środa, 2 września 2015

Rozdział 9: Dzieckiem jest się niezależnie od wieku

Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 9: Dzieckiem jest się niezależnie od wieku

Uczucie: Strach, zdenerwowanie, chęć zemsty




Draco nie mógł zrozumieć, jak do tego doszło. Znowu przegrał z Potterem.
Przegrał także z dziewczynką, która uczęszczała do pierwszej klasy! A jednak mu pomogła...
Gdyby nie ona, nie wpadłby na ten pomysł. Jego nudne życie miało się w końcu rozświetlić i być weselsze. Lekcje miały się stać ciekawsze, bardziej wypełnione jego dobrym samopoczuciem. W duchu modlił się, żeby Calvin i Blaise zgodzili na to, co im zaproponuje.
Chociaż... To, że otrzyma twierdzącą odpowiedź, było bardziej niż pewne.
Szykujcie się ludzie, Draco Malfoy nadchodzi! – pomyślał ucieszony.



.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.



Hermiona zdziwiła się, widząc panią Levis siedzącą przy stole nauczycielskim i machającą przyjaźnie do uczniów. Do tej pory kojarzyła ją wyłącznie z kobietą uważającą siebie za najważniejszą. A ona tak po prostu siedziała i machała do uczniów.
– Znasz ją? – spytała Ginny, patrząc na przyjaciółkę.
– Tak – powiedziała Hermiona. Gdy tylko zobaczyła nierozumiejące miny przyjaciół, kontynuowała wypowiedź. – To ona oglądała Szkółkę Merlina, gdy wyruszyliście na poszukiwania – szepnęła, nachylając się bliżej nich.
– Aaa… –  przeciągnął Ron, uśmiechając się. W tym czasie reszta uczniów wróciła do jedzenia śniadania. – Teraz już ją kojarzę. Miała takie rozczochrane włosy, jak ty na eliksirach dwa lata temu – zaśmiał się.
– Bardzo śmieszne. Boki zrywać.
– Oj, przepraszam, Hermiono. – Ron próbował ratować się przed sprzeczką z przyjaciółką, dlatego od razu ją przeprosił. Nie lubił być z nią w niezgodzie.
– Dobrze, wybaczam ci – powiedziała. I wtedy usłyszała cichy pisk. – Słyszeliście? – zapytała cicho, rozglądając się przy tym.
– Nie? – odpowiedzieli w tym samym czasie Harry i Ginny, po czym roześmiali się.
Szatynka ściągnęła brwi, zastanawiając się, co to mogło być. Fakt, że ona sama to usłyszała, był dla niej niepokojący. I właśnie dlatego postanowiła dać sobie spokój i wrócić do śniadania. Zrobiłaby to, gdyby nie usłyszała tego ponownie. Ginny chciała coś powiedzieć, ale Hermiona uciszyła ją ruchem palca. Następnie wychyliła się, żeby znaleźć źródło niezidentyfikowanego dźwięku. Wtedy, po raz trzeci, po Wielkiej Sali rozniósł się ten odgłos. Był na tyle długi, że z łatwością można było stwierdzić, że jest to śpiew operowy w wykonaniu kobiety. Za czwartym razem dziewczyna zauważyła, że źródłem tego śpiewu była Ramona. Za każdym razem, gdy tylko otworzyła usta, dźwięk wydobywał się z jej gardła. Po minie dziewczyny Hermiona stwierdziła, że blondynka nie robi tego dobrowolnie, a coś ją do tego zmusza. Panna Clive cały czas miała zdziwioną minę i mimo, że próbowała nie śpiewać, to jej się to nie udawało.
– Co jej jest? – pytał każdy, patrząc na wściekłą dziewczynę, próbującą coś wykrzyczeć, choć za każdym razem wydobywał się z niej dźwięk śpiewaczki operowej.
– Ciekawe, kto jej to zrobił – powiedziała Ginny, odwracając się przodem do stołu i spoglądając na przyjaciółkę.
– Nie wiem – przyznała szczerze szatynka. W tym czasie do Wielkiej Sali wleciało stado sów. Jedna z nich podleciała do Ramony. Wściekła dziewczyna otworzyła list z miną, jakby mordowała osobę, która sprawiła, że zamiast mówić, mogła jedynie śpiewać. Z koperty wyjęła tabletkę i krótki liścik. Gdy go przeczytała (a nie zajęło jej to dziesięciu sekund), zażyła tabletkę, która była w środku.
– Gdy tylko się dowiem, kto mi to zrobił to gwarantuję tej osobie, że mnie nie zapomni do końca swego marnego życia, a nawet dłużej! – powiedziała już swoim głosem, po czym usiadła na swoim miejscu.



.*.*.*.*.*.*.*.*.*.



Po kilku godzinach, już prawie wszyscy przestali plotkować na temat zdarzenia ze śniadania. Mimo to, Ramona ciągle musiała znosić zaczepki typu: „Ej, masz całkiem niezły głosik”, „No, no, nie wiedziałem, że masz taki piękny głos”, czy „Kogo tu mamy – toż to najlepszy głos Hogwartu!”. Puchonka za każdym razem odpowiadała „Ty możesz za chwilę swojego nie mieć”, dzięki czemu miała spokój od danej osoby. Cały czas była zdenerwowana i nawet przed ostatnią lekcją jej nie przeszło.
– Hermiono, ja nie wiem, jak to się stało. Rozmawiałam z Lizzy, potem napiłam się soku i gdy chciałam jej odpowiedzieć, to już miałam zmieniony głos – tłumaczyła blondynka, gestykulując rękoma. Panna Granger słuchała ją z zaciekawieniem, gdyż to była jedyna prawdziwa wersja zdarzeń. – A w tym liście, który dostałam kilka minut później była taka tabletka, która wyglądała, jak gluty. Na liściku było napisane, cytuję, masz tu antidotum i nie piszcz już, bo migreny dostanę, więc…
– Czekaj – przerwała jej Ginny, która także słuchała opowieści poszkodowanej. – Ta tabletka wyglądała jak gluty?
– Nooo, przecież mówiłam, że wyglądała, jak gluty. Była tak obrzydliwa, że nie chciałam jej połykać, ale dla swojego normalnego głosu zrobię wszystko i…
– A głos ci się zmienił, gdy wypiłaś sok?
– Tak, Ginny, już to mówiłam – powiedziała panna Clive, lekko zdenerwowanym tonem. Nie lubiła, gdy ktoś jej przerywał, a rudowłosa robiła na nagminnie. – A czemu pytasz?
– Bo ja wiem, co to było – stwierdziła siostra Rona, na co Hermiona podniosła brew, a Ramona zrobiła zainteresowaną minę. – To Kapsułka Czadowego Głosu z Magicznych Dowcipów Weasleyów. Fred opracował ją rok temu, ale nie zdążył jej stworzyć, dlatego zrobił to George w tym roku. Ktoś musiał ci to wrzucić do soku – dodała z pewnością w głosie.
– To by się zgadzało. Ich wygląd, działanie, a nawet sam fakt, że ktoś musiał to rozpuścić w soku, żeby zadziałało – oznajmiła podekscytowana Hermiona, łącząc wszystkie fakty ze sobą. – Tylko kto i kiedy ci to podrzucił?
– Nie wiem i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem – mruknęła blondynka.
Kilka sekund później zadzwonił dzwonek informujący, że zaczęła się kolejna, ostatnia, lekcja. Ginny odeszła do swojej klasy, natomiast Ramona i Hermiona wzięły swoje torby i czekały na profesor Levis wraz z grupką innych uczniów. To miała być ich pierwsza Transmutacja z nową nauczycielką, więc wszyscy odczuwali ciekawość. Ta przyszła w zaskakująco szybkim tempie i wpuściła uczniów do sali. Ci zajęli swoje miejsca i wypakowali książki.
– Dzień dobry – przywitała się kobieta, siadając za biurkiem. – Nazywam się Elizabeth Levis i będę nauczać was transmutacji. Mam nadzieję, że nasza praca będzie owocna, choć wiem, że cały ten rok to powtórzenie lat poprzednich. Mimo to postaram się przerobić materiał w krótszym czasie, by móc wam pokazać zaklęcia spoza programu nauczania. Jakieś pytania?
– Tak – odezwała się Lavender, siedząca prawie na samym końcu sali. – Po co nam dodatkowe zaklęcia?
– Otóż, panno…
– Brown – powiedziała blondynka, kładąc ręce na stoliku.
–  … panno Brown, zaklęcia te są bardzo przydatne, chociaż nie uwzględniono ich w programie, co jest szkodą dla samych uczniów. Uważam, że znajomość tych zaklęć jest obowiązkowa. Z własnego doświadczenia wiem, że używam ich częściej niż innych.
– Aha – mruknęła tylko Gryfonka.
– Ktoś ma jeszcze jakieś pytania? – spytała pani Levis. – Nie? W takim razie sprawdzam listę obecności i przejdziemy do lekcji.
I tak nowa nauczycielka zaczęła sprawdzać wspomnianą listę. Zatrzymywała się niemal przy każdym nazwisku, próbując zapamiętać ucznia, który je nosił. Najdłużej zatrzymywała się przy tych, których rodzice nie pracowali w Ministerstwie Magii, gdyż takich uczniów widziała po raz pierwszy.
– Granger Hermiona – przeczytała kilka chwil później, podnosząc wzrok na uczniów. Hermiona uniosła rękę, informując profesor Levis, że to ona. Gdy nauczycielka zauważyła ją, zmrużyła oczy. To samo zrobiła, gdy doszła do Malfoya. – A tak z ciekawości – zaczęła, gdy sprawdziła całą listę – to kto jest najlepszy z transmutacji w tej klasie? – Wszyscy wskazali palcem na Hermionę. – Aha, to ciekawe... W takim razie otwieramy książki na stronie czterdziestej. Przeczytajcie następne trzy strony, a potem wszystko przećwiczmy.
– AAAUUU! – Po klasie rozniósł się dziewczęcy krzyk. Wszyscy zgodnie odwrócili się do siedzącej z tyłu Pansy. Miała całą twarz w ciemnej cieczy. Trochę naleciało jej do oczu i prawdopodobnie dlatego krzyknęła. Tarła powieki, brudząc przy tym ręce, dzięki czemu okazało się, że na jej obliczu znajduje się atrament.
– Chłoszczyść! – powiedziała wyraźnie Hermiona, celując w Ślizgonkę różdżką. Zaklęcie podziałało, chociaż nie do końca, gdyż pozbyło się atramentu jedynie z oczu dziewczyny.
– Granger, zabierz ją do łazienki i zmyjcie to – rozkazała nauczycielka, po czym kontynuowała lekcję, a uczennice wyszły. Panna Granger złapała koleżankę, za ramię, bo pomimo, że w oko miała czyste, to było podrażnione. Gdy doszły do łazienki, szatynka rzuciła na nią kolejne zaklęcie, dzięki czemu samo podrażnienie także minęło.
– Dobra, najpierw pozbędziemy się tego z okolic oczu. Myślę, że to najlepsze rozwiązanie – stwierdziła Hermiona, rwąc papier.
Pansy tylko kiwnęła, bo nadal była w szoku. W końcu rzadko się zdarza, że atrament pryska ci prosto w twarz z książki… Gryfonka zmoczyła papier toaletowy i nałożyła na nie mydło. Następnie zaczęła pocierać tym twarz Ślizgonki. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miało żadnych efektów. Próbowała jeszcze raz, ale i to nie przyniosło skutku. Panna Granger, sfrustrowana brakiem efektów, zamyśliła się na chwilę. W końcu doszła do wniosku, że wiedziała, co to było.
– Chyba wiem, co może ci pomóc – rzekła ciut niepewnie.
– No to co to było? – spytała panna Parkinson. – I dlaczego masz taką nietęgą minę?
– To Atramentowa Twarz z Magicznych Dowcipów Weasleyów – wytłumaczyła. – A minę mam taką, ponieważ to będzie trochę boleć…
– Rób, co do ciebie należy, byle się tego pozbyć. Proszę, nie chcę paradować po szkole z czarną twarzą.
– Dobrze, zaraz przyjdę. Tylko się nie ruszaj, ani nie myj tego, bo to i tak nic nie da – rzuciła, po czym wyszła z łazienki.
Natychmiast ruszyła w stronę kuchni. W głowie układała sobie listę rzeczy, które będą jej potrzebne. Gdy wiedziała, co musi mieć, zainteresowała się kawałami, które miały miejsce tego dnia. Kto mógł je zrobić? I dlaczego akurat Ramonie i Pansy? Jednym, co je naprawdę łączyło to to, że były prefektami. Na tym kończyły się podobieństwa. Zauważyła także, że oba kawały były zrobione za pomocą produktów ze sklepu George’a. Jego samego wykluczyła – nie był uczniem Hogwartu oraz nie znał ani Pansy, ani Ramony – a jak już, to tylko z widzenia. W tym czasie doszła do wejścia do kuchni. Stanęła na placach, by połaskotać gruszkę i weszła.
– Dzień dobry – przywitała się na początku.
– Dzień dobry, panienko – odpowiedział jej najbliżej stojący skrzat. – W czym możemy panience pomóc?
– Potrzebuję kilku rzeczy. Chciałabym jedną głęboką miskę, łyżkę, dwie połówki cytryny, ostrą paprykę w proszku, szklankę mleka i magiczny pieprz – wyliczyła, a skrzat w zaskakująco szybkim tempie jej to podawał. Chciał jeszcze to wszystko spakować, ale odmówiła. Podziękowała stworzeniu za pomoc i wyszła, unosząc wszystko za pomocą zaklęcia Wingardium Leviosa. Kiedy ponownie weszła do łazienki, Pansy stała niemal tak samo, tylko, że opierała się plecami o ścianę obok umywalek. – Już jestem – powiedziała Hermiona, cofając zaklęcie.
– Szybko wróciłaś – przyznała dziewczyna. – Zaczynamy?
– Tak, tylko muszę to wszystko wymieszać.
 Chwyciła miskę i szklankę mleka. Ciecz wlała do naczynia, po czym dosypała do tego papryki w proszku. Łyżką wymieszała powstałą papkę. Stwierdziła, że jest ciut za gęsta, dlatego dolała troszkę wody. Potem dosypała jeszcze magicznego pieprzu – najostrzejszego na świecie. Dostępny był tylko i wyłącznie w środowisku magicznym, żaden mugol nigdy go nie próbował. Jedno ziarenko tej przyprawy wystarczyłoby na sto litrów ostrej zupy. Gdy skończyła maź, nałożyła ją na twarz Pansy.
– Co teraz? – spytała Ślizgonka. Odetchnęła z ulgą, gdyż Granger twierdziła, że to będzie ją trochę bolało, podczas gdy ona nic nie czuła.
– Muszę to wycierać cytryną – oznajmiła Hermiona, chwytając połówkę owocu. Przyłożyła go do twarzy dziewczyny. Dopiero wtedy ta przyznała jej rację. Bolało, paliło, szczypało. Oczywiście, ból był do wytrzymania, ale jednak się pojawił. Pansy przymknęła powieki, żeby nie widzieć, co robi jej Gryfonka, jakby to miało jej pomóc. – Gotowe. – Po kilku minutach jej twarz była jak nowa.
– Nawet śladu nie ma. Dziękuję! – Parkinson uśmiechnęła się, dotykając w tym czasie policzka. – A jaką mam teraz miękką skórę…
– Nie ma za co. Ale wiesz, musimy już wracać na lekcję. – Wyszły z łazienki. W chwili, gdy weszły do klasy, zadzwonił dzwonek.
– Poczekajcie, jeszcze praca domowa – oznajmiła profesor Levis, uciszając tym samym klasę. – Na następną lekcje przynieście wypracowanie na temat dzisiejszej lekcji. Długość minimalna to siedem cali. Do widzenia.



.*.*.*.*.*.*.*.*.



Do końca poniedziałku Hermiona chodziła bardzo ostrożnie, uważała na wszystko, czego dotykała i wąchała wszystko, zanim wzięła to do ust. Harry i Ron śmiali się z niej, jednak ona nic sobie z tego nie robiła.
Następnego dnia, we wtorek, także była ostrożna, choć nie aż tak, jak poprzedniego dnia. Po kilku godzinach, gdy nic się nie wydarzyło, uspokoiła się. Widocznie ten tajemniczy ktoś odpuścił sobie, gdyż nie dawał o sobie znać. A przynajmniej teoretycznie. W praktyce działał dalej – o czym dziewczyna, oczywiście nie wiedziała. Uświadomiła to sobie dopiero, gdy wściekła Ginny wbiegła na obiad do Wielkiej Sali, a jej włosy były roztrzepane.
– Co ci się stało? Piorun cię trzasnął? – zaśmiał się Ron, patrząc na siostrę.
– Bardzo śmieszne, Ronaldzie. Jeśli to byłeś ty, to za chwilę będziesz martwy – stwierdziła dziewczyna, grożąc bratu palcem.
– Ale co ja?! Ja nic nie wiem!
– Cicho, Ron, nie piszcz – wtrąciła się Hermiona. – A teraz Ginny opowie nam, co jej się przydarzyło.



.*.*.*.*.*.*.*.



Gdy historia magii wreszcie się skończyła, panna Weasley odetchnęła z ulgą. Nienawidziła tego przedmiotu, ponieważ za każdym razem, kiedy chciała się skupić, zasypiała. To był powód, dzięki któremu zawsze miała słabe oceny. Wtedy poczuła jeszcze większy szacunek do Hermiony.
Może ona pije litr kawy przed zajęciami? Albo bierze te mugolskie krytyki? – pomyślała z uśmiechem, niechcący zamieniając słowo energetyki na krytyki.
Po kilku minutach dotarła do klasy lekcji Transmutacji. Ciekawa była nowej nauczycielki – czy to druga McGonagall? Czy też będzie surowa? To były pytania, na które jeszcze nie znała odpowiedzi. W tym czasie podeszła do niej Romilda Vane. Ginny od razu pomyślała, że ma pecha, co było prawdą. Zanim zadzwonił dzwonek dowiedziała się, że Hanna Abbott dostała Trolla z Eliksirów, bo stawiała się Slughornowi, a Tracey Davids rzucił chłopak.
Gdy weszła do sali, usiadła na swoim stałym miejscu – z tyłu, w rzędzie przy oknach. Obok niej siedziała, na jej nieszczęście, Romilda oraz Grace Hill, rok starsza siostra Jake’a, pałkarza z drużyny Gryffindoru. Gdyby nie ona, oszalałby na miejscu.
Po piętnastu minutach profesor Levis wszystkich już znała, dlatego przeszła do zajęć. Z początku były one nudne – zwykłe tłumaczenie i pokazywanie poprawnego użycie zaklęcia. Jednak gdy zegar oznajmił, że do końca lekcji zostało dziesięć minut, stało się coś dziwnego…
Najpierw po klasie rozniósł się cichy chichot. Nikt nie zwracał na niego uwagi, gdyż każdy twierdził, że pewnie dziewczyny z tyłu plotkują. Jednak z każdą chwilą chichot stawał się coraz głośniejszy. W końcu usłyszała go profesor Levis. Gdy zadała retoryczne pytanie „Co się dzieje?”, wtedy śmiejącej się osobie puściły hamulce.
Tą osobą okazała się być sama Ginny. Po pytaniu nauczycielki spadła z krzesła, po czym na czworaka odeszła od ławki. Dopiero wtedy wszyscy zauważyli, że cały czas łaskocze ją zaczarowane pióro. Dziewczyna tarzała się na podłodze, trzymając się za brzuch i powtarzając:
– Błagam… niech… ktoś… mi… pomoże… –  Każde słowo przerywała atakiem śmiechu.
– Proszę zachować spokój – zwróciła się do klasy. Następnie zaczęła iść w stronę śmiejącej się Ginny. Gdy była półtora metra od niej, łaskoczące ją pióro opadło. – Co to za wybryk? Twoje zachowanie jest karygodne!
– Ale pani profesor, ja… –  próbowała się bronić rudowłosa, jednak nie miała takiej możliwości. Podniosła się dysząc ciężko.
– Gryffindor traci trzydzieści punktów, a ciebie widzę na szlabanie dziś o siedemnastej – powiedziała pani Elizabeth, a następnie zadzwonił dzwonek.



.*.*.*.*.*.*.



Amber Parker szła w stronę Wieży Prefektów. Cały czas zastanawiała się dlaczego Calvin i Malfoy wyszli z historii magii. Ciekawiło ją także dlaczego Zabini śmiał się resztę lekcji, chociaż siedział sam.
W ogóle od poprzedniego dnia nie zachowywali się normalnie, jednak dziewczyna postanowiła dać im spokój. To ich sprawa, co robią i nie zamierzała się w to mieszać. Weszła do swojego pokoju, zostawiając torbę przy drzwiach do łazienki. Historia Magii wynudziła ją do reszty, ale na szczęście na następny dzień miała wszystkie prace odrobione i mogła odpocząć. Opadła na łóżko i…
– Co jest? – spytała siebie, gdy wstała z zepsutego mebla. Coś było nie tak, jak być powinno. Zanim się na nie położyła było całe! – Dobra, później coś z nim zrobię – stwierdziła, po czym postanowiła odrobić pracę domową zadaną przez profesora Binnsa.
Swoją torbę położyła na komodzie, która także rozpadła się. Amber zmrużyła oczy. To już ją zaczynało niepokoić. Wyjęła pióro z szafki nocnej, która po delikatnym zamknięciu tylko się rozjechała. Mimo to nie pozostała cała. Dziewczyna, która przewidywała, co się dzieje, zaskakująco pewnie usiadła na krześle, opierając się łokciami o biurko. Kolejne meble zostały zniszczone.
– Mogłam to przewidzieć – zauważyła, podnosząc się spod kupki desek.
Następnie podeszła do szafy na ubrania, by upewnić się, czy ona też zniszczy się, gdy ją otworzy. Złapała uchwyt, ciągnąc go do siebie. Wszystkie ubrania rozsypały się, podobnie, jak sama szafa.
– Super – powiedziała, rozglądając się po pokoju. Wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan. Żaden mebel się nie zachował – nie wliczając w to półki nad komodą.



.*.*.*.*.*.



– No nieźle… Czyżbyś miała jakieś problemy, Amber, skoro tak agresywnie reagujesz? – śmiała się Ramona, gdy zobaczyła, co się stało w pokoju Krukonki.
– Na moją agresję świetnie działają twoje arie operowe, wiesz? – stwierdziła panna Parker, przez co Puchonka mruknęła coś niewyraźnie i się uspokoiła.
– Na moje oko, to po prostu ktoś rozkręcił ci te meble – stwierdziła Hermiona, oglądając rozwaloną szafę. – A dokładniej chodzi mi o to, że te śruby – wskazała kawałki metalu, które leżały w rogu pokoju – powinny się znajdować w tym wszystkim – dodała, gdy zobaczyła minę Amber.
– A jak my to naprawimy?
– Normalnie, Amber, skręcimy to.
I jak powiedziała, tak zrobiły. Wzięły trzy przypadkowe bluzki Parker, a Gryfonka je przetransmutowała. Potem pokazała, jak mniej więcej mają skręcać meble. Skończyło się na tym, że to ona wkręcała śruby, a koleżanki wszystko jej przytrzymywały. Po godzinie ich pracy, wpadła do nich Ginny. Na szczęście dziewczyna wiedziała co to śrubokręt, w przeciwieństwie do Ramony i Amber. Była bardzo przydatna, dlatego wraz z jej pomocą skręciły szafę na ubrania.
– Czekajcie, która godzina? – spytała, gdy skończyły.
– Za dziesięć siedemnasta – odpowiedziała Hermiona, ocierając czoło.
– Muszę lecieć…
– A co, umówiłaś się z kimś? – zaciekawiła się Ramona, która siedziała na podłodze, opierając się o drzwi od łazienki.
–  Tak, z Levis na szlaban. Będziemy słuchały twoich arii operowych w moich wspomnieniach.
–  Żmije – skomentowała Puchonka, nawiązując do tego, że dziewczyny wypominały jej śniadanie z poprzedniego dnia.
Gdy Ginny poszła, praca znowu stała się trudniejsza. Na szczęście pół godziny później przyszła Pansy, która z chęcią zaoferowała swoją pomoc. Może nie umiała nic skręcać, ale co cztery pary rąk, to nie trzy.
– Wiecie, tak się zastanawiałam… –  zaczęła Pansy. – No wiecie… Kto nam zrobił te żarty.
– Ja mam swoje podejrzenia – powiedziała Hermiona, odchylając się do tyłu, by zobaczyć swoje dzieło. – No ale właśnie, to tylko podejrzenia. Nie chcę nikogo osądzać pochopnie.
– Oj, powiedz kto to – rzekła zaciekawiona Ramona. Panna Granger westchnęła.
– Malfoy, Zabini i Calvin.
– Czekaj… –  Amber doznała olśnienia. – To by pasowało, szczególnie dziś… Przecież Malfoy i Calvin wyszli dziś z historii magii. Jeden z nich mógł przyjść do mojego pokoju i wszystko rozkręcić, a drugi zaczarował pióro, które zaatakowało Ginny!
– Poczekajcie… To nie mogą być oni. Przecież Draco i Blaise są moimi przyjaciółmi, nie zrobiliby mi tego… Nie podłożyliby mi tego czegoś do książki, żeby strzeliło mi w twarz! –  próbowała bronić ich Pansy.
– Wybacz, ale to nie jest przekonujący fakt – zauważyła Ramona, uśmiechając się przy tym przepraszająco.
– Nadal nie wierzę, że to oni – powiedziała panna Parkinson. Następne cztery godziny przeznaczyły na naprawianie reszty mebli. Na szczęście udało im się.



.*.*.*.*.



W środę Hermiona chodziła jeszcze ostrożniejsza, niż w poniedziałek. Głównie dlatego, że poprzedniego dnia przed zaśnięciem doszła do wniosku, że teraz będzie czas na nią – a przynajmniej wszystko na to wskazywało. Bo jeśli miała rację i tymi kawalarzami są Calvin, Malfoy i Zabini to… Cóż, mogła być pewna, że jej też się oberwie. Nie odpuściliby jej, to pewne. Ron znowu się śmiał się, widząc jej zachowanie. Jednak tym razem Hermiona stwierdziła, że woli dbać o swoje bezpieczeństwo, dlatego ignorowała go.
– Jaką mamy pierwszą lekcję? – spytał Harry.
– Ja mam numerologię – odpowiedziała Hermiona.
– Aha, czyli my mamy wróżbiarstwo. Ron, rusz się, bo znowu się spóźnimy – mruknął Potter.
– Tak, już idę.
– Hermiono, wiesz… –  zaczęła Ginny, gdy chłopcy wyszli. – Ta Levis nie jest taka zła. Naprawdę, cały szlaban układałam jej książki na regale. Nawet trochę ze mną porozmawiała!
– To dobrze, ale i tak wolałam McGonagall – stwierdziła pani prefekt. – A poza tym dziwi mnie to, że przeszła z Ministerstwa Magii do Hogwartu w środku roku szkolnego. Zobacz, taki Spencer jest z nami od początku roku, a ona… Owszem, wiem, że profesor McGonagall zrezygnowała z posady w środku roku, ale dlaczego zatrudniła akurat ją?
– Słyszałam od Romildy – szepnęła konspiracyjnie Ginny – że ona od początku chciała uczyć transmutacji w Hogwarcie, ale nie chciała pozbywać się McGonagall z posady. No i musiała czekać piętnaście lat.
– Naprawdę?
– Tak... Znaczy nie wiem, w końcu to informacja od Romildy, nie musi być prawdziwa. Jednak z tego, co wiem, w Ministerstwie zajmowała się odkryciami. Między innymi takimi, jak Szkółka Merlina. No, a teraz muszę się zbierać, Spencer nie będzie na mnie wiecznie czekał – zaśmiała się, po czym ruszyła w stronę sali od Obrony Przed Czarną Magią.
Hermionę zdziwiło to, co usłyszała od Ginny. To było zaskakująco… możliwe. Poczuła trochę sympatii do nowej nauczycielki, chociaż nie taką, jak darzyła panią dyrektor.
Godzinę później panna Granger wyszła z numerologii w dobrym nastroju. Nie stało się nic, co przypominałoby jej żart. Następną lekcją były eliksiry z profesorem Slughornem. Dziewczyna miała nadzieję, że i teraz nic się nie wydarzy. W duchu czuła, że jej może się najbardziej oberwać – jeśli chłopcy kierowali się zasadą, co najlepsze to na koniec. Nie potrafiła powiązać z ostatnimi wydarzeniami kogoś innego, niż Malfoya, Zabiniego i Calvina. Po prostu oni najbardziej pasowali do tej całej układanki.
Gdy Slughorn wpuścił ich do sali, od razu zauważyła, że jest więcej stolików niż było poprzednio i wszystkie były pojedyncze. Kiedy każdy wybrał sobie jeden stolik, profesor wytłumaczył im, że w ramach powtórek mają samodzielnie przygotować eliksir przeciwbólowy bez używania żadnych instrukcji. Hermiona uśmiechnęła się. Akurat ten eliksir jest jej ulubionym i jego skład potrafiłaby wyrecytować obudzona w środku nocy.
Kiedy zaczął się czas wykonywania eliksiru, szatynka szybko podeszła do szafki ze składnikami. Panował tam ogólny hałas i rozgardiasz – prawie nikt nie wiedział, jakie są składniki tego eliksiru, nie mówiąc o tym, jak go uwarzyć. Oczywiście, każdy pytał każdego, próbując zdobyć jak najwięcej informacji. I oczywistym jest, że prawie każdy pytał Hermiony.
– A co jeśli ja nie pamiętam?
– Ha, ha, ha. Śmieszny żart, Granger, naprawdę się postarałaś – mruknął Draco, jakby chciał, żeby tego nie usłyszała. Skutek był odwrotny. Dziewczyna jednak zignorowała go, wybierając składniki.
Pół godziny później Hermiona była w szale pracy. Szatkowała wszystko, odmierzała, dodawała do eliksiru, zmieniała temperaturę, mieszała. Czuła się naprawdę bardzo pewnie, doskonale znała ten eliksir. Kolejne pół godziny później dziewczyna musiała dodać swoją ostatnią ingrediencję. Czuła ogromne zadowolenie, gdyż jej praca była idealna i nie było możliwości, żeby coś jej się stało. Pochyliła się, by pokroić ostatnią rzecz, kiedy usłyszała huk.
Poczuła, jak coś gorącego oblewa ją. Momentalnie odskoczyła od swojego stanowiska pracy, nie do końca rozumiejąc co się stało. Skojarzenie faktów zajęło dosłownie chwilę.
Jej praca… wybuchła.
Wszystko było idealnie, nie mogło wybuchnąć ot, tak, po prostu! –  pomyślała.
– Chyba nie da się już uratować tego eliksiru, panno Granger – stwierdził profesor Slughorn, który pojawił się obok niej nie wiadomo skąd. – Niestety, ale jestem zmuszony wystawić pannie Trolla. Bardzo mi przykro.
– Oczywiście, panie profesorze. Pan, jako nauczyciel, powinien być sprawiedliwy – powiedziała Gryfonka. Jej głos był normalny, choć wyglądała jakby miała zemdleć. Oparła się o stolik, próbując ukryć wściekłość. Czy naprawdę nie dało się nic zrobić, uratować? Zajrzała do kociołka. W środku znajdowały się resztki jej pracy i… Malutkiej Bombki Postachu.
Hermiona doskonale znała tę rzecz, ponieważ George wypróbował ją na niejadalnej zupie Ginny w wakacje. Rudowłosa była wściekła, choć wybaczyła bratu to zachowanie, gdyż to, co ugotowała rzeczywiście nie nadawało się do jedzenia.
Tylko kto jej mógł to podrzucić? Odwróciła się instynktownie. Pierwszym, co zobaczyła, był Malfoy, próbujący nie roześmiać się na głos. Po prostu chichotał, patrząc w jej oczy, jak gdyby nigdy nic.
Już ja ci dam, żmijo, ty karaluchu jeden – pomyślała Hermiona, zaciskając usta.
–  Koniec czasu! – ogłosił nauczyciel. Potem ruszył między stolikami, oglądając eliksiry. – Najlepszy eliksir wykonał Draco Malfoy. Gratulacje, Slytherin otrzymuje trzydzieści punktów. Dziękuję, widzimy się na następnych zajęciach.



.*.*.*.



Trzy godziny lekcyjne później Hermiona nadal była zła i było to widać. Zachowywała się jak dawniej – często zgłaszała się na lekcji. Mimo to, wyraz jej twarzy wskazywał, że nie warto do niej podchodzić.
Ostatnią lekcją, jaką miała była transmutacja. W głowie powtarzała sobie materiał na krótki test, którą zapowiedziała profesor Levis, gdy pomagała Pansy. Wszystko wiedziała, jednak nie chciała przypadkiem zarobić kolejnego Trolla.
– Dobrze, najpierw napiszecie test, a potem oddacie swoje wypracowania – powiedziała pani Elizabeth, gdy weszli do sali.
Piętnaście minut później dziewczyna oddawała swoją pracę prosto w ręce profesor Levis. Cały czas trzymała ją w dłoniach, żeby Malfoy nic nie mógł jej zrobić – przywołać, podmienić, czy spalić. Nauczycielka cały czas przeglądała ich prace domowe, dlatego chłopak miał idealne warunki, żeby coś zrobić. Hermiona cały czas czekała na moment, w którym weźmie jej pracę i zobaczy jaką ma długość. I doczekała się. Kiedy była pracownica Ministerstwa spojrzała na wypracowanie Granger, kiwnęła głową z uznaniem. Jednak coś było nie tak, gdyż zaraz ściągnęła brwi. Szybko spojrzała na koniec tekstu, by zaraz zobaczyć jej środek.
– Praca do zwrotu – powiedziała do zszokowanej Hermiony. Dziewczyna podeszła do biurka, mając szeroko otwarte oczy. To było niemożliwe. – A takie wyznania proszę zostawić dla siebie. Taka mała rada na przyszłość – nauczycielka uśmiechnęła się do Hermiony. Gryfonka spojrzała na swoją pracę. I wtedy zobaczyła, o co chodziło…
Pergamin, który oddała nie był zapisany jej informacjami, które były na poprzedniej lekcji. Zamiast tego setki razy napisane było Kocham Dracona Malfoya. Dosłownie. Po jej poprzednim wypracowaniu został jedynie podpis. Nie zachowało się nawet jedno malutkie słowo. Wszędzie widniał tylko jeden głupi i kompromitujący napis: 

Kocham Dracona Malfoya.

Hermiona szybko odnalazła spojrzeniem Malfoya. Siedział w jednej ławce z Zabinim i Carverem. Śmiali się jej prosto w oczy – i tylko Calvin był na tyle ludzki, że patrzył się na ławkę, a nie na nią. Dziewczyna szybko usiadła obok Parvati.
Wiedziała, co zrobi.



.*.*.



– Jestem – oznajmiła Ginny, wchodząc do pokoju Hermiony.
– Dobrze. – Panna Granger podeszła do drzwi. Zamknęła je zaklęciem, na pomieszczenie rzuciła Muffliato. Potem jeszcze zasłoniła okna i dopiero wtedy dosiadła się do koleżanek.
– Mogę wiedzieć dlaczego nas tutaj zaprosiłaś? – spytała Amber.
– I do tego po ciszy nocnej? – dodała Ginny. – To do ciebie niepodobne, że kazałaś mi chodzić po korytarzach po patrolu. Ktoś mógł mnie złapać!
– Ginny, jak chcesz to możesz zostać tu, jeśli boisz się Filcha – stwierdziła Hermiona bez cienia ironii. – A co do twojego pytania, Amber, to jestem pewna swoich podejrzeń.
– Tymi kawalarzami są Malfoy, Zabini i Calvin, tak? – wtrąciła się panna Clive.
– Dokładnie, Ramono, to oni.
– A masz na to jakieś dowody? – zapytała Pansy. Mimo wszystko podejrzanymi jest dwójka jej przyjaciół i zamierzała ich bronić.
– Proszę. – Panna Granger podała jej swoje wypracowanie, które zwróciła jej Levis. Ślizgonce zrzedła mina. Niemal od razu poznała charakter pisma swojego przyjaciela. Podniosła wzrok na szatynkę, po czym mruknęła pewnie:
– To co z tym robimy?



.*.



Draco siedział obok Blaise'a i Calvina. Wszystko się udało, wyszło tak, jak miało być. Był dumny z siebie, bo nie było łatwo.
Nie martwili się o nic, bo wiedzieli, że nie zostali na niczym przyłapani, dziewczyny nie miały żadnych dowodów na to, że to byli oni. Nawet Granger nie mogła dojść, kto ją skompromitował. Szkoda, że nie byli świadomi tego, że w tym samym czasie omawiany był ich los.
Szkoda, że ci biedni chłopcy nie wiedzieli, że zemsta ma słodki smak.




____________________
Witam wszystkich!
W tym rozdziale czuję bardzo wyraźnie, że to naprawdę ja piszę "Zenit...". Może nawet za wyraźnie, trochę za dużo tu mnie. Cóż, może trochę poznacie moją osobę :D
Jak tam w szkole, czarodzieje? U mnie było ciekawie, jak zawsze zresztą. Mam nadzieję, że nie nazadawali Wam tyle, co mi ;-; Niestety, życie.
Jednak koniec użalania się nad sobą! Poradzę sobie, jak zwykle - Wy także, więc proszę się nie martwić ;)
Do następnej notki (oby jak najszybciej)
Feltson

12 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział, spodobał mi się. :)
    Taki tajemniczy no i pełen kawałów! Prawdę mówiąc, były genialne, nie spodziewałam się, że ta trójeczka ma aż taki zapał w sobie, by robić tyle numerów. :D Jestem ciekawa, co też dziewczyny na nich wymyślą...
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału. :)

    U mnie w szkole jeszcze nie cisną, ale już mowa o egzaminach zawodowych. XD "Za cztery miesiące", "Mamy mało czasu", "Musicie zdać na co najmniej 99%". Meh, no cóż.

    Pozdrawiam! :)

    ~ A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :3
      No i współczuję, bo mnie tak nie cisną. Ale takie głupie gadanie pod tytułem: "Musisz zdać to jak najlepiej", nie tylko stresuje, ale także denerwuje.
      Mam nadzieję, że mimo wszystko będziesz miała 100% :*
      Pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  2. Genialny rozdział :D
    Świetnie opisałaś zajęcia, uśmiałam się do łez :D Troszę mi żal Hermiony , że takie kompromitacje wychodzą na forum klasy ( nie z jej winy :D )
    Jestem ciekawa jak się zemści i mam nadzieję, że Malfoy nie zapomni tego do końca życia :D <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      A Malfoy rzeczywiście tego nie zapomni. Nie bez powodu mawiają, że zemsta jest słodka *śmieje się szaleńczo*. Nie chcę spojlerować, ale będzie jeszcze bardziej szalenie :D
      Pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  3. Cześć ;33

    "Szykujcie się ludzie, Draco Malfoy nadchodzi!" - Taaa... ludzie lubią białe fretki :DDD

    No, jestem! Troszkę po czasie, ale jestem ;))
    Rozdział komentuję na bieżąco, a więc... START:
    Tak, już widzę tę jędzę Levis, która szczerzy się jak idiotka i macha do uczniów skrzydełkiem kurczaka... Hah, leżę XD
    Nie lubię Ramony - ale cieszę się, że w twoim opowiadaniu nie ma tylko dwóch domów, Gryff i Slyth. Osobiście jestem Gryfonką, Tiara na Pottermore, ale bardzo lubię Hufflepuff. Wiesz, jak juz jesteśmy na Tiarze, to na końcu miałam wybór: Ravenclaw albo Gryffindor. Of course, że Gryff! :33
    A ja jak zwykle przynudzam xx..xx
    Wracając: Nie lubię Ramony, Lizzy też jest troszkę... ech, głupia jak but. Nie przypadły mi do gustu - Puchoni są mili - one miłe nie są. Jak dla mnie, przynajmniej. Kuffa, widział ktoś kiedyś Puchona, który grozi innym uczniom? Dziękuję, wiem, że nie.
    Buahahaha! Parkinson! Co ona zrobiła z tym atramentem! Haha! I już mam dobry humor po tej wstrętnej Ramonie i nauce matmy ;3
    Kurczę, kto tu jest taki dowcipny? Kim jest ten stały klient Magicznych Dowci... Aham, już wiem! Draco, czyż nie? Ech... Te białe fretki!
    Ach, to się działo w tym rozdziale!
    Dzięki tobie mam super humor i mogę jutro iść na matmę i histę :D No normalnie cię kocham!



    http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam do mnie cccccc;;;;;;;;
    http://corka-hariet.blogspot.com/ - zapraszam do mnie cccccc;;;;;;;;


    Buziaki!
    Hariet

    PS Duuuużoooo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Też jutro mam matmę historię :D Co z tego, że ma historii maluję cały zeszyt, a na matmie zrywam okładkę i projektuję nową? XD
      Ramona (chociaż to nieoficjalne) miała być w Slytherinie, ale tak jak Harry poprosiła Tiarę, żeby tam nie trafiać. Dlatego jest, jaka jest ;)
      Cieszę się, że poprawiłam ci humor :D
      I wcale nie przynudzasz XD Wiesz, ja też jestem Gryfonką - tyle, że do wyboru miałam Gryffindor i Gryffindor... Tak.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Twoje opowiadanie jest genialne, żałuję jedynie, że tak mało rozdziałów, bo nie mogę się już doczekać zemsty kobiet. Coś mi się wydaję, że będzie piękna.
    Opowiadanie jest super, ciekawią mnie te miejsca kolejne tajemnicze jak Szkółka Merlina, czy również zostaną odkryte... Mam nadzieję, że tak
    A teraz będę czekać na kolejny rozdział

    pozdrawiam

    zapraszam do siebie
    dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :3
      A zemsta kobiet... Postaram się, żeby była jak najpiększniejsza :D
      Postaram się wpaść ;)
      Również pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  5. Oh kolejny raz doprowadziłaś mnie do takiego stanu. Znowu...
    Czy ty tak musisz robić?
    Zdjęcie od razu przykuło moją uwagę a jego opis bardzo mi pasował. Bardzo.
    Kolejne tajemnice? Nie możesz przystopować? No nie możesz i to mi się podoba!
    Mam już dużo pytań!
    Zemsta mnie intryguje i czekam na dalszą tego część!
    Koniec czekam na nowy rozdział!
    Pozdrawiam,
    Beca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka już jestem, nic na to nie poradzę :D
      Póki co tajemnic jest mało... Znaczy, tak myślę, bo będzie ich więcej.
      Dziękuję za opinię <:
      Również pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  6. Niech Herm zmieni wlosy Draco na rozowo xDD Dobra czekam na kolejne *-*

    ~P. B.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam ciut inne plany, ale rozważę różowe włosy :)
    Feltson

    OdpowiedzUsuń

Z całego serca dziękuję za każdy komentarz, który jest dla mnie kolejną dawką weny ♥

Theme by Mia