Pełnia szczęścia
Część 2
Rozdział 20: Jak dzieci
– Granger, przysuń bliżej mnie te ziemniaczki. Trzeba szybko podawać indyka, póki ciepły – zwrócił się do Hermiony Draco, szczerząc się do niej szeroko.
Siedzenie w piaskownicy z samą Hermioną Granger było dla niego przekomiczne. Zawsze poukładana, całkiem poważna i przesiąknięta intelektem dziewczyna bawiąca się piachem. I obok niej on – częściowo w garniturze. Co prawda to nie najlepszy strój do tego typu aktywności, ale nie miał serca zostawiać ich samych z tak dużą klientelą na głowie.
– Czy to przypadkiem nie miał być zwykły kurczak? – spytała, w tym samym czasie posłusznie podając mu plastikową, czerwoną miseczkę wypełnioną po brzegi piachem.
– Tak! To kurczak! – poparł ją Scorpius, który właśnie dodawał więcej wody do swojej błotnej zupy.
Draco przewrócił oczami. Doskonale pamiętał, że to miał być indyk... Czuł się zdradzony, kiedy Scorpius postanowił trzymać stronę Hermiony. Ależ ona go omotała wokół palca...
– Niech wam będzie – mruknął niechętnie.
Na zielony talerzyk przesypał „ziemniaki” i wtedy jego syn – mający funkcję właściciela całego lokalu, szefa kuchni i kelnera – poszedł podać danie klientowi. Na parę sekund zniknął za dużym krzewem berberysu, by wrócić i całą zawartość talerza z powrotem wsypać do piaskownicy.
– Bardzo smakowało! – pochwalił ich, po czym kontynuował robienie zaczętej wcześniej potrawy.
Hermiona i Draco wymienili się pełnymi rozbawienia spojrzeniami. Mimo młodego wieku, zdawał się świetnie radzić z rządzeniem. Panna Granger oczami wyobraźni mogła zobaczyć dorosłego syna na miejscu jego ojca w Malfoy Company. Dobrze wiedziała, że nadawałby się do tego.
Mimowolnie uśmiechnęła się.
– Granger? – Otrząsnęła się z myśli na dźwięk swojego nazwiska. – Nad czym tak namiętnie rozmyślasz? Zawiesiłaś się.
– Ach, nic istotnego – skłamała szybko. Trybiki w jej głowie zaczęły intensywnie pracować. – Po prostu mam problem z nazwaniem sowy, kompletnie nie mogę wpaść na żaden pomysł... – łgała dalej. Chociaż... Wcale nie kłamała. Przecież jej sowa naprawdę była bezimienna i rzeczywiście wtedy kreatywność ją zawodziła.
– Masz blokadę, ale wcale ci się nie dziwię. Może to strach przed kolejnym idiotycznym imieniem? Jak się nazywała ta twoja ruda paskuda?
– Krzywołap – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Malfoy uśmiechnął się do nie uroczo. Nie wiedziała kiedy, ale zdążył już roztrzepać włosy. One, w połączeniu z obecnym wyrazem twarzy i białą koszulą podwiniętą do łokci, nadały mu wygląd młodego boga. Był przystojny i nie mogła temu zaprzeczyć.
– Nie złość się na mnie... Pomożemy ci przecież. Scorpius – zawołał syna. Ten podniósł wzrok znad kupki piachu, którą właśnie formował w jakiś niezindetyfikowany kształt. – Pamiętasz sowę pani Hermiony?
– Nie.
– Miałam ją ze sobą w klatce, jak byliśmy na lodach...
Już sama jego mina zdradzała, że nie miał pojęcia, o co im chodzi. Draco westchnął.
– No dobrze, nieważne. A gdybyś miał nazwać jakoś swoją sowę, to jak? Szukamy jakichś fajnych pomysłów, żeby pomóc pani Hermionie.
Dziewczyna zacisnęła usta. Tak bardzo nie lubiła określenia „pani”... Ale musiała wytrzymać jeszcze trochę. Czuła, że moment prawdy nadchodzi nieubłaganie. To dobrze – im szybciej, tym lepiej. Na szczęście Scorpius reagował tak, jak sobie to wymarzyła i nawet jeśli początki ich relacji nie były różowe, to w przyszłość patrzyła optymistycznie.
Pozostał tylko Draco. Chodząca enigma. Wiedziała, że się na nią zdenerwuje, bo ona sama tak zareagowałaby na taką wiadomość. Wciąż stało przed nią pytanie: na jak długo? Tego nie mogła stwierdzić. Jego reakcja to jedyna rzecz, która teraz ją powstrzymywała przed wyznaniem prawdy.
– Sowa.
Starszy z Malfoyów wprost nie potrafił powstrzymać się od śmiechu.
– Nie, kochanie! Sowa to zwierzątko. Nie nazywasz się Człowiek. Musimy pomóc Granger, bo inaczej to ptaszysko nazwie... No nie wiem... Huczypiórka? Albo jakaś inna Cienkodzióbka, to takie w jej stylu.
Hermiona zgromiła go spojrzeniem. Draco znowu się wyszczerzył, chcąc ją udobruchać.
– No to Bercia.
– Co ty, Scorpius, byle nie to...
– Hej, ale to całkiem dobry pomysł! – przyznała Hermiona. Bercia brzmiała uroczo i bardzo pasowała do jej czarnej sówki.
– Bercia, a właściwie Berta, to starsza siostra mojej sekretarki – zaczął Draco, udając drżenie z obrzydzenia.
– Pewnie niezła z niej laska – napomknęła Hermiona żartobliwie. Oczy Malfoya rozszerzyły się do wielkości galeona.
– Berta?
– Nie, twoja sekretarka...
– Może trzydzieści lat temu tak, ale teraz na pewno nie. – Wzdrygnął się ponownie. – Pani Christine to naprawdę świetna kobieta, nieraz mi ratowała tyłek, zajmowała Scorpiusa w kryzysowych sytuacjach, ale na pewno mi się nie podoba. Nie gustuję w sześćdziesięciolatkach – podkreślił ostatnie słowo, dokładnie je akcentując. Dziewczyna zakryła usta i tym samym stłumiła wybuch śmiechu. Już sobie wyobrażała blondyna bajerującego jakąś babcię. – Chociaż ona to i tak pikuś. Nie cierpię jej siostry! Stara, otyła i jeszcze śmierdzi suszonymi grzybami. Całkowicie nie rozumiem, dlaczego wołają na nią zdrobniale, kiedy to WIELKI kawał durnej baby.
– Tak czy siak zostaje Bercia. Naprawdę mi się podoba. Dziękuję – zwróciła się do Scorpiusa, mierzwiąc mu włoski. Malfoy przewrócił oczami.
– Będziesz tego żałować – lakonicznie skwitował jej decyzję.
Słońce zaczynało chylić się ku zachodowi, kiedy zdecydowali się zamknąć interes. Wszystkich dopadało zmęczenie, oprócz Scorpiusa, który mógłby bawić się jeszcze przez długi czas. Hermiona nie potrafiła określić, skąd czerpał aż tyle energii, ale zazdrościła mu. Jedynym, o czym marzyła, było łóżko i rozwalenie budzika, by już nigdy nie śmiał zadzwonić. Spoglądając na Malfoya, stwierdziła, że on podzielał jej aktualne pragnienie.
Kiedy wychodziła, oparł się przedramieniem o drzwi i przymknął powieki.
Wygląda słodko – pomyślała nagle, jednak momentalnie zdrętwiała. Przecież to Malfoy – facet, który ją wykorzystał, zostawił i zmarnował tyle czasu. Może być sobie nawet workiem cukru, nie ulegnie mu więcej. Przecież jest tu tylko ze względu na Scorpiusa.
Malfoy otworzył oczy.
– Jestem padnięty... Ty chyba też. – Hermiona przytaknęła. – Nie nazywaj swojej sowy Bercia. Już pozwalam ci na tą Cienkodzióbkę, ale...
– Decyzja zapadła Malfoy. Poza tym, to tylko sowa, MOJA sowa.
– No tak. Łamiesz mi serce. Ale rób co chcesz.
Zapadła cisza, w czasie której wpatrywali się w swoje oczy. Przestraszona swoimi wcześniejszymi myślami dziewczyna spuściła wzrok.
– Cześć – pożegnała się krótko i wyszła.
Odetchnęła dopiero, gdy była w połowie drogi do bramy. To właśnie wtedy dotarł do niej dźwięk zamykanych drzwi.
Kto by pomyślał, że nazywanie sowy może wzbudzić tyle emocji...
.*.*.*.
Scorpiusowi wspólna zabawa spodobała się do tego stopnia, że w następnym tygodniu wciąż nalegał, żeby została dłużej. Czasem faktycznie wracała do domu o tę godzinę, czasem dwie, później, jednak zdarzało się, że Draco ratował ją z opresji. Tłumaczył mu wtedy, że przecież ona także ma swoje życie i inne zajęcia – nie może więc wiecznie się nim zajmować.
Chłopiec smutniał po tych wywodach, jednak podejrzewała, że dosyć szybko o tym uczuciu zapominał. Bądź co bądź, rano witał ją pełen energii i szczerzący się szeroko. Był taki słodki, uroczy i kochany... Między innymi dlatego uwielbiała poranki – miała też wtedy świadomość, że czeka ją kilka godzin w towarzystwie młodego Malfoya. Później ten czas nieuchronnie się kurczył, aż w końcu znowu wracała do pustego mieszkania.
W następny piątek mały był w wyjątkowo dobrym humorze.
– Tatuś mi obiecał, że jak będę grzeczny, to zrobi piknik – pochwalił się dumnie. – Przyjdziesz?
Hermiona zawahała się, nie bardzo wiedząc, co mu powiedzieć.
– Wiesz... to piknik twój i tatusia. Tatuś dużo pracuje i też chce spędzić z tobą trochę czasu.
Później już nie wracali do tego tematu. Mały o nim zapomniał, zajmując się lepieniem z plasteliny, a Hermiona celowo nic nie wspominała o tej krótkiej rozmowie. Nie chciała zbyt im się narzucać, a powoli do nich docierać, krok po kroczku. Nie za szybko.
Jej plany były jednak niczym przy Malfoyowskim uporze. Kiedy tylko Draco wrócił do domu, jego syn prosił, żeby Hermiona mogła zostać. Naprawdę spodobało mu się to wspólne popołudnie z nią i z tatą, więc tym bardziej pragnął, żeby uraczyła ich swoją obecnością.
– Granger, nam odmówisz? – zapytał ją, oczywiście uśmiechając się przy tym szeroko. Mówił to kolejny raz, znowu uśmiechając się w taki sposób, że mógłby na raz poderwać dziesiątki kobiet.
Jak mogła mu... im odmówić w takiej sytuacji? Nie potrafiła.
– Dobrze więc. – Westchnęła cichutko. – Ale nie na długo – zastrzegła i dla podkreślenia słów uniosła wyprostowany palec wskazujący.
Draco wzruszył ramionami.
– Jak sobie życzysz... A teraz pozwólcie, że na chwilę zniknę i się przebiorę. Poczekajcie – poprosił, po czym ruszył w stronę schodów, jednocześnie luzując granatowy krawat.
Cóż, kiedy Malfoy mówi chwila, trzeba uzbroić się w cierpliwość – zakodowała Hermiona. Już wiedziała, jak czują się faceci wiecznie czekający na swoje damy, zanim przygotują się do wyjścia.
Gdy wreszcie raczył się pojawić, Hermionę udobruchał sam jego widok – nie tylko zmienił ubranie z eleganckiego, dopasowanego garnituru na zwykłą koszulkę i krótkie spodenki, ale także trzymał w ręce koszyk wiklinowy i duży, bordowy koc.
– No co? Jak już się za coś brać, to profesjonalnie.
Zaprosił ich do kuchni. Cóż, żeby jeść, trzeba to jedzenie zrobić. A znając poglądy Granger na temat wykorzystania skrzatów, postanowił samemu się wykazać przy drobnej pomocy jego towarzyszy. Póki co zrobienie kilku kanapek, skrojenie warzyw czy umycie owoców nie było ponad ich siły.
Draco, przyzwyczajony już do zawodowego zarządzania, od razu przejął dowodzenie nad, nazwaną inteligentnie przez jego samego, operacją „Żarcie!”. Scorpiusa natychmiast oddelegował do mycia owoców, co chłopiec przyjął z zadowoleniem. Już chwilę później stał na specjalnych schodkach przy zlewie i chlapał się wodą pod pretekstem pomagania. Hermiona dostała zaszczyt otrzymania noża i deski do krojenia.
Heroicznie Draco sam sobie wyznaczył zrobienie kanapek – najtrudniejszą i najdłuższą z czynności. Niczym bohater wojenny wziął chleb i masło do ręki. Panna Granger wprost nie mogła się nie zaśmiać.
– Ależ ty głupi jesteś – skomentowała krótko jego popisy.
– Że ja? – upewnił się głosem pełnym niedowierzania i zaskoczenia. Ochoczo przytaknęła, a jej wesoły wyraz twarzy zdradzał to, jak słabo udawała. Nie to co idealnie odstawiona sztuczna powaga Malfoya. – Brawo, właśnie złamałaś mi serce.
– I to kolejny raz – zaznaczyła.
Może praca nie szła im idealnie, ale za to świetnie się bawili. Draco co jakiś czas podjadał Hermionie kawałek marchewek lub pomidora, przy czym zawsze szczerzył się do niej złośliwie. Z początku reagowała na to – gdy tylko spostrzegła, że właśnie na takie odpowiedzi od niej liczył, zmieniła swoje nastawienie: zamiast klepać go po dłoni za każdym, kiedy sięgał po jedzenie, rzucała mu tylko ostrzegawcze spojrzenia. Z tegoż powodu zmienił sposób dokuczania jej.
Zaczął częściej kontrolować poczynania bawiącego się przy zlewie Scorpiusa. Zanim jednak odchodził ze swojego stanowiska pracy, zanurzał palec w maśle – z braku innych miękkich substancji w zasięgu ręki – i brudził nos krojącej obok Hermiony. Na takie zabiegi nie mogła pozostać obojętna.
– Malfoy! – zawołała za drugim razem. Udał, że jej nie słyszy. Urwała kawałek ręcznika papierowego i wytarła twarz.
– No, koniec już tego dobrego, jesteś mokry – zarządził. Wyciągnął korek i natychmiast poziom wody w zlewie zaczął maleć. Sięgnął też do kieszeni, wyjął z niej różdżkę i osuszył koszulkę posmutniałego syna. To samo zrobił z owocami, które umył.
W ciągu chwili, w której blondyn skupił się na synie, Hermiona zdążyła zrobić swoją część pracy i zabrała się za kończenie kanapek. Nie minęła chwila, jak Draco wrócił do swojego zadania. Stanął obok niej i delikatnie naparł na nią biodrem.
– Odsuń się, Granger, świetnie sobie radzę.
– Widzę – odparła sarkastycznie. – Nie jesteś nawet w połowie.
Chcąc, nie chcąc, przyjął jej pomoc. Jednak nawet wtedy się nie uspokoili, gdy wyszli na zewnątrz również. Zachowywali się jak dzieci, dokuczając sobie, żartując i śmiejąc się z siebie nawzajem. Momentami zapominali o Scorpiusie, który musiał domagać się ich uwagi. Hermiona dawno nie czuła się tak... normalnie. Zupełnie nie przejmowała się problemami, które przecież dotyczyły Malfoyów. Draco skutecznie zajął jej myśli i przestała zastanawiać się nad każdym ruchem czy wypowiedzią. Robiła to, co chciała, bez żadnej kontroli i to całkowicie zlikwidowało wszelkie skrępowanie między nimi, które dało się wyczuwać do tej pory.
I to chyba pierwszy raz, kiedy była bardziej zaaferowana Draco, aniżeli synem.
Wieczorem czuła się wyczerpana, zupełnie jak tydzień wcześniej. I tak samo jak poprzednio Malfoy odprowadził ją do drzwi. Przyłapała się na tym, że bardzo się ociągała przed dotarciem do wyjścia. Nie chciała wychodzić, ale zdrowy rozsądek mówił jej, że musi: blondyn powinien za niedługo położyć Scorpiusa spać, a przecież miał jeszcze trochę rzeczy do zrobienia.
Od śmiechu zaczynał boleć ją brzuch i gardło, ale mimo tego faktu nadal śmiała się z jego żartów i uwag. Dawno nie była w tak wyśmienitym humorze.
W końcu jednak dotarli do ciemnych drzwi wejściowych. Jak na zawołanie uspokoili się.
– Opłacało się zostać – przyznała z zadowoleniem. Draco dumnie wyprostował się niczym struna.
– To twój najlepszy piątek w tym roku – odparł pewnym siebie tonem.
Nagle uderzyła ją myśl, że stoi blisko. Bardzo blisko. Musiała wyżej niż zwykle unieść podbródek, żeby móc mu spojrzeć w oczy. Mimo półmroku pięknie lśniły – do tego stopnia, że aż hipnotyzowały.
– No nie wiem, mógłby być lepszy – rzuciła kolejną tego dnia ironiczną kwestię.
– A teraz?
Przysunął się jeszcze bliżej, jedną rękę położył na jej talii, a drugą przytrzymał jej brodę. Sekundę później złączył ich wargi.
Serce zaczęło jej bić tak mocno, że mógłby to poczuć na własnej piersi. Nie odepchnęła go, nie potrafiłaby.
Czasem, kiedy spędzała kolejny samotny wieczór na australijskiej ziemi, zastanawiała się, dlaczego mu uległa: dała zaciągnąć się do łóżka. Ale teraz już wszystko pamiętała. Całował tak dobrze, że po prostu nie potrafiła przestać. Zamiast odsunąć się od niego, jak nakazywał jej niemal bezgłośnie rozum, objęła go za szyję, a palce prawej dłoni wsunęła w jego jasne włosy. Jednocześnie było jej gorąco i miała gęsią skórkę.
Będziesz tego żałować – szeptał rozum. Miała to gdzieś, liczyło się tylko tu i teraz.
Nawet kiedy oderwali się od siebie, nie odsunęli się. Przez chwilę trwali w tym dziwnym uścisku.
Nie odpowiedziała na jego pytanie, a on owej odpowiedzi nie oczekiwał. Oboje znali ją bez użycia słów.
Chociaż zmęczenie dawało się jej we znaki, nie potrafiła zasnąć tej nocy. Przywilej ten spłynął na nią dopiero o trzeciej nad ranem.
Wieczorem czuła się wyczerpana, zupełnie jak tydzień wcześniej. I tak samo jak poprzednio Malfoy odprowadził ją do drzwi. Przyłapała się na tym, że bardzo się ociągała przed dotarciem do wyjścia. Nie chciała wychodzić, ale zdrowy rozsądek mówił jej, że musi: blondyn powinien za niedługo położyć Scorpiusa spać, a przecież miał jeszcze trochę rzeczy do zrobienia.
Od śmiechu zaczynał boleć ją brzuch i gardło, ale mimo tego faktu nadal śmiała się z jego żartów i uwag. Dawno nie była w tak wyśmienitym humorze.
W końcu jednak dotarli do ciemnych drzwi wejściowych. Jak na zawołanie uspokoili się.
– Opłacało się zostać – przyznała z zadowoleniem. Draco dumnie wyprostował się niczym struna.
– To twój najlepszy piątek w tym roku – odparł pewnym siebie tonem.
Nagle uderzyła ją myśl, że stoi blisko. Bardzo blisko. Musiała wyżej niż zwykle unieść podbródek, żeby móc mu spojrzeć w oczy. Mimo półmroku pięknie lśniły – do tego stopnia, że aż hipnotyzowały.
– No nie wiem, mógłby być lepszy – rzuciła kolejną tego dnia ironiczną kwestię.
– A teraz?
Przysunął się jeszcze bliżej, jedną rękę położył na jej talii, a drugą przytrzymał jej brodę. Sekundę później złączył ich wargi.
Serce zaczęło jej bić tak mocno, że mógłby to poczuć na własnej piersi. Nie odepchnęła go, nie potrafiłaby.
Czasem, kiedy spędzała kolejny samotny wieczór na australijskiej ziemi, zastanawiała się, dlaczego mu uległa: dała zaciągnąć się do łóżka. Ale teraz już wszystko pamiętała. Całował tak dobrze, że po prostu nie potrafiła przestać. Zamiast odsunąć się od niego, jak nakazywał jej niemal bezgłośnie rozum, objęła go za szyję, a palce prawej dłoni wsunęła w jego jasne włosy. Jednocześnie było jej gorąco i miała gęsią skórkę.
Będziesz tego żałować – szeptał rozum. Miała to gdzieś, liczyło się tylko tu i teraz.
Nawet kiedy oderwali się od siebie, nie odsunęli się. Przez chwilę trwali w tym dziwnym uścisku.
Nie odpowiedziała na jego pytanie, a on owej odpowiedzi nie oczekiwał. Oboje znali ją bez użycia słów.
Chociaż zmęczenie dawało się jej we znaki, nie potrafiła zasnąć tej nocy. Przywilej ten spłynął na nią dopiero o trzeciej nad ranem.
.*.*.
Od czasu wybrania kwiatów, przygotowania do ślubu ruszyły pełną parą. Co prawda zajmowała się nimi głównie Astoria, która po prostu nie potrafiła usiedzieć w miejscu nawet przez chwilę.
Na ten weekend zdecydowała się na wycieczkę do siostry. Ten czas zamierzały spędzić na kupieniu sukienek – jako, że Dafne została druhną, także musiała prezentować się dobrze. W Paryżu wybór był zdecydowanie większy niż w Londynie i doskonała doradczyni w postaci jej siostry, dlatego decyzja była dla niej prosta.
– Poradzisz sobie beze mnie? – spytała, położywszy obie dłonie na jego szorstkich policzkach w piątek popołudniu.
– Będę trochę za wami tęsknił, ale jakoś sobie poradzę.
Astoria cmoknęła go szybko w usta, po czym odsunęła się i wzięła torbę, do której spakowała najpotrzebniejsze rzeczy. Chcąc upewnić się, że na pewno wszystko ze sobą ma, ostatni raz zajrzała do swojego bagażu. Kontrola przeszła pomyślnie, była zwarta i gotowa – teraz mogła się teleportować.
– Masz na was uważać – nakazał jej jeszcze, zanim chwyciła za świstoklik, którym okazała się stara, brudna konewka.
Jego narzeczona pokręciła głową i machinalnie umiejscowiła swoją dłoń na zaokrąglonym brzuchu.
– Nie martw się, ja zawsze uważam.
Teodor wręcz nie potrafił powstrzymać się od uśmiechu, kiedy na nią patrzył. Wyglądała tak pięknie, a ciąża zdawała się jej tego uroku dodawać.
– Aż tak się cieszysz, że wyjeżdżam? – skomentowała żartem jego wyraz twarzy.
– Kocham cię – stwierdził lakonicznie, rezygnując z przekomarzania się.
Jeszcze zanim Astoria dotknęła świstoklika, który miał się aktywować trzy sekundy po kontakcie z ludzką skórą, posłała mu w powietrzu całusa.
Chwilę później Nott stał sam w ogrodzie.
Resztę dnia chłopak spędził na nudzie. Snuł się po domu, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Trochę poczytał, poprzeglądał jednym okiem wszystkie gazety, by na koniec wcześniej położyć się spać. Rano także pozwolił sobie na późniejsze niż zazwyczaj wstanie. Nie pościelił po sobie nawet łóżka. Oczywiście mógł całą sprawę załatwić jednym zaklęciem, ale akurat jego formułka wypadła mu z głowy – tak więc postanowił odpuścić sobie taką bzdurę.
Koło południa pojawił się w salonie w domu Draco. Pan domu siedział w fotelu z Prorokiem Codziennym w ręku, a Scorpius obok niego rysował coś, co z konturów przypominało stojącego na dwóch łapach niedźwiedzia.
– No nareszcie! – niemal zawołał blondyn, teatralnie zerkając na zegarek. – Już myślałem, że się nie pojawisz.
– Skąd wiedziałeś, że przyjdę?
Skupiony na swojej pracy chłopczyk podniósł wzrok znad kartki.
– Cześć, wujek – powiedział i wrócił do tworzenia swojego nowego dzieła sztuki.
– Hej, młody. – Zmierzwił mu jego ciemne włoski, a sam zajął kanapę.
Dopiero gdy wygodnie się na niej rozsiadł, zauważył pełne zwątpienia spojrzenia.
– Tyle lat się znamy, a on się jeszcze nie nauczył. – Prychnął. – Przecież to wiadome, że jak Astorii nie ma w pobliżu, to ja ci muszę wypełniać pustkę w życiu. I tak myślałem, że wpadniesz wczoraj, ale sprawiłeś mi swego rodzaju niespodziankę.
– Odkąd nie upijasz się w trupa, kompletnie nie opłaca się cię odwiedzać wieczorami – odciął się Nott. – Ech, gdzie podziały się czasy, kiedy przez miesiąc byłeś na kacu...
– Przestań – warknął Malfoy. Niezbyt przyjemnie wspominał tamten okres swojego życia. Teodor oczywiście nawiązał do pamiętnego miesiąca po zwolnieniu Granger, kiedy to Draco intensywnie się bawił. Z typową dla przyjaciół nutką wredności czasem wypominał mu ten czas dla podkreślenia jego głupoty. – Było, minęło, nie ma co do tego wracać.
Nott przytaknął, całkowicie rozumiejąc swojego przyjaciela. Cóż, dla niego ten temat nie należał do najwygodniejszych i wolał go omijać szerokim łukiem – zwłaszcza że Teodor znał całą sprawę ze szczegółami. Po co więc wracać do złego okresu i psuć sobie dobry humor, skoro teraz wszystko szło dobrze?
– Szmira! – zawołał Draco. W ciągu kilku sekund w salonie pojawiła się skrzatka. – Teo, napijesz się czegoś?
– O chętnie. Poproszę kawę.
– A ja herbatę – dodał blondyn. – Dziękuję, to wszystko.
– Szmira już pędzi! – Pomoc domowa skłoniła się nisko, po czym bezgłośnie teleportowała.
Teodor pokręcił głową. Choć nie zaskoczyła go decyzja przyjaciela – jako że od pięciu lat decydował się na ten napój – to podziwiał jego zacięcie. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział go z kubkiem kawy. No, chyba, że coś ukryło się przed jego czujnym spojrzeniem, w co jednak szczerze wątpił. Nott zerknął przelotnie na poczynania najmłodszego z obecnych. Scorpius nie odzywał się nawet słowem, tylko bazgrał pomarańczową kredką po nowej kartce. Zapał, z jakim zajmował się rysowaniem był nadzwyczaj zaskakujący – gdyby nie wiek, Teodor mógłby pomyśleć, że siedzi przed nim prawdziwy artysta. Zdziwił go też brak reakcji chłopca na jego obecność. Zazwyczaj odwiedzał Malfoyów z Astorią i wtedy młody faktycznie nie odstępował swojej ukochanej cioci na krok, jednakże gdy wpadał do nich sam, wtedy zaszczyt bycia dręczony dostawał się Nottowi.
Zaintrygowany takim obrotem spraw Teodor nachylił się bliżej chłopca, aby móc lepiej przyjrzeć się jego pracy.
– Co tam ciekawego rysujesz? – zagaił go niby przypadkiem.
– Laurkę – odparł krótko Scorpius i zmienił kredkę na zieloną.
– Ładna – przyznał, choć nawet nie miał pojęcia, co może przedstawiać. – To dla mnie?
– Nie, dla pani Hermiony.
Nott wrócił do swojej poprzedniej pozycji, jednocześnie rzucając przyjacielowi zaskoczone spojrzenie. Draco wspominał mu, że młody naprawdę polubił Granger, ale żeby do takiego stopnia... Tego się nie spodziewał. Ona dokonała niemożliwego. Gdyby był mugolem, stwierdziłby, że to musiały być czary.
Swoimi spostrzeżeniami oczywiście musiał się podzielić na głos.
– Mnie to mówisz? Przecież sam czasem nie mogę w to uwierzyć.
– No to muszę przyznać, że Granger trochę namieszała u was.
Draco pokiwał głową na znak zgody. Wtedy w pomieszczeniu pojawiła się Szmira z dwoma parującymi kubkami. Wręczyła każdemu z nich odpowiedni, na stole zostawiła cukierniczkę. Otrzymawszy podziękowania, zniknęła sprzed ich oczu. Przez chwilę jedynym dźwiękiem w pomieszczeniu było ciche uderzanie łyżeczek o kubki, kiedy mieszali cukier.
– Pocałowałem ją – wyrzucił z siebie w końcu Draco.
O dziwo, Teodor nie czuł żadnego zdziwienia. Z chęcią rzekłby „Wiedziałem!”, ale zdecydował zachować to dla siebie. Cóż, miał też rację z tym „namieszaniem”. Przez chwilę siedzieli w ciszy, zanim Teodor coś wydukał.
– No dobrze... – Draco usłyszawszy to uniósł brew. – Chyba nie spodziewałeś się, że zrobię ci jakieś kazanie, że całowanie jest fu i nie wolno ci tego robić. To twoje życie.
Swoje podejrzenia musiał zostawić dla siebie. Przynajmniej przez jakiś czas. Nie siedział w głowie Draco, dlatego nie wiedział, na jakie dokładnie tory sprowadzić tą rozmowę: miał go zbesztać za zabawę uczuciami biednej dziewczyny, którą wcześniej, mówiąc krótko, spławił? A może doradzić, jak podbić jej serce? Nie potrafił tego określić, bo zapewne nawet Draco nie znał swoich intencji wobec niej. A podejrzenia to za mało. Wolał poczekać na rozwój wydarzeń, dlatego uciął ten temat.
.*.
Teodor zmienił swoje zdanie później, kiedy rozmowa z jego przyjacielem okazała się dramatem.
Wiadomo, czasem bywało gorzej, ale nie cierpiał tych momentów zamyślenia, w które co jakiś czas popadał Draco. Jeszcze gdyby rozmyślał na tematy dotyczące rozmowy, to może wybaczyłby mu... ale nie, nie debatowali więcej o Hermionie Granger. A miał stuprocentową pewność, że to właśnie ona siedziała mu w głowie cały czas. Co jeden pocałunek zrobił z normalnego faceta?
Tymi nowościami Teodor podzielił się z Astorią w niedzielny wieczór, kiedy kładli się wspólnie do łóżka.
– Naprawdę jest aż tak źle?
– Źle było od razu po zwolnieniu jej. Wtedy było źle. Teraz... Myślę, że on nie zapomniał.
Nie musiał kończyć – Astoria zrozumiała, co miał na myśli. Często rozumieli się bez słów. Wplotła dłoń we włosy ukochanego.
– Draco to bałwan...
– ... nie da się ukryć...
Dziewczyna roześmiała się.
– Zaprośmy Hermionę na ślub – rzekła zaraz po tym, jak się uspokoiła.
– Zajmę się tym – zaoferował Teodor.
– Czyli podoba ci się ten pomysł?
– Nie wiem, co on ma do kretynizmu Draco, ale tak, ta idea nie jest zła.
– Trochę zaufania, kobieca intuicja podpowiada mi, że to może trochę mu pomóc.
Nott wzruszył ramionami.
___________________
Mam nadzieję, że się podobało <3
Feltson
Hej ;) Świetny rozdział! Jeśli chcesz, zajrzyj do nas, też próbujemy swoich sił w pisaniu! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤
UsuńOczywiście, że się podobało. Uwielbiam twoje opisy😍. Zdecydowanie nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału 😍😍. Powodzenia ❤💪
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie, to bardzo miłe :D ❤❤
UsuńOMG ��❤ uwielbiam!
OdpowiedzUsuńCieszę się! ❤
UsuńRozdział super. Bardzo mi się podobał, czekam na kolejny :) ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, miło mi :D ❤
UsuńŚwietny rozdział! ❤❤❤
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego! Ani momentu kiedy on wreszcie dowie się prawdy ❤❤❤
Dziękuję bardzo ❤ :D
UsuńDziękuje że dodałaś rozdział <3
OdpowiedzUsuńKocham Cię i czekam aż Draco dowie się prawdy!
Dziękuję ślicznie *.* ❤
UsuńŚwietny rozdział! Tak jak wszyscy pozostali nie mogę się doczekać gdy Draco dowie się prawdy. Twoje opowiadanie czyta się bardzo lekko, jedno z lepszych opowiadań Dramione, w szczególności jakby patrzeć na to co teraz oferują nam autorki. Dużo weny życzę i nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, to bardzo miłe słyszeć takie słowa :D ❤❤
UsuńSuper rozdział!! 💕 Czekam na kolejny!!! 😘
OdpowiedzUsuńDzięki ❤
Usuń