Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 9: Dzieckiem jest się niezależnie od wieku
Uczucie: Strach, zdenerwowanie, chęć zemsty
Draco nie mógł
zrozumieć, jak do tego doszło. Znowu przegrał z Potterem.
Przegrał także z
dziewczynką, która uczęszczała do pierwszej klasy! A jednak mu pomogła...
Gdyby nie ona,
nie wpadłby na ten pomysł. Jego nudne życie miało się w końcu rozświetlić i być
weselsze. Lekcje miały się stać ciekawsze, bardziej wypełnione jego dobrym
samopoczuciem. W duchu modlił się, żeby Calvin i Blaise zgodzili na to, co im
zaproponuje.
Chociaż... To, że
otrzyma twierdzącą odpowiedź, było bardziej niż pewne.
Szykujcie się ludzie, Draco Malfoy nadchodzi! – pomyślał
ucieszony.
.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.
Hermiona zdziwiła
się, widząc panią Levis siedzącą przy stole nauczycielskim i machającą
przyjaźnie do uczniów. Do tej pory kojarzyła ją wyłącznie z kobietą uważającą
siebie za najważniejszą. A ona tak po prostu siedziała i machała do uczniów.
– Znasz ją? –
spytała Ginny, patrząc na przyjaciółkę.
– Tak –
powiedziała Hermiona. Gdy tylko zobaczyła nierozumiejące miny przyjaciół,
kontynuowała wypowiedź. – To ona oglądała Szkółkę Merlina, gdy wyruszyliście na
poszukiwania – szepnęła, nachylając się bliżej nich.
– Aaa… –
przeciągnął Ron, uśmiechając się. W tym czasie reszta uczniów wróciła do
jedzenia śniadania. – Teraz już ją kojarzę. Miała takie rozczochrane włosy, jak
ty na eliksirach dwa lata temu – zaśmiał się.
– Bardzo
śmieszne. Boki zrywać.
– Oj,
przepraszam, Hermiono. – Ron próbował ratować się przed sprzeczką z
przyjaciółką, dlatego od razu ją przeprosił. Nie lubił być z nią w niezgodzie.
– Dobrze,
wybaczam ci – powiedziała. I wtedy usłyszała cichy pisk. – Słyszeliście? –
zapytała cicho, rozglądając się przy tym.
– Nie? –
odpowiedzieli w tym samym czasie Harry i Ginny, po czym roześmiali się.
Szatynka
ściągnęła brwi, zastanawiając się, co to mogło być. Fakt, że ona sama to
usłyszała, był dla niej niepokojący. I właśnie dlatego postanowiła dać sobie
spokój i wrócić do śniadania. Zrobiłaby to, gdyby nie usłyszała tego ponownie.
Ginny chciała coś powiedzieć, ale Hermiona uciszyła ją ruchem palca. Następnie
wychyliła się, żeby znaleźć źródło niezidentyfikowanego dźwięku. Wtedy, po raz
trzeci, po Wielkiej Sali rozniósł się ten odgłos. Był na tyle długi, że z
łatwością można było stwierdzić, że jest to śpiew operowy w wykonaniu kobiety.
Za czwartym razem dziewczyna zauważyła, że źródłem tego śpiewu była Ramona. Za
każdym razem, gdy tylko otworzyła usta, dźwięk wydobywał się z jej gardła. Po
minie dziewczyny Hermiona stwierdziła, że blondynka nie robi tego dobrowolnie,
a coś ją do tego zmusza. Panna Clive cały czas miała zdziwioną minę i mimo, że
próbowała nie śpiewać, to jej się to nie udawało.
– Co jej jest? –
pytał każdy, patrząc na wściekłą dziewczynę, próbującą coś wykrzyczeć, choć za
każdym razem wydobywał się z niej dźwięk śpiewaczki operowej.
– Ciekawe, kto
jej to zrobił – powiedziała Ginny, odwracając się przodem do stołu i
spoglądając na przyjaciółkę.
– Nie wiem – przyznała
szczerze szatynka. W tym czasie do Wielkiej Sali wleciało stado sów. Jedna z
nich podleciała do Ramony. Wściekła dziewczyna otworzyła list z miną, jakby
mordowała osobę, która sprawiła, że zamiast mówić, mogła jedynie śpiewać. Z
koperty wyjęła tabletkę i krótki liścik. Gdy go przeczytała (a nie zajęło jej
to dziesięciu sekund), zażyła tabletkę, która była w środku.
– Gdy tylko się
dowiem, kto mi to zrobił to gwarantuję tej osobie, że mnie nie zapomni do końca
swego marnego życia, a nawet dłużej! – powiedziała już swoim głosem, po czym
usiadła na swoim miejscu.
.*.*.*.*.*.*.*.*.*.
Po kilku
godzinach, już prawie wszyscy przestali plotkować na temat zdarzenia ze
śniadania. Mimo to, Ramona ciągle musiała znosić zaczepki typu: „Ej, masz całkiem niezły głosik”, „No, no,
nie wiedziałem, że masz taki piękny głos”, czy „Kogo tu mamy – toż to najlepszy głos Hogwartu!”. Puchonka za
każdym razem odpowiadała „Ty możesz za
chwilę swojego nie mieć”, dzięki czemu miała spokój od danej osoby. Cały
czas była zdenerwowana i nawet przed ostatnią lekcją jej nie przeszło.
– Hermiono, ja
nie wiem, jak to się stało. Rozmawiałam z Lizzy, potem napiłam się soku i gdy
chciałam jej odpowiedzieć, to już miałam zmieniony głos – tłumaczyła blondynka,
gestykulując rękoma. Panna Granger słuchała ją z zaciekawieniem, gdyż to była
jedyna prawdziwa wersja zdarzeń. – A w tym liście, który dostałam kilka minut
później była taka tabletka, która wyglądała, jak gluty. Na liściku było
napisane, cytuję, masz tu antidotum
i nie piszcz już, bo migreny dostanę, więc…
– Czekaj –
przerwała jej Ginny, która także słuchała opowieści poszkodowanej. – Ta
tabletka wyglądała jak gluty?
– Nooo, przecież
mówiłam, że wyglądała, jak gluty. Była tak obrzydliwa, że nie chciałam jej
połykać, ale dla swojego normalnego głosu zrobię wszystko i…
– A głos ci się
zmienił, gdy wypiłaś sok?
– Tak, Ginny, już
to mówiłam – powiedziała panna Clive, lekko zdenerwowanym tonem. Nie lubiła,
gdy ktoś jej przerywał, a rudowłosa robiła na nagminnie. – A czemu pytasz?
– Bo ja wiem, co
to było – stwierdziła siostra Rona, na co Hermiona podniosła brew, a Ramona
zrobiła zainteresowaną minę. – To Kapsułka Czadowego Głosu z Magicznych
Dowcipów Weasleyów. Fred opracował ją rok temu, ale nie zdążył jej stworzyć,
dlatego zrobił to George w tym roku. Ktoś musiał ci to wrzucić do soku – dodała
z pewnością w głosie.
– To by się
zgadzało. Ich wygląd, działanie, a nawet sam fakt, że ktoś musiał to rozpuścić
w soku, żeby zadziałało – oznajmiła podekscytowana Hermiona, łącząc wszystkie
fakty ze sobą. – Tylko kto i kiedy ci to podrzucił?
– Nie wiem i
prawdopodobnie nigdy się nie dowiem – mruknęła blondynka.
Kilka sekund
później zadzwonił dzwonek informujący, że zaczęła się kolejna, ostatnia,
lekcja. Ginny odeszła do swojej klasy, natomiast Ramona i Hermiona wzięły swoje
torby i czekały na profesor Levis wraz z grupką innych uczniów. To miała być
ich pierwsza Transmutacja z nową nauczycielką, więc wszyscy odczuwali
ciekawość. Ta przyszła w zaskakująco szybkim tempie i wpuściła uczniów do sali.
Ci zajęli swoje miejsca i wypakowali książki.
– Dzień dobry –
przywitała się kobieta, siadając za biurkiem. – Nazywam się Elizabeth Levis i
będę nauczać was transmutacji. Mam nadzieję, że nasza praca będzie owocna, choć
wiem, że cały ten rok to powtórzenie lat poprzednich. Mimo to postaram się
przerobić materiał w krótszym czasie, by móc wam pokazać zaklęcia spoza
programu nauczania. Jakieś pytania?
– Tak – odezwała
się Lavender, siedząca prawie na samym końcu sali. – Po co nam dodatkowe
zaklęcia?
– Otóż, panno…
– Brown –
powiedziała blondynka, kładąc ręce na stoliku.
– … panno
Brown, zaklęcia te są bardzo przydatne, chociaż nie uwzględniono ich w
programie, co jest szkodą dla samych uczniów. Uważam, że znajomość tych zaklęć
jest obowiązkowa. Z własnego doświadczenia wiem, że używam ich częściej niż innych.
– Aha – mruknęła
tylko Gryfonka.
– Ktoś ma jeszcze
jakieś pytania? – spytała pani Levis. – Nie? W takim razie sprawdzam listę
obecności i przejdziemy do lekcji.
I tak nowa
nauczycielka zaczęła sprawdzać wspomnianą listę. Zatrzymywała się niemal przy każdym
nazwisku, próbując zapamiętać ucznia, który je nosił. Najdłużej zatrzymywała
się przy tych, których rodzice nie pracowali w Ministerstwie Magii, gdyż takich
uczniów widziała po raz pierwszy.
– Granger
Hermiona – przeczytała kilka chwil później, podnosząc wzrok na uczniów.
Hermiona uniosła rękę, informując profesor Levis, że to ona. Gdy nauczycielka
zauważyła ją, zmrużyła oczy. To samo zrobiła, gdy doszła do Malfoya. – A tak z
ciekawości – zaczęła, gdy sprawdziła całą listę – to kto jest najlepszy z transmutacji
w tej klasie? – Wszyscy wskazali palcem na Hermionę. – Aha, to ciekawe... W
takim razie otwieramy książki na stronie czterdziestej. Przeczytajcie następne
trzy strony, a potem wszystko przećwiczmy.
– AAAUUU! – Po
klasie rozniósł się dziewczęcy krzyk. Wszyscy zgodnie odwrócili się do
siedzącej z tyłu Pansy. Miała całą twarz w ciemnej cieczy. Trochę naleciało jej
do oczu i prawdopodobnie dlatego krzyknęła. Tarła powieki, brudząc przy tym
ręce, dzięki czemu okazało się, że na jej obliczu znajduje się atrament.
– Chłoszczyść! – powiedziała wyraźnie
Hermiona, celując w Ślizgonkę różdżką. Zaklęcie podziałało, chociaż nie do
końca, gdyż pozbyło się atramentu jedynie z oczu dziewczyny.
– Granger,
zabierz ją do łazienki i zmyjcie to – rozkazała nauczycielka, po czym
kontynuowała lekcję, a uczennice wyszły. Panna Granger złapała koleżankę, za
ramię, bo pomimo, że w oko miała czyste, to było podrażnione. Gdy doszły do
łazienki, szatynka rzuciła na nią kolejne zaklęcie, dzięki czemu samo
podrażnienie także minęło.
– Dobra, najpierw
pozbędziemy się tego z okolic oczu. Myślę, że to najlepsze rozwiązanie –
stwierdziła Hermiona, rwąc papier.
Pansy tylko
kiwnęła, bo nadal była w szoku. W końcu rzadko się zdarza, że atrament pryska
ci prosto w twarz z książki… Gryfonka zmoczyła papier toaletowy i nałożyła na
nie mydło. Następnie zaczęła pocierać tym twarz Ślizgonki. Najgorsze w tym
wszystkim było to, że nie miało żadnych efektów. Próbowała jeszcze raz, ale i
to nie przyniosło skutku. Panna Granger, sfrustrowana brakiem efektów,
zamyśliła się na chwilę. W końcu doszła do wniosku, że wiedziała, co to było.
– Chyba wiem, co
może ci pomóc – rzekła ciut niepewnie.
– No to co to
było? – spytała panna Parkinson. – I dlaczego masz taką nietęgą minę?
– To Atramentowa
Twarz z Magicznych Dowcipów Weasleyów – wytłumaczyła. – A minę mam taką,
ponieważ to będzie trochę boleć…
– Rób, co do
ciebie należy, byle się tego pozbyć. Proszę, nie chcę paradować po szkole z
czarną twarzą.
– Dobrze, zaraz
przyjdę. Tylko się nie ruszaj, ani nie myj tego, bo to i tak nic nie da –
rzuciła, po czym wyszła z łazienki.
Natychmiast
ruszyła w stronę kuchni. W głowie układała sobie listę rzeczy, które będą jej
potrzebne. Gdy wiedziała, co musi mieć, zainteresowała się kawałami, które
miały miejsce tego dnia. Kto mógł je zrobić? I dlaczego akurat Ramonie i Pansy?
Jednym, co je naprawdę łączyło to to, że były prefektami. Na tym kończyły się
podobieństwa. Zauważyła także, że oba kawały były zrobione za pomocą produktów
ze sklepu George’a. Jego samego wykluczyła – nie był uczniem Hogwartu oraz nie
znał ani Pansy, ani Ramony – a jak już, to tylko z widzenia. W tym czasie
doszła do wejścia do kuchni. Stanęła na placach, by połaskotać gruszkę i
weszła.
– Dzień dobry –
przywitała się na początku.
– Dzień dobry,
panienko – odpowiedział jej najbliżej stojący skrzat. – W czym możemy panience
pomóc?
– Potrzebuję
kilku rzeczy. Chciałabym jedną głęboką miskę, łyżkę, dwie połówki cytryny,
ostrą paprykę w proszku, szklankę mleka i magiczny pieprz – wyliczyła, a skrzat
w zaskakująco szybkim tempie jej to podawał. Chciał jeszcze to wszystko
spakować, ale odmówiła. Podziękowała stworzeniu za pomoc i wyszła, unosząc
wszystko za pomocą zaklęcia Wingardium
Leviosa. Kiedy ponownie weszła do łazienki, Pansy stała niemal tak
samo, tylko, że opierała się plecami o ścianę obok umywalek. – Już jestem –
powiedziała Hermiona, cofając zaklęcie.
– Szybko wróciłaś
– przyznała dziewczyna. – Zaczynamy?
– Tak, tylko
muszę to wszystko wymieszać.
Chwyciła
miskę i szklankę mleka. Ciecz wlała do naczynia, po czym dosypała do tego
papryki w proszku. Łyżką wymieszała powstałą papkę. Stwierdziła, że jest ciut
za gęsta, dlatego dolała troszkę wody. Potem dosypała jeszcze magicznego
pieprzu – najostrzejszego na świecie. Dostępny był tylko i wyłącznie w
środowisku magicznym, żaden mugol nigdy go nie próbował. Jedno ziarenko tej
przyprawy wystarczyłoby na sto litrów ostrej zupy. Gdy skończyła maź, nałożyła
ją na twarz Pansy.
– Co teraz? –
spytała Ślizgonka. Odetchnęła z ulgą, gdyż Granger twierdziła, że to będzie ją
trochę bolało, podczas gdy ona nic nie czuła.
– Muszę to
wycierać cytryną – oznajmiła Hermiona, chwytając połówkę owocu. Przyłożyła go
do twarzy dziewczyny. Dopiero wtedy ta przyznała jej rację. Bolało, paliło,
szczypało. Oczywiście, ból był do wytrzymania, ale jednak się pojawił. Pansy
przymknęła powieki, żeby nie widzieć, co robi jej Gryfonka, jakby to miało jej
pomóc. – Gotowe. – Po kilku minutach jej twarz była jak nowa.
– Nawet śladu nie
ma. Dziękuję! – Parkinson uśmiechnęła się, dotykając w tym czasie policzka. – A
jaką mam teraz miękką skórę…
– Nie ma za co.
Ale wiesz, musimy już wracać na lekcję. – Wyszły z łazienki. W chwili, gdy
weszły do klasy, zadzwonił dzwonek.
– Poczekajcie,
jeszcze praca domowa – oznajmiła profesor Levis, uciszając tym samym klasę. –
Na następną lekcje przynieście wypracowanie na temat dzisiejszej lekcji.
Długość minimalna to siedem cali. Do widzenia.
.*.*.*.*.*.*.*.*.
Do końca
poniedziałku Hermiona chodziła bardzo ostrożnie, uważała na wszystko, czego
dotykała i wąchała wszystko, zanim wzięła to do ust. Harry i Ron śmiali się z
niej, jednak ona nic sobie z tego nie robiła.
Następnego dnia,
we wtorek, także była ostrożna, choć nie aż tak, jak poprzedniego dnia. Po
kilku godzinach, gdy nic się nie wydarzyło, uspokoiła się. Widocznie ten
tajemniczy ktoś odpuścił sobie, gdyż nie dawał o sobie znać. A przynajmniej
teoretycznie. W praktyce działał dalej – o czym dziewczyna, oczywiście nie wiedziała.
Uświadomiła to sobie dopiero, gdy wściekła Ginny wbiegła na obiad do Wielkiej
Sali, a jej włosy były roztrzepane.
– Co ci się
stało? Piorun cię trzasnął? – zaśmiał się Ron, patrząc na siostrę.
– Bardzo
śmieszne, Ronaldzie. Jeśli
to byłeś ty, to za chwilę będziesz martwy – stwierdziła dziewczyna, grożąc
bratu palcem.
– Ale co ja?! Ja
nic nie wiem!
– Cicho, Ron, nie
piszcz – wtrąciła się Hermiona. – A teraz Ginny opowie nam, co jej się
przydarzyło.
.*.*.*.*.*.*.*.
Gdy historia
magii wreszcie się skończyła, panna Weasley odetchnęła z ulgą. Nienawidziła
tego przedmiotu, ponieważ za każdym razem, kiedy chciała się skupić, zasypiała.
To był powód, dzięki któremu zawsze miała słabe oceny. Wtedy poczuła jeszcze
większy szacunek do Hermiony.
Może ona pije litr kawy przed zajęciami? Albo bierze te mugolskie
krytyki? – pomyślała z uśmiechem, niechcący zamieniając słowo energetyki na krytyki.
Po kilku minutach
dotarła do klasy lekcji Transmutacji. Ciekawa była nowej nauczycielki – czy to
druga McGonagall? Czy też będzie surowa? To były pytania, na które jeszcze nie
znała odpowiedzi. W tym czasie podeszła do niej Romilda Vane. Ginny od razu
pomyślała, że ma pecha, co było prawdą. Zanim zadzwonił dzwonek dowiedziała
się, że Hanna Abbott dostała Trolla z Eliksirów, bo stawiała się Slughornowi, a
Tracey Davids rzucił chłopak.
Gdy weszła do
sali, usiadła na swoim stałym miejscu – z tyłu, w rzędzie przy oknach. Obok
niej siedziała, na jej nieszczęście, Romilda oraz Grace Hill, rok starsza
siostra Jake’a, pałkarza z drużyny Gryffindoru. Gdyby nie ona, oszalałby na
miejscu.
Po piętnastu
minutach profesor Levis wszystkich już znała, dlatego przeszła do zajęć. Z
początku były one nudne – zwykłe tłumaczenie i pokazywanie poprawnego użycie
zaklęcia. Jednak gdy zegar oznajmił, że do końca lekcji zostało dziesięć minut,
stało się coś dziwnego…
Najpierw po
klasie rozniósł się cichy chichot. Nikt nie zwracał na niego uwagi, gdyż każdy
twierdził, że pewnie dziewczyny z tyłu plotkują. Jednak z każdą chwilą chichot
stawał się coraz głośniejszy. W końcu usłyszała go profesor Levis. Gdy zadała
retoryczne pytanie „Co się dzieje?”,
wtedy śmiejącej się osobie puściły hamulce.
Tą osobą okazała
się być sama Ginny. Po pytaniu nauczycielki spadła z krzesła, po czym na
czworaka odeszła od ławki. Dopiero wtedy wszyscy zauważyli, że cały czas
łaskocze ją zaczarowane pióro. Dziewczyna tarzała się na podłodze, trzymając
się za brzuch i powtarzając:
– Błagam… niech…
ktoś… mi… pomoże… – Każde słowo przerywała atakiem śmiechu.
– Proszę zachować
spokój – zwróciła się do klasy. Następnie zaczęła iść w stronę śmiejącej się
Ginny. Gdy była półtora metra od niej, łaskoczące ją pióro opadło. – Co to za
wybryk? Twoje zachowanie jest karygodne!
– Ale pani
profesor, ja… – próbowała się bronić rudowłosa, jednak nie miała takiej
możliwości. Podniosła się dysząc ciężko.
– Gryffindor
traci trzydzieści punktów, a ciebie widzę na szlabanie dziś
o siedemnastej – powiedziała pani Elizabeth, a następnie zadzwonił
dzwonek.
.*.*.*.*.*.*.
Amber Parker szła
w stronę Wieży Prefektów. Cały czas zastanawiała się dlaczego Calvin i Malfoy
wyszli z historii magii. Ciekawiło ją także dlaczego Zabini śmiał się resztę
lekcji, chociaż siedział sam.
W ogóle od
poprzedniego dnia nie zachowywali się normalnie, jednak dziewczyna postanowiła
dać im spokój. To ich sprawa, co robią i nie zamierzała się w to mieszać.
Weszła do swojego pokoju, zostawiając torbę przy drzwiach do łazienki. Historia
Magii wynudziła ją do reszty, ale na szczęście na następny dzień miała
wszystkie prace odrobione i mogła odpocząć. Opadła na łóżko i…
– Co jest? –
spytała siebie, gdy wstała z zepsutego mebla. Coś było nie tak, jak być
powinno. Zanim się na nie położyła było całe! – Dobra, później coś z nim zrobię
– stwierdziła, po czym postanowiła odrobić pracę domową zadaną przez profesora
Binnsa.
Swoją torbę
położyła na komodzie, która także rozpadła się. Amber zmrużyła oczy. To już ją
zaczynało niepokoić. Wyjęła pióro z szafki nocnej, która po delikatnym
zamknięciu tylko się rozjechała. Mimo to nie pozostała cała. Dziewczyna, która
przewidywała, co się dzieje, zaskakująco pewnie usiadła na krześle, opierając
się łokciami o biurko. Kolejne meble zostały zniszczone.
– Mogłam to
przewidzieć – zauważyła, podnosząc się spod kupki desek.
Następnie
podeszła do szafy na ubrania, by upewnić się, czy ona też zniszczy się, gdy ją
otworzy. Złapała uchwyt, ciągnąc go do siebie. Wszystkie ubrania rozsypały się,
podobnie, jak sama szafa.
– Super – powiedziała,
rozglądając się po pokoju. Wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan. Żaden
mebel się nie zachował – nie wliczając w to półki nad komodą.
.*.*.*.*.*.
– No nieźle…
Czyżbyś miała jakieś problemy, Amber, skoro tak agresywnie reagujesz? – śmiała
się Ramona, gdy zobaczyła, co się stało w pokoju Krukonki.
– Na moją agresję
świetnie działają twoje arie operowe, wiesz? – stwierdziła panna Parker, przez
co Puchonka mruknęła coś niewyraźnie i się uspokoiła.
– Na moje oko, to
po prostu ktoś rozkręcił ci te meble – stwierdziła Hermiona, oglądając
rozwaloną szafę. – A dokładniej chodzi mi o to, że te śruby – wskazała kawałki
metalu, które leżały w rogu pokoju – powinny się znajdować w tym wszystkim –
dodała, gdy zobaczyła minę Amber.
– A jak my to naprawimy?
– Normalnie,
Amber, skręcimy to.
I jak
powiedziała, tak zrobiły. Wzięły trzy przypadkowe bluzki Parker, a Gryfonka je
przetransmutowała. Potem pokazała, jak mniej więcej mają skręcać meble.
Skończyło się na tym, że to ona wkręcała śruby, a koleżanki wszystko jej
przytrzymywały. Po godzinie ich pracy, wpadła do nich Ginny. Na szczęście
dziewczyna wiedziała co to śrubokręt, w
przeciwieństwie do Ramony i Amber. Była bardzo przydatna, dlatego wraz z jej
pomocą skręciły szafę na ubrania.
– Czekajcie,
która godzina? – spytała, gdy skończyły.
– Za dziesięć
siedemnasta – odpowiedziała Hermiona, ocierając czoło.
– Muszę lecieć…
– A co, umówiłaś
się z kimś? – zaciekawiła się Ramona, która siedziała na podłodze, opierając
się o drzwi od łazienki.
– Tak, z
Levis na szlaban. Będziemy słuchały twoich arii operowych w moich
wspomnieniach.
– Żmije –
skomentowała Puchonka, nawiązując do tego, że dziewczyny wypominały jej
śniadanie z poprzedniego dnia.
Gdy Ginny poszła,
praca znowu stała się trudniejsza. Na szczęście pół godziny później przyszła
Pansy, która z chęcią zaoferowała swoją pomoc. Może nie umiała nic skręcać, ale
co cztery pary rąk, to nie trzy.
– Wiecie, tak się
zastanawiałam… – zaczęła Pansy. – No wiecie… Kto nam zrobił te żarty.
– Ja mam swoje
podejrzenia – powiedziała Hermiona, odchylając się do tyłu, by zobaczyć swoje
dzieło. – No ale właśnie, to tylko podejrzenia. Nie chcę nikogo osądzać
pochopnie.
– Oj, powiedz kto
to – rzekła zaciekawiona Ramona. Panna Granger westchnęła.
– Malfoy, Zabini
i Calvin.
– Czekaj… –
Amber doznała olśnienia. – To by pasowało, szczególnie dziś… Przecież
Malfoy i Calvin wyszli dziś z historii magii. Jeden z nich mógł przyjść do
mojego pokoju i wszystko rozkręcić, a drugi zaczarował pióro, które zaatakowało
Ginny!
– Poczekajcie… To
nie mogą być oni. Przecież Draco i Blaise są moimi przyjaciółmi, nie zrobiliby
mi tego… Nie podłożyliby mi tego czegoś do książki, żeby strzeliło mi w twarz!
– próbowała bronić ich Pansy.
– Wybacz, ale to
nie jest przekonujący fakt – zauważyła Ramona, uśmiechając się przy tym
przepraszająco.
– Nadal nie
wierzę, że to oni – powiedziała panna Parkinson. Następne cztery godziny
przeznaczyły na naprawianie reszty mebli. Na szczęście udało im się.
.*.*.*.*.
W środę Hermiona
chodziła jeszcze ostrożniejsza, niż w poniedziałek. Głównie dlatego, że
poprzedniego dnia przed zaśnięciem doszła do wniosku, że teraz będzie czas na
nią – a przynajmniej wszystko na to wskazywało. Bo jeśli miała rację i tymi
kawalarzami są Calvin, Malfoy i Zabini to… Cóż, mogła być pewna, że jej też się
oberwie. Nie odpuściliby jej, to pewne. Ron znowu się śmiał się, widząc jej
zachowanie. Jednak tym razem Hermiona stwierdziła, że woli dbać o swoje
bezpieczeństwo, dlatego ignorowała go.
– Jaką mamy
pierwszą lekcję? – spytał Harry.
– Ja mam
numerologię – odpowiedziała Hermiona.
– Aha, czyli my
mamy wróżbiarstwo. Ron, rusz się, bo znowu się spóźnimy – mruknął Potter.
– Tak, już idę.
– Hermiono,
wiesz… – zaczęła Ginny, gdy chłopcy wyszli. – Ta Levis nie jest taka zła.
Naprawdę, cały szlaban układałam jej książki na regale. Nawet trochę ze mną
porozmawiała!
– To dobrze, ale
i tak wolałam McGonagall – stwierdziła pani prefekt. – A poza tym dziwi mnie
to, że przeszła z Ministerstwa Magii do Hogwartu w środku roku szkolnego.
Zobacz, taki Spencer jest z nami od początku roku, a ona… Owszem, wiem, że
profesor McGonagall zrezygnowała z posady w środku roku, ale dlaczego
zatrudniła akurat ją?
– Słyszałam od
Romildy – szepnęła konspiracyjnie Ginny – że ona od początku chciała
uczyć transmutacji w Hogwarcie, ale nie chciała pozbywać się McGonagall z
posady. No i musiała czekać piętnaście lat.
– Naprawdę?
– Tak... Znaczy
nie wiem, w końcu to informacja od Romildy, nie musi być prawdziwa. Jednak z
tego, co wiem, w Ministerstwie zajmowała się odkryciami. Między innymi takimi,
jak Szkółka Merlina. No, a teraz muszę się zbierać, Spencer nie będzie na mnie
wiecznie czekał – zaśmiała się, po czym ruszyła w stronę sali od Obrony Przed
Czarną Magią.
Hermionę zdziwiło
to, co usłyszała od Ginny. To było zaskakująco… możliwe. Poczuła trochę
sympatii do nowej nauczycielki, chociaż nie taką, jak darzyła panią dyrektor.
Godzinę później
panna Granger wyszła z numerologii w dobrym nastroju. Nie stało się nic, co
przypominałoby jej żart. Następną lekcją były eliksiry z profesorem Slughornem.
Dziewczyna miała nadzieję, że i teraz nic się nie wydarzy. W duchu czuła, że
jej może się najbardziej oberwać – jeśli chłopcy kierowali się zasadą, co
najlepsze to na koniec. Nie potrafiła powiązać z ostatnimi wydarzeniami kogoś
innego, niż Malfoya, Zabiniego i Calvina. Po prostu oni najbardziej pasowali do
tej całej układanki.
Gdy Slughorn
wpuścił ich do sali, od razu zauważyła, że jest więcej stolików niż było
poprzednio i wszystkie były pojedyncze. Kiedy każdy wybrał sobie jeden stolik,
profesor wytłumaczył im, że w ramach powtórek mają samodzielnie przygotować
eliksir przeciwbólowy bez używania żadnych instrukcji. Hermiona uśmiechnęła
się. Akurat ten eliksir jest jej ulubionym i jego skład potrafiłaby wyrecytować
obudzona w środku nocy.
Kiedy zaczął się
czas wykonywania eliksiru, szatynka szybko podeszła do szafki ze składnikami.
Panował tam ogólny hałas i rozgardiasz – prawie nikt nie wiedział, jakie są
składniki tego eliksiru, nie mówiąc o tym, jak go uwarzyć. Oczywiście, każdy
pytał każdego, próbując zdobyć jak najwięcej informacji. I oczywistym jest, że
prawie każdy pytał Hermiony.
– A co jeśli ja
nie pamiętam?
– Ha, ha, ha.
Śmieszny żart, Granger, naprawdę się postarałaś – mruknął Draco, jakby chciał,
żeby tego nie usłyszała. Skutek był odwrotny. Dziewczyna jednak zignorowała go,
wybierając składniki.
Pół godziny
później Hermiona była w szale pracy. Szatkowała wszystko, odmierzała, dodawała
do eliksiru, zmieniała temperaturę, mieszała. Czuła się naprawdę bardzo pewnie,
doskonale znała ten eliksir. Kolejne pół godziny później dziewczyna musiała
dodać swoją ostatnią ingrediencję. Czuła ogromne zadowolenie, gdyż jej praca
była idealna i nie było możliwości, żeby coś jej się stało. Pochyliła się, by
pokroić ostatnią rzecz, kiedy usłyszała huk.
Poczuła, jak coś
gorącego oblewa ją. Momentalnie odskoczyła od swojego stanowiska pracy, nie do
końca rozumiejąc co się stało. Skojarzenie faktów zajęło dosłownie chwilę.
Jej praca…
wybuchła.
Wszystko było idealnie, nie mogło wybuchnąć ot, tak, po prostu! –
pomyślała.
– Chyba nie da
się już uratować tego eliksiru, panno Granger – stwierdził profesor Slughorn,
który pojawił się obok niej nie wiadomo skąd. – Niestety, ale jestem zmuszony
wystawić pannie Trolla. Bardzo mi przykro.
– Oczywiście,
panie profesorze. Pan, jako nauczyciel, powinien być sprawiedliwy – powiedziała
Gryfonka. Jej głos był normalny, choć wyglądała jakby miała zemdleć. Oparła się
o stolik, próbując ukryć wściekłość. Czy naprawdę nie dało się nic zrobić,
uratować? Zajrzała do kociołka. W środku znajdowały się resztki jej pracy i…
Malutkiej Bombki Postachu.
Hermiona
doskonale znała tę rzecz, ponieważ George wypróbował ją na niejadalnej zupie
Ginny w wakacje. Rudowłosa była wściekła, choć wybaczyła bratu to
zachowanie, gdyż to, co ugotowała rzeczywiście nie nadawało się do jedzenia.
Tylko kto jej
mógł to podrzucić? Odwróciła się instynktownie. Pierwszym, co zobaczyła, był
Malfoy, próbujący nie roześmiać się na głos. Po prostu chichotał, patrząc w jej
oczy, jak gdyby nigdy nic.
Już ja ci dam, żmijo, ty karaluchu jeden – pomyślała
Hermiona, zaciskając usta.
– Koniec
czasu! – ogłosił nauczyciel. Potem ruszył między stolikami, oglądając eliksiry.
– Najlepszy eliksir wykonał Draco Malfoy. Gratulacje, Slytherin otrzymuje
trzydzieści punktów. Dziękuję, widzimy się na następnych zajęciach.
.*.*.*.
Trzy godziny
lekcyjne później Hermiona nadal była zła i było to widać. Zachowywała się jak
dawniej – często zgłaszała się na lekcji. Mimo to, wyraz jej twarzy wskazywał,
że nie warto do niej podchodzić.
Ostatnią lekcją,
jaką miała była transmutacja. W głowie powtarzała sobie materiał na krótki
test, którą zapowiedziała profesor Levis, gdy pomagała Pansy. Wszystko
wiedziała, jednak nie chciała przypadkiem zarobić
kolejnego Trolla.
– Dobrze,
najpierw napiszecie test, a potem oddacie swoje wypracowania – powiedziała pani
Elizabeth, gdy weszli do sali.
Piętnaście minut
później dziewczyna oddawała swoją pracę prosto w ręce profesor Levis. Cały czas
trzymała ją w dłoniach, żeby Malfoy nic nie mógł jej zrobić – przywołać,
podmienić, czy spalić. Nauczycielka cały czas przeglądała ich prace domowe,
dlatego chłopak miał idealne warunki, żeby coś zrobić. Hermiona cały czas
czekała na moment, w którym weźmie jej pracę i zobaczy jaką ma długość. I
doczekała się. Kiedy była pracownica Ministerstwa spojrzała na wypracowanie
Granger, kiwnęła głową z uznaniem. Jednak coś było nie tak, gdyż zaraz
ściągnęła brwi. Szybko spojrzała na koniec tekstu, by zaraz zobaczyć jej
środek.
– Praca do zwrotu
– powiedziała do zszokowanej Hermiony. Dziewczyna podeszła do biurka, mając
szeroko otwarte oczy. To było niemożliwe. – A takie wyznania proszę
zostawić dla siebie. Taka mała rada na przyszłość – nauczycielka uśmiechnęła
się do Hermiony. Gryfonka spojrzała na swoją pracę. I wtedy zobaczyła, o co
chodziło…
Pergamin, który
oddała nie był zapisany jej informacjami, które były na poprzedniej lekcji.
Zamiast tego setki razy napisane było Kocham
Dracona Malfoya. Dosłownie. Po jej poprzednim wypracowaniu został jedynie
podpis. Nie zachowało się nawet jedno malutkie słowo. Wszędzie widniał tylko
jeden głupi i kompromitujący napis:
Kocham Dracona
Malfoya.
Hermiona szybko
odnalazła spojrzeniem Malfoya. Siedział w jednej ławce z Zabinim i Carverem.
Śmiali się jej prosto w oczy – i tylko Calvin był na tyle ludzki, że patrzył
się na ławkę, a nie na nią. Dziewczyna szybko usiadła obok Parvati.
Wiedziała, co
zrobi.
.*.*.
– Jestem –
oznajmiła Ginny, wchodząc do pokoju Hermiony.
– Dobrze. – Panna
Granger podeszła do drzwi. Zamknęła je zaklęciem, na pomieszczenie
rzuciła Muffliato. Potem jeszcze
zasłoniła okna i dopiero wtedy dosiadła się do koleżanek.
– Mogę wiedzieć
dlaczego nas tutaj zaprosiłaś? – spytała Amber.
– I do tego po
ciszy nocnej? – dodała Ginny. – To do ciebie niepodobne, że kazałaś mi chodzić
po korytarzach po patrolu. Ktoś mógł mnie złapać!
– Ginny, jak
chcesz to możesz zostać tu, jeśli boisz się Filcha – stwierdziła Hermiona bez
cienia ironii. – A co do twojego pytania, Amber, to jestem pewna swoich
podejrzeń.
– Tymi
kawalarzami są Malfoy, Zabini i Calvin, tak? – wtrąciła się panna Clive.
– Dokładnie,
Ramono, to oni.
– A masz na to
jakieś dowody? – zapytała Pansy. Mimo wszystko podejrzanymi jest dwójka jej
przyjaciół i zamierzała ich bronić.
– Proszę. – Panna
Granger podała jej swoje wypracowanie, które zwróciła jej Levis. Ślizgonce
zrzedła mina. Niemal od razu poznała charakter pisma swojego przyjaciela.
Podniosła wzrok na szatynkę, po czym mruknęła pewnie:
– To co z tym
robimy?
.*.
Draco siedział
obok Blaise'a i Calvina. Wszystko się udało, wyszło tak, jak miało być. Był
dumny z siebie, bo nie było łatwo.
Nie martwili się
o nic, bo wiedzieli, że nie zostali na niczym przyłapani, dziewczyny nie miały
żadnych dowodów na to, że to byli oni. Nawet Granger nie mogła dojść, kto ją
skompromitował. Szkoda, że nie byli świadomi tego, że w tym samym czasie
omawiany był ich los.
Szkoda, że ci
biedni chłopcy nie wiedzieli, że zemsta ma słodki smak.
____________________
Witam wszystkich!
W tym
rozdziale czuję bardzo wyraźnie, że to naprawdę ja piszę "Zenit...".
Może nawet za wyraźnie, trochę za dużo tu mnie. Cóż, może trochę poznacie moją
osobę :D
Jak tam w
szkole, czarodzieje? U mnie było ciekawie, jak zawsze zresztą. Mam nadzieję, że
nie nazadawali Wam tyle, co mi ;-; Niestety, życie.
Jednak
koniec użalania się nad sobą! Poradzę sobie, jak zwykle - Wy także, więc proszę
się nie martwić ;)
Do
następnej notki (oby jak najszybciej)
Feltson
Bardzo fajny rozdział, spodobał mi się. :)
OdpowiedzUsuńTaki tajemniczy no i pełen kawałów! Prawdę mówiąc, były genialne, nie spodziewałam się, że ta trójeczka ma aż taki zapał w sobie, by robić tyle numerów. :D Jestem ciekawa, co też dziewczyny na nich wymyślą...
Nie mogę doczekać się następnego rozdziału. :)
U mnie w szkole jeszcze nie cisną, ale już mowa o egzaminach zawodowych. XD "Za cztery miesiące", "Mamy mało czasu", "Musicie zdać na co najmniej 99%". Meh, no cóż.
Pozdrawiam! :)
~ A.
Dziękuję bardzo :3
UsuńNo i współczuję, bo mnie tak nie cisną. Ale takie głupie gadanie pod tytułem: "Musisz zdać to jak najlepiej", nie tylko stresuje, ale także denerwuje.
Mam nadzieję, że mimo wszystko będziesz miała 100% :*
Pozdrawiam,
Feltson
Genialny rozdział :D
OdpowiedzUsuńŚwietnie opisałaś zajęcia, uśmiałam się do łez :D Troszę mi żal Hermiony , że takie kompromitacje wychodzą na forum klasy ( nie z jej winy :D )
Jestem ciekawa jak się zemści i mam nadzieję, że Malfoy nie zapomni tego do końca życia :D <3
Dziękuję :)
UsuńA Malfoy rzeczywiście tego nie zapomni. Nie bez powodu mawiają, że zemsta jest słodka *śmieje się szaleńczo*. Nie chcę spojlerować, ale będzie jeszcze bardziej szalenie :D
Pozdrawiam,
Feltson
Cześć ;33
OdpowiedzUsuń"Szykujcie się ludzie, Draco Malfoy nadchodzi!" - Taaa... ludzie lubią białe fretki :DDD
No, jestem! Troszkę po czasie, ale jestem ;))
Rozdział komentuję na bieżąco, a więc... START:
Tak, już widzę tę jędzę Levis, która szczerzy się jak idiotka i macha do uczniów skrzydełkiem kurczaka... Hah, leżę XD
Nie lubię Ramony - ale cieszę się, że w twoim opowiadaniu nie ma tylko dwóch domów, Gryff i Slyth. Osobiście jestem Gryfonką, Tiara na Pottermore, ale bardzo lubię Hufflepuff. Wiesz, jak juz jesteśmy na Tiarze, to na końcu miałam wybór: Ravenclaw albo Gryffindor. Of course, że Gryff! :33
A ja jak zwykle przynudzam xx..xx
Wracając: Nie lubię Ramony, Lizzy też jest troszkę... ech, głupia jak but. Nie przypadły mi do gustu - Puchoni są mili - one miłe nie są. Jak dla mnie, przynajmniej. Kuffa, widział ktoś kiedyś Puchona, który grozi innym uczniom? Dziękuję, wiem, że nie.
Buahahaha! Parkinson! Co ona zrobiła z tym atramentem! Haha! I już mam dobry humor po tej wstrętnej Ramonie i nauce matmy ;3
Kurczę, kto tu jest taki dowcipny? Kim jest ten stały klient Magicznych Dowci... Aham, już wiem! Draco, czyż nie? Ech... Te białe fretki!
Ach, to się działo w tym rozdziale!
Dzięki tobie mam super humor i mogę jutro iść na matmę i histę :D No normalnie cię kocham!
http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam do mnie cccccc;;;;;;;;
http://corka-hariet.blogspot.com/ - zapraszam do mnie cccccc;;;;;;;;
Buziaki!
Hariet
PS Duuuużoooo weny!
Cześć!
UsuńTeż jutro mam matmę historię :D Co z tego, że ma historii maluję cały zeszyt, a na matmie zrywam okładkę i projektuję nową? XD
Ramona (chociaż to nieoficjalne) miała być w Slytherinie, ale tak jak Harry poprosiła Tiarę, żeby tam nie trafiać. Dlatego jest, jaka jest ;)
Cieszę się, że poprawiłam ci humor :D
I wcale nie przynudzasz XD Wiesz, ja też jestem Gryfonką - tyle, że do wyboru miałam Gryffindor i Gryffindor... Tak.
Pozdrawiam!
Twoje opowiadanie jest genialne, żałuję jedynie, że tak mało rozdziałów, bo nie mogę się już doczekać zemsty kobiet. Coś mi się wydaję, że będzie piękna.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest super, ciekawią mnie te miejsca kolejne tajemnicze jak Szkółka Merlina, czy również zostaną odkryte... Mam nadzieję, że tak
A teraz będę czekać na kolejny rozdział
pozdrawiam
zapraszam do siebie
dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com
Dziękuję :3
UsuńA zemsta kobiet... Postaram się, żeby była jak najpiększniejsza :D
Postaram się wpaść ;)
Również pozdrawiam,
Feltson
Oh kolejny raz doprowadziłaś mnie do takiego stanu. Znowu...
OdpowiedzUsuńCzy ty tak musisz robić?
Zdjęcie od razu przykuło moją uwagę a jego opis bardzo mi pasował. Bardzo.
Kolejne tajemnice? Nie możesz przystopować? No nie możesz i to mi się podoba!
Mam już dużo pytań!
Zemsta mnie intryguje i czekam na dalszą tego część!
Koniec czekam na nowy rozdział!
Pozdrawiam,
Beca
Taka już jestem, nic na to nie poradzę :D
UsuńPóki co tajemnic jest mało... Znaczy, tak myślę, bo będzie ich więcej.
Dziękuję za opinię <:
Również pozdrawiam,
Feltson
Niech Herm zmieni wlosy Draco na rozowo xDD Dobra czekam na kolejne *-*
OdpowiedzUsuń~P. B.
Mam ciut inne plany, ale rozważę różowe włosy :)
OdpowiedzUsuńFeltson