Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 21: Pozorna cisza przed burzą
Uczucie: Zaskoczenie, ból, nieświadomość
Nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak,
ale wiadomość o związku Amber i Blaise’a rozniosła się niczym świeże bułeczki.
Zewsząd napływały do nich gratulacje, życzenia wytrwałości, miłości, szczęścia.
Oboje przyjmowali to z uśmiechem, cierpliwie dziękując za zainteresowanie,
chociaż wcale go nie potrzebowali. Draco był zdenerwowany na swojego
przyjaciela, ponieważ nie powiedział mu o miłości do Amber. Draco dowiedział
się o niej dopiero wtedy, kiedy Tracey podbiegła do niego na pierwszej przerwie
i z zachwytem spytała:
– Hej, Draco, czy to prawda, że Zabini
jest z Parker?
Blondyn popatrzył na nią jak na
głupka. Pierwszy raz o tym słyszał i nie wiedział skąd wziął się taki pogląd,
ale jedno było pewne – musiał kłamać. Cokolwiek by nie powiedział, wyszłoby to
na złe dla niego, dlatego musiał wykazać się swoim bogatym intelektem,
wrodzonym sprytem i nabytą sztuką dyplomacji.
– Nie sądzę, żeby to był twój interes,
Davids – rzekł sucho, jednak jej to nie zraziło. Uśmiechnęła się szeroko, na co
chłopak miał ochotę się skrzywić.
– Och, czyli to prawda?
– Tego nie powiedziałem.
– Nie musiałeś – stwierdziła, po czym
palcem zgrabnie pokazała mu, żeby się odwrócił.
A to zdradziecka świnia – pomyślał, kiedy zobaczył
swojego przyjaciela, idącego z Amber za rękę. Nic mu nie powiedział, że mieli
się ku sobie i – co gorsza – nie wspomniał, że byli razem! Teraz wiedział, co
to znaczy dowiedzieć się czegoś ostatnim… Tylko, że chyba była różnica między
pocałunkiem, a związkiem! Tak nie mogło być! Blondyn poważnie się zdenerwował,
a to nie oznaczało niczego dobrego.
Na szczęście – albo i nie – pierwszą
lekcją była transmutacja, na której nie siedział z Blaisem. Z drugiej strony,
zamiast niego była Granger, więc to też nie najlepiej. Chociaż... Dziewczyna
nie była taka zła. Owszem, siedzenie z nią wiało nudą – nie można było z nią
rozmawiać na lekcji. Jedyną osobą, do której się odzywała, była profesor Levis.
W akcie desperacji połączonej z nudą czasem odzywał się do Goyle'a, ale szybko
ową rozmowę ucinał. Nie mógł znieść wymiany zdań z tym półgłówkiem. Nie miał
pojęcia, jakim cudem jeszcze kilka lat temu normalnie z nim konwersował... O
ile tak można nazwać ciągły monolog Draco, przerywany gdzieniegdzie krótkim
„aha" Crabbe'a lub Goyle'a.
Lekcje dłużyły się blondynowi
niemiłosiernie. Niemal całą transmutację spędził na – jak to określiła w
myślach Hermiona, patrząc na jego poczynania – bezsensownym marnowaniu
pergaminu i atramentu. Zawzięcie rysował różne rzeczy, zaczynając od słodkich
kwiatków, kończąc na czaszkach. Tylko co jakiś czas spoglądał na drzemiącego
Gregory'ego, któremu co jakiś czas głowa opadała na ramię chłopaka.
– Może byś posłuchał? – zaproponowała
Hermiona Malfoyowi, kiedy ciągłe trząchanie ławką ją zdenerwowało. Chłopak
właśnie dokańczał malunek przedstawiający... Właściwie, to nie do końca było
wiadomo, co to przedstawiało. Uśmiechnięta twarz wraz z dwoma nożami w ręce
wskazywały na to, że ilustracja prawdopodobnie przedstawiała psychopatę, ale z
blondynem nigdy nic nie wiadomo. – To raczej bardziej ci się przyda niż jakieś
psychiczne rysunki – dodała skrzywiona.
– Nigdy nie mów nigdy, Granger – rzekł
blondyn patrząc na swoje dzieło. – Być może sprzedam to za krocie. Ostatnio im
obraz brzydszy, tym droższy...
– A jak byś to nazwał? – spytała z
kpiącym uśmiechem. Po raz pierwszy wdała się z chłopakiem na jakąkolwiek
dyskusję na transmutacji od czasu ich wspólnego szlabanu.
– Prawdziwe ja Malfoya – warknął.
– Coś jesteś dzisiaj nie w sosie –
stwierdziła, patrząc na niego z uniesioną w geście zniesmaczenia, brwią.
Właśnie zamalowywał uśmiechniętą buźkę z dziwnymi iskierkami w oczach.
Bynajmniej to nie były iskry szczęścia.
– Skąd taki pomysł? – spytał. Akurat w
tym momencie w pergaminie zrobiła się mała dziura, szybko powiększona przez
niego piórem. Kartka była już w dwóch kawałkach.
– Masz rację, tylko mi się zdawało –
stwierdziła, wzruszając ramionami.
Potem wcale nie było lepiej. Blondyn
był niewyobrażalnie zły na Blaise'a. Niby to zwykły związek (och, czyżby?) ale
bolało go to, że o wszystkim dowiedział się ostatni, w dodatku od Davids.
Wkurzało go także, że Diabeł jest aż tak niedomyślny. Kiedy zaczepiał go na lekcjach,
dawał się spławić jadowitym: Cśśś, słucham. Narzekał na Goyle'a, że
był głupi, podczas, gdy Zabini wcale nie był lepszy. Malfoy rzadko kiedy
słuchał na lekcjach tak uważnie, żeby nie móc rozmawiać. Tylko Pansy była na
tyle domyślna, żeby wiedzieć, o co mu chodzi.
Kiedy po lekcjach przyszła do niego do
dormitorium, właśnie odrabiał lekcje. Był to swego rodzaju dziwny widok,
ponieważ trudno było go zmusić do zrobienia ich. A jednak siedział i pisał esej
na eliksiry, całkowicie skupiony na swej pracy. Pannie Parkinson trochę smutno
było przerywać mu pracę – w końcu trudno zobaczyć go robiącego coś konkretnego!
Mimo wszystko uznała, że nie może odwlekać tej rozmowy.
– Cześć, Draco – odezwała się,
zamykając drzwi. Do tej pory były otwarte, a ona stała w progu. Kiedy blondyn
odwrócił się na krześle, weszła do pokoju. Usiadła na jego łóżku po turecku.
Rozejrzała się po idealnie czystym pokoju, jakby po raz pierwszy w życiu
widziała taki porządek.
– Nie martw się, zaklęcia – ubiegł ją
Draco. Wiedział, o co chciała spytać. Rzucił pióro na biurko, odchylił się na
krześle. Spojrzał na przyjaciółkę z uśmiechem. – Pytaj, wiem, że w środku się
gotujesz.
– Pudło, Draco, tym razem nie pytam,
tylko stwierdzam fakty – powiedziała, kiwając głową. – Wiem, że jesteś zły na
Blaise’a, bo czuję to samo, ale musisz być dla niego bardziej wyrozumiały. – Na
te słowa Draco uniósł brew. Westchnął cicho.
– Pansy, gdzie tu jest sprawiedliwość?
– spytał na początek. – Raz się cmoknąłem z Granger, to kiedy tylko mnie
zobaczyłaś, naskoczyłaś na mnie. A on ma dziewczynę, a ty każesz mi się nie
złościć…
– Draco, zaczekaj – przerwała mu. –
Tylko, że związek Amber i Blaise’a był formalnością. Naprawdę nie widziałeś
tych wszystkich spojrzeń, uśmiechów? Ty i Hermiona to co innego, w życiu nie
powiedziałabym, że się pocałujecie… – Zamilkła na chwilę, widząc minę Draco. –
Jesteście kwita – stwierdziła cicho.
Malfoyowi zrobiło się… głupio.
Naprawdę nie zauważył, że coś między panną Parker, a Diabłem coś iskrzyło. Jego
złość na przyjaciela momentalnie opadła, a on poczuł się winny. Rozmawiali ze
sobą normalnie, wszystko było tak, jak zawsze, ale… No właśnie, było jakieś
„ale” – po prostu nie mógł nie zauważyć zakochania przyjaciela! Nie wiedział,
czemu tak się stało, ale żałował, że do tego doszło.
Porozmawiał z Pansy jeszcze z pół
godziny, po czym dziewczyna stwierdziła, że także ma lekcje do odrobienia.
Draco dokończył esej z Eliksirów, stwierdzając, że nie ma ochoty na dalsze
pisanie,bo dręczyły go te wszystkie myśli i miał zły humor.
Tak więc postanowił, że pójdzie do
biblioteki. Może sama wycieczka radości mu nie sprawi, ale kiedy weźmie jakąś
nudną książkę i nad nią zaśnie, wtedy humor mu wróci. Za każdym razem, kiedy
się wysypiał, jego humor był o wiele lepszy… I jak postanowił, tak zrobił.
Wchodząc do szkolnej biblioteki, poczuł charakterystyczny zapach starego
pergaminu z delikatną nutką kurzu. Skrzywił nos i chwilę później kichnął cicho.
Potem zastanowił się, co najlepiej będzie mu się czytało.
Doszedł do wniosku, że będzie to coś historycznego i to właśnie do tej części
biblioteki poszedł. Kiedy wszedł w trzecią alejkę, zobaczył coś, co całkowicie
go nie zdziwiło.
Jeszcze jej mi tu brakowało – pomyślał. Hermiona Granger
właśnie pochylała się nad jedną z trzech otwartych książek. Dziewczyna miała
zamiar ulokować swoje kręcone włosy za uchem, jednak na tyle straciła kontakt z
rzeczywistością, że jej dłoń zatrzymała się w środku drogi. Draco podszedł
bliżej Gryfonki, która najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, że nie jest sama.
Blondyn pochylił się nad nią i spojrzał na książkę.
– Jakie właściwości magiczne mogą mieć
mugolskie przyprawy? – przeczytał na głos podtytuł artykułu, który właśnie
czytała. Przestraszona zamknęła szybko książkę i odwróciła się do chłopaka. Ich
twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie, dlatego Draco zrobił krok do
tyłu.
– Co ty tu robisz? – spytała po
chwili.
– Prawdopodobnie przyszedłem tu
poczytać – zaczął – ale tego nie mogłaś przewidzieć.
– Malfoy, to jest biblioteka, tu się
przychodzi tylko poczytać.
– To czytaj, już ci nie przeszkadzam –
rzekł z dłońmi uniesionymi w geście obrony.
A potem poszedł do innej alejki i
zrealizował swój niecny plan.
.*.*.*.*.*.*.
Hermiona była zła na Harry’ego, że
uniemożliwiał jej naukę do Owutemów. Była połowa marca, a jeżeli tak dalej
pójdzie, to nigdy nie powtórzy całego materiału. Niemal codziennie po lekcjach
zwoływał trening i ćwiczyli, dopóki Krukoni nie zarządzali udostępnienia boiska
dla nich. W międzyczasie Slytherin także wpychał się zw kolejkę. Tylko Puchoni
jakby odwlekali wszystko na później. Prawdę mówiąc, nic by ich już nie
uratowało, gdyż przegrali mecz z Ravenclawem i prawdopodobnie nadal przeżywali
tę porażkę… Możliwe także, że ćwiczyli w Pokoju Życzeń, ale tego na sto procent
nikt nie mógł być pewny.
Także kiedy nadeszła sobota, ucieszyła
się. Mecz między Gryffindorem, a Ravenclawem otwierał Miesiąc Meczy – przez
cztery następne soboty miały odbyć się cztery mecze. Wiedziała, że przełom
marca i kwietnia będzie trudny, ale z pewnością da radę. Gorzej będzie zagonić
Harry’ego i Rona do nauki…
Kiedy weszła do Pokoju Wspólnego
prefektów, panowała tam nerwowa atmosfera. Calvin, ubrany już w szatę gracza,
na szybko polerował swoją miotłę, bo kompletnie zapomniał zrobić to wcześniej,
Malfoy mu kibicował, Amber wraz z Zabinim siedziała na kanapie i tuliła się do
swojego chłopaka. Dean robił sobie małą rozgrzewkę, Ramona liczyła mu pompki, a
Pansy starała się uspokoić Draco, w międzyczasie prowadząc rozmowę z Calvinem.
Hermiona zaczęła się denerwować, mecz zaczynał się za godzinę…
– Nadal nie mogę przyzwyczaić się do
myśli, że jesteś graczem, Granger – rzucił Krukon, kiedy zobaczył, że
dziewczyna zeszła do salonu. Była przebrana w swoją szatę do gry z numerem 1.
– Najwyższy czas – odpowiedziała, po
czym podeszła do Deana. – Nie przemęczaj się – powiedziała po cichu do niego.
– Proszę cię, Hermiono, to dla mnie
pikuś – rzekł uśmiechnięty chłopak.
– A potem na meczu będziesz zmęczony…
– Nie będę – oznajmił. – Ramona, ile
naliczyłaś? – zwrócił się do panny Clive. Dziewczyna wyrwała się z chwilowego
zamyślenia, spojrzała na chłopaka i przetarła powieki.
– Dużo, pogubiłam się – stwierdziła.
Roześmiała się, gdy zobaczyła minę chłopaka. Także Dean nie mógł się
powstrzymać i parsknął śmiechem. – Dobra, przyznawać się, komu kibicujecie? –
spytała.
Zdania były bardzo podzielone.
Najbardziej oczywiste było to, że Zabini będzie kibicował Krukonom, ze względu
na to, że jego dziewczyna jest właśnie w tym domu. Draco, który pogodził się z
Blaisem także postanowił kibicować uczniom Ravenclawu, właśnie ze względu na
przyjaciela. Pansy stwierdziła, że Gryfoni grają lepiej niż przeciwnicy – a
fakt, że nie lubiła kibicować na marne, zadecydował, że to właśnie ich
postanowiła wspomóc duchowo. Ramona, na złość Calvinowi, podjęła taką samą decyzję,
co panna Parkinson, natomiast Ernie ze względu na sympatię do Deana także wolał
Gryffindor.
.*.*.*.*.*.
Siedziała na ławce, opierając czoło o
dłonie. Słyszała podekscytowany głos małej Carmen, gadającej ciągle o tym, że
na pewno im się uda. Jake ze Scottem przekomarzali się o to, kto jest lepszy.
Harry dawał Deanowi ostatnie wskazówki, a Ginny ze wszystkiego się śmiała.
Kiedy była zestresowana, śmiała się dosłownie ze wszystkiego. Rudowłosa usiadła
obok niej, dusząc się przy tym śmiechem.
– Z czego ty się właściwie śmiejesz? –
spytała Hermiona, patrząc na pannę Weasley z uniesioną brwią.
– Bo… Bo Jake powiedział, że… Och! –
Każda przerwa była kolejną salwą śmiechu. – Że Scott to… Och! Tępy… szczyl! –
Tym razem roześmiała się na cały głos. – Rozumiesz? Szczyl! Sz–czyl!
– To nie jest śmieszne… – stwierdziła
panna Granger.
– Posłuchaj: szczyl. Jak
możesz się z tego nie śmiać? – Jej pytanie było na tyle głupie, iż Granger
stwierdziła, że nie zamierza na nie odpowiadać.
– Dobra, drużyno, posłuchajcie –
zaczął Harry, kiedy usłyszał, że Ogór zaczyna swój monolog, a uczniowie na
trybunach zareagowali na jego przywitanie gromkim śmiechem. – Proszę grać tak
jak na treningach, a rozniesiemy Krukonów. Nawet nie zdążą zauważyć, kiedy
będziemy na prowadzeniu. Pamiętajcie tylko o jednym: musicie być pewni tego, co
robicie, nie bać się.
Potem drużyna położyła swoje dłonie na
ręce kapitana, krzycząc zgodnie „Za Gryffindor!”. Gracze zdążyli przygotować
się do wylotu, kiedy usłyszeli powitanie Krukonów Ogóra. Hermiona spięła się, a
Ginny momentalnie się uspokoiła. Odetchnięcie wystarczyło, by na kilka sekund
poczuć się lepiej.
– Teraz czas na przedstawienie lepszej
drużyny – zaczął Ogór.
– Collins! – krzyknęła pani dyrektor.
Chciała, aby komentator był jak najbardziej bezstronny.
– Znaczy się, zapraszamy drużynę
Gryfindoru na murawę! – zawołał ochoczo, po czym zaczął przedstawiać
zawodników.
Hermiona wyleciała z szatni jako
ostatnia. Tak jak na swoim pierwszym meczu, poczuła się pewniej, kiedy
zobaczyła, ile Gryfoni mają kibiców. Jej uwagę na chwilę przykuł jeden, wielki
transparent, mieniący się wszystkimi odcieniami czerwieni na złotym tle. Owy
transparent był wyposażony w oryginalny tekst:
Chcę, by dziś Gryfoni wygrali,
Będziemy kciuki za Was trzymali,
Znicz musi być dla Pottera zapewniony
Bo postawiłam na Was trzy galeony!
Na twarzy panny Granger pojawił się
uśmiech. Kijki trzymały Pansy i Ramona. Obie były szeroko uśmiechnięte i wesoło
machały papierem. Obok uradowanej panny Parkinson siedział wyglądający na
samotnego, Malfoy. Był skrzywiony, brodę oparł na dłoni, natomiast łokieć miał
na kolanie. Hermiony nie dziwiło to, że chłopak może czuć się tak, a nie
inaczej – z jego lewej strony stała Pansy kibicująca Gryffinodrowi, a po prawej
Blaise, który cały czas tulił się do swojej nowej dziewczyny i szeptał jej
ciągle coś do ucha. A blondyn był skazany tylko i wyłącznie na swoje
towarzystwo, co samo w sobie było straszne. Kiedy Hermiona na niego spojrzała,
akurat wtedy odwrócił wzrok w jej stronę. Skierował swoje czysto niebieskie
oczy na brązowe tęczówki Hermiony. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby się nie
uśmiechnął – bez cienia złośliwości, czy kpiny – i nie puścił jej oczka. Zdziwiona
dziewczyna poleciała do bramek i postanowiła skupić się na grze. Przecież
zwykły Malfoy nie mógł wyprowadzić jej z równowagi…
Nie zajęło jej dużo czasu, aby
ochłonąć. Kiedy zobaczyła kafla pędzącego w jej stronę, od razu skupiła się na
grze. Prawdopodobnie setne sekundy przesądziły o tym, że piłka nie wpadła do
pętli, ponieważ panna Granger zaledwie musnęła palcami kafla, który sekundę
później uderzył o krawędź bramki. Milimetry… Zły Terry Boot przeklął głośno.
– Hermiono, skup się – usłyszała za
sobą głos Harry’ego.
– Jestem skupiona – powiedziała, po
czym rzuciła kafla do Deana.
– W takim razie skup się bardziej –
dodał, po czym odleciał.
Przez godzinę meczu nic się nie
działo. Hermiona nie przepuściła ani jednej piłki – na szczęście wyrzuciła
Malfoya ze swoich myśli. Tak naprawdę nie wiedziała, czemu tak zaprzątał jej
głowę na początku gry. Przecież tylko puścił jej oczko i uśmiechnął się!
Wyglądał zniewalająco bez cienia złośliwości w każdym ruchu, czy spojrzeniu…
Ale dlaczego, do diabła, musiało ją to obchodzić? Nigdy nie interesował jej ani
on, ani odcień jego oczu. Nigdy się do niej normalnie nie uśmiechnął. Prawdę
mówiąc, był to dla niej pierwszy raz.
Kiedy Gryffindor strzelił ósmą bramkę,
oprzytomniała. Draco znowu zajął jej myśli. To było bardziej niż niebezpieczne.
Na szczęście zauważyła, że Boot ponownie pędzi w jej stronę z piłką w ręku.
Och, na pewno nie da mu strzelić gola, niech nie robi sobie nadziei! Dziewczyna
przygotowała się do obrony, niczym lwica, która miała właśnie zaatakować swoją
ofiarę. Szybko podleciała do lewego słupka i odbiła kafla tylnym końcem swojej
miotły. Terry ponownie się wściekł, a szatynka poczuła dumę.
– Granger! – usłyszała głośny, męski
krzyk. O dziwo, należał on do… Malfoya.
Nie, muszę skupić się na meczu, nie na
nim – pomyślała
szybko.
– Hermiona, uważaj! – tym razem
krzyknęła Ginny, która ze strachem w oczach spojrzała się w bok.
Hermiona przesunęła swój wzrok w tę
samą stronę. Przed oczami mignęła jej czarna plama. Tłuczek właśnie pędził w
jej stronę. Była tak wystraszona, że nie miała siły ruszyć się z miejsca.
Niemal sekundę przed zderzeniem, usłyszała dwa głosy:
– Harry Potter złapał złotego znicza!
– zawołał zadowolony Collins do mikrofonu.
– Impedimento! – krzyknął
Draco Malfoy ze swoją krótką różdżką w ręku.
To było ostatnie, co zarejestrowała
Hermiona. Potem był już tylko ból i ciemność.
.*.*.*.*.
– Nie wierzę, że to zrobiłeś. Nie… – W
głosie było słychać zawahanie. – Każdy, ale nie ty! Dlaczego ty?
– Uwierz, sam sobie zadaję to pytanie
i, uprzedzając wasze kolejne durne i bezsensowne pytania, nie znam na nie
odpowiedzi. Tak czy inaczej, zrobiłem to i jakoś tego nie żałuję. – Nastała
chwilowa cisza. – Chociaż… Nie, wiem, dlaczego to zrobiłem. Przypuszczam, że
chciałem uratować jej życie.
– Niemożliwe… – Ton tej wypowiedzi
wskazywał na jawne zwątpienie w prawdziwość poprzednich słów.
– A jednak. – Złośliwy śmiech wypełnił
salę. – Ty, patrz, nie jestem taki zły.
– I tak nadal nie wierzę w twoją
zmianę. Zawsze będziesz tym samym dupkiem, co kiedyś. Może nie wywołujesz
żadnych kłótni, może nie wyzywasz Hermiony od szlam, może nawet jesteś normalny
w stosunku do nas. Brzmi to zabawnie, ale i tak w środku ciebie nadal jest
gniazdo zła. Nie wiem dlaczego Hermiona zaufała ci i dopuściła do tego, co się
stało… – Z pewnością miał na myśli pocałunek, który miał miejsce nie tak dawno.
– Och, jakie to miłe z twojej strony,
że wymieniłeś tyle moich zalet. A to, co się stało z pewnością
nie jest twoim interesem – odparł gładko.
– Malfoy, żebym cię nie musiał… –
syknął cicho.
– Przepraszam, że ci przerywam
braciszku, ale Hermiona się budzi – powiedziała Ginny.
Ron szybko podbiegł do łóżka
przyjaciółki. Szatynka próbowała otworzyć powieki, jednak przychodziło jej to z
trudem. Kiedy w końcu szeroko otworzyła oczy, mrugnęła kilka razy, aby
wyostrzyć obraz. Chwilę później skupiła swój wzrok najpierw na Ronie, potem na
Ginny. Rozejrzała się wkoło. Była w Skrzydle Szpitalnym, to pewne.
Zarejestrowała także, że pod idealnie białą pościelą było jej gorąco, a głowa
bolała ją tak mocno, że aż delikatnie się skrzywiła.
– Co się stało? – wychrypiała cicho. –
I czemu tu jestem? – dodała, tym razem ciut głośniej.
– Ciszej – powiedziała Ginny. Nie
miała ochoty, że Pomfrey zaraz ją wygoniła. – Boli cię coś? – spytała,
uśmiechając się delikatnie. Właściwie, to w tej sytuacji owe pytanie można było
uznać za retoryczne.
– Głowa. – Skrzywiła się. – A teraz
powie mi któreś, co się stało? – Zapadła cisza.
– Cóż – odezwała się trzecia, nie
dostrzeżona przez Hermionę, osoba. – O mało nie umarłaś, Granger – rzekł
Malfoy, podchodząc bliżej. – Tłuczek uderzył cię w głowę, jeśli musisz wiedzieć
– rzekł. Stał już przy jej łóżku. – I, uprzedzając twoje pytanie, to tak,
możliwe, że przeżyłaś to uderzenie.
– Jak?
– Malfoy w ostatniej chwili spowolnił
tłuczka – oznajmiła Ginny. – Inaczej… Um. Nie byłoby co zbierać z twojej głowy.
Zapadła chwilowa cisza. Hermiona
myślała gorączkowo nad tym, co powiedzieć. Malfoy uratował jej życie… Dziwnie
to brzmiało, ale to prawda. Szczególnie, że Ron rzucał blondynowi złośliwe
spojrzenia. Widać było z daleka, że nie jest zadowolony z jego obecności tutaj.
Szczerze mówiąc, to pannę Granger też zdziwiło to, że tutaj był. Zapewne przyszedł
do Skrzydła, aby pochwalić się, iż to on ją ocalił. Cóż, mógł się szczycić
swoim wyczynem – w końcu nie codziennie można kogoś uchronić przed śmiercią...
– Dziękuję – wyszeptała, uśmiechając
się delikatnie. To było jedyne, na co mogła się wtedy zdobyć.
– Nie ma za co, Granger – odrzekł. Ku
zdziwieniu wszystkich zebranych, także uraczył ją uśmiechem. Szczególnie Ronowi
nie spodobał się ten gest.
– Gdzie jest Harry? – zadała pytanie
szatynka. Ginny spojrzała na swojego brata, po czym westchnęła.
– Prawdopodobnie jest w Pokoju
Wspólnym i ochrzania Scotta i Jake’a – wyjaśniła. – Jest na nich wściekły, o
mało się na nich nie rzucił. Na szczęście nic im nie zrobił, ale mało
brakowało. Wkurzył się, że pozwolili, aby tłuczek cię uderzył…
– Ale na pewno nic im nie zrobił?
Nie dane było jej usłyszeć odpowiedź,
gdyż pani Pomfrey weszła do Skrzydła. Minę miała nietęgą. Zapewne zdenerwowała
się, że nikt jej nie oznajmił, iż Hermiona się obudziła. Niosła w ręce tacę, na
której leżało kilka fiolek z eliksirami. Kobieta szybko wygoniła trójkę uczniów
i podała lekarstwa. Wypytała pacjentkę o jej dolegliwości, po czym stwierdziła,
że musi odpocząć, więc zaaplikowała jej Eliksir Słodkiego Snu. Szatynka szybko
zasnęła, budząc się dopiero następnego dnia.
.*.*.*.
Jak na uraz, którego doznała, Hermiona
została wypuszczona ze Skrzydła Szpitalnego dosyć szybko – w poniedziałek
poszła już na lekcje. Kiedy weszła do Wielkiej Sali, jej przyjaciele zdziwili
się na jej widok. Bo czy nie było nic dziwnego w tym, że Poppy Pomfrey tak
szybko wypuściła ją spod swoich opiekuńczych ramion? Z pewnością tak, chociaż i
tak ucieszyli się, że przyjaciółka może być już z nimi.
Jak się później okazało, uraz Hermiony
wcale nie był taki poważny, na jaki wyglądał. Gdyby wtedy nie zemdlała,
prawdopodobnie nie musiałaby zostawać całą niedzielę. A wszystko to dzięki
Malfoyowi… Dziewczyna nadal w to nie wierzyła, a jednak stało się. Kiedy
nakładała na swój talerz jajecznicę, podeszli do niej Jake i Scott. Z daleko
widać było skruchę, na co Hermionie zrobiło się cieplej na sercu.
– Hermiono… – zaczął niepewnie Jake
Hill, patrząc się z fascynacją na podłogę. Za plecami wykręcał palce,
denerwował się.
– No bo my chcieliśmy przeprosić, że
nie upilnowaliśmy tych diabelskich piłek. Gdyby nie my, to to nigdy by się nie
wydarzyło. Przepraszamy – dokończył Scott Harrison.
– Chłopaki, nie martwcie się, nie
byłam na was zła. – W tym momencie obdarzyła Harry’ego złośliwym spojrzeniem,
którego sama po sobie się nie spodziewała. – Ale dziękuję, że o mnie
pomyśleliście. Bądź też Harry was zmusił, tego nie wiem.
– Nie żartuj! Oczywiście, że to była
tylko nasza inicjatywa – prychnął Scott. Nie było w tym cienia kpiny,
uniemożliwiającego uwierzenie w to twierdzenie.
– Wierzę – rzekła z delikatnym
uśmiechem. Chłopcy odeszli, a szatynka odwróciła się przodem do Pottera z
uniesioną brwią. W jej oczach błyskały iskry rozbawienia, ale nawet mimo to
wyglądała na poważną.
– Nie patrz się tak na mnie! Naprawdę
nie kazałem im cię przeprosić – rzekł Wybraniec z uniesionymi w geście poddania
się, rękoma. Wtedy Ron skrzywił się, próbując ukryć śmiech. Znanej ze swojej
spostrzegawczości Hermionie nie umknął ten gest, dlatego szybko przeniosła swe
spojrzenie na Weasleya.
– Oj, tylko napomknąłem, że lubisz być
przepraszana…
– Nie, nie lubię Ron. Po prostu tego
wymaga kultura – stwierdziła, po czym dokończyła swoją jajecznicę. – Lecę
jeszcze szybko do pokoju, bo nie miałam czasu się spakować, a i muszę przebrać
się w szkolną szatę. Widzimy się pod salą od obrony – dodała, po czym wstała od
stołu i wyszła z jadalni.
Kiedy była gotowa, wyszła ze swojego
pokoju. Szybko zeszła na dół do salonu, który – o dziwo – nie był pusty. Draco
stał przy biblioteczce i zawzięcie szukał jakiejś książki. Był zamyślony, na co
wskazywały lekko rozchylone usta. Hermiona, która już jakiś czas siedziała z
nim na transmutacji, zdążyła zauważyć, że za każdym razem, kiedy chłopak był
skupiony, otwierał usta. Nie było to obrzydliwe, tak jak w przypadku Goyle’a,
któremu było widać całą jamę ustną, bez specjalnego wpatrywania się tam – w
przypadku Malfoya było to kilka milimetrów.
Och, nie ma ciekawszych rzeczy niż
usta Malfoya –
pomyślała dziewczyna ironicznie. – Mnie naprawdę szajba odbija na
starość. – W tym czasie blondyn wyciągnął lekturę, której szukał. A okazała
się nią być książka do obrony przed czarną magią. Najwidoczniej, kiedy pisał
ostatnio zadany esej, musiał przez przypadek ją tu zostawić.
– Um, Malfoy – zaczęła cicho Hermiona.
Ślizgon odwrócił się powoli w jej stronę.
– Granger? Czego ode mnie chcesz? –
spytał z uniesioną brwią w akcie zdziwienia. Dziewczyna przełknęła ślinę i
odetchnęła lekko.
– Chciałabym jeszcze raz podziękować –
rzekła pewnie, machinalnie prostując plecy. Czekała na jego reakcję.
– Dziękowałaś mi już za to –
stwierdził po kilku sekundach ciszy.
– Wiem – westchnęła. – Ale
prawdopodobnie nie byłoby mnie tu, gdyby nie ty…
– Nie przesadzaj – przerwał jej. – Z
pewnością odratowaliby twoje zwłoki. Jeśli nie tu, to w Mungu – rzekł z kpiącym
uśmiechem. Zupełnie, jakby stary Draco wrócił.
– Możliwe – powiedziała na koniec
Hermiona, po czym zostawiła blondyna samego wraz z jego uśmiechem.
.*.*.
Czas przelatywał im jak przez palce.
Uczniowie nawet nie mogli zauważyć, kiedy eseje zadawane na następny tydzień
musiały być pisane na tip–top, bo kończył się czas ich przygotowywania.
Najmniej podobało się to tym, którzy uczęszczali na piąty bądź siódmy rok – maj
zbliżał się nieubłaganie szybko, a Sumy i Owutemy wraz z nim. Biblioteka
szkolna zaczęła przeżywać swój coroczny renesans. Wiele ksiąg było
wypożyczanych, a wszystkie stoliki zawsze pozajmowane. Oblężenie było na tyle
duże, że nawet utrzymanie ciszy było trudne, mimo że uczniowie szeptali.
Jednak w sobotę biblioteka była prawie
pusta – jedyną osobą w niej była pani Pince narzekająca na książki pozostawiane
w nieładzie w nieodpowiednich dla nich działach. Tego dnia odbywał się mecz
między Slytherinem, a Hufflepuffem.
Na widowni – jak zawsze – było pełno
uczniów. Zielono–żółte trybuny były wypełnione po brzegi, uczniowie zajmowali
miejsca, a Ben Collins jak przed każdym meczem przyjmował zakłady. Kiedy na
swoim zegarku zobaczył, że mecz zaraz powinien się zacząć, prędko popędził na
swoje miejsce.
Hermiona w ostatniej chwili przyszła
na mecz. Zaczytała się w swoim pokoju i nawet nie zauważyła, kiedy do meczu
zostało zaledwie kilka minut. Cudem znalazła na pełnych trybunach Harry’ego,
Rona i Ginny, którzy zajęli jej miejsce. Usiadła obok Rona i Amber, która także
zajęła tam swoje miejsce. Jeszcze dalej w ich rzędzie siedziała Pansy i Ramona
wraz z jakimś Puchonem z szóstej klasy, którego panna Granger nie znała. Nie
trudno było się domyślić, że zarówno Pansy, jak i Amber będą kibicowały
Slytherinowi. Hermiona osobiście trzymała kciuki za Hufflepuff, chociaż ich
szanse na wygraną były niewielkie.
Mecz okazał się być dobry i obfity w
faule. Wiadomo, gra toczyła się między sprawiedliwymi i przyjaznymi Puchonami,
a przebiegłymi i dosyć wrednymi Ślizgonami – tylko naiwny
myślałby, że w jakiś sposób nie oberwie się uczniom Hufflepuffu. Na
szczęście Gryfonom udało się uniknąć cielesnych kontaktów ze Slytherinem,
ale tylko dlatego, że mieli dobrą taktykę.
Gracze Hufflepuffu dostali wiele
obrażeń. Jeden z nich – Hermiona nie kojarzyła jego imienia, był dwie klasy
niżej – cały czas oblizywał krew z górnej, rozciętej wargi. Jeden ze
ścigających został uderzony tłuczkiem w rękę, ledwo trzymał się miotły. Przy
takim wyglądzie sprawy wygrana Ślizgonów była jedynie formalnością. W ten też
sposób Puchoni zaprzepaścili swoją szansę na wygraną Pucharu.
Draco jako pierwszy wylądował na
murawie, mocno trzymając złotą piłkę w dłoni. Uniósł rękę wysoko do góry,
przypieczętowując zwycięstwo. Był z siebie dumny, chociaż to i tak nie mogło
się równać z dumą, którą czułby, gdyby złapał znicza przed Potterem. Jednak dla
niego wygrana to wygrana, każda liczyła się tak samo. Tylko satysfakcja była
mniejsza.
Teraz był czas, by świętować
zwycięstwo.
.*.
Był z siebie niewyobrażalnie
zadowolony. To, czego dokonał będzie pamiętane do końca życia przez bohaterów
jego manipulacji. Że też ani jedno, ani drugie nie skapnęło się, co się święci.
Idioci, nie ma co!
Tajemnicza postać z uśmiechem
spojrzała na swoje dzieło i po cichu wyszła z pomieszczenia, zacierając ręce.
Na twarz gościa wpłynął ogromny uśmiech. Oni zakpili z niego, on zakpi z nich.
Kolejny dzień… Och, to będzie coś
wspaniałego, to pewne! Jeszcze nigdy nie wpadł na coś podobnego. Zemsta będzie
słodka i cudowna!
Oczywiście zależy dla kogo.
______________________
Cześć!
Szczerze, to myślałam, że dzisiaj,
mimo obietnicy, nie uda mi się opublikować rozdziału. Końcówkę dopisywałam rano
(tak, przez przypadek opublikowałam, zamiast zapisać... Głupia ja!) ale dałam
radę! :D
Chciałabym życzyć wszystkim Wesołych
Świąt, dużo zdrowia, szczęścia, dla piszących – od groma weny i czasu, natomiast
dla czytających – wspaniałych i emocjonujących opowiadań, oraz spełnienia
marzeń i lotu w kosmos (bo kto nie chciałby tam polecieć?)
Teraz biegnę do swoich Krzyżaków... :(
Pozdrawiam! :D
Feltson
Czekam na więcej akcji i komkretne rozwinięcie romansu Draco i Miony. Albo masz zaplanowane strasznie dużo rozdziałów, albo chcesz zrobić w tym wontku coś spektakularnego. Niech wena będzie z tobą
OdpowiedzUsuńDzięki ❤
UsuńSkłaniam się ku drugiej wersji, bo zostało 9 rozdziałów... :D
Ale niespodzianka na ten świąteczny dzień! :)
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny - ale ta końcówka mnie totalnie zmiotła! Kim jest ta tajemnicza postać? I czemu kieruje się zemstą - za co? Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale będzie o nim więcej!
Pozdrawiam ciepło i życzę weny!
Dziękuję ❤
UsuńCały następny rozdział będzie poświęcony zemście Tajemniczego Kogoś... :D
Również pozdrawiam,
Feltson
Czyżby Irytek szukał zemsty?
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. :)
Kocham cię za to że to nie jest kolejne romansidło, a opowiadanie gdzie wszystko idzie powoli, tak jak powinno iść (bo jak można napisać że wrogowie w ciągu tygodnia się w sobie zakochają :O). Nadaje to oryginalności twojemu opowiadaniu.
Czekam na więcej :* :*
Dziękuję za miłe słowa! :D
UsuńJa także nie mogę tego pojąć, dlaczego w Dramione okres, kiedy się zakochują trwa kilka dni... Dlatego u siebie tego pilnuję :)
Pozdrawiam,
Feltson
Nawzajem :)
OdpowiedzUsuńEch, lubisz dopisać na końcu coś, co zaciekawi?
Może już o tym pisałam, ale cieszę się, że Hermiona gra w drużynie – jest to coś, co wyróżnia ten blog ;)
Rozdział bardzo ciekawy ;) Rysunki Draco najlepsze :)
Pozdrawiam <3
Dziękuję ❤
UsuńAno, lubię zaciekawiać :D A że zazwyczaj robię to na końcu rozdziału... No to przypadki :)
Również pozdrawiam!
Feltson
Genialne. Ciekawe co to za zemsta. Weny;)
OdpowiedzUsuńDzięki ❤
UsuńWszystko się wyjaśni :)
No! Wreszcie wróciłam do domu, by skomentować Twój rozdział. Rano został szybciutko przeczytany, a zaraz po tym rodzinka wzięła mnie w obroty. XD
OdpowiedzUsuńCo do notki - jejku zaintrygowałaś mnie! Zwłaszcza tą końcówką! Jejku, coś widzę, że lubisz nas zaskakiwać pod koniec i utrzymywać nas w niepewności!
I te czytaj dalej na końcu! Przyznam, że raz się nabrałam i to nacisnęłam, myśląc, że masz taką funkcję na blogu, tylko, że z wydłużonym limitem. XDDDD
*nevermind, moja głupota nie zna czasem granic*
No i ten bohaterski czyn Malfoya! No, no, no, robi się z niego superhero Hermiony. :D Aż się nie mogę doczekać następnej notki, bo jestem ciekawa jak to się wszystko dalej potoczy.
Zwłaszcza związek Blaise'a z Amber!
Właśnie, skoro ich wspomniałam... Szkoda mi się nawet trochę Dracona zrobiło z tego powodu, że nie dowiedział się jako pierwszy o ich związku. Ale cóż, Smoczek musi jakoś to przeboleć. :D
Pozdrawiam, życzę inspiracji!
A.
Dziękuję! ❤
UsuńTak, z tą końcówką nie mogłam się powstrzymać... :D
A Draco-superhero... No w każdym Dramione musi ją od czegós uratować/w czymś jej pomóc - ja już mogę to odhaczyć z listy c:
Dziękuję za komentarz ;3
Pozdrawiam,
Feltson
Zemsta...? Za mało Dramione, ale i tak super.PPozdrawiam
OdpowiedzUsuńKH
Następnym razem będzie więcej Dramione, obiecuję! :D
UsuńŚwietny rozdział! Historia jedna z lepszych i dobrze napisana. Czekam z niecierpliwością co będzie dalej! :)
OdpowiedzUsuńŚlicznie dziękuję! :*
UsuńBardzo fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDraco bohaterem kto by się tego spodziewał? :D
Kim jest ta tajemnicza osoba?
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
Wybacz taki krótki komentarz ale mam mało czasu -.-
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam na nowy rozdział
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Dziękuję ❤
UsuńCałkowicie rozumiem brak czasu, sama go doświadczam :/
Również pozdrawiam,
Feltson
Swietne, cudowne, genialne :O <3
OdpowiedzUsuńTa tajemnicza postac tak mocno mnie zastanawia :0
Rozdzial jak zawsze super
Bardzo fajnie opisalas mecze c;
Pozdrawiam
Dziękuję! ❤ Bardzo się cieszę! :)
UsuńPodziwiam twoja twórczość. Rozdziały są takie długie i składne... cudne!
OdpowiedzUsuńhttp://malfoygdyniktniepatrzy.blogspot.com/
Dziękuję! ❤ :D
UsuńNo, no. Ta szczypta tajemniczości pod koniec. ^~^ Twoje Dramione z każdym rozdziałem zaciekawia bardziej.
OdpowiedzUsuńWracając.
Draco, biedaczyna, ja też bym chciała wiedzieć o związku swojego najlepszego przyjaciela jako pierwsza, więc w tej sprawie go doskonale rozumiem.
Cóż to za tajemnicze uśmiechy i oczka posyłają sobie nasi kochani bohaterowie? *_*
Draco bohaterem naszej Mionki! (Wyczuwam zazdrość Rona).
Obstawiam Irytka jako tego tajemniczego typka, lub ewentualnie Rite Skeeter.
Okej, życzę weny, pozdrawiam serdecznie i dziękuję za te piekne opowiadania przez które przyjemnie marnuje swój czas. ⊙~⊙
Ps. Krzyżacy? Współczuję. Ja nigdy do końca nie przeczytałam. Takie książki nie dla mnie, wolę twoje opowiadania. xD
Dziękuję ślicznie! ❤
UsuńCieszę się, że Ci się podoba! :D
Ciekawie obstawiasz... Ale wszystko okaże się za tydzień... :)
Pozdrawiam,
Feltson