Pełnia szczęścia
Część 1
Rozdział 11: Nowe horyzonty
Zarówno Draco, jak i Teodor
przyjęli zaproszenie Dafne z wielką przyjemnością.
W sobotę rano cała trójka zebrała się w domu Astorii, gdzie za
pośrednictwem świstoklika mieli się przenieść do Paryża. Dziewczyna zabrała ze
sobą całą torbę rzeczy, mimo że miała zaledwie nocować u Danetów. Kiedy spytała
chlopców, gdzie mają swoje rzeczy, ci zgodnie stwierdzili, że posiadają różdżki
i kieszenie, co stanowczo wystarczało. Jednakże z nich wszystkich tylko Draco
miał przyjemność posiadania wolnych dłoni – Teodor trzymał torby z prezentami
dla Diany i Damiena, które Astoria wcisnęła mu szybko i bezceremonialnie.
O jedenastej złapali starą szczotkę do włosów i w ciągu kilku sekund
znaleźli się na ciemnej, wyjątkowo ponurej uliczce. Kiedy ochłonęli po
krótkiej, aczkolwiek intensywnej podróży, do ich uszu dotarł dźwięk kroków, a
po chwili w polu widzenia pokazała się Dafne. Ubrana była na czarno, co
najlepiej pasowało do tego miejsca. Kapturem zakryła również swoje jasne włosy,
chroniąc je przed wiatrem.
Astoria natychmiast rzuciła się na szyję siostry i uściskała ją z całej
siły. Chłopcy przywitali się z nią w dużo krótszy i mniej inwazyjny
sposób.
– Jak miło was znowu widzieć – powiedziała pani Danet, patrząc na
przybyłych. Przyglądała się ich twarzom, jakby nie widzieli się co najmniej
przez kilka lat. – Dorośliście – dodała, zaśmiewając się.
Draco prychnął.
– Odezwała się stara.
– Nie pozwalaj sobie, do starszych się nie podskakuje – rzekła na pozór
groźnie. – Ale ten czas posłużył tylko Astorii. Promieniejesz, siostrzyczko.
Malfoy i Nott wymienili spojrzenia. Oboje dobrze wiedzieli, że to nie czas
sprawił, że Astoria chodziła z wiecznym bananem na twarzy, głową w chmurach i
błyszczącymi oczami. Jak najbardziej była to zasługa Martina Brewera, którego
Draco nie polubił od pierwszego wejrzenia. U panny Greengrass sprawa
miała się kompletnie inaczej. A kawa z nim tylko utwierdziła ją w przekonaniu,
że to może być mężczyzna, którego tak długo szukała. Jej własny książę z bajki.
Oprócz wyjścia do kawiarni, spotkali się także w parku na spacerze dwa dni
później. W środę też gdzieś razem byli, ale tym razem Draco słuchał jej jednym
uchem, a drugim wszystko wypuszczał, bo inaczej głowa by mu spuchła od ilości
informacji, jaki to Brewer jest cudny.
Dziewczyna naprawdę wpadła. Czasem nawet zachowywała się jak opętana, a
nie zakochana. Niemalże nie dawała o Martinie powiedzieć złego słowa, dlatego
Malfoy nienawidził go w ciszy i samotności. Pod tym względem czuł się
odosobniony, bo Nott miał go jak najbardziej gdzieś. Takie złe oddziaływanie
posiadał tylko w stosunku do Draco. Póki co panna Greengrass nie znalazła u
swojego kochasia żadnych wad, na co Malfoy czekał z utęsknieniem. Nie życzył
swojej przyjaciółce źle – nie mógłby, ona zawsze z nim była, wspierała i mu
pomagała. Jednak to nie przeszkadzało mu w życzeniu źle Brewerowi. Po prostu
nienawidził go, od kiedy tylko go zobaczył.
– Dziękuję! – odpowiedziała z uroczym uśmiechem.
– Chodźcie do domu, nie będziemy rozmawiać na ulicy – rzekła Dafne,
ruszając przodem. Zaraz obok niej dreptała Astoria ze swoimi torbami. Chłopcy
szli za nimi, słuchając opowieści pani Danet na temat początków życia jej
rodziny w Francji.
Dotarcie do domu zajęło im parę minut, w trakcie których zdążyli trochę
porozmawiać.
Już w przedpokoju czekali na nich Damien z malutką Dianą na rękach.
Astoria natychmiast wzięła dziewczynkę na ręce, a z Damienem przywitała się
poprzez cmoknięcie w policzek. Później zajmowała się tylko dziewczynką, do
której ciągle mówiła i łaskotała. Męskie grono zebranych podało sobie ręce.
Dafne pokazała im gościnne pokoje, które do nich należały, a także parę
innych miejsce, jakie mogłyby się im przydać. Jej dom to piękne, przestronne i
jasne miejsce. Urządzony został w nowoczesnym stylu, co z pewnością było
zasługą pani domu.
.*.*.*.*.*.*.
Po obiedzie mężczyźni zajęli się rozmową na temat Quidditcha i innych niezbyt
ciekawych tematów w salonie, podczas gdy dziewczęta zajęły ogród. Astoria
huśtała Dianę w małej, zabudowanej huśtawce, a Dafne przysiadła na ławeczce
postawionej obok niewielkiego placu zabaw.
– Opowiadaj mi o nim – nakazała starsza z sióstr.
Astoria otworzyła szeroko oczy i choć czuła zaskoczenie, wciąż na jej
twarzy gościł szeroki uśmiech. Była pod wrażeniem tego, jak dobrze siostra ją
znała.
– Skąd wiedziałaś? Przecież jeszcze nic ci nie mówiłam!
Na twarzy blondynki zagościł wyraz zadowolenia.
– Astoria, złotko, to wszystko widać jak na tacy. Gdy tylko na ciebie
spojrzałam, wiedziałam. I nawet powiedziałam ci, że promieniejesz. Nie zrobiłam
tego bez powodu.
Dziewczyna opowiedziała siostrze o wszystkim. Jak się poznali, jak
wyglądał Martin, jak ją traktował, jak wyglądały ich randki – po prostu o
całości, nie ominąszwy żadnego szczegółu. Dafne słuchała tego, ale nie miała
już zadowolonej miny. Ściągnęła brwi, a jej usta ułożyły się się w prostą
linię. To poważnie zaniepokoiło szatynkę.
– A może teraz coś o jego wadach? – przerwała jej monolog. Obdarowała
Astorię niemalże groźnym spojrzeniem.
– Słucham?
– Powiedz mi coś o jego wadach – powtórzyła cierpliwie.
Astoria nadal milczała, w myślach wyliczając cechy Brewera. W międzyczasie
wciąż huśtała Dianę. Przez chwilę nie odzywała się, a blondynka bez problemu
dawała jej czas dla siebie. Ten moment dał jej naprawę sporo refleksji.
– On nie ma wad – powiedziała szczerze.
– KAŻDY ma wady. On też musi mieć – stwierdziła.
Astoria pokręciła głową. Nie odważyła się jednak na to, żeby podnieść
wzrok znad Diany, dlatego wciąż wpatrywała się w jej plecki.
– Nie martwi cię to? – dopytywała Dafne.
– Nie. Poza tym, sama mówiłaś, że Damien to mężczyzna bez skazy, a teraz
jesteście małżeństwem. Jak widać, da się – zauważyła, pełna satysfakcji.
– Musiałam cię w takim razie okłamać. Dużym minusem Damiena jest jego
małomówność. Czasem w ogóle się nie odzywa, tylko słucha. To trochę
denerwujące, kiedy pytasz się go o opinię, a on odmrukuje jednym słowem –
wyznała całkiem szczerze. Panna Greengrass była naprawdę zdziwiona
nowopozyskaną informacją.
– Naprawdę? Nie wiedziałam, w życiu bym nie powiedziała, że... – urwała. W
myślach przywoływała wszystkie momenty, kiedy spotykała Daneta. I faktycznie,
we wszystkich z nich mężczyzna był wycofany, cichy i odzywał się rzadko. Do tej
pory uważała, że to przez skrępowanie wywołane tym, że ich nie znał. Prawda
okazała się inna.
– Stara się z tym walczyć, ale nie zawsze mu to wychodzi. A przy mnie nie
musi udawać, bo zaakceptowałam go takim, jakim jest.
Zapadła cisza, w czasie której Astoria skupiła całą swoją uwagę na Dianie.
Mimo to jej myśli kotłowały się w głowie jak szalone. Nie zgadzała się ze
zdaniem Dafne. Nie miała racji. Nie mogła mieć. Może Martin walczył ze swoimi
wadami w bardziej skuteczny sposób?
Kilka minut później mężczyźni zaszczycili ich swoim towarzystwem.
– Po co marnować czas w środku, kiedy na zewnątrz jest taka piękna pogoda?
– wytłumaczył Teodor.
Ale obie i tak wiedziały, że skończyły im się typowo męskie tematy do
rozmów. Szatynka czuła się również wdzięczna za to, że wraz ze swoim
przybyciem, zmienili tor dyskusji.
.*.*.*.*.*.
Wieczorem towarzystwo zasiadło w
salonie z winem i Ognistą Whisky do wyboru. Córeczka państwa Danetów smacznie
spała w swoim pokoju, jednak jej matka przezornie nie piła. Twierdziła, że nie
miała ochoty. Siedziała więc wtulona w swojego męża, który nie umiał odmówić
Draco i Teodorowi kolejki.
Rozmowy dotyczyły przeróżnych tematów – zarówno tych błahych, jak i tych
poważniejszych. Mimo to, wciąż pozostawały luźne i bezkonfliktowe, co każdemu z
nich bardzo odpowiadało.
– Uwielbiam opiekować się małą, ale ciągłe siedzenie w domu mnie męczy. Jednocześnie
uważam, że Diana jest jeszcze za mała na nianię – wyznała Dafne. Dłoń jej i
Damiena były splecione, a kciukiem masowała fragment skóry, który znajdował się
w zasięgu palca.
– Kochanie, rozmawialiśmy już na ten temat – wtrącił jej mąż.
– Tak, wiem. To byłby cud znaleźć pracę na pół etatu z dowolnymi
godzinami i moimi zdolnościami. Pamiętam tą rozmowę.
Teodor zakręcił szklaneczką z napojem, intensywnie się w nią
wpatrując.
– Poradzisz sobie, tylko musisz dać sobie czas... Mała urośnie tak szybko, że
nawet nie spojrzysz, a już będzie mówić, uczyć się, sprowadzać tu szemranych
chłopców... – Uśmiechnął się pocieszająco w jej kierunku. Odwdzięczyła mu się
tym samym.
Tego dnia nie spieszyli się z kończeniem rozmów. Wiedzieli, że to jedyna, niepowtarzalna okazja w najbliższym czasie, aby wspólnie podyskutować. Nawet
jeśli którekolwiek z nich czuło zmęczenie, to starało się je pokonać. Do swoich
łóżek zawędrowali, kiedy było już bliżej poranka, aniżeli wieczora. Po wstaniu
nie wyglądali przytomnie, a niektórzy również tak się nie zachowywali.
Dafne była święcie przekonana, że Draco coś stało się z głową, kiedy przed
śniadaniem próbował zaciągnąć ją w ustronne miejsce.
– Co ci jest? – spytała ostro, patrząc na majaczącego Draco. Miała niemal
stuprocentową pewność, że jeszcze był pijany.
– Możesz mi pomóc? Chciałabyś?
– O co ci chodzi? – wycedziła przez zęby. – Oczywiście, że ci pomogę,
ale najpierw wytłumacz mi, w czym leży problem. – Splotła ręce, a przez to
wyglądała jak obrażona.
Malfoy z początku bardzo plątał się w zeznaniach, ale po chwili, kiedy
zdołał ubrać swoje myśli w odpowiednie słowa, wszystko zgrabnie opowiadał.
Poprzedniego wieczora, przed snem, wpadł na genialny pomysł, aby otworzyć
oddział Smoczych Eliksirów, ale tym razem poza granicami Wielkiej Brytanii. I
pani Danet miałaby mu w tym pomóc.
– Wbrew pozorom, to wcale nie jest czasochłonne zajęcie. Wystarczy mieć
zaufanych ludzi, a im więcej się im płaci, tym bardziej zaufani są – dodał na
koniec.
Blondynka obiecała mu, że omówi tą kwestię ze swoim mężem i wtedy z nim
porozmawia. Draco, nie mogąc się powstrzymać, poprosił ją o możliwie jak
najszybszą decyzję.
.*.*.*.*.
Poniedziałkowy poranek w pracy był
dla Hermiony źródłem nowych informacji. Właśnie wtedy dowiedziała się o planach
Malfoya na najbliższą przyszłość. Blondyn uprzedził ją, że akurat w tym
kierunku niewiele zdziała, ale wolał, aby wiedziała o wszystkich ważnych
sprawach. W czasie owych działań, Granger miała za zadanie doglądać filię w
Anglii. Wierzył, że sobie poradzi, bo to nietrudne zadanie. W dodatku to była
Granger, TA GRANGER – dla niej prawdopodobnie nie istniało niemożliwe.
Dziewczyna przyjęła tą wiadomość z zadowoleniem. Martwiła się, że nie
będzie mogła pomagać w pracach. A to wszystko tylko i wyłącznie przez barierę,
jaką stanowił język. Przyzwyczaiła się do towarzystwa Malfoya. Traktowali się
jak dobrzy znajomi. Czasem nawet zapominali o docinkach, a zdarzało się to
coraz częściej. Dużo wspólnie rozmawiali, żartowali. Hermiona już nawet nie
myślała, że kiedyś klasyfikowała go jako wroga. I przyłapała się na tym, że
cieszy się ze swojej decyzji, żeby rozpocząć pracę tutaj. Żyło jej się naprawdę
dobrze, starczało jej nie tylko na życie codzienne, ale także na odkładanie
części środków na czarną godzinę. Nie miała w planach rezygnacji ze swojej
posady i żywiła nadzieję, że jeszcze znacznie wydłuży swój rekord. Nie
spodziewała się, że będzie pracować tu wiecznie, ale gdyby okres ten trwał
jeszcze kilka miesięcy, nie miałaby nic przeciwko temu.
O dziwo, nie było tak źle. Mimo że Malfoy zajmował się w dużej mierze
Francją, robił także dużo dla swojego biznesu w Anglii, nad którym pieczę
chwilowo sprawowała Hermiona. Czasem w ogóle nie pojawiał się w pracy, ale
następowało to wtedy, gdy musiał załatwić coś w cztery oczy. A zdarzyło się to
zaledwie kilka razy.
Czas mijał niezwykle szybko i nie wiedząc kiedy, nadszedł dziewiętnasty
września – dzień jej urodzin. Za oknem było pochmurno, zimno i wietrznie, ale
jej to całkowicie nie przeszkadzało. Miała naprawdę świetny humor, którego nie
psuła nawet świadomość, że się starzeje.
Pierwszą kartkę dostała od Ginny. Nie była jednak wysłana tą samą sową, co
zwykle i to zastanowiło dziewczynę. Wyjaśnienie otrzymała jednak w (?)post
scriptum(?), gdzie rudowłosa oznajmiła, że chciała wyprzedzić Harry'ego.
Zdziwiło ją to, ale nijak tego nie skomentowała. Potem listowne życzenia
dostała od Neville'a, a na chwilę przed wyjściem z domu, dotarła do niej paczka
od Kingsleya. Nawet nie bardzo przejęła się wiadomością, że wciąż nie było
żadnego wolnego stanowiska w Ministerstwie, które mógłby jej zaproponować. Już
jej to nie obchodziło.
W pracy co jakiś czas musiała odbierać przesyłki od sów. Zaskoczyło to
Malfoya, który tego dnia wyjątkowo prowadził wielkie wędrówki po całej firmie.
Panna Granger nawet rozważała, czy nie robił tego specjalnie, aby wiedzieć o
ilości przybyłych do niej ptaków, ale wydało się jej to dziwne i niepodobne do
niego. Dlatego szybko odrzuciła od siebie tą myśl, a zamiast tego zajęła się
czytaniem życzeń od Seamusa.
W końcu Draco nie wytrzymał presji ciekawości. Parę minut przed planowanym
wyjściem sekretarki doglądającej teraz Smoczych Eliksirów, podszedł do jej
biurka. Kiedy nachylił się nad blatem, ta podniosła podbródek i spojrzała mu w
oczy.
– Co cię tu sprowadza?
Malfoy wzruszył ramionami.
– Robię rozeznanie na temat tego, jak ci idzie praca – odparł zwyczajnie,
ale dla niej zabrzmiał jak znudzony dzieciak.
– Dobrze. Nawet bardzo, zaraz skończę...
– A mogę wiedzieć, co się stało, że jest u nas taki nawał sów? Ktoś się
zatruł eliksirem? – dopytywał.
Hermiona postukała palcami o drewno. Była pod wrażeniem ważenia i doboru
słów przez blondyna. Teraz musiała mu powiedzieć, że to nie miało żadnego
związku z Malfoy Company, a cała ta korespondencja należała do niej. A stamtąd
już prosta droga do wypytania, dlaczego jest jej aż tyle. Nie zamierzała jednak
bawić się w ciuciubabkę, skoro powiedzenie wszystkiego prosto z mostu posiadało
taki sam skutek.
– Mam urodziny i dlatego dostaję tyle wiadomości. Przepraszam, jeśli cię
to denerwuje, ale nie mogę tego kontrolować – powiedziała.
– Masz urodziny... – powtórzył Draco pod nosem. – W takim razie
wszystkiego najlepszego, sto lat, zdrowia i tych innych standartowych rzeczy,
które się życzy, kiedy ktoś chce zabłysnąć jako miła osoba.
– Dziękuję – odparła, uśmiechając się słodko do niego. – Muszę przyznać,
że do tej pory to najbardziej oryginalne życzenia, jakie dostałam.
– Starałem się – odparł z dumą, po czym poprawił marynarkę z pełnym
wyższości uśmieszkiem.
Hermiona odsunęła kartki od siebie z postanowieniem, że odpowie na nie po
powrocie do domu. Natomiast Draco wrócił do swojego gabinetu. Rozejrzał się po
pomieszczeniu, gdzie od pewnego czasu stało mnóstwo doniczek z przeróżnymi
roślinami. Spojrzał również na swojego kaktusa na biurku, który służył mu do
zostawiania na nim karteczek z przypominkami. Pamiętał, jak się na niego
patrzyła. Z zaskoczeniem, zdziwieniem, ale również dozą aprobaty. Wiedział, że
uważała to za naprawdę oryginalny pomysł. Nie mógł się z nią nie zgodzić.
Co jak co, ale Malfoy miał tylko oryginalne pomysły.
Niewiele myśląc, złapał roślinę za doniczkę i ściągnął z niej wszystkie
wcześniej przyczepione kartki. Zamiast tego wziął jedną różową (gryfońską, jak
tłumaczył sobie w myślach) i naskrobał na niej proste „Dla Granger".
Następnie nabił ją na jeden z kolców, a na kaktusa rzucił zwykłe Wingardium
Leviosa. Prezent kilka sekund później wylądował na biurku sekretarki.
Dalej zarejestrował śmiech dziewczyny, dlatego wychylił się przez drzwi.
Zerknął na jej roześmiane oblicze. W rękach trzymała prezent.
– Nie trzeba było... – wydusiła z siebie, wciąż wpatrując się w roślinę.
– Ja od tego nie zbiednieję, a jaką mam dzięki temu satysfakcję. Po prostu
nie do opisania. Tego też się nie spodziewałaś, prawda? – Popatrzyła na niego
znacząco. – Wiedziałem – prychnął nieskromnie. – Tylko pamiętał, żeby o niego
dbać: regularnie go nie podlewaj i takie tam. Chyba będziesz wiedzieć, co z nim
zrobić. Po prostu się nim opiekuj. – Wzruszył ramionami.
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – stwierdziła z uśmiechem, a na
koniec dodała: – Dziękuję.
.*.*.*.
Odkąd Astoria poznała Martina, jej życie jakby nabrało kolorów.
Brewer miał w sobie coś takiego, że mogła się przy nim ciągle uśmiechać.
Roztaczał wokół siebie rozkoszną atmosferę szczęścia, która bez problemu
docierała do niej. Był taki opiekuńczy w stosunku do niej – poczynając od
oddawania wierzchniej części swojej garderoby, kiedy czuła chłód, na pomocy
przy prawie każdej możliwej rzeczy kończąc. Przy nim zapominała o Bożym
świecie, ponieważ wszystko skupiało się na nim. Potrafiła skupić wzrok tylko i
wyłącznie na jego oczach na całe wieki. A gdy trzymał ją w swoich ramionach,
naprawdę nic się nie liczyło. Ziemia mogłaby się trząść, całą okolicę mógłby
trawić pożar, niewyobrażalnie wielkie tornado mogło zabrać wszystko po drodze,
a ona i tak czułaby się jak najważniejsza dla niego w tej chwili rzecz. Martin
to uosobienie mężczyzny jej marzeń. I pomyśleć, że gdyby nie miała zadania
specjalnego od siostry, nie poszłaby tego dnia do Malfoy Company i nie
poznałaby go...
Jej życie również unormowało się. Wcześniej na nie nie narzekała, ale
teraz czuła, że było pełne. Niby niewiele czasu się znali, ale ich uczucie
miało tak wielką siłę, że czuć je było z daleka. Po skończeniu pracy, spędzali
ze sobą multum swoich wolnych chwil, ale dla niej wciąż to nie wystarczało.
Tęskniła za jego obecnością w każdej chwili, kiedy nie było go obok.
Nic więc dziwnego, że tego wieczora zamierzała opuścić swoich przyjaciół
na jego rzecz, choć oni jeszcze o tym nie wiedzieli.
– Dziwnie tak naprawdę samemu pracować nad projektem – mruknął Draco, po
czym pociągnął łyk kremowego piwa. Zaschło my w gardle, a nie chciał się
upijać. Rzadko robił to w środku tygodnia roboczego. – Teraz nikt nie może mnie
ewentualnie wyręczyć. Niby Dafne mi pomaga, ale na tym etapie, to za wiele tego
nie ma.
– Ja tylko chciałbym ci napomknąć przyjacielu, że doskonale wiedziałeś, w
co się pakujesz. Ja niestety nie władam francuskim, Granger, która tak
rzetelnie wykonuje wszystkie twoje polecenia także nie. Nie masz więc co narzekać
– powiedział Teodor. – To było tylko i wyłącznie twoja decyzja. A skoro
nawarzyłeś piwa, to musisz je wypić.
– Martin zna francuski... – wydukała pod nosem panna Greengrass, ale chłopcy
doskonale ją usłyszeli. Rozwalony na kanapie blondyn poruszył się, a potem
oparł się na łokciu, aby móc spokojnie widzieć dziewczynę.
– W życiu nie poprosiłbym go o pomoc. Jego miejsce jest za kociołkiem i
tam się kończą dla mnie jego kompetencje – stwierdził rozbrajająco
szczerze.
– Wciąż nie mogę pojąć, dlaczego aż tak go nie cierpisz. Zrobił ci coś?
– Tak, ma za długą grzywkę – warknął Malfoy.
Teodor miał niejasne przeczucie, że nie warto jest się teraz wtrącać
między przyjaciół.
Niewtrącanie się w czyjeś sprawy w czasie wymiany zdań było jego
specjalnością. Między innymi dlatego doszło do randki Draco z Hermioną.
– Nie możesz chociaż spróbować się do niego przekonać? Przymknąć jedno
oko...?
Najlepiej oba – pomyślał wrednie.
– Nie – uciął krótko.
Astorię ukuło to w serce. Kiedy w końcu znalazła swoje szczęście w
miłości, Draco musiał to psuć. A to tylko dlatego, że Brewer tak po prostu mu
się nie spodobał. Ona na jego miejscu przynajmniej starałaby się szanować jego
drugą połówkę, wsparłaby go. Ale jeżeli chodziło o niego, nie mogła na nic
liczyć. Malfoy nie był człowiekiem ustępliwym, wszystko musiało iść po jego
myśli.
– A co było z Hermioną? – zaatakowała. Draco uniósł prawą brew do góry.
– A co miało być? – warknął, choć przeczuwał do czego piła.
– Jej też na początku nienawidziłeś! A teraz co? Lubisz ją, a dzisiaj
nawet dałeś jej prezent...
– Prezent? To był zwykły KAKTUS. A zaprzestałem kłótni z nią, aby w firmie
była lepsza atmosfera, to wszystko.
– Wmawiaj sobie – syknęła.
– Co mam sobie wmawiać, skoro tak jest! Nie wiem, czemu żeś się go tak
uczepiła, ale radzę ci się od niego odciąć, bo to może się źle dla ciebie
zakończyć. Ja tylko cię ostrzegam – powiedział cicho, aczkolwiek z wielką mocą
i pewnością. Astoria patrzyła na niego, wyprostowana jak struna. Nawet nie
zauważył, kiedy wstał z kanapy. Odstawił swoje kremowe piwo na stolik, a sam
ruszył ku wyjściu z salonu w posiadłości Nottów.
– On taki nie jest – niemal wyszeptała. Draco spojrzał na nią przez ramię.
– Nie możesz być tego pewna.
– Nie mogę być tego pewna w stosunku do większości ludzi. Mam w takim
razie nigdy nie próbować?
– Próbuj. Nie będę cię zatrzymywał. Ale kiedy okaże się, że mam rację,
wtedy przekonasz się, o co mi chodziło. – Blondyn odetchnął, po czym znów
ruszył ku kanapie, na której poprzednio leżał. Usiadł na niej powoli. – Nie
chcę się z tobą kłócić. Ale musisz wiedzieć, że go nie lubię i jeżeli będzie to
coś dłuższego, to ciężko będzie mi do tego przywyknąć.
Astoria pokiwała, chociaż jego słowa jej nie zadowalały. Po chwili ciszy,
w czasie której Draco skończył swoje kremowe piwo, panna Greengrass odważyła
się, aby wyznać coś, czego od kilku minut bała się powiedzieć. I była to
właśnie zasługa jej przyjaciela.
– Zaraz muszę iść. Martin zaprosił mnie na kolację.
Teodor spojrzał ukradkiem na Malfoya, który tępo wpatrywał się w pustą
butelkę. Potem zerknął na dziewczynę z niecierpliwością oczekującą na
odpowiedź. Dłonie miała splecione i wciśniętę między kolana.
– No to idź. Miłej zabawy ci... To znaczy wam, życzę.
Dziewczyna pożegnała się z przyjaciółmi i chociaż Draco nie sprawiał
wrażenia złego, to ona wiedziała, co się w nim kotłowało. Znała go jak własną
kieszeń. Ale samym sukcesem było to, że chociaż starał się udawać. Póki co,
jego granie często zmieniało się w rzeczywistość.
.*.*.
Hermiona po powrocie z pracy miała przyjemność dostania jeszcze kilku życzeń i
paczek. Zrozumiała pośpiech swojej przyjaciółki, kiedy Harry wyraził nadzieję,
że to jego sowa doleciała pierwsza. Nie mogła wytrzymać i po prostu roześmiała
się po przeczytaniu tej wiadomości. Oczami wyobraźni widziała wyraz twarzy jej
przyjaciela zaraz po tym, kiedy poznał prawdę. A zaraz obok niego stała sobie
rozbawiona Ginny.
Paczka od Pottera i jego dziewczyny zawierała wielką księgę. Dziewczyna z
zachwytem wyjęła ją ze środka opakowania. Całkowicie nie zaprzątając sobie
głowy ciężarem lektury, obejrzała jej okładkę. Ozdobiono ją motywem roślinnym,
a na środku artystyczną czcionką wypisano „Księga Baśni i Opowiastek", a
niżej, mniejszymi literami nazwisko autora.
Dokładnie wiedziała, o czym była ta książka. Znała jej historię świetnie.
Augustus Yancey to przyjaciel Barda Beedle'a. Kiedy Beedle postanowił napisać
własny zbiór baśni, Yancey wyśmiał go. Zmienił zdanie, gdy książka osiągnęła
wielki sukces. Pełen wstydu zerwał przyjaźń i wyprowadził się do Ameryki, gdzie
– biorąc przykład z Barda – stworzył „Księgę Baśni i Opowiastek". W czasie
mody na dzieło Beedle'a, jego nie miało szans na przyjęcie się. Dlatego nakład
nie liczył wielu sztuk. Pomimo upływu czasu, lektura nigdy nie zyskała szacunku
i podziwu – stąd miała niewielką wartość. To jednak nijak wadziło Hermionie,
która od dawna chciała przeczytać tą książkę.
W paczce od Rona znalazła mnóstwo słodyczy i smakołyków z Niemiec. Różnego
rodzaju czekoladki, ciastka wypełniały całą wolną przestrzeń. Po otworzeniu
opakowania, nie potrafiła zamknąć pudełka z powrotem tak jak je dostała.
Odpisywanie na kartki było dużo mniej przyjemną pracą niż otrzymywanie
ich. Mimo że każda wiadomość pozostawała odmienna od reszty, to w pewnym
momencie po prostu czuła się zmęczona.
Dobił ją fakt, że jej lodówka lśniła czystością. Żołądek domagał się
jedzenia jak najszybciej to możliwe, o czym dawał jej znać dosyć jasno, a nie
uważała słodyczy za najlepszy posiłek. Nie mając zbyt wielkiego wyboru, ubrała
się ciepło i wyszła z domu na zakupy. Jako, że punkt, z
którego się aportowała, był najbliżej, zdecydowała się na wpadnięcie na ulicę Pokątną.
Kilka minut później szła Pokątną w stronę miejsca, gdzie mogłaby dostać
coś innego aniżeli żabi skrzek lub śmieszne gadżety. Po ulicy szwędało się
mnóstwo czarodziejów, mimo że następował wieczór. Hermiona nie miała zbytniej
ochoty na przebywanie w takim tłumie, dlatego przeciskała się przez niego jak
tylko potrafiła. Zdecydowanym plusem tej pory było to, że znaczna większość
zebranych tutaj kierowała się ku wyjściu w Dziurawym Kotle, a nie w stronę
sklepów. Kiedy Hermiona przechodziła obok Smoczych Eliksirów, zajrzała
przelotnie przez okno do środka. Zdołała dostrzec kilku klientów i dwie
pracownice obsługujące ich. Z uśmiechem poszła dalej.
Zdziwiła się, gdy parę sekund później usłyszała jak ktoś woła jej
nazwisko. Obróciła się i wtedy zauważyła Astorię, ubraną w elegancki płaszczyk
jesienny zapięty co do jednego guziczka. Jej gołe nogi podpowiedziały jej, że
pod spodem musiała mieć sukienkę.
– Słyszałam, że dzisiaj masz swoje święto – powiedziała beztrosko.
Hermiona nie wiedziała, co odpowiedzieć. Domyślenie się, skąd wiedziała o
jej urodzinach nie mogło zająć jej długo. W głowie przemknęła jej myśl, że wraz
z Malfoyem rozmawiali o niej dzisiaj. Dziwnie się czuła, mając tą
świadomość.
– Zgadza się – przyznała, uśmiechając się. Uznała to za świetny sposób na
ukrycie zaskoczenia, jakie właśnie ją ogarnęło.
– Sto lat – rzekła wesoło. – I dbaj o kaktusa, koniecznie.
– Jasne... – wydukała niepewnie panna Granger. – Dziękuję za pamięć.
– A teraz przepraszam, że tak szybko cię zostawiam, ale trochę się
spieszę. Do zobaczenia!
– Do zobaczenia... – I zaraz zniknęła wśród ludzi.
Hermiona jeszcze chwilę stała, analizując całą sytuację. Malfoy musiał
mówić Greengrass o wszystkim – bo niby w jaki inny sposób miałaby dowiedzieć się o
jej urodzinach? A co za tym szło, kolejna obawa wkradła się do jej umysłu – czy
wiedziała o pocałunku? Nie była to wielka rzecz, ale dużo pewniej czułaby się,
gdyby miała pewność, że Astoria o niczym nie wie.
Kiedy kupiła parę jadalnych rzeczy, wróciła do domu i przygotowała sobie
coś szybkiego. A potem zabrała się za czytanie swojego urodzinowego prezentu.
.*.
Posiadający już doświadczenie Draco świetnie radził sobie z otwieraniem sklepu
w Paryżu. Współpraca z Dafne odgrywała tu bardzo ważną rolę, ponieważ kobieta
okazała się bardzo pomocna i chętna. Świetnie wywiązywała się ze swoich
obowiązków. Niezwykle się cieszył, że to właśnie na nią trafił i miał pewność,
że pani Danet śpiewająco poradzi sobie ze swoją pieczą nad sklepem. Nie bał się
o nic, bo z tego co widział, Dafne miała zwyczaj dopinania wszystkiego na
ostatni guzik. Rokowało to bardzo dobrze.
Nawet nie zauważył, kiedy termin otwarcia wynosił tydzień. To, że
chciał w nim uczestniczyć było bardziej niż oczywiste. Jednakże nie chciał
przebywać tam sam. Dafne miała jeszcze na swojej głowie opiekę nad dzieckiem i
po prostu nie mogła poświęcić całego dnia na nadzorowanie sklepu.
Musiał więc kogoś ze sobą wziąć.
Jego pierwsza myśl – Teodor – odpadała. Nott miał za dużo obowiązków
stałych w Anglii, aby móc odpuścić sobie je na dwa dni. Astoria też nie
zgodziłaby się. Jednego dnia bez swojego kochasia z pewnością by nie
wytrzymała. Została jeszcze opcja numer trzy – Granger.
Kiedy dobiegała pora przerwy, Draco poszedł do swojej sekretarki. Typowym
dla siebie gestem oparł się dłońmi o kant biurka naprzeciwko niej i lekko
nachylił się nad nią.
– Coś się stało? – spytała, spoglądając na niego znad papierów.
– Tak i nie – odparł. – Mam do ciebie pytanko...
Hermiona poczuła się ciut nieswojo. Mówiący zdrobnieniami Malfoy to
całkowite zaprzeczenie jego samego.
– Słucham.
– Wiesz, otwarcie Smoczych Eliksirów w Paryżu jest już za tydzień. I tak
sobie pomyślałem, czy nie chciałabyś pojechać tam ze mną. Mogłaby mi się
przydać tam czyjaś pomoc...
– Pamiętasz, że nie umiem mówić po francusku i niczego nie załatwię, więc
finalnie i tak będziesz musiał zrobić to ty? – Wolała się upewnić, że nie
przeoczył takiego szczegółu.
– Tak, pamiętam. – Przewrócił oczami. – Ale jak ma się sekretarkę u boku,
wygląda się dużo profesjonalniej i wszystko idzie dużo szybciej.
Hermiona nie wiedziała, czy dobrze robi, ale zgodziła się na propozycję
Malfoya. A zrobiła to mimo niepewności, która ją ogarnęła.
_____________________
Witajcie!
Rozdział ten nie powstawał szybko, ale w końcu się pojawił :D W tej części zostały już tylko dwie notki (z czego jedna to przejście) i będzie się działo! I czas oczekiwania będzie krótszy niż tym razem ;)
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Jak na moje loty jest już za późno, więc tylko zostawiam ślad. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję i również pozdrawiam! ❤
UsuńKocham. I pomimo że grecki internet pozostawia wiele do życzenia, to jakimś cudem mi to załadowało, z czego jest niezmiernie zadowolona. Temu rozdziałowi nic nie brakuje, a ja sama nie mogę się doczekać następnego 😁
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie! ❤ I życzę miłego wypoczynku :D
UsuńParyż! Miasto miłości <3 Coś czuje, że będzie się działo :) Także czekam niecierpliwie!
OdpowiedzUsuńLuella
Będzie się działo, będzie :D
UsuńDzięki ❤
Cudo! ❤
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤
Usuń:D
OdpowiedzUsuńAhh zapowiada się wypad do Paryża, we dwoje, coś czuję, że ten wyjazd będzie miał znaczenie :D
Cudowny rozdział :*
Basiabella