tam jej spódnica oraz
jego spodnie.
Blondyn ponownie zaczął schodzić z pocałunkami niżej i tym razem mu w tym
nie przeszkadzała. Delikatnie, jakby nie chciał zostawić śladów, ssał i
podgryzał skórę na szyi. Potem wprawnym ruchem zdjął z niej stanik, by móc
zająć się piersiami.
Każda chwila spędzona z nim sprawiała, że jej umysł się wyłączał. Nie
potrafiła w tej chwili myśleć, zdolna była tylko do czucia. Z sekundy na
sekundę jej komórki nerwowe odczuwały wszystko coraz mocniej, bardziej; reagowały
na każdy najmniejszy bodziec. Wyostrzone zostały do takiego stopnia, że nawet
przypadkowe muśnięcia na nią działały.
Kiedy wprawne dłonie Malfoya dotarły do jej kobiecości, Hermiona
całkowicie straciła kontrolę nad swoimi odruchami. Oddawała jego pocałunki
żarliwie, jednocześnie wypychając biodra w jego stronę. Paznokcie boleśnie
wbijała w jego barki, lecz Draco zdawał się tego nie czuć, całkowicie
pochłonięty nią.
Minęły wieki, zanim Draco zdecydował się połączyć ich w jedność. Jednak
gdy to zrobił, czas stanął w miejscu. Liczyli się tylko oni, nie istniało nic
więcej.
I było tak do samego finału, który osiągnęli razem.
.*.*.
Teodor zdziwił się, kiedy usłyszał dzwonek. Nie spodziewał się tego dnia
gości. Całe dzisiejsze popołudnie i wieczór miał spędzić z literaturą.
Z westchnieniem wstał z fotela i poszedł otworzyć drzwi. Po drugiej
stronie stała Astoria. Nie była w najlepszym stanie – po policzkach ciekły jej
łzy, dłonie usilnie szukały zajęcia, przez co szarpała guziki swojego płaszcza,
a cała aż zanosiła się od szlochu. Nie odezwała się słowem: po prostu podeszła
do niego i wtuliła się w jego ciało. Wtedy dopiero rozryczała się na dobre.
Nott położył uspakajająco dłoń na jej plecach, lekko obracając się, by móc
zamknąć drzwi. Kiedy to zrobił objął ją mocniej. Stali tak do momentu, gdy
dziewczyna minimalnie się uspokoiła. Wtedy odsunął ją od siebie, złapał za dłoń
i zaprowadził do salonu. W środku, nim nakazał jej usiąść, pomógł jej zdjąć
płaszcz, który później bez większego namysłu odrzucił na najbliższy fotel.
– Co się stało? – spytał ją cicho, spokojnie i nad wyraz delikatnie. Na
nic się to zdało: Greengrass na powrót rozpłakała się tak jak przed chwilą.
Sprawa nie była łatwa. Astoria mogła jedynie zanosić się szlochem i nawet
nie wydawała z siebie żadnych słów. Tuliła się do szyi chłopaka, gwałtownie
wciągając powietrze dla uzyskania spokoju. Nic jej to nie dawało.
Teodor pomyślał, że musi choć trochę ją uspokoić, by mogła powiedzieć mu,
co dokładnie się stało. Wstał z kanapy, wyplątując się przy okazji z jej
uścisku. Poszedł do barku, gdzie do szklaneczki nalał Ognistej Whisky. Potem,
tak aby nie zobaczyła, z kryjówki znajdującej się z boku mebla, wyjął fiolkę
eliksiru na uspokojenie. Wiedział, że nie powinien tego robić, ale jedno
spojrzenie na nią uświadomiło mu, że musiał. Dolał do alkoholu zaledwie parę
kropel specyfiku, a prawie pełną fiolkę schował do kieszeni. Wręczył jej
szklaneczkę, a Astoria opróżniła ją tak szybko, na ile pozwolił jej nierówny
oddech i szloch.
– Co się stało? – ponowił pytanie.
Eliksir chyba jeszcze nie zadziałał, bo wciąż nie była w stanie mu
odpowiedzieć. Choć po upływie paru chwil zaczęła mówić.
– On... Martin... on mnie wykorzystał – wydusiła z siebie.
Teodor natychmiast przyciągnął ją do siebie i zamknął w uścisku.
– Jak to? Co się stało?
Nie odezwała się przez chwilę. Za to kiedy już to zrobiła, zamiast
odpowiedzieć na pytanie nakazała mu dolać sobie więcej Ognistej. Nott wykonał
jej polecenie szybciutko. Tym razem także wzbogacił napój o eliksir. Był pewny,
że po takiej dawce wciąż będzie płakać, lecz odzyska zdolność jakiegokolwiek
logicznego mówienia.
Nie pomylił się.
– Poszłam dziś do niego – zaczęła, a rękawem otarła łzy z policzka. – I w
czasie, kiedy on się mył... Ja naprawdę niechcący znalazłam list... List od
jakiejś Lisy.
– Przeczytałaś go. – To nawet nie było pytanie, on to po prostu
stwierdził.
– Tak, ale przysięgam, że...
– Uspokój się. Może tylko źle zrozumiałaś jego treść, może...
Astoria odsunęła się od niego. Na jej lekko opuchniętej twarzy malowała
się złość.
– Musi ożenić się z czystokrwistą, aby dostać spadek po rodzicach. To
akurat napisano wprost. Nie rób ze mnie przewrażliwionej i głupiej. Chociaż ty
nie rób ze mnie głupiej...
Chłopak nie miał pojęcia, co powiedzieć. Złapał więc pannę Greengrass za
dłoń i ścisnął ją na pocieszenie.
– Nie wiedziałem. Przepraszam.
Ponownie się w niego wtuliła, ale tym razem nie rozmawiali długi czas.
Płakała dopóki nie zmorzył jej sen. Chłopak również przysnął niedługo po niej.
Martin okazał się niezwykle inteligentny. Rano oboje obudziła stukająca w
okno sowa. Teodor bez słowa wpuścił ptaka do środka, a ten natychmiast
podleciał do dziewczyny. Ta drżącymi rękoma odwiązała przesyłkę. A gdy tylko
sowa opuściła ich, oddała przyjacielowi pergamin.
– Ty to przeczytaj. Ja nie chcę – powiedziała. – No nie patrz się tak na
mnie. Zrób to.
Wykonał jej polecenie, choć nie miał na to zbytniej ochoty. Nie lubił
czytać nieswojej korespondencji. Jakby nie patrzeć, to bardzo osobista rzecz.
Nie wiem, gdzie teraz jesteś, ale wiem czemu uciekłaś. Źle zakryłaś ten
list. Chcę tylko byś wiedziała, że to nie jest tak jak myślisz. Lisa to moja
siostra. Opuściła naszą rodzinę dla mugola, dlatego skończyła, jak skończyła...
A ja muszę jej pomóc.
– Muszę to robić? – Przerwał w połowie. Jedno spojrzenie w dół listu
utwierdziło go w przekonaniu, że dalej nie ma nic, prócz pustych przeprosin.
Szatynka popatrzyła na niego uważnie.
– Aż tak źle? – spytała tak po prostu.
– Twierdzi, że Lisa to jego siostra.
Panna Greengrass zawahała się na dosłownie chwilę.
– Spal to. Nie czytaj więcej tych bzdur.
– Jesteś pewna, że nie chcesz zrobić tego sama?
– Racja.
Niemalże wyrwała mu kartkę z ręki i z satysfakcją pomięła ją. Następnie za
pomocą Wingardium Leviosy uniosła ją i najprostszym zaklęciem zapaliła. Na
elegancki dywan spadła kupka popiołu.
– I jak? Lepiej?
Wzruszyła ramionami.
– Lepiej nie mówić.
.*.
Rano Draco obudził się jako pierwszy.
Podniósł się na łokciach i przymrużył oczy. W całym pokoju było
przeraźliwie jasno, do czego musiał się przyzwyczaić. Zajęło mu to dosłownie
chwilę. Przetarł powieki i wtedy pozwolił sobie na rozejrzenie się wokół.
Pierwszą rzeczą, którą zauważył, była jego całkowita nagość. Spojrzał w
lewo, gdzie zobaczył stolik i na nim butelki po winie. Pamiętał doskonale, jak
wczoraj wieczorem wchodził z nimi do tego pomieszczenia. Przeniósł swoje
spojrzenie w drugą stronę i wtedy ujrzał skuloną Granger, okrytą kołdrą do
pasa. Leżała plecami do niego i, tak jak on, została całkowicie pozbawiona
odzienia.
Usiadł na łóżku i powoli nachylił się nad śpiącą dziewczyną. Wtedy ten
kawalątek pościeli, który wcześniej go okrywał, zsunął się z jego ciała.
Jednakże jemu i tak było wszystko jedno – przecież nikt wtedy go nie widział.
Przyjrzał się za to towarzyszącej mu dziewczynie. Hermiona miała spokojny wyraz
twarzy. Malował się na niej niczym nie zmącone odprężenie – zupełnie jakby niewinnie
spała u siebie w domu po dniu takim, jak każdy inny. Poplątane włosy leżały
porozrzucane na poduszce, dodając jej uroku i niewinności. Przeszło mu wtedy
przez myśl, że pięknie wyglądała. Mało brakowało, a dłonią dotknąłby jej
policzka. W porę się opamiętał i wycofał ją.
Wtedy właśnie zesztywniał i czym prędzej zszedł z łóżka. Spośród
porozwalanych na podłodze ubrań wybrał tylko te należące do niego i czym
prędzej wsunął je na siebie. Właśnie uświadomił sobie, co tak naprawdę się
wydarzyło.
Spędził noc z Hermioną Granger, swoją pracownicą, z byłym wrogiem, z
przyjaciółką samego Harry'ego Pottera. Przespał się z nią, a teraz, kiedy na
nią patrzył, uważał ją za piękną, wręcz najpiękniejszą istotę jaką spotkał. To
nie było normalne – ciepło, które czuł w klatce piersiowej, fakt, że nie mógł
oderwać od niej wzroku i niechęć na samą myśl o wyjściu. Nawet to, że nie
żałował, stanowiło coś odmiennego. Musiał jednak opuścić jej lokum, inaczej
czułby się dziwnie. Nie umiałby spojrzeć jej w twarz zaraz po tym, jakby się
obudziła.
Czym prędzej wrócił do swojego pokoju. Panował tu nieskazitelny porządek.
Wparował do łazienki i zdjął z siebie ubrania, które przed chwilą tak szybko
zakładał. Potem wszedł pod prysznic. Nie mył się – po prostu pozwolił wodzie
moczyć swoje ciało, a przy tym rozmyślał. Ignorował ból dochodzący z ran na
plecach zrobionych przez paznokcie Granger.
A im dłużej nad tym myślał i analizował, tym do gorszych wniosków
dochodził.
A im gorsze te wnioski były, tym bardziej się ich bał.
I najbardziej przerażająca w nich rzecz to prawda.
Czytaj dalej
________________
Cześć!
Zgodnie z obietnicą – jestem wcześniej niż zazwyczaj. I to znacznie...
I jak, działo się, prawda? Jednak to nie wszystko – zostało przecież jeszcze przejście między częściami. Tam sprawy skomplikują się bardziej :D I mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się równie szybko :3
Także pytanie do gimnazjalistów kończących już szkołę: zadowoleni z wyników egzaminów? Ja jak najbardziej! :3
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
O matko! o.O
OdpowiedzUsuńRozdział tak szybko? Nie wierze *.*
Lecę czytać! ❤
O kurczki..
UsuńCo tu sie stało? :D
Coś czuję, że Draco coś odwali i będzie się wypierał swoich uczuć. Proszę powiedz, że tak nie będzie xd
Ciekawi mnie tez sprawa z Martinem. No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać. Oby czas czekania był taki jak na ten rozdział :D
Pozdrawiam cieplutko :*
Też nie wierzę, że rozdział tak szybko xD Ale jakimś cudem tak się stało :D
UsuńNiestety nic nie mogę zdradzić :x Ale postaram się dodać kolejny rozdział w podobnym tempie, abyś mogła się sama przekonać :3
Również pozdrawiam,
Feltson
Nie zdążyłam skomentować jednego rozdziału i już jest kolejny.Masz tępo. :)
OdpowiedzUsuńNo i doszło do momentu kumulacyjnego. Draco i Hermiona przełamali się. Nie wiem co to będzie, ale jestem bardzo bardzo ciekawa.
Od początku czułam, że Astoria i Theo coś ze sobą będą kręcić.
No zobaczymy.
Weny siły i powodzenia!
Pozdrawiam,
Re(Beca)
Racja, tym razem szybko udało mi się napisać go szybko :D
UsuńBędzie się działo, na pewno :3
Dziękuję ślicznie i również pozdrawiam ❤
Feltson
Boo boom.
OdpowiedzUsuńJenkins kojarzy mi się z tym z Ukochanej polityki (lub polityka, hehe).
Malfoy to straszny tchórz. Astoria wyszła na naiwną...
:)
Faktycznie, nastąpiła zbieżność nazwisk :D
UsuńTchórzostwo to akurat bardzo Malfoyowa cecha :P Nic dziwnego, że tak postąpił.