Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 23: Gdy emocje sięgają zenitu
Uczucie: Wściekłość, namiętność, bezradność, zapracowanie
Ciemność w pokoju
zaczęły rozjaśniać promienie wstającego słońca. Słodko śpiący blondyn zaczął
wybudzać się z płytkiego już snu. Ten dzień zapowiadał się na bardzo ciepły i
słoneczny. Aż żal, że to był poniedziałek – z pewnością wielu uczniów wolałoby
spędzić swój cenny czas na błoniach, wdychając rześkie, wiosenne powietrze,
wypełnione zapachem dopiero zakwitniętych kwiatów i młodej trawy. Niestety,
tego dnia musieli iść na lekcje, aby uczyć się nowych, przydatnych (zdaniem
nauczycieli) rzeczy.
W końcu w pokoju
było na tyle jasno, że blondyn zaczął przekręcać się z boku na bok, co
świadczyło o tym, że za niedługo się obudzi. Nie był świadom, że ktoś cicho
krząta się po jego pokoju. Była to sama Hermiona Granger, która spędziła noc w
jego pokoju. Chciała jak najszybciej stąd wyjść, by nie musieć konfrontować się
z blondynem. W nocy był ledwo przytomny, więc nie był świadom tego, że kazał
jej zostać. Nie mogła przewidzieć, jaka będzie jego reakcja, kiedy się obudzi,
dlatego wolała wyjść, zanim się przebudzi.
Draco otworzył
oczy dokładnie wtedy, kiedy drzwi zatrzasnęły się za Gryfonką. Zdziwiony
chłopak usiadł na łóżku.
Kto tu był? – przeszło mu przez
myśl. Szybko jednak przypomniał sobie, co zaszło poprzedniego dnia i wieczora.
Pospiesznie przeniósł swój zaspany wzrok na prawą dłoń. Był wolny.
Najwidoczniej
klątwa, którą rzucił na nich Irytek działała tylko pełną dobę. Właściwie, to
Hermiona podejrzewała taką możliwość, o czym Draco nie wiedział.
Westchnął ciężko.
Dlaczego towarzyszył mu smutek, a nie radość? Przecież będzie już niezależny, a
jeden uścisk Gryfonki nie poskromi już żadnych jego planów. Przecież to takie
cudowne! Wreszcie był wolny...
Wstał z łóżka,
mimo że było dopiero wpół do siódmej. Nie miał ochoty spać, ani leżeć. Spakował
się na lekcje, ubrał się i poszedł do lochów Slytherinu, żeby obudzić Blaise'a.
Nie było nic zabawniejszego niż budzenie Zabiniego w poniedziałek. Przeczuwał,
że to mogłoby poprawić mu humor.
.*.*.*.*.*.*.
Cały tydzień był
niezwykle ciężki. Nauczyciele stali się bezlitośni, a to wszystko za sprawą
zbliżających się owutemów. Na każdej lekcji pisali próbne testy i nie było
żadnego wyjątku od zasady. Najtrudniejszy sprawdzian bez dwóch zdań dała
profesor Levis. Nie miała litości dla uczniów. Zdecydowanej większości opadła
kopara po przeczytania pierwszego pytania – nie, to nie było „Imię i nazwisko”.
Tamtego dnia tylko Hermiona i Levis wyszły uśmiechnięte z klasy.
Draco po tych
testach stwierdził, że czas wziąć się za siebie i zacząć naukę. Prawdopodobnie
cały rocznik też do takiego wniosku doszedł, bo nagle wszyscy znaleźli się w
bibliotece. Przeżywała ona swoje drugie odrodzenie w tym roku – pierwszy trwał
stosunkowo niedługo, gdyż wszyscy stwierdzili, że wszystko wiedzą. Nawet
Ron Weasley chętniej tam chodził i docenił chęci przyjaciółki, która już
dawno podjęła się wielkiego przedsięwzięcia, jakim było przygotowanie go do
owutemów.
Draco w piątek
miał już dość. Testy, nauka oraz wizja zbliżającego się meczu z Hufflepuffem –
a co się z tym wiąże także treningów – sprawiały, że wszystkie chęci do
życia pojechały sobie na Hawaje, zostawiając go z tym wszystkim samego. A do
tego dochodziły jeszcze obowiązki prefekta... I jak tu nie zwariować? Blondyn
nie miał pojęcia, w co włożyć najpierw ręce. A ten piątek okazał się być dla
niego wyjątkowo nieznośnym.
Kiedy lekcje się
skończyły, Draco szybko poszedł na obiad. W pośpiechu nalał sobie zupy, którą
zjadł wyjątkowo szybko. Potem poszedł do swojego dormitorium i wziął kawałek
pergaminu, pióro, po czym poszedł do salonu. Musiał jeszcze wymyślić taktykę na
nadchodzący mecz. Niby miał na to jeszcze całe osiem dni, ale im szybciej to
zacznie, tym szybciej będzie mógł zacząć powtarzanie Wróżbiarstwa... Kto zmusił
do uczenia się tego idiotycznego przedmiotu? W trzeciej klasie był święcie
przekonany, że z tego nie ma testów...
Spędził dwie
godziny nad pergaminem na przemian intensywnie myśląc i przeklinając po cichu.
Zamazany papier leżał na stoliku. Blondyn oparł łokcie na kolanach, a czoło
położył na splecionych dłoniach. Przeklinał dzień, w którym zgodził się zostać
prefektem i tym samym odstąpił Zabiniemu posadę Kapitana. Teraz to on musiał
odwalać za niego całą robotę, bo Blaise postanowił, że jednak musi się pouczyć
do tych durnych owutemów, a resztę wolnego czasu spędza z Amber.
– Malfoy, nie
bluźnij tak szpetnie. – Usłyszał w pewnym momencie głos Calvina dobiegający z
fotela, znajdującego się obok kanapy. Był już wyjątkowo zły. – Uczysz Goyle'a
się wyrażać, a sam nie jesteś lepszy...
– Mam ochotę na
małe, brudne, szybkie i niezobowiązujące morderstwo, Carver – warknął załamany
Draco. – Co ty na to?
– Cóż, to nie było
uprzejme, ale zgoda. Już się nie odzywam – powiedział tylko Calvin, po czym
zagłębił się w lekturze... a przynajmniej próbował.
– Co było
nieuprzejme? – spytała Pansy, która znikąd pojawiła się w salonie. Draco
załamał się.
Jeszcze tego mi brakowało, żeby Pansy
prawiła mi kazania – pomyślał.
– Co? – spytał
niewinnym tonem Krukon. – Co miałoby być nieuprzejmego tutaj?
Panna Parkinson
zaśmiała się cicho.
– No nie wiem...
Może Draco? – zapytała retorycznie, siadając obok blondyna. – Calvin, mnie nie
musisz okłamywać. Znam Draco i wiem, że teraz ma ciążowe humorki, bo sobie nie
radzi...
– A właśnie, że
sobie radzę! – niemal krzyknął. Jego przyjaciółka pokręciła głową.
– Jasne – odparła
ze sztuczną szczerością. – Cały rok zbijałeś bąki, to teraz masz.
– Nie pocieszaj
mnie...
– Kogo pocieszamy?
– Usłyszał kolejny głos.
No nie, jeszcze jej mi tu brakowało – pomyślał gorzko, choć nie dał
tego po sobie znać.
– O, cześć
Hermiono – przywitała się Ślizgonka. – Pocieszamy Draco.
– A co się stało?
– spytała, podchodząc bliżej. W prawej ręce trzymała swoją miotłę. Właśnie
wróciła z ostatniego treningu przed swoim ostatnim meczem. Szybko jednak
wyciągnęła różdżkę z kieszeni swoich czarnych spodni i odesłała miotłę do
swojego pokoju.
– Nic wielkiego –
rzekł uśmiechnięty Calvin. – Nasz kochany Malfoy ma kryzys...
– Tak, cały rok
się lenił, to teraz musi to odpokutować – dodała Pansy wesołym tonem.
– No to ma za
swoje... – skomentowała Hermiona.
– Ja. Tu. Jestem.
– warknął cicho, podnosząc wzrok z podłogi. Zgromił swoją przyjaciółkę groźnym
spojrzeniem. – Nie ma to, jak być uprzejmym, co nie? – spytał ją. – Tak się
wspiera przyjaciela?
– Malfoy, uspokój
się, żyłka ci pęknie – odezwała się panna Granger stojąca przy stoliku.
Najwyraźniej miała bardzo dobry humor. – I jeżeli mamy być ze sobą szczerzy, to
ona teraz jest bardziej uprzejma niż ty.
– Ależ ja jestem
spokojny!
– Właśnie, że nie
jesteś – powiedziała cicho. Uśmiech zniknął z jej twarzy.
Już wiedziała, że
nie jest dobrze. Wściekły Malfoy to nie żarty. Dawno się z nim nie kłóciła,
więc całkowicie zapomniała, co zrobić, żeby uniknąć tego, co niewątpliwie
nadchodziło. Nie mogła tak po prostu uciec, przecież to nie w jej stylu...
Chociaż właśnie to rozwiązanie byłoby dla niej najlepsze.
– To się wszyscy
ode mnie odczepcie, zostawcie mnie w spokoju do końca tego chrzanionego dnia! –
warknął z zaciśniętą szczęką.
– Obawiam się, że
twoje prośby nie zostaną spełnione. Dzisiaj jest spotkanie prefektów z
McGonagall – powiedziała lekko Hermiona. – Pierwszy piątek miesiąca,
zapomniałeś?
– Cholera, jeszcze
tej starej prukwy mi brakowało...
– Draco... –
zaczęła spokojnie.
– Pansy, nie, nie
uspokoję się! – warknął. Ton jego wypowiedzi był co najmniej nieprzyjemny.
– Malfoy, do
cholery, przestań! – krzyknęła panna Granger. Blondyn zaczął doprowadzać ją do
szewskiej pasji. Jej wyśmienity humor znikł, jak bańka mydlana w iglastym
lesie. – Co cię w dupę ugryzło, co? Gówno robiłeś cały rok i co? Sądziłeś, że
tak będzie cały rok?
– Wcale nie
leniłem się cały rok... – zaczął zdenerwowany Draco.
Zauważył, że
wkurzył Granger. Nagle przypomniały mu się poprzednie lata i postawa
dziewczyny. Jej brązowe oczy znowu ciskały w niego piorunami, jej pięści
zacisnęły się na jego widok. Już zdążył odzwyczaić się od prawdziwych kłótni z
nią – ten rok, jeżeli o nich chodziło – był wyjątkowo spokojny i burzliwy
zarazem. Tylko, mając na myśli burzę, nie chodziło mu o kłótnie, a o przygody,
które był zmuszony z nią przeżyć.
Spojrzał jej
pewnie w oczy.
– Cały Malfoy...
Jak to jest oszukiwać samego siebie? – zaśmiała się wrednie. – Nie myślałeś, że
nagle to wszystko tak nagle na ciebie spadnie... Wkurza cię to, że nie możesz
sobie poradzić z nadmiarem obowiązków. Teraz zauważasz, że przez te wszystkie
lata byłeś tylko rozpieszczonym bachorem, który miał wszystko podane na złotej
tacy. A teraz musisz wszystko robić sam...
– I gówno ci do
tego!
– Masz rację, nic
mnie to nie powinno mnie obchodzić! – krzyknęła.
– Uspokójcie się –
zaczęła Pansy, ale wrzaski Hermiony i Draco całkowicie ją zagłuszyły.
– To dlaczego, do
cholery, się tym interesujesz?! – Draco wstał i teraz od Gryfonki odgradzał go
tylko mały stolik.
– Bo się nie da!
Jak coś cię w poniedziałek ugryzło w ten twój szlachecki tyłek, to cały czas
jesteś nie do zniesienia. Warczysz, prychasz, fuczysz... Już mam dość twoich
humorków! Zresztą, wszyscy mamy cię dość! Czego ty właściwie chcesz?
Współczucia, pomocy? A może sam nie wiesz?
– Od ciebie nie
chcę niczego, ty mała, wredna szlamo!
Nagle w salonie
zapadła gęsta cisza. Zapadł niespodziewany spokój. Pansy ze zdziwieniem
spojrzała na Draco. Już nie miał zaciśniętej szczęki. W jego oczach widoczne
było zdziwienie – dawno nie nazwał jej szlamą. W tym roku zdarzyło mu się to
tylko raz, we wrześniu. Zadziwił sam siebie do tego stopnia, że stanął jak
wryty, patrząc się na rekcję Gryfonki.
Hermiona także
oniemiała. Zabolało. Kiedyś ta obelga po prostu spłynęłaby po niej, ale
wtedy... Wtedy to było coś innego. Po tak długiej przerwie nie była gotowa na
ten cios. Sądziła, że się zmienił – on sam też tak uważał. W tamtej chwili
przypomniała sobie słowa, które wypowiedział podczas ich szlabanu u profesor Levis.
Moją, jak to ujęłaś, zmianę możesz wyczuć
jedynie wtedy, kiedy nie nazywam cię szlamą...
Jak widać, nic się
nie zmienił. Jego słowa nie miały żadnej wartości. Odważnie spojrzała mu w
oczy, mając nadzieję, że nie widać zbierających się łez w kącikach jej oczu.
– To świetnie, że
niczego ode mnie nie chcesz, bo i tak byś niczego nie uzyskał – powiedziała
sucho, po czym szybko ruszyła w stronę wyjścia.
Musiała wyjść, im
szybciej, tym lepiej. Musiała stracić go z oczu, natychmiast. Draco odprowadził ją wzrokiem. Po
jej wyjściu zaklął szpetnie. Był wściekły na samego siebie. Już nie przejmował
się wieloma obowiązkami, musiał ochłonąć.
– Draco, stój! –
Usłyszał krzyk Pansy, kiedy zaczął schodzić schodami na dół. Jak na złość,
zaczął schodzić szybciej. – Słyszysz? – Dopadła go w pokoju. Trzymał w dłoni
swoją ukochaną miotłę i nachylał się w stronę okna, żeby je otworzyć. Zacisnęła
swoją dłoń na jego ramieniu.
– Pansy, daj mi
spokój, muszę ochłonąć... – poprosił.
– O nie, mój
kochany. Usiądziesz na łóżku i posłuchasz mnie – oznajmiła, a blondyn
niechętnie musiał jej posłuchać. Wykonał jej polecenie. – Znowu wraca do ciebie
ideologia czystej krwi?
Odębiał. Już czuł,
że rozmowa będzie poważna i nie ominie go. To pewne. Wiedział również, że musi
uważać na każde słowo.
– Przecież wiesz,
że nie.
– To dlaczego...
– Po prostu
wyrwało mi się. Pansy, to nic nie znaczy. Doskonale wiesz, że nie jestem jak
mój ojciec. Zresztą, gdybym był, to teraz najpewniej siedziałbym zbzikowany w
Azkabanie... – Odłożył miotłę na podłogę. Stojąca przed nim dziewczyna patrzyła
na niego uważnie.
– Wiesz, że mnie
także zabolała ta obelga? – spytała. Draco spuścił wzrok.
– Ale przecież nie
jesteś szlamą...
– Ale jestem
półkrwi – przerwała mu. – A mój ojciec był z rodziny mugoli.
Tak, Pansy była
czarownicą półkrwi. To był jej najpilniej strzeżony sekret. Dowiedziała się o
tym, kiedy miała trzynaście lat, po śmierci ojca. Była dzieckiem ze zdrady, o
czym jej przybrany tata nie wiedział. Jej matka została zmuszona do ślubu z
Eugeniuszem Parkinsonem i nie miało znaczenia to, że kochała kogoś innego.
Przez kilka lat zdołała zapomnieć o swojej miłości, kiedy okazało się, że jej
ukochany, Robert Spacey, który był mugolakiem, został ich lokajem. Wdała się z
nim w romans, którego owocem była Pansy. Na całe szczęście dziewczynka
wyglądała niemal jak jej matka. Dlatego Pansy nie miała rodzinnej choroby, jaką
był Parkinson. Dziewczyna spojrzała na chłopaka.
– Przepraszam –
powiedział cicho.
– To nie mnie
musisz przeprosić, Draco – stwierdziła, po czym wyszła, zostawiając go samego.
.*.*.*.*.*.
W tym czasie
Hermiona wybiegła ze szkoły na błonia. Na początku chciała pójść do biblioteki,
ale stwierdziła, że było tam o tej porze za dużo ludzi, a ona potrzebowała
samotności.
Wstrętny dupek! – pomyślała, ścierając łzę z policzka.– Podła
gnida!
Kiedyś obiecała
sobie, że nigdy nie będzie przez niego płakać. I udawało jej się to. Od
trzeciej klasy była zupełnie obojętna na każdą jego obelgę, czy docinkę
kierowaną do niej. Co więc się stało, że teraz zabolało?
W końcu dotarła do
jeziora, znalazła swoją ulubioną wierzbę i usiadła w jej cieniu. Spokojnie
mogła zalać się łzami, na co miała szczerą ochotę. Od zawsze wiedziała, że
kiedy miała paskudny humor, łzy ją oczyszczały.
A Malfoy? Ona
doskonale wiedziała, że nic się nie zmienił i wyznawał ideologię czystej krwi.
Jego słowa były nic nie warte, a ich pakt o nieagresji to tylko śmieszna
parodia zgody.
Boże, jak ona go
nienawidziła!
Tylko dlaczego
jego słowa zabolały tak bardzo? Tego za nic nie mogła pojąć.
.*.*.*.*.
Poczuł się dwa
razy lepiej. Zawsze wiedział, że kiedy leciał miotłą, wszystko, co złe
zostawiał za sobą. Spokój niemal od niego bił. Dopiero, kiedy ochłonął,
dostrzegł, co nawyrabiał. O, a było co dostrzegać.
Wkurzył Pansy,
wkurzył Granger i wkurzył siebie.
Genialnie.
Zaczął kląć
szpetnie. Właściwie, to nie lubił przekleństw. Matka zawsze mówiła mu, że
przeklinają tylko głupcy, którzy nie znają odpowiednich słów, żeby wyrazić
swoje uczucia, bądź ci, którzy nie potrafią się opanować. I zazwyczaj Draco nie
przeklinał – ba! Samego Goyle'a uczył tego, żeby wyrażał się – chciał z niego
zrobić normalnego obywatela – dla Draco Gregory to nieokrzesana i wulgarna
świnia – ale z marnym skutkiem. Jeszcze kilka lat temu niektórzy kpili z jego
postawy – z dala od domu, rodziców i ich zasad uczniowie mogli spokojnie używać
wulgaryzmów, żeby poczuć się doroślej. Tylko Draco wówczas nie zgrywał w ten
sposób dorosłego. Jednak teraz miał powody, dla których mógł przeklinać i robił
to.
W końcu wylądował
przy jeziorze. Czuł się wiele, wiele lepiej. Odesłał swoją miotłę jednym,
szybkim zaklęciem. Nie chciał jeszcze wracać do szkoły, gdzie czekała na niego
kupka książek i wymyślanie taktyki. Zamiast tego ruszył na spacer wokół jeziora.
Nie wiedział ile szedł – mogło minąć zarówno kilka minut, jak i kilka godzin –
kiedy zobaczył Granger, opartą o pień płaczącej wierzby. Poznał ją z daleka po
włosach, które rozpoznałby wszędzie. W głowie usłyszał cichy głos Pansy,
mówiący: Powinieneś
ją przeprosić, Draco. I – o zgrozo! – zgadzał się z nim. Wiedział, że
wyrzuty sumienia będą gryzły jego upadłą duszę, dopóki by tego nie zrobił.
– Cześć, Granger –
powiedział skruszonym tonem, choć chciał brzmieć jak najbardziej pewnie.
Hermiona szybko podniosła wzrok z delikatnych fal jeziora i spojrzała na niego.
– Idź stąd, panie
Czystokrwisty, i daj mi spokój – powiedziała i odwróciła wzrok. Ale on i tak
zobaczył, że jej oczy są delikatnie podpuchnięte.
– Nie. Nie pójdę –
stwierdził, po czym usiadł na ziemi, obok niej.
– Co, za mało ci?
– spytała kpiąco. – Niewystarczająco mnie obraziłeś? Czujesz niedosyt...
– Zamknij się –
warknął. – Przyszedłem cię przeprosić.
Hermiona miała
wrażenie, że jej szczęka boleśnie zderza się z zieloną trawą, na której siedziała,
chociaż jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
– I co? Nic nie
powiesz? – zaczął po chwili. Dziewczyna pokiwała przecząco.
– Naprawdę?
– Co? – spytał
głupio. – Och, nie, tak dla zabawy tu przyszedłem – dokończył ironicznie. –
Serio, Granger, jestem tu, żeby cię przeprosić. – Wziął głęboki oddech. –
Przepraszam. Zachowałem się jak dupek.
– W to nie wątpię
– mruknęła, nie spoglądając na niego. Tępo wpatrywała się w fale. On natomiast
usilnie szukał kontaktu wzrokowego z nią. Sądził, że jeżeli spojrzy mu w oczy,
to zobaczy, że jego gest jest szczery.
Ale ona go
zaskoczyła. Wstała z ziemi i najwidoczniej miała ochotę odejść. Draco jednak
nie poddawał się tak łatwo – skoro już zaczął przepraszać, to musi doprowadzić
to do finału. Koniecznie. Dlatego powtórzył jej czyn i złapał ja za ramiona.
Chcąc, nie chcąc, Hermiona zatrzymała się.
– Nie uciekniesz,
dopóki nie odpowiesz. Wybaczasz czy nie? – spytał, trzymając ją na długość jego
rąk.
Spojrzała mu w
oczy. Wydawał się być szczery, nie kłamał. Tylko czy aby na pewno? Tego nie
mogła być pewna. Jednak w którymś momencie przestała myśleć o jego zachowaniu.
Jego oczy znowu ją
zahipnotyzowały ją. Tak samo, jak wtedy, na korytarzu. Wzrok Dracona
powędrowały do jej warg. Czy tego chciała? Odpowiedź ją zadziwiała, ale tak,
chciała tego. Chciała go pocałować. I blondyn czuł dokładnie to samo, choć ona
nie mogła mieć o tym bladego pojęcia.
Nie wiadomo, kto
zainicjował ten pocałunek. Wiadome było tylko jedno – ten różnił się od ich
poprzedniego. Był pewniejszy, bardziej namiętny. Oboje się w nim zatracili. Tu, pod
wierzbą, prawdopodobieństwo, że ktoś im przerwie było znikome. W końcu
zdradziecki brak powietrza dał o sobie znać. Oderwali się od siebie, opierając
swoje czoła o siebie. Przerwa trwała zaledwie kilka sekund, a potem Draco
ponownie złączył ich wargi. Tym razem całowali się delikatniej niż
poprzednio.
W końcu Hermiona
odsunęła się od niego. Czerwony rumieniec zaczął wpływać na jej policzki.
Musiała odejść, im szybciej tym lepiej. Niestety, chłopak nie dał odejść jej
tak łatwo. Złapał ją za nadgarstek, zanim zdążyła odejść za daleko.
– To wybaczasz czy
nie? – spytał cicho, dysząc przy tym.
– Ja... Tak.
Wybaczam – powiedziała.
Tym razem pozwolił
jej odejść, odprowadzając ją spojrzeniem do samej szkoły.
.*.*.*.
Spotkanie
prefektów z panią dyrektor zaczęło się punktualnie o dwudziestej. Hermiona
siedziała obok Deana i Amber. Nie śmiała spojrzeć w bok, gdzie kilka miejsc
dalej siedział Malfoy. On także niechętnie spoglądał w jej stronę. Pansy
zauważyła ich zachowanie.
– Draco,
przeprosiłeś już ją? – wyszeptała mu do ucha, w czasie kiedy McGonagall szukała
notatki z informacjami dla nich. Kto by pomyślał, że kochana pani dyrektor może
być taka nierozgarnięta?
– Tak, ale jakie
ma to teraz znaczenie? – spytał, oglądając poczynania dyrektorki krytycznym
wzrokiem.
– A to, że miny
macie nietęgie...
– Naprawdę? –
zapytał bez przekonania. – Nie zauważyłem.
– Draco, nie
ściemniaj, proszę. Widzę, że coś się stało – szeptała gorączkowo. – Co, nie
przyjęła przeprosin?
– Przyjęła.
– No więc co...
– Nie uważasz, że
to nie jest najlepsze miejsce na tego typu rozmowy? – Jego ton był spokojny.
Pansy popatrzyła na niego ze ściągniętymi brwiami. W tym momencie, kiedy
siedział prosto i odpowiadał tak spokojnie, przypominał Lucjusza bardziej niż
mógłby pomyśleć. Brakowało mu tylko długich włosów.
– Uważam –
stwierdziła, po czym sama wyprostowała się w fotelu.
McGonagall
wreszcie znalazła pergamin i zaczęła spotkanie. Jak zwykle, zaczęła od
punktacji – Ravenclaw prowadził dwudziestoma punktami nad Gryffindorem, później
był Hufflepuff i Slytherin. Potem, tak jak zawsze, poprosiła Hermionę o
ułożenie grafiku na następny miesiąc. A dopiero potem przeszła do konkretnych
rzeczy.
– Jak dobrze
wiecie, wielkimi krokami zbliża się do nas drugi maja... – zaczęła delikatnie.
– Z tej okazji w Hogwarcie odbędzie się uroczystość. Oczywiście, jestem
świadoma, że jesteście zajęci przygotowaniami do owutemów, dlatego nie wymagam
od was wiele. Dzień przez uroczystością rozstawicie namiot, a ten weekend
uzupełnicie zaproszenia i szkolnymi sowami wyślecie je do urzędników. Listę
oddam pannie Granger na koniec zebrania. – Potem spojrzała na Hermionę i to do
niej się zwróciła. – Tylko proszę, żebyście wypełnili to estetycznie.
Rozdzielisz zaproszenia, między osoby ładnie piszące, dobrze?
– Oczywiście, pani
dyrektor.
– Cieszę się. Tak
więc uczniowie będą mieli wolne od pierwszego do czwartego maja włącznie.
Ogłosicie to w swoich domach.
– Proszę pani, a
co z owutemami? – spytał Ernie. – Zazwyczaj były w pierwszym tygodniu
maja.
– Och, no tak. O
tym nie wspomniałam. Otóż, zostały przeniesione na drugi tydzień maja – rzekła.
– Prawdopodobnie już na stałe…
Dyrktorka
powiedziała im jeszcze kilka słów na temat uroczystości, po czym przekazała
Hermionie listę urzędników oraz dwa kartony z zaproszeniami, które mieli
wypełnić w trakcie trwania weekendu, a potem wysłać je sowią pocztą w
poniedziałek i wtorek – nie starczyłyby im szkolnych sów, żeby zrobić to na
raz. A potem spotkanie zakończyło się i prefekci poszli do swoich dormitoriów.
.*.*.
– Wszyscy
stać! – zawołał Hermiona, kiedy weszli do salonu. Niemal wszyscy, oprócz Amber,
która wzięła od niej drugi karton, zamierzali uciec do swoich pokojów. – Nie
zwiejecie mi tak prędko – rzekła lekko. Wszyscy, jak jeden mąż, odeszli od
schodów i podeszli do stolika, na którym spoczęły kartony. – Idźcie po swoje
wypracowania dla Levis.
– Ale dlaczego
akurat dla Levis? – spytała zdziwiony Calvin.
– Wiesz, że u niej
na ocenę z wypracowania wpływa także estetyka, prawda? – Ton Hermiony był
niemal taki sam, jak w pierwszej klasie, kiedy się wymądrzała.
– No tak...
– No idźcie –
nakazała.
Wszyscy wykonali
jej polecenie, ale z widoczną niechęcią. Amber natomiast usiadła na kanapie,
wyjęła z kieszeni różdżkę i przywołała swoją pracę jednym, sprawnym Accio.
Zanim reszta przyszła, Hermiona zdążyła ocenić jej charakter pisma i
powiadomić, że jej pomoże. Na szczęście Amber była osobą rozsądną i uczyła się
od początku roku, dzięki czemu teraz miała mniej obowiązków i mogła jej pomóc.
Akurat w momencie, kiedy panna Parker odesłała swoje wypracowanie, inni
przynieśli swoje. Podali pergaminy Hermionie, która krytycznym spojrzeniem
zaczęła oceniać pisma.
– Pansy, ty ładnie
piszesz, pomożesz mi. – Na te słowa Pansy skrzywiła się, ale przytaknęła w
akcie zgody. – Ernie... Nie, ty będziesz wolny. Teraz... Hmmm... Czyje to? –
spytała, kiedy nie była w stanie odczytać nazwiska. Dean nieśmiało podniósł
rękę. – Och, Dean, przepraszam... Jak cię rozczytują nauczyciele?
– A bo ja wiem.
Może używają zaklęcia rozszyfrującego?
Hermiona
roześmiała się.
– Być może. Ale
nie obrazisz się, jak nie poproszę cię o pomoc?
– Nie, nie miej
wyrzutów sumienia. Nie będzie mi smutno – rzekł uśmiechnięty Dean.
– Dobrze. No to
teraz Ramona, o ile wzrok nie myli... Nie, masz wolne stanowczo. I ostatni
pergamin – rzekła, spoglądając na papier.
Należał do
Malfoya. Kiedy dziewczyna spojrzała na litery oniemiała. Draco miał typowo
dziewczęce pismo. Jego litery były okrąglutkie i całkiem zgrabne; prawie jak
jej. Przypomniały jej się Święta i prezent od niego. W porównaniu z tym pismem,
tamto było niechlujne, a mimo to wyjątkowo czytelne. Hermiona nie chciała go
angażować, wolała jakiś czas trzymać się od niego z daleka. Jednak jak mogła
powiedzieć, że nie będzie im pomagał, kiedy ma pismo ładniejsze od dziewczyn,
które miały wypełniać zaproszenia. To byłoby nieuczciwe z jej strony i nie
mogła nie poprosić go o pomoc tylko dlatego, że kilka godzin temu się całowali
i wolała go unikać. Według niej niebezpieczne było to, że całowali się dwa
razy, z czego jeden chciała ona i nie zamierzała mu się sprzeciwiać. I to ją
przerażało – jeszcze pół roku temu, gdyby została spytana o jej największego
wroga, bez wahania wyznałaby, że to Draco. Czy teraz jej odpowiedź byłaby taka
sama? Wolała nie myśleć na ten temat oraz zapomnieć o Malfoyu, pocałunku i jego
boskich ustach.
– Zarezerwuj sobie
niedzielę na pisanie – oznajmiła, oddając mu pergamin. – A teraz pozwólcie, że
pójdę spać. Dean, ja na twoim miejscu poszłabym w moje ślady – zaczęła. – Jutro
gramy z Hufflepuffem, musisz się wyspać.
– Hermiono, wiem,
Harry już nam powydawał rozkazy... – rzekł ciężko chłopak. Nie lubił, kiedy
wszystko powtarzano mu dwa razy.
– Ale Jake'a i
Scotta nie musiał ochrzaniać... znowu...
– Jak jutro odwalą
taką kabałę, jak ostatnio, to ten ochrzan to nic. – Wzruszył ramionami.
– Racja. A teraz
dobranoc wszystkim – pożegnała się i poszła do swojego pokoju.
.*.
Następnego dnia
Hermiona obudziła się wyjątkowo wyspana. Nie denerwowała się tak, jak
poprzednio, Hufflepuff nie był na tyle trudnym przeciwnikiem, żeby się aż tak
się stresować.
Jednak kiedy
ostatni raz w tym roku wyleciała na boisko, stres ją dopadł. Mimo wszystko nie
wolno było jej lekceważyć Puchonów – nie mogła przewidzieć, w jakiej są formie.
Niby przegrali z Krukonami i Ślizgonami, którzy byli dotychczas ich
najtrudniejszym przeciwnikiem, ale na każdego trzeba uważać – tym
bardziej, że tym razem postawili na prostotę. Proste zagrania, proste obrony,
proste ataki. Harry i Ron byli pewni, że Puchoni będą przygotowywać się do ich
wymyślnych zagrań i sztuczek. I, trzeba przyznać, bardzo zdziwili się, kiedy
mecz się zaczął. Z początku nie wiedzieli, co ze sobą począć, czasem odruchowo
nurkowali, choć zawodnicy Gryffindoru lecieli prosto.
– I Carmen zdobywa
trzeciego gola dla Gryffindoru! Brawo, malutka, gol mucha nie siada. Dobra
robota, trzeba cię pochwalić, choć należy ci się soczysty ochrzan. Jak
następnym razem podłożysz mi poduszkę-pierdziuszkę na śniadaniu, to nogi z dupy
powyrywam!
– Collins!
– Tak, pani
dyrektor?
– Trwa mecz.
– No wiem...
W tej chwili
profesor Spencer nachylił się do Ogóra i coś mu powiedział.
– Panie
profesorze, jakie groźby karalne? – spytał Ben, zapominając, że nadal ma
mikrofon przy ustach. – Jacy świadkowie, proszę pana, gdzie mi pan tu znajdzie
świadka? – rzekł pewnie, a potem spojrzał na trybuny pełne uczniów. – Ja
niczego nie wyrywam, wy niczego nie mówicie, zgoda? No to git, a teraz
pozwólcie, że przejdę do meczu... Co?! Już czterdzieści do zera? Kto strzelił
gola? – Ginny Weasley podniosła rękę, uśmiechając się do Collinsa, po czym
odebrała kafla ścigającym Hufflepuffu. – Ginny, czemu nie zaczekałaś na mnie,
co? Ale i tak cię pochwalę za prędkość światła, zmieściłaś się w jednej sekundzie,
kiedy nie uważałem, brawo!
– Jedna sekunda –
prychnęła cicho Hermiona. Szybko jednak się skupiła, żeby nie przepuścić
żadnego gola.
Tę rozgrywkę
wygrał Gryffindor. Panna Granger wiedziała, że Ramona nie odezwie się do niej
do końca dnia. Szczęśliwa dziewczyna wylądowała na murawie, gdzie zaczęli
schodzić kibice. Gryfoni szaleli, mieli dziewięćdziesiąt procent szans na
wygranie Pucharu za rozgrywki w Quidditcha. Musieli mieć nadzieję, że Slytherin
nie wygra z Ravenclawem z przewagą trzystu sześćdziesięciu punktów. Harry
został porwany przez chmarę Gryfonów i był przez nich podrzucany. Wesołe
okrzyki chłopaków można było usłyszeć nawet poza trybunami. Hermiona patrzyła
na ten obraz z uśmiechem. W końcu tłum zaczął się rozchodzić, więc i ona poszła
w kierunku szkoły. Zamyślona dziewczyna niechcący wpadła na kogoś i upadła
na zieloną trawę. Podniosła wzrok i spojrzała w idealnie błękitne oczy.
Malfoy.
– Uważaj jak
chodzisz – rzekł. – A tak przy okazji, niezły mecz, Granger –
dodał, wyciągając do niej pomocną dłoń. Szatynka spojrzała na niego ze
zwątpieniem, ale chwyciła jego rękę. Kiedy stanęła na własnych nogach,
otrzepała tylne partie swojego ciała i podniosła swoją miotłę.
Kiedy chciała mu
podziękować, nie było go już obok niej. Zniknął w przeciągu sekundy w tłumie
uczniów.
____________________
Hej!
Zaskoczeni
wydarzeniami z rozdziału? Mam nadzieję, że tak! W końcu w opowiadaniu wystąpił
prawdziwy zenit skrajnych uczuć... :D
Kolejny
rozdział już za tydzień. Wiem, że szaleję, ale ostatnio pisanie idzie mi
całkiem nieźle, jeżeli chodzi o tempo. Do tego dochodzą wolne dni... Żyć, nie
umierać! :D
Widzimy
się za tydzień! ❤
Pozdrawiam
serdecznie,
Feltson
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńW ten paskudny i deszczowy dzień, zostałam zmuszona do zostania w domu. Choroba robi swoje. Na szczęście się nie nudzę!
UsuńRozdział świetny, ale mimo wszystko - trochę mi smutno. Przewidywałam iz żart Irytka będzie jednodniowy, ale przeczytanie dnia w szkole ze złączonymi rękami - byłby świetny. Naprawdę, jeśli napiszesz taką miniaturkę - nie będę miała nic przeciwko!
Słowa wypowiedziane w złości często są najszczerszą prawdą lub okropnym kłamstwem... Tutaj mieliśmy desperację? Nie wiem, on chyba chciał odreagować, a najlepszym jest wyładowanie emocji na kimś innym. W każdym razie - kiedy postanowił ją przeprosić, aż oczy mi zabłysły! Ten pocałunek... Mmm.. pycha.. ciasteczko *.* Tak wygląda moja reakcja. Uwielbiam ciastka, ale siostra mi zżarła, także mam niedosyt.*chciałam napisać "niedobyt" O.O* Ale pomińmy już moje upodobania smakowe i wróćmy do tekstu. Uroczystość z okazji wygranej w II Bitwie o Hogwart w formie bankietu czy balu? Cóż, ''dziewczęce pismo Malfoy'a" wcale mnie nie zdziwiło. Jednakże ja określiłabym je "arystokratycznym". Wyobrażam je sobie jako takie kaligraficzne. "Z WYŻSZYCH SFER". Aż mi się Uptown Girls przypomniało :P Szczerze wiem, że Hermiona nie przepadała za Quidditchem. Okey, ale czy w każdym opowiadaniu muszę kreować ją na: "Aaaa, boję się!" ? Nie lubię tego. Twoja wersja Hermiony jako "gwiazdy" też jakoś do mnie nie przemawia, ale przeboleję.
No to co? Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i czasu na pisanie oraz czekam na następny,
KH
Dziękuję! :D
UsuńU mnie pogoda cały dzień piękna :) I oczywiście zdrowia życzę :)
Nad miniaturką pomyślę, chociaż mam milion innych pomysłów...
Początkowo także zastanawiałam się, czy nie nazwać jego pisma arystokratycznym, ale doszłam do wniosku, że fakt, że jest arytokratą nie oznacza, że wszystkie jego cechy muszą być arystokratyczne :) Stąd takie a nie inne nazewnictwo :)
U mnie już w prologu było powiedziane, że się do niego przekonała (w sensie do Quidditcha), ale to nie zmienia faktu, że nad gwiazdą popracuję :)
Pozdrawiam!
Feltson
Twoje rozdziały są wspaniałe a blog genialny. Weny ;D
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤
UsuńŚwietny rozdział!
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie spodziewałam się, że dojdzie do kolejnego pocałunku! Cieszę się, że jednak postanowiłaś znowu to zrobić! Jeszcze jak słuchałam podniosłej części w piosence, to już w ogóle fajnie to się zgrało. :D
Co prawda Malfoy powinien oberwać za tę szlamę. Po części można mu wybaczyć, bo emocje, jeszcze jak przyjaciele nie dawali mu spokoju. Dowalili swoje też do pieca. :v Mam podobnie jak on, czasem języka nie potrafię powstrzymać.
Czekam na następny post, pozdrawiam!
A.
Dziękuję! ❤
UsuńChciałam wszystkich zaskoczyć... I ja także uwielbiam taką synchronizację :D
Również serdecznie pozdrawiam,
Feltson
Kocham na twoje Dramione, rozdział oczywiście cudowny. Postać Draco raz kocham, a raz nienawidzę :D Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! ❤
UsuńKocham na twoje Dramione, rozdział oczywiście cudowny. Postać Draco raz kocham, a raz nienawidzę :D Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo i jak tu ich nie lubic? :D pokłócą się a potem tak ładnie sobie wybaczają :D z jednej strony dobrze ze ich nikt nie widział bo moglby im przerwać jak to zawsze w takich sytuacjach bywa a z drugiej strony gdyby ktoś ich zauważył to może też do nich by coś dotarło...a może już dotarło? :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Jeszcze nie dotarło... Ale to nieuniknione :) Niedługo dotrze :)
UsuńRównież pozdrawiam,
Feltson
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Dziękuję i również pozdrawiam! :3
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJestem jestem i wreszcie komentuję. Obowiązki mnie przerosły więc przepraszam -.-
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny :) cieszę się, że Draco przeprosił Hermionę. Ten pocałunek był bardzo uroczy ;)
Lubię Hermionę, która dowodzi wszystkimi wokół siebie. To do niej bardzo pasuje :D
Brawo dla Gryfonów za wygrany mecz! :)
Oczywiście czekam na next i życzę weny
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam na kolejny rozdział
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Dziękuję ❤
UsuńOczywiście rozumiem zapracowanie :)
Ja także lubię rządzącą Hermionę, więc postanowiłam ją tutaj umieścić :D
Również pozdrawiam!
Feltson
Rozdział mnie urzekł i wywołał uśmiech. Zwłaszcza scena z pocałunkiem i rozmowa perfektów po spotkaniu z McGonagall - myśleli, że się wymigają z pomocy Hermionie. ^^
OdpowiedzUsuńJedynym małym zgrzytem jest (dla mnie) użycie słowa 'odębiał'.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam ciepło, życząc weny. :)
Dziękuję ❤
UsuńPostaram się poprawić, jak nie zapomnę :)
Również pozdrawiam,
Feltson