wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 8: Z miłości do Quidditcha

Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 8: Z miłości do Quidditcha

Uczucie: Skupienie, adrenalina, zdziwienie




W pomieszczeniu trwała napięta atmosfera. Minerva McGonagall obserwowała dwójkę uczniów, którzy piorunowali się wzrokiem. Żaden nie chciał dać za wygraną, jednak kobieta za wszelką cenę pragnęła, aby sami doszli do porozumienia. Bezskutecznie. Żaden nie chciał słyszeć o tym, że miałby zrezygnować. To niedopuszczalne!
– Przykro mi, Potter, ale nie zgodzę się na to. Nie jestem masochistą. A poza tym to byłoby niesprawiedliwe.
– Co ty wiesz o sprawiedliwości, Malfoy?
– Co nie co, na pewno – mruknął, zakładając ręce. – Jednak czy nie uważasz, że trzy treningi nierówne są pięciu? Myślę, że to Slytherin powinien zająć dziś boisko – rzekł, patrząc na nauczycielkę.
– Panie Malfoy, niech pan zwoła drużynę. Wasz trening się odbędzie. Może już pan odejść – zwróciła się do blondyna. – A z panem Potterem chciałabym jeszcze porozmawiać.
Kiedy Draco wstawał z fotela, posłał Gryfonowi triumfujące spojrzenie. Harry poczuł się, jakby się gotował, jednak niczego nie zrobił – głównie dlatego, że obok siedziała McGonagall.
– Do widzenia – pożegnał się Malfoy, po czym wyszedł.
– O czym pani chciała ze mną porozmawiać? – spytał, kiedy drzwi się zatrzasnęły.
– O treningu. – Położyła splecione dłonie na biurku. – Pokój Życzeń działa bez zarzutu – mruknęła tajemniczo. Potterowi zajęło chwilę, by połączyć wszystkie fakty.
– Przepraszam, pani dyrektor, mam coś do załatwienia – powiedział, wstając z fotela. – Do widzenia.
– Właściwe podejście do sprawy, panie Potter. Do widzenia.   



.*.*.*.*.*.



Dokładnie dwudziestego czwartego października, w sobotę, cała szkoła miała jeden temat rozmów – nadchodzący mecz Quidditcha rozgrywany między Gryffindorem, a Slytherinem. Wszyscy byli podekscytowani, ciągle dyskutowali na temat przewidywanych wyników. Niektórzy zakładali się, inni po prostu spekulowali. Chodziły pogłoski, że uczniowie z trzeciej klasy na lekcji Wróżbiarstwa próbowali wywróżyć wynik spotkania. Kiedy wyszło im 320 punktów dla Hufflepuffu, zaprzestali dalszego przewidywania przyszłości.
Gdy Hermiona weszła do Wielkiej Sali, miała wrażenie, że nie będzie w stanie przełknąć niczego, co weźmie do ust. Stresowała się nadchodzącym meczem – w końcu to jej pierwszy raz. Usiadła naprzeciwko Harry’ego i Ginny oraz obok Rona. Nałożyła na talerz jajecznicę, po czym westchnęła. Widelcem zaczęła mieszać potrawę, nawet nie próbując spróbować tego zjeść.
– Cześć – przywitał się Potter, przyglądając się jej uważnie.
– Cześć, Harry – odpowiedziała mu z delikatnym uśmiechem, po czym znów wlepiła swój wzrok w śniadanie.
– Nie stresuj się tak, Hermiono. Nie ma czym, poradzisz sobie –  powiedział tym razem Ron, żujący kawałek boczku.
–  Tobie łatwo mówić, bo ty nie grasz. A co się działo na szóstym roku? Harry musiał udawać, że wlewa ci Felix Felicis do soku, żebyś się uspokoił – zauważyła szatynka. – Ale dziękuję ci, że mnie wspierasz. Taka Ginny to tylko siedzi i śmieje się jak głupi do sera.
–  Przepraszam – wydusiła z siebie siostra Rona. – Niestety, ale ja właśnie tak reaguję na stres.
Zrezygnowana panna Granger wzięła trochę jajecznicy do ust. W końcu musiała mieć siłę, aby grać.



.*.*.*.*.



– Drodzy uczniowie! Serdecznie witam was na rozpoczęciu nowego sezonu Quidditcha w Hogwarcie! – po błoniach rozszedł się głos nowego komentatora, Bena Collinsa.
Ben był kuzynem Lee Jordana – a dokładniej synem jego ciotki. Uczęszczał na piąty rok i był Gryfonem. Podobnie jak Lee, był żartownisiem, chociaż hamował swoje zapędy na wieczne wygłupy. Miał ciemną karnację, brązowe, krótkie włosy i prawie czarne oczy. Ben nosił okulary z czarną oblamówką, przez co jego oczy wydawały się być większe, niż naprawdę były. Gryfon był słynny z tego, że miał słabość do ogórków. Nie było dnia, żeby nie zjadł chociaż jednego ogórka, dlatego wszyscy mówili na niego „Ogór”. Jemu całkowicie to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie – czasem sam tak się przedstawiał.
– Dzisiejszy mecz rozegrany będzie między Gryffindorem, a Slytherinem. Wszyscy ci, co kibicują Gryffindorowi są zaproszeni na dzisiejszą imprezkę na cześć zwycięstwa Gryfonów! – kontynuował chłopak, uśmiechając się przy tym. Gdy zobaczył minę profesor McGonagall, poprawił się. – Ciekawe, kto dziś wygra – Slytherin, czy może Gryffindor? Niestety, ale obie drużyny są tak dobre, że nie można przewidzieć wyniku spotkania!
– Ogór, przyjmujesz jeszcze zakłady? – zawołał z sąsiedniej trybuny jakiś czarnowłosy Puchon, machając do Bena.
– Przykro mi panowie, już nie przyjmuję zakładów, żeby nie było przypału – powiedział melodyjnym głosem.
– Collins!
– Ależ pani dyrektor, ja nie mam pojęcia, o co mu chodziło! – wytłumaczył się pośpiesznie Gryfon. – O, właśnie wybiła godzina dziesiąta. Mecz czas zacząć!
Gdy Harry usłyszał w szatni słowa kolegi, spiął się. Czy aby na pewno wszystko wypali? Czy wszystko się uda? Miał taką nadzieję. Patrząc na swoją drużynę, czuł dumę. Choć na początku miał problemy, żeby zapoznać ich z taktyką, to udało mu się. Gdyby nie Ron, który dodawał mu otuchy i Hermiona, która potrafiła wszystko innym wytłumaczyć tak, że rozumieli to, nie dałby rady.
–  Pamiętajcie, nie możecie się stresować. I trzymajcie się wszystkich naszych ustaleń, a wszystko się uda. Powodzenia! – powiedział, na co szóstka Gryfonów podeszła do niego i położyła dłonie na jego własnej. Potem krzyknęli w tym samym czasie „Za Gryffindor”, po czym wsłuchali się w słowa Bena.
– W drużynie Slytherinu z numerem siedem będzie grał szukający Draco Malfoy. – Wypowiedź przerwał aplauz publiczności. – Z numerem sześć grał będzie kapitan Ślizgonów, Blaise Zabini. Ścigającym z numerem pięć jest Kevin Vaisey, a z czwórką Teodor Nott. Pałkarzem grającym pod numerem trzy jest Gregory Goyle, natomiast pod numerem dwa Alex Harper. Z numerem jeden zagra obrońca, Miles Bletchley. – skończył przedstawiać drużynę Slytherinu, pozwalając kibicom bić brawa.
Dasz radę, Hermiono – pocieszała samą siebie panna Granger, oddychając głęboko.
–  A teraz czas na drużynę Gryffindoru. Z numerem siedem będzie grał kapitan i szukający, Harry Potter. Numer sześć reprezentuje ścigający, Dean Thomas, numer pięć Ginny Weasley, a numer cztery Carmen Vixen. Pałkarzem z numerem trzy jest Jake Hill, a z numerem dwa Scott Harrison. Obrońcą Gryffindoru będzie grająca z numerem jeden, Hermiona Granger. – Szatynka wyleciała, gdy Ben ją przedstawił.
Pierwszym, co zobaczyła, były wypełnione po brzegi trybuny. Uczniowie, kibicujący Gryfonom spisali się na medal. Przygotowali transparenty z napisami, taki jak: „Drużyno Harry’ego Pottera, Ravenclaw cię wspiera”, „Mężni i odważni Gryfoni trzymają już Puchar w dłoni”, czy „Gryffindor = zwycięzca”. Dziewczyna niemal od razu poczuła się trochę lepiej, gdyż wiedziała, że na pewno ktoś trzyma kciuki za, poniekąd, jej wygraną.
–  No, proszę, kogo tu mamy? Toż to Harry Potter i drużyna cieniasów – zaśmiał się Malfoy, gdy Hermiona ustawiła się na swojej pozycji. Słysząc jego słowa, zdenerwowała się. Obiecała sobie w tamtym momencie, że pokaże mu, kto jest cieniasem, jednak postanowiła zająć się grą, a nie głupim Ślizgonem. Profesor Hooch podleciała do Harry’ego i Zabiniego, by wygłosić krótką przemowę. Pospiesznie wytłumaczyła główne zasady gry i poprosiła o ładną i czystą grę. Na ostatnie słowa Zabini tylko się uśmiechnął, jednak nic nie powiedział. Gdy panna Granger wzięła głęboki oddech, po trybunach rozległ się dźwięk gwizdka nauczycielki latania. Wypuszczone zostały cztery piłki, lecz panna Granger skupiła się tylko na tej jednej – a był to kafel.
– Pamiętaj, Hermiono, nie więcej i nie mniej, niż trzy – przypomniał jej Harry, kilka sekund po rozpoczęciu meczu, po czym wzbił się w górę, żeby rozejrzeć się za złotym zniczem.
–  Wiem o tym! – krzyknęła, choć nie mógł jej usłyszeć, gdyż był za daleko.
Jako pierwsi kafla złapali Ślizgoni. Mimo, że byli w szoku związanym z wystawioną przez Pottera drużyną, to szybko z niego otrząsnęli. Szybciej, niż kibice.
–  … kafla przejmuje Zabini, leci w stronę bramek i... Gol! Dziesięć do zera dla Slytherinu – powiedział zawiedzionym głosem Collins, zapisując coś na karteczce. Hermiona była na miotle przy lewej bramce, choć kafel wrzucony został do prawej.
– Przegramy – mruknął Seamus do Neville’a, patrząc jak Carmen lecąc prosto zgubiła kafla.
– Nie chwal dnia po zachodzie Słońca! To znaczy przed! Nie chwal dnia przed zachodem Słońca! Wygramy, zobaczysz – stwierdził Weasley, kiwając na potwierdzenie swoich słów. W tym czasie Vaisey wbił drugiego gola dla Slytherinu.
– I co, Potter? Zgubiłeś okulary, gdy wybierałeś drużynę? Czy może robiłeś to na chybił–trafił? – spytał Draco, podlatując do Harry’ego, obserwując przy tym, jak Nott zabiera kafla Ginny. – Ale spokojnie, nie martw się. Wygrana Slytherinu jest najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich – zaśmiał się blondyn, po czym chciał odlecieć, by szukać złotego znicza.
– Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, Malfoy – krzyknął za nim Wybraniec.
– No właśnie, Potter, to ja jestem tym ostatnim.
Potter zniżył lot, uważnie się przy tym rozglądając. Harper odbił tłuczka w stronę Scotta, na co ten ledwo się obronił – gdyby nie odleciał, prawdopodobnie zostałby uderzony w środek głowy. Goyle widząc to roześmiał się, a Ginny przewróciła oczami.
–  … podaje kafla do Notta, a ten wrzuca w środkową bramkę – rzekł Ben. – Slytherin prowadzi trzydziestoma punktami nad Gryffindorem.
– To, że przegramy jest bardziej niż pewne – mruknął Seamus.
– Zamknij się, Finnigan. Nie znasz się i tyle. – Ton, jakim Weasley to wypowiedział sprawił, że jego kolega przestał się do niego odzywać.
Ron wcale się nie dziwił, że uczniowie tak zareagowali na graczy Gryffindoru. Gdyby na własne oczy nie widział, jak oni grają, to sam wyśmiałby własnego przyjaciela. Carmen, która uczęszczała na pierwszy rok była niemal ostatnią osobą, która kojarzyła się z Quidditchem. A jednak okazała się być genialna – mało tego, jej ojciec, tak jak zauważyła Ginny, był byłym graczem w drużynie narodowej. Jake też nie wyglądał na pałkarza. Podobnie, jak Carmen był świetnym potwierdzeniem dla zasady, że pozory mylą. Był trzecioklasistą, w dodatku bardzo szczupłym. Pałka, którą musi się posługiwać jest grubsza od jego ręki. Jednak uderzeniami wysyłał je zadziwiająco daleko. Scott, który także był pałkarzem, uczęszczał na piąty rok, ale był podobny do Jake’a. Również był szczupły, chociaż spowodowane to było jego imponującym wzrostem. Był bardzo wysoki – do tego stopnia, że był równy starszemu od niego Ronowi. A Hermiona… Wszyscy znają ją, jako dziewczynę, która nienawidzi Quidditcha i nie umie latać. Ale kto wie, że po wojnie zmieniła się także pod tym względem? Odkąd znalazła z Malfoyem tą Szkółkę Merlina, to częściowo wróciła stara panna Granger, choć nowo nabyte nawyki pozostały.
– Merlinie, nareszcie – Hermiona usłyszała głos zniecierpliwionej Carmen, lecącej obok niej. Dziewczynka puściła jej oczko, po czym poleciała w dół.
Po trzecim golu Ślizgonów, kafla przejął Dean. Widocznie zorientował się, jaką taktykę mają jego przeciwnicy, bo gdy tylko ponownie ułożyli „mur”, zagradzając mu tym samym miejsce do lotu, podał piłkę lecącej na dole Carmen. Dziewczynka szybko ją złapała, po czym poleciała ostro do góry. Gracze domu Salazara otrząsnęli się z szoku dopiero, gdy panna Vixen rzuciła kafla do Ginny, a ta zdobyła gola dla Gryffindoru.
–  TAAAK! Gryfoni zdobyli dziesięć punktów w pięknym stylu! Tak trzymać! Serio Ginny, ta bramka była genialna! – krzyknął Ben do magicznego mikrofonu. Panna Weasley popatrzyła na niego, zmarszczyła brwi i puknęła się w czoło, ale Ben umiejętnie ją zignorował. – A ty, Bletchley, zamknij usta i ogarnij, że zdobyliśmy bramkę. Halooo… –  Komentator pomachał ręką w jego stronę.
–  Collins! – zawołała ostrzegawczo dyrektor McGonagall.
–  A więc jak już mówiłem – poprawił się. – Slytherin prowadzi tylko dwudziestoma punktami. Teraz kafla ma Nott. Leci w stronę bramek Gryfonów, przygotowuje się do rzutu, ale jednak podaje do Zabiniego. Zabini szybko rzuca kafla do Vaiseya i… Kafla przejmuje Carmen! – mówił szybko Ben. – Vixen nurkuje, gwałtownie się podrywa… Tak! Gryffindor zdobywa kolejne dziesięć punktów! Brawo, młoda, świetna akcja.
Gdy Dean wbił trzeciego gola, Ślizgoni poważnie zdenerwowali się. Zaczęli grać bardziej brutalnie, przez co Gryfonom nie udało się utrzymać kafla na dłużej niż kilkanaście sekund. Hermiona wyraźnie zauważyła, że ścigający stracili swój rytm gry.
Czas, żebym ja zabłysła – pomyślała, zaciskając dłonie na rączce swojej miotły, Pioruna 500. Wiedziała, że jeśli Nott poda do Vaiseya, to ten będzie miał idealną pozycję do strzału na lewą bramkę. I jak zauważyła, tak też się stało. Przygotowała się na obronę, skupiając się wyłącznie na kaflu. Całkowicie wyłączyła swój umysł na zewnętrzne bodźce. I kiedy piłka leciała prosto w jej ręce… zniknęła.
–  Co za obrona! Jake, od dziś jesteś moim mistrzem precyzji! – Dopiero, gdy usłyszała komentarz Ogóra, zrozumiała co się stało. Hill odbił kafla tłuczkiem. – Kibice Gryfonów, pamiętajcie, że zaproszenie na imprezę jest nadal aktualne!
–  Zabini! – zawołał Malfoy, lecąc do przyjaciela. – Co im się stało? Obudzili się, czy co? Zrób coś, bo nas rozniosą!
–  A co ja mogę?
–  Nie wiem, każ tym głąbom grać brutalniej. - Pokazał dłonią na resztę Ślizgonów na miotłach.
–  Żeby połamali to chucherko? – Blaise wskazał ręką Carmen, która właśnie łapała kafla.
–  Może… Sam nie wiem, wymyśl coś, w końcu to ty jesteś kapitanem.
–  Dobra, ale na razie muszę odebrać im kafla – powiedział, po czym odleciał.
Piętnaście minut później Gryfoni mieli na swoim koncie kolejne dwa gole, a Hermiona cztery obronione rzuty. Trybuny szalały, Seamus przyznał Ronowi rację, a Ben cały czas chwalił swój dom za odrodzenie, które przeżyli po trzecim golu przeciwników. Hermiona musiała pogratulować Harry’emu i Ronowi. Taktyka, którą wymyślili była naprawdę genialna. Ona sama nigdy nie wymyśliłaby niczego opierającego się na psychologii. A oni sami wpadli na ten pomysł. Ba! Pracowali nad nim przez cały wrzesień, codziennie go ulepszając.
Jednak najważniejsze było to, że działała. Od chwili, gdy Malfoy powiedział: „Toż to Harry Potter i drużyna cieniasów”, była pewna, że to musi się udać i nie ma innego wyjścia. Na początku trudno było grać słabego – Carmen była tego świetnym dowodem. Na początku meczu prawie w ogóle nie grała, tylko obserwowała wszystko. Nie miała w sobie za knuta talentu aktorskiego, dlatego gdy tylko Slytherin wbił Hermionie trzeciego gola ucieszyła się, że może robić coś innego, niż tylko bezczynnie latać. Scott i Jake za to poradzili sobie z graniem oferm. Moment, w którym Scott zamiast użyć pałki, aby obronić się przed tłuczkiem, odleciał, był naprawdę pomysłowy.
Reszta taktyki była spektakularna. Można było powiedzieć, że gra Gryfonów wyglądała bardziej jak pokaz sztuczek na miotle. Harry wykorzystał fakt, że Carmen jest mała, lekka i piekielnie zdolna. Dziewczynka cały czas latała pionowo w górę i w dół, łapała kafla, gdy Ginny lub Dean zrzucili jej go w dół, czy też omijała mur Ślizgonów. Panna Granger, która grała od kilku miesięcy, była pewna, że nigdy nie osiągnęłaby takiego poziomu, jak Carmen. Oczywiście, biorąc pod uwagę, że najlepiej sprawdzała się na pozycji obrońcy.
–  Kafla przejmuje Zabini, omija Deana i teraz ma idealne położenie do strzału, z czego z pewnością skorzysta. Czy on… Tak, przygotowuje się do Rzutu Müllera! –  Ogór mówił bardzo szybko, jak na prawdziwego komentatora przystało.
Hermiona ponownie skupiła się na kaflu, trzymanym przez Blaise’a. Na moment spojrzała na twarz chłopaka. Zauważyła na niej zdenerwowanie i zaciętość. Szybko jednak przeniosła swój wzrok na piłkę. W swojej głowie przeprowadziła szybką kalkulację.
Jeśli trzyma piłkę w prawej ręce, to trudno będzie mu wrzucić ją do lewej bramki. Rzut Müllera polega na wbiciu kafla z dużą prędkością, dlatego też musi się bardzo rozpędzić. Żeby nie wpaść na słupki, będzie musiał zakręcić. Dlatego też muszę bronić prawą bramkę – zauważyła w swoich myślach, przygotowując się do obrony. Ciągle wpatrywała się w kafla. Kiedy Diabeł rzucił nim, panna Granger natychmiast podleciała do prawego słupka, łapiąc piłkę.
–  … i obroniła! – po błoniach rozniósł się głos zachwyconego Bena. Szatynka odetchnęła z ulgą podając kafla uśmiechniętej Ginny.
–  Byłaś świetna – powiedziała tylko, po czym zaczęła dalej grać.
–  Gryffindor prowadzi teraz sześćdziesiąt do trzydziestu, a szanse na wygraną rosną z każdą chwilą. Harry, trzeba ci pogratulować, jesteś świetnym kapitanem – stwierdził Collins, uśmiechając się przy tym. Potter w odpowiedzi pokiwał mu pobłażająco głową, także z uśmiechem. Jednak jego wyraz twarzy szybko się zmienił, a on sam zaczął lecieć w stronę komentatora. – Ej, tylko we mnie nie walnij! Chcesz mnie zabić? – krzyknął odsuwając się ze swojego miejsca, przez co prawie usiadł na kolanach Zachariasza Smitha. – A, nie, przepraszam! Harry widzi złotego znicza! – W tym momencie Malfoy obrócił się gwałtownie, szukając Pottera, do którego zaraz podleciał. – Przepraszam cię Harry, już więcej nie pomyślę o morderstwie z twojej strony, obiecuję. A teraz ci nie przeszkadzam, bo widzę, że jesteś zajęty… Scott odbija tłuczka w stronę Malfoya. Swoją drogą to bardzo dobry wybór, on może przeszkodzić Harry'emu, a tego nikt nie chce...
–  Collins!
–  Ginny Weasley leci w stronę bramek Slytherinu, RZUCA I TRAFIŁA! Gryffindor prowadzi siedemdziesiąt do trzydziestu, Potter jest w trakcie łapania znicza, a szukający Slytherinu go goni. Te, Malfoy, znicz jest w drugą stronę – powiedział Ogór, na co publiczność zareagowała głośnym śmiechem, Gdy Gryfon zobaczył minę dyrektor McGonagall, szybko poprawił się. – To znaczy, nie, nie odwracaj się, bo goni cię jednorożec. Wymiń Harry’ego i uciekaj, ratuj się – kibice na trybunach  ponownie roześmiali się, słysząc słowa Bena.
–  Nie… dam… ci… wygrać… Potter – wysyczał Draco, lecąc tuż zachłopakiem. Ostatnie słowo niemal wypluł, dając czarnowłosemu jasno do zrozumienia, że to dla niego ważne. Całkowicie ignorował komentatora, gdyż możliwość wygrania meczu całkowicie odcięła go od rzeczywistości.
–  Ja tobie też nie! – mruknął Wybraniec, po czym przyspieszył. Jak na złość, znicz cały czas umykał mu spod palców.
Harry cały czas leciał z prawą ręką wyciągniętą przed siebie. Co chwilę musiał zakręcać, a lecący za nim Draco wcale nie ułatwiał mu tego zadania. Co chwilę próbował wyprzedzić Pottera, jednak ten zagradzał mu drogę. W pewnym momencie znicz zaczął lecieć w przeciwną stronę, przez co blondyn zyskał szansę, aby złapać piłkę. I kiedy miał już ją praktycznie w dłoni, ta poleciała pionowo w dół. Harry i Draco w tym samym momencie ruszyli za nią, lecąc łeb w łeb z wyciągniętymi rękami. Gdy znaleźli się pięć metrów nad ziemią, Potter pochwycił piłeczkę i gwałtownie poderwał miotłę do góry, żeby nie wbić się w ziemię. Malfoy, widząc, że przeciwnik ponownie z nim wygrał, wylądował za ziemi. Oddychał głęboko, rzucając miotłę na ziemię.
–  TAAAK! Harry Potter złapał znicza, dzięki czemu Gryffindor wygrywa dwieście dwadzieścia do trzydziestu. BRAWO! – krzyknął Ogór, na co trybuny zareagowały natychmiastowo.
–  Udało się – szepnęła do siebie panna Granger, oddychając z ulgą. Cieszyła się z tego faktu – w końcu całe dnie treningów nie poszły na marne, a przyniosły zwycięstwo.
–  Wygraliśmy! – obok niej niewiadomo skąd pojawiła się Ginny. – Byłaś świetna! Dobrze, że Harry przekonał cię, żebyś jednak grała w drużynie, bo nie chciałabym, żeby to mój brat bronił. Nie to, że jest zły, ale miałby pietra, a to źle na mnie działa. A ty jesteś dla mnie idealnym podparciem. – w czasie, kiedy panna Weasley mówiła, lew Luny, którego miała na głowie, zaryczał.
–  Dzięki, ale ty też byłaś świetna.
–  I co, zielone lamusy? Wy nie macie wstępu na imprezę! – zaśmiał się Ben. W tym czasie wszyscy zawodnicy wylądowali, a wokół Harry’ego zaczął tworzyć się tłum Gryfonów, który cały czas schodzili z trybun. Gratulowali mu sukcesu w roli kapitana oraz życzyli kolejnych zwycięstw. Niektórzy także chwalili go za pomysł na taktykę, czy dobór zawodników.
–  Smoku, nie martw się, nie jesteśmy do końca przegrani – powiedział Blaise Zabini kilka minut po zakończeniu meczu. Wszyscy powoli wracali do szkoły, ale drużyna Slytherinu została jeszcze chwilę na boisku.
–  Jak nie? Przegraliśmy dwieście dwadzieścia do trzydziestu. Do TRZYDZIESTU, rozumiesz? Porażka…
–  Nie do końca – mruknął, wyjmując zza pleców małą, brązową sakiewkę.
–  Co to jest? – spytał Malfoy, nie do końca wiedząc, o co chodzi Diabłowi.
–  Moja wygrana – wytłumaczył. Blondyn podniósł brew, gdyż nadal nie rozumiał czarnoskórego. – Założyłem się z Ogórem, że nie złapiesz znicza. No i wygrałem trzydzieści galeonów!
–  Wiesz co? Już nie jesteś moim przyjacielem – rzekł Draco, na co Zabini się roześmiał.



.*.*.*.



–  Nie przejmuj się. Każdemu zdarza się przegrana i ty nie jesteś wyjątkiem. Draco, proszę, nie denerwuj się - poprosiła, tuląc chłopaka do siebie.
–  Nie jestem zły, tylko zawiedziony. Jak przegrywam to tylko z Potterem. Dobrze o tym wiesz. Zresztą, Zabini także. Słyszałaś o tym jego chorym zakładzie?
–  Oczywiście, że słyszałam, w końcu sam mi się chwalił – powiedziała Pansy, uśmiechając się delikatnie do przyjaciela. Wiedziała, że mimo jego zaprzeczenia, był zły. Nie na Blaise’a, ale na siebie. Zdenerwował go fakt, że miał znicza praktycznie z dłoni, a nie złapał go. – Tylko mi powiedział, że założył się z Ogórem o to, że Diabeł wykona rzut Müllera. Niestety, skąd biedny Gryfon mógł wiedzieć, że nasz Diabełek go umie?
–  Naiwny... Chyba jeszcze nie poznał ani jednego Ślizgona.
–  Właśnie. A poza tym Blaise nie zrobiłby ci takiego świństwa. Owszem, inteligencją nie grzeszy, ale jest twoim przyjacielem. Po prostu nie mógłby tego zrobić – panna Parkinson roześmiała się. – Czekaj, zaraz wrócę – dodała, po czym wstała z kanapy.
W tym czasie Hermiona wyszła ze swojego pokoju. Przebrała się z szaty do gry, wykąpała się oraz schowała swoją miotłę, którą dostała od Harry’ego i Rona na swoje dziewiętnaste urodziny. Mimo, że na początku nie chciała przyjąć tego prezentu, to chłopak nie chciał słyszeć, że go oddaje. Tylko dlatego dziewczyna zostawiła tę miotłę. A później okazało się, że Potter zapewnił jej miejsce w drużynie…
– Gratuluję – usłyszała głos Pansy, z którą minęła się na schodach.
– Dziękuję – odpowiedziała, delikatnie się uśmiechając. Od odkrycia Szkółki Merlina, robiła to coraz częściej.
– O, Granger – zaczął blondyn, gdy zobaczył Gryfonkę, która właśnie weszła do salonu. – Nie wiedziałem, że grasz w Quidditcha,
– O, Malfoy – przedrzeźniła go. – Nie wiedziałam, że cię to interesuje.
– Nie wiedziałaś, bo mnie to nie interesuje…
– A więc dlaczego mnie zaczepiłeś? – zapytała, przerywając jego wypowiedź. Zamiast odpowiedzieć, chłopak roześmiał się, wiedząc, że to zachowanie zdenerwuje ją. – Mam cię dosyć, Malfoy – powiedziała po chwili. – Cały czas coś do mnie masz. Od początku roku cały czas się mnie czepiasz, powoli zaczyna mnie to irytować. Od pierwszej klasy cię znosiłam, ale teraz czuję, że nie daję rady.
– Coś jeszcze? – rzekł chłodno. Prawdę mówiąc, to nie spodziewał się, że dziewczyna kiedykolwiek przyzna mu się do czegoś takiego. Zawsze miał wrażenie, że docinanie sobie nie robi na niej wrażenia, choć prawda była całkiem inna.
– Tak. Zostaw mnie w spokoju. Nie odzywaj się do mnie, nie zaczepiaj mnie, a będę ci za to wdzięczna – mruknęła, po czym wyszła z Wieży Prefektów, zostawiając zszokowanego chłopaka samego.



.*.*.



Minerwa McGonagall oparła czoło na swoich dłoniach. Mimo, że była kobietą bardzo pracowitą, to ostatnio nie dawała sobie rady. Zarówno pozycja dyrektora szkoły jak i nauczyciela transmutacji była bardzo ciężka, a przez ich połączenie kobieta nie miała czasu na odpoczynek. Wyjście na mecz Gryffindor – Slytherin było dla niej prawdziwą uciechą. Nie tylko mogła w końcu wyjść z gabinetu, ale także odetchnąć świeżym powietrzem.
Na początku roku szkolnego Minerwa była przekonana, że poradzi sobie z kierowaniem szkołą i nauczaniem. I mimo, że miała dobre chęci,nie udawało jej się to. Nawet, gdy ostatnio w Zakazanym Lesie zaginęły dwie dziewczynki, wysłała prefektów na poszukiwania, bo sama miała mnóstwo papierów do wypełnienia. Tak nie powinno być, ale zorientowała się o tym dopiero, gdy dodatkowo zaginęła panna Granger i pan Malfoy. Nie powinna była do tego dopuścić. Na jej szczęście nic się nie stało – nie licząc ważnego odkrycia, jakim było odnalezienie Szkółki Merlina.
Miejsce było w tamtym momencie badane przez pracowników Ministerstwa Magii, by w najbliższym czasie stało się jednym z najważniejszych zabytków w świecie czarodziei. Dążono do tego, by uczniowie w ramach lekcji mogli odwiedzać to miejsce, które niewątpliwie było ważne dla ich społeczności.
Innych dowodów na jej przepracowanie było mnóstwo. To one były powodem, dla których postanowiła przyjąć otrzymaną propozycję. Kobieta szybko napisała list, wiedząc, że powinien znaleźć się u adresata następnego poranka i wysłała swoją sowę, by go dostarczyła. Wiedziała, że podjęła właściwą decyzję.



.*.



W poniedziałek rano zamieszanie związanie z wygraną Gryffindoru ustało. Hermiona mogła swobodnie chodzić po korytarzach, nie obawiając się, że zaraz ktoś ponownie będzie jej gratulował sukcesu. Za każdym razem przypominało jej się, że kiedy była mała, zawsze marzyła o sławie. A gdy już poznała, z czym się to wiąże, stwierdziła, że woli zostać zwykłym szarym człowiekiem. Właśnie tacy mieli najlepiej, chociaż nikt głośno o tym nie mówił.
– Cześć – przywitała się Ginny, która przyszła trochę spóźniona na śniadanie. Widać było, że zaspała, gdyż wyraz jej twarzy wskazywał, że niedawno wstała. Zresztą, roztrzepane włosy i pogniecione ubrania mówiły same za siebie. – Znowu zapomniałam ustawić budzik.
– Wiedziałem – mruknął Ron, no co jego siostra zareagowała groźnym zmróżeniem oczu.
Jednak Hermiona nie zwracała na nich uwagi. Miała wrażenie, że coś się zmieniło. Nie takie, jak początku roku, gdy zwyczajnie brakowało jej McLaggena przy stole, a zupełnie inne. Odpowiedź uzyskała chwilę później, gdy dyrektor McGonagall wstała, pukając łyżeczką w szklankę.
–  Kochani –  zaczęła. – Jak dobrze wiecie, zostając dyrektorem nie zrezygnowałam z posady nauczyciela transmutacji. Jednak ilość obowiązków przerosła moje możliwości. Dlatego też chciałabym przedstawić wam nową nauczycielkę. A zostanie nią…
–  Ja ją znam – szepnęła panna Granger, zwracając na siebie uwagę przyjaciół.
–  … pani Elizabeth Levis.




____________________
Witajcie, Kochani!
Mam nadzieję, że rozdział spodobał się Wam :)
Gotowi na kolejny rok w Hogwarcie? 
Korzystając z wolnej chwili, rozbudowałam zakładkę o opowiadaniu o część z bohaterami - ciekawych zapraszam do obejrzenia jej :) Co jakiś czas będę ją uzupełniać :) 
Koniec zanudzania, życzę Wam miłego (tygo)dnia! :*
Selena Feltson
Ps. W poniedziałek wyczekujcie informacji - m.in. napiszę o moich planach dotyczących bloga :)


12 komentarzy:

  1. Zajebiste! Serio ta baba :D xD Mam nadzieje ze nie bd taka zła ;P Super czekam na dalsze a co do tych legendarnych miejsc to eydaje mi sie ze ta wysepka zakochanych czy cos pojawi sie jak Draco i Herm bd razem albo jak sie w sobie zakochają i beda na jeziorem lub gdzies.

    ~Pani Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. /\
      ||
      To jest 100 opublikowany komentarz XD Gratuluję refleksu :D ;)
      A co do Wyspy Zakochanych, to będzie niespodzianka (niestety nie mogę spojlerować, ale wszystko się wyjaśni (: )
      Cóż, cieszę się, że spodobało ci się c:
      Pozdrawiam serdecznie,
      Selena Feltson

      Usuń
  2. Witaj!
    Na początek napiszę, że cieszy nnie fakt, że zainteresowałam sie Twoim postem na Facebooku dotyczącego nowego rozdziału. Świetnie piszesz, spodobał mi się Twój styl pisania!
    Można jedynie pogratulować talentu i życzyć powodzenia w publikowanii dalszych rozdziałów i innych dodatków!
    Mogę śmiało stwierdzić, że będę tutaj zaglądała, a blog chętnie umieszczę w swojej liście u siebie. :)
    Czekam ze zniecierpliwieniem na nowy rozdział!

    Pozdrawiam i jeszcze raz życzę weny.
    ~A.
    P.S. Mam nadzieję, że nie będziesz zła, jeśli zaproszę Cię również do siebie. :D Nie bedę umieszczać tu linku, zrobię to w karcie do tego przeznaczonej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!
      Minęło pół godziny, odkąd przeczytałam Twój komentarz, a ja nadal się szczerzę :D W dodatku nie wiem co napisać, więc myślę, że to wystarczy:
      Dziękuję i bardzo się cieszę, że opowiadanie spodobało ci się!
      A co do zaproszenia, to nie ma sprawy - chętnie wpadnę co Ciebie, jak znajdę chwilkę :)
      Pozdrawiam serdecznie,
      Feltson

      Usuń
  3. Hejka!
    "– O treningu. – Położyła splecione dłoni na biurku. – Pokój Życzeń działa bez zarzutu – mruknęła tajemniczo. Potterowi zajęło chwilę, by połączyć wszystkie fakty" - McGonagall! Moja baba!
    Ha ha! 320 pkt dla Huffelpuffu w meczu Gryffindor - Slytherin!
    (Jakby co, to ja komentarze pisze na bieżąco czytania, więc...)
    Haha, ten Collins to równy człowieczek ;3 Już go lubię, dawaj go więcej!
    "– Żeby połamali to chucherko?" - Blaise dobrze rozumuje, Draco mnie wkurwił ;-; Co jak co, zachowajmy choć odrobinę kanonu i GRYFFINDOR NIECH WYGRA!
    JJEEEEEEEEEEEE! WYGRALI! JEEEEEE! WYGRALI! GRYFFINDOR! GRYFFINDOR! GRYFFINDOR! OLALALALAL! NASTĘPNY MECZ TEŻ Z KANONEM, MOJA KOCHANA! ;333
    Naprawdę, gratuluję. Cudownie to opisałaś, wymiatasz ;**

    http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam na nn cccccccc;;;;;;;;;;


    Buziaki
    Hariet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam czytać twoje komentarze :D
      McGonagall zostały stare przyzwyczajenia po byciu opiekunką Gryffindoru XD
      Collins jest kuzynem Lee, dlatego jest fajny :3
      Draco jest taki, jak ja - najważniejsze to wygrać. Nic innego nie wchodzi w grę.
      Cieszę się, że ci się spodobało :D <3
      Pozdrawiam,
      Feltson
      Ps. Wpadam dziś do Ciebie :*

      Usuń
    2. Uwielbiasz czytać moje w komentarze? Ooo, jak miło! ❤

      Nie mogę się doczekać twojej wizyty ❤

      Usuń
  4. Dobra, przyznaję się, że rozdział przeczytałam już kilka dni temu, ale musiałam się zebrać, żeby go skomentować.
    Jest to jedno wielkie WOW. Hermiona grała w Quidditcha? Jak super!
    Jednak cieszę się, że Gryffindor wygrał! Spadajcie Ślizgoni! xD
    Nareszcie Hermiona zaczyna odżywać! Strasznie mi się to podoba. W ogóle lubię to, że w tym opowiadaniu nie ma nic na siłę. Wszystko przychodzi naturalnie.
    Jest po prostu cudownie i mam nadzieję, że tak zostanie <3
    Pozdrawiam
    Wierna czytelniczka, która jest zbyt leniwa, żeby cokolwiek skomentować xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julio, wybaczam! XD
      Bardzo Ci dziękuję :3 :D Twój komentarz jest bardzo motywujący, lecę pisać dalej rozdział :)
      Pozdrawiam serdecznie,
      Feltson

      Usuń
  5. Super <3 Perfecto!
    Bardzo podoba mi się podoba twój styl pisania! Czekam na więcej <3

    Pozdrawiam i życzę weny :*
    http://pokoj-milosc-empatia-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawy wpis. Jestem pod wrażeniem !

    OdpowiedzUsuń

Z całego serca dziękuję za każdy komentarz, który jest dla mnie kolejną dawką weny ♥

Theme by Mia