Pełnia szczęścia
Część 2
Rozdział 23: Do pełni szczęścia...
Następnego dnia Draco wstał naprawdę późno. Ominęło go zarówno pierwsze, jak i drugie śniadanie. Kiedy zwlekł się z łóżka, czuł się naprawdę żałośnie. Założył na siebie pierwsze ubrania z szafy, które złapał, po czym wyjrzał przez okno. Już wcześniej słyszał głos Scorpiusa, ale wolał się upewnić, że na pewno znajdzie go na dworze. Jeszcze poszedłby tam na darmo.
Na szczęście młody faktycznie tam był i ciągle zagadywał do czytającej na ławce Hermiony. Bawiący się w piaskownicy, niesamowicie ucieszył się na widok swojego taty. Natychmiast porzucił swoje dotychczasowe zajęcie, by podbiec do ojca i się do niego przytulić.
– O, wstałeś w końcu – zauważyła Granger, jednocześnie zamykając książkę. Malfoy westchnął głośno. Poczłapał do stojącej w cieniu ławki, po czym oklapł na nią bez sił, a Scorpiusa posadził na kolanach. – Chyba nie będę pytać, jak się czujesz, doskonale to widać.
Spróbował spojrzeć na nią groźnie, jednak nie najlepiej mu to wyszło.
– Szmira! – zawołał Draco. Skrzat pojawił się przed nim w ciągu kilku sekund. Zgodnie ze swoimi przyzwyczajeniami, ukłoniła się, zanim jej pan zdążył ją o coś poprosić. Hermionie niezbyt się to podobało, jednak już dawno zrozumiała, że sama świata nie zwojuje. – Przynieś mi wody, bardzo cię proszę... O i jakiś eliksir na złe samopoczucie.
– Oczywiście, panie! – odpowiedziała ochoczo Szmira i za sekundę już jej nie było.
– Gdybym ci pozwoliła na te wino, na które miałeś ochotę, to może byś jeszcze nie potrzebował nic na złe samopoczucie – stwierdziła kąśliwie Hermiona.
Draco jak przez mgłę kojarzył, o czym mówiła. Może nie pamiętał dokładnie słów, które wtedy wypowiadał, ale wiedział, że z pewnością nie były mądre. Malfoy zaczął przypominać sobie pojedyncze obrazy z jego powrotu do domu – na przykład ten, gdy Nott z Zabinim wepchnęli go do kominka... Albo gdy wściekła Granger pomagała mu wejść po schodach... Poczuł się zażenowany swoim postępowaniem, a każde kolejne niewyraźne wspomnienie tylko ten stan pogłębiało.
– Nic nie mów – poprosił niemal błagalnie.
– Czyżby dopadł cię kac... moralny? Bardzo dobrze – stwierdziła pogodnie.
– Granger... – mruknął ostrzegawczym tonem.
– Tak, wiem, jestem złą kobietą. Zdążyłeś mnie o tym wczoraj poinformować. A, technicznie rzecz biorąc, zrobiłeś to dziś – poprawiła się.
W pewien sposób Draco zrobiło się głupio. Podrapał się po głowie, jednocześnie wymrukując przeprosiny. Oczywiście je przyjęła – nie potrafiłaby tego nie zrobić. Malfoy na kacu był dużo bardziej uroczy niż można by się spodziewać.
Hermiona kilka minut później pozbierała swoje rzeczy i wróciła do domu.
To nie jedyny raz, kiedy przed samym ślubem Hermiona uratowała Draco i została ze Scorpiusem na dłużej. Najbardziej krytyczna sytuacja nastąpiła, kiedy zespół umówiony na przyjęcie zrezygnował z występu ze względu na poważną chorobę wokalisty. Podczas gdy we wtorek i w środę wieczorem Draco z Teodorem załatwiali jakieś zastępstwo, ona zajmowała się synem. I podobało się jej to – czuła wtedy, jakby naprawdę była jego matką, a nie nianią. Jednym z jej ulubionych zajęć stało się usypianie go. Uwielbiała patrzeć jak powieki zaczynały mu ciążyć na skutek opowiadanych bajek, aż w końcu zamykały się do końca, by móc otworzyć się dopiero rano. Gdy Scorpius spał, jeszcze bardziej przypominał aniołka. A Hermiona wprost nie mogła się na niego napatrzeć.
W końcu nadszedł dzień, w którym Teodora i Astorię miał połączyć węzeł małżeński.
Zmęczona tym tygodniem Hermiona nie potrafiła odmówić sobie dłuższego snu. Zazwyczaj w weekendy starała się wstawać o w miarę rozsądnych godzinach. Opieka nad Scorpiusem naprawdę wymagała od niej dużo energii – tym bardziej zmęczenie dawało się jej we znaki. Ostatnio poświęcała mu całe dnie.
Zdążyła wstać, pościelić łóżko idealnie przed wizytą Ginny. Rudowłosa zapukała do drzwi akurat w środku śniadania.
– Cześć Hermiona! – zawołała ucieszonym tonem, przytulając przyjaciółkę na przywitanie. Zauważywszy, że dziewczyna kończy przeżuwać i przełyka ostatnio wzięty kęs, zmarszczyła brwi. – Jest dopiero po pierwszej, a ty już jesz obiad.
Granger pokręciła przecząco głową.
– Nie obiad, śniadanie – poprawiła ją. Zamknęła za Weasleyówną drzwi, kiedy ta przekroczyła próg jej lokum.
– Śniadanie? O tej porze? Nie poznaję cię, ranny ptaszku.
– Ja siebie też. Ale ostatni tydzień był dosyć wyczerpujący, nie miałam zbyt wiele czasu... – tłumaczyła się Hermiona, idąc w stronę kuchni. Usiadła do stołu, gdzie stał talerz z apetycznie wyglądającymi kanapkami.
– Wiem – stwierdziła cierpko Ginny. – Nawet nie miałaś kiedy odebrać tych cudeniek – zauważyła trafnie, jednocześnie unosząc lewą dłoń. Trzymała w niej torbę ze sklepu obuwniczego. Hermiona doskonale znała jej zawartość.
– Na śmierć zapomniałam!
Ugryzła kanapkę, a następnie odebrała od Ginny swoją własność. Zajrzała do środka, gdzie znajdowały się jasne szpilki na średnim obcasie. Odstawiła torebkę obok swojego krzesła.
– Wiem, że zapomniałaś.
Hermiona miała ochotę powiedzieć jej, że to wina Harry'ego, który ją zagadał, gdy wróciła z Ginny z zakupów. To dlatego zapomniała butów z ich mieszkania. Postanowiła jednak się odzywać. Podejrzewała, że Weasleyówna i tak wybieliłaby narzeczonego w taki sposób, że cała wina stanie po stronie Granger i jej roztrzepania. A tego nie mogła się wyprzeć, ostatnio naprawdę czuła się trochę zakręcona.
To wszystko wina Malfoya – przeszło jej przez myśl. To blondyna obwiniła za to, że wypadło jej z głowy, żeby wcześniej odebrać szpilki.
Ginny pozwoliła przyjaciółce w spokoju zjeść śniadanie, ale gdy tylko posiłek się skończył, wygoniła ją pod prysznic.
.*.*.*.
Kilkanaście minut po szesnastej, kiedy Draco kończył wiązać krawat, usłyszał dzwonek do drzwi.
– Hermiona! – zawołał szczęśliwy Scorpius. Zeskoczył z łóżka, na którym siedział i ruszył w stronę drzwi wejściowych.
– Uważaj na schodach! – upomniał syna Draco, ruszając za nim. W połowie zawiązany krawat zawisł na jego szyi samotnie.
Malfoy dopilnował, żeby jego syn w pośpiechu bezpiecznie dotarł na dół, po czym otworzył drzwi czekającej po drugiej stronie dziewczynie.
– Granger co tak... – przerwał, mierząc ją wzrokiem.
Jeżeli wcześniej myślał, że ta sukienka pasuje do niej idealnie, to teraz nie miał słów. Wyglądała ślicznie z lekkim makijażem i luźno upiętym kokiem. Uśmiech na jej twarzy dodawał jej dużo uroku.
Lubił, kiedy się uśmiechała. Radość, która wtedy jej towarzyszyła, często udzielała się jemu. Ostatnio wprost nie potrafił się powstrzymać przed szczerzeniem się w jej obecności. Teraz też tak było.
– Co tak? – dopytała go z ciekawości.
– ... wcześnie – dokończył. Hermiona wzruszyła ramionami.
– Tak wyszło – odpowiedziała krótko. Miała świadomość, że gdyby nie pomoc Ginny i jej zdolności fryzjerskich, to na pewno by się spóźniła. – Ale z tego co widzę, wy też jesteście prawie gotowi – stwierdziła, wchodząc do środka. Wcześniej wgapiony w nią Malfoy nie pomyślał, żeby przepuścić ją w drzwiach.
Scorpius, również ucieszony widokiem niani, podszedł do niej i przytulił się do jej nóg. Serce Hermiony zabiło mocniej. Położyła dłoń na pleckach chłopca, jednocześnie gładząc go przez materiał granatowego garnituru.
– A co za przystojniak się do mnie tuli?
– Ja! – powiedział, spoglądając w górę. Wyglądał jak prawdziwy aniołek. Satynowa muszka w ciemnogranatowym kolorze sprawiała, że Scorpius był najsłodszym dzieckiem świata.
Draco poszedł do salonu, gdzie znajdowało się najbliższe lustro, żeby móc dokończyć wiązanie krawatu. Widząc to Scorpius złapał Hermionę za dłoń i poprowadził ją za swoim ojcem. Malfoy starał się zrobić to szybko i starannie, jednak niezbyt mu to wychodziło. Ciągłe krzywizny w suple go denerwowały. Zazwyczaj nie miał z tym problemu, ale teraz... Nie rozumiał, co się dzieje. Hermiona widząc jego nieudolne starania, podeszła i pomogła mu. Kilkoma pewnymi ruchami dokończyła dzieło.
– Dzięki – mruknął z wdzięcznością.
Gdy wszyscy byli gotowi, wyszli przed bramę domu Malfoya i teleportowali się do dworku Notta. Hermiona, która jeszcze nie miała przyjemności tutaj być, rozejrzała się wokół. W tej części ogrodu rosło kilka imponująco starych drzew, kilkanaście krzewów różnej maści i mnóstwo kwiatów. Najbardziej jej uwagę przykuł biały, weselny namiot. Natychmiast Hermionie przypomniał się ślub Billa i Fleur.
– Chodźcie – nakazał Draco.
Poprowadził trzymającego go za dłoń syna i Hermionę – którą obejmował wolną rękąw talii – do namiotu. Tam zgromadzili się goście. Malfoy pomógł znaleźć im jak najlepsze miejsca. Usiedli w trzecim rzędzie obok starszej pani w jasnofioletowej garsonce.
– Dzień dobry, pani Nott – przywitał staruszkę blondyn, uprzejmie kiwając głową.
– Dzień dobry, Draco – odpowiedziała, uśmiechając się życzliwie do całej trójki.
– Ja nie mogę z wami tutaj być, bo jestem drużbą – powiedział Scorpiusowi. – Masz być grzeczny, dobrze?
– Tak, tato – zgodził się chłopczyk.
Zadowolony Draco tylko kiwnął i już po chwili go nie było. W tym czasie Hermiona zajmowała Scorpiusa rozmówkami na różne tematy, a pani Nott co jakiś czas jej w tym pomagała. Reszta miejsc powoli się zapełniała.
W końcu nadszedł ten moment, kiedy muzyka zaczęła grać, a wszystkie szmery ustały. Ten ślub był naprawdę piękny i całkiem skromny, jak na ludzi o takim statusie materialnym. Suknia Astorii – najważniejszej kobiety wśród wszystkich zebranych – nie miała zbyt wielu ozdób. Prosta góra, pięknie eksponująca brzuch w zaawansowanej ciąży, oraz rozkloszowany dół sprawiły, że Teodor nie mógł oderwać od niej wzroku, kiedy szła w jego kierunku.
Hermiona z zachwytem obserwowała scenę składania przysięgi przez zakochanych. Zazdrościła im tego, co mieli – siebie. W tym momencie poczuła się samotnie. Chciałaby być na ich miejscu ze swoim ukochanym i obiecywać mu miłość i wierność. Póki co mogła o tym jedynie pomarzyć.
Gdy w końcu Astorię i Teodora ogłoszono małżeństwem, a pan młody pocałował już oficjalnie swoją żonę, sala zmieniła wystrój. Zniknął ołtarz, a krzesła dosunęły się do stołów, zostawiając wolną przestrzeń na parkiet. W całym tym chaosie nawet nie zauważyła, kiedy Malfoy – poprzednio stojący obok Notta – pojawił się tuż przy niej. Oznajmił jej o swojej obecności poprzez położenie dłoni na jej talii. Hermiona nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, że to Draco pojawił się u jej boku. Od razu poczuła ciepło, choć wcześniej czuła się wyśmienicie.
– Był grzeczny? – spytał krótko.
– Jak zawsze – odpowiedziała. Trzymający ją za rękę Scorpius ożywił się na dźwięk głosu taty.
– Zawsze jestem grzeczny! – odezwał się. Na jego słodkiej twarzyczce pojawił się szeroki uśmiech, mający potwierdzić słowa malca. Draco pokręcił głową.
– No, powiedzmy, że zawsze.
Hermiona, ku swej konsternacji, poczuła, że uścisk dłoni Malfoya zelżał i już po chwili nie czuła jego dotyku na sobie. I choć miejsce, w którym jeszcze przed chwilą czuła go, nadal ją niemal parzyło, to jakaś jej część za nim tęskniła.
W tym czasie na parkiet weszła para młoda. Nottowie odtańczyli swój pierwszy taniec do jednej z romantycznych ballad Celestyny Warbeck. Piosenka była dużo lepsza od ulubionego „Kociołka pełnego gorącej miłości” pani Weasley, a najbardziej ratował ją niski, przyjemny wokal piosenkarza z zespołu znalezionego na ostatnią chwilę. Po krótkich oklaskach i spełnieniu prośby gości o kolejny pocałunek, Teodor zaprosił wszystkich do posiłku.
Malfoy poprowadził ich do długiego stołu. Jak na prawdziwego dżentelmena przystało, odsunął jej krzesło, a następnie pomógł usiąść synowi. Jako, że Draco był drużbą, siedzieli obok młodej pary. Hermiona doskonale widziała, jak pod stołem Nottowie spletli dłonie, kiedy czekali na drugie danie. Na ten widok nie mogła sobie nie pozwolić na lekki uśmieszek. Zawsze uważała, że trzymanie się za ręce – choć z pozoru niewielki gest – jest piękny. Kojarzyło się jej to z miłością, bliskością i czułością.
Po skończonym posiłku, zaczęła się zabawa. Draco poprowadził za rączkę zawstydzonego Scorpiusa do Diany, córki Dafne. Hermiona uśmiechnęła się nieznacznie na wspomnienie swoich początków w Malfoy Company, kiedy to uznała blondyneczkę za córkę Draco i Astorii. Dzisiaj to dziewczynka miała już pięć lat i wyglądała jak kopia swojej matki.
W czasie, kiedy państwo Danet i Draco próbowali przekonać swoje pociechy do wspólnej zabawy, do Hermiony podszedł Blaise.
– Czołem Granger! – powiedział wesoło na przywitanie.
– Cześć – odpowiedziała.
– Dostałaś pozdrowienia ode mnie?
Kiedy pijany Malfoy powiedział jej, że Zabini ją pozdrawia, wzięła jego słowa średnio poważnie. A jednak nie bredził tak bardzo, jak myślała.
– Malfoy był pijany, kiedy je przekazywał, ale nie zapomniał – powiadomiła go.
Chwilę rozmawiali o wieczorze kawalerskim. W tym czasie podszedł do nich kelner, od którego wzięli po kieliszku szampana. Blaise niechętnie uchylił jej rąbka tajemnicy i wyznał, że Draco jako pierwszy wrócił do domu. Po niezwykle poważnej rozmowie, wychylał kolejki szybciej i częściej niż towarzysze; nic więc dziwnego, że upił się najszybciej i najbardziej
– No co się mu dziwisz? Do ciebie mu się spieszyło... – Puścił jej oczko. Nie wiedząc czemu, po jego słowach Hermiona poczuła jakiś dziwny, aczkolwiek przyjemny uścisk w brzuchu.
Po chwili do rozmowy dołączył sam zainteresowany. W dłoni także dzierżył kieliszek szampana, a widząc ucieszoną minę Zabiniego, czuł, że coś jest nie halo. Nie zawahał się go o to spytać. Blaise bez zastanowienia odpowiedział, że go obgadywali.
Draco dopił alkohol, a następnie – ignorując Zabiniego – wyciągnął ku niej dłoń i zaprosił do tańca. Panna Granger z wielką chęcią się zgodziła.
Na parkiecie Draco jedną dłoń położył na jej talii, palce drugiej splótł z jej. Zespół aktualnie grał powolną, romantyczną piosenkę. Malfoy przysunął dziewczynę bliżej siebie, a ona z chęcią na to przystała. Gdy była tak blisko niego, nie tylko czuła ciepło, jakie od niego biło, ale także zapach jego perfum. Uznała, że idealnie do niego pasowały. Z przyjemnością wzdychała powietrze, chcąc nasycić się jego męską wonią.
Draco również cieszył się z bliskiej obecności Hermiony. Nie wiedząc czemu, kiedy była obok, czuł się inaczej. Lepiej. Cała uwaga skupiła się na niej, co dawało mu poczucie samotności – nie widział innych tańczących obok par, tylko ją. Jakby nikt inny się nie liczył.
Nie wiedział, ile piosenek przetańczyli, gdy usłyszał smutny głos swojego dziecka.
– Tato...
Draco odsunął się od Hermiony i kucnął obok Scorpiusa.
– Co się stało, młody? – zapytał go, jednocześnie poprawiając mu roztrzepane włosy.
– Diana jest dla nie niemiła – poskarżył malec. Malfoy rozejrzał się po pomieszczeniu. W rogu namiotu dostrzegł małą blondyneczkę uczepioną przy nodze swojego ojca. Draco uśmiechnął się pod nosem.
– Zaraz wrócę – zwrócił się do Hermiony. Ta pokiwała głową ze zrozumieniem.
– To ja pójdę się czegoś napić.
Po znalezieniu stolika, na którym stało kilkadziesiąt kieliszków wypełnionych szampanem, Hermiona chwyciła jeden z nich i wzięła łyka. Swój wzrok utkwiła w bawiących się gościach. Potrzebowała tej chwili spokoju, by unormować bicie serca po tańcu z Malfoyem. Nie wiedząc czemu blondyn tak na nią działał – bo przecież nie czuła zmęczenia, tylko przyspieszone uderzenia pewnego organu zdradzały, że przed chwilą byli razem na parkiecie...
Dziewczyna nie zauważyła, kiedy wir myśli porwał ją na tyle, że nawet nie spostrzegła, iż nie jest sama.
– Świetna zabawa, nieprawdaż? – Panna Granger drgnęła na ten dźwięk.
Dołączyła do niej ta sama kobieta obok której siedziała ze Scorpiusem na ceremonii. Zdjęła górę jasnofioletowej garsonki, przez co od razu wyglądała młodziej.
– Tak, ciężko się nie zgodzić.
– Nawet nie wiem, kiedy mały zdążył tak urosnąć – szybko zmieniła temat pani Nott. – Ostatnim razem, kiedy go widziałam, był jeszcze bobaskiem. Długo pani dochodziła do siebie po porodzie? – zapytała uprzejmie.
Choć jeszcze przed chwilą serce Hermiony biło dosyć szybko, teraz omal się nie zatrzymało.
– Słucham? – wydukała. Jej głos pełen był niepewności, której nie udało jej się ukryć.
– Nie było pani podczas tej wizyty u Teodora, kiedy poznałam Scorpiusa. Musiał być naprawdę płaczliwym dzieckiem, skoro Draco też był taki wykończony... Mój młodszy brat, a ojciec Teodora nigdy przenigdy nie wyglądał na tak przemęczonego. Ale cóż się dziwić, za wiele to on się synem nie zajmował, wszystko było na głowie bratowej – stwierdziła jakby z nutką żalu. – Ale dobrze, że Draco nie popełnia błędu mojego brata i swojego ojca. Dziecko ma przecież dwoje rodziców.
Hermiona szybko wszystko ułożyła w swojej głowie. Ciotka Notta widziała Scorpiusa, kiedy ten był jeszcze niemowlęciem. Nie miała jednak stałego kontaktu z Draco i nie wiedziała o jego samotnym ojcostwie. W dodatku widziała w niej matkę Scorpiusa. Dziewczyna szybko wróciła myślami do chwili, kiedy Malfoy zostawił ją i chłopca na ich miejscach przed ceremonią. Gdy kazał chłopcu bycie grzecznym nie użył w stosunku do nie zwrotu „pani” ani „niania”. Nic, co mogłoby wyprowadzić kobietę z błędu.
Chociaż tak naprawdę wcale się nie myliła.
– Ten Scorpius to naprawdę ładne dziecko. Zawsze wszyscy krzyczą, że małe dzieci bez wyjątku są ładne, ale to nieprawda – kontynuowała przyciszonym tonem, jakby zdradzała jej jakiś sekret. – Dawno nie widziałam tak ładnego chłopczyka. Skóra jak zdjęta z ojca, wykapany Draco. Ale! – przerwała na chwilę, jednocześnie unosząc wskazujący palec dla podkreślenia wagi swoich słów. – Po mamusi także widać wkład w synka. Może nie jest to aż tak porażające podobieństwo, ale jednak.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć kobiecie, a całą sytuację komplikował fakt, że nie wiedziała o sytuacji Malfoyów. Nie mogła jej uświadomić, że przyszła tutaj jako niania Scorpiusa – wtedy musiałaby o wszystkim opowiedzieć, a przecież Draco mógłby sobie tego nie życzyć. Gdyby chciał, pani Nott pewnie już dawno wiedziała o nieobecności matki Scorpiusa w jego życiu.
Dlatego też Hermiona wprost nie mogła opisać szczęścia, jakie ją ogarnęło, kiedy zobaczyła blondyna, który pojawił się obok niej nie wiadomo skąd.
– Jakie podobieństwo? – zapytał Draco, przerywając kilkusekundową, choć bardzo krępującą dla panny Granger, ciszę. Widząc kieliszek w dłoni Hermiony, postanowił pójść w jej ślady i sięgnął po jeden.
– Obgadywaliśmy waszego syna – stwierdziła beztrosko pani Nott.
Draco uniósł lewą brew do góry, przelotnie zerkając na stojącą obok dziewczynę. Nie potrafiła ukryć zakłopotania, które wtedy jej towarzyszyło. Malfoy upił łyk szampana i dopiero wtedy się odezwał:
– I do jakich wniosków doszłyście?
– Och, nic czego byś nie wiedział. – Kobieta machnęła ręką. Na jej twarzy wciąż widniał uśmiech. – Cały tatuś, chociaż do mamusi też jest podobny.
Malfoy zacisnął usta, żeby nie roześmiać się. Z twarzy Granger zniknęły już wszystkie kolory – stała biała jak ściana, popijając powoli szampana, jakby chciała czymkolwiek zająć ręce i usta. Chłopak postanowił więc uratować ją od ciotki Teodora. Sam nie utrzymywał z nią kontaktu, jednak wiedział, że jej gadatliwość mogła być dość... przytłaczająca. Zwłaszcza, jak się rozkręciła. Podszedł więc do bladej Hermiony i wolną ręką objął ją w talii.
– Faktycznie, nic nowego – odpowiedział uprzejmie. – Hermiona, słyszysz?
– Co? – sapnęła zdezorientowana dziewczyna. Jej imię brzmiało dziwnie, choć dobrze w jego ustach.
– Czy przypadkiem nie grają teraz twojej ulubionej piosenki? – Popatrzył na nią, jakby chciał ją przewiercić oczami. Nieznacznie zacisnął dłoń na jej boku.
– Och... Rzeczywiście! Kompletnie nie zwróciłam uwagi...
– No widzisz, od czego masz mnie? – Puścił jej dyskretnie oczko. – Pani wybaczy, ale...
– Nie przejmuj się, Draco – przerwała mu pani Nott. – Młodzi jesteście, musicie się wybawić. Miłej zabawy.
– Nawzajem – odpowiedzieli jednocześnie.
Kiedy odeszli od staruszki kilka metrów, Malfoy nadal trzymał rękę na poprzednim miejscu. Oboje odczuli swego rodzaju ulgę.
– Przepraszam cię za to Granger – zaczął po chwili Draco – ale nie miałem wyboru. Ona nie wie, że...
– Domyśliłam się.
– No widzisz, Granger, jaka z ciebie mądra dziewczynka. A jeśli chodzi o nią, to nie musisz się przejmować. Widzę ja raz na parę lat. Nie chcę jej o wszystkim opowiadać, bo przecież i tak nie utrzymuję z nią kontaktu. Nie musi wiedzieć. Mam nadzieję, że nie jesteś zła, że cię tak troszkę wykorzystałem.
– Oczywiście, że nie. Rozumiem cię.
Draco puścił talię dziewczyny z zamiarem ponownego poproszenia jej do tańca, jednak poczuł uścisk na swojej nodze.
– Tato... – głos Scorpiusa zabrzmiał tak samo jak przed kilkunastoma minutami. Jego ojciec westchnął cicho, ale posłusznie pochylił się, by móc zrównać się ze swoim synem.
– Co się stało tym razem?
– Diana dziwnie mówi i jej nie rozumiem.
Blondyn pokręcił głową.
– To chodź, porozmawiamy z jej mamą. Ona nie lubi jak mała mówi po francusku w Anglii. – Złapał go za rękę i wspólnie poszli szukać Dafne.
Hermiona poczuła, że musi zaczerpnąć świeżego powietrza. Odstawiła kieliszek z niedopitym szampanem i wyszła z eleganckiego namiotu.
Cały ogród Notta przystrojony został małymi lampkami, dającymi ciepłe, żółtawe światło. Dziewczyna od razu pomyślała, że jest tu bardzo romantycznie. Wcale nie dziwiła się Teodorowi i Astorii, że pobrali się tutaj. Po chwili spaceru dotarła do niewielkiego stawu. Muzyka w tym miejscu była na tyle cicho, że prawie jej nie słyszała. W zamian przygrywały jej świerszcze.
Dziwnie się czuła z faktem, że ktoś zobaczył w niej matkę Scorpiusa. Podobieństwo chłopca do swojego ojca było niezaprzeczalne. Na pierwszy rzut oka tylko włosy ich różniły. A mimo to ciotka Notta od razu uznała ją za rodzicielkę małego, chociaż mogła tak pomyśleć o każdej szatynce...
Nieprawda – przeszło jej przez myśl. Pani Nott pewnie zasugerowała się tym, że przyszli tutaj wspólnie. Może uznała ich za parę? Głupie pytanie, z pewnością tak było. Miała ich przecież za szczęśliwą rodzinę.
Chociaż Hermiona nie mogła ukryć faktu, że słowa kobiety napełniły ją dumą – i uświadomiła to sobie, gdy zakłopotanie całkowicie opadło. Nagle stwierdzenie, że Scorpius należy tak samo do niej, jak i do Malfoya stało bardziej realne, prawdziwe... Zupełnie, jakby czarno-białe zdjęcie zyskało barwy.
Zajęta własnymi rozważaniami dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy zyskała towarzystwo.
– Szukałem cię – usłyszała za sobą. Na dźwięk znajomego głosu natychmiast się obróciła. Ku niej kroczył Draco z marynarką przewieszoną na jednym ramieniu. Trochę ją dziwiło, po co wziął ją ze sobą. W końcu ta noc nie była taka zimna, pomimo zbliżającego się końca lata. – Konflikt już na dobre zażegnany. Zawsze wiedziałem, że Dafne jest dużo bardziej stanowcza od Damiena. A ty dlaczego tutaj? – spytał, kiedy tylko się z nią zrównał.
– Musiałam trochę pooddychać świeżym powietrzem – wytłumaczyła się. – Ale nie ukrywam, że też chciałam się przejść. Tu jest tak pięknie! Trochę jak w bajce...
Malfoy pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem. On już zdążył przyzwyczaić się do tego miejsca i nie robiło na nim takiego wrażenia jak na niej. Spędził tu na tyle dużo czasu, że potrafiłby się tu przemieszczać nawet z zamkniętymi oczami – oczywiście nie za długo.
– Skoro ci się tutaj tak podoba, to może przeszłabyś się ze mną w inne fajne miejsce? – zapytał, kiwając głową w nieoświetloną lampkami część ogrodu.
– Pewnie – zgodziła się bez wahania. Ufała mu i nie miała zbytniej ochoty wracać do namiotu. Wolała zostać z nim.
Draco zaoferował jej swoje ramię, które z chęcią przyjęła, po czym zaczął ją prowadzić w nieznanym kierunku.
Niewielki staw okazał się dużo większy niż przypuszczała. Hermiona wprost nie mogła sobie wyobrazić, jak wielka jest rodzinna posiadłość Teodora. Ale cóż, większość czystokrwistych rodów mogła pochwalić się dużymi majątkami i dworkami. Dom Draco też taki był. Zdążyła go trochę poznać, gdy blondyn rozchorował się jeszcze za czasów, gdy pracowała jako jego sekretarka i mu pomagała wyzdrowieć.
Malfoy prowadził ją dosyć pewnie, bo doskonale znał każdy zakątek tego miejsca. Pamiętał jednak, że miała na nogach buty, które raczej nie nadawały się do nocnych wędrówek po niezbyt równym terenie. Chłopak zaproponował nawet pożyczenie jej swojej różdżki, aby mogła oświetlać sobie drogę zaklęciem Lumos, jednak ta nie przystała na to. Zamiast tego zdjęła szpilki i resztę drogi kontynuowała z butami w dłoniach.
Jak się okazało parę chwil później, Draco prowadził ją na drewniany pomost. Tutaj widok na jezioro był znacznie lepszy. Po jego drugiej stronie Hermiona zauważyła światła z lampek zawieszonych na drzewach oraz krzewach. Starała się jednak nie myśleć ponownie o wielkości dworku Notta, tylko wysłuchać puenty opowieści Draco z jego młodości, którą właśnie opowiadał.
Dziewczyna odważnie weszła na pomost jako pierwsza. Nie bała się, bo wiedziała, że nie jest stary i nie powinien się pod nią załamać.
I miała też pewność, że Draco by ją uratował.
Chłopak natychmiast poszedł w jej ślady. Na samym końcu kładki położył swoją marynarkę.
– Cóż, miałem cichą nadzieję, że będzie ci zimno – zażartował – ale skoro nie przyda się w ten sposób, to nie mogę jej zmarnować – dodał, po czym szarmanckim gestem zaprosił ją na kawałek materiału.
Hermiona usiadła na marynarce, a stopy zamoczyła w chłodnej wodzie. Malfoy klapnął obok niej, niechlujnie podwinął spodnie do kolan, ściągnął buty wraz ze skarpetami, po czym poszedł w jej ślady. Kiedy uznał, że i tak niewiele zostało z jego eleganckiego wyglądu, sprawnie poluzował krawat, aby móc go swobodnie zdjąć. Gdy tylko rzucił go gdzieś na deski za siebie, rozpiął guzik koszuli i przeczesał włosy dłonią.
Przez chwilę panowała cisza. Nie była ona jednak niezręczna – dobrze się czuli w swoim towarzystwie. Draco przyjrzał się Hermionie, która z zamkniętymi oczami machała nogami na tyle delikatnie, żeby nie chlapać. W końcu poczuła na sobie świdrujące spojrzenie blondyna. Wtedy rozchyliła powieki i spojrzała mu głęboko w oczy. Uwielbiała je – nigdy nie widziała kogoś z piękniejszym spojrzeniem. Nawet w Hogwarcie robiło na niej niesamowite wrażenie: nieważne jak pełne chłodu były jego oczy, to i tak miały w sobie to „coś”. Wtedy jednak niezbyt się tym faktem przejmowała. Ale dziś, kiedy patrzył na nią w skrajnie inny sposób, bez nienawiści, a chłód zastąpiło odbicie gwiazd, nie mogła powstrzymać się przed komplementowaniem ich – nawet jeśli robiła to po cichu w myślach.
– Coś się stało? – spytała końcu. Draco wzruszył nieznacznie ramionami.
– Nic takiego – stwierdził. – Po prostu przypomniała mi się nasza randka na zakład. Wtedy też miałaś na sobie niebieską sukienkę... I siedzieliśmy razem na mojej marynarce nad Tamizą, gapiąc się w gwiazdy. Pamiętasz?
Gdyby wypił o połowę szampana mniej, pewnie zbeształby się w myślach za swoją niemęską sentymentalność, ale obecnie miał to w nosie.
Hermiona zmarszczyła brwi. Szybko połączyła wszystkie fakty. Oczywiście doskonale pamiętała tamten wieczór, bo sama często wracała do niego myślami. To jedno z jej ulubionych wspomnień związanych z siedzącym obok blondynem.
Draco z satysfakcją obserwował, jak uśmiech Hermiony rósł wraz z powiększającą się liczbą dostrzeżonych podobieństw.
– Jak mogłabym zapomnieć. Zrobiłeś mi wtedy test z astronomii.
Malfoy nie mógł się powstrzymać przed roześmianiem się. Odchylił się nieznacznie, jednocześnie opierając się na wyprostowanych rękach.
– Mogłem się tego spodziewać. Hermiona Granger poszła na randkę ze mną, samym Draco Malfoyem we własnej osobie, a i tak z całego wspólnie spędzonego wieczoru najlepiej zapamiętała odpytkę z gwiazdozbiorów. – W jego głosie, choć pełnym sarkazmu, Hermiona wyczuła nutkę rozbawienia.
– Cóż, wnioski musisz wyciągnąć sam...
– Nie przekomarzaj się ze mną, Granger. Bycie wredną ci nie pasuje.
– Czyżby? – Również odchyliła się, chcąc zrównać się z nim. Kiedy na oślep kładła bliższą jemu dłoń za sobą, ich palce zetknęły się. Żadne z nich nie wycofało się; przeciwnie – spletli ze sobą paliczki, tak jakby wspólne siedzenie na kładce w świetle gwiazd ze złączonymi dłońmi było dla nich codziennością.
– Oczywiście, że nie. Za bardzo kojarzysz mi się z dobrocią, żebym mógł zobaczyć w tobie coś wrednego.
Hermiona poczuła, jakby coś ją ukłuło. Niechcący zacisnęła palce, co Draco doskonale wyczuł – uznał to jednak za nieme podziękowanie i wdzięczność za tak miłe słowa. Dziewczyna nagle zrozumiała, dlaczego Malfoy nie podejrzewał jej o bycie matką Scorpiusa – uważał ją za zbyt dobrą, by zostawić własne dziecko. Dziwnie się czuła ze świadomością, że już niedługo drastycznie zmieni jego zdanie na jej temat.
Draco, widząc zamyślenie Hermiony, w ramach zaczepki szturchnął ją lekko ramieniem. Dziewczyna uznawszy, że nie chce psuć tego wieczoru, odgoniła od siebie nieprzyjemne myśli i zdobyła się na uśmiech. Jeszcze zanim przystała na propozycję opowiedzenia nieśmiesznego żartu o gumochłonie, przyrzekła sobie, że to ostatni wieczór sielanki.
Przez jakiś czas żartowali i rozmawiali na niezbyt zobowiązujące tematy, dalej trzymając się za ręce. Draco poczuł się dużo swobodniej w jej towarzystwie niż do tej pory. Długo nie mógł się do tego przyznać, ale czuł ogromne wyrzuty sumienia, że wtedy w Paryżu ją zostawił. Czasem zastanawiał, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby wtedy pozwolił, żeby obudziła się u jego boku – miałby romans z Granger? A może wspólnie uznaliby, że to dla nich nic nie znaczyło? Przekonałby się, gdyby nie stchórzył.
Teraz jednak czuł się naprawdę dobrze z nią obok. Nie pilnował każdego słowa czy gestu, nie chcąc jej urazić, bo wiedział, że już nie ma mu tamtej ucieczki za złe. W przeciwnym razie nie siedzieliby tu dzisiaj, razem.
Również Hermiona nie siliła się na sztuczne bycie miłą. Szczerze, choć zwięźle odpowiadała Malfoyowi. Wolała słuchać tego, co mówił i patrzeć na jego profil. Nie mogła oderwać wzroku – wyglądał cholernie przystojnie z tymi rozwichrzonymi włosami i wzrokiem skupionym na punkcie daleko stąd.
– Nie pożeraj mnie tak wzrokiem, Granger – rzekł w pewnym momencie. Na policzki Hermiony wstąpił różowy rumieniec.
– Nie pożeram!
– Po prostu dogłębnie i nieprzerwanie kontemplujesz moją anielską urodę?
– Do anioła to ci daleko – stwierdziła krótko, patrząc mu głęboko w oczy.
– Cóż, warto popracować nad twoim zdaniem – mruknął cicho. Ich twarze dzielił niewielki dystans. Hermiona zmrużyła lekko powieki, żeby wyraźniej go widzieć.
– Spróbuj je zmienić – zdążyła odpowiedzieć, zanim musnął jej wargi swoimi.
Ten pocałunek kompletnie nie przypominał tego sprzed kilku tygodni, gdy całowali się w przedpokoju Malfoya. Dzisiaj robili to namiętnie, choć powoli, bez pośpiechu. Wolną dłonią Draco złapał ją za podbródek, by móc pogłębić pieszczotę. Dziewczyna uwielbiała to, w jaki sposób ją całował. Nikt inny nie umiał robić tego tak jak on – tak, że nagle cały świat przestawał istnieć i liczyli się tylko oni. Nic więc dziwnego, że myśli Hermiony całkowicie zostały zdominowane przez usta chłopaka.
Nawet wtedy, gdy siedzieli w ciszy, nadal trzymając się za ręce, a Hermiona położyła głowę na jego ramieniu.
Cóż, może aniołem nie był, ale za to bosko całował.
.*.*.
Choć dla Hermiony i Draco czas płynął powoli i mieli wrażenie, że nie było ich chwilę, ich spacer trwał całkiem długo. Kiedy tylko wkroczyli do weselnego namiotu, pojawił się przy nich Zabini ze Scorpiusem na rękach. Chłopczyk wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać – z daleka widać było jego zaszklone od łez oczy.
– Myślałem, że już nigdy nie wrócicie! – powiedział z wyrzutem Blaise. Spojrzał na nich uważnym spojrzeniem. Postanowił jednak nie komentować roztrzepanej fryzury Draco i krawata wystającego z przedniej kieszeni. – Nie wiem, co mu jest, ale chyba tylko cudem nie płacze.
Na policzki Hermiony wstąpił rumieniec wstydu. Ona i Draco byli tak zaaferowani sobą, że kompletnie zapomnieli o Scopiusie... Poczuła się jak nierozważna nastolatka, której tylko amory w głowie.
Draco podszedł do Zabiniego i wziął syna w swoje ramiona. Ten natychmiast zaplótł ręce na jego szyi, wtulając się w swojego ojca.
Hermiona obserwowała ten obrazek z cichym zachwytem. Dwóch mężczyzn, na których jej tak zależało w uścisku. Ojciec i syn. Czując jeszcze echo pocałunków Draco, przez chwilę poczuła się, jakby naprawdę mogli być zwyczajną, kochającą się rodziną. Los jednak uczynił inaczej – oni mieli siebie, a ona była sama.
Dziewczyna starała się ukryć uczucie dziwnej pustki, kiedy blondyn odwrócił się przodem do niej.
– Młody jest kompletnie wykończony – oznajmił przyciszonym głosem, choć to kompletnie nie miało sensu. Wynajęty zespół wciąż grał z niezmienną od początku energią. – Zbieramy się?
– Pewnie.
Draco kiwnął głową i szybko pożegnał się z Blaisem. Postanowił jeszcze znaleźć któreś z nowożeńców, aby życzyć im miłej podróży poślubnej, którą – w ramach prezentu ślubnego – zafundował im na spółkę z Dafne i jej mężem.
Chwilę później wyszli z namiotu, kierując się w stronę bramy. Nie zdążyli jednak przejść dużego kawałka, kiedy Malfoy usłyszał, że ktoś go woła.
– Draco! Pozwolisz na chwilę?
– Dzień dobry, pani Shirley – odpowiedział blondyn z miną skwaszoną na tyle, żeby stojąca w oddali kobieta tego nie dostrzegła. Nie miał teraz zbytniej ochoty na rozmowę z ciotką Astorii, wolał położyć syna spać.
Odwrócił się w stronę starszej pani. W dłoni trzymała cienkiego papierosa wypalonego do połowy.
– Dawno się nie odzywałeś – zwróciła się do niego karcącym tonem. – Tyle tylko, że Astoria mi mówi, co u ciebie i smyka słychać. Gdyby nie ona, byłabym całkowicie odcięta od informacji.
– A widzi pani, zawsze mam coś na głowie. – Uśmiechnął się przepraszająco, poprawiając Scorpiusa na rękach.
– Szkoda, myślałam, że chociaż tutaj cię dopadnę i porozmawiamy. Adeline też jest ciekawa, co tan u was słychać. Siedzi w środku, nie lubi jak palę. Dym jej przeszkadza.
– Chętnie bym został, proszę pani, ale młody musi iść spać.
– Jak chcesz to mogę go położyć – zaoferowała Hermiona, do tej pory stojąca cicho z boku. Draco spojrzał na nią błagalnie, ale było już za późno.
– Poradziłaby sobie pani? – spytała uprzejmie kobieta, wypuszczając dym z ust. Widocznie naprawdę zależało jej na rozmowie z Draco.
– Pewnie, to nie pierwszy ra...
– Wspaniale! Draco, to naprawdę tylko chwilka – obiecała pani Shirley.
Malfoy spojrzał na nią groźnie.
– Zaraz wrócę – powiedział Hermionie, jednocześnie oddając dziecko w jej ramiona. Jeszcze zanim dziewczyna odeszła ze Scorpiusem na rękach, bezgłośnie go przeprosiła. To zdawało się niewiele pomóc, bo na twarzy Malfoya wciąż gościło maskowane niezadowolenie.
Chwilę później Hermiona teleportowała się przed bramę domu Malfoya. Scorpius poznając rodzinne strony trochę się uspokoił. Jego rączki nie zaciskały się tak mocno na jej szyi.
– Spać – przypomniał jej, wygodniej układając główkę na jej ramieniu.
– Wiem, kochanie, zaraz pójdziesz spać.
Przyspieszyła tempo, jednocześnie gładząc plecki chłopczyka. Kiedy tylko znaleźli się w jego pokoju, pomogła mu przebrać się szybko w piżamkę. Tak jak zawsze położyła się obok niego. Nie zwracała uwagi na to, że materiał sukienki może się pognieść.
– Chcesz bajkę? – zapytała cicho. Czuła jednak, że niepotrzebnie to zrobiła: powieki Scorpiusa były tak ciężkie, że bez opowieści szybko by zasnął.
– Chcę – mruknął, przysuwając się bliżej do Hermiony. Ta opatuliła go lepiej kołderką i zaczęła mówić. Nie minęło wiele czasu, gdy oddech chłopca zmienił się na miarowy.
Dziewczyna – tak jak zawsze, gdy usypiała syna – została z nim jeszcze chwilę, by móc po prostu na niego popatrzeć. Lubiła to robić, bo czuła się wtedy, jakby takie chwile były dla niej codziennością, o której marzyła przez ostatnie cztery lata.
Nawet nie zauważyła, kiedy i jej powieki ociężały na tyle, że zasnęła.
.*.
Kiedy Draco wrócił do domu poczuł, że i on ma dość. Jedyne, o czym w tej chwili marzył to sen. Może samo wesele go nie zmęczyło, jednak nie mógł tego samego powiedzieć o towarzystwie pani Shirley i kilku innych osób z dalszej rodziny Astorii. Ciągłe pytania o niego, o Scorpiusa, o Hermionę i o to kim dla nich była... Nie lubił takich sytuacji, ale cóż mógł poradzić? Trudno było wyrwać się z ich sideł, gdy już się w nie wpadło. A jego zdawkowe odpowiedzi tylko podsycały ich ciekawość. I tak w kółko przez prawie godzinę.
Dzięki, Granger – powtarzał ironicznie w myślach, choć nie potrafił się zezłościć na dziewczynę za to, że wpakowała go w takie tarapaty. Bo skąd mogła wiedzieć, że to może się tak skończyć?
Jeszcze zanim skierował się do swojej sypialni, postanowił zajrzeć do pokoju syna i zobaczyć, czy wszystko u niego dobrze. Najciszej jak potrafił, otworzył drzwi i zajrzał do środka.
W pokoju nadal paliła się lampka. Dopiero kiedy Draco podszedł do źródła światła, aby je wyłączyć, dostrzegł, że Scorpius nie jest sam. Obok niego spała skulona Granger. Draco uśmiechnął się na ten widok. Oboje spali w dokładnie tej samej pozycji – na boku, z jedną ręką pod głową, a drugą leżącą swobodnie obok. Nawet usta rozchylili w ten sam sposób. Malfoy schylił się i poprawił kołderkę w ten sposób, żeby Scorpius był dobrze przykryty.
Potem przyjrzał się zarówno jemu, jak i Hermionie. Pani Nott naprawdę mogła pomyśleć, że Granger jest matką Scorpiusa. W pewien sposób rzeczywiście byli do siebie podobni. Rozrzucone na poduszce loki dziewczyny miały niesamowicie podobną – o ile nie taką samą – barwę jak włoski dziecka. Tego Draco nie mógł stwierdzić jednoznacznie ze względu na słabe oświetlenie. Ale wraz z upływającym czasem dostrzegł więcej, z pozoru nieważnych, szczegółów, których nie widział wcześniej: ten sam kształt nosa, drobniutkie, niemal niewidoczne piegi obsypujące ich twarze...
Do tej pory był pewien, że Granger nie jest matką jego dziecka, ale teraz... Teraz ta pewność gdzieś się ulotniła. W końcu uprawiali seks, więc jakieś prawdopodobieństwo zawsze istniało. Nie mógł jednak dopuścić do siebie myśli, że to naprawdę mogłaby być ona. Ona zawsze stanowiła dla niego uosobienie dobra. Kłamstwo i taki egoizm po prostu do niej nie pasował. Zawsze sądził, że Granger powiedziałaby mu o ciąży i nie zostawiłaby swojego dziecka. Właśnie dlatego odrzucał ją jako jedną z potencjalnych mam, a skupiał się na tych pustych dziewczynach, z którymi spędzał pojedyncze noce, żeby zapomnieć o Hermionie. W głowie chłopaka cały czas brzmiały słowa pani Nott o podobieństwie jego syna do niej. Wziął głęboki wdech i obiecał sobie o tym nie myśleć.
Położył dłoń na jej ramieniu i delikatnie nią potrząsnął. Hermiona otworzyła oczy i automatycznie rozejrzała się wokół.
– Przepraszam – wyszeptała po kilku sekundach, które przeznaczyła na zrozumienie co się dzieje. – Niechcący zasnęłam.
– Nie ma sprawy. Sam jestem padnięty. – Wzruszył gładko ramionami. Jego głos nie był taki sam, jak przez resztę tego wieczoru. Miał w sobie pewną dozę chłodu. Hermionie przeszło przez myśl, że może wciąż denerwował się za to, że zostawiła go na pastwę tamtej kobiety. Jego mina w tamtej chwili nie świadczyła o zadowoleniu... Wolała jednak nie roztrząsać tej kwestii. Uznała, że jeszcze mu przejdzie.
Najdelikatniej jak potrafiła wstała z łóżka. Kiedy sprężyny zajęczały przez brak ciężaru jej ciała, Scorpius sapnął przez sen i nieznacznie zmienił swą pozycję. Najpierw z pokoju wyszła Hermiona, a zaraz za nią Draco, uprzednio gasząc lampkę.
– To ja już idę. Trafię sama do drzwi – dodała, kiedy zobaczyła, że Draco ma zamiar ruszyć w stronę schodów na dół. – Połóż się, pewnie jesteś zmęczony.
– Jestem – przyznał.
Zapadła chwilowa cisza, w trakcie której Draco uważnie przyglądał się Hermionie. Nie było to jednak to samo spojrzenie, którym obdarzał ją wcześniej. Nie chciała dać po sobie tego poznać, ale peszyło ją to.
– W takim razie dobranoc – pożegnała się. Jeszcze zanim odeszła złożyła na jego policzku krótki pocałunek.
Malfoy jeszcze przez chwilę stał w miejscu bez ruchu. Kiedy tylko się otrząsnął z dziwnej niemocy, która go ogarnęła, szybko zbiegł na dół. Hermiona stała w przedpokoju i właśnie zakładała sweterek. Nie zaskoczył jej swoją obecnością, bo z daleka słyszała jego pospieszne kroki.
– Coś się stało? – zapytała, gdy pojawił się w polu widzenia.
Draco postanowił nie bawić się w żadne zagadki, podchody czy przygotowania do trudnych pytań.
– Czy jesteś matką Scorpiusa?
Kolejny raz tego wieczoru z twarzy Hermiony odpłynęły kolory. Zacisnęła obie dłonie na torebce, którą złapała sekundę wcześniej. Popatrzyła w oczy Draco. Jego spojrzenie, pomimo zmęczenia, pełne było mocy. Poczuła jak pod jej powiekami zbierają się łzy, nad którymi nie potrafiła zapanować. Gdy tylko Malfoy je dostrzegł, od razu znał odpowiedź. Ale skoro zapytał, musiała mu odpowiedzieć.
– T-tak. Jestem – wyszeptanie tych dwóch kosztowało ją więcej niż przypuszczała.
Draco machinalnie złapał się za głowę i odwrócił się tyłem do Hermiony, by na nią nie patrzeć. Poczuł się źle. Poczuł się oszukany. Poczuł się jak głupiec omamiony przez tyle lat. Przez taki kawał czasu identyfikował matkę Scorpiusa jako łatwą panienką, której imienia nawet nie znał. A to cały czas była Granger... Ta Granger, z którą papierologia to żaden problem; ta sama, która pokazała mu filmy i piła z nim wino w Paryżu. To ona, a nie żadna pusta laska z klubu.
– Jak mogłaś? – wycedził przez zęby, odwracając się przodem do niej. Przez tą krótką chwilę zdążyła się popłakać. Szybkim ruchem starła łzy z policzków, choć nadaremno. Zaraz na ich miejscu pojawiły się kolejne.
– Jeśli myślisz, że było mi łatwo, to jesteś w cholernym błędzie...
– A myślisz, że mnie było? – wysyczał. Jego twarz wyrażała czystą wściekłość. Ale nie krzyczał. Nie wiedziała jednak, że cudem się od tego powstrzymywał. – Podrzuciłaś mi go ot tak! Wywróciłaś całe moje życie, nie przygotowując mnie na to! Porzuciłaś własne dziecko...
Przerwał na chwilę, bo nie wiedział, co powiedzieć. Tysiąc myśli na sekundę przewijało się przez jego mózg, a towarzysząca mu wściekłość wcale nie pomagała w ujarzmieniu ich.
A Hermiona nadal stała bez ruchu. Tylko lecące po policzkach łzy i drżące dłonie świadczyły o tym, że nie jest kamiennym posągiem.
– Jak mogłaś? – powtórzył. – Nigdy bym nie pomyślał, że jesteś taką pieprzoną egoistką. Nigdy! A ty skazałaś własnego syna na życie bez matki, kiedy była mu tak potrzebna. Wolałaś zwiać jak zwykły tchórz do Australii!
– Ty nic nie rozumiesz... Ja...
– Co ty? Ty go zostawiłaś Granger – warknął. – Nawet nie wiesz, jak w tej chwili cię nienawidzę. Nienawidzę cię za to, że zostawiłaś go tak bez słowa. Nienawidzę cię za to, że odebrałaś możliwość bycia z nim od samego początku. Nienawidzę cię za to, że rozpieprzyłaś życie nam obojgu!
Nie potrafiła się ruszyć. Stała tam i tak po prostu płakała i chyba to go denerwowało jeszcze bardziej. Tyle lat go zwodziła i nic? Nawet nie miała mu nic do powiedzenia?
– Przez tyle lat byliśmy sami. Przez tyle lat szukałem kogoś, kto byłby z nami. Nie jak Astoria i Teodor, którym i tak zawdzięczam wiele. Szukałem kogoś, kto potrafiłby zaopiekować się nim i pokochać miłością bezwarunkową. Jak matka. Szukałem kogoś, kogo i ja mógłbym pokochać – mówił coraz spokojniej.
Po stokroć wolałaby, żeby krzyczał, wrzeszczał. A on tak po prostu stał i mówił prawdę. I chyba to ją bolało najbardziej.
– Do pełni szczęścia brakowało mi tylko ciebie, Granger. A teraz, kiedy już tu jesteś, nie mogę na ciebie patrzeć. Wynoś się – rozkazał jej.
Przeszedł obok, zgrabnie wymijając ją w taki sposób, że nawet jej nie dotknął. Jakby wprost się jej brzydził. Otworzył jej drzwi wyjściowe.
– I żeby było jasne, nie pojawiaj się ani w poniedziałek, ani nigdy więcej.
– Nie rób mi tego – wyszeptała. – Nie zabieraj mi go... Nie teraz, kiedy go odzyskałam...
– Sama go sobie zabrałaś, Granger. Dokładnie w dniu, w którym zostawiłaś go pod moimi drzwiami. Wynoś się.
Hermiona nadal stała jak wmurowana. Tak wiele chciała mu powiedzieć, wytłumaczyć się, zrobić cokolwiek, ale po prostu nie potrafiła.
– No JUŻ! – ponaglił ją. Więc posłusznie wyszła z jego domu, a gdy tylko przekroczyła próg, zatrzasnął za nią drzwi.
Wtedy z jej ust wydobył się pierwszy szloch.
________________
Tamtatadam!
Wreszcie dotarliśmy do momentu, kiedy Draco poznał prawdę. Koniecznie musicie mi dać znać, co o tym myślicie – w końcu większość z Was niecierpliwie czekała właśnie na tą chwilę! :D (Zresztą ja także: mogę zdradzić, że kwestia Draco "Do pełni szczęścia brakowało mi tylko ciebie, Granger" powstała jeszcze w fazie wymyślania tego opowiadania... Czyli naprawdę dawno, dawno temu)
Rozdział miał być ociupinę wcześniej (jak zawsze xD), ale i tak względnie jestem zadowolona z tego tempa zwłaszcza, że ta notka ma taką długość jak dwa poprzednie rozdziały. Ale wiadomo, zawsze mogło być szybciej.
Także mam nadzieję, że się podobało! <3
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Ps. Jeśli ktoś chce wiedzieć, w jakim stanie jest kolejny rozdział, to można zaglądać w lewą boczną kolumnę. Obiecuję, że będę ją uzupełniać systematycznie!
Ps. Jeśli ktoś chce wiedzieć, w jakim stanie jest kolejny rozdział, to można zaglądać w lewą boczną kolumnę. Obiecuję, że będę ją uzupełniać systematycznie!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńmatko w tym bylo tyle emocji dzieki ze mialam mozliwosc przeczytania tego suoer rozdzial gratulacje jestem mega ciekawa co bedzie dalej
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤ Kontynuacja będzie możliwie najszybciej :D
UsuńRozdział petarda !
OdpowiedzUsuńDzięki ❤❤
UsuńO matko! Nie wiem co powiedzieć... Tyle skrajnych emocji w tym rozdziale. Po tej bajkowej sielance w ogrodzie (swoją drogą mistrzowsko napisanej, aż się rozmarzyłam ❤️), taka petarda na koniec. Chociaż może nie petarda, bomba z opóźnionym zapłonem. Trudno jest mi sobie nawet wyobrazić, co się działo w głowie tego biednego, zdradzonego (podwójnie) Draco. To było takie realistyczne. Poprostu majstersztyk! Teraz sobie wyobrażam jak chłopina osówa się po zamkniętych drzwiach i sam urania łzę. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za takie miłe słowa! ❤
UsuńRozdział właśnie miał być taki dwubiegunowy, więc cieszę się, że osiągnęłam swój cel :D I ogólnie jeszcze raz dziękuję, naprawdę nie wiem co powiedzieć... ❤
Kolejny rozdział jest już w trakcie pisania, więc powinien być niedługo :)
Pozdrawiam,
Feltson
Kocham to opowiadanie! JA nie wytrzymam czekając chyba na następny rozdział. Przecież! Ech! Cudownie opisałaś tą sytuację! Aż sama się wzdrygnęłam
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny z niecierpliwością!
Cieszę się, że lubisz Pełnię! :D ❤ Te słowa są jak miód na me serce :D
UsuńMyślę, że może uda ci się doczekać kolejnego, zwłaszcza że nie planuję go oddać tak jak zwykle po paru tygodniach ;)
Pozdrawiam!
Feltson
Tu nie potrzeba wielu słów... jak dla mnie wspaniały ❤❤❤
OdpowiedzUsuńDziękuję prześlicznie! ❤
Usuń