Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 10: Dobranoc, Malfoy
Uczucie: Satysfakcja, zadowolenie, spełnienie
Z dedykacją dla:
* Agaty -
za to, że czekała na ten rozdział bardzo długo, a jego projekt znała na długo
przed opublikowaniem "Zenitu...". Za to, że komentuje treść
opowiadania, patrząc mi prosto w oczy.
* Hariet - za to, że jej komentarze rozweselały
mnie, dzięki czemu w rozdziale zostało zachowane jako - takie poczucie humoru
(a raczej głupi humor autorki).
*
Wszystkich czytających i, przede wszystkim, Komentujących - za to, że
motywowali mnie do napisania rozdziału jak najszybciej. W tym szalonym
zawirowaniu to było dla mnie bardzo ważne.
Dziękuję.
– To co z
tym robimy? – spytała Pansy, oddając pergamin Hermionie. Była już pewna, że to
jej przyjaciele byli tymi nierozważnymi żartownisiami. A skoro oni tak z nią
postąpili, to… Cóż, zemści się – w końcu jej dom to Slytherin. Nie potrafiłaby
zostawić tego w spokoju.
– Jak to:
co? Mścimy się! – odpowiedziała Ramona, jakby to było oczywiste.
– Już my im
damy. Niech do końca życia nas zapamiętają! – Amber zabrała głos.
– Poczekajcie!
– zawołała Hermiona. – Musimy to wszystko dobrze zaplanować, nie możemy działać
pochopnie. No wiecie, tak jak oni… – dodała ciszej.
– I mamy
jeszcze jeden problem – zauważyła Pansy. – Bo jeśli to wszystko ma być idealne…
Bo ma takie być i tu się zgodzicie, to jak my zdobędziemy wszystkie potrzebne
nam rzeczy?
– George –
powiedziała tylko Ginny. – On nam na pewno pomoże. A jak się dowie, po co to
nam, to jeszcze coś doradzi. Tylko musimy mu wysłać list.
– Ja
proponuję, żebyśmy dziś wieczorem pomyślały nad naszą zemstą, a jutro, od razu
po obiedzie, spotkamy się tu i wszystko omówimy. Zgoda?
– Dobry
pomysł, Hermiono – przyznała Amber. – W takim razie dobranoc. – Wstała i
ruszyła w kierunku wyjścia. Panna Granger szybko zdjęła zaklęcie z drzwi. Reszta
dziewczyn postąpiła tak samo, jak Krukonka.
– Ginny,
jeśli chcesz się u mnie przenocować, to nie ma sprawy…
– Nie,
dziękuję. Akurat Filcha się nie boję. Dobranoc.
– Dobranoc –
odpowiedziała szatynka.
Potem rzuciła się
w wir myśli na temat zemsty. Jak się okazało, ta noc była dla niej niezwykle
kreatywna.
.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.
Następnego dnia
panna Granger chodziła zamyślona. To, co wymyśliła… Cóż, gdyby Malfoy
zaserwował jej to, po prostu zabiłaby go. Bez żadnych skrupułów. Tak więc, gdy
tylko podzieliła się tym pomysłem z koleżankami, były zachwycone.
– Hermiono
to jest absolutnie cudowne! Nie uważasz jednak, że trochę… dziwne? Pierwszy raz o czymś takim
słyszę... Chociaż oryginalność jest niewątpliwym plusem twojego pomysłu, to
oszczędziłabym mu tego fragmentu z nocą – podzieliła się swoją opinią Amber.
– Gdybyśmy
zrobiły to inaczej, wszystko straciłoby swój sens. A tak działamy czysto
psychologicznie, więc to musi zostać niezmienione.
– Ja bym
dodała te balony jeszcze pod drzwiami – stwierdziła cicho Ginny, po czym
wszyscy spojrzeli na nią ze zwątpieniem. – No co? Jak szaleć, to szaleć!
Piętnaście minut
później miały wszystko zaplanowane. Wiedziały, że jeśli im się uda, to chłopcy
nigdy z nimi nie zadrą – nie ma szans. Dlatego Hermiona dała rudej pergamin i
pióro z prostym poleceniem: Pisz.
Panna Weasley pochwyciła pióro, ale miała problem pod tytułem: Co napisać? W końcu wyszła z opresji.
Drogi Braciszku!
Wiem, dawno się
nie odzywałam, bo byłam na Ciebie obrażona. Swojej kochanej siostrzyczce
robić taki żart? Niedopuszczalne! Omal się ze wstydu nie
spaliłam!
Jednak znasz mnie
na tyle dobrze, że wiesz, że nie piszę bez powodu. Otóż, pewna trójka pewnych
głąbów doczepiła się do mnie, Hermiony i trzech naszych koleżanek. Uprzedzam
Twoje pytania – nie znasz ich, ewentualnie z widzenia (choć znając Ciebie i
Twoje nastawienie do ‘małolatów’, nie znasz ich nawet z widzenia. Chociaż…
Malfoya znasz, prawda? Jak można go nie znać.... Postanowiłyśmy, że zemścimy
się – innego wyjścia nie ma, nie damy sobą pomiatać (Ty, jako Weasley, coś o
tym wiesz) i mamy problem. Nie, nie jest to brak pomysłu na kawały, bo takich
mamy setki, a brak potrzebnych nam rzeczy. Będziemy Ci bardzo wdzięczne, jeśli
na jutro załatwisz nam:
– Dobra, to
co jest nam potrzebne? – spytała Ginny, gdy skończyła pisać część prywatną
listu.
– Czekaj,
podyktuję ci – powiedziała Hermiona. Po chwili w wiadomości pojawiło kilka
nowych pozycji.
– kilka
butelek Eliksiru Słodkiego Snu
– co
najmniej 7 opakowań mugolskich balonów na wodę
– 10 butelek
mugolskiego ketchupu (w dużych butelkach)
– Eliksir
Niezłego Odoru
– kilka
butelek Eliksiru Utrwalającego
– butelkę
Eliksiru Zwodząco–Oszukującego z Twojego sklepu
– Czekaj moja
kolej, mam genialny pomysł – oznajmiła Ramona, po czym zaczęła dyktować swoje
rzeczy.
– 2
sztuczne, wypchane koty
– 2 duże słoiki
majonezu
– Eliksir
Wakacyjnych Przypadłości
– Eliksir
Puszący
– Serio?
Majonez? – Ginny miała skrzywioną minę. Koty ją obeszły, ale majonez? To
naprawdę było dziwne.
– Serio? Nie
chcesz mieć zabawy? – przedrzeźniała ją Puchonka.
– Eh,
Ramono, to retorycznie pytanie – zaśmiała się Ruda.
Mam nadzieję, że
na jutro uda Ci się to załatwić, gdyż zależy nam na czasie – od jutra
zaczynamy. Liczymy na Ciebie, braciszku.
Ginny
PS Napisz, ile
mamy Ci oddać.
.*.*.*.*.*.*.*.*.*.
Następnego dnia
przy śniadaniu Ginny wyczekiwała sowiej poczty. Miała szczerą nadzieję, że
George weźmie jej prośbę na poważnie i nie wystawi jej. Oczywiście, miały plan
B – w końcu Hermiona nie "wystartowałaby" bez odpowiedniego
przygotowania się do tego – jednak nie był on tak efektowny, jak plan A.
W końcu się
doczekała. W środku śniadania, gdy Hermiona planowała, co i kiedy muszą zrobić,
sowa Georga wleciała do Wielkiej Sali. Do nogi miała przywiązaną wielką paczkę,
przez co zwróciła na siebie uwagę wielu osób. Gdy odwiązywała przesyłkę wraz z
panną Granger, wiele uczniów przyglądało im się z zaciekawieniem.
– Szczerze
mówiąc, to miałam nadzieję, że ją zmniejszy – szepnęła ruda, tak, że tylko
przyjaciółka ją usłyszała. W między czasie zauważyła, jak Ramona puszcza jej
oczko.
– Ginny, co
to jest? – spytał zaciekawiony Ron.
– Oj, to
nic, mama wysłała nam toffi – skłamała, dzięki czemu wszyscy, co przyglądali
jej się z zaciekawieniem, wrócili do jedzenia.
– Ooo, daj
jednego.
– Nie teraz,
Ron, po śniadaniu – powiedziała cicho, odwiązując list przeczepiony do kartonu.
Kiedy to wykonała, odłożyła paczkę na podłogę i zaczęła czytać wiadomość.
Kochana
Siostrzyczko!
Sam mój genialny
kawał obejmował jedynie Wasz genialny ubiór i spóźnienie na pociąg. A artykuł w
Proroku był tylko potwierdzeniem mojego geniuszu… i Waszego braku wyczucia
stylu.
Kiedy
przeczytałem, czego ode mnie oczekujesz… Siostrzyczko, jestem z ciebie dumny.
Naprawdę. Tylko w Tobie mam wsparcie, gdyż reszta tej wielkiej i poważnej
rodziny po prostu poleciałaby na skargę do McPostrachu. W Tobie mam bratnią
duszę, Fred byłby z Ciebie dumny.
Co do zamówienia,
to jest ono dość… kontrowersyjne. Zaintrygowałyście mnie, nie wiem, co
kombinujecie. Mam nadzieję, że się tego dowiem – także postarajcie się, bo
liczę na przyjemną lekturę do poduszki o cierpieniu trzech głąbów, którzy
zadzierają z niewłaściwymi osobami. Zaszalejcie, niech krew się poleje
(żartuję, nie chcę, żebyście trafiły przez nich do Azkabanu), niech zapamiętają
Was do końca życia.
Nie musicie nic
mi oddawać, przyjemność (wydawania na takie cele) leży po mojej stronie.
George
PS Nie mogłem się
powstrzymać, więc dałem Wam kilka gadżetów ze sklepu. Wykorzystajcie je mądrze.
– Mój brat
jest geniuszem – stwierdziła Ginny, uśmiechając się z zadowoleniem.
– Och,
dziękuję – odpowiedział Ron, któremu zrobiło się ciepło na sercu.
– Nie o
tobie mówiłam – stwierdziła ruda, na co Hermiona uśmiechnęła się pobłażająco.
Pięć minut
później dziewczyny weszły do łazienki na drugim piętrze. Tam czekała na nich
reszta. Hermiona zabezpieczyła drzwi zaklęciem, tak, że nikt nie mógł ani
wejść, ani wyjść z pomieszczenia. Koleżanki wspólnie otworzyły pudełko. Było
tam wszystko, czego sobie zażyczyły. Panna Granger wygrzebała z kartonu fiolkę
Eliksiru Zwodząco–Oszukującego i Utrwalającego. Jeden z nich podała Amber, a
drugi Pansy.
– Dobra,
teraz posłuchajcie. Mamy teraz historię magii, więc to nam ułatwia sprawę,
nawet bardzo. Amber, – zwróciła się do Krukonki – ty musisz wylać eliksir
pierwsza, pamiętaj.
– Poczekaj,
a to nie jest doustne?
– Nie, nie
jest. Inaczej musiałybyśmy czekać do obiadu – odpowiedziała Hermiona,
uśmiechając się delikatnie. –A ty, Ramono, wylejesz na niego eliksir dopiero,
gdy skończę. Ty masz Eliksir Utrwalający, więc pamiętaj, że jesteś po mnie.
– Dobrze,
zapamiętam, aż tak roztargniona nie jestem – rzekła panna Clive lekko obrażonym
tonem.
– Nie mogę
się doczekać… – stwierdziła Ginny, gdy wychodziły z toalety.
– Wiedz, że
trochę będziesz mogła popatrzeć na nasze dzieło – przyznała prefekt naczelna,
ruszając w prawo.
Pół godziny
później, gdy lekcja trwała w najlepsze, a niektórzy już prawie spali, Amber,
która siedziała za Calvinem, wyjęła fiolkę. Dłonią dała znak pannie Granger,
która przestała robić w tym momencie notatki. Gdy Krukonka wylała eliksir na
śpiącego chłopaka, Hermiona wyjęła różdżkę i zaczęła transmutować jego ubrania.
Zaczęła od butów – po kilku sekundach na ich miejscu znalazło się obuwie, który
nosi każdy szanujący się clown. Potem wydłużyła jego skarpety i zabarwiła je na
czerwono. Następnie zmieniła szatę szkolną na żółtą, neonową kurteczkę, która
od razu rzucała się w oczy. Czarne spodnie stały się niebieskimi legginsami z
błyszczącego materiału, a biała koszula była czarnym podkoszulkiem, który
bardziej wyglądał jak siatka na motyle z dużymi oczkami, a nie bluzka. Do głowy
wpadł jej genialny pomysł, dlatego odpowiednim zaklęciem wydłużyła włosy
chłopaka. Sięgały mu do łopatek. Ostatnim urokiem był Alia Capillus – zaklęcie, którego użyła Carmen na Malfoyu, gdy
odkryli Szkółkę Merlina.
– Ramono,
teraz – szepnęła Hermiona, odchylając się do tyłu.
– Wingardium
Leviosa – mruknęła Puchonka, dzięki czemu fiolka z Eliksirem Utrwalającym uniosła
się. Kiedy była nad Calvinem, dziewczyna przychyliła różdżkę, a tym samym
szklane naczynko. Jego zawartość znalazła się Krukonie.
Wszystko poszło
zgodnie z planem. Udało się.
.*.*.*.*.*.*.*.*.
– I co was
tak śmieszy? – spytał Calvin, gdy siadał przy stole Ravenclawu na przerwie
obiadowej.
– Ty tak
serio, czy tylko udajesz? – spytał jakiś chłopak, którego Carver znał tylko z
widzenia. – Nieźle się wystroiłeś.
Calvin spojrzał
na siebie. Wyglądał normalnie, tak jak zwykle. Miał na sobie szkolną szatę. Nic
nadzwyczajnego. Mimo to, kiedy wyszedł z historii magii, każdy się z niego
śmiał. Powoli miał już tego dosyć, ale nie mógł nic na to poradzić, bo nikt nie
zamierzał mu powiedzieć, co z nim nie tak. Zarobił cztery szlabany i stracił
czterdzieści punktów tylko dlatego, że nauczyciele stwierdzili, że nie wygląda
normalnie, o co się z nimi kłócił. Do tej pory z żadnym nie wygrał, a gdy szedł do Wieży Prefektów, zaczepił go
Malfoy.
– Hej.
– Czego
chcesz?
– Autografu, moja
modowa inspiracjo. Jutro tak samo się ubiorę, jesteś cudny, Carver – zakpił
Draco, śmiejąc się przy tym niekontrolowanie.
– Odejdź
Malfoy, bo zrobię ci krzywdę – mruknął Krukon. – Co wy się wszyscy na mnie
uwzięliście? Mam na sobie zwykłą szkolną szatę, a wy do mnie z tekstem „fajna kurteczka”,
czy „niezły fryz, Carver”. Ludzie, to jest naprawdę wkurzające…
– Wiesz,
chyba nie przeglądałeś się w lustrze.
– Jasne, że
się przeglądałem i to nie raz!
– Laluś,
właśnie się przyznałeś, że ciągle przeglądasz się w lustrze.
– Wracając do
tematu. Ja jestem ubrany normalnie, Malfoy, i nie wmówisz mi, że nie.
– Chyba jesteś
ślepy.
– Albo nie
widzi tego, co my. – Usłyszeli dziewczęcy głos. Gdy odwrócili się, zobaczyli
Lunę Lovegood. Dziewczyna uśmiechnęła się tylko, po czym odeszła.
– Ty… To ma
sens – zauważył Malfoy z uznaniem dla dziewczyny. – Tylko jest jeden problem,
Carver. Niby jak to się stało?
Pół godziny
później siedzieli w pokoju Zabiniego i on także myślał nad tym, co mogło
spowodować, że Calvin nie widzi zmian w swoim wyglądzie. Oczywiście, gdy tylko
do niego przyszli, nie zapomniał o pochwaleniu Krukona za strój, za co omal nie
oberwał w głowę. Siedział, popijając sok dyniowy i zastanawiał się nad
problemem. Wiedział, że znał rzecz o działaniu podobnym do tego. Wystarczyło,
że znalazła się na rzeczy, bądź żywym stworzeniu, a owe stworzenie nie widziało
zmian w swoim wyglądzie. Tak, był pewny, że spotkał się z czymś takim. Tylko
gdzie i kiedy to było? Wtedy naprawdę odczuwał skutki faktu, że myśli tylko w
wakacje.
Czekaj… Wakacje!
Tak, to jest odpowiedź na jedno z jego pytań. W wakacje spotkał się z czymś
podobnym. Tylko co to było?
– Bingo,
chłopcy. Ja wiem, co to jest – zaśmiał się Blaise. – Ja wiem, a wy nie wiecie!
Merlinie, jakie cudowne uczucie…
– Dobra,
mówisz nam, co to jest, czy mam wykraść Slugornowi Veritaserum? – syknął
Carver.
– Hej, nie
ma takiej potrzeby. To jest Eliksir Zwodząco–Oszukujący. I uprzedzając twoje
pytania, żeby eliksir przestał działać, musisz wejść pod prysznic. Wtedy ten
okrutny czar, zwodzący twoje zezowate oczy, spłynie.
– Tylko
tyle?
– Tak, tylko
tyle.
– Że też sam
tego nie odkryłem...
– Widocznie
się nie myjesz – stwierdził kąśliwie Blaise.
– Dobra, to
gdzie masz łazienkę? – spytał. Zabini wskazał mu drzwi znajdujące się po prawo.
Krukon otworzył je, wszedł pod prysznic i natychmiast odkręcił wodę. Stał tak
przez kilka sekund, po czym wyszedł i wysuszył się odpowiednim zaklęciem, gdyż
ubrania, które miał na sobie, stały się ciężkie. Następnie odwrócił się, gdyż
stał tyłem do lustra.
– O W MORDĘ!
– krzyknął. Dopiero teraz zauważył jak wygląda. Usłyszał śmiech dochodzący z
pokoju.
– Przynajmniej
wiemy, że ty wiesz, jak wyglądasz – zaśmiał się Draco. W tym czasie Carver
wyszedł z łazienki. – Ale nie martw się, może kiedyś jakaś ślepa kobieta
pokocha cię szczerą miłością.
– Bardzo.
Śmieszne. Malfoy. – Szatyn spróbował zdjąć kurtkę. – Kurde, ani drgnie…
– Cóż, może
się do ciebie przywiązała?
– Trafna
uwaga, Diabełku.
Calvin spojrzał
na nich. Dzięki Bogu spojrzenie nie mogło zabijać, bo inaczej dwóch uczniów
Slytherinu zginęłaby śmiercią tragiczną.
.*.*.*.*.*.*.*.
– Więc co
teraz robimy?
– Cóż,
musimy brać się do dalszej roboty.
– Porozdzielasz
zadania?
– Wiecie… –
zaczęła Hermiona. – W sumie, to nie od nas zależy powodzenie tej akcji, a od
Pansy. Wszystko leży w jej rękach.
– A więc, co
mam robić?
Hermiona zaczęła
jej to tłumaczyć, od początku do końca, dopóki Pansy prawie nie znała jej słów
na pamięć. Będzie musiała bardzo uważać, żeby niczego nie pomylić. Prawdę
mówiąc, to tylko jednej rzeczy nie musiała robić, gdyż wyręczała ją w tym panna
Granger. Szkoda, że to było tylko na samym końcu. Gdy panna Parkinson wszystko
już wiedziała, wyszła z pokoju Gryfonki i Wieży Prefektów, ruszając w stronę
lochów. Na korytarzu na trzecim piętrze, minęła się z Calvinem i Draco. Widząc
Krukona, prawie się roześmiała. Zdusiła w sobie ten odruch, żeby nie urazić
chłopaka. Bądź, co bądź, ale oni nie śmiali się, gdy żartowali, między innymi,
z niej – a przynajmniej robili to, gdy nie mogła tego zobaczyć. Gdy weszła do
Pokoju Wspólnego, od razu przywitała się z nią Astoria Greengrass. Chwilę z nią
porozmawiała, po czym poszła do Blaise’a.
– Hej,
Diabełku – przywitała się, gdy chłopak ją wpuścił.
– Cześć,
Dygotko – odpowiedział Zabini, ignorując fakt, że dziewczyna nienawidzi tego
przezwiska. – Co cię do mnie sprowadza?
– A nie mogę
odwiedzić swojego przyjaciela? – spytała, siadając na nieużywanym łóżku, które
kiedyś należało do Draco. – Dobra, mam sprawę – przyznała.
– Wiedziałem
– mruknął. – Ale mów, jaką masz sprawę, wysłucham cię – rzekł poważnym tonem z
grobową miną, czym rozbawił dziewczynę.
– Pamiętasz
jeszcze czasy drugiej klasy, kiedy to nie radziłam sobie z Zielarstwem, a
dokładniej z roślinami zwanymi tentakulami?
– Och,
oczywiście, że tak. Jak mógłbym nie pamiętać czegoś, w czym byłem lepszy od
ciebie – zaśmiał się chłopak.
– A jak
wiesz, teraz powtarzamy klasę drugą, a ja nadal tego nie ogarniam. Pomógłbyś
mi? – zapytała z nadzieją w oczach.
– A mogę
wiedzieć, czemu nie poprosiłaś o to Draco?
– Wiesz,
jaki on jest cierpliwy. W ogóle. To pomożesz mi czy nie?
– Oczywiście,
to dla mnie przyjemność – powiedział tym samym tonem, co poprzednio. – Ale
teraz spadam na kolację. Jestem tak głodny, że gdybyś nie była moją
przyjaciółką, nie wyszłabyś stąd w jednym kawałku.
– Ale ja
miałam intuicję, gdy w młodości dobierałam sobie przyjaciół – stwierdziła.
Swoją wypowiedzią nawiązywała do faktu, że jej przyjaciele podle z niej
zakpili. Owszem, mogli żartować, ale nie z niej!
– Prawda,
lepiej nie mogłaś wybrać – dodał Diabeł, gdy wyszli z jego pokoju.
– Wiesz, ja
jeszcze wpadnę do Tracey, chciała się ze mną zobaczyć – rzuciła Pansy, ruszając
w drugą stronę.
– Nie ma
sprawy. – Blaise pomachał jej ręką. Panna Parkinson schowała się za rogiem.
Niestety nieszczęście uśmiechnęło się do niej szeroko. Gdy Zabini przechodził
przez dziurę prowadzącą na korytarz, dołączyła się do niego wspomniana
dziewczyna. – O, Tracey, cześć. Idziesz może na kolację? – Usłyszała Dygotka
stojąc za rogiem. – A, to możemy iść razem. Wiesz… – Widocznie obraz
wrócił na swoje stare miejsce, gdyż nie dosłyszała dalszej części monologu
Diabła.
– Chyba mnie
Merlin kocha, skoro jeszcze się nie skapnął – szepnęła, wychodząc z ukrycia.
Podeszła do drzwi pokoju przyjaciela, otworzyła je i szybko weszła do środka.
Następnie przywołała swoją torbę z pokoju. Znajdowały się w niej wszystkie
potrzebne jej rzeczy.
Zablokowała drzwi
zaklęciem, żeby przypadkiem ktoś nie wszedł i szybko wzięła się za robotę.
Weszła do łazienki i od razu pochwyciła żel pod prysznic, dolewając do niego
Eliksir Wakacyjnych Przypadłości. Potem dobrała się do jego szamponu, dodając
tam Eliksir Puszący. Następnie do jego ulubionych butów włożyła majonez z
dodatkiem kleju (nie wiedziała, skąd Ramona ma mugolską „Kropelkę”, ale to już
szczegół). Trochę specyfiku znalazło się poza butami, ale nie zwróciła na to
uwagi, bo nie miała na to czasu. Wyszła z pokoju Diabła, mając nadzieję, że wszystko
pójdzie zgodnie z planem.
.*.*.*.*.*.*.
Gdy Blaise wszedł
do Wielkiej Sali, Calvin kończył jeść kolację. Jego strój budził kontrowersje,
dlatego chłopak próbował zwracać na siebie jak najmniej uwagi. Nieudolnie, ale
jednak. Na jego szczęście zaczynał się weekend, dzięki czemu mógł spędzić dwa
dni na wynalezienie sposobu, jak się przebrać. I gdy Zabini siadał
na swoim miejscu, Draco już tam był, śmiejąc się z Krukona.
– Wiesz, ta
kurtka jest niezniszczalna. W akcie desperacji Calvin próbował ją podpalić –
oznajmił Malfoy, nakładając przy tym pieczone ziemniaczki.
– A Sztańską
Pożogę próbował?
– Cóż, aż
tak zdesperowany nie jest – zaśmiał się Draco. – Um, Diable, nie wiesz może,
gdzie jest Pansy? – spytał kilka minut później Malfoy, rozglądając się po
Wielkiej Sali. Dziewczyna już dawno powinna przyjść na posiłek.
– Poszła do
Davids, a co?
– Jesteś
pewien? Bo mam dziwne wrażenie, że przyszedłeś na kolację właśnie z Davids. A
skoro ona jest tu, Pansy tu nie ma, podczas, gdy powinna być z Davids, to coś
nam tu nie pasuje.
– To ma
sens. Ale wiesz, ja nigdy nie zrozumiem dziewczyn – mruknął Blaise. W tym
czasie do jadalni weszła Pansy, która usłyszała ostatnie słowa Zabiniego.
– Jeśli
chcesz, to mogę ci coś potłumaczyć, tylko nie wiem, czy coś zrozumiesz
–stwierdziła panna Parkinson, siadając obok blondyna. Od razu nałożyła sobie
zupę, przeczuwając, że ma mało czasu. Gdy Hermiona zrobi to, co ma do
zrobienia, to nie naje się za dużo, bo po prostu nie będzie w stanie.
– Bardzo
chętnie. Ciekaw jestem, co kobieta ma do powiedzenia na temat kobiet.
– Na
przykład to, że kobiety są bardzo mściwe. Nie należy ich denerwować, ani
zaczepiać, bo mogą oddać podwójnie, a po co to komu? Mogę ci też
powiedzieć, że kobiety są pamiętliwe i jak u którejś podpadniesz, to koniec.
Albo, że zdradzona kobieta potrafi być tak okropnie wściekła, że lepiej się do
niej w ogóle nie odzywać. No, a teraz smacznego wam życzę – mruknęła,
zaczynając jeść kolację. Żałowała, że tak wymownie pokazała, że jest na nich
zła z powodu tego, co jej zrobili. Na jej szczęście nie zrozumieli tej aluzji,
dzięki czemu powodzenie dalszych planów było niemal gwarantowane.
W pewnym momencie
poczuła niemiłą dla nosa woń. W świadomości zapaliła się jej kontrolka, mówiąca
jej, że zaraz powinna wyjść z Wielkiej Sali. Dyskretnie zerknęła w górę.
Znajdowała tam się mała fiolka, lewitowana przez Hermionę. Tak, wszystko
pójdzie z planem, wiedziała o tym.
– Kurde,
Goyle, mówiłem ci, że gazy puszcza się przed posiłkami, na pustym korytarzu lub
w obecności Gryfonów. W takich warunkach nie da się jeść – mruknął Draco,
zakrywając nos rękawem.
– Jak to nie
ja! A poza tym robiłem kupę przed kolacją! – bronił się Gregory.
– Tak,
krzycz głośniej, niech każdy o tym wie! Przecież to jest takie ciekawe! I mógłbyś
się wyrażać kulturalniej. Ja do ciebie z grzecznym słowem gaz, zamiast bąk, a ty tak po prostu mówisz kupa. Nie dało się tego zamienić na klocek? – prawił mu Draco.
– Co?
– Ach, no
tak, zapomniałem, że ty niczego nie ogarniasz – westchnął Malfoy, próbując coś
zjeść. – Że też Crabbe musiał zabrać ze sobą na tamten świat twoją
ostatnią szarą komórkę.
– No, Goyle
dał czadu – wtrącił się Blaise, także zakrywając nos rękawem.
– Ja nie dam
rady, przykro mi – powiedziała Pansy, wstając od stołu. – Diabełku, przyjdź do
mnie za pół godziny – dodała i wyszła z Wielkiej Sali.
Po niej zrobił to
Malfoy, a kilka minut po nim, Blaise. Szedł sam korytarzem, a woń z jadalni
nadal odczuwalna była tak samo. Przeraziło go to – jeszcze trochę, a Goyle
wszystkich pozabija, jak tak dalej pójdzie. Kiedy był już w lochach, nadal czuł
ten obrzydliwy zapach. Jakiś impuls sprawił, że powąchał siebie samego.
Tak, to on tak
śmierdział.
Nie wiedział, jak
to mogło się stać – w końcu nie był Snapem i higiena osobista nie była mu obca.
Mimo to śmierdział, jakby od miesiąca nie spotkał się z prysznicem.
Przyspieszył swój krok, żeby przypadkiem nikogo nie spotkać. Pięć minut
później, gdy wchodził do kabiny, niemal od razu pochwycił swój ulubiony żel pod
prysznic. Musiał się spieszyć, w końcu był umówiony z Pansy. Kiedy spłukiwał
żel, skóra piekła go niemożliwie. Bo niby skąd miał wiedzieć, że sama Dygotka
dolała mu tam Eliksiru Wakacyjnych Przypadłości? Nie mógł się dotknąć. Skądś
znał to uczucie. Poznał je, przypominając sobie Draco, który kiedyś spalił się
na Słońcu. Przeklął głośno, patrząc na siebie. Mimo, że był czarnoskóry, to i
tak było widać wielkie czerwone plamy. Szybko jednak zostawił tę sprawę w
spokoju, bo zaczął myć włosy. Wychodząc z kabiny, zerknął w lustro. I dopiero
wtedy się przeraził. Był cały czerwony i miał afro. Kolejne pięć
minut później ubrał się w golf i długie spodnie, zakrywające ciało, a na
włosy założył czapkę. Potem jeszcze włożył swoje ulubione trampki. Już miał
wyjść, gdy poczuł, że w bucie miał coś… mokrego. Próbował zdjąć obuwie, jednak
na darmo. I w tamtym momencie zauważył mieszankę majonezu i kleju. Ku swojej
irytacji, poczuł także smród, który ostatecznie nie został zmyty z jego ciała.
Cholera – pomyślał tylko.
.*.*.*.*.*.
– Mam! –
powiedziała Ramona, wchodząc do salonu. Tam czekały na nią dziewczyny. –
Jesteście pewne, że nikt tu nie wejdzie?
– Och,
pewnie. Ernie poszedł do biblioteki odrabiać lekcje, Dean jest w Wieży
Gryffindoru, Malfoy pomaga Calvinowi pozbyć się jego wdzianka, a Zabini na pewno
tu nie przyjdzie – wytłumaczyła uśmiechnięta Ginny, podając Puchonce list.
Droga Dygotko!
Niestety, nie
mogę dziś do Ciebie wpaść. Wypadło mi coś innego. Mam nadzieję, że nie jesteś
na mnie zła. Obiecuję, że w innym terminie Ci pomogę, ale dziś naprawdę nie
mogę.
Diabeł
Ramona odłożyła
list, śmiejąc się przy tym. Jak na razie wszystko im wychodziło. Zemsta w ich
wykonaniu była idealna. Chłopcy zadarli z nieodpowiednimi osobami – to było
pewne. Z wiedzą Hermiony, pomysłami Ginny, zawziętością Pansy, zdolnościami do
planowania Amber i humorem Ramony nie mieli szans. Blondynka postawiła butelkę
soku z dyni na stoliku i uklękła obok Ginny. Hermiona rozlała sok do czterech
szklanek, klęcząc naprzeciwko czterech koleżanek – dzielił je tylko stolik,
imitujący bar, a panna Granger udawała barmana. Do każdej porcji napoju dolała
trochę eliksiru, a potem sprawdziła zegarek.
– Dobrze.
Musicie pamiętać ile kropel eliksiru wam dolałam. – Palcem wskazała pannę
Clive. – Ty masz pięć, Ginny ma cztery, Amber trzy, a Pansy dwie. Pamiętajcie o
tym, to ważne.
– Dobra, to
na znak pijemy razem – ogłosiła Amber. – Trzy… Czte… Ry!
Wspólnie
opróżniły zawartość szklanek. Ich badanie miało na celu sprawdzić, ile kropel mogą
dolać do soku Malfoya, żeby nie zasnął w Wielkiej Sali, a zdążył dojść do
swojego pokoju. Tym razem ich kawał był inny – nie opierał się na wyglądzie, a
na ludzkiej psychice.
Dziewczyny różnie
zareagowały na sok z Eliksirem Słodkiego Snu. Pansy wypiła go i jak potem
powiedziała, senność poczuła dopiero po godzinie. Amber od razu poczuła
senność, choć zasnęła dopiero po upływie pół godziny. Ginny miała sytuację
podobną do Krukonki, choć zaśnięcie nie zajęło jej pół godziny, a piętnaście
minut. A Ramona… Ramona po wypiciu soku tylko uśmiechnęła się, a jej głowa
opadła z hukiem na stolik.
.*.*.*.*.
Następnego dnia
tylko jedna osoba spędzała czas z Blaisem – był nią Draco. Robił to bardzo niechętnie,
gdyż smród pochodzący od Zabiniego był nie do zniesienia. Dlatego cały dzień
nosił na nosie mugolski spinacz. Owszem, nos go trochę bolał, jednak po użyciu
odpowiedniego zaklęcia nie czuł ani bólu, ani smrodu.
Był szczęśliwy,
kiedy szedł na kolację. Dzień dobiegał końca, czas przebywania z Diabłem też, a
dodatkowo wszyscy przy stole Slytherinu udostępnili im miejsce. Podczas, gdy
inni gnieździli się na dwóch krańcach stołu, oni mieli cały środek dla siebie.
Draco wypił szklankę soku, jak to zawsze czynił po zjedzeniu kolacji. Poczuł
się dziwnie senny, chociaż była dopiero godzina dziewiętnasta. Ziewnął
potężnie.
– Jestem
padnięty – mruknął. Jego głos brzmiał, jakby miał katar, przez spinacz
znajdujący się na nosie.
– Smoku,
jest sobota.
– Wiem.
– No
właśnie. Nie możesz iść spać w sobotę o DZIEWIĘTNASTEJ.
– Owszem,
mogę i zaraz to uczynię – powiedział i wyszedł z Wielkiej Sali, ponownie przy
tym ziewając. Zabini od razu pomyślał, że to pierwsze Halloween, którego nie
spędzą na straszeniu pierwszoklasistów.
.*.*.*.
Godzinę później w
pokoju Hermiony Granger panowało prawdziwe zamieszanie. Właścicielka mieszkania
porównała je do bazarku w dzień targowy – wszędzie wszystkiego było pełno.
Właśnie trwały przygotowania do wielkiego finału. Zemsta na Malfoyu. Najlepsze,
co mogły wymyślić.
Tym razem każda z
nich miała swoją rolę w planie. Ramona wraz z Pansy malowała Ginny, a Amber
robiła jej fryzurę – chociaż Hermiona nazwałby to niszczeniem i puszeniem
włosów.
A sama panna
Granger przygotowała całą resztę. Na szczęście po pewnym czasie Pansy
zainteresowała się nią, bo inaczej w życiu nie wyrobiłaby się.
.*.*.
Wybiła godzina
jedenasta wieczorem, gdy drzwi do pokoju Draco Malfoya otworzyły się. Niczego
nie świadomy chłopak spał, chociaż zażyty przez niego eliksir nadal działał.
Nie wiedział, co działo się w jego pokoju, nie wiedział, co stanie się za
chwilę, nie miał pojęcia, że to będzie jego najgorsze Halloween w życiu. A
dowiedział się tego kilkanaście minut później.
Właśnie śniło mu
się, że złapał znicza tuż przed nosem Pottera, gdy…
BUM! Gdy tylko
huk dotarł do jego uszu, natychmiast rozchylił powieki i usiadł na łóżku. Po
jego prawej stronie lewitował martwy i zakrwawiony kot. Rozbudzony blondyn od
razu w ciągu sekundy wyskoczył z wyrka, stając w czymś mokrym. Przeniósł wzrok
ze zwierzęcia na swoje stopy. Stał w kałuży krwi, a obok niego leżało kolejny
martwy kot –również zakrwawiony. Przerażony chłopak zaczął się cofać, dopóki
nie wpadł na ścianę. Nie rozumiał sytuacji, w której się znalazł, w ogóle nie
potrafił myśleć. I gdy odetchnął, próbując się rozluźnić, poczuł chłód. Szybko
zorientował się, że okno jest otwarte. Nie miał odwagi ruszyć się z miejsca,
żeby je zamknąć. W tym momencie usłyszał donośny krzyk. Przekręcił głowę, chcąc
zobaczyć, kto krzyczy. Na jego nieszczęście wtedy z szafy wybiegł potwór
–dosłownie, to był potwór. Miał całą czarną twarz, czerwone włosy wyglądały,
jakby piorun go trzasnął, a biała koszula nocna, w którą był ubrany, była cała
we krwi – podobnie, jak jego ręce. Draco nie wytrzymał. Zaczął krzyczeć,
biegnąc do drzwi. Nie zdążył ich otworzyć, przez co na nie wpadł. Wypadły z
zawiasów, jednak Malfoy nie przejął się tym, tylko z krzykiem pobiegł do
salonu.
Tak, udało im
się. Znowu.
.*.
Kiedy dziewczyny
weszły do pokoju Ślizgona, musiały bardzo uważać na to, co robiły. Chłopak nie
mógł się obudzić, żeby cały plan nie poszedł na marne. Eliksir, który mu
zaaplikowały, przestał działać. Podały mu go, żeby mieć pewność, że będzie spał
u siebie – w końcu było Halloween i mógł mieć inne plany. A gdyby eliksir nie
przestał działać, Malfoy nie obudziłby się. Dlatego nie pozostało im nic
innego, niż uważać, aby nie zrobić hałasu. Gdyby chłopak nie spał, a plan
zostałby zrealizowany, to… Cóż, zaśmiałby im się w twarz.
Wszystkie zrobiły
co do nich należy. Amber i Ramona, które miały na sobie zaklęcie Cameleona,
pomogły wejść Ginny do szafy blondyna, a Pansy wraz z Hermioną ubrudziły
ketchupem koty i podłogę. Jednego z nich położyły obok łóżka, a drugiego
zaczarowały tak, że lewitował w powietrzu. Następnie Pansy weszła na jedną
miotłę, dwie pozostałe trzymała pod pachą i otworzyła okno, przez które
wyleciała. W tym czasie Hermiona wzięła bęben i wlazła pod Pelerynę Niewidkę Harry’ego.
Gdy była pewna, że wszystko jest gotowe, uderzyła mocno w instrument.
Nie wiedziała,
jakim cudem Malfoyowi zajęło dziesięć sekund, żeby stać pod ścianą, próbując
się uspokoić. Po chwili Amber i Ramona otworzyły drzwi od szafy, a Ginny
przebrana za seryjną morderczynię (przynajmniej w odczuciu Puchonki) wyskoczyła
z mebla, śmiejąc się jak psychopata. Malfoy nie wytrzymał i wybiegł z pokoju,
rozwalając przy okazji drzwi. Wtedy dziewczyny podbiegły do okna. Ginny wzięła
jedną miotłę i od razu poleciała do Wieży Gryffindoru, Amber dosiadła się do
Pansy, a Hermiona wraz z Ramoną wzięły ostatnią z mioteł. Gdy na niej siadały,
panna Parkinson szybko posprzątała pokój kilkoma zaklęciami. Jedyne, co
zostawiła, to popsute drzwi.
Resztę nocy Draco
Malfoy spędził na kanapie w salonie, tępo wpatrując się sufit, gdyż bał się
zasnąć.
Przepraszam,
ale musiałam wstawić tu ten GIF
Cześć,
Kochani!
Wreszcie
jestem z rozdziałem...
Nie jestem z niego zadowolona w 100%, ale
za najgorszy nie jest. Rozdział 11 powinien pojawić się szybciej niż 10 - nie
mam już prób, bo występ był wczoraj, więc mam więcej cennego czasu.
Wiecie,
że ten rozdział przekracza kilka granic? 1/3 opowiadania, 40 000 słów i ponad
100 stron jest już za nami...
Pozdrawiam
wszystkich serdecznie!
Feltson
Sto lat
dla Hermiony, która wczoraj miała urodziny!
Elo :3
OdpowiedzUsuń"– Czekaj moja kolej, mam genialny pomysł – oznajmiła Ramona, po czym zaczęła dyktować swoje rzeczy." - A sama się wypchaj tym majonezem!!
OOooo! Dziękuję za dedykację! ♥
Rozdział troszkę przykrótki... I już na samym jego początku RAMONA. Ech... *facepalm*
Pansy - typowa Ślizgonka - więc zemsta będzie orutna... (Komentuję na bieżąco czytania)
George, jako dobry braciszek, pomoże :) Jestem okropnie ciekawa co też nasza trójca (Ginny, Herm i Pansy... Amber ledwo toleruję... moje zdanie o Ramonie znasz...) wymyśliła! Boże, jak ja kocham taakie lekkie, przyjemne rozdziały...
"Tylko w Tobie mam wsparcie, gdyż reszta tej wielkiej i poważnej rodziny po prostu poleciałaby na skargę do McPostrachu" - Hahah :3
Humor: poprawiony!
HAHAHA! Co ona zrobiła z tego Calvina! Przyznam się, że go polubiłam, ale to nie zmienia faktu, że sama zrobiłabym taki psikus jakiemuś pajacowi! :D
Humor: poprawiony podwójnie!
"Pół godziny później siedzieli w pokoju Zabiniego" obrady okragłej trójki :D
Przeczuwam, że zemsta na Diabełku będzie najgorszą :D Już widzę Zabiniego z wielkimi, puszystymi kłakami... ;* !!
"– Jak to nie ja! A poza tym robiłem kupę przed kolacją! – bronił się Gregory." O boże! XD
"– Mam! – powiedziała Ramona, wchodząc do salonu. " - Bilet na Syberię? *nadzieja*
Zemsta na Blaise'ie - awww!
"Właśnie śniło mu się, że złapał znicza tuż przed nosem Pottera" - NEVER! BUAHAHAHA!
Podsumowując: Rozdział genialny! Biedny Draco (a może i nie) potrzebuje psychologa :D
Ale długaśny komentarz mi wyszedł :D
http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam do mnie cccccc;;;;;;;;
http://corka-hariet.blogspot.com/ - zapraszam do mnie cccccc;;;;;;;;
Buziaki!
Hariet
Rzeczywiście, komentarz długaśny :3
UsuńCieszę się, że podobało ci się :D
I znowu się śmiałam, czytając to co napisałaś... Powinnaś pisać tylko komedie, wiesz? XD
Pozdrawiam,
Feltson
Ale się uśmiałam. Wspaniały rozdział!
OdpowiedzUsuńZemsta dziewczyn była niesamowita. Biedny Draco xD Strasznie się wystraszył.
Hermiona to geniusz. Okrutny geniusz.
No cóż, strasznie poprawiłaś mi humor tym rozdziałem i mam nadzieję, że szybko pojawi się kolejny!
Dziękuję :)
UsuńMiło mi, że poprawiłam ci humor :D
Pozdrawiam,
Feltson
Czytając tylko jedna rzecz była w mojej pamięci. Nie wiem czy oglądalaś film Lejdis ale słowa ich trafnie opisują ten rozdział:
OdpowiedzUsuń"zemsta lepiej smakuje na zimno! A zemsta Lejdis tym bardziej!"
pozdrawiam
dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com
Rzeczywiście, cytat tu bardzo pasuje :D
UsuńFilmu nie oglądałam, niestety, bo raczej nie oglądam polskich filmów :)
Również pozdrawiam!
Feltson
Hej!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jeju uśmiałam się jak nie wiem. :D
Dziewczyny miały genialne pomysły, by odegrać się na chłopcach, w sumie oklepanych pomysłów w ich przypadku nie przewidywałam.
Najbardziej rozśmieszył mnie moment z Blaise'm - ten jego smród musiał być na serio niesamowity. xD Jeszcze te gadki, dokuczające Goyle'owi. :D
Genialne po prostu.
Czekam na rozwój wydarzeń i na rehabilitację psychiki Malfoya. XD
Ciekawe, czy się szybko pozbiera. :p
Życzę weny i zapraszam do siebie. :)
~ A.
Cześć!
UsuńCieszę się, że Ci się podobało ;)
A gadki do Goyle'a uważam za najbardziej udaną (pod względem humoru) rzeczą w tym rozdziale XD
Z psychiką Malfoya jeszcze zdecyduje :P
Pozdrawiam,
Feltson
Genialny! Płakałam ze śmiechu!
OdpowiedzUsuńWeny!!!
Miło mi :)
UsuńFeltson
Cześć! Niedawno dodałam swój komentarz przy prologu, informując, że zaczynam czytać — i oto jestem przy ostatnim rozdziale, jaki się tu pojawił. Co mogę powiedzieć? Już od prologu wiedziałam, że to opowiadanie będzie po prostu świetne, i nie myliłam się. Jestem zaczarowana. Od samego początku trzymałaś poziom, dodatkowy plus za używanie półpauz zamiast tych okropnych dywizów, które są często w opowiadaniach na blogspocie, zresztą, nie tylko. Poza tym praktycznie brak błędów — mi, po prostu, takie opowiadania, czyta się z przyjemnością, także dziękuję Ci za to; za estetykę. Przy okazji, gdy już o estetyce mowa — piękny szablon w ślicznych kolorach, aż chce się czytać! Okey, dość o wyglądzie, czas przejść do treści. Ogólnie niezbyt lubię opowiadania, w których opowiadane są perypetie uczniów z siódmego roku, ale cieszę się, że w Twoim przypadku postanowiłam inaczej. Od pierwszego rozdziału mnie zaskoczyłaś, ciekawie wymyśliłaś wejście całej czwórki na peron. Muszę szczerze powiedzieć, że byłam dość sceptycznie nastawiona do pomysłu z wspólnym mieszkaniem prefektów, ale chyba zmieniłam zdanie — po prostu opisujesz to tak ciekawie, że nie sposób się nie śmiać, szczególnie zemsta dziewczyn na chłopakach; ciekawie to wymyśliłaś! Poza tym wątek genialnie poprowadziłaś wątek z Legendarnymi Miejscami w Hogwarcie. Jestem ogromnie ciekawa czy Hermiona odnajdzie jeszcze któreś z nich! Plus, dodatkowo, podoba mi się relacja jaką tworzysz między Hermioną, a Draco, mam nadzieję, że zbyt szybko nie wpadną w swoje ramiona.
OdpowiedzUsuńWybacz mi, proszę, roztargnienie w komentarzu, ale choroba kompletnie mnie rozłożyła i logiczne myślenie jest w tej chwili nie na moje miary.
Pozostaje mi czekać na nowy rozdział i życzyć mnóstwa weny do pisania kolejnych, tak świetnych, rozdziałów.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia,
M.
Dziękuję za długi i motywujący komentarz ❤
UsuńCieszę się, że "Zenit..." spodobał Ci się. To wiele dla mnie znaczy :)
Mam nadzieję, że reszta rozdziałów także Ci się spodoba ;)
Pozdrawiam,
Feltson
Zemsta była genialna!
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
Usuń