niedziela, 4 października 2015

Rozdział 11: To nie wróży niczego dobrego

Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 11: To nie wróży niczego dobrego

Uczucie: Troska, ciekawość, zwątpienie



W niedzielę dziewczynom zmiękły serca, dlatego podeszły do chłopaków, kiedy ci siedzieli razem w salonie. Wyjaśniły, jak mają się pozbyć skutków ich kawałów, a Hermiona dała Draco zaklęcie, które transmutowało koszulkę w lampkę nocną, świecącą bez prądu. Ostrzegły ich także, żeby więcej nie zaczynali, bo oberwie im się ze zdwojoną siłą.
Listopad okazał się być deszczowym miesiącem. Słońce nie świeciło tak często, jak we wrześniu, czy październiku. Każdy dzień był coraz krótszy, pochmurniejszy i chłodniejszy. Nic więc dziwnego, że uczniowie zaczęli chorować. Pani Pomfrey nie narzekała na brak pacjentów. Najwięcej ludzi przychodziło po lekcjach Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami oraz Zielarstwa. W pewnym momencie dyrektor McGonagall ogłosiła, że jeśli zobaczy kogoś na dworze bez szalika, to osobiście odejmie mu punkty i wlepi szlaban. Podziałało – niby do Skrzydła przychodziło coraz mniej osób, jednak większość już była po chorobie.
Pansy Parkinson także miała przyjemność złapania okropnego kataru. W czwartek, kiedy miała Opiekę, twierdziła, że jest jej ciepło i chodziła w rozpiętej kurtce.  Następnego dnia trzęsła się, jakby siedziała na wibrującym fotelu, na szyi nosiła szalik Slytherinu, a w ręku cały czas miała chusteczkę. Na przerwach chodziła do kuchni po herbatę, jednak niewiele jej to dawało.
– Pansy, idź do Pomfrey, bo jeszcze gorzej się rozchorujesz – zaproponowała Hermiona, siedząca przed Ślizgonką na Historii Magii. Nie ukrywała, że ciągłe kasłanie, kichanie oraz dmuchanie nosa przeszkadzało jej w skupieniu się na lekcji i doprowadzało ją do szewskiej pasji.
– Nie chcę opuszczać lekcji, to tylko katar – mruknęła zachrypniętym głosem, uśmiechając się przepraszająco, po czym wydmuchała nos.
– Czy ty nie masz przypadkiem gorączki? – spytała panna Granger, kładąc dłoń na czole Ślizgonki. Szybko ją zdjęła. Jej przypuszczenia się sprawdziły. – Pansy, ja bym na twoim miejscu poszła do Pomfrey. Mówię ci, nabawisz się czegoś gorszego i wtedy będziesz wspominać moje słowa.
–  Dobra, pójdę po lekcjach.                                                                                          
Kłamała. W końcu jej dom to Slytherin, prawda? Dla świętego spokoju powiedziała Gryfonce, że zajmie się swoją chorobą, ale nie zamierzała tego zrobić. Nie lubiła uzdrowicieli, kojarzyli jej się ze śmiercią. Nie wiedziała czemu – po prostu tak miała i koniec. Dlatego, kiedy poszła na obiad, udawała, że nie widzi Hermiony. Usiadła tyłem do stołu Gryffindoru, nałożyła na talerz trochę zupy i udawała, że je.
– Nasza Dygotka dygocze. No, Pansy, wiem, że jesteś chora, ale musisz coś zjeść. – Draco pomachał jej ręką przed twarzą, żeby upewnić się, że nie śpi na siedząco.
– Nie mam apetytu – mruknęła, kaszląc przy tym.
– Mam cię karmić?
– A ja mam mu pomóc? – dodał Zabini.
– A ja myślałam, że jesteście moimi przyjaciółmi.
– Owszem, jesteśmy. Mimo, że jesteś chora, to musisz jeść, w końcu musisz mieć siłę, by walczyć – rzekł bojowym tonem Malfoy, na co dziewczyna uśmiechnęła się krzywo. – Oj, Pansy, ja bym na twoim miejscu poszedł do Pomfrey. Mówię ci, nabawisz się czegoś gorszego i wtedy wspomnisz moje słowa.
– Mówisz, jak Hermiona – zauważyła, przewracając oczami. – A tak poza tym, to nienawidzisz Skrzydła Szpitalnego, bo kojarzy ci się z Potterem. Nie kłam, bo ja cię znam, Draco i wiem, że mówisz mi to wszystko, żebym jednak poszła do Pomfrey.
– Jak sobie chcesz, ja nie będę pomykał do kuchni po twoją herbatę – uprzedził ją Smok. Następnie zagłębił się w rozmowę z Blaisem.
– A ja myślałam, że jesteście moimi przyjaciółmi – powtórzyła szeptem swoje słowa, zaczynając jeść zupę.



.*.*.*.*.



– Jeju, ja już chcę Święta, wiosnę i wakacje – mruknął Ron, kiedy skończył pisać esej na Obronę Przed Czarną Magią.
– Ja tam nie chcę wakacji.
– Hermiono, każdy wie, że uwielbiasz się uczyć, nic więc dziwnego, że nie chcesz wakacji – zauważył Harry.
– Nie o to mi chodzi. – Dziewczyna odłożyła pióro, masując obolałe od pisania nadgarstki. – Po prostu nie wyobrażam sobie, że we wrześniu tu nie wrócę. Hogwart to mój dom, nie tylko szkoła. Kocham to miejsce, a świadomość, że jestem tu ostatni rok sprawia, że nie chcę zdawać do następnej klasy. Oczywiście, zrobię wszystko, żeby moje wyniki były jak najlepsze, jednak chciałabym tu zostać chociaż na ten ostatni rok.
– Skoro tak stawiasz sprawę, to ja też nie chcę wakacji – powiedział Ron, siadając prosto w fotelu. – Czemu ty zawsze musisz mieć rację?
– Zboczenie zawodowe – wyjaśniła krótko z delikatnym uśmiechem. Zaczęła zbierać zapisane pergaminy oraz podręczniki. – Zbieram się, muszę już wracać. Jutro do was wpadnę.
– Już idziesz? – zdziwił się Potter, odrywając wzrok od wypracowania. Właśnie pisał zakończenie.
– Tak, zaraz będzie patrol. A poza tym nie mam już nic do napisania, skończyłam całą pracę domową. Cześć.
Wyszła z Pokoju Wspólnego Gryffindoru w dobrym nastroju. Dawno nie spędziła z Harrym i Ronem całego popołudnia. Mieszkanie w Wieży Prefektów sprawiło, że rzadko kiedy chodziła do kolegów ze swojego domu. Postanowiła jednak, że to się zmieni i zamierzała się tego trzymać. Stanęła przed portretem Cichej Charlotte, wypowiedziała hasło i weszła do salonu. W środku było przerażająco cicho. Kiedy podeszła do kanapy, zauważyła, że Pansy zasnęła nad pracami domowymi. Gryfonka od razu domyśliła się, że jej koleżanka nie poszła do Skrzydła Szpitalnego, tak jak obiecała. Trudno, to jej wybór. Delikatnie potrzęsła ramieniem Ślizgonki, dzięki czemu obudziła się.
– Hermiona? – spytała retorycznie Pansy. – Która godzina?
– Za kilka minut powinnaś iść na patrol. – Na jej słowa czarnowłosa wstała, rozbudzając się przy tym bardziej. – Nie, nie, czekaj. Nigdzie nie pójdziesz, zastąpię cię dzisiaj, dobrze? Lepiej idź się połóż do łóżka.
– Jesteś moim aniołem!
– Może i jestem, jednak to nie zmienia faktu, że jutro osobiście zaciągnę cię do Skrzydła Szpitalnego. I nie będzie żadnych wykrętów, rozumiesz?
– Tak.
Hermiona usiadła na fotelu, kiedy Pansy poszła do swojego pokoju. Dopiero wtedy zrozumiała, na co się pisała – spędzi całą godzinę z Malfoyem. Nie miała ochoty spędzać z nim swojego cennego czasu, jednak nie miała wyjścia. Nie była osobą bezduszną i nie pozwoliłaby, żeby chora koleżanka poszła na ten patrol. Już wolała się przemęczyć z Malfoyem i mieć czyste sumienie.
– O, Granger, nie wiesz może, gdzie jest Pansy? – usłyszała głos blondyna kilka minut później. Wstała z fotela, trzymając różdżkę w dłoni.
– Poszła spać. Ja ją dziś zastępuję – powiedziała spokojnie.
– Za jakie grzechy? – mruknął niezadowolony Draco, kiedy wraz z panną Granger wychodził z salonu.
Nie uśmiechało mu się spędzanie okrągłej godziny w towarzystwie tej Gryfonki. Po kawale, który mu zaserwowała, czuł do niej jeszcze większą niechęć niż poprzednio. Zrobiła z niego strachliwego głupka. Owszem, przez niego zarobiła jednego Trolla i trochę upokorzenia, ale nie grał na jej psychice! No chyba, że wściekłość się liczy… Co nie zmienia faktu, że strasznie z niego zakpiła, reszta dziewczyn także. 
Hermiona czuła się podobnie. Malfoy kojarzył jej się ze wszystkim, co złe – był kłamliwy, podły, wredny, ironiczny, nieprzyjemny, chamski i wiele, wiele innych. Nie lubiła go, a spędzanie z nim czasu nawet na durnym patrolu było dla niej ciężkie. Ucieszyła się, gdy idealną ciszę  przerwał dźwięk kroków, które nie należały do nich. Wymieniła z Draco znaczące spojrzenie, po czym przyspieszyła kroku. Kiedy znalazła się na następnym korytarzu, użyła zaklęcia Lumos Maxima. Nagle cały korytarz rozjaśnił się, ujawniając  delikwentów.
– Mali, głupi, nieuważni, i nieposiadający za grosz sprytu. Musicie być Puchonami – stwierdził Draco, uśmiechając się kpiąco. Oparł się o ścianę i założył ręce. Hermiona obdarowała go złośliwym spojrzeniem, jednak zignorował ją. – No na co czekacie? Won do siebie, bo zawołam Żyletę i nie będzie wam tak wesoło – zagroził. W ciągu kilku sekund uczniowie zniknęli z ich pola widzenia. Ślizgon uśmiechnął się z zadowoleniem. Odszedł od ściany, uśmiechając się wrednie. – Idziesz, czy nie? – spytał, gdy był już przy rogu. Hermiona odetchnęła, próbując się uspokoić, po czym zdjęła zaklęcie i ruszyli dalej.
– Mogłeś być ciut delikatniejszy – powiedziała, kładąc nacisk na słowo ciut.
– Po co? Będąc na kilku patrolach nauczyłem się, że trzeba być stanowczym, żeby cię posłuchali.
– No właśnie: stanowczym. Nie wrednym, tylko stanowczym. Ty byłeś wredny.
– Dobra, ja wiem swoje, więc daj mi spokój – mruknął, na co panna Granger przewróciła oczami.
Ponownie zapadła nienaturalna cisza, przerywana ich krokami. Po chwili chłopak zerknął kątem oka na dziewczynę, by zobaczyć, czy bardzo się na niego zezłościła. I wtedy uderzyła go jedna myśl.
Jest nieprawdopodobnie podobna do… niej – pomyślał mimowolnie.
Szybko jednak odrzucił od siebie tę myśl. Nie mógł o niej myśleć. Owszem, czas wyleczył rany, jednak były one na tyle delikatne, że naruszenie ich było niebezpieczne. Stąpał po niebezpiecznej granicy między normalnością, a pamięcią. Tą niebezpieczną i raniącą pamięcią.
Wybrał normalność i to jej chciał się trzymać.
I choć Hermiona o tym nie wiedziała, to w tamtym momencie Draco stoczył w sobie małą bitwę. Prawdę mówiąc, to były one dwie – jedną zwyciężył, drugą przegrał. Mimowolnie spojrzał ponownie na dziewczynę. Rzeczywiście, miał rację, jeśli chodziło o podobieństwo. Długie, brązowe włosy, błyszczące brązowe oczy i łagodny wyraz twarzy. Rażącą różnicą był jedynie fakt, że Hermiona miała loki.
– Mam coś na twarzy? – spytała cicho po pewnym czasie. Malfoy zapatrzył się w nią na niepokojąco długi czas.
– Nie – mruknął spokojnie, kiedy się otrząsnął. – Za ile kończymy?
– Piętnaście minut – rzekła lakonicznie.
Czuł, że im szybciej straci ją z pola widzenia, tym lepiej dla niego i dla niej. Wiedział, że skoro raz dostrzegł to, czego nie widział dotychczas, będzie doszukiwał się więcej takich rzeczy. Tak, był tego pewny i wolał nie wywoływać wilka z lasu. Następne minuty patrolu płynęły tak wolno, że Draco myślał, iż zdążył w tym czasie dwa razy umrzeć i zmartwychwstać. Kiedy zbliżali się do Wieży Prefektów, uspokajał się. Każda myśl, że straci ją z pola widzenia była cudowna, ratowała jego upadłą duszę.
– Dobranoc, Malfoy. – Usłyszał głos Hermiony, kiedy schodził do swojego pokoju. Dziewczyna myślała, że patrol będzie wyglądał dużo, dużo gorzej. A w sumie, to nie było aż tak źle.
– Ta, słodkich koszmarów, Granger – mruknął.
I tak zakończyła się jakże fascynująca przygoda na korytarzach Hogwartu.



.*.*.*.



– Pansy, wstawaj.
– Jeszcze pięć minut, mamo...
– Cóż, nie jestem twoją mamą, ale znając życie będę za nią robić prze najbliższe kilka dni – zauważyła Hermiona, siadając na łóżku obok chorej.
– O, cześć, Hermiono – przywitała się Ślizgonka z pogodnym uśmiechem, jakby czuła się najlepiej na świecie, co było dalekie prawdy. – Uprzedzam twoje pytania, nie idę do żadnego Skrzydła Szpitalnego – powiedziała i zakasłała.
– Wiem, uświadomiono mi to. – Od razu w jej głowie pokazał się obraz sprzed kilkunastu minut. Malfoy tłumaczył jej zażarcie, że dziewczyna w życiu nie da się zaciągnąć do Pomfrey. Przy okazji wspomniał coś o tym, że Ślizgoni są silni i nie potrzebują żadnych uzdrowicieli, czyli są całkowitą odwrotnością Gryfonów. Zupełnie, jakby zapomniał o incydencie z trzeciej klasy, kiedy to symulował uraz ręki i całe dnie spędzał z panią Poppy. – Dlatego kogoś przyprowadziłam – kontynuowała. W czasie, kiedy to mówiła, do pokoju weszła Ginny. Któż może znać się lepiej na katarze, niż dziewczyna wychowana wśród szóstki braci? W dodatku miała w sobie trochę mądrości życiowych pani Weasley, która na pewno miała doświadczenie w sprawach takich jak katar.
– No, no, ktoś tu się rozchorował – zaśmiała się Ginny, na co Ślizgonka obdarzyła ją spojrzeniem bazyliszka. – Co ja ci mogę poradzić? Musisz leżeć i jeść rosołek. Tyle.
– Ja nie chcę tu leżeć cały weekend! Oszaleję!
– Mówiłam ci, że musisz oszczędzać gardło? Nie krzycz, proszę. A co do leżenia, to możesz się ulokować w salonie, tam zawsze jest pełno ludzi. Gwarantuję, że nie oszalejesz – zaoponowała ruda. 
Pięć minut później Pansy leżała na kanapie w salonie. Na szyi miała zielono-szary szalik, którego nie zdjęła nawet na noc, a na stoliku leżało pudełko z chusteczkami. Ginny poszła do kuchni po coś ciepłego, a Hermiona rzuciła na chorą dziewczynę zaklęcie ogrzewające.
– Jest wpół do dziesiątej, a wy już robicie rozróbę – zaśmiała się Ramona, wchodząc z panną Weasley do salonu.
–  Raczej Skrzydło Szpitalne bez leków i eliksirów – mruknęła Ginny, stawiając zupę na stoliku. – Smacznego, Pansy.
– Jesteście kochane, wiecie? – wychrypiała czarnowłosa, uśmiechając się przy tym i sięgając po parujący rosołek.
– Czekajcie, nie macie eliksirów? To się da załatwić! – Ramona doznała olśnienia. – Hermiono, chodź ze mną.
– Uprzedzam, że nie zamierzam okradać Slughorna.
– Co? Nie, nie idziemy do żadnego Slughorna, tylko do Erniego. – Dziewczyny podeszły do schodów. – Bo widzisz, Ernie od zawsze chciał zostać uzdrowicielem. Posiada taką apteczkę, w której jest wszystko. Jak jeszcze mieszkaliśmy z innymi Puchonami, wyleczył mnie kilka razy z takiego kataru, jaki ma Pansy. Naprawdę, nie kłamię – dodała, kiedy zobaczyła minę panny Granger. Nigdy nie podejrzewała Ernie’ego o takie zainteresowania. Puchonka zapukała do drzwi. Chwilę później otworzył im Macmillan.
– Cześć. Coś się stało, że zawracacie mi głowę o tak nieludzkiej porze? – Mimo, że został obudzony, jego nienaganne maniery zostały w jakiś niewytłumaczalny sposób zachowane.
– Ernie, jest dziesiąta. – Ramona pokręciła głową. – A jeśli chodzi o pytanie, to mamy do ciebie małą prośbę…
– Pożyczyłbyś nam kilka eliksirów na katar Pansy?
Pół godziny później Hermiona była zszokowana. Nie mogła zrozumieć, jakim cudem nigdy nie zauważyła lekarskich zapędów Macmillana. Kiedy wypytywał Pansy, co jej dolega, był w swoim żywiole. Po wywiadzie przyniósł swoją słynną wśród Puchonów apteczkę i kolejno podawał chorej jakieś eliksiry. Kiedy skończył, dziewczyna była uśmiechnięta, jakby właśnie poszła do nieba – i to nie miało nic wspólnego ze śmiercią! Oczy nie były już takie puste, na twarz wróciły rumieńce, a po pewnym czasie zdjęła szalik.
– Pamiętaj, że efekt nie jest trwały, eliksiry w końcu przestaną działać – uprzedził Ernie, kiedy zbierał wszystkie fiolki. – Dlatego oszczędzaj się, dużo śpij, dużo jedz i dużo się wygrzewaj. Za kilka dni będziesz jak nowa.
– Ernie, jesteś moim bogiem, wiesz? – Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
– Bogiem? Tak od razu? Zacznijmy może od autorytetu... A teraz muszę iść na śniadanie, bo zamkną mi Wielką Salę przed nosem – powiedział, po czym wyszedł z Wieży.
– Chociaż tyle – Hermiona zabrała głos. – Mimo, że Ernie wie, co robi, to i tak poszłabym z tym do Pomfrey.
– Nie skomentuję tego – mruknęła Pansy. – Hej, Draco! Co odrabiasz? – zaczepiła chłopaka siedzącego w fotelu. Siedział tam przez cały proces podawania eliksirów, obserwując, czy Macmillan nie dodaje tam jakiejś trutki. Niby to Puchon. Nie miał w sobie na tyle sprytu, żeby to zrobić, ale… strzeżonego Merlin strzeże. Wolał dmuchać na zimne, żeby potem nie stać nad grobem przyjaciółki.
– Numerologię – odpowiedział szybko, nie odrywając wzroku od pergaminu.
– A zrobimy ją razem?
– Ale masz refleks, właśnie kończę – westchnął niezadowolony. Tym razem nie kłamał, rzeczywiście był w trakcie pisania końcówki.
– Nie ma sprawy, sama spróbuję to napisać. – W jej tonie nie było grama żalu, czy niezadowolenia.
– Jeśli będziesz miała jakiś problem, to chętnie ci pomogę – zaproponowała Hermiona, stojąca przy biblioteczce. Wyjęła Triki, które powinien znać każdy opiekun magicznego stworzenia, po czym usiadła na fotelu, naprzeciwko Malfoya i otworzyła lekturę.
– Jasne.
Panna Granger zagłębiła się wksiążce, a Pansy zaczęła pisać wypracowanie. W salonie panowała cisza, przerywana dźwiękami pisania i przerzucania stron. Ramona poszła odwiedzić swoje koleżanki z Hufflepuffu, Dean był u Seamusa, Amber czytała w bibliotece, a Ernie i Calvin jedli śniadanie, dzięki czemu byli sami w Wieży. Ginny też ulotniła się stamtąd nie wiadomo kiedy, dlatego Hermionie to umknęło. Kiedy Pansy napisała wstęp, Draco odłożył swoje pióro. Jego praca była skończona. Chłopak rozłożył się w fotelu, przymykając powieki i wzdychając z ulgą. Temat nie był trudny – w końcu to materiał z czwartej klasy – jednak jego obowiązkowa długość była zbyt duża, jak na ten temat. Cała profesor Vector – zadaje kosmiczne prace domowe i człowiek nie wie, jak jej dogodzić. Kiedy chłopak rozchylił powieki, od razu zobaczył Hermionę.
Znowu nawiedziły go wspomnienia z poprzedniego wieczoru. To niepokojące podobieństwo. Jego przeczucia się spełniły, ponownie o tym myślał. Jak jakiś psychol… Przeszłość dawno minęła, wiedział o tym, pogodził się z tym. A więc czemu to wszystko do niego wracało? Jak bumerang wspomnień, który rzucony został przypadkiem? Nie wiedział, próbował tego unikać. Bez skutku.
Ponownie zapatrzył się w nią na niepokojąco długi czas. Nie mój oderwać wzroku, był jak w hipnozie. Wiedział, że to co było, musiał zostawić za sobą. I zrobiłby to, gdyby ta nieświadoma niczego Gryfonka nie wyglądała, tak jak ona. Otrząsnął się kiedy podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Widział w nich zdziwienie i zaciekawienie, nic poza tym. Szybko wstał, ruszając w stronę drzwi. Nie obchodziło go, że wszystkie jego rzeczy leżały na stoliku. Musiał wyjść, ochłonąć, uspokoić się. Swoim zachowaniem zwrócił uwagę Pansy.
– Draco, gdzie idziesz? – spytała, podnosząc głowę znad pergaminu.
– Przed siebie – mruknął krótko.
Hermiona odprowadziła blondyna wzrokiem. Dziwnie się zachowywał, co bezproblemowo zauważyła. I kiedy chłopak wyszedł na korytarz, pannę Granger dręczyła jedna myśl:
Czyżby Malfoy… oszalał?



.*.*.



Kilkanaście dni później Hermiona także przeznaczyła sobotę na lekturę. Tym razem czytała o eliksirach, a ciekawe informacje, które zakwalifikowała do potrzebnych, spisywała na pergaminie.
Zauważyła, że Draco jej unikał – zresztą, kto by tego nie zauważył? Nawet Goyle był na tyle spostrzegawczy, że zwróciłby na to uwagę. Blondyn za każdym razem, gdy ją zobaczył, odwracał wzrok, nie zaczepiał jej, udawał, że nie istnieje. Nie przeszkadzało jej to, ale czuła się z tym nieswojo. Zupełnie, jakby jej życie straciło… smaczek? Albo raczej ten gorzki posmak, do którego się przyzwyczaiła. Ich kłótnie były częścią jej planu dnia. A pozostawiono ją bez tego…
Kiedy szła na obiad, myślała o tym, co mogło stać się Malfoyowi. Oczywiście, nie obchodziło jej to, jednak było w tej sprawie coś tak dziwnego, że aż prosiło się o zainteresowanie. Bo chyba nie jest normalne, kiedy twój wróg przestaje cię prześladować z dnia na dzień, prawda? Dziwiło ją to tym bardziej, że nic nie zrobiła. Naprawdę nic.
– Halo, ziemia do Hermiony. – Usłyszała w pewnym momencie. Podniosła wzrok, spoglądając w oczy Ginny. – No, Hermiona już na ziemi.
– Aha – mruknęła tylko szatynka, unosząc prawą brew do góry. – Mogę wiedzieć, co to było?
– Chciałam tylko, żebyś wyszła ze świata zawiłych myśli o pracach domowych i mnie posłuchała. – Ruda nałożyła sobie kurczaka i pieczone ziemniaczki. – Otóż, mam pytanie. Co robisz dziś po obiedzie?
– Po obiedzie mam zamiar dokończyć Starożytne eliksiry i ich zastosowanie w dzisiejszych czasach – uśmiechnęła się delikatnie.
– O, to fajnie, że masz wolne popołudnie. – Ginny uśmiechnęła się, na co Hermionie zrzedła mina.
– Miło mi, że szanujesz to, co mówię. – Kiwnęła.
– Ta ogromna księga nigdzie ci nie ucieknie, a dobra zabawa, owszem! Wiesz co jest dzisiaj? Andrzejki!
– Czekaj, skąd ty wiesz o Andrzejkach?
– Lavender i Parvati  o tym trajkotały całe wczorajsze popołudnie, podobno Trelawney opowiadała im o tym na Wróżbiarstwie. Niestety, nie powiedziała, jak się robi takie wróżby, a ty na pewno to wiesz.
– Skoro wam tak na tym zależy, to przyjdę.
Dwie godziny później Hermiona żałowała, że się zgodziła. Lavender cały czas biegała podekscytowana, szykując wszystko w Pokoju Życzeń. Zależało jej na tym, żeby udział w zabawie miały tylko i wyłącznie dziewczyny z Gryffindoru. Kiedy chłopcy nie zgodzili się, żeby udostępnić im Pokój Wspólny na czas zabawy, biegała od Wieży do Pokoju Potrzeby, przynosząc tam rozmaite rzeczy. Gdyby nie Parvati, to oszalałaby z podekscytowania.
Po kolacji wszystkie Gryfonki, które uczęszczały na piąty rok i wyżej, przyszły do Pokoju Życzeń. Zewsząd słychać było szepty, dopóki Lavender nie przerwała ich machnięciem ręki.
– Fajnie, że jest nas tak dużo – zaczęła. – Mam nadzieję, że zabawa spodoba się wszystkim. Pierwszy raz organizujemy z Parvati coś takiego, więc chciałybyśmy podziękować Hermionie, która nam podpowiedziała, co nam będzie potrzebne. Zaczynamy?
Zgodny okrzyk dziewczyn sprawił, że Hermiona została wyprowadzona na środek i musiała objaśniać zasady wróżenia. Zdecydowała, że najpierw zaczną od tej z obuwiem. Kazała wszystkim zdjąć lewe buty i ustawić je w rządku. Koleżanki były podekscytowane, bo, mimo, że w większości w to nie wierzyły, to były ciekawe, która z nich wyjdzie za mąż jako pierwsza. Buta z samego końca rzędu przenosiły na sam początek. Panna Granger nie przypuszczała, że zabawa okaże się być tak ekscytująca. I kiedy Grace Hill położyła ostatniego buta, tak, że dotykał progu, spytała:
– Czyj on jest? – Pytanie wywołało wielkie poruszenie. Dziewczyny koniecznie chciały zobaczyć, czy obuwie przypadkiem nie należy do nich.
– To mój but. – Wszyscy spojrzeli na Hermionę. Wywołało to swego rodzaju szok, jednak nie na długo. Potem wszyscy zebrali swoje buty i poprosili dziewczynę o kolejną zabawę.
Panna Granger zarządziła, że powróżą z obierek. Zabawa była prosta – musiały obrać jabłko, a skórkę rzucić za siebie. To bardziej przypadło do gustu koleżanek. Kiedy już każda miała obierkę, po kolei każda rzucała ją za siebie. Potem Parvati robiła zdjęcie właścicielki i skórki – stwierdziła, że za kilka lat sprawdzi, czy ta wróżba to prawda, czy zwykła bujda. 
Lavender wyszło „R”. Jej reakcja była przewidywalna – od razu stwierdziła, że jej przyszły mąż będzie miał bardzo męskie imię, najpewniej Robert. Potem była kolej Parvati. Jej wyszło „S”. Kilkanaście Gryfonek rzucało obierki. Kiedy przyszła kolej Hermiony, ta była ciekawa, jaka litera jej wypadnie. Owszem, nie wierzyła w te wróżby, ale mimo to zwykła ludzka ciekawość wygrała. Szatynka pozbyła się skórki i niemal od razu usłyszała westchnienie. Obróciła się i uklękła nad skórką.
– Uśmiech – poprosiła Parvati, a szatynka wykonała polecenie. Dopiero potem skupiła się na literze.
– Hermiono, masz „D”. Ciekawe, kogo to może oznaczać… –  zaciekawiła się Lavender.
– D… D… D jak… Hmmm… Denis Creevey! – wypaliła Romilda Vane, na co Gryfonki zareagowały śmiechem.
– Albo Dean Thomas!
– Rzeczywiście, bardzo śmieszne…
– Nikt nie wie, co wy tak naprawdę robicie na tych waszych patrolach… –  mruknęła Ginny.
– Hej! Taka z ciebie przyjaciółka! – Hermiona mimowolnie uśmiechnęła się. – Zobaczymy, co tobie wyjdzie.
Ginny rzucała jako ostatnia. Niestety, nie udało im dojść, jaka to litera, była zbyt dziwna, żeby przypasować ją do jednego konkretnego znaku. I tak zakończyła się ich przygoda z jabłkami, a Hermiona zaczęła tłumaczyć koleżankom zasady kolejnej wróżby – lania wosku. Pokazała, na czym polega zabawa. Sama naszykowała miskę z wodą, rozpuściła zaklęciem wosk, powiększyła klucz, żeby łatwiej przelewało się substancję. Następnie wlała trochę wosku do wody przez dziurkę od klucza. Zaczekała, aż ostygnie i wyciągnęła go. Powstała w ten sposób figurka zachwyciła dziewczyny. Hermiona z pobłażliwym uśmiechem zgasiła światło i użyła zaklęcia Lumos. Światło skierowała na figurkę.
– Jak dla mnie to jest to znak zapytania – stwierdziła Romilda Vane, przekręcając głowę. – Tylko obrócony do góry nogami i z czymś dziwnym u góry. – Na te słowa panna Granger obróciła wosk o 180 stopni.
– Tylko co to jest to u góry? –  głośno myślała Parvati.
– No jak to co? Przecież to serce! – prawie krzyknęła Lavender. – Tylko takie krzywe. Pewnie będziesz miała jakąś miłosną zagadkę bądź tajemnicę – zaśmiała się.
Resztę wieczoru także spędziły na wróżeniu.



.*.



W poniedziałek Hermiona nadal pamiętała swoje wróżby. Między innymi dlatego na patrolu z Deanem było jej trochę nieswojo.
Czy on naprawdę zostanie moim mężem? Przecież nawet nic do niego nie czuję… –  pomyślała szczerze. Doszła do wniosku, że tu nie o niego chodzi, a zapewne o kogoś innego. Może jeszcze nie poznała swojego przyszłego męża? A może to był jakiś mugol?
Szczerze, to ciekawiło ją to. Tak samo, jak ten znak zapytania połączony z sercem – czy to naprawdę oznacza miłosną zagadkę, czy też miłosną tajemnicę? Prawdę mówiąc, nie wierzyła w to. Wydawało się być to dla niej idiotyczne, bo jaka zagadka może się kryć za miłością? Intrygowało ją także to, że miała jako pierwsza wyjść za mąż spośród wszystkich Gryfonek. Niemożliwe – jej życie miłosne ograniczało się do czytania romansów raz w miesiącu. I niby to ona miała pierwsza znaleźć miłość życia? Czemu to nie miała być Lavender, która posiadała naprawdę dużo miłosnych doświadczeń?
– Merlinie, ale padnięty jestem – mruknął w pewnym momencie Dean, wyciągając Hermionę ze świata myśli. Przetarł dłonią oczy, próbując w ten sposób dodać sobie energii. Bezskutecznie.
– Idź, ja sobie poradzę.
– Naprawdę? Jesteś cudna. – Uśmiechnął się do niej.
– Dziękuję. A teraz dobranoc.
I poszedł, zostawiając ją samą. Jednak była mu za to wdzięczna. Wolała spędzić ten wieczór w samotności, a nie martwić się niezręczną ciszą. Patrol tego dnia był naprawdę nudny – zupełnie, jakby uczniowie w końcu nauczyli się, że po godzinie dwudziestej drugiej zaczyna się cisza nocna i nie wolno wychodzić z Pokoju Wspólnego – co było niemożliwe, póki Ślizgoni mieszkali w Hogwarcie.
Dwadzieścia minut później dyżur dobiegł końca, więc ruszyła w stronę schodów prowadzących na piąte piętro. Czuła się senna, myślała jedynie o zakryciu się kołdrą po samą głowę i odpłynięciu do krainy Morfeusza. Z każdym krokiem zbliżała się do swojego kochanego pokoju. Uśmiechnięta podała hasło Cichej Charlotte i kiedy tylko uchyliła portret, usłyszała krzyk:
– Draco! – Odsunęła się od obrazu, jakby ją poparzył, co było dalekie od prawdy.
– Nie zauważyłaś tego? Naprawdę tego nie zauważyłaś? – Tym razem głos był niebezpiecznie cichy i bardzo męski. Należał do Malfoya.
– Owszem, zauważyłam, jednak z upływem czasu zaczęłam dostrzegać różnice. Mnóstwo różnic, wiesz? – Po tych słowach Hermiona przysunęła się do Cichej Charlotte, żeby lepiej słyszeć. Wiedziała, że nie powinna tego robić, wiedziała, że to nie jej sprawa, ale była tylko człowiekiem. Czy chciała, czy nie, kusiło ją podsłuchanie cudzej rozmowy. 
– Mnóstwo różnic, tak? Nie zobaczyłem nawet jednej, prócz loków.
– Bo jej nie znasz. Nie spędzasz z nią tyle czasu, co ja. Ona jest milsza, ładniejsza, szczersza, a nawet bardziej urocza w ten swój dziwny sposób. Na początku roku chciałam, żebyśmy się tylko tolerowały, ale teraz… Teraz wiem, że to jest osoba, z którą naprawdę chce się spędzać czas.
– Ona? Urocza? I miła? Już do końca wyprano ci mózg, Pansy. – Następnym, co usłyszała, było skrzypienie schodów. Wolała zaczekać chwilę, zanim wejdzie do salonu. Jej intuicja nie zawiodła, gdyż to nie koniec wymiany zdań Draco i Pansy.
– Draco, zaczekaj. – Skrzypienie ustało. – Gdybyś ją poznał, wiedziałbyś o co mi chodzi. Ona jest dużo lepsza.
– Nie sądzę – odparł szczerze. – Dobranoc, Pansy.
– Dobranoc, Draco. – To brzmiało bardziej, jak westchnienie.
Chwilę później Hermiona odważyła się wejść do salonu. Było pusto. Poszła więc do swojego pokoju, umyła się i położyła do łóżka. Wtedy zaczęły nękać ją różne myśli – o co im chodziło? I o kim rozmawiali? Nie rozumiała nic z ich rozmowy i prawdopodobnie nigdy tego nie zrozumie. Kiedy doszła do takiego wniosku, zasnęła.



____________________
Cześć!
Była komedia, czas na wątek tajemnicy... Niby ten rozdział ma 4k słów, niby jest taki, jaki miał być, a jednak czegoś mi brakuje... Bądź, co bądź, oddaje go w Wasze ręce, tak jak obiecałam.
Chciałabym także wszystkim podziękować, za wszystko. Kilka dni temu wpadło 10 000 wyświetleń! Jestem taka szczęśliwa <3 Dziękuję, że ze mną jesteście <3
W następną niedzielę będzie miniatureczka z tej okazji - tak, jak to było z "Serce chce, czego chce".
Do zobaczenia!
Feltson
Ps. Wiem, że pora nieludzka, jeżeli chodzi o niedzielę, ale jadę na grzyby :c
EDIT: Niczego nie znalazłam.

16 komentarzy:

  1. Mega Blog to jeden z moich ulubionych i żałuje ,że tak późno Go znalazłam ale ciesze się że w ogóle znalazłam♥♥♥ PS.Zapraszam do Mnie ♥http://draminonemiloscbezgraniczna.blogspot.com♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie ❤
      Lepiej później niż wcale ;P
      Pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  2. Wow.
    Jestem ciekawa, o co chodzi Draco? To jego dziewczyna? Może ktoś ważny, kto zginął podczas bitwy. Nie mam pojęcia.
    Czemu Hermiona nie domyśliła się, że literka D oznacza Draco? To oczywiste!
    Mam nadzieję, że niedługo dowiemy się, o kim mówi Malfoy i Pansy.
    Życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ❤
      Jak zawsze, kiedy spekulujesz - ciepło, jest ciepło. Ale więcej nie zdradzę! :)
      Pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  3. Ło.. Widzę, że u ciebie Pansy nie jest durnym plastikiem. No okej, jak na razie spoko. Biedna, pochorowała się.
    Nie rozumiem tego, co próbuje zrobić Draco. Kim jest dla niego ta dziewczyna? Na pewno jest mu bliska. A może to jego narzeczona? Taka ukrywana?
    Może Pansy coś wypapla, bo nie wiem o kim ona i Draco mówili.

    A tak wgl to masz fajny szablon :)

    *http://bieg-wojny.blogspot.com/* - zapraszam na mój blog z Sevmione. Na razie pojawił się dopiero pierwszy rozdział, niezbyt dobry, ale następne będą lepsze. :3

    Pozdrawiam i weny życzę, MNEK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ❤
      Nie lubię Pansy - plastika :)
      A co do dziewczyny to i ciepło i zimno. Później wszystko się wyjaśni :)
      Nie przepadam za Sevmione, także nie obiecuję, że wpadnę :(
      Pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  4. Rozdział jest zdecydowanie zbyt cudowny! Nie no, żartuję, jest dokładnie taki, jaki być powinien. Niczego mu nie brakuje, wszystko jest idealnie rozważone, takie jakie powinno być. Biedna Pansy. :( Chociaż nie rozumiem, czemu się tak uparła, że nie chciała iść do Skrzydła Szpitalnego. No ale jednak Ślizgoni są uparci, więc jestem w stanie to zrozumieć, ale jeśli chodzi o kwestie zdrowia - powinni być bardziej ulegli. Jestem strasznie ciekawa o co chodzi z tą tajemniczą dziewczyną, która jest tak bardzo podobna do Hermiony. Oczywiste jest, że była ona bardzo ważna dla Malfoya, skoro widok Granger tak go boli... Czyżby jego dawna miłość lub przyjaciółka? Przez myśl nawet mi przeszła siostra, haha, ale to chyba nie tędy droga. :D Mam nadzieję, że prędko się okaże kim jest tajemnicza postać. Plus chciałam jeszcze pochwalić Cię za pomysł z andrzejkami, nieźle to wykombinowałaś! Przez wszystkie opisy tej sytuacji uśmiechałam się od ucha do ucha, naprawdę świetna robota. Hm, cóż jeszcze? Jej, tak bardzo kocham Twoje opisy, naprawdę! Są naturalne, ale jednocześnie mają w sobie 'to coś'.
    Na razie pozostaje mi z niecierpliwością czekać na kolejny rozdział! Mam nadzieję, że pojawi się niebawem.
    http://niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com

    Pozdrawiam ciepło, życzę mnóstwa weny i wolnego czasu,
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie ❤
      Miło mi słyszeć takie ciepłe słowa ❤
      Ostatnio jestem coraz bardziej zadowolona ze swoich opisów, ale nadal pracuję na stylem :)
      Pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  5. Boski długi rozdział...
    Ale kim jest ONA????
    nie pozostało mi czekać na kolejny rozdział, żeby dowiedzieć się tej tajemnicy. Mam nadzieję, że to będzie ciakawy wątek
    pozdrawiam

    dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ❤
      Na rozwiązanie zagadki trzeba będzie czekać ciut dłużej... Ale wszystko zostanie wytłumaczone :)
      Pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  6. No hej hej tutaj Hariet! :3

    "W pewnym momencie dyrektor McGonagall ogłosiła, że jeśli zobaczy kogoś na dworze bez szalika, to osobiście odejmie mu punkty i wlepi szlaban." - O, zupełnie jak moja mama -,-

    Przepraszam, że komentuję tak późno, ale szkoła. Rozdział fajny, długi. Chociaż ja to bym jeszcze chłopakom nic nie mówiła na miejscu dziewczyn... ;)
    Mówiłam już, że lubię Pansy? Nie? To teraz wiesz :D Miona jaka opiekuńcza ^^
    W sumie to wiesz co zrób? Jebnij mi tutaj Hansy *.* Ma. Być. Hansy ! :D
    Podoba mi się opiekuńczość Balsie'a, oby tak dalej, kochanie ! :3
    Dobra, a teraz dramatic:
    KURWA. Kim jest ta dziewczyna? Jego siostra? Powiedz, że nie żadna ukochana ulovciana... I co z nią wspólnego ma Pansy? Co ona wie? Ta dziewczyna jest podobna do Hermiony. Kiedy o niej mówili, to mam wrażenie, że umarła na wojnie. I była naprawdę ważna dla ich obojga. To może dlatego tak związali się z Hermioną? Bo one są takie podobne? Mam nadzieję, że szybko to wyjaśnisz ;p





    http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam do mnie c;
    http://corka-hariet.blogspot.com/ - zapraszam do mnie c;;


    Buziaki i weny!
    Hariet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :3
      Całkowicie Cię rozumiem, też nie mam na nic czasu XD :c
      Nakaz McGonagall inspirowany był moją mamą <3
      A jeżeli chodzi o tę dziewczynę, to jest to tajemnica :D
      Pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  7. Ciekawe co, a raczej kto chodzi po tlenionym łbie Smoka? weny życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      A kto to jest, to na razie słodka tajemnica... :)
      Pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  8. D – Draco, domyśliłaby się…
    Ale chyba jej podświadomość tego nie akceptuje xD
    No ogólnie przeczytałam wczoraj wszystko, bardzo fajnie piszesz :)
    No dobra, no to czekam, wstawiaj szybko rozdział!
    Morza weny i czasu :)
    http://zyj-szczesliwie-nowe-pokolenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Z całego serca dziękuję za każdy komentarz, który jest dla mnie kolejną dawką weny ♥

Theme by Mia