Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 8: Z miłości do Quidditcha
Uczucie: Skupienie, adrenalina, zdziwienie
W pomieszczeniu
trwała napięta atmosfera. Minerva McGonagall obserwowała dwójkę uczniów, którzy
piorunowali się wzrokiem. Żaden nie chciał dać za wygraną, jednak kobieta za
wszelką cenę pragnęła, aby sami doszli do porozumienia. Bezskutecznie. Żaden
nie chciał słyszeć o tym, że miałby zrezygnować. To niedopuszczalne!
– Przykro mi,
Potter, ale nie zgodzę się na to. Nie jestem masochistą. A poza tym to byłoby
niesprawiedliwe.
– Co ty wiesz o
sprawiedliwości, Malfoy?
– Co nie co, na
pewno – mruknął, zakładając ręce. – Jednak czy nie uważasz, że trzy treningi
nierówne są pięciu? Myślę, że to Slytherin powinien zająć dziś boisko – rzekł,
patrząc na nauczycielkę.
– Panie Malfoy,
niech pan zwoła drużynę. Wasz trening się odbędzie. Może już pan odejść –
zwróciła się do blondyna. – A z panem Potterem chciałabym jeszcze porozmawiać.
Kiedy Draco
wstawał z fotela, posłał Gryfonowi triumfujące spojrzenie. Harry poczuł się,
jakby się gotował, jednak niczego nie zrobił – głównie dlatego, że obok
siedziała McGonagall.
– Do widzenia –
pożegnał się Malfoy, po czym wyszedł.
– O czym pani
chciała ze mną porozmawiać? – spytał, kiedy drzwi się zatrzasnęły.
– O treningu. –
Położyła splecione dłonie na biurku. – Pokój Życzeń działa bez zarzutu –
mruknęła tajemniczo. Potterowi zajęło chwilę, by połączyć wszystkie fakty.
– Przepraszam,
pani dyrektor, mam coś do załatwienia – powiedział, wstając z fotela. – Do
widzenia.
– Właściwe
podejście do sprawy, panie Potter. Do widzenia.
.*.*.*.*.*.
Dokładnie
dwudziestego czwartego października, w sobotę, cała szkoła miała jeden temat
rozmów – nadchodzący mecz Quidditcha rozgrywany między Gryffindorem, a
Slytherinem. Wszyscy byli podekscytowani, ciągle dyskutowali na temat
przewidywanych wyników. Niektórzy zakładali się, inni po prostu spekulowali.
Chodziły pogłoski, że uczniowie z trzeciej klasy na lekcji Wróżbiarstwa
próbowali wywróżyć wynik spotkania. Kiedy wyszło im 320 punktów dla
Hufflepuffu, zaprzestali dalszego przewidywania przyszłości.
Gdy Hermiona
weszła do Wielkiej Sali, miała wrażenie, że nie będzie w stanie przełknąć
niczego, co weźmie do ust. Stresowała się nadchodzącym meczem – w końcu to jej
pierwszy raz. Usiadła naprzeciwko Harry’ego i Ginny oraz obok Rona. Nałożyła na
talerz jajecznicę, po czym westchnęła. Widelcem zaczęła mieszać potrawę, nawet
nie próbując spróbować tego zjeść.
– Cześć –
przywitał się Potter, przyglądając się jej uważnie.
– Cześć, Harry –
odpowiedziała mu z delikatnym uśmiechem, po czym znów wlepiła swój wzrok w śniadanie.
– Nie stresuj się
tak, Hermiono. Nie ma czym, poradzisz sobie – powiedział tym razem Ron,
żujący kawałek boczku.
– Tobie
łatwo mówić, bo ty nie grasz. A co się działo na szóstym roku? Harry musiał
udawać, że wlewa ci Felix Felicis do soku, żebyś się uspokoił – zauważyła
szatynka. – Ale dziękuję ci, że mnie wspierasz. Taka Ginny to tylko siedzi i
śmieje się jak głupi do sera.
–
Przepraszam – wydusiła z siebie siostra Rona. – Niestety, ale ja właśnie
tak reaguję na stres.
Zrezygnowana
panna Granger wzięła trochę jajecznicy do ust. W końcu musiała mieć siłę, aby
grać.
.*.*.*.*.
– Drodzy
uczniowie! Serdecznie witam was na rozpoczęciu nowego sezonu Quidditcha w
Hogwarcie! – po błoniach rozszedł się głos nowego komentatora, Bena Collinsa.
Ben był kuzynem
Lee Jordana – a dokładniej synem jego ciotki. Uczęszczał na piąty rok i był
Gryfonem. Podobnie jak Lee, był żartownisiem, chociaż hamował swoje zapędy na
wieczne wygłupy. Miał ciemną karnację, brązowe, krótkie włosy i prawie czarne
oczy. Ben nosił okulary z czarną oblamówką, przez co jego oczy wydawały się być
większe, niż naprawdę były. Gryfon był słynny z tego, że miał słabość do
ogórków. Nie było dnia, żeby nie zjadł chociaż jednego ogórka, dlatego wszyscy
mówili na niego „Ogór”. Jemu całkowicie to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie
– czasem sam tak się przedstawiał.
– Dzisiejszy mecz
rozegrany będzie między Gryffindorem, a Slytherinem. Wszyscy ci, co kibicują
Gryffindorowi są zaproszeni na dzisiejszą imprezkę na cześć zwycięstwa
Gryfonów! – kontynuował chłopak, uśmiechając się przy tym. Gdy zobaczył minę
profesor McGonagall, poprawił się. – Ciekawe, kto dziś wygra – Slytherin, czy
może Gryffindor? Niestety, ale obie drużyny są tak dobre, że nie można
przewidzieć wyniku spotkania!
– Ogór, przyjmujesz
jeszcze zakłady? – zawołał z sąsiedniej trybuny jakiś czarnowłosy Puchon,
machając do Bena.
– Przykro mi
panowie, już nie przyjmuję zakładów, żeby nie było przypału – powiedział
melodyjnym głosem.
– Collins!
– Ależ pani
dyrektor, ja nie mam pojęcia, o co mu chodziło! – wytłumaczył się pośpiesznie
Gryfon. – O, właśnie wybiła godzina dziesiąta. Mecz czas zacząć!
Gdy Harry
usłyszał w szatni słowa kolegi, spiął się. Czy aby na pewno wszystko wypali?
Czy wszystko się uda? Miał taką nadzieję. Patrząc na swoją drużynę, czuł dumę.
Choć na początku miał problemy, żeby zapoznać ich z taktyką, to udało mu się.
Gdyby nie Ron, który dodawał mu otuchy i Hermiona, która potrafiła wszystko
innym wytłumaczyć tak, że rozumieli to, nie dałby rady.
–
Pamiętajcie, nie możecie się stresować. I trzymajcie się wszystkich
naszych ustaleń, a wszystko się uda. Powodzenia! – powiedział, na co szóstka
Gryfonów podeszła do niego i położyła dłonie na jego własnej. Potem krzyknęli w
tym samym czasie „Za Gryffindor”, po czym wsłuchali się w słowa Bena.
– W drużynie
Slytherinu z numerem siedem będzie grał szukający Draco Malfoy. – Wypowiedź
przerwał aplauz publiczności. – Z numerem sześć grał będzie kapitan Ślizgonów,
Blaise Zabini. Ścigającym z numerem pięć jest Kevin Vaisey, a z czwórką Teodor
Nott. Pałkarzem grającym pod numerem trzy jest Gregory Goyle, natomiast pod
numerem dwa Alex Harper. Z numerem jeden zagra obrońca, Miles Bletchley. –
skończył przedstawiać drużynę Slytherinu, pozwalając kibicom bić brawa.
Dasz radę, Hermiono – pocieszała samą siebie panna Granger,
oddychając głęboko.
– A teraz
czas na drużynę Gryffindoru. Z numerem siedem będzie grał kapitan i szukający,
Harry Potter. Numer sześć reprezentuje ścigający, Dean Thomas, numer pięć Ginny
Weasley, a numer cztery Carmen Vixen. Pałkarzem z numerem trzy jest Jake Hill,
a z numerem dwa Scott Harrison. Obrońcą Gryffindoru będzie grająca z numerem
jeden, Hermiona Granger. – Szatynka wyleciała, gdy Ben ją przedstawił.
Pierwszym, co
zobaczyła, były wypełnione po brzegi trybuny. Uczniowie, kibicujący Gryfonom
spisali się na medal. Przygotowali transparenty z napisami, taki jak: „Drużyno
Harry’ego Pottera, Ravenclaw cię wspiera”, „Mężni i odważni Gryfoni trzymają
już Puchar w dłoni”, czy „Gryffindor = zwycięzca”. Dziewczyna niemal od razu
poczuła się trochę lepiej, gdyż wiedziała, że na pewno ktoś trzyma kciuki za,
poniekąd, jej wygraną.
– No,
proszę, kogo tu mamy? Toż to Harry Potter i drużyna cieniasów – zaśmiał się
Malfoy, gdy Hermiona ustawiła się na swojej pozycji. Słysząc jego słowa,
zdenerwowała się. Obiecała sobie w tamtym momencie, że pokaże mu, kto jest
cieniasem, jednak postanowiła zająć się grą, a nie głupim Ślizgonem. Profesor
Hooch podleciała do Harry’ego i Zabiniego, by wygłosić krótką przemowę.
Pospiesznie wytłumaczyła główne zasady gry i poprosiła o ładną i czystą grę. Na
ostatnie słowa Zabini tylko się uśmiechnął, jednak nic nie powiedział. Gdy
panna Granger wzięła głęboki oddech, po trybunach rozległ się dźwięk gwizdka
nauczycielki latania. Wypuszczone zostały cztery piłki, lecz panna Granger
skupiła się tylko na tej jednej – a był to kafel.
– Pamiętaj,
Hermiono, nie więcej i nie mniej, niż trzy – przypomniał jej Harry, kilka
sekund po rozpoczęciu meczu, po czym wzbił się w górę, żeby rozejrzeć się za
złotym zniczem.
– Wiem o
tym! – krzyknęła, choć nie mógł jej usłyszeć, gdyż był za daleko.
Jako pierwsi
kafla złapali Ślizgoni. Mimo, że byli w szoku związanym z wystawioną przez
Pottera drużyną, to szybko z niego otrząsnęli. Szybciej, niż kibice.
– … kafla
przejmuje Zabini, leci w stronę bramek i... Gol! Dziesięć do zera dla
Slytherinu – powiedział zawiedzionym głosem Collins, zapisując coś na
karteczce. Hermiona była na miotle przy lewej bramce, choć kafel wrzucony
został do prawej.
– Przegramy –
mruknął Seamus do Neville’a, patrząc jak Carmen lecąc prosto zgubiła kafla.
– Nie chwal dnia
po zachodzie Słońca! To znaczy przed! Nie chwal dnia przed zachodem Słońca!
Wygramy, zobaczysz – stwierdził Weasley, kiwając na potwierdzenie swoich słów.
W tym czasie Vaisey wbił drugiego gola dla Slytherinu.
– I co, Potter?
Zgubiłeś okulary, gdy wybierałeś drużynę? Czy może robiłeś to na chybił–trafił?
– spytał Draco, podlatując do Harry’ego, obserwując przy tym, jak Nott zabiera
kafla Ginny. – Ale spokojnie, nie martw się. Wygrana Slytherinu jest najlepszym
rozwiązaniem dla wszystkich – zaśmiał się blondyn, po czym chciał odlecieć, by
szukać złotego znicza.
– Ten się śmieje,
kto się śmieje ostatni, Malfoy – krzyknął za nim Wybraniec.
– No właśnie,
Potter, to ja jestem tym ostatnim.
Potter zniżył
lot, uważnie się przy tym rozglądając. Harper odbił tłuczka w stronę Scotta, na
co ten ledwo się obronił – gdyby nie odleciał, prawdopodobnie zostałby uderzony
w środek głowy. Goyle widząc to roześmiał się, a Ginny przewróciła oczami.
– … podaje
kafla do Notta, a ten wrzuca w środkową bramkę – rzekł Ben. – Slytherin
prowadzi trzydziestoma punktami nad Gryffindorem.
– To, że
przegramy jest bardziej niż pewne – mruknął Seamus.
– Zamknij się,
Finnigan. Nie znasz się i tyle. – Ton, jakim Weasley to wypowiedział sprawił,
że jego kolega przestał się do niego odzywać.
Ron wcale się nie
dziwił, że uczniowie tak zareagowali na graczy Gryffindoru. Gdyby na własne
oczy nie widział, jak oni grają, to sam wyśmiałby własnego przyjaciela. Carmen,
która uczęszczała na pierwszy rok była niemal ostatnią osobą, która kojarzyła
się z Quidditchem. A jednak okazała się być genialna – mało tego, jej ojciec,
tak jak zauważyła Ginny, był byłym graczem w drużynie narodowej. Jake też nie
wyglądał na pałkarza. Podobnie, jak Carmen był świetnym potwierdzeniem dla
zasady, że pozory mylą. Był trzecioklasistą, w dodatku bardzo szczupłym. Pałka,
którą musi się posługiwać jest grubsza od jego ręki. Jednak uderzeniami wysyłał
je zadziwiająco daleko. Scott, który także był pałkarzem, uczęszczał na piąty
rok, ale był podobny do Jake’a. Również był szczupły, chociaż spowodowane to
było jego imponującym wzrostem. Był bardzo wysoki – do tego stopnia, że był
równy starszemu od niego Ronowi. A Hermiona… Wszyscy znają ją, jako dziewczynę,
która nienawidzi Quidditcha i nie umie latać. Ale kto wie, że po wojnie
zmieniła się także pod tym względem? Odkąd znalazła z Malfoyem tą Szkółkę
Merlina, to częściowo wróciła stara panna Granger, choć nowo nabyte nawyki
pozostały.
– Merlinie,
nareszcie – Hermiona usłyszała głos zniecierpliwionej Carmen, lecącej obok
niej. Dziewczynka puściła jej oczko, po czym poleciała w dół.
Po trzecim golu
Ślizgonów, kafla przejął Dean. Widocznie zorientował się, jaką taktykę mają
jego przeciwnicy, bo gdy tylko ponownie ułożyli „mur”, zagradzając mu tym samym
miejsce do lotu, podał piłkę lecącej na dole Carmen. Dziewczynka szybko ją
złapała, po czym poleciała ostro do góry. Gracze domu Salazara otrząsnęli się z
szoku dopiero, gdy panna Vixen rzuciła kafla do Ginny, a ta zdobyła gola dla
Gryffindoru.
– TAAAK!
Gryfoni zdobyli dziesięć punktów w pięknym stylu! Tak trzymać! Serio Ginny, ta
bramka była genialna! – krzyknął Ben do magicznego mikrofonu. Panna Weasley
popatrzyła na niego, zmarszczyła brwi i puknęła się w czoło, ale Ben umiejętnie
ją zignorował. – A ty, Bletchley, zamknij usta i ogarnij, że zdobyliśmy bramkę.
Halooo… – Komentator pomachał ręką w jego stronę.
– Collins!
– zawołała ostrzegawczo dyrektor McGonagall.
– A więc
jak już mówiłem – poprawił się. – Slytherin prowadzi tylko dwudziestoma
punktami. Teraz kafla ma Nott. Leci w stronę bramek Gryfonów, przygotowuje się
do rzutu, ale jednak podaje do Zabiniego. Zabini szybko rzuca kafla do Vaiseya
i… Kafla przejmuje Carmen! – mówił szybko Ben. – Vixen nurkuje, gwałtownie się
podrywa… Tak! Gryffindor zdobywa kolejne dziesięć punktów! Brawo, młoda,
świetna akcja.
Gdy Dean wbił
trzeciego gola, Ślizgoni poważnie zdenerwowali się. Zaczęli grać bardziej
brutalnie, przez co Gryfonom nie udało się utrzymać kafla na dłużej niż
kilkanaście sekund. Hermiona wyraźnie zauważyła, że ścigający stracili swój
rytm gry.
Czas, żebym ja zabłysła – pomyślała, zaciskając dłonie na rączce
swojej miotły, Pioruna 500. Wiedziała, że jeśli Nott poda do Vaiseya, to ten
będzie miał idealną pozycję do strzału na lewą bramkę. I jak zauważyła, tak też
się stało. Przygotowała się na obronę, skupiając się wyłącznie na kaflu.
Całkowicie wyłączyła swój umysł na zewnętrzne bodźce. I kiedy piłka leciała
prosto w jej ręce… zniknęła.
– Co za
obrona! Jake, od dziś jesteś moim mistrzem precyzji! – Dopiero, gdy usłyszała
komentarz Ogóra, zrozumiała co się stało. Hill odbił kafla tłuczkiem. – Kibice
Gryfonów, pamiętajcie, że zaproszenie na imprezę jest nadal aktualne!
– Zabini! –
zawołał Malfoy, lecąc do przyjaciela. – Co im się stało? Obudzili się, czy co?
Zrób coś, bo nas rozniosą!
– A co ja
mogę?
– Nie wiem,
każ tym głąbom grać brutalniej. - Pokazał dłonią na resztę Ślizgonów na
miotłach.
– Żeby
połamali to chucherko? – Blaise wskazał ręką Carmen, która właśnie łapała
kafla.
– Może… Sam
nie wiem, wymyśl coś, w końcu to ty jesteś kapitanem.
– Dobra,
ale na razie muszę odebrać im kafla – powiedział, po czym odleciał.
Piętnaście minut
później Gryfoni mieli na swoim koncie kolejne dwa gole, a Hermiona cztery
obronione rzuty. Trybuny szalały, Seamus przyznał Ronowi rację, a Ben cały czas
chwalił swój dom za odrodzenie, które przeżyli po trzecim golu przeciwników.
Hermiona musiała pogratulować Harry’emu i Ronowi. Taktyka, którą wymyślili była
naprawdę genialna. Ona sama nigdy nie wymyśliłaby niczego opierającego się na
psychologii. A oni sami wpadli na ten pomysł. Ba! Pracowali nad nim przez cały
wrzesień, codziennie go ulepszając.
Jednak
najważniejsze było to, że działała. Od chwili, gdy Malfoy powiedział: „Toż to
Harry Potter i drużyna cieniasów”, była pewna, że to musi się udać i nie ma
innego wyjścia. Na początku trudno było grać słabego – Carmen była tego
świetnym dowodem. Na początku meczu prawie w ogóle nie grała, tylko obserwowała
wszystko. Nie miała w sobie za knuta talentu aktorskiego, dlatego gdy tylko
Slytherin wbił Hermionie trzeciego gola ucieszyła się, że może robić coś
innego, niż tylko bezczynnie latać. Scott i Jake za to poradzili sobie z
graniem oferm. Moment, w którym Scott zamiast użyć pałki, aby obronić się przed
tłuczkiem, odleciał, był naprawdę pomysłowy.
Reszta taktyki
była spektakularna. Można było powiedzieć, że gra Gryfonów wyglądała bardziej
jak pokaz sztuczek na miotle. Harry wykorzystał fakt, że Carmen jest mała,
lekka i piekielnie zdolna. Dziewczynka cały czas latała pionowo w górę i w dół,
łapała kafla, gdy Ginny lub Dean zrzucili jej go w dół, czy też omijała mur
Ślizgonów. Panna Granger, która grała od kilku miesięcy, była pewna, że nigdy
nie osiągnęłaby takiego poziomu, jak Carmen. Oczywiście, biorąc pod uwagę, że
najlepiej sprawdzała się na pozycji obrońcy.
– Kafla
przejmuje Zabini, omija Deana i teraz ma idealne położenie do strzału, z czego
z pewnością skorzysta. Czy on… Tak, przygotowuje się do Rzutu Müllera! –
Ogór mówił bardzo szybko, jak na prawdziwego komentatora przystało.
Hermiona ponownie
skupiła się na kaflu, trzymanym przez Blaise’a. Na moment spojrzała na twarz
chłopaka. Zauważyła na niej zdenerwowanie i zaciętość. Szybko jednak przeniosła
swój wzrok na piłkę. W swojej głowie przeprowadziła szybką kalkulację.
Jeśli trzyma piłkę w prawej ręce, to trudno będzie mu wrzucić ją do
lewej bramki. Rzut Müllera polega na wbiciu kafla z dużą prędkością, dlatego
też musi się bardzo rozpędzić. Żeby nie wpaść na słupki, będzie musiał
zakręcić. Dlatego też muszę bronić prawą bramkę – zauważyła
w swoich myślach, przygotowując się do obrony. Ciągle wpatrywała się w kafla.
Kiedy Diabeł rzucił nim, panna Granger natychmiast podleciała do prawego
słupka, łapiąc piłkę.
– … i
obroniła! – po błoniach rozniósł się głos zachwyconego Bena. Szatynka
odetchnęła z ulgą podając kafla uśmiechniętej Ginny.
– Byłaś
świetna – powiedziała tylko, po czym zaczęła dalej grać.
–
Gryffindor prowadzi teraz sześćdziesiąt do trzydziestu, a szanse na
wygraną rosną z każdą chwilą. Harry, trzeba ci pogratulować, jesteś świetnym
kapitanem – stwierdził Collins, uśmiechając się przy tym. Potter w odpowiedzi
pokiwał mu pobłażająco głową, także z uśmiechem. Jednak jego wyraz twarzy
szybko się zmienił, a on sam zaczął lecieć w stronę komentatora. – Ej, tylko we
mnie nie walnij! Chcesz mnie zabić? – krzyknął odsuwając się ze swojego
miejsca, przez co prawie usiadł na kolanach Zachariasza Smitha. – A, nie,
przepraszam! Harry widzi złotego znicza! – W tym momencie Malfoy obrócił się
gwałtownie, szukając Pottera, do którego zaraz podleciał. – Przepraszam cię Harry,
już więcej nie pomyślę o morderstwie z twojej strony, obiecuję. A teraz ci nie
przeszkadzam, bo widzę, że jesteś zajęty… Scott odbija tłuczka w stronę
Malfoya. Swoją drogą to bardzo dobry wybór, on może przeszkodzić Harry'emu, a
tego nikt nie chce...
– Collins!
– Ginny
Weasley leci w stronę bramek Slytherinu, RZUCA I TRAFIŁA! Gryffindor prowadzi
siedemdziesiąt do trzydziestu, Potter jest w trakcie łapania znicza, a
szukający Slytherinu go goni. Te, Malfoy, znicz jest w drugą stronę –
powiedział Ogór, na co publiczność zareagowała głośnym śmiechem, Gdy Gryfon
zobaczył minę dyrektor McGonagall, szybko poprawił się. – To znaczy, nie, nie
odwracaj się, bo goni cię jednorożec. Wymiń Harry’ego i uciekaj, ratuj się –
kibice na trybunach ponownie roześmiali się, słysząc słowa Bena.
– Nie… dam…
ci… wygrać… Potter – wysyczał Draco, lecąc tuż zachłopakiem. Ostatnie słowo
niemal wypluł, dając czarnowłosemu jasno do zrozumienia, że to dla niego ważne.
Całkowicie ignorował komentatora, gdyż możliwość wygrania meczu całkowicie
odcięła go od rzeczywistości.
– Ja tobie
też nie! – mruknął Wybraniec, po czym przyspieszył. Jak na złość, znicz cały
czas umykał mu spod palców.
Harry cały czas
leciał z prawą ręką wyciągniętą przed siebie. Co chwilę musiał zakręcać, a
lecący za nim Draco wcale nie ułatwiał mu tego zadania. Co chwilę próbował
wyprzedzić Pottera, jednak ten zagradzał mu drogę. W pewnym momencie znicz
zaczął lecieć w przeciwną stronę, przez co blondyn zyskał szansę, aby złapać
piłkę. I kiedy miał już ją praktycznie w dłoni, ta poleciała pionowo w dół.
Harry i Draco w tym samym momencie ruszyli za nią, lecąc łeb w łeb z
wyciągniętymi rękami. Gdy znaleźli się pięć metrów nad ziemią, Potter pochwycił
piłeczkę i gwałtownie poderwał miotłę do góry, żeby nie wbić się w ziemię.
Malfoy, widząc, że przeciwnik ponownie z nim wygrał, wylądował za ziemi.
Oddychał głęboko, rzucając miotłę na ziemię.
– TAAAK!
Harry Potter złapał znicza, dzięki czemu Gryffindor wygrywa dwieście
dwadzieścia do trzydziestu. BRAWO! – krzyknął Ogór, na co trybuny zareagowały
natychmiastowo.
– Udało się
– szepnęła do siebie panna Granger, oddychając z ulgą. Cieszyła się z tego
faktu – w końcu całe dnie treningów nie poszły na marne, a przyniosły
zwycięstwo.
–
Wygraliśmy! – obok niej niewiadomo skąd pojawiła się Ginny. – Byłaś
świetna! Dobrze, że Harry przekonał cię, żebyś jednak grała w drużynie, bo nie
chciałabym, żeby to mój brat bronił. Nie to, że jest zły, ale miałby pietra, a
to źle na mnie działa. A ty jesteś dla mnie idealnym podparciem. – w czasie,
kiedy panna Weasley mówiła, lew Luny, którego miała na głowie, zaryczał.
– Dzięki,
ale ty też byłaś świetna.
– I co,
zielone lamusy? Wy nie macie wstępu na imprezę! – zaśmiał się Ben. W tym czasie
wszyscy zawodnicy wylądowali, a wokół Harry’ego zaczął tworzyć się tłum
Gryfonów, który cały czas schodzili z trybun. Gratulowali mu sukcesu w roli
kapitana oraz życzyli kolejnych zwycięstw. Niektórzy także chwalili go za
pomysł na taktykę, czy dobór zawodników.
– Smoku,
nie martw się, nie jesteśmy do końca przegrani – powiedział Blaise Zabini kilka
minut po zakończeniu meczu. Wszyscy powoli wracali do szkoły, ale drużyna
Slytherinu została jeszcze chwilę na boisku.
– Jak nie?
Przegraliśmy dwieście dwadzieścia do trzydziestu. Do TRZYDZIESTU, rozumiesz? Porażka…
– Nie do
końca – mruknął, wyjmując zza pleców małą, brązową sakiewkę.
– Co to
jest? – spytał Malfoy, nie do końca wiedząc, o co chodzi Diabłowi.
– Moja
wygrana – wytłumaczył. Blondyn podniósł brew, gdyż nadal nie rozumiał
czarnoskórego. – Założyłem się z Ogórem, że nie złapiesz znicza. No i wygrałem
trzydzieści galeonów!
– Wiesz co?
Już nie jesteś moim przyjacielem – rzekł Draco, na co Zabini się roześmiał.
.*.*.*.
– Nie
przejmuj się. Każdemu zdarza się przegrana i ty nie jesteś wyjątkiem. Draco,
proszę, nie denerwuj się - poprosiła, tuląc chłopaka do siebie.
– Nie
jestem zły, tylko zawiedziony. Jak przegrywam to tylko z Potterem. Dobrze o tym
wiesz. Zresztą, Zabini także. Słyszałaś o tym jego chorym zakładzie?
–
Oczywiście, że słyszałam, w końcu sam mi się chwalił – powiedziała Pansy,
uśmiechając się delikatnie do przyjaciela. Wiedziała, że mimo jego
zaprzeczenia, był zły. Nie na Blaise’a, ale na siebie. Zdenerwował go fakt, że
miał znicza praktycznie z dłoni, a nie złapał go. – Tylko mi powiedział, że
założył się z Ogórem o to, że Diabeł wykona rzut Müllera. Niestety, skąd biedny
Gryfon mógł wiedzieć, że nasz Diabełek go umie?
– Naiwny...
Chyba jeszcze nie poznał ani jednego Ślizgona.
– Właśnie.
A poza tym Blaise nie zrobiłby ci takiego świństwa. Owszem, inteligencją nie
grzeszy, ale jest twoim przyjacielem. Po prostu nie mógłby tego zrobić – panna
Parkinson roześmiała się. – Czekaj, zaraz wrócę – dodała, po czym wstała z
kanapy.
W tym czasie
Hermiona wyszła ze swojego pokoju. Przebrała się z szaty do gry, wykąpała się
oraz schowała swoją miotłę, którą dostała od Harry’ego i Rona na swoje
dziewiętnaste urodziny. Mimo, że na początku nie chciała przyjąć tego prezentu,
to chłopak nie chciał słyszeć, że go oddaje. Tylko dlatego dziewczyna zostawiła
tę miotłę. A później okazało się, że Potter zapewnił jej miejsce w drużynie…
– Gratuluję –
usłyszała głos Pansy, z którą minęła się na schodach.
– Dziękuję –
odpowiedziała, delikatnie się uśmiechając. Od odkrycia Szkółki Merlina, robiła
to coraz częściej.
– O, Granger –
zaczął blondyn, gdy zobaczył Gryfonkę, która właśnie weszła do salonu. – Nie
wiedziałem, że grasz w Quidditcha,
– O, Malfoy –
przedrzeźniła go. – Nie wiedziałam, że cię to interesuje.
– Nie wiedziałaś,
bo mnie to nie interesuje…
– A więc dlaczego
mnie zaczepiłeś? – zapytała, przerywając jego wypowiedź. Zamiast odpowiedzieć,
chłopak roześmiał się, wiedząc, że to zachowanie zdenerwuje ją. – Mam cię
dosyć, Malfoy – powiedziała po chwili. – Cały czas coś do mnie masz. Od
początku roku cały czas się mnie czepiasz, powoli zaczyna mnie to irytować. Od
pierwszej klasy cię znosiłam, ale teraz czuję, że nie daję rady.
– Coś jeszcze? –
rzekł chłodno. Prawdę mówiąc, to nie spodziewał się, że dziewczyna kiedykolwiek
przyzna mu się do czegoś takiego. Zawsze miał wrażenie, że docinanie sobie nie
robi na niej wrażenia, choć prawda była całkiem inna.
– Tak. Zostaw
mnie w spokoju. Nie odzywaj się do mnie, nie zaczepiaj mnie, a będę ci za to
wdzięczna – mruknęła, po czym wyszła z Wieży Prefektów, zostawiając
zszokowanego chłopaka samego.
.*.*.
Minerwa
McGonagall oparła czoło na swoich dłoniach. Mimo, że była kobietą bardzo
pracowitą, to ostatnio nie dawała sobie rady. Zarówno pozycja dyrektora szkoły
jak i nauczyciela transmutacji była bardzo ciężka, a przez ich połączenie
kobieta nie miała czasu na odpoczynek. Wyjście na mecz Gryffindor – Slytherin
było dla niej prawdziwą uciechą. Nie tylko mogła w końcu wyjść z gabinetu, ale
także odetchnąć świeżym powietrzem.
Na początku roku
szkolnego Minerwa była przekonana, że poradzi sobie z kierowaniem szkołą i
nauczaniem. I mimo, że miała dobre chęci,nie udawało jej się to. Nawet, gdy
ostatnio w Zakazanym Lesie zaginęły dwie dziewczynki, wysłała prefektów na
poszukiwania, bo sama miała mnóstwo papierów do wypełnienia. Tak nie powinno
być, ale zorientowała się o tym dopiero, gdy dodatkowo zaginęła panna Granger i
pan Malfoy. Nie powinna była do tego dopuścić. Na jej szczęście nic się nie
stało – nie licząc ważnego odkrycia, jakim było odnalezienie Szkółki Merlina.
Miejsce było w
tamtym momencie badane przez pracowników Ministerstwa Magii, by w najbliższym
czasie stało się jednym z najważniejszych zabytków w świecie czarodziei. Dążono
do tego, by uczniowie w ramach lekcji mogli odwiedzać to miejsce, które
niewątpliwie było ważne dla ich społeczności.
Innych dowodów na
jej przepracowanie było mnóstwo. To one były powodem, dla których postanowiła
przyjąć otrzymaną propozycję. Kobieta szybko napisała list, wiedząc, że
powinien znaleźć się u adresata następnego poranka i wysłała swoją sowę, by go
dostarczyła. Wiedziała, że podjęła właściwą decyzję.
.*.
W poniedziałek
rano zamieszanie związanie z wygraną Gryffindoru ustało. Hermiona mogła
swobodnie chodzić po korytarzach, nie obawiając się, że zaraz ktoś ponownie
będzie jej gratulował sukcesu. Za każdym razem przypominało jej się, że kiedy
była mała, zawsze marzyła o sławie. A gdy już poznała, z czym się to wiąże,
stwierdziła, że woli zostać zwykłym szarym człowiekiem. Właśnie tacy mieli
najlepiej, chociaż nikt głośno o tym nie mówił.
– Cześć –
przywitała się Ginny, która przyszła trochę spóźniona na śniadanie. Widać było,
że zaspała, gdyż wyraz jej twarzy wskazywał, że niedawno wstała. Zresztą,
roztrzepane włosy i pogniecione ubrania mówiły same za siebie. – Znowu
zapomniałam ustawić budzik.
– Wiedziałem –
mruknął Ron, no co jego siostra zareagowała groźnym zmróżeniem oczu.
Jednak Hermiona
nie zwracała na nich uwagi. Miała wrażenie, że coś się zmieniło. Nie takie, jak
początku roku, gdy zwyczajnie brakowało jej McLaggena przy stole, a zupełnie
inne. Odpowiedź uzyskała chwilę później, gdy dyrektor McGonagall wstała,
pukając łyżeczką w szklankę.
– Kochani –
zaczęła. – Jak dobrze wiecie, zostając dyrektorem nie zrezygnowałam z
posady nauczyciela transmutacji. Jednak ilość obowiązków przerosła moje
możliwości. Dlatego też chciałabym przedstawić wam nową nauczycielkę. A
zostanie nią…
– Ja ją
znam – szepnęła panna Granger, zwracając na siebie uwagę przyjaciół.
– … pani
Elizabeth Levis.
____________________
Witajcie,
Kochani!
Mam
nadzieję, że rozdział spodobał się Wam :)
Gotowi na
kolejny rok w Hogwarcie?
Korzystając
z wolnej chwili, rozbudowałam zakładkę o opowiadaniu o część z bohaterami -
ciekawych zapraszam do obejrzenia jej :) Co jakiś czas będę ją uzupełniać
:)
Koniec
zanudzania, życzę Wam miłego (tygo)dnia! :*
Selena
Feltson
Ps. W
poniedziałek wyczekujcie informacji - m.in. napiszę o moich planach dotyczących
bloga :)
Zajebiste! Serio ta baba :D xD Mam nadzieje ze nie bd taka zła ;P Super czekam na dalsze a co do tych legendarnych miejsc to eydaje mi sie ze ta wysepka zakochanych czy cos pojawi sie jak Draco i Herm bd razem albo jak sie w sobie zakochają i beda na jeziorem lub gdzies.
OdpowiedzUsuń~Pani Black
/\
Usuń||
To jest 100 opublikowany komentarz XD Gratuluję refleksu :D ;)
A co do Wyspy Zakochanych, to będzie niespodzianka (niestety nie mogę spojlerować, ale wszystko się wyjaśni (: )
Cóż, cieszę się, że spodobało ci się c:
Pozdrawiam serdecznie,
Selena Feltson
Witaj!
OdpowiedzUsuńNa początek napiszę, że cieszy nnie fakt, że zainteresowałam sie Twoim postem na Facebooku dotyczącego nowego rozdziału. Świetnie piszesz, spodobał mi się Twój styl pisania!
Można jedynie pogratulować talentu i życzyć powodzenia w publikowanii dalszych rozdziałów i innych dodatków!
Mogę śmiało stwierdzić, że będę tutaj zaglądała, a blog chętnie umieszczę w swojej liście u siebie. :)
Czekam ze zniecierpliwieniem na nowy rozdział!
Pozdrawiam i jeszcze raz życzę weny.
~A.
P.S. Mam nadzieję, że nie będziesz zła, jeśli zaproszę Cię również do siebie. :D Nie bedę umieszczać tu linku, zrobię to w karcie do tego przeznaczonej. :)
Bardzo dziękuję!
UsuńMinęło pół godziny, odkąd przeczytałam Twój komentarz, a ja nadal się szczerzę :D W dodatku nie wiem co napisać, więc myślę, że to wystarczy:
Dziękuję i bardzo się cieszę, że opowiadanie spodobało ci się!
A co do zaproszenia, to nie ma sprawy - chętnie wpadnę co Ciebie, jak znajdę chwilkę :)
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Hejka!
OdpowiedzUsuń"– O treningu. – Położyła splecione dłoni na biurku. – Pokój Życzeń działa bez zarzutu – mruknęła tajemniczo. Potterowi zajęło chwilę, by połączyć wszystkie fakty" - McGonagall! Moja baba!
Ha ha! 320 pkt dla Huffelpuffu w meczu Gryffindor - Slytherin!
(Jakby co, to ja komentarze pisze na bieżąco czytania, więc...)
Haha, ten Collins to równy człowieczek ;3 Już go lubię, dawaj go więcej!
"– Żeby połamali to chucherko?" - Blaise dobrze rozumuje, Draco mnie wkurwił ;-; Co jak co, zachowajmy choć odrobinę kanonu i GRYFFINDOR NIECH WYGRA!
JJEEEEEEEEEEEE! WYGRALI! JEEEEEE! WYGRALI! GRYFFINDOR! GRYFFINDOR! GRYFFINDOR! OLALALALAL! NASTĘPNY MECZ TEŻ Z KANONEM, MOJA KOCHANA! ;333
Naprawdę, gratuluję. Cudownie to opisałaś, wymiatasz ;**
http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam na nn cccccccc;;;;;;;;;;
Buziaki
Hariet
Uwielbiam czytać twoje komentarze :D
UsuńMcGonagall zostały stare przyzwyczajenia po byciu opiekunką Gryffindoru XD
Collins jest kuzynem Lee, dlatego jest fajny :3
Draco jest taki, jak ja - najważniejsze to wygrać. Nic innego nie wchodzi w grę.
Cieszę się, że ci się spodobało :D <3
Pozdrawiam,
Feltson
Ps. Wpadam dziś do Ciebie :*
Uwielbiasz czytać moje w komentarze? Ooo, jak miło! ❤
UsuńNie mogę się doczekać twojej wizyty ❤
Dobra, przyznaję się, że rozdział przeczytałam już kilka dni temu, ale musiałam się zebrać, żeby go skomentować.
OdpowiedzUsuńJest to jedno wielkie WOW. Hermiona grała w Quidditcha? Jak super!
Jednak cieszę się, że Gryffindor wygrał! Spadajcie Ślizgoni! xD
Nareszcie Hermiona zaczyna odżywać! Strasznie mi się to podoba. W ogóle lubię to, że w tym opowiadaniu nie ma nic na siłę. Wszystko przychodzi naturalnie.
Jest po prostu cudownie i mam nadzieję, że tak zostanie <3
Pozdrawiam
Wierna czytelniczka, która jest zbyt leniwa, żeby cokolwiek skomentować xD
Julio, wybaczam! XD
UsuńBardzo Ci dziękuję :3 :D Twój komentarz jest bardzo motywujący, lecę pisać dalej rozdział :)
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Super <3 Perfecto!
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się podoba twój styl pisania! Czekam na więcej <3
Pozdrawiam i życzę weny :*
http://pokoj-milosc-empatia-dramione.blogspot.com/
Bardzo dziękuję i również pozdrawiam :3
UsuńFeltson
Bardzo ciekawy wpis. Jestem pod wrażeniem !
OdpowiedzUsuń