Pełnia szczęścia
Część 2
Rozdział 18: Słoneczna sobota
Sobota przywitała mieszkańców Anglii
pięknym słońcem. Na próżno szukać na pięknym, błękitnym niebie chmur. Astoria z
wyjątkową chęcią wstała z łóżka o siódmej. Widząc pogodę za oknem, wprost nie
miała sumienia, aby bezczynnie leżeć w łóżku i marnować czas. Szybko więc
ubrała się, zgarnęła ze swojej etażerki poradnik o planowaniu magicznego ślubu
i zostawiła śpiącego Teodora samego. Nie chciała go budzić, tak uroczo wyglądał
pogrążony we śnie z rozczochranymi włosami. Poza tym, doskonale wiedziała, że
jej narzeczony lubi wstawać późno. Na palcach wyszła z ich wspólnej sypialni.
W drodze na swoją ulubioną ławkę w
ogrodzie, zawitała jeszcze w kuchni, gdzie na szybko zrobiła sobie śniadanie.
Potem z książką o planowaniu ślubu pod pachą wyszła na zewnątrz na
nasłoneczniony taras. Poradnik otworzyła na jednym z interesujących ją rozdziałów
i w spokoju zaczęła delektować się zarówno posiłkiem, jak i lekturą.
Wkrótce usłyszała kroki. Podniosła wzrok
znad tekstu i spojrzała na narzeczonego, stojącego w futrynie drzwi
balkonowych. Ziewał szeroko, a lewą dłonią przecierał powieki. Uroczo wyglądał,
kiedy mrużył nieprzyzwyczajone do słonecznego światła oczy.
– Tu mi zniknęłaś – mruknął
zachrypniętym głosem.
Pod nosem dziewczyny pojawił się lekki
uśmiech. Jej ukochany podszedł bliżej stołu i klapnął na ławkę naprzeciwko
niej. Astoria ledwo zdołała zdusić śmiech, kiedy zobaczyła, jak jego powieki
bezwiednie się przymykają.
– Wyspałeś się? – spytała mimochodem,
zamykając książkę.
Teodor kiwnął potakująco głową i jeszcze
raz ziewnął.
– Nie wyglądasz – skomentowała, chichocząc
cicho.
Nott ponownie przetarł powieki, po czym
szeroko otworzył oczy. Spróbował zgromić spojrzeniem swoją narzeczoną, lecz
efekt nie spełnił jego oczekiwań.
– Dopiero co zwlekłem się z łóżka –
tłumaczył się. Faktycznie, wciąż miał na sobie piżamę, a fryzura dawała jasno
do zrozumienia, że jeszcze dziś nie spotkał się z lustrem. W innym wypadku
włosy zostałyby przygładzone. W tym wydaniu przypominał Teodora–nastolatka,
który szerokim łukiem omijał grzebienie i wszelkiego rodzaju szczotki. – A ty
ile już nie śpisz? – dopytał.
Astoria wzruszyła gładko ramionami.
– Niedługo – rzekła lekko. Uniesiona brew
Teodora dała jasno do zrozumienia, że wątpił w szczerość swojej ukochanej. –
Naprawdę! Czemu mi nie wierzysz? Przecież też lubię pospać.
– Spokojnie, tak tylko się z tobą
przedrzeźniam. – Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Dziewczyna westchnęła
ciężko, ale już nie wracała do tego tematu. Zamiast tego wyprostowała się na
siedzeniu, a na twarz przybrała uroczy i dziewczęcy wyraz.
Nawet gdyby Teodor nie znał jej tak długi
czas, wiedziałby, że Astoria ma jakieś niecne plany. Tak to już z nią było, że
gdy sobie coś ubzdurała, ciężko ją było odwieść od pomysłu. Taki już jej urok.
Powoli powracający do życia Teodor zmusił całego siebie do tego, by myśleć jak
najbardziej trzeźwo. Nie chciał wpakować się w coś, czego ewentualnie nie
mógłby zrobić. Doskonale wiedział, że lepiej nic nie obiecywać i od razu
spotkać się z zawodem Greengrassówny, niż przyrzec coś, nie wywiązać się z
danego słowa i później walczyć z jej złością.
– Kochanie, masz dzisiaj jakieś plany? –
spytała słodko.
Oho – pomyślał Teodor z dumą. – Nic się nie pomyliłem.
Przez krótką chwilę Nott zastanawiał się
nad odpowiedzią. Szybko jednak oprzytomniał – kłamstwo kompletnie mu się nie
opłacało. Nie tylko Astoria ponad wszystko ceniła sobie szczerość, ale także
nie potrafiłby jej okłamać. Nie ją. Ufali sobie.
– Nie – rzekł więc krótko.
– Świetnie! Bo widzisz, pomyślałam sobie,
że może zabralibyśmy ze sobą Draco ze Scorpiusem i poszli wspólnie na spacer do
Magicznej Oranżerii. Powoli należałoby zająć się kwiatami na ślub i
wesele. Amelia pewnie ucieszyłaby się, gdybyśmy wcześniej ją zawiadomili o tym,
co byśmy chcieli. Wiesz, że nie lubi niespodzianek.
Amelia to jedna z bliższych koleżanek
Astorii z czasów szkolnych, która zielarstwo kochała niemal tak bardzo jak
Longbottom. Mogłaby się nawet z nim dogadać, gdyby nie była młodszą od
nich Ślizgonką. Kiedy jest się dzieckiem, zadawanie się z młodszym to obciach,
a dodatkowo przyjaźń między Ślizgonami i Gryfonami się nie zdarzała. A szkoda,
ta dwójka z pewnością stanowiłaby idealną parę przyjaciół. Amelia po ukończeniu
szkoły otworzyła świetnie prosperującą kwiaciarnię i nigdy nie mogła narzekać
na brak klientów. Kiedy wręczali jej zaproszenie na ślub, jasno zaznaczyła, że
chce odpowiadać za roślinne dekoracje i nie wyobraża sobie, żeby ktoś inny miał
się nimi zająć. Świadoma zdolności kwiaciarki Astoria, szybko na to przystała.
Teodor natomiast nie wyraził swojego sprzeciwu. Sam nie wiedziałby, kto mógłby
godnie zastąpić jej miejsce, zwłaszcza, że w tym biznesie konkurencja nie jest
duża.
– To nie taki zły pomysł – przyznał
szczerze. Spodziewał się zdecydowanie gorszej propozycji. A spacer po oranżerii
to całkiem przyjemna rzecz.
– Cieszę się, że się ze mną zgadzasz. –
Posłała mu szeroki uśmiech. – Radziłabym ci się ubierać – rzekła kilka sekund
później.
Nott wydał z siebie ciężkie westchnięcie.
– Kobieto, daj spokój! Jest jeszcze ranek,
weekend. Daj chłopakom się wyspać. Jeszcze nie ma dziesiątej…
– Czy ty naprawdę sądzisz, że Scorpius
jeszcze śpi? Nie łudziłabym się.
Miała rację i nie mógł się z nią nie
zgodzić.
.*.*.*.*.
Astoria, znająca Malfoyów jak własną
kieszeń, oczywiście trafiła w dziesiątkę. Scorpius zaraz po przebudzeniu
wyskoczył ze swojego łóżka niczym z procy i czym prędzej ruszył ku pokojowi
jego ojca. Tam szybciutko wsunął się pod kołdrę i przytulił się do jeszcze
śpiącego Draco. Kiedy mężczyzna nie zareagował, mały zaczął się wiercić i
kręcić w taki sposób, że ruchy w końcu zaczęły dokuczać blondynowi i zbudziły
go.
Draco najpierw ziewnął szeroko, a dopiero
potem otworzył oczy.
– Cześć, młody – powiedział na przywitanie.
– Cześć – odpowiedział jego syn z
uśmiechem, a potem jeszcze mocniej wtulił się w szyję ojca. Ten również objął
go i wciąż nie do końca rozbudzony cmoknął go lekko w czoło.
– Wyspałeś się? – spytał starszy Malfoy.
Tym razem odpowiedź stanowiło zwykłe "yhym".
Draco dyskretnie zerknął w stronę zegarka,
wiszącego na ścianie naprzeciwko. Było dwadzieścia po dziewiątej. Dawno nie
spał do tak późnej pory, zazwyczaj Scorpius wstawał wcześniej – o siódmej,
czasem o ósmej...
Chwilę później Draco zarządził, że należy
wstać, ubrać się i zjeść śniadanie. Z małym u boku poszedł do okna i wspólnie
rozsunęli ciemne zasłony, które po części izolowały pokój od światła dziennego.
Wyjrzawszy za okno, blondyn stwierdził, że dzień jest ciepły i słoneczny – już
wiedział, jak ubrać młodego. Razem wybrali mu ciuchy, potem blondyn pomógł
synowi je założyć. Jeszcze zanim zeszli do kuchni, by zgodnie z ich małą
tradycją, Draco zrobił im śniadanie, także się ubrał.
– Co dzisiaj jemy? – spytał na wstępie.
Posadził małego na krześle przy stole na środku pomieszczenia, a sam oparł się
biodrem o blat. – Może być jajecznica?
Scorpius zgodził się na taką opcję całkiem
chętnie.
Draco uporał się z robieniem śniadania
szybko, jako, że przez tyle czasu zdążył nabrać wprawy.
Byli w środku posiłku, kiedy usłyszał
dzwonek do drzwi. Miał niemal stuprocentową pewność, że to Teodor i Astoria –
tylko oni są zdolni wpadać o tak diabelnie wczesnych porach w sobotę. Malfoyowi
przeszło przez myśl, że chyba musi uświadomić przyjaciela, żeby czym prędzej
zaczął wykorzystywać soboty na sen, bo przez kolejnych kilka najbliższych lat
przywilej spania do której mu się tylko marzy, zostanie mu brutalnie odebrany.
Astorii zresztą także.
Chociaż niekoniecznie – przyszło mu na myśl. Oni są we
dwoje. Mogą sobie pomagać – wstawać do dziecka na zmianę. On został z tym
kompletnie sam. Owszem, Teodor i Astoria byli dla niego niesamowitym oparciem,
jednak nie mógł nadużywać ich dobroci i starał się tego nie robić.
Kiedy Draco otworzył drzwi, z zadowoleniem
stwierdził, że nic a nic się nie pomylił.
– Dzień dobry, ranne ptaszki. Co was do
mnie sprowadza tak wcześnie?
– Wcześnie... – prychnęła Astoria, kiedy
podchodziła do blondyna z zamiarem przytulenia go na dzień dobry. – Wszyscy
dobrze wiemy, że twój dzień nie zaczyna się późno, tylko właśnie raniutko.
– Właściwie, to się pomyliłaś.
– Właściwie, to się pomyliłaś.
Astoria uniosła brew, teatralnie wyrażając
zdziwienie jego sprzeciwem.
– Czyżby młody zrobił ci psikusa i jeszcze
śpi? – zażartował Teodor, podając kumplowi dłoń na przywitanie.
– Aż tak dobrze nie ma. Tak się złożyło,
że akurat jemy śniadanie. Wejdźcie – zaprosił ich do środka.
Przyszła pani Nott od razu ruszyła w
stronę kuchni z zamieram powitania młodszego Malfoya, natomiast jej narzeczony
został z tym starszym i objaśnił cel wizyty.
– Idziemy z Astorią do Magicznej
Oranżerii, żeby rozejrzeć się wśród kwiatów na ślub i pomyśleliśmy, że możecie
się tam razem z nami wybrać.
Draco uniósł brew.
– Czyżby Astoria uważała mnie za świetne
źródło porad florystycznych?
– No nie bardzo, tutaj raczej chodziło o
małego... Ale wiesz, przydasz się – rzucił Teodor z lekko wrednym uśmiechem. –
Przecież obaj jesteśmy świadomi, że ona doskonale poradzi sobie sama z wyborem
kwiatów, to raczej mnie jest potrzebne wsparcie.
– Jasne, jest ci tak bardzo
ciężko.
– Daj spokój, przecież ktoś mnie musi
wyrwać ze szponów nudy.
– Racja, nikogo lepszego byś do tego nie
znalazł – przyznał blondyn z dumą. – Ale właściwie to dobrze, bo muszę z wami
porozmawiać.
– Stało się coś poważnego? – Nagle do
rozmowy włączyła się przyszła pani Nott, trzymająca za rączkę Scorpiusa. Młody
prawdopodobnie już zjadł śniadanie, bo w innym wypadku nie odeszliby od stołu.
Co jak co, ale Astoria miała swoje żelazne zasady, które musiały być
przestrzegane.
– Nie, wszystko w porządku. Nie musisz się
martwić – odpowiedział, uśmiechając się do niej lekko, chcąc ją uspokoić. – A
teraz pozwólcie, że i ja dokończę jedzenie.
– Idź, idź, my się zajmiemy małym.
Draco czuł naprawdę poważną potrzebę
pokręcenia głową, ale powstrzymał się.
.*.*.*.
"Magiczna Oranżeria" to
właściwie średnio pasująca nazwa dla miejsca, do którego się wybrali.
Był to kompleks szklarni, w środku których
rosło pełno roślin – niekoniecznie egzotycznych, czy magicznych. W okresie
letnim przy pomocy czarów szklane ściany zamieniały się w niewysokie, ceglane
mury, a pół godziny po zachodzie słońca ponownie wracały do poprzedniej
postaci. Tak naprawdę całość bardziej przypominała zbiór ogrodów różnego
rodzaju, ale nazwa ta pochodziła jeszcze z okresu, kiedy rosła tu głównie egzotyczna
flora – jednakże przez dziesiątki lat oranżeria rozrosła się i zaczęły pojawiać
się w niej coraz zwyklejsze rośliny. Tak więc stara nazwa została, a samo
miejsce wciąż się rozwijało.
Tym razem interesowały ich kwiaty, choć
Astoria obiecała Scorpiusowi, że odwiedzą także część z ciekawymi magicznymi (i
nie tylko) roślinami. Kiedy wkroczyli w jedną z alejek oranżerii, od razu
uderzył w nich mocny, choć słodki zapach. Wszędzie migały przeróżne kolory
tęczy – od krwistej czerwieni po blade odcienie fioletu, z uwzględnieniem
różnych barw bieli.
– Ummm, Draco... Czy ty nie miałeś nam coś
do powiedzenia? – napomknęła, niby przypadkiem, dziewczyna. Trzymającego ją za
rękę Scorpiusa zbyt pochłonęło rozglądanie się wkoło, by podsłuchiwać
dorosłych.
– Miałem.
– No to nie krępuj się.
– Astoria, mówiłem ci, że to nic
poważnego, nie musisz się tak gorączkować, to nie wskazane w twoim stanie. –
Ciężarna już miała się odciąć, ale Malfoy nie pozwolił jej dojść do głosu. –
Widzę, jak z ciekawości aż cię ściska.
– Wyrażenie "muszę z wami
porozmawiać" zazwyczaj nie kończy się zbyt dobrymi wieściami, a...
– Kochanie, spokojnie – wtrącił się
Teodor. – A ty, Draco, naprawdę nie musisz się tak ukrywać. Im prędzej nam
powiesz, to co chcesz, tym lepiej. Zresztą, sam jestem ciekawy.
Blondyn westchnął ciężko.
– Dobra, jak sobie życzycie. Znalazłem
nową nianię dla Scorpiusa.
Narzeczeństwo spojrzało na siebie. Raczej
nie takiej wiadomości się spodziewali. Draco miał rację, że to nic poważnego.
Panna Greengrass odetchnęła jakby z ulgą.
– Wiem, że znalazłeś, młodego nie było w
biurze przez ostatnie dni. Myślałem, że masz mnie za bardziej spostrzegawczego
– powiedział Teodor, wzruszając lekko ramionami.
– To dlaczego mi nic nie powiedziałeś? –
odezwała się jego ukochana, spoglądając karcąco na Notta.
– Jakoś wyleciało mi to z głowy.
– No dobrze, to nie koniec wiadomości. –
Draco wtrącił się, zanim dyskusja nie przybrała większych rozmiarów. Nie
pokłóciliby się, bo to zbyt błaha rzecz, ale wolał mieć tą rozmowę za sobą.
Niby to nic wielkiego, ale czuł pewien dyskomfort. – Tutaj bardziej chodzi o
to, kto nią jest.
Atmosfera ponownie zgęstniała. Blondyn nie
zamierzał niczego zbędnie przedłużać, dlatego nabrał w płuca powietrza i na
jednym wydechu powiedział:
– Teraz to Granger opiekuje się
Scorpiusem.
– Co? – Głos Teodora aż ociekał zdziwieniem.
– Że ta Granger?
Draco teatralnie przewrócił oczami. Uważał
swojego przyjaciela za bardziej pojętnego człowieka.
– Ile znasz Granger? Tak, to jest TA
Granger.
Ponownie zapadła cisza. Astoria nie
chciała nic mówić Draco, ale zdziwił ją powrót Hermiony oraz to, że została...
nianią. Przecież to niemożliwe, żeby tak zdolna czarownica przez tyle lat nie
znalazła sobie dobrej, stałej pracy. I druga rzecz, że znowu pozwoliła na
zatrudnienie się u Malfoya, mimo tego jak ją potraktował cztery lata temu. To nic
nowego, że wszystko mu wybaczyła (bo inaczej pewnie nie pracowałaby u niego),
ale wciąż to nie brzmiało logicznie. Dziewczyna wolała jednak nie dzielić się
swoimi spostrzeżeniami, czuła, że to nieodpowiedni moment. Dlatego też sytuację
tą skomentowała trochę okrężnie:
– Dawno o niej nie słyszałam. Ciekawe,
gdzie zniknęła na pięć lat.
Draco wzruszył ramionami.
– Nie wiem, nie pytałem. Właściwie, to
jeszcze nie rozmawialiśmy.
Astoria już nic nie powiedziała, co
głównie było zasługą Scorpiusa – chłopiec zapragnął bliżej przyjrzeć się pewnym
kwiatom. A jako, że panna Greengrass miała do niego jawną słabość, szybko mu
uległa. W tenże sposób mały przypomniał jej o właściwym celu tej krótkiej
wycieczki. Opuszczeni Draco i Teodor podeszli do najbliższej ławki i usiedli na
niej.
– Nie uważam tego, że Granger u ciebie pracuje za dobry pomysł – rzucił prosto z mostu Nott, uznając dziecięce
podchody za całkowicie zbędne.
Siedzący luźno na ławce Draco jakby lekko
się spiął. Zerknął na poważną twarz przyjaciela. Całe szczęście, że w jego
oczach nie kryła się złość, bo wtedy z pewnością ta rozmowa stałaby się jeszcze
cięższa.
– Czemu? – spytał Malfoy, choć pytanie to
było niemalże retoryczne. Przeczuwał, jaką odpowiedź może dostać, a w tym
stanie rzeczy zmiana tematu rozmowy po prostu nie wchodziła w grę.
– Nie pamiętasz, co stało się kilka lat
temu? Przecież doskonale wiesz, że Granger nie była ci całkowicie obojętna.
Lubię ją, to naprawdę świetna dziewczyna i wcale ci się nie dziwię, czemu ty
także ją... polubiłeś... ale musisz uważać.
– Nie jestem głupi. – Teodor uniósł wysoko
brew w geście zwątpienia, ale jego przyjaciel zignorował go. – To miało miejsce
spory kawałek czasu temu. Było, minęło, nie ma co tego rozgrzebywać. Dawno i
nieprawda.
Nott musiał przyznać, że zachowanie Draco
go zdziwiło. Do tej pory nigdy nie mówił o Hermionie tak otwarcie. Przez
pierwsze miesiące po jej zwolnieniu jej imię było niemalże tematem tabu, potem
pojawił się Scorpius, co pozwoliło blondynowi zapomnieć o całej sprawie. A
jeżeli już jakimś cudem temat zboczył na nią (na przykład wtedy, gdy Teodor
marudził na niekompetentne sekretarki zatrudnione po niej, oczywiście przy
okazji wychwalając Granger ponad niebiosa), wtedy ograniczał się do krótkich,
mało znaczących wypowiedzi o niej. I tyle. Malfoy uważał, że im mniej o niej
mówi, tym mniej widać, że coś do niej zaczynał czuć. Jednakże jego przyjaciele
wiedzieli o wszystkim doskonale – zbyt długo i zbyt dobrze go znali, żeby coś
się ukryło przed ich czujnym okiem. Draco za bardzo żałował jej zwolnienia, a tym
samym usunięcia jej ze swojego życia, żeby zdołał to schować głęboko w sobie.
To, że jego uczucia się uspokoiły, Teodor
wiedział od dawna. Scorpius podziałał jak lekarstwo na duszę Draco, chociaż ich
początki nie należały do najprostszych. Jednak Nott uważał swojego przyjaciela
za dobrego ojca. Nawet ślepy zauważyłby, jak bardzo kocha syna. Zrobiłby dla
Scorpiusa wszystko.
– Dawno i nieprawda... A do tej pory
nikogo sobie nie znalazłeś.
Blondyn zgromił kumpla wzrokiem.
– I uważasz, że to moja wina? Jeżeli już
uznałem jakąś kobietę za odpowiednią dla Scorpiusa i dla mnie, ona rezygnowała,
właśnie ze względu na dziecko. W tym wieku raczej niewiele osób godzi się na
zobowiązania, małżeństwo, dziecko... A tym bardziej na nie swoje dziecko. Liczy
się kariera. Ty i Astoria jesteście cudownym wyjątkiem, macie siebie, kochacie
się, za niedługo przywitacie na świecie swojego syna lub córkę... Może wam tego
nie pokazuję, ale zazdroszczę wam. Nie w złośliwy sposób, ale jednak. Ale...
potem patrzę na Scorpiusa i nagle sobie myślę, że przecież ja też mam swoje
szczęście. Mi poszczęściło się nawet wcześniej... – Blondyn uśmiechnął się, po
czym wzrokiem odszukał swoje dziecko. Chłopiec właśnie wąchał duży, żółty
kwiat, a chwilę później nachylał go w stronę kucającej obok Astorii. – I powiem
ci nawet, że czasem się cieszę, że nie znam matki mojego syna. Jak sobie
pomyślę o tych wszystkich dziewczynach, które spotkałem wtedy w klubie...
Wyobrażam sobie, że którakolwiek z nich, tych pustych, myślących wyłącznie o sobie
lasek, zatrzymuje go tylko dla siebie, nic mi o tym nie mówiąc. I wtedy
wściekam się jeszcze bardziej. Nie oszukujmy się, nie zaopiekowałyby się nim
lepiej niż ja. Może nie wszystkie były takie puste, ale przecież z jakiegoś
powodu Scorpius jest dziś ze mną, a nie z matką.
Draco zamilkł. Słońce zaczynało grzać
coraz bardziej, jednak nie zawracał sobie tym głowy.
W końcu westchnął i wciągnął Notta w
rozmowę o pracy. Odkąd zatrudnił Hermionę, ponownie mógł się na niej skupić i
odciążyć swojego kumpla, a także panią Christine. Malfoy planował jak
najszybsze odrobienie wszystkich jego zaniedbań spowodowanych brakiem
opiekunki.
Później Astoria zawołała Teodora, aby
pokazać mu kwiaty, które spodobały się jej najbardziej. W ten sposób chłopak
został wciągnięty w wąchanie i oglądanie wszelkiego rodzaju roślin – jako, że
panna Greengrass nie chciała decydować o tym sama. Spisywała wszystkie kwiaty,
które Teodor uznał za ładne (przez co Draco po prostu nie mógł przestać się
śmiać – z daleka widać było, że Nott ani się na tym nie znał, ani też nie
bardzo wiedział na jakiej zasadzie ma odrzucać poszczególne propozycje). W
końcu jednak doszli do konsensusu.
– Świetnie. Jutro odwiedzę Amelię i
przedstawię jej wszystko, co ustaliliśmy. Z pewnością wyczaruje z tego coś pięknego
– rzekła zadowolona Astoria, dzierżąc w dłoni dokładne notatki. – To jak,
kochanie? – zwróciła się do Scorpiusa. – Idziemy do ciekawszych roślinek?
Chłopiec od razu się zgodził.
.*.*.
Hermiona nie miała żadnych planów na
weekend. Wstała więc później niż zwykle – bo mogła sobie na to pozwolić – i nie
spiesząc się nigdzie zjadła śniadanie, następnie dokończyła aktualnie
czytaną książkę. Nim się obejrzała, na zegarze wybiła trzynasta. Z początku
przestraszyła się, że nie ma żadnego zajęcia – nawet nie mogła zmusić się do
sprzątania, jako że w mieszkaniu panował względny porządek. Usiadła w fotelu w
salonie i zaczęła dumać nad tym, jak zapobiec ogarniającej ją nudzie.
– Sowa! – przypomniało jej się nagle.
Tak, już od dawna planowała jej zakup, ale
jakoś było jej nie po drodze na Pokątną – a jak już tam się znajdowała, to
szybko załatwiała najpilniejsze sprawy. A teraz, skoro i tak się nudziła, to
mogła specjalnie się po nią wybrać.
Szybko więc zmieniła ubrania (nie miała
pojęcia, skąd pojawiła się plama na jej bluzce, ale nie zamierzała prowadzić
dochodzenia w tej sprawie), uczesała włosy – bo jakimś cudem zapomniała o tym
rano, wzięła torebkę i wyszła. Jeszcze po drodze do ślepej alejki, z której
zawsze się teleportowała, sprawdziła, ile gotówki ma przy sobie.
Najpierw będzie musiała odwiedzić Bank
Gringotta. Potem pójdzie kupić coś do jedzenia, bo jej lodówka zaczynała
świecić pustkami. Dopiero, gdy załatwi te dwie rzeczy wstąpi do zoologicznego,
a stamtąd już prosta droga do domu.
Hermiona teleportowała się w okolice
Dziurawego Kotła. Już w knajpie znajdował się tłum ludzi. Widziała jak Tom,
właściciel tego miejsca, krzątał się między stolikami, a w drodze do baru
wyjmuje z kieszeni pomiętą szmatkę i przeciera nią wilgotne czoło. Pracował jak
mrówka, ale to nic dziwnego przy tak dużej klienteli.
Na ulicy Pokątnej tłum okazał się jeszcze
większy. Nic w tym nietypowego – zdecydowana większość czarodziei postanowiła
wykorzystać wolną i pogodną sobotę na coś innego niż siedzenie w domu.
Właściciele lokali pewnie zacierali ręce ze szczęścia, widząc ile osób kręci
się po alejce.
Hermiona rozumiała te tłumy, ale i tak
traciła cierpliwość. Dotarcie do samego Gringotta w powolnej masie ludzi trwało
całe wieki, a stanie w kolejce w samym banku zdawało się nie mieć końca. Od
czasu spektularnej kradzieży dokonanej przez nią, Rona i Harry'ego – która
splamiła honor goblinów utrzymujących, że nie ma bezpieczniejszego miejsca niż
Gringott – procedura dostania się do skrytki zaostrzyła się. Przez to zajmowała
ona więcej czasu, a kolejka kurczyła się wolniej.
Kiedy w końcu udało się jej załatwić
wszystko to, co sobie zaplanowała – a zajęło jej to prawie dwie godziny! –
ruszyła w kierunku Dziurawego Kotła. Miała pełne ręce, jako że w jednej
trzymała siatkę z jedzeniem dla siebie oraz karmę dla sów, w drugiej klatkę z
małym, czarnym ptaszkiem.
Przepychała się między czarodziejami,
uważając, aby na nikogo nie wpaść. Jej chodzenie slalomem musiało z boku wyglądać
przekomicznie. Przy lodziani Floriana Fortescue, w której jeszcze niedawno
pracowała, przy manewrze omijania starszego, otyłego czarodzieja w za małej
szacie, omal nie wpadła na idącego za nim mężczyznę.
Hermiona już podniosiła wzrok, żeby
przeprosić wyższego od niej przechodnia – jednakże kiedy tylko go zobaczyła,
słowa same popłynęły z jej ust.
I z pewnością nie miały one nic wspólnego
z przepraszaniem.
– Cześć, Malfoy.
.*.
O ile przy kwiatach Astorii i Scorpiusowi
zeszło się długo, o tyle przy roślinach nietypowych stali całą wieczność.
Draco, któremu doskwierało panujące na
zewnątrz gorąco, zaczynał odczuwać zmęczenie. W dodatku naszła go niesamowita
ochota na lody, jakieś dobre ciasto, albo po prostu na coś słodkiego. Kiedy
tylko podzielił się tą wiadomością z Teodorem, ten zaczął się z niego śmiać, że
ma większe zachcianki niż jego ciężarna narzeczona. Draco udał, że się na niego
obraził i podszedł bliżej swojego syna i jego ciotki, którzy właśnie
przyglądali się, jak rosiczka upolowała muchę.
Gdy tylko we czworo opuścili teren
Magicznej Oranżerii, Malfoy rzucił propozycję wybrania się na Pokątną, żeby
zaspokoić swój apetyt.
– Przepraszam cię, Draco, ale jestem
zmęczona. Uwielbiam Scorpiusa, ale to prawdziwy pochłaniacz energii – wyjaśniła
Astoria, łapiąc Teodora za dłoń.
– Rozumiem – odparł chłopak. – Ale ty mi
nie odmówisz, prawda, kochanie? – uśmiechnął się, jednocześnie kucając
obok syna.
– Nie.
– To pożegnaj się z wujkiem i ciocią.
Kilka chwil później znaleźli się przy
Dziurawym Kotle, przez który dostali się na Pokątną. Wszędzie pełno było ludzi
i Draco musiał bardzo uważać, żeby ktoś nie wpadł na Scorpiusa i go nie stratował.
Już przy samej lodziarni, Malfoy myślał,
że nic się nie wydarzy, kiedy zza starego, otyłego czarodzieja idącego przed
nim, wyskoczyła dziewczyna, niosąca pełno pakunków. Chłopak gwałtownie się
zatrzymał i pociągnął Scorpiusa do siebie na tyle lekko, aby się nie wywrócił.
Miał właśnie warknąć na czarownicę, żeby
uważała na to, jak chodzi, kiedy usłyszał:
– Cześć, Malfoy.
Ten głos poznał od razu.
– Hej, Granger. – Spojrzał na prostującą
się dziewczynę. Odgarnęła z twarzy swoje ciemne włosy. – Czyżbyś wykupiła pół
Pokątnej?
Na jej policzki wstąpił delikatny, różowy
rumieniec.
– Nie... To tylko najpotrzebniejsze
rzeczy.
Draco uniósł brew na widok czarnej sówki w
klatce, ale nie skomentował tego widoku w żaden sposób.
– Cześć, Scorpiusie. – Hermiona uśmiechnęła
się w stronę chłopczyka. Ten wtulił się w nogę ojca, ale odpowiedział jej na
przywitanie. – To do zobaczenia w poniedziałek, już wam nie przeszka...
– Nie przeszkadzasz – odparł Draco. –
Właściwie, to może skoczyłabyś z nami na lody? – Kiwnął głową w stronę lokalu,
obok którego stali. – Tyle lat się nie widzieliśmy, muszę się wypytać, co się u
ciebie działo.
Hermiona czuła się, jakby ją
sparaliżowało. Albo się nie zgodzi i uniknie przedwczesnego wydania się, albo
zgodzi się i wtedy do wyboru uzyska kłamstwo lub prawdę, na którą kompletnie
jeszcze się nie przygotowała.
Co robić, co robić...? – niemal krzyczała w myślach.
– No nie daj się prosić.
Draco nie ukrywał, że ciekawiło go to, co
stało się z Granger po zwolnieniu. Chciał również dowiedzieć się, dlaczego tak szybko wybaczyła mu jego karygodne zachowanie po wspólnie spędzonej nocy. Nie potraktował jej dobrze, musiał się
do tego przyznać nawet przed samym sobą. Jednakże chciał wiedzieć – może nie
wszystko na raz od niej wyciągnie, ale spróbuje jak najwięcej.
– No niech ci będzie – zgodziła się
wreszcie na jego propozycję.
– Świetnie, w takim razie zapraszam. –
Wyciągnął rękę w stronę wejścia do lodziarni.
Hermiona miała święte przekonanie, że
będzie tego żałowała, lecz było już za późno, żeby się wycofać.
_____________
Obiecałam i jestem.
Trochę mi to zajęło, ale przybywam z nowym rozdziałem, tak jak przyrzekłam w usuniętym już poście. Opowiadanie nie jest porzucone, tylko BAAARDZO wolno pisane, ale to tylko i wyłącznie przez mój brak czasu. „Pełnię szczęścia” skończę na pewno.
Mam nadzieję, że pomimo długiej przerwy nie ma tragedii odnośnie mojego stylu/fabuły itd. Starałam się jak mogłam :)
W tym miejscu chcę także podziękować mojej przyjaciółce, Kindze, której cierpliwość w stosunku do mnie jest chyba nieskończona ❤
Do zobaczenia pod kolejnym rozdziałem!
Feltson
Mam nadzieję, że pomimo długiej przerwy nie ma tragedii odnośnie mojego stylu/fabuły itd. Starałam się jak mogłam :)
W tym miejscu chcę także podziękować mojej przyjaciółce, Kindze, której cierpliwość w stosunku do mnie jest chyba nieskończona ❤
Do zobaczenia pod kolejnym rozdziałem!
Feltson
O MÓJ BOŻE!!! Nie no chyba oszaleje ze szczęścia, idę czytac!!! :D
OdpowiedzUsuńMiłej lektury! :*
UsuńChyba najlepszy prezent na święta jaki mogłaś nam zrobić❤❤ Mam nadzieję, że brak czasu nie będzie ci już tak przeszkadzał i kolejny rozdział będzie szybciej, ale nic na siłę. Powodzenia ❤
OdpowiedzUsuńTrochę spóźniony ten prezent, ale cieszę się, że trafiony! :D Za niedługo mam ferie, więc może tragedii nie będzie z tym czasem :3 I dziękuję! ❤
UsuńW końcu się doczekałam <3 Rozdział świetny i nawet się nie spodziewałam że go nawet dodasz w tym roku. Czekam z utęsknieniem na kolejny!
OdpowiedzUsuńTeż się tego nie spodziewałam xD Ale kto powiedział, że cudów nie ma? :P
UsuńPozdrawiam!
Kocham! <3
OdpowiedzUsuńOooooooo!!!!!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak czekałam na ciąg dalszy i jaką radość sprawiłaś mi tym rozdziałem. Nie mogę się doczekać kolejnego ♡♡♡
Bardzo mi miło, że się cieszysz :D ♥
UsuńWeszłam wczoraj, żeby sprawdzić czy jest coś nowego, zniknęła informacja o braku czasu. Myśle, może na dniach będzie nowy rozdział... i jest! :) A teraz lecę czytać!
OdpowiedzUsuńTak właśnie miało zadziałać usunięcie tego posta, więc cieszę się, że zadziałało :D I miłej lektury życzę! <3
Usuń