Pełnia szczęścia
Część 2
Rozdział 24: Współwinni
Dopiero po tym
jak Draco poznał całą prawdę, Hermiona zrozumiała jedną, dosyć istotną rzecz.
Nie bała się samego faktu przyznania się do bycia matką Scorpiusa. Najbardziej
przerażała ją reakcja Malfoya.
Ale nie zrobił
tego, bo tak naprawdę nie poznał tego wieczoru całej prawdy, a tylko
najważniejszą jej część.
Ostatnią
racjonalną myślą Hermiony było wstąpienie do łazienki i zmycie makijażu. Gdy
tylko popatrzyła na swoje odbicie, wzdrygnęła się. Wyglądała koszmarnie i to
nie tylko z powodu smug rozmazanego tuszu na policzkach. Jej oczy były
zaczerwienione i zaczynały puchnąć. Nie chcąc dłużej patrzeć na ten żałosny
obraz, oczyściła twarz i czym prędzej poszła do swojej sypialni, gdzie bez sił
opadła na swoje łóżko i po prostu płakała.
Za oknem już
świtało, kiedy Hermiona ze zmęczenia zdołała zasnąć.
.*. *.*.*.*.*.
Ginny Weasley
nie lubiła uczucia niepewności. A teraz takowe jej towarzyszyło.
Hermiona
obiecała wpaść po ślubie i opowiedzieć jej jak było. Ale wybiła czternasta, a
ona nie dała nawet znaku życia. Zrozumiałaby, gdyby wysłała jej sowę, że jest
zmęczona, albo nie ma ochoty rozmawiać. Ale nic takiego się nie wydarzyło.
Denerwowało ją także gdybanie Harry'ego który usilnie starał się ją uspokoić.
Jej kobieca intuicja ciągle podsuwała jej myśli, że stało się coś poważnego.
– A może po
prostu...
– Nie Harry!
Przestań, żadnych może – przerwała mu ze złością.
Potter zdjął
okulary i przetarł je rogiem koszulki.
– Jestem
pewien, że jest cała i zdrowa.
– Ale ja nie
jestem... Mam złe przeczucia – przyznała. – Ja po prostu wiem, że coś jest nie
tak. Poszłabym i sprawdziła co u niej, ale nie mogę.
Zerknęła na
zegarek. Wskazywał na kilka minut po czternastej. Za godzinę powinna być w
specjalnej loży na stadionie i pisać relację z ligowego meczu do jutrzejszego
wydania Żonglera. Lubiła swoją pracę, ale teraz miała ochotę ją rzucić w
cholerę. Harry podszedł do swojej narzeczonej i przytulił ją.
– Ja do niej
pójdę – zaoferował. – A ty się lepiej szykuj, bo się spóźnisz.
Rudowłosa
pocałowała go krótko.
– Dziękuję...
Potter jak
obiecał, tak zrobił. Wyszedł z domu jeszcze przed swoją ukochaną i teleportował
się w okolice mieszkania Hermiony. Nie minęło kilka minut, a stanął pod jej
drzwiami i zadzwonił dzwonkiem.
Bez skutku.
Harry spróbował
jeszcze raz. Kiedy i to okazało się bezowocne, zaczął pukać w drzwi i nawoływać
ją na tyle cicho, by nie robić zamieszania wśród innych mieszkańców.
Przestał, kiedy
do jego uszu dotarł dźwięk otwieranej zasuwy. Po chwili zobaczył swoją
przyjaciółkę i już wiedział, że Ginny miała kompletną rację. Oczy Hermiony były
podpuchnięte, włosy roztrzepane, a niebieska, zwiewna sukienka całkowicie
pogięta.
– Cześć Harry.
Wejdź – wychrypiała. Kiedy Potter znalazł się w jej mieszkaniu, zamknęła za nim
drzwi. – Przepraszam, że tyle czekałeś, ale dopiero się obudziłam.
– Hermiona... –
zaczął, ignorując jej słowa.
– Harry,
proszę, tylko nie mów, że koszmarnie wyglądam. Wiem o tym.
– Nie
zamierzałem – przyznał. Hermiona wstąpiła do łazienki, skąd wzięła szczotkę, a
następnie poszła do salonu i usiadła na kanapie, gdzie zaczęła walkę ze swoimi
włosami. Usiadł obok niej. – Co się stało?
Granger na
sekundę zamarła. W jej oczach błysnęły łzy. Nie rozpłakała się jednak – wzięła
głęboki wdech i kontynuowała zajęcie. Nie mogła więcej ryczeć – musiała się
wziąć w garść.
– Dowiedział
się – odparła krótko. – Malfoy już wie, że jestem matką Scorpiusa.
Harry skrzywił
się nieznacznie, czego panna Granger – zajęta rozczesywaniem końcówek – nie
mogła dostrzec.
– Nic ci nie
zrobił?
– Och, Harry,
oczywiście, że nie... Po prostu okropnie się wściekł i... I powiedział mi kilka
słów prawdy. To wszystko.
Harry nie
popatrzył na swoją przyjaciółkę, która w ciszy kończyła walczyć z włosami. Bez
kołtunów wyglądała nieznacznie lepiej, choć nadal smutno. Siedziała obok niego
pochłonięta swoimi myślami, jednocześnie wgapiając się w swoje splecione palce.
A Potter tak po prostu ją objął, żeby dodać jej otuchy.
– Co ja mam
zrobić, Harry? – spytała szeptem po jakimś czasie. – Przecież on mnie do niego
nie dopuści. Zabierze mi go...
– Hm – mruknął.
– Gdybym był na jego miejscu, też bym się zdenerwował i potrzebowałbym czasu na
ochłonięcie, przemyślenie sobie wszystkiego... Musisz mu dać dwa, może trzy
dni, a potem szczerze porozmawiać.
Hermiona pokiwała
głową.
– To chyba
najrozsądniejsze wyjście – przyznała mu rację.
O ile w
ogóle zgodzi się na tą rozmowę – pomyślała.
– Też tak
sądzę. – Uśmiechnął się pocieszająco. Dziewczyna spróbowała odpowiedzieć na ten
gest, ale wyszło jej dosyć nieporadnie.
– Wiesz Harry –
kontynuowała po chwili ciszy. – Chyba odwiedzę rodziców. Dawno ich nie
widziałam, a teraz będę mieć w końcu na to czas... Nie chcę siedzieć tutaj tak
bezczynnie i czekać.
– Ale wrócisz?
Nie uciekniesz znowu do Australii?
– Harry!
Oczywiście, że nie. Mam tutaj poważne sprawy do załatwienia.
– W takim razie
pozwalam.
Pierwszy raz na
jej twarzy pojawił uśmiech. Tym razem udany.
– Mogę mieć do
ciebie jedną prośbę? – Harry pokiwał potakująco głową. – Przeproś Ginny, że
dzisiaj nie przyszłam... Mam nadzieję, że nie była bardzo zła.
– Prędzej
zmartwiona. Ale oczywiście, przekażę.
.*.*.*.*.*.
Kiedy Draco
obudził się następnego dnia, czuł się po prostu paskudnie. Dokładnie tydzień
temu było tak samo – miał wrażenie, że z bólu pęknie mu głowa, a w ustach
nie miał nawet grama wilgoci. Zmieniły się okoliczności: wtedy – po
kawalerskim Notta – mógł spać do woli, bo Granger zajęła Scorpiusa tak, by
ten dał mu w spokoju odpocząć. Dzisiaj został obudzony przez syna dosyć
wcześnie. Draco był święcie przekonany, że nie wybiła jeszcze ósma, kiedy mały
wspiął się jego łóżko, a następnie położył się na jego torsie, by się do niego
przytulić.
– Tato, wstań –
poprosił chłopiec.
Ostatnia rzecz,
jakiej Draco pragnął, to wstanie z łóżka. Teraz niesamowicie żałował, że zaraz
po wyjściu Granger zaczął pić – i to nie mało. Potrzebował tego, chociażby
tylko dlatego, żeby się uspokoić.
– Synu, błagam
cię... – wystękał Malfoy, jednak również go objął.
Chociaż nigdy
nie przywiązywał do tego uwagi – bo myśl ta była dla niego całkowicie naturalna
– to cieszył się, że go miał. Nawet jeśli budził wcześnie rano i później zmusił
do zabawy pomimo kaca.
Przez cały
dzień Draco uczestniczył w każdej zabawie, jaką Scorpius sobie zażyczył albo
wymyślił. Chociaż wziął odpowiednie eliksiry, to i tak aż za dobrze odczuwał
brak sił. Nie robił sobie jednak żadnych przerw, bo ciągłe zajęcie pozwalało mu
nie myśleć zbyt wiele o poprzednim wieczorze.
Nie oznaczało
to jednak, że całkowicie zapomniał. Przez cały dzień obserwował Scorpiusa i
porównywał go z Granger. Oprócz wszystkich zewnętrznych podobieństw, które
dostrzegł już poprzedniego wieczoru, znalazł także te związane z charakterem. Pierwszym
z nich był upór, zdecydowanie. Gdy mały sobie coś umyślił, musiało tak być. To
właśnie dlatego miał problem ze znalezieniem dla niego niani, dopóki Granger
nie pojawiła się pod jego drzwiami. Scorpius lubił także zabawy bierne:
kolorowanie, rysowanie, budowanie z klocków – czyli wszystko to, czego Draco za
młodu nie cierpiał. On wolał biegać po dworze czy latać na miotle.
Takich
podobieństw, z pozoru małych i nieważnych, Draco znalazł jeszcze kilka. Z każdą
godziną czuł się coraz większym durniem, że wcześniej niczego nie zauważył.
Jednak cóż dziwnego, skoro jej nie podejrzewał...
Następne dni
wcale nie były prostsze. Chociaż w poniedziałek wróciły do niego siły fizyczne,
to psychiczn nadal czuł się bezsilnie. Scorpius, widząc jak jego ojciec zbiera
się do pracy, bardzo się cieszył, że za niedługo przyjdzie jego ulubiona
niania. Jakież było jego zdziwienie, kiedy Draco kazał mu spakować kilka
zabawek i oznajmił, że dzisiaj nie zostaje w domu.
– Czemu? – Na
twarzy chłopca zawitał smutek. Draco znał to doskonale: przechodził dokładnie
to samo, kiedy okazało się, że Astoria jest w ciąży.
– Dopóki nie
znajdziemy ci nowej niani, to nie mogę zostawić cię samego...
Na hasło „nowa
niania” w dziecku obudził się bunt. Naburmuszony chłopiec usiadł na swoim
łóżeczku. Nie miał zamiaru pakować zabawek ani nigdzie się wybierać.
– Ja chcę
Hermionę! – powiedział. Draco westchnął ciężko. Koszmar, który przerwała
Granger, zaczynał się od nowa.
– Ale Hermiona
nie może dzisiaj przyjść – stwierdził krótko, mając nadzieję, że to zakończy
temat.
– A czemu?
– Rozchorowała
się.
Pani Christine,
sekretarka Malfoya, smutno uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła, że Draco prowadzi
swojego syna za rączkę. To mogło oznaczać tylko jedno.
– Znowu problem
z opiekunką, Draco?
– Można tak
powiedzieć.
Kobieta jak
zwykle okazała się niezawodna. Potrafiła na jakiś czas zająć Scorpiusa tak, że
był w stanie zrobić cokolwiek. Ten tydzień zapowiadał się na wyjątkowo ciężki:
brak Teodora oznaczał więcej obowiązków na jego głowie, natomiast brak
Granger...
Nie chciał o
niej myśleć.
Okazało się to
zadaniem niezwykle trudnym. Nie tylko musiał walczyć z własnym umysłem sprytnie
wracającym do wspomnień z wesela, ale także z ciągłymi pytaniami syna o nią.
Chciał wiedzieć wszystko: kiedy wyzdrowieje, na co się rozchorowała... Draco
starał się powstrzymać złość, zwłaszcza, że Scorpius niczemu nie zawinił.
Cierpliwie odpowiadał na wszystko, co chciał wiedzieć, kłamiąc jak z nut.
Do najgorszych
momentów zdecydowanie musiał zaliczyć wieczór. Wtedy to Scorpius,
przyzwyczajony do tego, że ostatnio Hermiona kładła go spać, domagał się jej
obecności jeszcze bardziej. Później poprosił Draco o opowiedzenie bajki, o
której ten w życiu nie słyszał. Malfoy udawał, że nie widzi niezadowolonej miny
Scorpiusa, kiedy po raz setny opowiadał mu baśń o Czarze Marze i jej gdaczącym
pieńku.
Kiedy młody
zasnął, Draco po cichu wyszedł z jego pokoju i skierował się do salonu. Tam
próbował zająć wolny czas, jednak czegokolwiek nie robił i tak myśli
pochłaniały go na tyle, że w końcu zrezygnował.
Od czasu kłótni
wiele rzeczy się wyjaśniło. Chłopak nagle zrozumiał, dlaczego Granger zdołała
zdobyć serce Scorpiusa, choć wcześniej nie dokonała tego żadna z niań. Tak jak
Astoria wkładała więcej cierpliwości, serdeczności i miłości w opiekę nad nim.
Nie traktowała go jak obiektu umożliwiającego jej zarobek. Zajmowała się nim
jak własnym dzieckiem, którego nie widziała przez cztery lata. Dlatego też tak chętnie
zgadzała się na wszelkiego rodzaju nadgodziny – nie ze względu na pieniądze, a
po to, by powoli nadrabiać stracony czas.
Zrozumiał także
jedną rzecz, przed którą uciekał i bronił się jak tylko mógł. Zakochał się w
Granger.
Ukrywanie tej
myśli nie tylko przed światem, ale również przed samym sobą kosztowało go
więcej niż sądził. Żałował, że dopuścił ją do siebie w najgorszym do tego
momencie, kiedy wściekłość jaka nim władała była wprost nie do ogarnięcia.
Dopiero wtedy, gdy Hermiona wyznała prawdę, łamiąc mu serce na pół, pojął, że
przez cały czas trzymała je w garści. Po raz pierwszy przeszło mu przez głowę,
że czuje do niej coś więcej niż zwykłą sympatię, gdy brał prysznic po ich
wspólnej nocy. Odrzucił ją wtedy, bo uznał to niemożliwe. On i Granger?
Sypianie z
każdą szatynką z Czerwonej Iskry jak widać nie wyleczyło go do końca. A teraz
Draco siedział i wprost nie umiał wyobrazić sobie jak bardzo wtedy wpadł, skoro
to uczucie wytrzymało tyle lat... Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że w ciągu
pięciu lat nie znalazł żadnej kobiety, która zawładnęłaby jego sercem?
Odpowiedź była
prosta. Znał ją cały czas, choć nie dopuszczał do świadomości. Tak jak
wtedy powiedział Hermionie w przypływie złości – on ciągle szukał jej.
Trochę żałował,
że powiedział to wtedy na głos. Tliła się w nim nadzieja, że Granger nie
zwróciła uwagi akurat na tą część jego tyrady.
Chociaż po
ostatnim pijackim wybryku obiecał sobie nie pić, to tej nocy sięgnął po Ognistą
Whisky. Umiar jednak dużo go kosztował...
.*.*.*.*.
Pani Granger
nie mogła patrzeć na cierpienie swojej córki. Odkąd przyjechała do Australii w
odwiedziny, starała zachowywać się normalnie. Dopóki w pobliżu znajdowała się
ona albo jej mąż, Hermiona rozmawiała i śmiała się tak, jak zawsze.
W chwilach
samotności Hermiona zaszywała się w swoim pokoju, otwierała naszyjnik, który
towarzyszył jej bez przerwy, a potem gapiła się w zdjęcie jej wnuka i
jego ojca.
Tak było i tym
razem. Pani Granger wysłała swojego męża na zakupy, a w tym czasie zdecydowała
się porozmawiać z córką. Serce jej się łamało, gdy widziała jak wyrzuty
sumienia, tęsknota i niemoc zżerają ją od środka.
– Hermiona? –
Na dźwięk głosu matki dziewczyna zamknęła wisiorek. – Mogę?
– Pewnie mamo –
odpowiedziała szybko, siadając prosto na swoim łóżku. Jean zajęła miejsce obok
niej.
– Nie musiałaś
go zamykać. Też chętnie popatrzę na zdjęcie wnuka.
Hermiona
chwyciła ozdobę i jednym wyćwiczonym ruchem ją otworzyła. Przysunęła się do
matki, aby obie mogły zobaczyć włożone do środka zdjęcia. Przez chwilę nie
odzywały się do siebie.
– Tęsknisz? –
odezwała się pani Granger.
– Nawet nie
wiesz jak bardzo, mamo. On jest taki cudowny... Gdybyś go poznała, wiedziałabyś,
o czym mówię.
– Mówisz o
Scorpiusie czy o Draco?
Na policzki
Hermiony wstąpił różowy rumieniec. Pani Granger wiedziała co to oznaczało:
trafiła w punkt. Ale jej córka, jak zawsze, postara się tego wyprzeć.
– Mamo! –
jęknęła z wyrzutem. – To oczywiste, że chodzi mi o Scorpiusa... Malfoy... On
nie jest w tej chwili dla mnie ważny.
– A jednak
nosisz jego zdjęcie przy sercu – zauważyła celnie kobieta, celując palcem
wskazującym w tą część fotografii urodzinowej Scorpiusa, na której znajdował
się uśmiechnięty Draco. – Chyba, że to jedyne ujęcie jakie udało ci się
znaleźć.
– To było
najbardziej aktualne – mruknęła niemrawo w odpowiedzi. Ale matka jej nie
uwierzyła.
– Już tak się
nie broń. Musiała być między wami jakaś chemia, skoro macie ze sobą dziecko.
Hermiona
najpierw chciała zrzucić winę na czar chwili i wino, ale uznała to za błahe
tłumaczenie. Pewnie jeszcze kilka tygodni temu, przed powrotem do Anglii,
uwierzyłaby w taką wymówkę. Ale teraz, gdy Malfoy odświeżył jej pamięć swoimi
pocałunkami, musiała zgodzić ze słowami matki. Między nimi naprawdę była
chemia. A przynajmniej ona czuła ją do niego.
Ich wspólny
spacer po ogrodzie Notta stanowił doskonały dowód na to, że owe uczucie
wytrzymało pięć lat i pozostało z nią aż do teraz. Dawno nie czuła się tak
dobrze...
– On pewnie
teraz mnie nienawidzi – wyszeptała. Pani Granger objęła ją w geście
pocieszenia. Nie wiedziała, co dokładnie ma powiedzieć swojej córce. Nigdy nie
przeżyła czegoś podobnego, ani nawet nie słyszała o takiej sytuacji.
– Musisz z nim
porozmawiać. Szczerze...
– Wiem, mamo –
wtrąciła się dziewczyna.
– To na co
jeszcze czekasz? Dałaś mu kilka dni na ochłonięcie i przyswojenie tej
informacji do siebie, tak jak radził ci Harry. Broń Boże, nie wyganiam cię, ale
wiesz... Jak to mówią, czas to pieniądz. Im wcześniej sobie wszystko
wyjaśnicie, tym lepiej. Napisz do niego i poproś o spotkanie.
Hermiona w
ciszy przeanalizowała słowa matki. Szybkim ruchem przetarła powieki, które
niebezpiecznie zaczęły wilgotnieć. Nie chciała więcej płakać.
– Widzę, że
jest ci ciężko, ale tego nie ominiesz. Zrobiłaś niewyobrażalnie głupią rzecz i
nie zamierzam cię wybielać tylko dlatego, że jesteś moją ukochaną córeczką.
Każdy popełnia błędy i musisz to uświadomić Draco. Pokaż mu, że ci zależy i
żałujesz. Z czasem, jeśli ta chemia była naprawdę silna, zaakceptuje to, co się
stało...
– Mamo! Moim
priorytetem jest Scorpius. To jego chcę odzyskać.
Pani Granger
pokiwała głową ze zrozumieniem. I tym razem nie uwierzyła w słowa córki
bezgranicznie. Pocałowała ją w skroń i powiedziała:
– Racja.
Chciałabym w końcu poznać swojego wnuka...
.*.*.*.
– Draco,
kolejny list do ciebie – oznajmiła pani Christine, wchodząc do gabinetu
Malfoya. W dłoni trzymała kopertę podobną do tych, które ignorował od
wczorajszego popołudnia.
Podała ją
blondynowi, który nic sobie nie zrobił z wiadomości i odrzucił ją na dalszy
koniec biurka.
– Dziękuję –
mruknął w odpowiedzi.
Kolejny dzień z
rzędu chodził osowiały i bez życia. Normalnie zwracał się tylko do Scorpiusa,
który właśnie z nudów układał najwyższą wieżyczkę z klocków, jaką zdołał
zrobić. Draco w tym czasie próbował robić cokolwiek, jednak nawał myśli
wygrywał z nawałem obowiązków. A listy adresowane do niego pewnym starannym
pismem tylko ten stan pogarszały, co nie umknęło uwadze kobiety.
Stało się coś
poważniejszego niż strata opiekunki, a on dusił to w sobie. Gdyby Teodor nie
wyjechał na swoją podróż poślubną, pewnie wygadałby mu się – w końcu
przyjaźnili się. Ale Nott był na zasłużonym urlopie, którego Malfoy nie chciał
niszczyć swoimi problemami. Pani Christine pomyślała nad tym, w jaki sposób
ulżyć chłopakowi i doszła do wniosku, że szczera rozmowa to coś, co może mu
pomóc.
– Wszystko
dobrze, Draco? – spytała uprzejmie.
– Tak – odparł
krótko. W jego głosie nie usłyszała zbytniej pewności.
Kobieta usiadła
na krześle naprzeciwko niego.
– Na pewno? Nie
wyglądasz, jakby u ciebie wszystko grało – rzekła całkowicie szczerze. – Nawet
się nie ogoliłeś, a robisz to zawsze.
Draco odruchowo
pogłaskał policzek i brodę palcami.
– Jakoś nie
miałem do tego głowy.
Zerknął na bok,
uciekając przed pełnym troski spojrzeniem starszej pani. Popatrzył na
Scorpiusa, który chwilowo porzucił budowanie wieży i zaczął bawić się z misiem
Teddym, którego dostał po młodszym synu pani Christine. Draco dopiero teraz
zauważył, że odkąd Granger zaczęła się nim opiekować, niewiele czasu spędzał na
zabawie z maskotką.
– Jeśli nie
chcesz o tym ze mną rozmawiać, zrozumiem. Ale chociaż przed sobą nie udawaj, że
nic się nie dzieje.
Właściwie, to
dlaczego nie miałby wygadać się jej? Pani Christine zawsze umiała mu dobrze
poradzić, czemu więc nie skorzystać z jej chęci pomocy.
– Znalazłem
matkę Scorpiusa – powiedział na wydechu na tyle cicho, by bawiący się w kącie
syn niczego nie usłyszał. Draco poczuł, że dłużej nie wytrzyma nic nikomu o tym
nie mówiąc. A do powrotu Teodora i Astorii zostały jeszcze trzy dni.
– To chyba
dobrze... Dziecko potrzebuje obojga rodziców.
Malfoy nie
wyglądał na takiego, co by się cieszył.
– Przez
ostatnie półtora miesiąca była jego nianią – dodał.
– To od niej te
listy?
– Tak, chce
wszystko wyjaśnić. Tyle, że ja nie wiem, czy chcę się z nią zobaczyć. Ufałem
jej...
Pani Christine
pokiwała głową ze zrozumieniem. Ostatnie dwa słowa wyjaśniły jej, dlaczego
przez ostatnich kilka dni zamiast złości, rządziły nim dokładnie inne emocje –
poczucie zdrady i zostania oszukanym.
– A może warto
jednak się z nią spotkać i wyjaśnić kilka rzeczy? – zasugerowała kobieta. – Z
tego co mówiłeś, ta dziewczyna świetnie opiekowała się twoim dzieckiem, polubił
ją. Czy to nie znak? Ty możesz czuć do niej urazę za to, co zrobiła, ale nie
pozbawiaj dziecka matki. Może zawiodła, jednak, jak widać, chce to naprawić. W
innym wypadku nie starałaby się o to spotkanie tak bardzo. Może więc warto dać
jej drugą szansę? Ludzie się mylą...
Kobieta wstała.
Draco bez słowa obserwował, jak wzięła kopertę, którą przed chwilą mu
przyniosła. Następnie położyła ją przed nim.
– Porozmawiaj z
nią. Umów się z nią w jakimś neutralnym miejscu i wyjaśnijcie sobie wszystko.
Zrób to nie dla siebie, a dla niego. – Wskazała dyskretnie na Scorpiusa. – A
jeśli będziesz chciał, to w tym czasie mogę się nim zaopiekować, żeby wam nie
przeszkadzał.
Draco, chociaż
nie chciał tego spotkania, musiał niechętnie przyznać rację kobiecie. Wiele
kawałków układanki do siebie pasowało, wciąż jednak kilka puzzli mu brakowało
do całości. Miał parę pytań, na które odpowiedź znała tylko Granger. To właśnie
one blokowały go przed całkowitym ułożeniem obrazka.
– Zrobię to –
odparł po chwili namysłu. – Dla Scorpiusa.
.*.*.
Po wiadomości,
w której Hermiona zagroziła, że jeśli jej nie odpowie, to przyjdzie pod jego
dom, przyleciała do niej sowa z listem. Zszokowana powodzeniem dziewczyna
szybko przeczytała zaskakująco krótką treść.
Jutro, 15:30, Słodka Wiedźma
Nic więcej –
zaledwie kilka słów nabazgranych na stanowczo za dużym do tego kawałku
pergaminu. No tak, nawet nie chciał marnować czasu na pisanie dłuższej
wiadomości. Ale przynajmniej się zgodził. Z jednej strony czuła się szczęśliwa,
natomiast z drugiej zawładnęło nią poddenerwowanie.
Kiedy
następnego dnia Draco zjawił się w umówionym miejscu, Hermiona już na niego
czekała. Zamyślonym wzrokiem wpatrywała się w stojący przed nią kubek.
Wyglądała, jakby jej było słabo. Malfoy przeczuwał jednak, że bała się
konfrontacji z nim, mimo że tak bardzo na nią nalegała. Nic dziwnego, czekała
ich trudna rozmowa.
Gdy otworzył
drzwi do lokalu, natychmiast obróciła się w jego stronę. Ciekawe, czy robiła to
za każdym razem, kiedy rozbrzmiał dzwonek... Zobaczywszy Draco, zagryzła wargę,
ale nie spuściła wzroku. Dostrzegł w jej spojrzeniu coś na kształt żalu.
– Cześć –
przywitała się, kiedy usiadł naprzeciwko niej. – Przyszedłeś bez Scorpiusa?
Astoria i
Teodor byli na podróży poślubnej, a poza nią nie znała osoby, z którą Draco
zostawiał syna. Toteż jego nieobecność trochę ją zdziwiła. Czyżby udało mu się
znaleźć nową nianię na jej miejsce? Pospieszył się...
– Uznałem, że
skoro chcesz ze mną poważnie porozmawiać, to Scorpius nie może nam w tym
przeszkadzać.
Pokiwała ze
zrozumieniem głową, choć towarzyszył temu smutek.
Przez chwilę
panowała cisza. Hermiona, choć ćwiczyła w swojej głowie przeróżne scenariusze
tej rozmowy i przez to nie przespała pół nocy, nie umiała zacząć. Spuściła
wzrok, uciekając przed twardym spojrzeniem Draco.
– I co,
Granger? Tyle nalegałaś na to spotkanie, żeby pomilczeć?
– Nie –
zaprzeczyła od razu. – Po prostu nie wiem od czego zacząć...
Malfoy odchylił
się, opierając plecy o miękki fotel. Założył ręce na piersi i uniósł brew,
usłyszawszy jej słowa. Cała jego postawa aż biła chłodem. Garnitur, który miał
na sobie – bo jak się domyśliła, nie wrócił do domu po pracy nawet na chwilkę –
dodawał mu niezwykłej powagi. Dziwnie musieli razem wyglądać – on ubrany
elegancko i ona w dżinsach oraz zwykłej bluzce.
– Może zacznij
od początku? – zaproponował kąśliwie. Nie pomagał jej i świetnie o tym
wiedział.
Hermiona wzięła
głęboki oddech. Już miała coś powiedzieć w nagłym przypływie odwagi, ale w tym
momencie pojawiła się kelnerka, by odebrać od Malfoya zamówienie.
– Coś podać?
– Wody,
dziękuję – rzucił krótko. Może spytałaby go, czy to wszystko co sobie życzył,
ale jego suchy ton jasno wskazywał, że potrzebują w tej chwili spokoju. – No
więc? – zwrócił się do Hermiony.
Poprzednio
wymyślone zdanie nagle wydało się jej naprawdę głupie. Ponownie się zacięła.
Spojrzała na Malfoya.
– Ja... Na
początku chcę ci powiedzieć, że cholernie żałuję – rzekła na jednym wydechu. –
Cała ta sytuacja... To moja wina. To wszystko przez moją dumę i nie zamierzam
się tego wypierać – przerwała na chwilę, kiedy kelnerka przyniosła Draco
zamówioną szklankę wody. – Może jest coś, co chciałbyś wiedzieć? –
zaproponowała niepewnie, uznając, że tak będzie dla niej prościej.
Draco przez
chwilkę się zastanawiał, o co spytać ją najpierw. Zrozumiał, że trudno jej zacząć
swoją spowiedź, jak to określił w myślach. A on tak wiele chciał się
dowiedzieć, zrozumieć tą sytuację. Darował sobie więc ubieranie pytań w piękne
słowa. Prosto z mostu, rzucił pierwsze z nich:
– Z jakiego
powodu zostawiłaś Scorpiusa?
Zagryzła lekko
dolną wargę i wzięła łyk zamówionego przez siebie napoju, bo poczuła, że nagle
zaschło jej w gardle.
– Decyzja ta
nie była dla mnie łatwa... I chcę, żebyś wiedział, że niczego nie pragnęłam tak
bardzo, jak zostawić go przy sobie. Jednak przeszkodził mi w tym brak
pieniędzy. – Spuściła na chwilę głowę.
Czuła na sobie
uważne spojrzenie Malfoya, które wcale nie dodawało jej otuchy. Ale przecież
nikt nie mówił, że będzie łatwo. Podniosła więc odważnie twarz i spojrzała mu w
oczy z odwagą i zacięciem. Skoro już tu była i udało jej się nakłonić go na to
spotkanie, musiała je wykorzystać w pełni.
– Pieniądze –
kontynuowała po kilku sekundach – to coś, co zawsze miałeś w dostatku. Ja
natomiast nie. Po tym jak mnie zwolniłeś, wróciły do mnie problemy ze
znalezieniem pracy na stałe. Jeszcze jakoś na początku sobie radziłam. Płaciłeś
mi spore pieniądze i dużo z nich zaoszczędziłam. Co nieco zarobiłam, trochę
dołożyłam z oszczędności, więc jakoś się żyło. Był kryzys, więc łapałam się
byle czego, nawet u mugoli... Ale tam też nie miałam łatwo. Nie skończyłam
mugolskiego trybu nauczania, więc nie mogłam liczyć na zbyt wiele.
Przerwała na
chwilkę. Malfoy nadal na nią patrzył, jednak tym razem w pewnym stopniu złość
zastąpiła ciekawość.
– Problem się
zaczął, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nagle i tak niewielki wybór
posad, na które by mnie przyjęli, stał się jeszcze mniejszy. Musiałam wykluczyć
pracę fizyczną, żeby nie zaszkodzić dziecku... Powiem szczerze, nie zrobiłam
tego. Oszczędności malały w zastraszającym tempie, a teraz musiało ich starczyć
na nas dwoje. Pracowałam dalej, chociaż uważałam na nas o wiele bardziej niż
wcześniej. Co mogłam, robiłam za pomocą różdżki, tak żeby mugole tego nie
zauważyli. Potem, gdy brzuch stał się na tyle widoczny, że nie dawałam rady go
ukrywać, problem z pracą stał się jeszcze cięższy. Nie chcieli zatrudniać
kobiety bez wykształcenia, a tym bardziej ciężarnej. Pod koniec ciąży
praktycznie nie miałam grosza przy duszy. Wiedziałam, że sobie nie poradzę z
małym dzieckiem i zarabianiem na tyle, by nas utrzymać. Nie chciałam skazywać
Scorpiusa na skrajną biedę i niedostatek. Oczami wyobraźni widziałam go
wychudzonego, głodnego... Dlatego oddałam go tobie: wiedziałam, że u ciebie
nigdy nie będzie mógł narzekać na głód lub brak czegokolwiek.
W jej oczach
błysnęły łzy. Wszystko zaczęło do niej wracać – cały ten trud, który wtedy
przeżywała. Ale nie zamierzała płakać, nie teraz, nie przy nim... Była pewna,
że gdyby to zrobiła, pomyślałby, że chce go wziąć na litość, a wcale nie to
miała na celu.
Malfoy
zmarszczył brwi i wziął łyk wody. Kilka rzeczy było dla niego niezrozumiałych.
– Skoro miałaś
takie problemy, dlaczego nie zwróciłaś się z nimi do swoich złotych przyjaciół?
– I-i to jest
rzecz, której cholernie żałuję – wyznała cicho. Skrzywiła się, kiedy głos jej
się załamał. – Nie pozwoliła mi na to duma. Wiem, jak to okropnie brzmi...
Chciałam udowodnić, że sobie poradzę, że jestem dorosła i niezależna,
samowystarczalna – wyrzuciła z ironią. – Bo przecież na początku mi jakoś
wychodziło... Liczyłam na jakiś łut szczęścia, który nigdy się nie pojawił. A
Harry, Ron, Ginny... Oni nawet nie wiedzieli.
Draco
wybałuszył oczy w szoku. Nie spodziewał się usłyszeć takich nowin. Że niby nie
powiedziała Potterowi i Weasleyom o ciąży. Był tak zdziwiony, że z jego twarzy
na chwilę znikła złość.
– Że co? Możesz
powtórzyć? – poprosił na wypadek, gdyby się przesłyszał.
– Harry, Ron i
Ginny nie wiedzieli, że spodziewałam się dziecka. Pracowali za granicą, mieli
swoje problemy, brakowało im czasu dla siebie... A ja chciałam poradzić sobie
sama. Byłam cholernie głupia, ale to wiem teraz, z perspektywy czasu. Moi
przyjaciele pomogliby mi i miałam tego świadomość. Bałam się tylko, że będę im
przeszkadzać, bo już beze mnie nie mieli lekko. Ron wiecznie zajęty
papierami, Ginny w rozjazdach i na treningach, Harry na niebezpiecznych
misjach... O wszystkim dowiedzieli się jakiś czas później, jak już byłam w
Australii.
Przerwała na
chwilę, nie wiedząc, co dalej powiedzieć. Z każdym wypowiadanym słowem czuła
się lżejsza, jakby sekret, który skrywała był głazem, a ona właśnie się go
pozbywała.
– Skoro nie
poszłaś z tym do nich, bo byli daleko, to dlaczego nie poprosiłaś o pomoc mnie?
– zapytał, jakby z wyrzutem. – Jestem jego ojcem. To byłby mój obowiązek zająć
się wami.
Hermiona
poczuła, jakby miała gulę w gardle. Z twarzy Malfoya całkowicie zniknęła złość,
przykryta maską zobojętnienia. Tylko głos go zdradził – Granger pomyślała, że
miał jej za złe, że nie powiedziała mu o ciąży.
– Przyszłam
tutaj, żeby wszystko szczerze wyznać, więc nie będę kłamać – odparła.
Zabrzmiała przy tym niesamowicie poważnie. – Byłeś ostatnią osobą, o której
chciałam wtedy słyszeć. Po tym, co zrobiłeś, nie chciałam cię znać – wyznała
ciszej. – Tamtego dnia potraktowałeś mnie jak śmiecia, jak dziewczynę w
sam raz na raz. Poczułam się nikim. Jak miałam ci ufać, gdy ty świetnie
poradziłeś sobie z zerwaniem wszelkich kontaktów ze mną. Wykorzystałeś mnie i
stałam się niepotrzebna. Spędziłeś ze mną noc, a potem kopnąłeś mnie w tyłek i
tyle. Oszczędziłam sobie tylko niepotrzebnego upokorzenia.
– A mimo to
zostawiłaś go mnie – zauważył celnie. Nie chciał tego dać po sobie poznać, ale
ruszyły go słowa pod jego adresem. Wiedział, że wtedy zachował się jak dupek,
ale usłyszenie tego z jej ust w dziwny sposób pogorszyło jego samopoczucie.
Poczuł się częściowo współwinny, chociaż jeszcze przed chwilą tylko Hermionę
obarczał ową odpowiedzialnością.
– Zgadza się.
Zrobiłam to, bo nie wiedziałeś, że ja jestem matką. Uznałam, że przez tą
nieświadomość prędzej się nim zajmiesz... Miałam poczucie, że gdybyś wiedział,
że to ja... to odrzuciłbyś go tak samo jak mnie.
Poczuł się
podobnie jak wtedy, gdy w trzeciej klasie go uderzyła w twarz.
– Czy ty
sugerujesz, że gdybym wiedział, że ty go urodziłaś, to nie zaopiekowałbym się
nim?
– Tak.
Dokładnie tak – niemal wyszeptała.
Palce Malfoya
zacisnęły się na podłokietnikach fotela, na którym siedział. Miał ochotę wstać
i stąd wyjść. Odwrócił wzrok od Granger i wyjrzał na zewnątrz. Chodzący po
ulicy ludzie wyglądali na dziwnie szczęśliwych, podczas gdy on czuł się po
prostu źle.
– Ale nie tylko
się ukryłam... Wstydziłam się tego, co robię. I nadal się wstydzę.
– Słusznie –
warknął Draco. – Ale powiedz mi jeszcze tylko jedną rzecz: skąd wiedziałaś, że
się nie domyślę? Jak udało ci się to wszystko ukartować? – spytał, nachylając
się do przodu. Malfoy miał wrażenie, że nagle w lokalu zrobiło się niesamowicie
cicho, choć tak naprawdę inni zebrani zajęci byli sobą.
– Wiedziałam o
twoich eskapadach do Czerwonej Iskry – przyznała. – Przespałeś się z jedną z
moich koleżanek z pracy, a ona była tam... stałą bywalczynią, jeśli można to
tak nazwać. Podsłuchałam, jak mówiła swojej przyjaciółce, że codziennie
wychodzisz z inną szatynką z klubu, wiadomo zresztą po co... A to było na kilka
dni po tym, jak wróciliśmy z Paryża. Przypomniałam sobie o tym, kiedy
zobaczyłam Scorpiusa. Wyglądał jak cały ty, tylko inny kolor włosów... –
przerwała na chwilę. – To przecież mogła być każda szatynka z tamtego klubu...
Wymazałam swoje dane z aktu urodzenia, co nie było zresztą trudne, bo
sporządzili go mugole. Wiedziałam, że możesz się domyślić, ale miałeś
utrudnione zadanie, bo potencjalnymi matkami Scorpiusa były dziewczęta, których
pewnie nawet nie znałeś.
Miała rację.
Stało się dokładnie to, co przewidziała. Draco wstał ze swojego miejsca,
grzebiąc w kieszeni. Wyjął kilka drobnych, po czym położył je na stół.
Dowiedział się chyba wszystkiego, czego chciał – i chociaż liczył się z tym, że
owa rozmowa będzie ciężka, nie sądził, że aż tak odbije się na jego emocjach.
Czuł się jednocześnie wściekły, w pewien sposób zraniony jej słowami, ale także
współczuł jej... Mieszały się w nim skrajne uczucia. Musiał wyjść, uspokoić
się. Chciał zrobić pierwszy krok w stronę drzwi, gdy nagle przypomniał sobie
coś.
Odwrócił się
ostatni raz do siedzącej na swoim miejscu Hermiony, bo nagle coś mu się
przypomniało.
– W środku
stycznia, kiedy byłaś w ciąży... Jak pracowałaś?
Musiał
wiedzieć, czy wtedy, gdy próbował naprawić swój błąd, nie otworzyła drzwi, bo
nie chciała go widzieć, czy po prostu była nieobecna. Teraz i tak było za
późno, jednak zależało mu na tym, by znać prawdę.
Dziewczyna
zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc dlaczego zadał jej akurat takie pytanie. Wtedy
Draco pojął, jaka jest odpowiedź. Został jednak, by usłyszeć ją z jej ust.
– Wtedy...
Wtedy chyba pracowałam w magazynie, na różne zmiany. Czasem chodziłam na rano,
czasem na popołudnia i wieczory, zdarzały się noce. Różnie to bywało.
Kiwnął krótko
głową, nie dając po sobie poznać, co czuł i dopiero wtedy wyszedł.
Hermiona nie wiedziała,
jak ma rozumieć jego zachowanie, dlatego postanowiła cieszyć się faktem, że
przynajmniej ta rozmowa się odbyła...
.*.
Draco sporo
myślał na temat tego, co opowiedziała mu Hermiona i nie wiedział, co o tym
sądzić. Wiedział, że nie kłamała – to byłoby z jej strony szczytem głupoty. Jej
słowa nie pozostały dla niego obojętne.
Gdybał na temat
tego, co by było, gdyby wtedy nie zachował się jak dupek i nie wyszedł z
pokoju. Może – jakimś cudem – już wtedy zrozumiałby, co do niej czuje, a ona
dałaby mu szansę? Wtedy nie zawiódłby jej zaufania... A nawet jeśliby się nie
zeszli, to Granger zostałaby w Malfoy Company i zauważyłby, że jest w ciąży.
Czuł, że po
prostu wszystko potoczyłoby się kompletnie inaczej.
Pomimo upływu
kilku dni, Scorpius nie zapomniał o Hermionie. Najczęściej pytał o nią rano,
kiedy wychodzili do pracy oraz wieczorem, gdy go usypiał. Młody ciągle chciał
wyciągnąć od niego informację, kiedy Granger wyzdrowieje i do niego
przyjdzie.
Gdy w
niedzielne południe usłyszeli dzwonek do drzwi, chłopiec od razu wybiegł z
salonu z zachwytem wykrzykując imię swojej ulubionej niani. Jakież było jego
zdziwienie, gdy za drzwiami otwartymi przez jego ojca spostrzegł ciocię Astorię
i wujka Teodora. Scorpius wyraźnie posmutniał i tylko przyniesiony przez nich
prezent poprawił mu na chwilę humor.
Nottowie
przyszli podziękować Malfoyowi za połowiczne zafundowanie wspaniałej podróży i
pochwalić się wrażeniami. Oboje szybko spostrzegli, że coś się stało – Draco
siedział i myślami wciąż był w innym świecie, Scorpius również nie wyglądał na
najszczęśliwszego. Teodor nie omieszkał o to zapytać, nie zważając na to, że
przerwał żonie w środku zdania.
Draco poprosił
Scorpiusa, żeby poszedł do swojego pokoju i mu coś narysował. W tym czasie
powiedział o sytuacji z Granger i ich ostatniej rozmowie. Może to było
egoistyczne z jego strony, że zamiast posłuchać o ich pięknej podróży, to im
się żalił, ale potrzebował tego. Niemal od razu poczuł ulgę, gdy wszystko im
wyjawił.
Ani Astoria,
ani Teodor przez chwilę się nie odzywali, jakby próbowali całą tę sytuację
ułożyć sobie w głowie.
– I co
zamierzasz zrobić? – spytała Astoria z ciekawości.
– Dobre
pytanie... – odparł w odpowiedzi.
– Dogadaj się z
nią – zaproponowała bez chwili zastanowienia pani Nott. – Chyba widać, że żałuje.
Zresztą, nie oddała ci tego dziecka z egoizmu, a dla jego dobra... Nawet nie
umiem sobie wyobrazić, co musiała czuć! – rzekła, opiekuńczo kładąc dłoń na
własnym brzuchu. – No i sam powiedziałeś, że Scorpius za nią tęskni. Może
poczuł, że ona nie jest tylko jego nianią...
– Za tobą też
jakoś tęsknił na początku.
Dziewczyna
pokręciła głową, zaskoczona jak bardzo Draco nie rozumiał, o czym mówiła.
– Ale ja nie
byłam jego opiekunką, tylko ciocią, a to różnica. Co prawda przyszywaną, ale
wciąż ciocią. I nie traktowałam go jak obcego dziecka. Jak widać, Granger także
nie – wyjaśniła. Z zadowoleniem obserwowała minę Draco. Wiedziała, że ma rację
i on musiał się z tym pogodzić. – Na początku może ci być trochę ciężko, bo
nagle Scorpius zyska drugiego rodzica, a ty zejdziesz z pierwszego planu. Ale
nie będziesz żałował. Dziecko potrzebuje dwójki rodziców.
Gdzieś już to
słyszałem – pomyślał kwaśno, przypominając sobie słowa pani Christine.
– Astoria ma
rację – wtrącił się Teodor, obejmując żonę ramieniem. – Skoro Scorpius chce z
nią utrzymywać kontakt, to nie zabraniaj mu tego. Kiedyś może ci mieć to za
złe.
Draco myślał
wcześniej nad tym wariantem, choć się do tego nie przyznał. Usłyszenie tego z
ust przyjaciół utwierdziło go w przekonaniu, że nie ma innego dobrego wyjścia z
owej sytuacji.
No i uważał, że
to dobry sposób na pozbycie się wyrzutów sumienia za to, że wtedy, w Paryżu
zostawił Hermionę samą w łóżku. Gdyby nie jego głupota, wszystko potoczyłoby
się inaczej...
Cholernie nie
lubił tego cichego głosiku swojego sumienia, które ciągle mianowało go
współwinnym całej tej chorej sytuacji.
Astoria, która
źle odebrała milczenie Malfoya, założyła ręce na piersi, po czym władczym tonem
rzekła:
– I ja na twoim
miejscu nie czekałabym i jeszcze dziś napisała do Hermiony, żeby mogła przyjść
już jutro.
Draco nie było
dane odpowiedzieć.
– Hermiona?
Przyjdzie jutro?
Troje dorosłych
w jednym momencie spojrzało w bok, gdzie stał chłopiec z zamalowaną kartką
papieru w ręce. Na jego buzi pojawił się uśmiech. Natychmiast podbiegł do
swojego taty i zawiesił mu ręce na szyi, wciąż ściskając rysunek w dłoni.
– Hermiona jest
zdrowa i przyjdzie do mnie! Narysuję jej laurkę! – mówił z wielkim entuzjazmem,
tuż przy uchu Draco, skrzywionego zarówno przez zaistniałą sytuację, jak i
hałas.
I po chwili
Scorpiusa już nie było. Zapomniał nawet pokazać tacie swojego gotowego dzieła,
tak szybko czmychnął do swojego pokoju. Usatysfakcjonowana Astoria spojrzała
Draco w oczy, po czym uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć „teraz już nie
masz innego wyjścia, musisz zaprosić Granger”.
Racja. Nie
miał.
___________________
Hejo!
Przedostatni rozdział Pełni szczęścia właśnie podano! :D Ja osobiście jestem zadowolona z tempa, bo długość prawie taka sama, co poprzedniego, a pisany krócej (no i zaczęłam pisać kolejną część, a to chyba dobrze c:)
Koniecznie piszcie, jak wrażenia oraz wasze teorie o ostatnim rozdziale <3 Nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy go skończę, bo jutro zaczyna się szkoła, ale – rzecz jasna – postaram się uczynić to jak najszybciej, zwłaszcza, że to już będzie ostatni... :)
Wszystkim uczniom życzę niepopadnięcia jutro w depresję!
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Wszystkim uczniom życzę niepopadnięcia jutro w depresję!
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Jak to miło, kiedy po totalnej załamce swoją nową szkołą znajdujesz coś takiego :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle cudowny, bardzo dobrze opisałaś odczucia zarówno jednego jak i drugiego. Nie mogę się doczekać następnego, a coś czuję, że zakończysz to czymś spektakularnym ❤
Pozdrawiam i czekam ;D
Cieszę się, że ci się podobało! ❤
UsuńI nie przejmuj się nową szkołą, przyzwyczaisz się i będzie lepiej... A jak nie, to chyba warto zastanowić się nad jej zmianą ;)
Również pozdrawiam!
Feltson
Czuję, że to dopiero cisza przed burzą :D
OdpowiedzUsuńNigdy nic nie wiadomo :P
UsuńKocham! ❤
OdpowiedzUsuńCieszę się! :D ❤
UsuńOch... To było piękne ❤️
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że jak sama nazwa wskazuje - na końcu będzie istna „pełnia szczęścia” ❤️
Dziękuję! ❤❤
UsuńNiestety, ale póki co nic nie mogę zdradzić :P
Dawno nie miałam czasu aby wstawić komentarz ale mam cichą nadzieje że dobrze skończy się historia tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że niedługo poznasz zakończenie ❤
UsuńAaaaaa! Nie mogę się doczekać kolejnego ❤
OdpowiedzUsuńKiedy następna część? ;*
Myślę, że niedługo, bo spora część rozdziału jest już napisana ❤
Usuń