Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 11: To nie wróży niczego dobrego
Uczucie: Troska, ciekawość, zwątpienie
W niedzielę
dziewczynom zmiękły serca, dlatego podeszły do chłopaków, kiedy ci siedzieli
razem w salonie. Wyjaśniły, jak mają się pozbyć skutków ich kawałów, a Hermiona
dała Draco zaklęcie, które transmutowało koszulkę w lampkę nocną, świecącą bez
prądu. Ostrzegły ich także, żeby więcej nie zaczynali, bo oberwie im się ze
zdwojoną siłą.
Listopad okazał
się być deszczowym miesiącem. Słońce nie świeciło tak często, jak we wrześniu,
czy październiku. Każdy dzień był coraz krótszy, pochmurniejszy i chłodniejszy.
Nic więc dziwnego, że uczniowie zaczęli chorować. Pani Pomfrey nie narzekała na
brak pacjentów. Najwięcej ludzi przychodziło po lekcjach Opieki Nad Magicznymi
Stworzeniami oraz Zielarstwa. W pewnym momencie dyrektor McGonagall ogłosiła,
że jeśli zobaczy kogoś na dworze bez szalika, to osobiście odejmie mu punkty i
wlepi szlaban. Podziałało – niby do Skrzydła przychodziło coraz mniej osób,
jednak większość już była po chorobie.
Pansy Parkinson
także miała przyjemność złapania okropnego kataru. W czwartek, kiedy miała
Opiekę, twierdziła, że jest jej ciepło i chodziła w rozpiętej kurtce.
Następnego dnia trzęsła się, jakby siedziała na wibrującym fotelu, na szyi
nosiła szalik Slytherinu, a w ręku cały czas miała chusteczkę. Na przerwach chodziła
do kuchni po herbatę, jednak niewiele jej to dawało.
– Pansy, idź do
Pomfrey, bo jeszcze gorzej się rozchorujesz – zaproponowała Hermiona, siedząca
przed Ślizgonką na Historii Magii. Nie ukrywała, że ciągłe kasłanie, kichanie
oraz dmuchanie nosa przeszkadzało jej w skupieniu się na lekcji i doprowadzało
ją do szewskiej pasji.
– Nie chcę
opuszczać lekcji, to tylko katar – mruknęła zachrypniętym głosem, uśmiechając
się przepraszająco, po czym wydmuchała nos.
– Czy ty nie masz
przypadkiem gorączki? – spytała panna Granger, kładąc dłoń na czole Ślizgonki.
Szybko ją zdjęła. Jej przypuszczenia się sprawdziły. – Pansy, ja bym na twoim
miejscu poszła do Pomfrey. Mówię ci, nabawisz się czegoś gorszego i wtedy
będziesz wspominać moje słowa.
– Dobra,
pójdę po lekcjach.
Kłamała. W końcu
jej dom to Slytherin, prawda? Dla świętego spokoju powiedziała Gryfonce, że
zajmie się swoją chorobą, ale nie zamierzała tego zrobić. Nie lubiła uzdrowicieli,
kojarzyli jej się ze śmiercią. Nie wiedziała czemu – po prostu tak miała i
koniec. Dlatego, kiedy poszła na obiad, udawała, że nie widzi Hermiony. Usiadła
tyłem do stołu Gryffindoru, nałożyła na talerz trochę zupy i udawała, że je.
– Nasza Dygotka
dygocze. No, Pansy, wiem, że jesteś chora, ale musisz coś zjeść. – Draco
pomachał jej ręką przed twarzą, żeby upewnić się, że nie śpi na siedząco.
– Nie mam apetytu
– mruknęła, kaszląc przy tym.
– Mam cię karmić?
– A ja mam mu pomóc? – dodał Zabini.
– A ja myślałam, że jesteście moimi
przyjaciółmi.
– Owszem,
jesteśmy. Mimo, że jesteś chora, to musisz jeść, w końcu musisz mieć siłę, by
walczyć – rzekł bojowym tonem Malfoy, na co dziewczyna uśmiechnęła się krzywo.
– Oj, Pansy, ja bym na twoim miejscu poszedł do Pomfrey. Mówię ci, nabawisz się
czegoś gorszego i wtedy wspomnisz moje słowa.
– Mówisz, jak
Hermiona – zauważyła, przewracając oczami. – A tak poza tym, to nienawidzisz
Skrzydła Szpitalnego, bo kojarzy ci się z Potterem. Nie kłam, bo ja cię znam,
Draco i wiem, że mówisz mi to wszystko, żebym jednak poszła do Pomfrey.
– Jak sobie
chcesz, ja nie będę pomykał do kuchni po twoją herbatę – uprzedził ją Smok.
Następnie zagłębił się w rozmowę z Blaisem.
– A ja myślałam,
że jesteście moimi przyjaciółmi – powtórzyła szeptem swoje słowa, zaczynając
jeść zupę.
.*.*.*.*.
– Jeju, ja już
chcę Święta, wiosnę i wakacje – mruknął Ron, kiedy skończył pisać esej na
Obronę Przed Czarną Magią.
– Ja tam nie chcę
wakacji.
– Hermiono, każdy
wie, że uwielbiasz się uczyć, nic więc dziwnego, że nie chcesz wakacji –
zauważył Harry.
– Nie o to mi
chodzi. – Dziewczyna odłożyła pióro, masując obolałe od pisania nadgarstki. –
Po prostu nie wyobrażam sobie, że we wrześniu tu nie wrócę. Hogwart to mój dom,
nie tylko szkoła. Kocham to miejsce, a świadomość, że jestem tu ostatni rok
sprawia, że nie chcę zdawać do następnej klasy. Oczywiście, zrobię wszystko,
żeby moje wyniki były jak najlepsze, jednak chciałabym tu zostać chociaż na ten
ostatni rok.
– Skoro tak
stawiasz sprawę, to ja też nie chcę wakacji – powiedział Ron, siadając prosto w
fotelu. – Czemu ty zawsze musisz mieć rację?
– Zboczenie
zawodowe – wyjaśniła krótko z delikatnym uśmiechem. Zaczęła zbierać zapisane
pergaminy oraz podręczniki. – Zbieram się, muszę już wracać. Jutro do was
wpadnę.
– Już idziesz? –
zdziwił się Potter, odrywając wzrok od wypracowania. Właśnie pisał zakończenie.
– Tak, zaraz
będzie patrol. A poza tym nie mam już nic do napisania, skończyłam całą pracę
domową. Cześć.
Wyszła z Pokoju
Wspólnego Gryffindoru w dobrym nastroju. Dawno nie spędziła z Harrym i Ronem
całego popołudnia. Mieszkanie w Wieży Prefektów sprawiło, że rzadko kiedy
chodziła do kolegów ze swojego domu. Postanowiła jednak, że to się zmieni i
zamierzała się tego trzymać. Stanęła przed portretem Cichej Charlotte,
wypowiedziała hasło i weszła do salonu. W środku było przerażająco cicho. Kiedy
podeszła do kanapy, zauważyła, że Pansy zasnęła nad pracami domowymi. Gryfonka
od razu domyśliła się, że jej koleżanka nie poszła do Skrzydła Szpitalnego, tak
jak obiecała. Trudno, to jej wybór. Delikatnie potrzęsła ramieniem Ślizgonki,
dzięki czemu obudziła się.
– Hermiona? –
spytała retorycznie Pansy. – Która godzina?
– Za kilka minut
powinnaś iść na patrol. – Na jej słowa czarnowłosa wstała, rozbudzając się przy
tym bardziej. – Nie, nie, czekaj. Nigdzie nie pójdziesz, zastąpię cię dzisiaj,
dobrze? Lepiej idź się połóż do łóżka.
– Jesteś moim
aniołem!
– Może i jestem,
jednak to nie zmienia faktu, że jutro osobiście zaciągnę cię do Skrzydła
Szpitalnego. I nie będzie żadnych wykrętów, rozumiesz?
– Tak.
Hermiona usiadła
na fotelu, kiedy Pansy poszła do swojego pokoju. Dopiero wtedy zrozumiała, na
co się pisała – spędzi całą godzinę z Malfoyem. Nie miała ochoty spędzać z nim
swojego cennego czasu, jednak nie miała wyjścia. Nie była osobą bezduszną i nie
pozwoliłaby, żeby chora koleżanka poszła na ten patrol. Już wolała się
przemęczyć z Malfoyem i mieć czyste sumienie.
– O, Granger, nie
wiesz może, gdzie jest Pansy? – usłyszała głos blondyna kilka minut później.
Wstała z fotela, trzymając różdżkę w dłoni.
– Poszła spać. Ja
ją dziś zastępuję – powiedziała spokojnie.
– Za jakie
grzechy? – mruknął niezadowolony Draco, kiedy wraz z panną Granger wychodził z
salonu.
Nie uśmiechało mu
się spędzanie okrągłej godziny w towarzystwie tej Gryfonki. Po kawale, który mu
zaserwowała, czuł do niej jeszcze większą niechęć niż poprzednio. Zrobiła z
niego strachliwego głupka. Owszem, przez niego zarobiła jednego Trolla i trochę
upokorzenia, ale nie grał na jej psychice! No chyba, że wściekłość się liczy…
Co nie zmienia faktu, że strasznie z niego zakpiła, reszta dziewczyn
także.
Hermiona czuła
się podobnie. Malfoy kojarzył jej się ze wszystkim, co złe – był kłamliwy,
podły, wredny, ironiczny, nieprzyjemny, chamski i wiele, wiele innych. Nie
lubiła go, a spędzanie z nim czasu nawet na durnym patrolu było dla niej
ciężkie. Ucieszyła się, gdy idealną ciszę przerwał dźwięk kroków, które
nie należały do nich. Wymieniła z Draco znaczące spojrzenie, po czym przyspieszyła
kroku. Kiedy znalazła się na następnym korytarzu, użyła zaklęcia Lumos Maxima. Nagle cały korytarz
rozjaśnił się, ujawniając delikwentów.
– Mali, głupi,
nieuważni, i nieposiadający za grosz sprytu. Musicie być Puchonami – stwierdził
Draco, uśmiechając się kpiąco. Oparł się o ścianę i założył ręce. Hermiona
obdarowała go złośliwym spojrzeniem, jednak zignorował ją. – No na co czekacie?
Won do siebie, bo zawołam Żyletę i nie będzie wam tak wesoło – zagroził. W
ciągu kilku sekund uczniowie zniknęli z ich pola widzenia. Ślizgon uśmiechnął
się z zadowoleniem. Odszedł od ściany, uśmiechając się wrednie. – Idziesz, czy
nie? – spytał, gdy był już przy rogu. Hermiona odetchnęła, próbując się
uspokoić, po czym zdjęła zaklęcie i ruszyli dalej.
– Mogłeś być ciut
delikatniejszy – powiedziała, kładąc nacisk na słowo ciut.
– Po co? Będąc na
kilku patrolach nauczyłem się, że trzeba być stanowczym, żeby cię posłuchali.
– No właśnie:
stanowczym. Nie wrednym, tylko stanowczym. Ty byłeś wredny.
– Dobra, ja wiem
swoje, więc daj mi spokój – mruknął, na co panna Granger przewróciła oczami.
Ponownie zapadła
nienaturalna cisza, przerywana ich krokami. Po chwili chłopak zerknął kątem oka
na dziewczynę, by zobaczyć, czy bardzo się na niego zezłościła. I wtedy
uderzyła go jedna myśl.
Jest nieprawdopodobnie podobna do… niej – pomyślał
mimowolnie.
Szybko jednak
odrzucił od siebie tę myśl. Nie mógł o niej myśleć. Owszem, czas wyleczył rany,
jednak były one na tyle delikatne, że naruszenie ich było niebezpieczne. Stąpał
po niebezpiecznej granicy między normalnością, a pamięcią. Tą niebezpieczną i
raniącą pamięcią.
Wybrał normalność
i to jej chciał się trzymać.
I choć Hermiona o
tym nie wiedziała, to w tamtym momencie Draco stoczył w sobie małą bitwę.
Prawdę mówiąc, to były one dwie – jedną zwyciężył, drugą przegrał. Mimowolnie
spojrzał ponownie na dziewczynę. Rzeczywiście, miał rację, jeśli chodziło o
podobieństwo. Długie, brązowe włosy, błyszczące brązowe oczy i łagodny wyraz
twarzy. Rażącą różnicą był jedynie fakt, że Hermiona miała loki.
– Mam coś na
twarzy? – spytała cicho po pewnym czasie. Malfoy zapatrzył się w nią na
niepokojąco długi czas.
– Nie – mruknął
spokojnie, kiedy się otrząsnął. – Za ile kończymy?
– Piętnaście
minut – rzekła lakonicznie.
Czuł, że im
szybciej straci ją z pola widzenia, tym lepiej dla niego i dla niej. Wiedział,
że skoro raz dostrzegł to, czego nie widział dotychczas, będzie doszukiwał się
więcej takich rzeczy. Tak, był tego pewny i wolał nie wywoływać wilka z lasu.
Następne minuty patrolu płynęły tak wolno, że Draco myślał, iż zdążył w tym
czasie dwa razy umrzeć i zmartwychwstać. Kiedy zbliżali się do Wieży Prefektów,
uspokajał się. Każda myśl, że straci ją z pola widzenia była cudowna, ratowała
jego upadłą duszę.
– Dobranoc,
Malfoy. – Usłyszał głos Hermiony, kiedy schodził do swojego pokoju. Dziewczyna
myślała, że patrol będzie wyglądał dużo, dużo gorzej. A w sumie, to nie było aż
tak źle.
– Ta, słodkich
koszmarów, Granger – mruknął.
I tak zakończyła
się jakże fascynująca przygoda na korytarzach Hogwartu.
.*.*.*.
– Pansy, wstawaj.
– Jeszcze pięć
minut, mamo...
– Cóż, nie jestem
twoją mamą, ale znając życie będę za nią robić prze najbliższe kilka dni –
zauważyła Hermiona, siadając na łóżku obok chorej.
– O, cześć,
Hermiono – przywitała się Ślizgonka z pogodnym uśmiechem, jakby czuła się
najlepiej na świecie, co było dalekie prawdy. – Uprzedzam twoje pytania, nie
idę do żadnego Skrzydła Szpitalnego – powiedziała i zakasłała.
– Wiem, uświadomiono
mi to. – Od razu w jej głowie pokazał się obraz sprzed kilkunastu minut. Malfoy
tłumaczył jej zażarcie, że dziewczyna w życiu nie da się zaciągnąć do Pomfrey.
Przy okazji wspomniał coś o tym, że Ślizgoni są silni i nie potrzebują żadnych
uzdrowicieli, czyli są całkowitą odwrotnością Gryfonów. Zupełnie, jakby
zapomniał o incydencie z trzeciej klasy, kiedy to symulował uraz ręki i całe
dnie spędzał z panią Poppy. – Dlatego kogoś przyprowadziłam – kontynuowała. W
czasie, kiedy to mówiła, do pokoju weszła Ginny. Któż może znać się lepiej na
katarze, niż dziewczyna wychowana wśród szóstki braci? W dodatku miała w sobie
trochę mądrości życiowych pani Weasley, która na pewno miała doświadczenie w
sprawach takich jak katar.
– No, no, ktoś tu
się rozchorował – zaśmiała się Ginny, na co Ślizgonka obdarzyła ją spojrzeniem
bazyliszka. – Co ja ci mogę poradzić? Musisz leżeć i jeść rosołek. Tyle.
– Ja nie chcę tu
leżeć cały weekend! Oszaleję!
– Mówiłam ci, że
musisz oszczędzać gardło? Nie krzycz, proszę. A co do leżenia, to możesz się
ulokować w salonie, tam zawsze jest pełno ludzi. Gwarantuję, że nie oszalejesz
– zaoponowała ruda.
Pięć minut
później Pansy leżała na kanapie w salonie. Na szyi miała zielono-szary szalik,
którego nie zdjęła nawet na noc, a na stoliku leżało pudełko z chusteczkami.
Ginny poszła do kuchni po coś ciepłego, a Hermiona rzuciła na chorą dziewczynę
zaklęcie ogrzewające.
– Jest wpół do
dziesiątej, a wy już robicie rozróbę – zaśmiała się Ramona, wchodząc z panną
Weasley do salonu.
– Raczej
Skrzydło Szpitalne bez leków i eliksirów – mruknęła Ginny, stawiając zupę na
stoliku. – Smacznego, Pansy.
– Jesteście
kochane, wiecie? – wychrypiała czarnowłosa, uśmiechając się przy tym i sięgając
po parujący rosołek.
– Czekajcie, nie
macie eliksirów? To się da załatwić! – Ramona doznała olśnienia. – Hermiono,
chodź ze mną.
– Uprzedzam, że
nie zamierzam okradać Slughorna.
– Co? Nie, nie
idziemy do żadnego Slughorna, tylko do Erniego. – Dziewczyny podeszły do
schodów. – Bo widzisz, Ernie od zawsze chciał zostać uzdrowicielem. Posiada
taką apteczkę, w której jest wszystko. Jak jeszcze mieszkaliśmy z innymi
Puchonami, wyleczył mnie kilka razy z takiego kataru, jaki ma Pansy. Naprawdę,
nie kłamię – dodała, kiedy zobaczyła minę panny Granger. Nigdy nie podejrzewała
Ernie’ego o takie zainteresowania. Puchonka zapukała do drzwi. Chwilę później
otworzył im Macmillan.
– Cześć. Coś się
stało, że zawracacie mi głowę o tak nieludzkiej porze? – Mimo, że został
obudzony, jego nienaganne maniery zostały w jakiś niewytłumaczalny sposób
zachowane.
– Ernie, jest
dziesiąta. – Ramona pokręciła głową. – A jeśli chodzi o pytanie, to mamy do
ciebie małą prośbę…
– Pożyczyłbyś nam
kilka eliksirów na katar Pansy?
Pół godziny
później Hermiona była zszokowana. Nie mogła zrozumieć, jakim cudem nigdy nie
zauważyła lekarskich zapędów Macmillana. Kiedy wypytywał Pansy, co jej dolega,
był w swoim żywiole. Po wywiadzie przyniósł swoją słynną wśród Puchonów
apteczkę i kolejno podawał chorej jakieś eliksiry. Kiedy skończył, dziewczyna
była uśmiechnięta, jakby właśnie poszła do nieba – i to nie miało nic wspólnego
ze śmiercią! Oczy nie były już takie puste, na twarz wróciły rumieńce, a po
pewnym czasie zdjęła szalik.
– Pamiętaj, że
efekt nie jest trwały, eliksiry w końcu przestaną działać – uprzedził Ernie,
kiedy zbierał wszystkie fiolki. – Dlatego oszczędzaj się, dużo śpij, dużo jedz
i dużo się wygrzewaj. Za kilka dni będziesz jak nowa.
– Ernie, jesteś
moim bogiem, wiesz? – Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
– Bogiem? Tak od
razu? Zacznijmy może od autorytetu... A teraz muszę iść na śniadanie, bo zamkną
mi Wielką Salę przed nosem – powiedział, po czym wyszedł z Wieży.
– Chociaż tyle –
Hermiona zabrała głos. – Mimo, że Ernie wie, co robi, to i tak poszłabym z tym
do Pomfrey.
– Nie skomentuję
tego – mruknęła Pansy. – Hej, Draco! Co odrabiasz? – zaczepiła chłopaka
siedzącego w fotelu. Siedział tam przez cały proces podawania eliksirów,
obserwując, czy Macmillan nie dodaje tam jakiejś trutki. Niby to Puchon. Nie
miał w sobie na tyle sprytu, żeby to zrobić, ale… strzeżonego Merlin strzeże.
Wolał dmuchać na zimne, żeby potem nie stać nad grobem przyjaciółki.
– Numerologię –
odpowiedział szybko, nie odrywając wzroku od pergaminu.
– A zrobimy ją
razem?
– Ale masz
refleks, właśnie kończę – westchnął niezadowolony. Tym razem nie kłamał,
rzeczywiście był w trakcie pisania końcówki.
– Nie ma sprawy,
sama spróbuję to napisać. – W jej tonie nie było grama żalu, czy
niezadowolenia.
– Jeśli będziesz
miała jakiś problem, to chętnie ci pomogę – zaproponowała Hermiona, stojąca
przy biblioteczce. Wyjęła Triki,
które powinien znać każdy opiekun magicznego stworzenia, po czym usiadła na
fotelu, naprzeciwko Malfoya i otworzyła lekturę.
– Jasne.
Panna Granger
zagłębiła się wksiążce, a Pansy zaczęła pisać wypracowanie. W salonie panowała
cisza, przerywana dźwiękami pisania i przerzucania stron. Ramona poszła
odwiedzić swoje koleżanki z Hufflepuffu, Dean był u Seamusa, Amber czytała w
bibliotece, a Ernie i Calvin jedli śniadanie, dzięki czemu byli sami w Wieży.
Ginny też ulotniła się stamtąd nie wiadomo kiedy, dlatego Hermionie to umknęło.
Kiedy Pansy napisała wstęp, Draco odłożył swoje pióro. Jego praca była
skończona. Chłopak rozłożył się w fotelu, przymykając powieki i wzdychając z
ulgą. Temat nie był trudny – w końcu to materiał z czwartej klasy – jednak jego
obowiązkowa długość była zbyt duża, jak na ten temat. Cała profesor Vector –
zadaje kosmiczne prace domowe i człowiek nie wie, jak jej dogodzić. Kiedy
chłopak rozchylił powieki, od razu zobaczył Hermionę.
Znowu nawiedziły
go wspomnienia z poprzedniego wieczoru. To niepokojące podobieństwo. Jego
przeczucia się spełniły, ponownie o tym myślał. Jak jakiś psychol… Przeszłość
dawno minęła, wiedział o tym, pogodził się z tym. A więc czemu to wszystko do
niego wracało? Jak bumerang wspomnień, który rzucony został przypadkiem? Nie
wiedział, próbował tego unikać. Bez skutku.
Ponownie
zapatrzył się w nią na niepokojąco długi czas. Nie mój oderwać wzroku, był jak
w hipnozie. Wiedział, że to co było, musiał zostawić za sobą. I zrobiłby to,
gdyby ta nieświadoma niczego Gryfonka nie wyglądała, tak jak ona. Otrząsnął się kiedy podniosła wzrok
i spojrzała mu w oczy. Widział w nich zdziwienie i zaciekawienie, nic poza tym.
Szybko wstał, ruszając w stronę drzwi. Nie obchodziło go, że wszystkie jego
rzeczy leżały na stoliku. Musiał wyjść, ochłonąć, uspokoić się. Swoim
zachowaniem zwrócił uwagę Pansy.
– Draco, gdzie
idziesz? – spytała, podnosząc głowę znad pergaminu.
– Przed siebie –
mruknął krótko.
Hermiona
odprowadziła blondyna wzrokiem. Dziwnie się zachowywał, co bezproblemowo
zauważyła. I kiedy chłopak wyszedł na korytarz, pannę Granger dręczyła jedna
myśl:
Czyżby Malfoy… oszalał?
.*.*.
Kilkanaście dni
później Hermiona także przeznaczyła sobotę na lekturę. Tym razem czytała o
eliksirach, a ciekawe informacje, które zakwalifikowała do potrzebnych,
spisywała na pergaminie.
Zauważyła, że
Draco jej unikał – zresztą, kto by tego nie zauważył? Nawet Goyle był na tyle
spostrzegawczy, że zwróciłby na to uwagę. Blondyn za każdym razem, gdy ją
zobaczył, odwracał wzrok, nie zaczepiał jej, udawał, że nie istnieje. Nie
przeszkadzało jej to, ale czuła się z tym nieswojo. Zupełnie, jakby jej życie
straciło… smaczek? Albo raczej ten gorzki posmak, do którego się przyzwyczaiła.
Ich kłótnie były częścią jej planu dnia. A pozostawiono ją bez tego…
Kiedy szła na
obiad, myślała o tym, co mogło stać się Malfoyowi. Oczywiście, nie obchodziło
jej to, jednak było w tej sprawie coś tak dziwnego, że aż prosiło się o
zainteresowanie. Bo chyba nie jest normalne, kiedy twój wróg przestaje cię
prześladować z dnia na dzień, prawda? Dziwiło ją to tym bardziej, że nic nie
zrobiła. Naprawdę nic.
– Halo, ziemia do
Hermiony. – Usłyszała w pewnym momencie. Podniosła wzrok, spoglądając w oczy
Ginny. – No, Hermiona już na ziemi.
– Aha – mruknęła
tylko szatynka, unosząc prawą brew do góry. – Mogę wiedzieć, co to było?
– Chciałam tylko,
żebyś wyszła ze świata zawiłych myśli o pracach domowych i mnie posłuchała. –
Ruda nałożyła sobie kurczaka i pieczone ziemniaczki. – Otóż, mam pytanie. Co
robisz dziś po obiedzie?
– Po obiedzie mam
zamiar dokończyć Starożytne eliksiry
i ich zastosowanie w dzisiejszych czasach – uśmiechnęła się
delikatnie.
– O, to fajnie,
że masz wolne popołudnie. – Ginny uśmiechnęła się, na co Hermionie zrzedła
mina.
– Miło mi, że
szanujesz to, co mówię. – Kiwnęła.
– Ta ogromna
księga nigdzie ci nie ucieknie, a dobra zabawa, owszem! Wiesz co jest dzisiaj?
Andrzejki!
– Czekaj, skąd ty
wiesz o Andrzejkach?
– Lavender i
Parvati o tym trajkotały całe wczorajsze popołudnie, podobno Trelawney
opowiadała im o tym na Wróżbiarstwie. Niestety, nie powiedziała, jak się robi
takie wróżby, a ty na pewno to wiesz.
– Skoro wam tak
na tym zależy, to przyjdę.
Dwie godziny
później Hermiona żałowała, że się zgodziła. Lavender cały czas biegała
podekscytowana, szykując wszystko w Pokoju Życzeń. Zależało jej na tym, żeby
udział w zabawie miały tylko i wyłącznie dziewczyny z Gryffindoru. Kiedy
chłopcy nie zgodzili się, żeby udostępnić im Pokój Wspólny na czas zabawy,
biegała od Wieży do Pokoju Potrzeby, przynosząc tam rozmaite rzeczy. Gdyby nie
Parvati, to oszalałaby z podekscytowania.
Po kolacji
wszystkie Gryfonki, które uczęszczały na piąty rok i wyżej, przyszły do Pokoju
Życzeń. Zewsząd słychać było szepty, dopóki Lavender nie przerwała ich
machnięciem ręki.
– Fajnie, że jest
nas tak dużo – zaczęła. – Mam nadzieję, że zabawa spodoba się wszystkim.
Pierwszy raz organizujemy z Parvati coś takiego, więc chciałybyśmy podziękować
Hermionie, która nam podpowiedziała, co nam będzie potrzebne. Zaczynamy?
Zgodny okrzyk
dziewczyn sprawił, że Hermiona została wyprowadzona na środek i musiała
objaśniać zasady wróżenia. Zdecydowała, że najpierw zaczną od tej z obuwiem. Kazała
wszystkim zdjąć lewe buty i ustawić je w rządku. Koleżanki były podekscytowane,
bo, mimo, że w większości w to nie wierzyły, to były ciekawe, która z nich
wyjdzie za mąż jako pierwsza. Buta z samego końca rzędu przenosiły na sam
początek. Panna Granger nie przypuszczała, że zabawa okaże się być tak
ekscytująca. I kiedy Grace Hill położyła ostatniego buta, tak, że dotykał
progu, spytała:
– Czyj on jest? –
Pytanie wywołało wielkie poruszenie. Dziewczyny koniecznie chciały zobaczyć,
czy obuwie przypadkiem nie należy do nich.
– To mój but. –
Wszyscy spojrzeli na Hermionę. Wywołało to swego rodzaju szok, jednak nie na
długo. Potem wszyscy zebrali swoje buty i poprosili dziewczynę o kolejną
zabawę.
Panna Granger
zarządziła, że powróżą z obierek. Zabawa była prosta – musiały obrać jabłko, a
skórkę rzucić za siebie. To bardziej przypadło do gustu koleżanek. Kiedy już
każda miała obierkę, po kolei każda rzucała ją za siebie. Potem Parvati robiła
zdjęcie właścicielki i skórki – stwierdziła, że za kilka lat sprawdzi, czy ta
wróżba to prawda, czy zwykła bujda.
Lavender wyszło
„R”. Jej reakcja była przewidywalna – od razu stwierdziła, że jej przyszły mąż
będzie miał bardzo męskie imię, najpewniej Robert. Potem była kolej Parvati.
Jej wyszło „S”. Kilkanaście Gryfonek rzucało obierki. Kiedy przyszła kolej
Hermiony, ta była ciekawa, jaka litera jej wypadnie. Owszem, nie wierzyła w te
wróżby, ale mimo to zwykła ludzka ciekawość wygrała. Szatynka pozbyła się
skórki i niemal od razu usłyszała westchnienie. Obróciła się i uklękła nad
skórką.
– Uśmiech –
poprosiła Parvati, a szatynka wykonała polecenie. Dopiero potem skupiła się na
literze.
– Hermiono, masz
„D”. Ciekawe, kogo to może oznaczać… – zaciekawiła się Lavender.
– D… D… D jak…
Hmmm… Denis Creevey! – wypaliła Romilda Vane, na co Gryfonki zareagowały
śmiechem.
– Albo Dean
Thomas!
– Rzeczywiście,
bardzo śmieszne…
– Nikt nie wie,
co wy tak naprawdę robicie na tych waszych patrolach… – mruknęła Ginny.
– Hej! Taka z
ciebie przyjaciółka! – Hermiona mimowolnie uśmiechnęła się. – Zobaczymy, co
tobie wyjdzie.
Ginny rzucała
jako ostatnia. Niestety, nie udało im dojść, jaka to litera, była zbyt dziwna,
żeby przypasować ją do jednego konkretnego znaku. I tak zakończyła się ich
przygoda z jabłkami, a Hermiona zaczęła tłumaczyć koleżankom zasady kolejnej
wróżby – lania wosku. Pokazała, na czym polega zabawa. Sama naszykowała miskę z
wodą, rozpuściła zaklęciem wosk, powiększyła klucz, żeby łatwiej przelewało się
substancję. Następnie wlała trochę wosku do wody przez dziurkę od klucza.
Zaczekała, aż ostygnie i wyciągnęła go. Powstała w ten sposób figurka
zachwyciła dziewczyny. Hermiona z pobłażliwym uśmiechem zgasiła światło i użyła
zaklęcia Lumos. Światło skierowała na figurkę.
– Jak dla mnie to
jest to znak zapytania – stwierdziła Romilda Vane, przekręcając głowę. – Tylko
obrócony do góry nogami i z czymś dziwnym u góry. – Na te słowa panna Granger
obróciła wosk o 180 stopni.
– Tylko co to
jest to u góry? – głośno myślała Parvati.
– No jak to co?
Przecież to serce! – prawie krzyknęła Lavender. – Tylko takie krzywe. Pewnie
będziesz miała jakąś miłosną zagadkę bądź tajemnicę – zaśmiała się.
Resztę wieczoru
także spędziły na wróżeniu.
.*.
W poniedziałek
Hermiona nadal pamiętała swoje wróżby. Między innymi dlatego na patrolu z
Deanem było jej trochę nieswojo.
Czy on naprawdę zostanie moim mężem? Przecież nawet nic do niego nie
czuję… –
pomyślała szczerze. Doszła do wniosku, że tu nie o niego chodzi, a zapewne o
kogoś innego. Może jeszcze nie poznała swojego przyszłego męża? A może to był
jakiś mugol?
Szczerze, to
ciekawiło ją to. Tak samo, jak ten znak zapytania połączony z sercem – czy to
naprawdę oznacza miłosną zagadkę, czy też miłosną tajemnicę? Prawdę mówiąc, nie
wierzyła w to. Wydawało się być to dla niej idiotyczne, bo jaka zagadka może
się kryć za miłością? Intrygowało ją także to, że miała jako pierwsza wyjść za
mąż spośród wszystkich Gryfonek. Niemożliwe – jej życie miłosne ograniczało się
do czytania romansów raz w miesiącu. I niby to ona miała pierwsza znaleźć
miłość życia? Czemu to nie miała być Lavender, która posiadała naprawdę dużo
miłosnych doświadczeń?
– Merlinie, ale
padnięty jestem – mruknął w pewnym momencie Dean, wyciągając Hermionę ze świata
myśli. Przetarł dłonią oczy, próbując w ten sposób dodać sobie energii.
Bezskutecznie.
– Idź, ja sobie
poradzę.
– Naprawdę?
Jesteś cudna. – Uśmiechnął się do niej.
– Dziękuję. A
teraz dobranoc.
I poszedł,
zostawiając ją samą. Jednak była mu za to wdzięczna. Wolała spędzić ten wieczór
w samotności, a nie martwić się niezręczną ciszą. Patrol tego dnia był naprawdę
nudny – zupełnie, jakby uczniowie w końcu nauczyli się, że po godzinie
dwudziestej drugiej zaczyna się cisza nocna i nie wolno wychodzić z Pokoju
Wspólnego – co było niemożliwe, póki Ślizgoni mieszkali w Hogwarcie.
Dwadzieścia minut
później dyżur dobiegł końca, więc ruszyła w stronę schodów prowadzących na
piąte piętro. Czuła się senna, myślała jedynie o zakryciu się kołdrą po samą
głowę i odpłynięciu do krainy Morfeusza. Z każdym krokiem zbliżała się do
swojego kochanego pokoju. Uśmiechnięta podała hasło Cichej Charlotte i kiedy
tylko uchyliła portret, usłyszała krzyk:
– Draco! –
Odsunęła się od obrazu, jakby ją poparzył, co było dalekie od prawdy.
– Nie zauważyłaś
tego? Naprawdę tego nie zauważyłaś? – Tym razem głos był niebezpiecznie cichy i
bardzo męski. Należał do Malfoya.
– Owszem,
zauważyłam, jednak z upływem czasu zaczęłam dostrzegać różnice. Mnóstwo różnic,
wiesz? – Po tych słowach Hermiona przysunęła się do Cichej Charlotte, żeby
lepiej słyszeć. Wiedziała, że nie powinna tego robić, wiedziała, że to nie jej
sprawa, ale była tylko człowiekiem. Czy chciała, czy nie, kusiło ją
podsłuchanie cudzej rozmowy.
– Mnóstwo
różnic, tak? Nie zobaczyłem
nawet jednej, prócz loków.
– Bo jej nie
znasz. Nie spędzasz z nią tyle czasu, co ja. Ona jest milsza, ładniejsza,
szczersza, a nawet bardziej urocza w ten swój dziwny sposób. Na początku roku
chciałam, żebyśmy się tylko tolerowały, ale teraz… Teraz wiem, że to jest
osoba, z którą naprawdę chce się spędzać czas.
– Ona? Urocza? I miła? Już do końca wyprano ci mózg,
Pansy. – Następnym, co usłyszała, było skrzypienie schodów. Wolała zaczekać
chwilę, zanim wejdzie do salonu. Jej intuicja nie zawiodła, gdyż to nie koniec
wymiany zdań Draco i Pansy.
– Draco,
zaczekaj. – Skrzypienie ustało. – Gdybyś ją poznał, wiedziałbyś o co mi chodzi.
Ona jest dużo lepsza.
– Nie
sądzę – odparł szczerze. – Dobranoc, Pansy.
– Dobranoc,
Draco. – To brzmiało bardziej, jak westchnienie.
Chwilę później
Hermiona odważyła się wejść do salonu. Było pusto. Poszła więc do swojego
pokoju, umyła się i położyła do łóżka. Wtedy zaczęły nękać ją różne myśli – o
co im chodziło? I o kim rozmawiali? Nie rozumiała nic z ich rozmowy i
prawdopodobnie nigdy tego nie zrozumie. Kiedy doszła do takiego wniosku,
zasnęła.
____________________
Cześć!
Była
komedia, czas na wątek tajemnicy... Niby ten rozdział ma 4k słów, niby jest
taki, jaki miał być, a jednak czegoś mi brakuje... Bądź, co bądź, oddaje go w
Wasze ręce, tak jak obiecałam.
Chciałabym
także wszystkim podziękować, za wszystko. Kilka dni temu wpadło 10 000 wyświetleń! Jestem taka
szczęśliwa <3 Dziękuję, że ze mną jesteście <3
W
następną niedzielę będzie miniatureczka z tej okazji - tak, jak to było z
"Serce chce, czego chce".
Do
zobaczenia!
Feltson
Ps. Wiem,
że pora nieludzka, jeżeli chodzi o niedzielę, ale jadę na grzyby :c
EDIT:
Niczego nie znalazłam.
Mega Blog to jeden z moich ulubionych i żałuje ,że tak późno Go znalazłam ale ciesze się że w ogóle znalazłam♥♥♥ PS.Zapraszam do Mnie ♥http://draminonemiloscbezgraniczna.blogspot.com♥
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie ❤
UsuńLepiej później niż wcale ;P
Pozdrawiam,
Feltson
Wow.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, o co chodzi Draco? To jego dziewczyna? Może ktoś ważny, kto zginął podczas bitwy. Nie mam pojęcia.
Czemu Hermiona nie domyśliła się, że literka D oznacza Draco? To oczywiste!
Mam nadzieję, że niedługo dowiemy się, o kim mówi Malfoy i Pansy.
Życzę dużo weny!
Dziękuję ❤
UsuńJak zawsze, kiedy spekulujesz - ciepło, jest ciepło. Ale więcej nie zdradzę! :)
Pozdrawiam,
Feltson
Ło.. Widzę, że u ciebie Pansy nie jest durnym plastikiem. No okej, jak na razie spoko. Biedna, pochorowała się.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem tego, co próbuje zrobić Draco. Kim jest dla niego ta dziewczyna? Na pewno jest mu bliska. A może to jego narzeczona? Taka ukrywana?
Może Pansy coś wypapla, bo nie wiem o kim ona i Draco mówili.
A tak wgl to masz fajny szablon :)
*http://bieg-wojny.blogspot.com/* - zapraszam na mój blog z Sevmione. Na razie pojawił się dopiero pierwszy rozdział, niezbyt dobry, ale następne będą lepsze. :3
Pozdrawiam i weny życzę, MNEK
Dziękuję ❤
UsuńNie lubię Pansy - plastika :)
A co do dziewczyny to i ciepło i zimno. Później wszystko się wyjaśni :)
Nie przepadam za Sevmione, także nie obiecuję, że wpadnę :(
Pozdrawiam,
Feltson
Rozdział jest zdecydowanie zbyt cudowny! Nie no, żartuję, jest dokładnie taki, jaki być powinien. Niczego mu nie brakuje, wszystko jest idealnie rozważone, takie jakie powinno być. Biedna Pansy. :( Chociaż nie rozumiem, czemu się tak uparła, że nie chciała iść do Skrzydła Szpitalnego. No ale jednak Ślizgoni są uparci, więc jestem w stanie to zrozumieć, ale jeśli chodzi o kwestie zdrowia - powinni być bardziej ulegli. Jestem strasznie ciekawa o co chodzi z tą tajemniczą dziewczyną, która jest tak bardzo podobna do Hermiony. Oczywiste jest, że była ona bardzo ważna dla Malfoya, skoro widok Granger tak go boli... Czyżby jego dawna miłość lub przyjaciółka? Przez myśl nawet mi przeszła siostra, haha, ale to chyba nie tędy droga. :D Mam nadzieję, że prędko się okaże kim jest tajemnicza postać. Plus chciałam jeszcze pochwalić Cię za pomysł z andrzejkami, nieźle to wykombinowałaś! Przez wszystkie opisy tej sytuacji uśmiechałam się od ucha do ucha, naprawdę świetna robota. Hm, cóż jeszcze? Jej, tak bardzo kocham Twoje opisy, naprawdę! Są naturalne, ale jednocześnie mają w sobie 'to coś'.
OdpowiedzUsuńNa razie pozostaje mi z niecierpliwością czekać na kolejny rozdział! Mam nadzieję, że pojawi się niebawem.
http://niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com
Pozdrawiam ciepło, życzę mnóstwa weny i wolnego czasu,
M.
Dziękuję pięknie ❤
UsuńMiło mi słyszeć takie ciepłe słowa ❤
Ostatnio jestem coraz bardziej zadowolona ze swoich opisów, ale nadal pracuję na stylem :)
Pozdrawiam,
Feltson
Boski długi rozdział...
OdpowiedzUsuńAle kim jest ONA????
nie pozostało mi czekać na kolejny rozdział, żeby dowiedzieć się tej tajemnicy. Mam nadzieję, że to będzie ciakawy wątek
pozdrawiam
dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com
Dziękuję ❤
UsuńNa rozwiązanie zagadki trzeba będzie czekać ciut dłużej... Ale wszystko zostanie wytłumaczone :)
Pozdrawiam,
Feltson
No hej hej tutaj Hariet! :3
OdpowiedzUsuń"W pewnym momencie dyrektor McGonagall ogłosiła, że jeśli zobaczy kogoś na dworze bez szalika, to osobiście odejmie mu punkty i wlepi szlaban." - O, zupełnie jak moja mama -,-
Przepraszam, że komentuję tak późno, ale szkoła. Rozdział fajny, długi. Chociaż ja to bym jeszcze chłopakom nic nie mówiła na miejscu dziewczyn... ;)
Mówiłam już, że lubię Pansy? Nie? To teraz wiesz :D Miona jaka opiekuńcza ^^
W sumie to wiesz co zrób? Jebnij mi tutaj Hansy *.* Ma. Być. Hansy ! :D
Podoba mi się opiekuńczość Balsie'a, oby tak dalej, kochanie ! :3
Dobra, a teraz dramatic:
KURWA. Kim jest ta dziewczyna? Jego siostra? Powiedz, że nie żadna ukochana ulovciana... I co z nią wspólnego ma Pansy? Co ona wie? Ta dziewczyna jest podobna do Hermiony. Kiedy o niej mówili, to mam wrażenie, że umarła na wojnie. I była naprawdę ważna dla ich obojga. To może dlatego tak związali się z Hermioną? Bo one są takie podobne? Mam nadzieję, że szybko to wyjaśnisz ;p
http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam do mnie c;
http://corka-hariet.blogspot.com/ - zapraszam do mnie c;;
Buziaki i weny!
Hariet
Dziękuję :3
UsuńCałkowicie Cię rozumiem, też nie mam na nic czasu XD :c
Nakaz McGonagall inspirowany był moją mamą <3
A jeżeli chodzi o tę dziewczynę, to jest to tajemnica :D
Pozdrawiam,
Feltson
Ciekawe co, a raczej kto chodzi po tlenionym łbie Smoka? weny życzę
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńA kto to jest, to na razie słodka tajemnica... :)
Pozdrawiam,
Feltson
D – Draco, domyśliłaby się…
OdpowiedzUsuńAle chyba jej podświadomość tego nie akceptuje xD
No ogólnie przeczytałam wczoraj wszystko, bardzo fajnie piszesz :)
No dobra, no to czekam, wstawiaj szybko rozdział!
Morza weny i czasu :)
http://zyj-szczesliwie-nowe-pokolenie.blogspot.com/
Dziękuję serdecznie <3
Usuń