niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 23: Gdy emocje sięgają zenitu

Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 23: Gdy emocje sięgają zenitu

Uczucie: Wściekłość, namiętność, bezradność, zapracowanie


Ciemność w pokoju zaczęły rozjaśniać promienie wstającego słońca. Słodko śpiący blondyn zaczął wybudzać się z płytkiego już snu. Ten dzień zapowiadał się na bardzo ciepły i słoneczny. Aż żal, że to był poniedziałek – z pewnością wielu uczniów wolałoby spędzić swój cenny czas na błoniach, wdychając rześkie, wiosenne powietrze, wypełnione zapachem dopiero zakwitniętych kwiatów i młodej trawy. Niestety, tego dnia musieli iść na lekcje, aby uczyć się nowych, przydatnych (zdaniem nauczycieli) rzeczy.
W końcu w pokoju było na tyle jasno, że blondyn zaczął przekręcać się z boku na bok, co świadczyło o tym, że za niedługo się obudzi. Nie był świadom, że ktoś cicho krząta się po jego pokoju. Była to sama Hermiona Granger, która spędziła noc w jego pokoju. Chciała jak najszybciej stąd wyjść, by nie musieć konfrontować się z blondynem. W nocy był ledwo przytomny, więc nie był świadom tego, że kazał jej zostać. Nie mogła przewidzieć, jaka będzie jego reakcja, kiedy się obudzi, dlatego wolała wyjść, zanim się przebudzi. 
Draco otworzył oczy dokładnie wtedy, kiedy drzwi zatrzasnęły się za Gryfonką. Zdziwiony chłopak usiadł na łóżku.
Kto tu był? – przeszło mu przez myśl. Szybko jednak przypomniał sobie, co zaszło poprzedniego dnia i wieczora. Pospiesznie przeniósł swój zaspany wzrok na prawą dłoń. Był wolny.
Najwidoczniej klątwa, którą rzucił na nich Irytek działała tylko pełną dobę. Właściwie, to Hermiona podejrzewała taką możliwość, o czym Draco nie wiedział.
Westchnął ciężko. Dlaczego towarzyszył mu smutek, a nie radość? Przecież będzie już niezależny, a jeden uścisk Gryfonki nie poskromi już żadnych jego planów. Przecież to takie cudowne! Wreszcie był wolny...
Wstał z łóżka, mimo że było dopiero wpół do siódmej. Nie miał ochoty spać, ani leżeć. Spakował się na lekcje, ubrał się i poszedł do lochów Slytherinu, żeby obudzić Blaise'a. Nie było nic zabawniejszego niż budzenie Zabiniego w poniedziałek. Przeczuwał, że to mogłoby poprawić mu humor.



.*.*.*.*.*.*.



Cały tydzień był niezwykle ciężki. Nauczyciele stali się bezlitośni, a to wszystko za sprawą zbliżających się owutemów. Na każdej lekcji pisali próbne testy i nie było żadnego wyjątku od zasady. Najtrudniejszy sprawdzian bez dwóch zdań dała profesor Levis. Nie miała litości dla uczniów. Zdecydowanej większości opadła kopara po przeczytania pierwszego pytania – nie, to nie było „Imię i nazwisko”. Tamtego dnia tylko Hermiona i Levis wyszły uśmiechnięte z klasy.
Draco po tych testach stwierdził, że czas wziąć się za siebie i zacząć naukę. Prawdopodobnie cały rocznik też do takiego wniosku doszedł, bo nagle wszyscy znaleźli się w bibliotece. Przeżywała ona swoje drugie odrodzenie w tym roku – pierwszy trwał stosunkowo niedługo, gdyż wszyscy stwierdzili, że wszystko wiedzą. Nawet  Ron Weasley chętniej tam chodził i docenił chęci przyjaciółki, która już dawno podjęła się wielkiego przedsięwzięcia, jakim było przygotowanie go do owutemów.
Draco w piątek miał już dość. Testy, nauka oraz wizja zbliżającego się meczu z Hufflepuffem – a co się  z tym wiąże także treningów – sprawiały, że wszystkie chęci do życia pojechały sobie na Hawaje, zostawiając go z tym wszystkim samego. A do tego dochodziły jeszcze obowiązki prefekta... I jak tu nie zwariować? Blondyn nie miał pojęcia, w co włożyć najpierw ręce. A ten piątek okazał się być dla niego wyjątkowo nieznośnym.
Kiedy lekcje się skończyły, Draco szybko poszedł na obiad. W pośpiechu nalał sobie zupy, którą zjadł wyjątkowo szybko. Potem poszedł do swojego dormitorium i wziął kawałek pergaminu, pióro, po czym poszedł do salonu. Musiał jeszcze wymyślić taktykę na nadchodzący mecz. Niby miał na to jeszcze całe osiem dni, ale im szybciej to zacznie, tym szybciej będzie mógł zacząć powtarzanie Wróżbiarstwa... Kto zmusił do uczenia się tego idiotycznego przedmiotu? W trzeciej klasie był święcie przekonany, że z tego nie ma testów...
Spędził dwie godziny nad pergaminem na przemian intensywnie myśląc i przeklinając po cichu. Zamazany papier leżał na stoliku. Blondyn oparł łokcie na kolanach, a czoło położył na splecionych dłoniach. Przeklinał dzień, w którym zgodził się zostać prefektem i tym samym odstąpił Zabiniemu posadę Kapitana. Teraz to on musiał odwalać za niego całą robotę, bo Blaise postanowił, że jednak musi się pouczyć do tych durnych owutemów, a resztę wolnego czasu spędza z Amber.
– Malfoy, nie bluźnij tak szpetnie. – Usłyszał w pewnym momencie głos Calvina dobiegający z fotela, znajdującego się obok kanapy. Był już wyjątkowo zły. – Uczysz Goyle'a się wyrażać, a sam nie jesteś lepszy...
– Mam ochotę na małe, brudne, szybkie i niezobowiązujące morderstwo, Carver – warknął załamany Draco. – Co ty na to?
– Cóż, to nie było uprzejme, ale zgoda. Już się nie odzywam – powiedział tylko Calvin, po czym zagłębił się w lekturze... a przynajmniej próbował.
– Co było nieuprzejme? – spytała Pansy, która znikąd pojawiła się w salonie. Draco załamał się.
Jeszcze tego mi brakowało, żeby Pansy prawiła mi kazania – pomyślał.
– Co? – spytał niewinnym tonem Krukon. – Co miałoby być nieuprzejmego tutaj?
Panna Parkinson zaśmiała się cicho.
– No nie wiem... Może Draco? – zapytała retorycznie, siadając obok blondyna. – Calvin, mnie nie musisz okłamywać. Znam Draco i wiem, że teraz ma ciążowe humorki, bo sobie nie radzi...
– A właśnie, że sobie radzę! – niemal krzyknął. Jego przyjaciółka pokręciła głową.
– Jasne – odparła ze sztuczną szczerością. – Cały rok zbijałeś bąki, to teraz masz.
– Nie pocieszaj mnie...
– Kogo pocieszamy? – Usłyszał kolejny głos.
No nie, jeszcze jej mi tu brakowało – pomyślał gorzko, choć nie dał tego po sobie znać.
– O, cześć Hermiono – przywitała się Ślizgonka. – Pocieszamy Draco.
– A co się stało? – spytała, podchodząc bliżej. W prawej ręce trzymała swoją miotłę. Właśnie wróciła z ostatniego treningu przed swoim ostatnim meczem. Szybko jednak wyciągnęła różdżkę z kieszeni swoich czarnych spodni i odesłała miotłę do swojego pokoju.
– Nic wielkiego – rzekł uśmiechnięty Calvin. – Nasz kochany Malfoy ma kryzys...
– Tak, cały rok się lenił, to teraz musi to odpokutować – dodała Pansy wesołym tonem.
– No to ma za swoje... – skomentowała Hermiona.
– Ja. Tu. Jestem. – warknął cicho, podnosząc wzrok z podłogi. Zgromił swoją przyjaciółkę groźnym spojrzeniem. – Nie ma to, jak być uprzejmym, co nie? – spytał ją. – Tak się wspiera przyjaciela?
– Malfoy, uspokój się, żyłka ci pęknie – odezwała się panna Granger stojąca przy stoliku. Najwyraźniej miała bardzo dobry humor. – I jeżeli mamy być ze sobą szczerzy, to ona teraz jest bardziej uprzejma niż ty.
– Ależ ja jestem spokojny!
– Właśnie, że nie jesteś – powiedziała cicho. Uśmiech zniknął z jej twarzy.
Już wiedziała, że nie jest dobrze. Wściekły Malfoy to nie żarty. Dawno się z nim nie kłóciła, więc całkowicie zapomniała, co zrobić, żeby uniknąć tego, co niewątpliwie nadchodziło. Nie mogła tak po prostu uciec, przecież to nie w jej stylu... Chociaż właśnie to rozwiązanie byłoby dla niej najlepsze.
– To się wszyscy ode mnie odczepcie, zostawcie mnie w spokoju do końca tego chrzanionego dnia! – warknął z zaciśniętą szczęką.
– Obawiam się, że twoje prośby nie zostaną spełnione. Dzisiaj jest spotkanie prefektów z McGonagall – powiedziała lekko Hermiona. – Pierwszy piątek miesiąca, zapomniałeś?
– Cholera, jeszcze tej starej prukwy mi brakowało...
– Draco... – zaczęła spokojnie.
– Pansy, nie, nie uspokoję się! – warknął. Ton jego wypowiedzi był co najmniej nieprzyjemny.
– Malfoy, do cholery, przestań! – krzyknęła panna Granger. Blondyn zaczął doprowadzać ją do szewskiej pasji. Jej wyśmienity humor znikł, jak bańka mydlana w iglastym lesie. – Co cię w dupę ugryzło, co? Gówno robiłeś cały rok i co? Sądziłeś, że tak będzie cały rok? 
– Wcale nie leniłem się cały rok... – zaczął zdenerwowany Draco.
Zauważył, że wkurzył Granger. Nagle przypomniały mu się poprzednie lata i postawa dziewczyny. Jej brązowe oczy znowu ciskały w niego piorunami, jej pięści zacisnęły się na jego widok. Już zdążył odzwyczaić się od prawdziwych kłótni z nią – ten rok, jeżeli o nich chodziło – był wyjątkowo spokojny i burzliwy zarazem. Tylko, mając na myśli burzę, nie chodziło mu o kłótnie, a o przygody, które był zmuszony z nią przeżyć.
Spojrzał jej pewnie w oczy.
– Cały Malfoy... Jak to jest oszukiwać samego siebie? – zaśmiała się wrednie. – Nie myślałeś, że nagle to wszystko tak nagle na ciebie spadnie... Wkurza cię to, że nie możesz sobie poradzić z nadmiarem obowiązków. Teraz zauważasz, że przez te wszystkie lata byłeś tylko rozpieszczonym bachorem, który miał wszystko podane na złotej tacy. A teraz musisz wszystko robić sam... 
– I gówno ci do tego!
– Masz rację, nic mnie to nie powinno mnie obchodzić! – krzyknęła.
– Uspokójcie się – zaczęła Pansy, ale wrzaski Hermiony i Draco całkowicie ją zagłuszyły.
– To dlaczego, do cholery, się tym interesujesz?! – Draco wstał i teraz od Gryfonki odgradzał go tylko mały stolik.
– Bo się nie da! Jak coś cię w poniedziałek ugryzło w ten twój szlachecki tyłek, to cały czas jesteś nie do zniesienia. Warczysz, prychasz, fuczysz... Już mam dość twoich humorków! Zresztą, wszyscy mamy cię dość! Czego ty właściwie chcesz? Współczucia, pomocy? A może sam nie wiesz?
– Od ciebie nie chcę niczego, ty mała, wredna szlamo!
Nagle w salonie zapadła gęsta cisza. Zapadł niespodziewany spokój. Pansy ze zdziwieniem spojrzała na Draco. Już nie miał zaciśniętej szczęki. W jego oczach widoczne było zdziwienie – dawno nie nazwał jej szlamą. W tym roku zdarzyło mu się to tylko raz, we wrześniu. Zadziwił sam siebie do tego stopnia, że stanął jak wryty, patrząc się na rekcję Gryfonki.
Hermiona także oniemiała. Zabolało. Kiedyś ta obelga po prostu spłynęłaby po niej, ale wtedy... Wtedy to było coś innego. Po tak długiej przerwie nie była gotowa na ten cios. Sądziła, że się zmienił – on sam też tak uważał. W tamtej chwili przypomniała sobie słowa, które wypowiedział podczas ich szlabanu u profesor Levis. 
Moją, jak to ujęłaś, zmianę możesz wyczuć jedynie wtedy, kiedy nie nazywam cię szlamą...
Jak widać, nic się nie zmienił. Jego słowa nie miały żadnej wartości. Odważnie spojrzała mu w oczy, mając nadzieję, że nie widać zbierających się łez w kącikach jej oczu.
– To świetnie, że niczego ode mnie nie chcesz, bo i tak byś niczego nie uzyskał – powiedziała sucho, po czym szybko ruszyła w stronę wyjścia. 
Musiała wyjść, im szybciej, tym lepiej. Musiała stracić go z oczu, natychmiast. Draco odprowadził ją wzrokiem. Po jej wyjściu zaklął szpetnie. Był wściekły na samego siebie. Już nie przejmował się wieloma obowiązkami, musiał ochłonąć. 
– Draco, stój! – Usłyszał krzyk Pansy, kiedy zaczął schodzić schodami na dół. Jak na złość, zaczął schodzić szybciej. – Słyszysz? – Dopadła go w pokoju. Trzymał w dłoni swoją ukochaną miotłę i nachylał się w stronę okna, żeby je otworzyć. Zacisnęła swoją dłoń na jego ramieniu.
– Pansy, daj mi spokój, muszę ochłonąć... – poprosił.
– O nie, mój kochany. Usiądziesz na łóżku i posłuchasz mnie – oznajmiła, a blondyn niechętnie musiał jej posłuchać. Wykonał jej polecenie. – Znowu wraca do ciebie ideologia czystej krwi?
Odębiał. Już czuł, że rozmowa będzie poważna i nie ominie go. To pewne. Wiedział również, że musi uważać na każde słowo.
– Przecież wiesz, że nie.
– To dlaczego...
– Po prostu wyrwało mi się. Pansy, to nic nie znaczy. Doskonale wiesz, że nie jestem jak mój ojciec. Zresztą, gdybym był, to teraz najpewniej siedziałbym zbzikowany w Azkabanie... – Odłożył miotłę na podłogę. Stojąca przed nim dziewczyna patrzyła na niego uważnie.
– Wiesz, że mnie także zabolała ta obelga? – spytała. Draco spuścił wzrok.
– Ale przecież nie jesteś szlamą...
– Ale jestem półkrwi – przerwała mu. – A mój ojciec był z rodziny mugoli.
Tak, Pansy była czarownicą półkrwi. To był jej najpilniej strzeżony sekret. Dowiedziała się o tym, kiedy miała trzynaście lat, po śmierci ojca. Była dzieckiem ze zdrady, o czym jej przybrany tata nie wiedział. Jej matka została zmuszona do ślubu z Eugeniuszem Parkinsonem i nie miało znaczenia to, że kochała kogoś innego. Przez kilka lat zdołała zapomnieć o swojej miłości, kiedy okazało się, że jej ukochany, Robert Spacey, który był mugolakiem, został ich lokajem. Wdała się z nim w romans, którego owocem była Pansy. Na całe szczęście dziewczynka wyglądała niemal jak jej matka. Dlatego Pansy nie miała rodzinnej choroby, jaką był Parkinson. Dziewczyna spojrzała na chłopaka.
– Przepraszam – powiedział cicho.
– To nie mnie musisz przeprosić, Draco – stwierdziła, po czym wyszła, zostawiając go samego.



.*.*.*.*.*.



W tym czasie Hermiona wybiegła ze szkoły na błonia. Na początku chciała pójść do biblioteki, ale stwierdziła, że było tam o tej porze za dużo ludzi, a ona potrzebowała samotności.
Wstrętny dupek! – pomyślała, ścierając łzę z policzka.– Podła gnida!
Kiedyś obiecała sobie, że nigdy nie będzie przez niego płakać. I udawało jej się to. Od trzeciej klasy była zupełnie obojętna na każdą jego obelgę, czy docinkę kierowaną do niej. Co więc się stało, że teraz zabolało?
W końcu dotarła do jeziora, znalazła swoją ulubioną wierzbę i usiadła w jej cieniu. Spokojnie mogła zalać się łzami, na co miała szczerą ochotę. Od zawsze wiedziała, że kiedy miała paskudny humor, łzy ją oczyszczały.
A Malfoy? Ona doskonale wiedziała, że nic się nie zmienił i wyznawał ideologię czystej krwi. Jego słowa były nic nie warte, a ich pakt o nieagresji to tylko śmieszna parodia zgody.
Boże, jak ona go nienawidziła!
Tylko dlaczego jego słowa zabolały tak bardzo? Tego za nic nie mogła pojąć.



.*.*.*.*.



Poczuł się dwa razy lepiej. Zawsze wiedział, że kiedy leciał miotłą, wszystko, co złe zostawiał za sobą. Spokój niemal od niego bił. Dopiero, kiedy ochłonął, dostrzegł, co nawyrabiał. O, a było co dostrzegać.
Wkurzył Pansy, wkurzył Granger i wkurzył siebie.
Genialnie.
Zaczął kląć szpetnie. Właściwie, to nie lubił przekleństw. Matka zawsze mówiła mu, że przeklinają tylko głupcy, którzy nie znają odpowiednich słów, żeby wyrazić swoje uczucia, bądź ci, którzy nie potrafią się opanować. I zazwyczaj Draco nie przeklinał – ba! Samego Goyle'a uczył tego, żeby wyrażał się – chciał z niego zrobić normalnego obywatela – dla Draco Gregory to nieokrzesana i wulgarna świnia – ale z marnym skutkiem. Jeszcze kilka lat temu niektórzy kpili z jego postawy – z dala od domu, rodziców i ich zasad uczniowie mogli spokojnie używać wulgaryzmów, żeby poczuć się doroślej. Tylko Draco wówczas nie zgrywał w ten sposób dorosłego. Jednak teraz miał powody, dla których mógł przeklinać i robił to.
W końcu wylądował przy jeziorze. Czuł się wiele, wiele lepiej. Odesłał swoją miotłę jednym, szybkim zaklęciem. Nie chciał jeszcze wracać do szkoły, gdzie czekała na niego kupka książek i wymyślanie taktyki. Zamiast tego ruszył na spacer wokół jeziora. Nie wiedział ile szedł – mogło minąć zarówno kilka minut, jak i kilka godzin – kiedy zobaczył Granger, opartą o pień płaczącej wierzby. Poznał ją z daleka po włosach, które rozpoznałby wszędzie. W głowie usłyszał cichy głos Pansy, mówiący: Powinieneś ją przeprosić, Draco. I – o zgrozo! – zgadzał się z nim. Wiedział, że wyrzuty sumienia będą gryzły jego upadłą duszę, dopóki by tego nie zrobił.
– Cześć, Granger – powiedział skruszonym tonem, choć chciał brzmieć jak najbardziej pewnie. Hermiona szybko podniosła wzrok z delikatnych fal jeziora i spojrzała na niego.
– Idź stąd, panie Czystokrwisty, i daj mi spokój – powiedziała i odwróciła wzrok. Ale on i tak zobaczył, że jej oczy są delikatnie podpuchnięte. 
– Nie. Nie pójdę – stwierdził, po czym usiadł na ziemi, obok niej. 
– Co, za mało ci? – spytała kpiąco. – Niewystarczająco mnie obraziłeś? Czujesz niedosyt...
– Zamknij się – warknął. – Przyszedłem cię przeprosić.
Hermiona miała wrażenie, że jej szczęka boleśnie zderza się z zieloną trawą, na której siedziała, chociaż jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
– I co? Nic nie powiesz? – zaczął po chwili. Dziewczyna pokiwała przecząco.
– Naprawdę?
– Co? – spytał głupio. – Och, nie, tak dla zabawy tu przyszedłem – dokończył ironicznie. – Serio, Granger, jestem tu, żeby cię przeprosić. – Wziął głęboki oddech. – Przepraszam. Zachowałem się jak dupek.
– W to nie wątpię – mruknęła, nie spoglądając na niego. Tępo wpatrywała się w fale. On natomiast usilnie szukał kontaktu wzrokowego z nią. Sądził, że jeżeli spojrzy mu w oczy, to zobaczy, że jego gest jest szczery.
Ale ona go zaskoczyła. Wstała z ziemi i najwidoczniej miała ochotę odejść. Draco jednak nie poddawał się tak łatwo – skoro już zaczął przepraszać, to musi doprowadzić to do finału. Koniecznie. Dlatego powtórzył jej czyn i złapał ja za ramiona. Chcąc, nie chcąc, Hermiona zatrzymała się.
– Nie uciekniesz, dopóki nie odpowiesz. Wybaczasz czy nie? – spytał, trzymając ją na długość jego rąk.
Spojrzała mu w oczy. Wydawał się być szczery, nie kłamał. Tylko czy aby na pewno? Tego nie mogła być pewna. Jednak w którymś momencie przestała myśleć o jego zachowaniu.
Jego oczy znowu ją zahipnotyzowały ją. Tak samo, jak wtedy, na korytarzu. Wzrok Dracona powędrowały do jej warg. Czy tego chciała? Odpowiedź ją zadziwiała, ale tak, chciała tego. Chciała go pocałować. I blondyn czuł dokładnie to samo, choć ona nie mogła mieć o tym bladego pojęcia.
Nie wiadomo, kto zainicjował ten pocałunek. Wiadome było tylko jedno – ten różnił się od ich poprzedniego. Był pewniejszy, bardziej namiętny. Oboje się w nim zatracili. Tu, pod wierzbą, prawdopodobieństwo, że ktoś im przerwie było znikome. W końcu zdradziecki brak powietrza dał o sobie znać. Oderwali się od siebie, opierając swoje czoła o siebie. Przerwa trwała zaledwie kilka sekund, a potem Draco ponownie złączył ich wargi. Tym razem całowali się delikatniej niż poprzednio. 
W końcu Hermiona odsunęła się od niego. Czerwony rumieniec zaczął wpływać na jej policzki. Musiała odejść, im szybciej tym lepiej. Niestety, chłopak nie dał odejść jej tak łatwo. Złapał ją za nadgarstek, zanim zdążyła odejść za daleko. 
– To wybaczasz czy nie? – spytał cicho, dysząc przy tym.
– Ja... Tak. Wybaczam – powiedziała.
Tym razem pozwolił jej odejść, odprowadzając ją spojrzeniem do samej szkoły.



.*.*.*.



Spotkanie prefektów z panią dyrektor zaczęło się punktualnie o dwudziestej. Hermiona siedziała obok Deana i Amber. Nie śmiała spojrzeć w bok, gdzie kilka miejsc dalej siedział Malfoy. On także niechętnie spoglądał w jej stronę. Pansy zauważyła ich zachowanie.
– Draco, przeprosiłeś już ją? – wyszeptała mu do ucha, w czasie kiedy McGonagall szukała notatki z informacjami dla nich. Kto by pomyślał, że kochana pani dyrektor może być taka nierozgarnięta?
– Tak, ale jakie ma to teraz znaczenie? – spytał, oglądając poczynania dyrektorki krytycznym wzrokiem.
– A to, że miny macie nietęgie...
– Naprawdę? – zapytał bez przekonania. – Nie zauważyłem.
– Draco, nie ściemniaj, proszę. Widzę, że coś się stało – szeptała gorączkowo. – Co, nie przyjęła przeprosin?
– Przyjęła.
– No więc co...
– Nie uważasz, że to nie jest najlepsze miejsce na tego typu rozmowy? – Jego ton był spokojny. Pansy popatrzyła na niego ze ściągniętymi brwiami. W tym momencie, kiedy siedział prosto i odpowiadał tak spokojnie, przypominał Lucjusza bardziej niż mógłby pomyśleć. Brakowało mu tylko długich włosów.
– Uważam – stwierdziła, po czym sama wyprostowała się w fotelu.
McGonagall wreszcie znalazła pergamin i zaczęła spotkanie. Jak zwykle, zaczęła od punktacji – Ravenclaw prowadził dwudziestoma punktami nad Gryffindorem, później był Hufflepuff i Slytherin. Potem, tak jak zawsze, poprosiła Hermionę o ułożenie grafiku na następny miesiąc. A dopiero potem przeszła do konkretnych rzeczy.
– Jak dobrze wiecie, wielkimi krokami zbliża się do nas drugi maja... – zaczęła delikatnie. – Z tej okazji w Hogwarcie odbędzie się uroczystość. Oczywiście, jestem świadoma, że jesteście zajęci przygotowaniami do owutemów, dlatego nie wymagam od was wiele. Dzień przez uroczystością rozstawicie namiot, a ten weekend uzupełnicie zaproszenia i szkolnymi sowami wyślecie je do urzędników. Listę oddam pannie Granger na koniec zebrania. – Potem spojrzała na Hermionę i to do niej się zwróciła. – Tylko proszę, żebyście wypełnili to estetycznie. Rozdzielisz zaproszenia, między osoby ładnie piszące, dobrze?
– Oczywiście, pani dyrektor. 
– Cieszę się. Tak więc uczniowie będą mieli wolne od pierwszego do czwartego maja włącznie. Ogłosicie to w swoich domach. 
– Proszę pani, a co z owutemami? – spytał Ernie. – Zazwyczaj były w pierwszym tygodniu maja. 
– Och, no tak. O tym nie wspomniałam. Otóż, zostały przeniesione na drugi tydzień maja – rzekła. – Prawdopodobnie już na stałe…
Dyrktorka powiedziała im jeszcze kilka słów na temat uroczystości, po czym przekazała Hermionie listę urzędników oraz dwa kartony z zaproszeniami, które mieli wypełnić w trakcie trwania weekendu, a potem wysłać je sowią pocztą w poniedziałek i wtorek – nie starczyłyby im szkolnych sów, żeby zrobić to na raz. A potem spotkanie zakończyło się i prefekci poszli do swoich dormitoriów.



.*.*.



– Wszyscy stać! – zawołał Hermiona, kiedy weszli do salonu. Niemal wszyscy, oprócz Amber, która wzięła od niej drugi karton, zamierzali uciec do swoich pokojów. – Nie zwiejecie mi tak prędko – rzekła lekko. Wszyscy, jak jeden mąż, odeszli od schodów i podeszli do stolika, na którym spoczęły kartony. – Idźcie po swoje wypracowania dla Levis.
– Ale dlaczego akurat dla Levis? – spytała zdziwiony Calvin.
– Wiesz, że u niej na ocenę z wypracowania wpływa także estetyka, prawda? – Ton Hermiony był niemal taki sam, jak w pierwszej klasie, kiedy się wymądrzała.
– No tak...
– No idźcie – nakazała.
Wszyscy wykonali jej polecenie, ale z widoczną niechęcią. Amber natomiast usiadła na kanapie, wyjęła z kieszeni różdżkę i przywołała swoją pracę jednym, sprawnym Accio. Zanim reszta przyszła, Hermiona zdążyła ocenić jej charakter pisma i powiadomić, że jej pomoże. Na szczęście Amber była osobą rozsądną i uczyła się od początku roku, dzięki czemu teraz miała mniej obowiązków i mogła jej pomóc. Akurat w momencie, kiedy panna Parker odesłała swoje wypracowanie, inni przynieśli swoje. Podali pergaminy Hermionie, która krytycznym spojrzeniem zaczęła oceniać pisma.
– Pansy, ty ładnie piszesz, pomożesz mi. – Na te słowa Pansy skrzywiła się, ale przytaknęła w akcie zgody. – Ernie... Nie, ty będziesz wolny. Teraz... Hmmm... Czyje to? – spytała, kiedy nie była w stanie odczytać nazwiska. Dean nieśmiało podniósł rękę. – Och, Dean, przepraszam... Jak cię rozczytują nauczyciele? 
– A bo ja wiem. Może używają zaklęcia rozszyfrującego?
Hermiona roześmiała się.
– Być może. Ale nie obrazisz się, jak nie poproszę cię o pomoc? 
– Nie, nie miej wyrzutów sumienia. Nie będzie mi smutno – rzekł uśmiechnięty Dean.
– Dobrze. No to teraz Ramona, o ile wzrok nie myli... Nie, masz wolne stanowczo. I ostatni pergamin – rzekła, spoglądając na papier.
Należał do Malfoya. Kiedy dziewczyna spojrzała na litery oniemiała. Draco miał typowo dziewczęce pismo. Jego litery były okrąglutkie i całkiem zgrabne; prawie jak jej. Przypomniały jej się Święta i prezent od niego. W porównaniu z tym pismem, tamto było niechlujne, a mimo to wyjątkowo czytelne. Hermiona nie chciała go angażować, wolała jakiś czas trzymać się od niego z daleka. Jednak jak mogła powiedzieć, że nie będzie im pomagał, kiedy ma pismo ładniejsze od dziewczyn, które miały wypełniać zaproszenia. To byłoby nieuczciwe z jej strony i nie mogła nie poprosić go o pomoc tylko dlatego, że kilka godzin temu się całowali i wolała go unikać. Według niej niebezpieczne było to, że całowali się dwa razy, z czego jeden chciała ona i nie zamierzała mu się sprzeciwiać. I to ją przerażało – jeszcze pół roku temu, gdyby została spytana o jej największego wroga, bez wahania wyznałaby, że to Draco. Czy teraz jej odpowiedź byłaby taka sama? Wolała nie myśleć na ten temat oraz zapomnieć o Malfoyu, pocałunku i jego boskich ustach.
– Zarezerwuj sobie niedzielę na pisanie – oznajmiła, oddając mu pergamin. – A teraz pozwólcie, że pójdę spać. Dean, ja na twoim miejscu poszłabym w moje ślady – zaczęła. – Jutro gramy z Hufflepuffem, musisz się wyspać.
– Hermiono, wiem, Harry już nam powydawał rozkazy... – rzekł ciężko chłopak. Nie lubił, kiedy wszystko powtarzano mu dwa razy.
– Ale Jake'a i Scotta nie musiał ochrzaniać... znowu... 
– Jak jutro odwalą taką kabałę, jak ostatnio, to ten ochrzan to nic. – Wzruszył ramionami. 
– Racja. A teraz dobranoc wszystkim – pożegnała się i poszła do swojego pokoju.



.*.



Następnego dnia Hermiona obudziła się wyjątkowo wyspana. Nie denerwowała się tak, jak poprzednio, Hufflepuff nie był na tyle trudnym przeciwnikiem, żeby się aż tak się stresować. 
Jednak kiedy ostatni raz w tym roku wyleciała na boisko, stres ją dopadł. Mimo wszystko nie wolno było jej lekceważyć Puchonów – nie mogła przewidzieć, w jakiej są formie. Niby przegrali z Krukonami i Ślizgonami, którzy byli dotychczas ich najtrudniejszym przeciwnikiem, ale na każdego trzeba uważać – tym bardziej, że tym razem postawili na prostotę. Proste zagrania, proste obrony, proste ataki. Harry i Ron byli pewni, że Puchoni będą przygotowywać się do ich wymyślnych zagrań i sztuczek. I, trzeba przyznać, bardzo zdziwili się, kiedy mecz się zaczął. Z początku nie wiedzieli, co ze sobą począć, czasem odruchowo nurkowali, choć zawodnicy Gryffindoru lecieli prosto. 
– I Carmen zdobywa trzeciego gola dla Gryffindoru! Brawo, malutka, gol mucha nie siada. Dobra robota, trzeba cię pochwalić, choć należy ci się soczysty ochrzan. Jak następnym razem podłożysz mi poduszkę-pierdziuszkę na śniadaniu, to nogi z dupy powyrywam!
– Collins!
– Tak, pani dyrektor?
– Trwa mecz.
– No wiem...
W tej chwili profesor Spencer nachylił się do Ogóra i coś mu powiedział.
– Panie profesorze, jakie groźby karalne? – spytał Ben, zapominając, że nadal ma mikrofon przy ustach. – Jacy świadkowie, proszę pana, gdzie mi pan tu znajdzie świadka? – rzekł pewnie, a potem spojrzał na trybuny pełne uczniów. – Ja niczego nie wyrywam, wy niczego nie mówicie, zgoda? No to git, a teraz pozwólcie, że przejdę do meczu... Co?! Już czterdzieści do zera? Kto strzelił gola? – Ginny Weasley podniosła rękę, uśmiechając się do Collinsa, po czym odebrała kafla ścigającym Hufflepuffu. – Ginny, czemu nie zaczekałaś na mnie, co? Ale i tak cię pochwalę za prędkość światła, zmieściłaś się w jednej sekundzie, kiedy nie uważałem, brawo!
– Jedna sekunda – prychnęła cicho Hermiona. Szybko jednak się skupiła, żeby nie przepuścić żadnego gola.
Tę rozgrywkę wygrał Gryffindor. Panna Granger wiedziała, że Ramona nie odezwie się do niej do końca dnia. Szczęśliwa dziewczyna wylądowała na murawie, gdzie zaczęli schodzić kibice. Gryfoni szaleli, mieli dziewięćdziesiąt procent szans na wygranie Pucharu za rozgrywki w Quidditcha. Musieli mieć nadzieję, że Slytherin nie wygra z Ravenclawem z przewagą trzystu sześćdziesięciu punktów. Harry został porwany przez chmarę Gryfonów i był przez nich podrzucany. Wesołe okrzyki chłopaków można było usłyszeć nawet poza trybunami. Hermiona patrzyła na ten obraz z uśmiechem. W końcu tłum zaczął się rozchodzić, więc i ona poszła w kierunku szkoły. Zamyślona dziewczyna niechcący wpadła na kogoś i upadła na zieloną trawę. Podniosła wzrok i spojrzała w idealnie błękitne oczy. 
Malfoy.
– Uważaj jak chodzisz – rzekł. – A tak przy okazji, niezły mecz, Granger – dodał, wyciągając do niej pomocną dłoń. Szatynka spojrzała na niego ze zwątpieniem, ale chwyciła jego rękę. Kiedy stanęła na własnych nogach, otrzepała tylne partie swojego ciała i podniosła swoją miotłę.
Kiedy chciała mu podziękować, nie było go już obok niej. Zniknął w przeciągu sekundy w tłumie uczniów.


____________________
Hej!
Zaskoczeni wydarzeniami z rozdziału? Mam nadzieję, że tak! W końcu w opowiadaniu wystąpił prawdziwy zenit skrajnych uczuć... :D
Kolejny rozdział już za tydzień. Wiem, że szaleję, ale ostatnio pisanie idzie mi całkiem nieźle, jeżeli chodzi o tempo. Do tego dochodzą wolne dni... Żyć, nie umierać! :D
Widzimy się za tydzień!
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson

19 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. W ten paskudny i deszczowy dzień, zostałam zmuszona do zostania w domu. Choroba robi swoje. Na szczęście się nie nudzę!
      Rozdział świetny, ale mimo wszystko - trochę mi smutno. Przewidywałam iz żart Irytka będzie jednodniowy, ale przeczytanie dnia w szkole ze złączonymi rękami - byłby świetny. Naprawdę, jeśli napiszesz taką miniaturkę - nie będę miała nic przeciwko!
      Słowa wypowiedziane w złości często są najszczerszą prawdą lub okropnym kłamstwem... Tutaj mieliśmy desperację? Nie wiem, on chyba chciał odreagować, a najlepszym jest wyładowanie emocji na kimś innym. W każdym razie - kiedy postanowił ją przeprosić, aż oczy mi zabłysły! Ten pocałunek... Mmm.. pycha.. ciasteczko *.* Tak wygląda moja reakcja. Uwielbiam ciastka, ale siostra mi zżarła, także mam niedosyt.*chciałam napisać "niedobyt" O.O* Ale pomińmy już moje upodobania smakowe i wróćmy do tekstu. Uroczystość z okazji wygranej w II Bitwie o Hogwart w formie bankietu czy balu? Cóż, ''dziewczęce pismo Malfoy'a" wcale mnie nie zdziwiło. Jednakże ja określiłabym je "arystokratycznym". Wyobrażam je sobie jako takie kaligraficzne. "Z WYŻSZYCH SFER". Aż mi się Uptown Girls przypomniało :P Szczerze wiem, że Hermiona nie przepadała za Quidditchem. Okey, ale czy w każdym opowiadaniu muszę kreować ją na: "Aaaa, boję się!" ? Nie lubię tego. Twoja wersja Hermiony jako "gwiazdy" też jakoś do mnie nie przemawia, ale przeboleję.
      No to co? Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i czasu na pisanie oraz czekam na następny,
      KH

      Usuń
    2. Dziękuję! :D
      U mnie pogoda cały dzień piękna :) I oczywiście zdrowia życzę :)
      Nad miniaturką pomyślę, chociaż mam milion innych pomysłów...
      Początkowo także zastanawiałam się, czy nie nazwać jego pisma arystokratycznym, ale doszłam do wniosku, że fakt, że jest arytokratą nie oznacza, że wszystkie jego cechy muszą być arystokratyczne :) Stąd takie a nie inne nazewnictwo :)
      U mnie już w prologu było powiedziane, że się do niego przekonała (w sensie do Quidditcha), ale to nie zmienia faktu, że nad gwiazdą popracuję :)
      Pozdrawiam!
      Feltson

      Usuń
  2. Twoje rozdziały są wspaniałe a blog genialny. Weny ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział!
    Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że dojdzie do kolejnego pocałunku! Cieszę się, że jednak postanowiłaś znowu to zrobić! Jeszcze jak słuchałam podniosłej części w piosence, to już w ogóle fajnie to się zgrało. :D
    Co prawda Malfoy powinien oberwać za tę szlamę. Po części można mu wybaczyć, bo emocje, jeszcze jak przyjaciele nie dawali mu spokoju. Dowalili swoje też do pieca. :v Mam podobnie jak on, czasem języka nie potrafię powstrzymać.

    Czekam na następny post, pozdrawiam!
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! ❤
      Chciałam wszystkich zaskoczyć... I ja także uwielbiam taką synchronizację :D
      Również serdecznie pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  4. Kocham na twoje Dramione, rozdział oczywiście cudowny. Postać Draco raz kocham, a raz nienawidzę :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham na twoje Dramione, rozdział oczywiście cudowny. Postać Draco raz kocham, a raz nienawidzę :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No i jak tu ich nie lubic? :D pokłócą się a potem tak ładnie sobie wybaczają :D z jednej strony dobrze ze ich nikt nie widział bo moglby im przerwać jak to zawsze w takich sytuacjach bywa a z drugiej strony gdyby ktoś ich zauważył to może też do nich by coś dotarło...a może już dotarło? :D

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie dotarło... Ale to nieuniknione :) Niedługo dotrze :)
      Również pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  7. Świetny rozdział!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem jestem i wreszcie komentuję. Obowiązki mnie przerosły więc przepraszam -.-
    Rozdział bardzo fajny :) cieszę się, że Draco przeprosił Hermionę. Ten pocałunek był bardzo uroczy ;)
    Lubię Hermionę, która dowodzi wszystkimi wokół siebie. To do niej bardzo pasuje :D
    Brawo dla Gryfonów za wygrany mecz! :)
    Oczywiście czekam na next i życzę weny
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam na kolejny rozdział
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ❤
      Oczywiście rozumiem zapracowanie :)
      Ja także lubię rządzącą Hermionę, więc postanowiłam ją tutaj umieścić :D
      Również pozdrawiam!
      Feltson

      Usuń
  10. Rozdział mnie urzekł i wywołał uśmiech. Zwłaszcza scena z pocałunkiem i rozmowa perfektów po spotkaniu z McGonagall - myśleli, że się wymigają z pomocy Hermionie. ^^
    Jedynym małym zgrzytem jest (dla mnie) użycie słowa 'odębiał'.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam ciepło, życząc weny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ❤
      Postaram się poprawić, jak nie zapomnę :)
      Również pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń

Z całego serca dziękuję za każdy komentarz, który jest dla mnie kolejną dawką weny ♥

Theme by Mia