niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 22: Tam, gdzie ty, tam i ja

Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 22: Tam, gdzie ty, tam i ja

Uczucie: Zaniepokojenie, ugodowość



Niedziela to prawdopodobnie jedyny dzień, kiedy Hermiona nie wstawała wcześnie rano. Tylko wtedy zostawała w łóżku dłużej, korzystając z uroków weekendu i przyjemnej pościeli. Tej niedzieli także tak było. Dziewczyna – mimo że była godzina dziewiąta – nadal polegiwała, będąc w płytkim śnie. Było jej bardzo ciepło, wygodnie, tuliła się do poduszki – czego więcej chcieć? Nawet jej w takich sytuacjach nie chce się wstawać, nawet na rzecz jej kochanej biblioteki.
Panna Granger jednak w końcu rozchyliła powieki, ale szybko je zamknęła. W pokoju było jasno, zdecydowanie zbyt jasno. Zaspana szatynka wtuliła się w swoją poduszkę. Coś jednak jej nie pasowało – jej poduszka nigdy nie była taka… twarda. Może spała tak mocno, że spadła na podłogę i nawet się nie przebudziła? Powoli podniosła głowę i ponownie otworzyła oczy.
Och, to tylko Malfoy – pomyślała półprzytomnie, kładąc swoją głowę na jego lewym ramieniu, tak jak poprzednio. Zaspanej dziewczynie chwilę zajęło połączenie faktów. – Poczekaj… Łóżko… Malfoy… Malfoy…
– NA MERLINA! – krzyknęła, zrywając się na równe nogi. Malfoy mocno trzymał jej rękę, dlatego nie zeszła z legowiska, a niespodziewanie opadła na niego. Blondyn syknął głośno, gdyż jej upadek zabolał właśnie jego. Niemal natychmiast się obudził, a i miał, co tu dużo mówić, okropnie zły humor, bo w końcu nie codziennie człowieka budzi uderzenie w brzuch łokciem.
– Granger?! – wrzasnął, kiedy uświadomił sobie, że dziewczyna była z nim w łóżku, mimo że kładł się do niego kompletnie sam. – Co ty tu, do cholery, robisz?!
– Co ja tu robię? Co ty tu robisz? Wynoś się stąd, już! – Rzuciła mu wściekłe spojrzenie, po czym chciała go zepchnąć go z łóżka. Jej starania szły na marne, gdyż chłopaka o sile Malfoya trudno było w ogóle ruszyć. Szatynka jak najszybciej chciała zostać sama w pokoju i ochłonąć po pobudce u boku blondyna. Jakoś nie obchodziło jej, że byli w zgodzie. Miał się wynieść z tego pokoju z trybie natychmiastowym. 
– Granger, jakbyś nie zauważyła, to jesteśmy u mnie – syknął, a dziewczyna zaprzestała spychania go. Obróciła szybko głowę i jedno spojrzenie wszystko jej powiedziało.
Ściany były zielone. Nie było żadnej wątpliwości, że była w pokoju ucznia Slytherinu i wszystko wskazywało na to, że była w pokoju samego Draco Malfoya. Nie miała pojęcia, jak się tu znalazła. Na pewno odpadała możliwość, że przyszła tutaj sama – ona nigdy w życiu nie zrobiłaby tego. Była osobą zasadniczą i… Och, na pewno nie przyszłaby sama do Malfoya, bo co po? Odpadało także to, że przyszła tu po pijaku (bo ona nie piła, tym bardziej nie w szkole, gdzie – jakby nie patrzeć – było to kompletnie zabronione), ani za sprawą lunatykowania – w końcu nigdy jej się to nie zdarzyło. Poza tym to było mało prawdopodobne, żeby udało jej się zejść po tylu schodach przez sen bez upadku. Sam Draco też do niej nie przyszedł – być może dlatego, że byli u niego... Nie miała pojęcia, jak się tu dostała, ale chciała jak najszybciej stąd uciec.
– No tak, racja – przyznała cicho, po czym zacisnęła usta w wąską linię. Chciała zejść z łóżka i wyjść z tego przeklętego pokoju, zapomnieć o tym, co się wydarzyło i cierpliwie znosić złośliwe uwagi Malfoya na temat tego, co się stało. Była niemal pewna, że mimo swojej „zmiany”, chłopak tak łatwo jej nie odpuści. Już miała odejść, kiedy nie pozwoliła jej na to dłoń blondyna, mocno trzymająca jej własną. – Możesz mnie puścić? – spytała suchym tonem.
– Ale ty sama mnie trzymasz! – powiedział.
– Malfoy – zaczęła groźnie, po czym spróbowała wyrwać swoją rękę z uścisku.
Nie udało jej się.
Zaniepokojona Hermiona i zdziwiony Draco jeszcze raz szarpnęli swoimi dłońmi, ale one – nadal będąc złączonymi – ani drgnęły. Szatynka przestraszyła się nie na żarty. Nie wiedziała, co sądzić o tej sytuacji, ale na pewno nie było to coś normalnego. Draco natomiast przyjął tę wiadomość ze stoicki spokojem, bo przeczuwał, że panika nic im nie da. Zrozumiał, dlaczego Granger obudziła się w jego łóżku, ktoś musiał w nocy przenieść ją tutaj i złączyć ich dłonie. Nie wiedział czemu, nie miał pojęcia po co, nie chciał zgadywać dlaczego akurat oni – chciał po prostu uwolnić się od niej. Szarpanie się nic nie dawało, a tylko zaczęło denerwować go i nie dawało mu chwili skupienia, żeby zastanowić się nad całą tą sytuacją.
– Uspokój się – nakazał jej pewnym tonem. Rzuciła mu groźne spojrzenie.
– Jak mam się uspokoić, kiedy jesteśmy w takim bagnie? – spytała retorycznie.
– Normalnie – powiedział ironicznie. – Poradzimy sobie z tym, pewnie jakiś idiota się na nas uwziął. Złapiemy go, rzucisz na niego jakieś groźne zaklęcia, przestraszy się, ładnie nas przeprosi, ja będę zadowolony, a ty dalej zła i po naszym problemie. Łatwo pójdzie, tylko przestań, do cholery, panikować.
– Naprawdę sądzisz, że tak łatwo pójdzie?
– Szczerze, to tak. – Wzruszył ramionami.
– Naiwny jesteś.
– Nie, Granger, przypuśćmy, że naprawdę wierzę w twoje możliwości. – Posłał jej szeroki uśmiech, wiedząc, że nie będzie z tego zadowolona. I miał rację, bo dziewczyna zapomniała o ich złączonych dłoniach i chciała jak najszybciej stracić go z oczu. Nie zrobiła nawet pełnego kroku, kiedy chłopak zaparł się i pociągnął ją w swoją stronę. Opadła na poduszkę obok niego, ale szybko ponownie usiadła. – Weź się nie wydurniaj i siedź spokojnie – rzekł, podciągając się z pozycji półleżącej do siedzącej. Szatynka powoli przesunęła się na brzeg łóżka. – Co z tym zrobimy? – Podniósł ich złączone dłonie. Miała mu już coś odpowiedzieć, ale na chwilę się zawahała.
– Nie mam pojęcia, wszystko zależy od tego, jak nasze dłonie zostały sklejone ze sobą. Będziemy musieli jakoś do tego dojść… – Westchnęła ciężko. Na myśl, że jutro musiałaby iść na lekcje z Malfoyem, przyprawiała ją o niezadowolenie… Tym bardziej, że musiałaby wszystko mu pisać, bo na jego nieszczęście miał zajętą prawą rękę. – Najgorsze jest to, że kompletnie nie wiemy, co to jest. Nie możemy stwierdzić, czy zostaliśmy złączeni jakimś wyjątkowo mocnym mugolskim klejem, czy może za pomocą magii, trudno mi tego się dowiedzieć, ani drgną. – Na dowód szarpnęła ręką. – A znając nasze szczęście, to z pewnością zejdzie nam się z tym cały dzień. Nici po moich O Runach To i Owo… I trening też mi przepadnie, no nie... – zauważyła cicho, jakby zapomniała, że chłopak jest tuż obok. – Czemu nic nie mówisz?
– Cóż, jak widać ty lepiej radzisz sobie w roli mówcy, więc nie zamierzam ci przeszkadzać… ani cię słuchać. – Wzruszył ramionami z kpiącym uśmiechem, na co prychnęła.
– Aha, czyli nie masz nic do powiedzenia, jeśli dobrze rozumiem? – Popatrzyła na niego twardo.
– Nie, mam – rzekł, a ona przewróciła oczami. – Fajna piżama, Granger – mruknął, tasując ją spojrzeniem.
Miała na sobie jedną ze swoich ulubionych piżam. Góra była szara z nadrukiem przedstawiającym trzy śpiące owieczki. Spodnie natomiast były różowe i kończyły się na wysokości kolan. Dziewczyna ogólnie wyglądała stosunkowo normalnie – najwidoczniej się nie malowała, co trochę zdziwiło Draco. Chociaż mógł domyśleć się, że szatynka woli spędzać swój cenny czas w bibliotece niż przed lustrem... Czyli tak naprawdę, to żadne zaskoczenie! Potem Draco ocenił stan jej skudlonych włosów. Loki były jeszcze bardziej puszyste niż zazwyczaj – o ile to w ogóle możliwe. O dziwo, stwierdził, że nie wyglądają one tak źle... Być może już całkiem mu odbiło? Czyżby uznał, że nieuczesane włosy Granger nie wyglądają aż tak koszmarnie? Najwidoczniej był jeszcze zaspany, bo jeszcze nigdy w życiu nie pomyślał, że włosy Gryfonki nie są okropne.
– Napatrzyłeś się już? – spytała zniecierpliwiona dziewczyna, która miała już dość jego oceniającego spojrzenia. A on tylko leniwie przesunął swoje oczy z jej włosów, wymienił z nią spojrzenie, uniósł brew i uśmiechnął się kpiąco.
– Nie – rzekł. Zauważywszy minę dziewczyny, roześmiał się cicho.
– Malfoy, w tym nie ma nic śmiesznego! Chyba, że cieszy cię wizja spędzenia za mną najbliższego dnia – dodała, chcąc założyć ręce na piersi dla pokreślenia swoich słów, jednak ich splecione dłonie uniemożliwiły jej to. 
– Cieszy jak cholera, niczego lepszego wymarzyć sobie nie mogłem...
– Też tak uważam – zgodziła się z nim. – A teraz musimy się jakoś ogarnąć i zacząć myśleć, jak pozbyć się naszego problemu, a dopiero potem znajdziemy sprawcę tego czynu. Już ja mu pokażę...
– Poczekaj, czy to oznacza, że ty myślisz nad rozłączeniem naszych rąk, a ja nad zemstą? – spytał z nadzieją.
– Och, oczywiście... – powiedziała z ironią w głosie. – O, patrz! Mam już pomysł! – dodała, czym niewątpliwie zaciekawiła blondyna. – Utnę ci tą brudną łapę i po kłopocie. – Uśmiechnęła się słodko, na co chłopak się skrzywił. Mógł się spodziewać, że kłamała. O tak, był jeszcze zaspany, to pewne.
– To będzie dla mnie czysta przyjemność – syknął równie słodko z zaciśniętymi zębami. Hermionę zaciekawiło, jakim cudem mówił tak wyraźnie, kiedy zaciskał zęby, ale wolała go o to nie pytać.
Jak jej dzisiaj nie uduszę tą jedyną wolną ręką, to będzie ósmy cud świata – pomyślał jeszcze, zanim zaczęła go poganiać.



.*.*.*.*.*.*.*.*.



Doprowadzenie się do stanu używalności zajęło im więcej czasu niż zakładała Hermiona. Najpierw Malfoy był zdania, że muszą jakoś ubrać się jedną ręką. Hermiona była pewna, że jeszcze był zaspany i dlatego nie myślał racjonalnie. Bo niby jak miałaby założyć bluzkę, kiedy jej jedna ręka jest uwięziona w niedźwiedzim uścisku Draco i po prostu nie było siły, aby założyła rękaw... Dlatego szybko wybiła mu ten pomysł z głowy. Musieli użyć magii, o czym on w ogóle o tym nie pomyślał. Najpierw Gryfonka zamknęła się – a właściwie, to przymknęła drzwi na tyle, o ile pozwalały jej splecione ręce i pierwsza się ogarnęła. Oczywiście, uważała cały czas, aby „przypadkiem" Malfoy nie zajrzał przez szparę – w końcu był facetem, a z nimi to nigdy nic nie wiadomo. Blondynowi natomiast sprawa ta nie sprawiła żadnego problemu, gdyż był pewien, że Granger nie chce go widzieć nago. A nawet jeśli już by chciała, to z pewnością nie odważyłaby się zajrzeć do środka.
Kiedy zeszli do Pokoju Wspólnego, zastał ich ciekawy widok. Na kanapie siedział klnący Zabini, który trzymał lód przy swoim oku, fotel obok zajęła Amber, a o siedzenie swoim lewym biodrem opierała się Pansy. Czarnoskóry miał zaciętą minę, widocznie był niezadowolony – jeśli nie wściekły. Mruczał coś cicho pod nosem, ale słychać było go dopiero z bliższej odległości.
– ... wstrętna żmija, podły robal, buta mi szkoda, żeby go zdeptać. Co mu odwaliło, żeby mi robić takie rzeczy, nosz naprawdę. Niech się cieszy, że nie mogę go teraz dopaść, bo nic nie widzę na jedno oko, bo nie pomogłoby mu to, że już jest martwy...
– Blaise – przerwała mu Pansy. – To jest bardzo mocny argument na to, byś go jednak nie zabijał... To tylko oko, do wesela się zagoi.
– No to trochę będzie musiał jeszcze poczekać – wyrwało się Draco, dzięki czemu wszyscy odwrócili spojrzenia w stronę nowo przybyłych.
– O proszę, jeszcze mam omamy! – dodał Zabini, mocniej przyciskając lód do swojego lewego oka. – I może teraz mi powiecie, że naprawdę nie jest źle?
– Siedź cicho, Blaise – rzekła Amber w stronę narzekającego chłopaka. Potem przekręciła się w fotelu tak, że była bokiem do pary. – Ach, to oto mu chodziło – dodała tajemniczo.
– Tak... – wysapała Pansy, wcale nie skrępowana tym, że Draco i Hermiona ją słyszą. – No, powiem ci, że tego to ja się nie spodziewałam.
– Może coś im podał? – spekulowała Krukonka.
– Nie, raczej nie... Nie sądzę, żeby naćpany Draco miał taką zezłoszczoną minę... – stwierdziła Ślizgonka, a jej koleżanka kiwnęła na znak zgody.
– Ty, masz rację... To co on im zrobił?
– Kiedy w końcu przestaniecie mnie obgadywać? – spytał niezadowolony Draco. Dziewczęta odetchnęły lekko, nic im jednak nie zrobił. A przynajmniej na sto procent wiadomo było, że Malfoy nie był naćpany.
– I o kim mówiłyście? – dodała Hermiona.
– O Irytku, był tu przed chwilą, by odwiedzić Diabełka i kazał was pozdrowić... Nie trudno się domyśleć, że coś wam zrobił, w końcu dziś Prima Aprilis i...
– A no tak... – zauważyła Hermiona. – Na śmierć zapomniałam! 
– No przecież ja go zabiję! – warknął wściekły Draco. Mogła mu chociaż przez myśl przejść taka możliwość, przecież to oczywiste! No, dobrze, nie do końca... Ale na pewno to było bardzo prawdopodobnie, że ich dłonie to dzieło Irytka.
– Mam tak samo! – zawołał Blaise z kanapy.
– Przecież nic ci nie zrobił – zaczęła panna Parker, ale Draco uciszył ją gestem lewej ręki, a prawą uniósł do góry, pokazując wszystkim tym samym, w czym leży problem.
Potem pociągnął Hermionę w stronę kanapy, bo miał dość sterczenia jak ten kołek na środku salonu. Wiedział, że to trochę potrwa, zanim Amber i Pansy dowiedzą się wszystkiego czego chcą, w końcu to kobiety. I nie mylił się. Pytania z ich ust zaczęły się sypać niczym grad z nieba, a i sam Diabeł nie był lepszy. Kiedy się uspokoili, Hermiona w końcu zabrała głos i wszystko zgrabnie im wytłumaczyła. Potem Zabini pochwalił się tym, jak on zarobił śliwę pod okiem. Okazało się, że znalazł prezent koło łóżka i był święcie przekonany, że otworzenie go jest absolutnie bezpieczne. Jak widać, nie do końca tak było.
– To dlaczego nie pójdziesz z tym do Pomfrey? – spytała na koniec Gryfonka, jakby to była najoczywistsza rzecz, którą miał wtedy zrobić.
– Proszę cię, Granger – prychnął widowiskowo czarnoskóry. – Ślizgoni nie chodzą z byle draśnięciem do Skrzydła Szpitalnego! To nie w naszym stylu.
– Z tego co pamiętam, to Malfoy w trzeciej klasie łamał tą zasadę nagminnie – przerwała mu mimowolnie panna Granger, na co Blaise zaśmiał się, a Draco niebezpiecznie zmrużył oczy i zacisnął usta w wąską linię. Wkurzyło go, że miała rację.
– Bo to mięczak – wytłumaczył. – A tak poza tym, to wiesz jaka jest Pomfrey. Ja mam śliwę, a ona zatrzyma mnie w Skrzydle na tydzień, bo stwierdzi że grozi mi amputacja nogi. Nie zamierzam do niej iść.
– Blaise – upomniała go Amber. – Nie przesadzaj, Pomfrey zna się na rzeczy i potrafi leczyć.
– No, potrafi, ale i tak do niej nie pójdę. Koniec, kropka.
Ślizgoni – zakpiła w myśli Hermiona. Przypomniało jej się, jak Pansy rozchorowała się w listopadzie. Ona także za nic w świecie nie chciała iść do Skrzydła Szpitalnego i rzeczywiście postawiła na swoim. Teraz Zabiniemu także nie uśmiechało się tam pójść. Czy to u nich już „rodzinne", że nie chcieli się leczyć? Jak widać, tylko Malfoy nie myślał w podobny sposób... I kiedy szatynka o tym pomyślała, z jej brzucha wydobył się głośne burczenie. – No nie, nie teraz, kiedy jest tak cicho! – upomniała w myślach swój żołądek, jednak na nic się to nie zdało, bo z jej brzucha ponownie wydobył się dźwięk.
– Musimy iść na śniadanie, Malfoy – stwierdziła.
– No tak, przydałoby się – zgodził się cicho. W wyobraźni już widział miny uczniów i nauczycieli. Teraz już nie wykaraskają się z plotek.
No to będzie ciekawie.



.*.*.*.*.*.*.*.



Jedzenie śniadania z Malfoyem za rękę można uznać za wyjątkowo ciekawe doświadczenie. Głód wyzwolił w nich chęć do współpracy, dlatego podczas drogi do Wielkiej Sali ustalili kilka ważnych zasad, które miały pomóc im w wspólnym życiu, póki byli zmuszeni je dzielić. Po pierwsze, przyjazne nastawienie, albo chociaż utrzymanie pozorów – raczej logiczne, że nie wytrzymają ze sobą długo, jak będą chcieli się pozabijać. Po drugie, szacunek do siebie i innych – ten punkt w głównej mierze dotyczył Malfoya. Po trzecie, ugodowość – chęć pójścia na kompromis była u nich konieczna, w końcu oboje lubili postawić na swoim. Po czwarte, pomoc – poradzenie sobie ze wszystkim mając jedną rękę jest dosyć trudne, dlatego postanowili pożyczać sobie swoje wolne dłonie do pomocy drugiemu... Jakkolwiek to nie zabrzmi.
Różnica w zachowaniu Draco była kolosalna, zachowywał się jak baranek. Był tak łagodny, że pannę Granger aż zatkało. Tak nagła zmiana zachowania była wręcz sztuczna, ale Hermiona wolała tego nie komentować, przestrzegając tym samym punktu pierwszego.
– Jestem pod wrażeniem, Malfoy – przyznała jednak w pewnym momencie, nie mogąc się powstrzymać.
– Nie przyzwyczajaj się, Granger – odparł lekko, uśmiechając się przy tym. – Chociaż ostatnimi czasy nie możesz narzekać. – Wiedziała do czego pił, chodziło mu o ich pakt o nieagresji.
– Tak, źle nie jest – stwierdziła. – Ale zawsze mogłoby być lepiej.
– Ale zawsze mogłoby być też gorzej – odciął się blondyn.
Akurat w tamtym momencie dotarli do drzwi prowadzących do Wielkiej Sali. Wiedzieli, że w tym momencie zacznie się wieczne plotkowanie na nich temat. W końcu nie zawsze dwójka wrogów wchodzi na śniadanie, trzymając się za ręce... No i warto wspomnieć o ich przyszłej kłótni pod tytułem „Przy którym stole zjemy śniadanie?". Dla Malfoya obrazą będzie siedzenie przy stole Gryffindoru, natomiast Hermionie nie uśmiechało się znoszenie Ślizgonów. Może Pansy była dla niej miła, Zabini był normalny w stosunku do niej, Malfoy udawał, że ją tolerował, ale raczej mało prawdopodobną rzeczą było to, żeby wszyscy Ślizgoni zaczęli ją szanować.
Dlatego Hermiona zaproponowała Draco coś co miało już do końca dnia rozwiązywać ich problemy, pomagać im.
– Zagrajmy w papier, nożyce, kamień.
Pokrótce wyjaśniła mu zasady. Malfoy chcąc, niechcąc, musiał się zgodzić bo nie widział innej możliwości. Pierwszy raz zagrali przed drzwiami o możliwość siedzenia przy swoim stole. Był papier przeciwko nożycom, panna Granger – ku wielkiej rozpaczy blondyna – wygrała. Chłopak spojrzał na nią wzrokiem mówiącym mniej–więcej: Granger, nie rób mi tego! Ale ona została nieugięta, bowiem była pewna, że gdyby on wygrał, to z pewnością by jej nie odpuścił. Draco prawdopodobnie szybciej przekonałby Snape'a, że ma rację niż ona by się zgodziła.
Kiedy weszli do Wielkiej Sali, zgodnie stwierdzili, że panował tam sajgon. Dosłownie.
Filch właśnie zmywał ketchup z podłogi z przejścia pomiędzy stołami Gryffindoru i Hufflepuffu. Kiedy wchodziło się do środka, napis był idealnie wyeksponowany, bo został zamieszczony dokładnie na środku Wielkiej Sali. Woźny właśnie ścierał ogromną literę „Z", ale nadal zostało mu „CZĘŚLIWEGO PRIMA APRILIS, WASZ IRYTEK!". Poltergeist patrzył się na poczynania Filcha, dopóki nie zobaczył Draco i Hermiony stojących w wejściu.
– Fiku–miku, ęce–bęce, parka ma sklejone ręce! Fiku–miku, tra–ta–ta, ręce ludziom sklejam ja! – zaśpiewał zadowolony duch, szczerząc się przy tym.
– Ty mi lepiej powiedz, czym to zrobiłeś, ty szu... – zaczął zdenerwowany Malfoy.
– Hamuj się – przerwała mu Hermiona, szarpiąc jego rękę.
– Nie powiem, Blondasku!
– Ignoruj go – dodała dziewczyna, ciągnąc Ślizgona w stronę stołu Gryffindoru.
– ... ale musisz wiedzieć, że nawet to, że jesteś przyczepiony do panny Mądralińskiej ci nie pomoże! – Duch pokazał blondynowi język. – Co Irytek złączył, człowiek niech nie rozdziela!
I uciekł, jakby wyczuwał, że McGonagall zaraz wejdzie do pomieszczenia.
Śniadanie przebiegło im dosyć normalnie, jak na sytuację, w której się znaleźli. Pomagali sobie nawzajem, chociaż najbardziej Hermionę zdenerwował fakt, że akurat tego dnia Malfoy musiał wziąć na śniadanie parówki. Dziewczynę irytowało, że cały czas musiała mu je kroić, podczas gdy on tylko wbijał w nie widelec. A to tylko dlatego, że ona miała wolną prawą rękę. Na szczęście nie rzucała mu złośliwych komentarzy, tylko posłusznie kroiła mu te parówki.
Dziewczynę zdziwił fakt, że jej przyjaciół jeszcze nie ma śniadaniu. Zauważyła to mimo faktu, że Malfoy w biały dzień ją wykorzystywał i nic nie mogła na to poradzić. 
– Seamus – zaczepiła na wpół śpiącego chłopaka, ignorując pukanie w ramię. Najwyraźniej Draco przeknął już kolejny kęs. – Nie wiesz może dlaczego Harry'ego, Rona i Ginny jeszcze nie ma?
– Ginny coś odbiło, wbiegła do nas do pokoju wcześnie rano, wygoniła mnie i Neville'a, i cały czas krzyczała coś o morderstwie. Być może to o to chodzi.
– Dziękuję. – Posłała mu przyjazny uśmiech.
Akurat w tym momencie do Wielkiej Sali wleciało stado sów. Jedna wylądowała przed Hermioną, która z pomocą Draco odwiązała list. Potem szybko go rozłożyła i przeczytała.

Hermiono!
Musisz nam pomóc! Ginny, ona... Musisz to sama zobaczyć. Jest w złym stanie, chce nas pozabijać, myśli, że to my jej to zrobiliśmy!
Jesteśmy w dormitorium chłopców.
Harry

– O choroba, Malfoy, idziemy – powiedziała tylko, po czym wyciągnęła go z jadalni.



.*.*.*.*.*.*.



Nie rozumiał, dlaczego dziewczyna tak pędzi, ale nie komentował tej sytuacji. Ginny Weasley coś się stało, a to on musiał pędzić jej na ratunek – może i pośrednio, ale co to za różnica? Musiał wejść do Pokoju Wspólnego Gryffindoru... I co z tego, że już tam był? Wtedy to było zupełnie coś innego, Gryfonów było jak na lekarstwo, a teraz... Ach, naprawdę lepiej nie komentować jego obecnej sytuacji.
Kiedy weszli do Pokoju Wspólnego, praktycznie nikt nie zwrócił na nich uwagi, za co Hermiona była wszystkim bardzo wdzięczna. Była prawie jedenasta, a wszyscy byli już na nogach, a trzy najmłodsze roczniki były zajęte różnorakimi grami, z Eksplodującym Durniem na czele. Draco był pod wrażeniem, gdyż Ślizgoni woleli raczej grać w szachy, gdzie mogli ćwiczyć spryt i zdolność do tworzenia szybkich taktyk. Ale po Gryfonach mógł się tego spodziewać.
Zaraz został wciągnięty na schody, prowadzące do męskich dormitoriów. Potem jeszcze dziewczyna pociągnęła go po jakimś korytarzu i zapukała pewnie w brązowe drzwi. Usłyszeli dźwięk przekręcanego klucza, a zza drzwi wyjrzał Ron, mający roztrzepane włosy.
– A co on tu robi? – warknął, zatrzymując swoje niebieskie oczy na Draco. Ten tylko westchnął ciężko. Na szczęście Hermiona szybko zabrała głos.
– Nie denerwuj się, zaraz wszystko ci wytłumaczę – powiedziała, otwierając szybko drzwi. Weszli razem do pomieszczenia. – Gdzie jest Ginny?
– Leży u mnie na łóżku – odparł Harry, który wstał z legowiska Rona. Zasłony wokół jego łóżka były zaciągnięte, dlatego nie było widać dziewczyny.
– Pisaliście, że wrzeszczała, a tu jest cicho. – Szatynka podeszła bliżej mebla, na którym była Ginny.
– Dostała Drętwotą... Tak na uspokojenie – oznajmił Ron, po czym odsunął zasłonę.
Panna Weasley leżała sztywno na plecach ze skrzywioną miną. Popatrzyła na Hermionę i stojącego obok Malfoya. W jej oczach już nie było wściekłości, najwyraźniej już się trochę uspokoiła. Na włosy miała naciągniętą ogromną, szarą czapkę. 
– Chyba zaczęła nam wierzyć, że to naprawdę nie my – powiedział Harry, który przystanął obok przyjaciółki. Czuł się już w miarę swobodnie, jakby nie pamiętał, że dwa kroki dalej jest Draco. 
– A co się stało?
– Niech sama ci powie – stwierdził Potter, po czym zdjął zaklęcie ze swojej dziewczyny.
Rudowłosa szybko usiadła na łóżku, wzdychając ciężko. Widocznie, kiedy była oszołomiona zaklęciem, miała czas by wszystko przemyśleć, bo wydawała się być w miarę spokojna. Już miała coś powiedzieć, kiedy zobaczyła Malfoya, trzymającego dłoń Hermiony. Jej reakcja była bezcenna – szeroko otworzyła oczy i usta. 
– Co on tu robi? – spytała po chwili i minimalnie odsunęła się bliżej drugiego brzegu łóżku.
– Zaraz wam wszystko wyjaśnię – powiedziała ciężko Hermiona. Wiedziała, że nie będzie łatwo.
– Ale nie martwcie się, nie jestem tu z własnej woli. – Draco oczywiście musiał wtrącić swoje trzy knuty.
– Hermiono, ale nie będziesz mogła mi pomóc, kiedy on tutaj jest – odparła przerażona Ginny. Szatynka nie wiedziała, co się stało, ale coraz bardziej niepokoiło zachowanie rudowłosej. – Już prędzej wolałabym pokazać się Snape'owi nago niż żeby on zobaczył mój problem.
– Chyba nie jest aż tak źle, Weasley – mruknął kpiąco Draco ze złośliwym uśmiechem. – Ale nie martw się, wbrew pozorom umiem dochować sekretu. Wiem, o rzeczach, o których nigdy ci się nie śniło. – Usłyszawszy słowa chłopaka, szatynka miała nadzieję, że nie chodziło mu o tajemnicy dotyczącej jej planów na przyszłość, o których jej przyjaciele nie wiedzieli... Jeszcze.
– W to nie wątpimy. Ale możesz już sobie stąd pójść? – Ginny ponownie zaczęła się denerwować.
– I tu jest kot pogrzebany. – Panna Granger zagryzła wargę. – Bo widzicie... My nie możemy od siebie odejść...
Trójka Gryfonów zamrugała ze zdziwienia, nie bardzo rozumiejąc, co Hermiona miała na myśli. 
– Jak to: nie możecie od siebie odejść? – wydukał Ron z jawnym szokiem w głosie, patrząc to na szatynkę, to na blondyna.
Hermiona zaczęła opowiadać o wszystkim, co przytrafiło im się tego dnia. Ronowi kopara opadła po pierwszym zdaniu wypowiedzianym przez przyjaciółkę. Rudowłosy musiał usiąść obok swojej siostry, ponieważ w innym wypadku zwaliłoby go z nóg. Podziwiał pannę Granger, bo gdyby on obudził się w jednym łóżku przytulony do Malfoya, to najprawdopodobniej zszedłby tam na zawał dwa razy i byłby na prostej drodze do trzeciego. A ona trzymała się dzielnie i – co dziwne – znosiła tą sytuację nawet dobrze. I tu Malfoyowi należała się pochwała. Po raz pierwszy przy Weasleyu zachowywał się jak człowiek, a nie kreatura, która pominęła wszystkie lekcje dobrego wychowania. Blondyn siedział cicho i pozwolił dziewczynie mówić swobodnie. Hermiona mogłaby w tamtym momencie się pokusić o stwierdzenie, że zapomniała o obecności Draco obok, gdyby nie jego dłoń kurczowo zaciśnięta na jej.
Kiedy skończyła, tylko Harry miał pokerową twarz, przyjął tę wiadomość ze stoickim spokojem. 
– Muszę przyznać, że w tym roku masz postępującego pecha, Hermiono. Cokolwiek ci się nie przytrafi, obok jest Malfoy – powiedział po chwili ciszy Potter. 
Szatynka zaśmiała się cicho jako jedyna.
– Och, Harry, już się do niego przyzwyczaiłam. – Wzruszyła lekko ramionami. – Mój postępujący pech mnie do tego zmusił.
– Ja tu nadal jestem, Granger – przypomniał o swojej obecności Ślizgon.
– Nie da się o tym zapomnieć. – Uśmiechnęła się krzywo, po czym zwróciła się do drugiej dziewczyny w tym pokoju. – A więc powiesz mi, co tobie się stało?
Ginny spuściła głowę, a spod jej czapki nie było widać twarzy. W końcu zebrała si na odwagę, pewnie wyprostowała się na łóżku i rzekła:
– Tylko Malfoy, musisz obiecać, że nikomu nie powiesz, bo inaczej cię zabiję – odparła poważnie panna Weasley. – A przed śmiercią zdążysz jeszcze pomyśleć, że Crucio to przyjemne łaskotki.
Draco przewrócił teatralnie oczami, westchnął ociężale i powiedział:
– Dobrze, Weasley, obiecuję, że nie powiem tego nikomu, chociaż nadal nie rozumiem, dlaczego się na to zgodziłem.
Ginny spojrzała na niego spod byka, ale nijak skomentowała jego odzywkę. Zamiast tego znowu opuściła głowę. Chwilę znowu było cicho, aż Draco się przeraził.
Zasnęła? – pomyślał mimochodem. W tej ciszy jego parsknięcie było bardziej niż nienaturalne. Ron, który zdążył pomyśleć, że jednak Draco potrafi zachować się stosownie do sytuacji, zgromił go spojrzeniem.
I wtedy Ginny zdjęła czapkę z głowy, a na jej ramionach rozsypała się kaskada włosów.
Zielonych włosów, jeśli mamy być szczegółowi.
W tamtym momencie stało się kilka rzeczy na raz – Harry chrząknął najciszej jak potrafił, zakrywając przy tym usta dłonią, Ronowi ponownie szczęka opadła, Hermiona westchnęła cicho, a Draco zaklął szpetnie. 
– Pomóżcie... – szepnęła błagalnie Ginny.



.*.*.*.*.*.



Przetarł ręką swoją zmęczoną twarz i rozsiadł się wygodniej na sztywnym drewnianym krześle. Mimo, że był tu zaledwie (chociaż lepiej pasowałoby , nie zaledwie) dwie godziny, to miał już dosyć obecności tutaj. Nagle coś go zakuło w nosie. Wziął głęboki oddech, ale szczypanie nie ustąpiło. Postanowił jednak zignorować to. Już łapał książkę, którą musiał przeczytać, kiedy kłucie stało się bardziej natrętne. Zły chłopak odłożył lekturę i ponownie odetchnął głęboko. Wreszcie doszło do tego co było nieuniknione – Draco kichnął.
– Na zdrowie – odparła Hermiona, która wydawała się być tak pochłonięta lekturą, że nie miała kontaktu z rzeczywistością.
– Dzięki – mruknął cicho. Już miał wrócić do książki, ale tym razem przeszkodziło mu burczenie w brzuchu. – Granger, która godzina? – spytał Malfoy. Szatynka, będąc nadal zaczytaną, podała mu swoją prawą dłoń, na której znajdował się malutki zegarek. Chwycił jej nadgarstek i odczytał godzinę. – Granger, wiesz, że obiad trwa już od dziesięciu minut? Idziemy.
– Malfoy, jeszcze sekundkę...
– Nie, Granger, ja jestem głodny teraz – warknął. Wszyscy wiedzieli, że głodny Malfoy, to zły Malfoy, a to nie były żarty.
Siedzieli w tej bibliotece już prawie dwie godziny. Już miał dość – owszem, lubił czytać, ale nie w tym pełnym kurzu miejscu. Zazwyczaj wypożyczał interesujące go książki, a potem szedł do swojego dormitorium, gdzie nie był nie ostrzałem morderczych spojrzeń Pince, która strzegła ksiąg lepiej niż smok skrytek w Banku Gringotta. Miał tam spokój, mniej przerażającą ciszę niż w bibliotece i czuł się komfortowo – szczególnie wtedy, kiedy mógł wygodnie rozwalić się na swoim łóżku. Ale Hermiona była nieugięta. Siedziała dzielnie w bibliotece i nic nie robiło na niej wrażenia. Powiadają, że trening czyni mistrza, a jej trening trwał już osiem lat. W ostatnich tygodniach był szczególnie intensywny, w końcu owutemy były tuż–tuż...
Kiedy okazało się, że Ginny Weasley miała zielone włosy, Granger wprost oniemiała, ale oczywiście nie omieszkała się powiedzieć wszystkim, że wie, jak do tego doszło. A potem powiedziała do Pottera „Ania z Zielonego Wzgórza", a on jakby doznał olśnienia. Tylko pozostali nie mieli pojęcia, o chodziło tej dwójce. I wtedy Hermiona zaczęła opowiadać o rudej sierocie, która nie chciała być ruda i pofarbowała włosy czarną farbą – a efekt był dokładnie taki sam, jak u panny Weasley.
Z rudego lisa chciała się przerobić na czarną mambę? – zakpił wtedy w myślach. Tym razem udało mu się uniknąć parsknięcia w ciszy. 
I właściwie, to była jego jedyna spokojna myśl, pozbawiona przekleństw. Potem do Granger dotarło, że ktoś potrzebuje jej pomocy. Jej złote serduszko zabiło mocniej, a ona sama zaczęła gadać tak szybko, że Malfoy miał wrażenie, iż czasem zapomina wziąć oddech po drodze.
– Ginny, wiesz, usunięcie tego za pomocą magii jest możliwe, ale raczej bym ci tego nie poleciła, gdyż zaklęcie to często doprowadza do zapłonu włosów. Kilka razy nawet zarejestrowano przypadki śmierci, prawda, że dzieje się to raczej rzadko, ale niestety nie jest niewykluczone. Ja sama nie podejmę się tego zadania i raczej nikt z nas nie byłby w stanie tego zrobić. Ron to Ron, wiesz jaka z niego fajtłapa...
– Hermiono – wydał z siebie ostrzegawczo brat poszkodowanej. –Grabisz sobie.
– Przepraszam... Ale dobrze sam wiesz, jak to jest... – Uśmiechnęła się przepraszająco. – Harry jest pechowcem, Malfoyowi nie ufasz, ty jesteś roztrzęsiona, a ja wiem jakie mogą być tego konsekwencje i ze stresu mogę coś popsuć...
– To co ja mam teraz zrobić? – zapytała rozdygotana dziewczyna. W kącikach jej oczu zebrały się ledwo dostrzegalne łzy. – Przecież nie mogę mieć ZIELONYCH włosów!
– Obawiam się, że jest tylko jedna możliwość.
I w ciągu pół godziny Granger – za pośrednictwem Amber – załatwiła jej wyjazd do domu, by mogła pójść do mugolskiego salonu fryzjerskiego i zrobić porządek z włosami. Wtedy Malfoy rozważał, czy nie walnąć sobie włosów na zielono i nie cieszyć się dodatkowym weekendem... 
Potem Hermiona zaciągnęła go do Szkolnej Zbieralni Kurzu – lub, jak kto woli, biblioteki. Ciągle musieli wstawać z twardych krzeseł, by znaleźć jakieś książki o zaklęciach odklejających. Gryfonka ciągle z zapałem coś notowała na pergaminie, podczas gdy Draco udawał, że robi coś produktywnego. Z początku naprawdę coś robił... No a potem zgłodniał.
– Granger. – Szturchnął zaczytaną szatynkę. – Chodź na obiad, bo zaraz tu zemdleję z głodu...
– Poczekaj jeszcze pięć minut – mruknęła.
– Za pięć minut, to możemy klamkę pocałować – powiedział, nadal szarpiąc jej dłoń. Ona natomiast westchnęła ciężko i zamknęła ogromne tomiszcze, z którego właśnie korzystała.
– Ja chyba naprawdę ci nie przeszkadzam. – Położyła ich dłonie na stoliku.
– Merlinie, co sprawiło, że zaczęłaś tak myśleć? – spytał oburzony, udając obrażonego.
– Jakoś nie wykazujesz chęci do rozłączenia naszych dłoni.
– E tam, ubzdurałaś coś sobie i...
– Czy ty naprawdę sądzisz, że ja nie widziałam tego, że nic nie robisz? – Uniosła brew, a Malfoy skrzywił się.
– Bo ja głodny jestem.
– No dobra, to idziemy na ten obiad...
Za sprawą Malfoya posprzątali wszystko w trybie natychmiastowym i niemal popędzili do Wielkiej Sali. Po drodze uzgodnili – ale czyżby? Tak naprawdę to była ostra wymiana zdań pod tytułem „Gdzie zjemy obiad?". Draco jakoś wybitnie nie ciągnęło do stołu Gryffindoru...
Ostatecznie Hermiona zgodziła się usiąść przy stole Slytherinu, kończąc tym samym wymianę zdań bez gry w papier, nożyce, kamień. Był to nie lada sukces, jeżeli o nich chodziło, jednak ich zgoda nie trwała długo.
Obiad był idealnym dowodem na to, że może była w zgodzie z Malfoyem, ale on i tak nigdy się nie zmieni. Przypomniał jej się młody, rozpieszczony blondyn, który na jeden okrzyk „ja chcę!", dostaje wszystko na złotej tacy. Wtedy też tak myślał – w końcu Hermiona to złota dziewczyna, zawsze wszystkim pomagała, dlaczego więc on miał być wyjątkiem.
Jego niedoczekanie, że mu pomoże.
– Granger, potrzebuję mięsa! – niemal zawołał, kiedy usłyszał, że dzisiaj miał zjeść zupę. Gryfonce nie uśmiechało się kroić jemu mięso tylko dlatego, że miała wolną prawą rękę. Chyba jeden dzień na poście potrafi przeżyć? 
– Ale nie rozumiesz tego, że w obecnej sytuacji nie masz innego wyjścia? A zupa to pożywny posiłek, najesz się nią spokojnie... – próbowała go przekonać do swoich racji, ale usilnie jej nie słuchał.
– Te pomyje mnie nie nasycą na długo. Ja. Potrzebuję. Mięsa!
– Matko boska, jadłeś parówki na śniadanie – zauważyła dziewczyna. Pociągnęła go na ławkę. Złapała talerz do zupy i nalała sobie pomidorowej. 
– Powiedziałem, że potrzebuję mięsa, a nie pazurów i skór – prychnął. Hermiona chyba jednak nie zwróciła uwagi na jego wypowiedź, bo wzięła drugi talerz i uśmiechnęła się do niego wrednie.
– Pomidorowa czy jarzynowa? – spytała go grzecznie, mimo uśmiechu, którym go uraczyła i złości kołaczącej się w jej duszy. Westchnął ciężko, zwlekając z odpowiedzią.
Panna Granger go przejrzała, wiedziała, że nie chce ulec. Z Malfoya była uparta bestia, ale ona po ośmiu latach przyjaźni z dwoma chłopakami już dobrze wiedziała, jak postawić na swoim.
– Och, Malfoy, nie bądź na mnie zły – powiedziała tonem, którego zwykle używają matki, kiedy rozmawiają ze swoimi malutkimi dziećmi. – Oczywiście, jeżeli chcesz mięso, to sobie je weź, przecież ci nie zabronię. Musisz jednak wiedzieć, że będziesz musiał poradzić sobie tylko lewą ręką – dodała.
Draco szybko przekalkulował w głowie wszystkie za i przeciw. Z jednej strony się naje, z drugiej będzie wyglądał, jak jeszcze bardziej niedorozwinięty Goyle, jedzący obiad. Wyobraził sobie siebie samego z kotletem nabitym na widelec i ubrudzoną bluzką oraz ustami... I jak tu znaleźć kompromis? Chłopak nie miał innego wyjścia, jak postawić na jedną rzecz, choć robił to raczej niechętnie. Zawsze stawiał na swoim i finalnie dostawał to. A teraz... nawet nie chciał o tym myśleć. Granger z pewnością będzie z siebie dumna, tego mógł być pewien w stu procentach. Postanowił, że zaryzykuje.
– To ja pomidorową poproszę.



.*.*.*.*.



Godzinę później siedzieli w Wieży Prefektów. Zajęli kanapę, a Hermiona rozłożyła swoje liczne notatki zrobione w bibliotece na stoliku. Draco był pod wrażeniem ich ilości i dokładności – owszem, myślał, że spędzili tam całe wieki, ale on sam nie zrobiłby w tym czasie połowy tego, co wykonała ona. Chociaż i tak najbardziej podobało mu się to, że w niczym się nie gubiła, dokładnie wiedziała co i gdzie ma. Dla niego było to po prostu niemożliwe i dopiero wtedy mógł dostrzec prawdziwą potęgę umysłu Hermiony Granger.
Kiedy dziewczyna była już gotowa na wszystko, chwyciła swoją kochaną różdżkę. Nie wiedziała od czego zacząć, bo przygotowała prawie dwadzieścia zaklęć. Nie miała pojęcia, czym zostali sklejeni, dlatego towarzyszył jej wewnętrzny niepokój. Martwiła się, że coś może pójść nie tak.
Uspokój się, Hermiono, już gorzej być nie może – pomyślała. I miała rację. Cały dzień była sklejona z Malfoyem i musiała go znosić. Już było źle. Chociaż i tak dziękowała losowi za to, że zostali sklejeni teraz, a nie – chociażby – pół roku wcześniej. Przecież pozabijaliby się, zanim by się obudzili, nie mówiąc już o tym, co działoby się potem. Teraz się tolerowali i to bardzo im pomogło. Byli już na prostej drodze do rozklejenia się. Przeszkodą było tylko zawahanie Hermiony. Draco spojrzał na nią, kiedy zaczęła się wpatrywać w swoją różdżkę kilka chwil wcześniej. Pomachał jej dłonią przed oczami kilka razy, dzięki czemu zeszła z myślami na ziemię.
– Rzucasz to zaklęcie czy nie? – spytał. Spojrzała mu w oczy. Nie martwił się ich sytuacją. Było tylko jedno, malutkie „ale"... Nie wiedział, że mały błąd może poskutkować połączeniem na dłuższy okres czasu. Może Hermiona była zdolną czarownicą, ale takie głupie pomyłki zdarzały się nawet najlepszym. Jednak kto nie ryzykuje, ten nie ma, czyż nie?
– Rzucam – rzekła lakonicznie, zabierając głęboki wdech. – Seperatima!
Błękitny promień zdarzył się z ich kończynami, powodując delikatne łaskotanie. Draco pociągnął swoją dłoń. Bezskutecznie, zaklęcie nie zadziałało.
– Szukałam was – Usłyszeli głos Pansy, która właśnie weszła do salonu. – Nie byliście na obiedzie? – spytała, kiedy usiadła na fotelu, stojącym obok kanapy.
– Och, byliśmy, ale pod koniec, bo Granger się nie spieszyło – stwierdził Draco. Pansy kiwnęła na znak, że rozumie.
– A jak wam idzie z rękoma?
Blondyn uśmiechnął się kwaśno.
– Cóż, rzuciliśmy dopiero jedno zaklęcie i nie zadziałało – westchnęła panna Granger.
– A ile wam zostało do wypróbowania?
– Szesnaście.
– To jeszcze nie wszystko stracone. Próbuj dalej – zachęcała Ślizgonka.
Hermiona tylko kiwnęła, po czym ponownie przyłożyła do dłoni. Rzucała po kolei wszystkie zaklęcia, ale żadne nie działało. Za każdym razem, kiedy musiała wykreślić kolejne zaklęcie, traciła nadzieję, że uda jej się. Niektóre uroki sprawiały, że ich dłonie były splecione delikatniej, jednak nie na długo, ponieważ kilka chwil wystarczało, żeby ich uścisk znowu był silny. 
– Solitudinio! – Nic. – Preasidiumo! – Także nie poskutkowało. – Poddaję się – powiedziała w końcu Hermiona, rzucając swoją różdżkę na notatki. Rozsiadła się wygodniej na kanapie i przymknęła powieki.
– Co? Granger, nie żartuj! – wydał z siebie Malfoy.
– Ale to nie jest żart! – Wyprostowała się momentalnie. – Żadne z siedemnastu zaklęć nie zadziałało!
– Musi być przecież jakieś inne wyjście!
– I jest – odparła tajemniczo. – Ale nie poradzimy sobie sami... Pansy? – zwróciła się do towarzyszącej im Ślizgonki.
– Tak? – odpowiedziała. Była ciekawa tego, jakie zadanie ją czekało.
– Przyprowadź tu Notta – powiedziała pewnie panna Granger, na co Draco opadła kopara. Co to tego wszystkiego miał Teodor? To nie mieściło mu się w głowie.
– Notta? – spytała zdziwiona panna Parkinson.
Nie spodziewała się, że potrzebny będzie im Teodor. Myślała raczej, że będzie musiała iść do Wieży Gryffindoru po Pottera lub Weasleya, ale Teodor? To się kupy nie trzymało! Co on mógł mieć wspólnego z całą tą sprawą?
– Tak, Notta – odpowiedziała jak gdyby nigdy nic Hermiona.
– Wykluczone, nie będzie chciał tu przyjść...
– Pansy – przerwał Draco. – I powiedz mu przy okazji, że wiem gdzie chowa pamiętnik i jak wygląda. Czarny zeszyt z kolorową tarantulą na okładce. Hasło to „Nigdy nie zgadniesz tego hasła”. Zakład, że za chwilę tu będzie? – Draco uśmiechnął się szeroko. Mina Pansy wyrażała jawne zdziwienie i wcale się z tym nie kryła.
– To on ma pamiętnik?
– Och, Pansy, po prostu idź.



.*.*.*.



Kroki rozdarły ciszę na korytarzu. Dwie postacie skradały się powoli w określonym kierunku. Oboje byli ubrani na czarno, a ich twarze ukryte zostały pod kapturami. W pobliżu nie było żywej duszy, ale mimo wszystko musieli się kryć, żeby to, czego mieli dokonać pozostało bez konsekwencji. W końcu dotarli do upragnionych drzwi. Jedna z postaci wyjęła z kieszeni swoich czarnych spodni różdżkę, która została przyłożona do wielkiej zardzewiałej kłódki.
– Alohomora! – szepnął chłopak, a kłódka otworzyła się. – Ale ten staruszek jest głupi. Za czasów Snape'a wejście tu było niemożliwe. Slughorn to jednak naiwny facet – mówił cicho, a w jego głosie pobrzmiewało zadowolenie.
– Och, zamknij się i wchodź – rzekła dziewczyna, która otworzywszy drzwi, wepchnęła go do środka.
– Dobra, to co jest mi potrzebne? – spytał, kiedy zatrzasnęła drzwi. Zdjęła kaptur z głowy, byli już bezpieczni.
– A skąd mam wiedzieć? Tobie dała przepis – oznajmiła Pansy.
– A no tak – przypomniało się Nottowi. Wyciągnął pomiętą już kartkę z kieszeni i zaczął brać potrzebne mu składniki. – Merlinie, jak mi się nie chce tego warzyć... – szepnął do siebie, ale dziewczyna doskonale go usłyszała w ciszy, która tam panowała.
– Hasło to „Nigdy nie zgadniesz tego hasła", czyż nie? – spytała z uśmiechem.
– Malfoy to jednak podła gnida – rzekł zdenerwowany Teodor. – Ale dar przekonywania ma, skurczybyk jeden. 
Jeszcze chwilę szperał w ingrediencjach, szukając włosa z ogona testrala. W końcu udało mu się go znaleźć i zadowolony włożył go do malutkiej, czarnej siateczki, którą miał ze sobą.
– Dobra mamy wszystko, idziemy – zwrócił się do Pansy.



.*.*.



Kiedy wybiła godzina dwudziesta pierwsza, Hermiona zaczęła się martwić. Czyżby Nott wystawił ich do wiatru? Miała nadzieję, że jednak przyjdzie, bo w jego rękach było wszystko. I już miała stwierdzić, że nic z tego nie będzie, kiedy do salonu wszedł spocony Teodor i skrzywiona Pansy. Natychmiast podeszli do kanapy, na której siedziała złączona dwójka. Panna Granger z pokerową twarzą spojrzała na ciemnoszarą, mokrą koszulkę, na której było widać plany potu i wilgotne włosy przyklejone do czoła, nie chcąc, żeby zauważył jej obrzydzenie.
– Muszę powiedzieć, że nie było łatwo, Włamałem się do magazynku Slughorna, nie poszedłem na kolację, jestem wściekle głodny, wypociłem dwa litry wody nad tym parszywym kociołkiem...
Oczywiście, to ostatnie jest nie do zauważenia – pomyślał zgryźliwie Draco.
– ... w naszym dormitorium jest gorzej niż saunie, ale zrobiłem to. Uwarzyłem wam to cholerstwo, a teraz pozwólcie, że pójdę zmienić hasło do mojego dziennika, a nie pamiętnika, o istnieniu którego pojęcia nie macie. No to cześć – powiedział szybko i poszedł, zanim zdążyli do końca przetworzyć sens jego słów.
– Nott, zaczekaj – zawołała za nim Hermiona. – Dziękuję.
– Nie ma za co – rzekł i wyszedł.
Dziewczyna szybko wyjęła korek z fiolki, którą dostała od Ślizgona. Popatrzyła na zawartość, po czym ją powąchała. Wszystko się zgadzało – wywar był błękitny i miał duszący, słodki zapach. Z zadowoleniem w spojrzeniu wywalała kilka kropel na ich dłonie, oddała fiolkę Pansy, po czym wolną ręką wmasowała specyfik. Odczekała kilka sekund i wtedy spróbowała rozpleść ręce.
Nie udało jej się. 
Smutna spojrzała w oczy Draco. Nie wyrażały żadnych emocji.
– Będziemy musieli spróbować jeszcze jutro – stwierdziła krótko, beznamiętnym tonem.



.*.



– Granger? – zaczął niepewnie Draco po dłuższej ciszy.
Po tym, jak eliksir nie zadziałał, wrócili do jego dormitorium. Kolejnej nocy musieli razem spać. Tak jak rano, za pomocą zaklęć, umyli się i przebrali w piżamy. Potem dziewczyna zaciągnęła go do swojego pokoju, żeby spakować się na kolejny dzień – w końcu był poniedziałek, a ona nie mogła sobie odpuścić żadnej lekcji. O dziwo w jej dormitorium nie panował idealny porządek, jak zawsze sądził. Przyznała, że rzeczywiście nie jest pierwszej klasy czyścioszką – bo gdyby była, to nie doszłoby do sytuacji, która miała miejsce pierwszego września, kiedy spóźnili się na pociąg i wyglądali, jak modowe porażki. Jednak kiedy zwrócił jej uwagę na bałagan, rzuciła jedno niewerbalne zaklęcie i w pomieszczeniu zapanował idealny porządek. Podeszła do biurka i wybrała odpowiednie książki, włożyła je do swojej czarnej torby, którą dostała od Rona na Święta, chwyciła swoją szkolną szatę i była gotowa do wyjścia.
A potem położyli się spać. Ich splecione ręce zmusiły ich do przybrania pozycji z rana. Draco położył się na plecach, Hermiona położyła swoją głowę na jego lewym ramieniu, a ich ręce spoczywały na jego brzuchu.
– Tak? – spytała cicho.
– Mimo tej chorej sytuacji, to ten dzień nie był taki nieznośny – zaśmiał się cicho. Na jej twarzy także pojawił się delikatny uśmiech.
– Ale mogło być lepiej.
– No mogło, mogło. Ale jak na to to i tak cud, że jesteśmy żywi. Chociaż miałem chwilę, kiedy myślałem, czy zdołam udusić się jedną ręką, ale mi przeszło.
– Czy ta myśl dopadła cię na obiedzie?
Milczał krótką chwilę.
– Nie potwierdzę i nie zaprzeczę – rzekł dyplomatycznie.
– Czyli tak. Wiedziałam – powiedziała Hermiona, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. – Wiesz – zaczęła – dzisiaj to jeszcze nic. Ciekawie będzie dopiero na lekcjach. Nie będziesz mógł pisać notatki...
– Żaden problem! Właściwie, to nigdy tego nie robię, wszystko mam w podręczniku. 
– Zatęsknisz za krótkimi notatkami przed owutemami, zobaczysz – oznajmiła suchym tonem. – A teraz idę spać, żeby mieć siłę siedzieć na lekcji. Dobranoc, Malfoy – dodała na koniec.
Blondyn nie spodziewał się tak szybkiego ucięcia rozmowy, ale również się pożegnał:
– Tak, Granger, najsłodszych koszmarów – rzekł.
Draco zasnął dosłownie w chwilę. Hermiona była pod wrażeniem – ona zanim zasnęła, kręciła się pół godziny, żeby znaleźć odpowiednią pozycję, a gdy było jej już wygodnie, to jej mózg akurat w tamtym momencie nie potrafił zwolnić obrotów. Myślała intensywnie nad wszystkim. Aż w końcu, kiedy za dwadzieścia minut miała wybić dokładnie północ, panna Granger poczuła, że zasypia. Ale nie tylko to – poczuła także, jak uścisk na jej dłoni jest ledwo wyczuwalny. Zaintrygowana swoim odkryciem, otworzyła szybko oczy i pociągnęła lekko swoją lewą rękę. Kiedy zobaczyła, że faktycznie jej dłoń jest samotna, uśmiechnęła się szeroko. Usiadła na łóżku, patrząc na Malfoya. Spał, jak zabity – a przynajmniej tak jej się wydawało. Kiedy chciała zejść z posłania, poczuła uścisk na swoim przedramieniu.
– Gdzie idziesz? – Usłyszała zachrypnięty głos blondyna.
– Do siebie...
– Kładź się i śpij – nakazał cicho, nadal będąc zaspanym. Chyba nie do końca się obudził... A przynajmniej takie wrażenie sprawiał. 
Nim szatynka zdołała cokolwiek powiedzieć, Draco pociągnął ją na miejsce obok siebie, przykrył ją kołdrą, po czym przełożył rękę przez jej talię i przytulił się do jej pleców.
– Dobranoc – powiedział jeszcze krótko na koniec i znowu zasnął.
– Dobranoc – szepnęła dziewczyna, choć nie mógł już jej usłyszeć.
Kilka minut później ona także zapadła w sen.




_________________________
Cześć!
Jak Wam podoba się rozdział? Koniecznie piszcie!
Do tej pory ten rozdział jest najdłuższy. Przebił nawet Wyspę Zakochanych, gdzie było 5,5k słow, podczas gdy tutaj jest ich 7k! :D Ten rozdział genialnie mi się pisało... I w dodatku było samo Dramione!
Kolejny rozdział przewiduję na kolejną niedzielę :)
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson

34 komentarze:

  1. Genialne. Wiedziałam że to Irytek wytnie jakiś żart. Ale niesamowity pomysł na Prima Aprilis. Weny

    OdpowiedzUsuń
  2. TO BYŁO CUUUUDOOOOWNEEEE!!!!
    Uwielbiam Dramione <3 a tutaj było samo Dramione i co cudowne! Połknęłam całe odrazu :D
    Czekam na next!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. TO BYŁO CUUUUDOOOOWNEEEE!!!!
    Uwielbiam Dramione <3 a tutaj było samo Dramione i co cudowne! Połknęłam całe odrazu :D
    Czekam na next!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczny rozdział :D
    A więc Draco potrafi być słodki, miły i potulny jak baranek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ❤
      Tak, Draco jak chce, to potrafi... Ale to nie będzie trwało zbyt długo... :)

      Usuń
  5. Wow! Wow, wow, wow! Rozdział mega. Genialny. Najlepszy. Cudowny. Dawaj jak najszybciej kolejny rozdział a ja życzę weny!

    Zapraszamy również do siebie, niedawno pojawił się pierwszy rozdział :D
    ~Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://dramionejakkochacwroga.blogspot.com/?m=0 zapomniałam o linku haha

      Usuń
    2. Dziękuję! Bardzo mi miło! :)
      A na bloga postaram się wpaść, ale niczego nie obiecuję, bo mam zaległości na blogach, które aktualnie czytam :)
      Feltson

      Usuń
  6. Aaaaaaaaaaaaaa!
    Świetny! Zastanawia mnie to, czy to takie jednodniowe? Mam nadzieję, że nie :P Malfoy już lubi lubi Granger... ^^ Rozdział długi i w ogóle idealny. Ciekawe jak to będzie z tym notatkami :P I co powiedzą nauczyciele? I dlaczego nie zwrócili się z pomocą do McGonagall ? Mniejsza z tym, czekam na następny, życzę weny i idę oglądać Live'a z San Giovani C:
    #KH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :D
      A z notatkami poradzą sobie, bo się rozkleili... Ale więcej o tym będzie w kolejnym rozdziale :)
      Pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  7. Tak, rozdział jest genialny. Irytek nieco przesadza, ale dzięki niemu wątek Dramione posuwa się do przodu… :)
    Co w końcu pomoże Draco i Hermionie? Może klątwa zniknie po jednym dniu.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D ❤
      Zgadza się, Irytek przesadza, ale potrzebowałam kogoś takiego kto zbliżyłby Draco i Hermionę... A że zazwyczaj byli to tylko Blaise i Ginny, to postanowiłam to zmienić :)
      Pozdrawiam serdecznie!
      Feltson

      Usuń
  8. To było naprawdę cudne. Niech wena będzie z tobą

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam ten rozdział! Dramione <3 Irytek jak zwykle musiał narozrabiać :D Zielone włosy! Skąd wgl taki pomysł? Albo Blaise rano! Już się zastanawiałam kogo on tak wyzywa. Draco i ten jego apetyt albo Nott i "dziennik" a nie "pamiętnik" 😂😂 Jednak najbardziej ze wszystkiego spodobała mi się końcówka ;) takie słodkie to było! Ja chce już następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo się cieszę, że Ci się podobało! ❤

      Usuń
  10. Miałaś świetny pomysł z Prima Aprilisem. Knujący Irytek to coś cudownego!
    Cieszy mnie fakt, że tyle było scenek z Draconem i Hermioną w jednym rozdziale! Bez wątpienia miło się go czytało, zwłaszcza, że był taki lekki.
    Szybko się go czytało, aż szkoda, że się skończył.
    Urocze było zachowanie Dracona pod koniec. Mimo że możemy sobie pomyśleć, że nie do końca kontaktował i ogarnął się, że ich dłonie są już rozłączone, to i tak miło się zachował. Bez wątpienia jest to jedna z lepszych scenek w tym rozdziale.
    Czekam na następny. :)

    Pozdrawiam, A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :3 ❤
      Ja także uwielbiam knującego Irytka! ❤
      Również pozdrawiam!
      Feltson

      Usuń
  11. Genialny rozdział! Pomysł z prima aprilis świetny! I ta końcówka taka cudowna! Niedługo zabraknie mi epitetów :D
    Chyba mój ulubiony rozdział :3 Szkoda,że zostało tak mało do końca :/

    Pozdrawiam i czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! :) ❤
      Jeszcze nie tak mało zostało, jest jeszcze 8 rozdziałów :) Nie będzie tak źle :)
      Również pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  12. Cudowny, wspaniały prezent urodzinowy mi sprawiłaś!
    Rozdział - po prostu idealny. Lekki i przjemny!
    Na Irytka zawsze można liczyć! Ale żeby połączyć tak Hermionę i Draco? Mam nadzieję, że ich zemsta będzie słodka!
    I zielony włosy Ginny - w nawiązaniu do mojej ukochanej Ani!
    A już sama końcówka staje się moim ulubionym fragmentem!
    Pozdrawiam, życząc czasu i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkiego najlepszego! Dużo zdrówka, szczęścia i weny! :D
      I cieszę się, że Ci się podobało :3
      Pozdrawiam!
      Feltson

      Usuń
  13. Dużo Dramione <3
    Wiedziałam, że to był pomysł Irytka! Kto jak kto ale on jest genialny. Szkoda, że się rozłączyli... Chciałam wiedzieć co by się działo na lekcjach. Reakcja nauczycieli, reakcja reszty uczniów... Cóż, byłoby ciekawie. Ale wierzę, że ciekawych pomysłów masz sporo! ^~^
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ❤
      Nie powiem, trochę pokombinuję w kolejnym rozdziale... Ale nic nie zdradzę! :x

      Usuń
  14. Bloga znalazłam wczoraj i kiedy akcja już zaczęła mnie wciągać na maksa skonczylas rozdział i kolejny w niedzielę -,-....Ale rozdział oczywiscie super czekam na kolejny i mam nadzieję ze już już niedzielę :D Powodzenia i weny w pisaniu życzę :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ❤ Cieszę się, że Ci się podoba! ❤ :D

      Usuń
  15. Mam do powiedzenia tylko kilka slow:
    Ciesze sie ze zdazylam nadrobic a to co tu wyprawiasz jest po prostu niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
  16. Wreszcie jestem przepraszam,że dopiero teraz ale miałam urwanie głowy -.-
    Rozdział super podobał mi się od początku do końca :) Irytek nieźle ich załatwił :D Podobało mi się to, że mimo wszystko umieli razem współpracować ;)
    Oczywiście czekam na następby rozdział i życzę weny!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
  17. Wow! Ale długi rozdział :D jestem pod wrażeniem, naprawdę. Umiejętnie wplatasz opisy, co jest jak najbardziej na plus. Rozdział zaskakujący i momentami uroczy
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślicznie dziękuję ❤ Mam teraz banana na twarzy :D

      Usuń

Z całego serca dziękuję za każdy komentarz, który jest dla mnie kolejną dawką weny ♥

Theme by Mia