Pełnia szczęścia
Część 1
Rozdział 4: (Nie) po myśli
– Cześć – powiedział Draco, kiedy
Astoria wraz z wózkiem weszła do gabinetu. Blondyn przeniósł swój wzrok na
dziecko. – Czekaj, ty nie miałaś mieć wolnego? Przecież Timmy miał wyjechać z
rodzicami na wakacje...
Astoria popatrzyła na Malfoya,
próbując ocenić, czy żartował, czy był zupełnie poważny. Kiedy cisza stała się
ciężka, dziewczyna pokręciła głową.
– Jesteś głupi – stwierdziła
lakonicznie, po czym wyjęła dziecko ze spacerówki. – Timmy ma trzy latka, a
Diana ma dziewięć miesięcy, prawda? – Drugą część zdania Astoria skierowała do
dziewczynki, uśmiechając się do niej słodko. Draco przewrócił oczami.
Denerwował go ton, którego używała, kiedy rozmawiała z dziećmi. – A wolne
rzeczywiście mam, dzisiaj tylko wyjątkowo zajmuję się moją chrześnicą, tak? Bo
rodzice szukają nowego domku we Francji, prawda? – Ponownie zwróciła się do
małej blondynki.
– Ale ona podobna do Dafne –
stwierdził chłopak, przyglądając się dziecku bliżej.
Swoje blond włoski musiała
odziedziczyć po matce. Po Damienie Danecie, który był mężem Dafne i ojcem małej
miała tylko kolor tęczówki. Reszta to wykapana matka. Patrząc na kształt jej
oczu, nosa, ust i uszu, miał wrażenie, że ma przed sobą starszą pannę
Greengrass – lub, jak jest poprawniej, panią Danet – w miniaturowej wersji. Do
kompletu brakowało jej tylko zielonych oczu.
Oby charakter miała po ojcu – pomyślał
mimochodem Draco. Owszem, lubił Dafne, ale tylko jako koleżankę. Nie wyobrażał
sobie jej jako jego przyjaciółki. I mimo faktu, że ona i Astoria są siostrami,
obie bardzo różnił nie tylko wygląd, ale charakter. Draco lubił osoby ambitne,
zabawne, które w głowie miały ciut więcej niż tylko zakupy i makijaż. Co prawda
dzięki Damienowi z tego wyrosła, ale posmak dawnej dziewczyny nadal pozostał.
– Zgadzam się – odpowiedziała
Astoria. – Malutka Dafne.
– Bardzo urosła od czasu, kiedy
widziałem ją na chrzcie – stwierdził, przyglądając się dziewczynce. Mimo tych
słów nadal była dla niego malutką kruszynką. Jej dłoń przy jego wyglądała jak
dłoń Hagrida i normalnego śmiertelnika.
– Tak to jest z dziećmi. Rosną
szybciej, niż ktokolwiek się spodziewa. Zobaczysz, jak będziesz miał swoje
dziecko, nim się obejrzysz, będzie dorosłe – rzekła dziewczyna. Kiedy skończyła
to zdanie, podeszła w do wózka i wyciągnęła z niego dużą torbę. – Nasza kochana
Diana ma dla nas niespodziankę, prawda? – powiedziała do dziewczynki, którą
położyła obok torby. Draco szybko odsunął dokumenty, aby się nie pogięły.
– Czy mogę wiedzieć, co u licha
robisz? – spytał, obserwując całą scenę. Panna Greengrass uśmiechnęła się
słodko.
– Och, to ty jeszcze nie wiesz, co
jest grane... – Pokręciła głową. – Jesteś głupi – powtórzyła.
I wtedy do Draco dotarł
nieprzyjemny zapach. Już wiedział, jaką niespodziankę miała na myśli jego
przyjaciółka i nie był zadowolony z tego, co miało się zaraz stać. Wiedział, że
zamierzała przewinąć małą na jego biurku. Pospiesznymi ruchami, z których wręcz
biła panika, zebrał dokumenty, które chwilę temu tylko odsunął. Następnie
postanowił przerwać Astorii rozpakowywanie rzeczy, potrzebnych do zmiany
pieluchy.
– O nie, nie ma mowy! Nie
przewiniesz jej tutaj. To moje biurko! – warknął.
– No wiem, a niby czyje miałoby
być? – powiedziała tonem, którym zazwyczaj zwracała się do dzieci. Draco
przewrócił oczami. – Gdzieś muszę to zrobić.
– To zrób to gdziekolwiek, ale nie
tutaj!
Greengrass spojrzała na niego
zdenerwowanym spojrzeniem. Kątem oka spostrzegła, że Diana zaczęła się krzywić,
co znaczyło ni mniej, ni więcej, że pielucha musi być szybko zmieniona, inaczej
wybuchnie płaczem. Dziewczynka nie przepadała za pełnym pampersem.
– Jasne, to może pójdę do któregoś
z twoich warzycieli i przewinę ją na stole. Zobaczymy, jak długo przetrwa twój
interes, kiedy klienci dowiedzą się, co się dzieje obok kociołków – mruknęła.
Draco warknął pod nosem coś, czego Astoria nie mogła za nic zrozumieć.
– Coś mówiłeś? – spytała sztucznie
miłym tonem.
– Byle szybko – powtórzył głośniej
Draco, po czym odwrócił się i wyjrzał za uchylone okno, aby nie musieć oglądać
Astorii w swoim żywiole... Poza tym, w tym miejscu miał dostęp do świeżego
powietrza.
W tym czasie Hermiona siedząca w
swoim gabinecie usilnie starała się coś podsłuchać. Wiedziała, że nie powinno
ją to interesować – w końcu, jakby nie patrzeć, to było osobiste życie Malfoya
i gdyby sytuacja była odwrotna, zapewne nie chciałaby, aby ktoś ingerował w jej
sprawy... Ale, co tu kryć, była osobą ciekawską i już niewiele mogła z tym
zrobić. Siedziała więc przy swoim biurku i starała oddychać się najciszej, jak
się tylko dało, by nie zagłuszyć żadnego dźwięku. W duchu również przeklinała
Draco za to, że musiał zamontować akurat szklane drzwi, przez co nie mogła
podejść bliżej. Z jednej strony był to niewątpliwy minus, ale z drugiej... Cóż,
prawdopodobieństwo, że zostanie przyłapana na podsłuchiwaniu, było niemalże
zerowe... Wystarczyło, że schyliłaby się nad biurkiem i wtedy nie mogliby się
domyślić, co robiła naprawdę.
Astoria okazała się prawdziwą
profesjonalistką i bardzo szybko przewinęła Dianę. A mimo to, Malfoy miał wrażenie,
że mijają całe wieki.
– Już? – pytał co kilka sekund, co
doprowadzało ją do szału, ale nie dawała tego po sobie poznać. Więc rzucała mu
krótkie „nie”, dopóki nie skończyła.
– Panie szlachcic, nie obrazi się pan, jeśli wyrzucę pampersa
do pańskiego kosza? – spytała na koniec.
– Nie – odburknął chłopak. – Tylko
zabezpiecz śmietnik, żeby nie śmierdziało.
Greengrass przewróciła oczami, chociaż Draco nie mógł tego dostrzec.
– Szkoda mi twojej przyszłej żony
– mruknęła pod nosem.
– Przepraszam, mówiłaś coś?
– Ja? Nie, tylko powiedziałam, że
zazdroszczę twojej przyszłej żonie – odpowiedziała słodko.
– Jasne – odburknął.
Astoria wsadziła Dianę do wózka i
wręczyła jej ulubioną zabawkę. Mała zaczęła grzechotać, a w tym czasie niania
pozbierała wszystkie rzeczy powoli do torby.
– Wiesz, Draco będziemy się już
zbierać – rzekła.
– Co? Tak szybko? Dopiero co
przyszłaś i wykorzystałaś moje biurko – stwierdził ze zdziwieniem.
– Racja. Ale, wiesz, przyszłam ci
przypomnieć, że w czwartek obiecałeś pójść ze mną na Pokątną. Teodor się
wywiąże, tego jestem pewna, ale ty... Cóż, lubisz sobie zapomnieć o różnych
rzeczach, zwłaszcza o moich zakupach.
– Pamiętałem! – odparł z wyrzutem.
– Jasne. – Prychnęła. – Więc nie
próbuj zapomnieć.
Astoria pożegnała się i wyszła z
jego biura. Hermiona natomiast udawała, że szuka czegoś w szufladzie. Kątem oka
dostrzegła, że panna Greengrass była jakoś dziwnie zadowolona. Czyżby spotkanie
z Malfoyem przebiegło po jej myśli?
.*.*.*.
Od czasu, kiedy Ginny dostała
zaproszenie na nabór do Wil z Waszyngtonu, dziewczyna wiele swojego wolnego
czasu poświęcała na trening. Rano biegała, później wracała, przeznaczała chwilę
na odpoczynek, po czym zabierała miotłę i szła na boisko. Wizja zostania jednym
z członków tak prestiżowego klubu działała na nią bardzo motywująco. Dlatego
też stawiała na ciężką pracę. W całym tym zamieszaniu znalazła czas na odwiedzenie
swoich rodziców. Ojciec, który po wojnie został doceniony, miał o wiele więcej
pracy, ale również i pensję. Natomiast jej matka... Ciężko jej było. Po śmierci
Freda w jej sercu nadal widniała ogromna dziura, a dorastające dzieci – i co za
tym szło – ich samodzielność, wcale jej nie pomagała. Miała mniej obowiązków, a
przez to więcej czasu na rozmyślanie i wspominanie. A to nie działało na jej
korzyść, wręcz przeciwnie – dziura w sercu, zamiast się goić, stale jest
rozdrapywana.
Wizyta Ginny z jednej strony
podniosła na duchu Molly, a z drugiej wywierciła kolejną dziurę w sercu. Była
dumna z córki – z tego, że ma szansę zostać tak zwanym „kimś”. Ale z drugiej
bała się, że wizja kariery zabierze jej kolejne dziecko, z którym przez jakiś
czas będzie miała ograniczony kontakt. Artur jednak pokazał dobre strony
możliwego wyjazdu ich najmłodszej pociechy, co w pewien sposób uspokoiło
kobietę.
Chwilę po powrocie z Nory, Ginny
postanowiła udać się na trening. Wszystko wydawało się być dobrze – kondycję
miała świetną, wypracowała wszystkie triki, z którymi mogła mieć problem.
Intensywność jej ćwiczeń była na tyle duża, że jej ukochana miotła się popsuła.
Astroida 202 przestała osiągać prędkość, która mogłaby przekroczyć dziesięciu
kilometrów na godzinę. A ścigająca nie mogła się ślimaczyć.
Dlatego też w czwartek, po
powrocie z pracy Harry'ego i Hermiony, wybrała się z nimi na ulicę Pokątną.
– Ale tutaj tłum – mruknęła Hermiona.
– Jak zwykle.
– Cóż, takie uroki Pokątnej –
stwierdził Harry, po czym ruszyli przed siebie.
Zaledwie kilka sklepów dalej na
ulicy było mniej czarodziejów, którzy tłoczyli się przy witrynie sklepu z
Magicznym Obuwiem Stevena, gdzie para czarnych, lakierowanych butów właśnie
stepowała. Natomiast naprzeciwko znajdował się zniszczony przez śmierciożerców
lokal, który nie doczekał się jeszcze odnowienia. Środek byłego sklepu był
czarny, a po dawnym wyposażeniu pozostał tylko popiół. Powybijane okna i
zmaltretowane drzwi tylko potwierdzały, że to nie był zwykły pożar, a celowe
podpalenie.
– Dziwnie to wygląda – powiedziała
Ginny, patrząc na zniszczony budynek. – Wszędzie jest pełno życia, a tutaj...
– Już niedługo, Ginny – przerwała
jej Hermiona. Przyjaciele popatrzyli na nią z zaskoczeniem.
– Skąd wiesz? – dociekał Harry.
– Malfoy kupił ten sklep. Wtedy,
kiedy kazał mi się wystroić na spotkanie, pamiętacie? – Para doznała olśnienia.
Rzeczywiście, musieli przyznać pannie Granger rację. – Na razie szuka ekipy do
remontu, no, a potem otworzy tutaj swój sklep z eliksirami.
– Temu to zawsze dobrze – mruknął
Potter.
Ruszyli dalej ulicą Pokątną, aż w
końcu znaleźli się przy sklepie z asortymentem do gry w Quidditcha. Tłum
nastolatków stał przy szybie i przyglądał się najnowszej miotle, która wyszła
wczoraj – Tornado 7. Jak powiadał szyld, miotła wręcz „zmiatała
z nóg”. Była lepsza od swoich we wszystkim, co się tylko dało. Harry już
wiedział, jaka miotła należała się jej dziewczynie.
– Hermiono, poczekasz na zewnątrz? Wiemy, że nie przepadasz
za Quidditchem i…
– Jasne, Ginny. Nawet sama
chciałam to zaproponować. Poczytam sobie – rzekła, po czym podeszła do wolnej
ławki i na niej usiadła. Ze swojej torebki wyjęła wcześniej kupioną mugolską
gazetę, a w tym czasie Harry wraz z Ginny weszli do środka.
.*.*.
– Czyli chcesz mi powiedzieć, że
właśnie tutaj będzie twój przyszły sklep, czyż nie?
– Właśnie tak.
Dziewczyna ze zwątpieniem
spojrzała na zniszczony budynek, a potem na zadowolone oblicze Draco.
Podziwiała chłopaka – musiał mieć naprawdę świetną wyobraźnię, skoro potrafił
wyobrazić sobie swoją własną markę w tym miejscu. Póki co, sama Astoria nie
potrafiła wyobrazić sobie nawet głupiego porządku, nie mówiąc o czymś więcej.
– Wiesz, ja na twoim miejscu
wolałabym zapłacić trochę więcej i mieć budynek w lepszym stanie...
– Żartujesz? – wtrącił Teodor,
który trzymał dłonie w kieszeniach spodni. – Tu się wyklepie, tam się wygładzi
i sklep jak malowany.
– Dobra ja się na tym nie znam,
róbcie sobie, co chcecie – westchnęła. – Tylko potem proszę mi się nie użalać.
– Nie zamierzam. To lepiej ty
uważaj na swoją szczękę, bo kiedy następnym razem tu przyjdziesz, może ci opaść
do samej ziemi, a tu jest dosyć twardo – odciął się Malfoy.
– Wierzę – odparła. Nie brzmiało
to jednak ani trochę przekonująco.
Trójka byłych Ślizgonów ruszyła
dalej ulicą. Mijali całe tłumy ludzi. W pewnym momencie, prowadząca ich Astoria
zatrzymała się przy sklepie z akcesoriami do Quidditcha. Draco wymienił
zdziwione spojrzenie z Nottem. Odkąd skończyli Hogwart, panna Greengrass
całkowicie przestała interesować się grą. Nie zdziwiliby się, gdyby częściowo
zapomniała zasad.
– Może kupię małej jakąś zabawkę,
co? Będę przykładną ciocią. – Kiwnęła głową w stronę sklepu naprzeciwko. Nazwa „Dzieciolandia” mówiła
sama za siebie. – Teodorze, pójdziesz ze mną? Ty chociaż umiesz doradzać, bo
tamten nadaje się tylko do kupna brzydkich budynków.
– Jasne – odpowiedział z uśmiechem Nott.
– Przyszliśmy tutaj po twoją
kieckę na randkę z kolejnym durnym kandydatem na twojego męża, a nie po zabawki
dla małej – zauważył Draco.
– Nie zapomnij o swoich perfumach,
księżniczko – dodał Teodor, na co Malfoy się skrzywił. – Poza tym, pięć minut
cię nie zbawi, stary.
– Nie znasz Astorii na zakupach?
Nie wyczołgasz się stamtąd do samego zamknięcia – stwierdził blondyn. – I
pamiętaj, czas to galeon.
– Trudno, będziesz biedny. – Szatyn
uśmiechnął się wrednie do przyjaciela. – Chodźmy – mruknął do Astorii. Kilka
sekund później zniknęli z pola widzenia Malfoya.
Merlinie, z kim ja się
przyjaźnię? –
pomyślał, wzdychając cicho. Nie miał innego wyjścia, jak usiąść sobie spokojnie
na ławce i poczekać na nich. Ruszył więc w stronę tej, która była najbliżej.
Kiedy już był zaledwie kilka metrów od niej, zauważył, że już ktoś na niej
siedział. I to nie był byle kto, tylko spokojnie czytająca Hermiona Granger.
Blondyn podszedł bliżej i zajrzał dziewczynie przez ramię. Nie musiał być
Kolumbem, żeby odkryć, iż właśnie była zajęta lekturą mugolskiej gazety.
Zdjęcia w środku się ruszały, nagłówek nie migał... Ogólnie na kilometr wiało
nudą. I jeszcze czytała artykuł o zerwaniu jakiś „wielkich gwiazd”, o
których pierwszy raz słyszał. Nie było innego wyjścia.
– No, no, Granger – zacmokał. – Nie wiedziałem, że interesują
cię ploteczki.
Dziewczyna, która za nic w świecie
nie spodziewała się, że ktoś ją zaczepi, gwałtownie podniosła głowę do góry. A
fakt, że nad nią stał sam Draco Malfoy wcale nie napawał jej optymizmem. A
wręcz przeciwnie.
– Malfoy, jak miło cię widzieć. –
Nawet nie starała się na udawanie miłej lub przynajmniej miły wyraz twarzy. Tutaj
nie musiała zgrywać pozorów.
– Och, Granger, hamuj się. W takim
tempie to za kilka dni ze szczęścia, że mnie widzisz, będziesz mi się rzucać na
szyję. – Hermiona z konsternacją spostrzegła, że jego głos był o wiele bardziej
ironiczny. Ale, cóż, z mistrzem się nie wygra.
– Akurat tobie to nie grozi –
odcięła się. W tym czasie obszedł ławkę i usiadł obok niej, utrzymując przy tym
stosowną odległość między nimi. Krótko mówiąc: usiadł na drugim końcu parkowej
ławki.
– Czyżby? – mruknął kpiąco. –
Gdybym, przypuśćmy, jeszcze tydzień ośmielił się usiąść obok ciebie, prawdopodobnie
wyskoczyłabyś do mnie z inicjatywą wydłubania mi tych boskich oczu, o które
zapewne nie raz byłaś zazdrosna, lub przynajmniej złamania mi nosa. Albo stałaś
się wrażliwa na piękno, albo właśnie znalazłem dowód na to, że jesteś
pacyfistką.
– Wcale nie byłam zazdrosna o
twoje oczy! – syknęła Hermiona. Owszem, może jego oczy były ładne, do czego
przenigdy w życiu by się nie przyznała. Ale jej stwierdzenie jak najbardziej
było prawdziwe, bo lubiła kolor swoich tęczówek. – A gwarancję bezpieczeństwa masz
tylko dlatego, że to jest miejsce publiczne i byłoby zbyt wielu świadków na
makabryczną zbrodnię, którą mam ochotę na tobie przetestować – odcięła się, po
czym ponownie otworzyła gazetę i próbowała się zająć lekturą.
Malfoy tylko się zaśmiał, widząc jej poczynania.
– Wmawiaj sobie – prychnął pod nosem, jednak
na tyle głośno, by mogła to usłyszeć.
Hermiona teatralnie przewróciła oczami, co skutecznie zakryła „czytana” przez
nią gazeta. Szczerze, to kompletnie nie miała pojęcia, dlaczego Malfoy uczepił
się jej jak rzep psiego ogona, ale nie ukrywała, że jego towarzystwo jej
przeszkadzało. Szczególnie ten uśmiech, który właśnie przybrał na twarz. Niby
miły i uroczy, a tak naprawdę oczy zdradzały ilość substancji jadowitych w nim
zawartych. Sprawa tego, że podstępnie się do niej dosiadł, zaczęła zajmować jej
myśli na tyle skutecznie, że aż postanowiła go o to spytać.
– A tak właściwie, Malfoy, to dlaczego siedzisz tutaj i mnie
nękasz swoją obecnością?
Draco odwrócił wzrok od jakiejś kształtnej brunetki i popatrzył na nią
beznamiętnym wzrokiem.
– Przepraszam, mogłabyś powtórzyć?
– mruknął, unosząc brew.
– Pytałam, czemu tutaj przebywasz
i mnie nękasz swoją obecnością – powtórzyła z zaciśniętymi zębami. Draco w
duchu zastanawiał się, jakim cudem jeszcze nie połamała sobie szczęki. Jednak z
drugiej strony ani trochę nie był ciekawy widoku wściekłej Granger łamiącej
sobie szczękę szczęką... To byłoby nie tylko okropne, ale zapewne to on
zostałby podejrzany o pobicie jej. No bo kto normalny sam sobie łamie szczękę?
– Czekam – odparł gładko. – Ale
możemy przypuścić, że mam dzień dobroci dla brzydkich kobiet. – Na jego ustach
pojawił się wredny grymas.
Słysząc jego słowa, Hermiona
prychnęła głośno. Zamknęła czasopismo i z efektownym plaśnięciem odłożyła je na
wolne miejsce pomiędzy nimi. Gdyby nie wcześniejsze zapewnienie o tym, że go
nie zabije, mógłby się nawet wzdrygnąć. A tym razem, niestety, bycie groźną jej
nie wyszło. Blondynowi było z tego powodu bardzo przykro.
– Miałeś nie komentować mojego
wyglądu – warknęła. Niczym nie przejęty Malfoy tylko uniósł brew i uśmiechnął
się kpiąco pod nosem. Panna Granger niemal czuła bijącą od niego arogancję.
– Och, czyżby? Jakby nie patrzeć,
jesteśmy w sytuacji prywatnej, więc ten swój mobbing możesz sobie wykluczyć z
linii obrony. – Szatynka w myślach przeklęła go. Niestety, ten dupek miał
rację! – A jeżeli znajdziesz coś w Czarodziejskim Kodeksie Prawnym o mówieniu
brzydkim kobietom, że są brzydkie, to mi to podeślij. Chętnie sobie tym podetrę
tyłek. Podobno magicznie podrobiony papier używany do drukowania ksiąg jest
naprawdę miękki...
Ale on jest bezczelny – pomyślała
Hermiona. Uświadomiła sobie, że tak naprawdę, kiedy wkraczał do budynku Malfoy
Company, był dla niej... miły. Jak na niego, oczywiście. Nie miała pojęcia, czy
to zasługa jej zapewnienia o ewentualnym procesie, czy też to miejsce miało
jakąś wyjątkowo dobrą aurę, ale jego sarkastyczne zapędy w jakiś sposób były
hamowane.
– Matko, ile można kupować jedną
głupią zabawkę? – mruknął sam do siebie, spoglądając na zegarek. Przy okazji
wyrwał Hermionę z zamyślenia.
– Jaką zabawkę? – spytała
mimochodem, chociaż nietrudno było się domyślić o co mu chodziło, tym bardziej
że siedziała praktycznie naprzeciwko sklepu z rzeczami dla małych dzieci.
Wiedziała, że to była dla niej jakaś szansa na dowiedzenie się więcej o
ojcostwie Malfoya i nie zamierzała tego przegapić. Może zachowywała się jak
typowa plotkara, ale nic nie mogła na to poradzić, wszelaka wiedza od zawsze ją
nęciła.
– Astoria z Teodorem kupują
zabawkę dla Diany – odpowiedział zirytowany blondyn.
– Diana? Tak ma na imię twoja... –
Ugryzła się w język, ale wiedziała, że było za późno. Akurat inteligencji
Malfoyowi nie można było odmówić. Blondyn natychmiast się wyprostował i
popatrzył uważnie na szatynkę, całkowicie zapominając o swojej złości.
– Moja co, Granger?
Hermiona wiedziała, że już za
późno. Skoro powiedziało się „a" lub też „tak ma na imię twoja...",
to trzeba było powiedzieć „b", czyli:
– ... córka?
Cisza, jaka wtedy była między nimi
zapadła była wręcz przytłaczająca. Dziewczyna nie pojęcia, co sobie myśleć.
Malfoy był nieprzewidywalny i nawet nie mogła sobie uzmysłowić, co zrobi. Może
będzie zły? Może na nią nawrzeszczy na ulicy pełnej ludzi? A może wręcz ze
stoickim spokojem spyta ją, skąd o Dianie wie? Ale nie, nic z tych rzeczy.
Malfoy okazał się być profesjonalistą i tym razem też ją zaskoczył. Zamiast
zezłościć się na nią, on zaczął się śmiać. Bardzo głośno. Hermiona była mu
wręcz wdzięczna za to, że ukrył swoją twarz w dłoniach, dzięki czemu osoby trzecie
nie mogły go usłyszeć. Kiedy rozbawienie powoli zaczęło go opuszczać,
dziewczyna zaczęła skupiać się na tym, że jej policzki płonęły.
– Granger, błagam cię, powtórz to
– wydusił z siebie, mając lekkie problemy z unormowaniem oddechu. – Moja córka?
– dopowiedział sobie samodzielnie, kiedy była Gryfonka się nie odezwała.
– I z czego się śmiejesz? –
spytała, kiedy ponownie zaczął chichotać. Jej początkowe zażenowanie powoli
zamieniało się w złość.
– Z twojej rozległej, postępującej
głupoty, Granger – odparł. – Ja nie mam dziecka.
– Jak to? Przecież to dziecko,
które przeprowadziła Greengrass jest idealną kombinacją genów jej i twoich...
– Ale jest idealną mieszanką genów
Dafne kiedyś Greengrass, obecnie Danet, oraz jej męża.
Połączenie ze sobą wszystkich faktów
nie było trudne. Diana nie była córką Draco. Nie była nawet córką Astorii.
Hermiona czuła, że jest czerwieńsza niż herb Gryffindoru, co było nie lada
wyzwaniem. Nie miała pojęcia, co powiedzieć – przeprosić? A może udać, że nic
się nie stało? W czasie, kiedy Draco czekał na jakąkolwiek reakcję swojej
pracownicy, Astoria z Teodorem wyszli ze sklepu z dużą, kolorową torbą.
– Draco, możemy iść – powiedziała
panna Greengrass, kiedy podeszła do przyjaciela.
– O, cześć, Granger – przywitał
się Teodor, kiedy zobaczył dziewczynę siedzącą obok Malfoya.
– Cześć – odpowiedziała szybko.
– Dobrze się czujesz? – spytała ją
uprzejmym głosem. Szatynka rzuciła jej pełne niezrozumienia spojrzenie. – No
wiesz... Jesteś cała czerwona i...
– O nie, nie, wszystko dobrze – przerwała
jej.
– Na pewno?
– Tak, nic się nie dzieje –
zapewniła. Na twarzy Astorii pojawił się uprzejmy uśmiech, który trochę
pokrzepił Hermionę. Z drugiej strony dziwiła ją nagła zmiana zachowania. Kiedy
pierwszy raz spotkała ją w firmie wydawała się zimna, obojętna. A teraz?
Uśmiechnięta, pełna życia i nadzwyczaj zadowolona. Słowem: całkowicie inna
osoba.
– To jak, Draco, idziemy? Czas to
galeon – zacytowała jego własne słowa, na co blondyn przewrócił oczami.
– Oczywiście. – Szybko wstał. – Do
jutra, Granger – rzucił na pożegnanie i za chwilę już ich nie było.
Kiedy odeszli, Hermiona się
rozluźniła. Dziwna była świadomość, że się pomyliła i to jeszcze tak bardzo.
Ale to dziecko była bardzo podobne do dobranych przez nią rodziców... Czuła, że
jutro nie będzie mogła spojrzeć mu w oczy. Po tym, jak się z niej śmiał...
Nawet nie chciała o tym wspominać. Była niewyobrażalnie głupia i póki co nie
umiała sobie tego wybaczyć. Już nawet nie chodzi o to, że Malfoy nie jest
jedynym blondynem na świecie (w końcu, gdyby mała Diana nie była blondynką,
nigdy by jej nie przypisała do Draco). Po prostu, gdyby dorobił się potomka,
wiedziałaby o wszystkim z gazet, plotek i innych możliwych źródeł informacji.
Jakby nie patrzeć, był osobą publiczną – pochodził z największych i najbogatszych
rodów w całej Wielkiej Brytanii oraz założył dobrze prosperującą firmę. Nikogo
nie powinno dziwić, że zawsze będzie na celowniku, choć nie zawsze na linii
ostrzału.
Zamyślona Hermiona przestraszyła
się, kiedy poczuła na ramieniu czyjś silny uścisk. Pośpiesznie odwróciła się.
– Harry! – warknęła z wyrzutem.
– Przepraszamy Hermiono, że tyle
się zeszło, ale straszny tłok w tym sklepie i przy okazji kupiłam jeszcze nowe
ochraniacze... – Ginny przerwała, aby przyjrzeć się przyjaciółce. – Dobrze się
czujesz?
– Tak, wszystko jest w jak
najlepszym porządku – odpowiedziała. – Ale wiecie, ja już chyba wrócę.
– Dlaczego? – zdziwiła się rudowłosa.
– Przecież miałaś...
– Załatwię to kiedy indziej. A
skoro źle wyglądam, to może faktycznie mnie coś bierze... Lepiej pójdę i się
wykuruję. Nie mogę się rozchorować, Malfoy pewnie nie dałby mi zwolnienia,
wiecie jaki on jest. – W czasie, kiedy mówiła, zdążyła spakować gazetę do
torebki i wstać z ławki. Nie miała ochoty dzisiaj spotykać się z Draco, bo
nadal się wstydziła swojej głupoty.
– Jasne, to idź i weź pół fiolki
eliksiru na przeziębienie – nakazała panna Weasley.
Hermiona z delikatnym uśmiechem
podobnym do Mona Lizy, odeszła od pary. Oboje spojrzeli na siebie
porozumiewawczo.
– Dlaczego ja jej nie wierzę? –
spytała dziewczyna chwilę później, kiedy szli przed siebie. Harry wzruszył
ramionami.
– Może dlatego, że sama widziałaś,
że rozmawiała z Malfoyem? Spokojnie, w domu wszystko od niej wyciągniesz –
powiedział, splatając ich dłonie.
.*.
Gdyby Hermiona nie znała Draco
Malfoya od momentu, kiedy oboje w wieku jedenastu lat dostali się do Hogwartu,
by móc się kształcić, mogłaby pomyśleć, że chłopak był miłosierny. Ale Hermiona
znała go na tyle długo, że wiedziała, iż on nie był dla niej dobry, o nie. On po prostu nie
miał tego dnia czasu na zgryźliwości... A nawet jeśli rzuciłby w jej kierunku
jakąś typową dla siebie, wredną opinię, zapewne i tak nie zwróciłaby na to
uwagi. Już nawet nie chodziło o to, że starała się go ignorować, odkąd
dowiedziała się, że Diana nie jest jego córką, po prostu była zajęta pracą i
trzymaniem kciuka dłoni za Ginny. Nawet, jeśli nie robiła tego fizycznie –
jakby nie patrzeć, trochę dziwnie wyglądałaby, gdyby przez cały dzień trzymała
się za jeden palec, nie wspominając o tym, że najzwyczajniej w świecie byłoby
jej niewygodnie zrobić cokolwiek – to starała się robić to w myślach i, przy
okazji telepatycznie wysłać jej dobrą energię. To właśnie dzisiaj miała szansę
dostanie się do Wil z Waszyngtonu, a co za tym szło, miała również okazję na
zrobienie wielkiej kariery. Żałowała, że nie mogła tak jak Harry kibicować jej
na żywo, ale cóż... Niby w przeciwieństwie do rodziny, szefa można sobie wybrać, ale
w praktyce nigdy nikomu to nie wyszło. Nawet nie próbowała spytać Draco o to,
czy mogłaby dostać dzisiaj wolne, tym bardziej po tej pięknej wpadce, którą
zaliczyła poprzedniego dnia. Oczami wyobraźni widziała jego reakcję, z której
wynikałoby stanowcze „nie". Dlatego została w firmie, by siedzieć w
papierkowej robocie po uszy, odpowiadać na listy i latać co jakiś czas po kawę.
Można by pomyśleć, że tego słonecznego i bezchmurnego dnia popadła w rutynę.
Ale życie, jak to życie – zawsze zaskakiwało. I dziś także nie obyło się bez
niespodzianki. Kiedy panna Granger szła z trzecią dzisiejszego dnia kawą,
zastanawiając się skąd Malfoy ma takie końskie zdrowie, by wlewać w siebie
hektolitry kofeiny, w gabinecie zastała gościa. Mężczyzna stał pośrodku jej
gabinetu, z rękoma schowanymi w kieszeniach ciemnych jeansów. Na oko miał ponad
trzydzieści lat i rozglądał się po jej gabinecie. Hermiona wkroczyła niepewnym
krokiem do gabinetu i odchrząknęła cicho.
– Dzień dobry – przywitała się.
Mężczyzna przytaknął głową.
– Dzień dobry.
– Czy można wiedzieć, co pana
sprowadza do firmy? – spytała uprzejmym tonem.
– Przyszedłem do pana Malfoya w
sprawie ogłoszenia...
Oczy Hermiony zabłyszczały niczym
dwa sykle. Rzuciła do przybysza prośbę o chwilę cierpliwości, a sama pognała do
gabinetu Malfoya. Kiedy weszła do środka, zastała blondyna pochylającego się
nad jakimś dokumentem. Usłyszawszy nagłe wtargnięcie sekretarki do środka,
podniósł głowę do góry.
– Co ty taka zadowolona? – Zdziwił
się. Z tego, co zdążył zaobserwować, dzisiaj dziewczyna była bardziej skora do
wygarniania sobie swojej głupoty i udawania, że do wczorajszej rozmowy nie doszło.
– Ty też zaraz będziesz –
obiecała, stawiając jego ulubiony kubek na biurku. – Przyszedł do ciebie mężczyzna
w sprawie ogłoszenia...
– Dawaj mi go tu – nakazał natychmiast.
Sam zajął się zrobieniem
powierzchownego porządku wokół siebie. Papiery poskładał w jedną kupkę, inne
przybory biurowe schował do szuflady, a kubek odwrócił w taki sposób, by ukryć
egoistyczny napis. W tym czasie Hermiona poszła zaprosić gościa do królestwa
Draco. Kiedy przywitał się z blondynem uściskiem dłoni i zasiadł naprzeciwko
niego, Hermiona spytała go z uśmiechem:
– Może kawy, herbaty?
– Wody, jeśli można – odpowiedział
pan Bailey. Dziewczyna tylko kiwnęła, po czym zniknęła za drzwiami.
Była ciekawa, jak Malfoyowi
pójdzie negocjowanie z mężczyzną. O interes Draco z pewnością się nie martwiła
– to było pewne, że sobie poradzi i nie będzie stratny. Jednak sposób, w jaki
kiwał ludzi, był iście szatański. Chciała wiedzieć, jaki sposób będzie miał na
Baileya. Czuły punkt Jenkinsa – słabość do młodych kobiet – wykorzystał w
sposób idealny, ale w tym przypadku nie wiedział, gdzie uderzyć. Dlatego też
Hermiona jak najszybciej starała się wrócić, by nie trafić na nieciekawy moment.
Wiedziała, że Draco zawsze przechodził do konkretów, jeśli to było możliwe.
Raczej nie lubił bawić się w kotka i myszkę... Co nie oznacza, że tego nie
praktykował.
Kiedy podała wodę gościowi, wyszła
z pomieszczenia i zajęła się własną pracą. Po kilku minutach obaj mężczyźni
wyszli z gabinetu. Draco podszedł do jej biurka. Hermiona niemal od razu
poczuła jego męskie perfumy. Musiała przyznać, że bardzo do niego pasowały.
– Granger – zwrócił się do niej. – Pilnuj wszystkiego,
ja niedługo wrócę.
I wyszli. Hermiona domyślała się,
że pan Bailey chciał obejrzeć przyszły sklep Malfoya.
Kiedy godzinę później blondyn
wrócił do Malfoy Company, jego twarz była rozjaśniona w pełnym samozadowolenia
i dumy uśmiechu. Panna Granger nie musiała pytać, jak mu poszło. Z daleka widać
było, że wszystko przebiegło po jego myśli.
Teraz był czas na Ginny.
_______________
Mam nadzieję, że Wam się podobało.
:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPochłaniam wszystko, co piszesz!
OdpowiedzUsuńJedynym minusem jest to,że trzeba czekać na kolejne części ;)
Staram się publikować najszybciej jak się da :) Myślę, że następny rozdział pojawi się trochę szybciej :P
UsuńNormalnie uwielbiam! Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCieszę się <3
UsuńOczka mi się świecą! Idealna rozrywka bo dwóch godzinach korków...Dafne ma uroczą córeczkę!!! A Draco musi nauczyć się współpracować z dziećmi XD
OdpowiedzUsuńCzemu tak długo...Tak, tak jęczę, ale jestem spragnione twojego tekstu!!!
Podoba mi się postać Hermiony.Tylko dlaczego ona się tak przejmuje tym co on mówi?
Biedna, aż się rozchorowała :D
Ten komentarz w ogóle nie ma sensu :D, ale to przez matmę i musisz mi to wybaczyć.
Czekam, życzę i pozdrawiam.
A i dołącz do Księgi Baśni z nowym opowiadaniem -chamska reklama.
Re(Beca)
Hah, matma ma właściwości rozumożercze, coś o tym wiem :P
UsuńAle cieszę się, że ci się podobało <3
I jak będę miała chwilę czasu to oczywiście dołączę c:
Pozdrawiam,
Feltson
Mega rozdział :D Czekam na więcej! :p
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńSuper rozdział. Jak ja się cieszę, że to nie córka Draco... ulżyło mi jak to przeczytałam. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału ❤
OdpowiedzUsuńPisz szybko 😘
Pozdrawiam ❤❤❤
//Maddie
Myślę, że wszystkim ulżyło :3
UsuńPostaram się! :D
Zostawiam ślad, bo wyczerpały mi się baterie. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńKH
Dziękuję, bardzo mi miło <3
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję! :)
Również pozdrawiam,
Feltson
O mamuniu jak ja się śmiałam kiedy Astoria przewijała Dianę na biurku Draco, to trzeba było widzieć ;)
OdpowiedzUsuńCzytało się super (no ale jakżeby inaczej skoro fantastycznie napisane)i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, więc jakby co to pamiętaj, iż czekam :P
Gorąco pozdrawiam i życzę morza weny !
Basiabella
Dziękuję serdecznie! :* ❤
UsuńCoraz fajniejsze to opowiadanie :) Astoria i przewijanie to mistrzostwo :D Dobrze, że mała nie jest córką Draco.
OdpowiedzUsuńEch dlaczego blondas musi tak obrażać Hermi? Drażni mnie to, ale mam nadzieję, że to minie ;)
Pozdrawiam
Arcanum Felis