Pełnia szczęścia
Część 1
Rozdział 3: To jest biznes
W poniedziałek
Hermiona przyszła do pracy punktualnie. Ponownie spotkała się w windzie z
Teresą Hunter. Kobieta spojrzała na dziewczynę jeszcze bardziej krytycznym
spojrzeniem niż poprzednio. Panna Granger zarumieniła się pod wpływem jej
wzroku. Nie czuła się zbyt pewnie w tym wydaniu, ale nie miała wyboru. Malfoy
kazał, a ona musiała go słuchać. Kiedy winda otworzyła się na dziesiątym
piętrze, obie z niej wyszły. Szatynka była pewna, że gdy wchodziła do swojego
gabinetu, usłyszała szept pani Hunter, a jej słowa brzmiały zupełnie jak „Czego
w tych czasach nie robi się dla pracy". Hermiona miała ochotę podejść
do niej i powiedzieć jej, że nie wyglądała tak z własnej woli, ale powstrzymała się i nie zrobiła
tego. Księgowa nie lubiła jej – z wzajemnością – i nie było sensu jej
czegokolwiek tłumaczyć. Przecież jej i tak nic nigdy się nie podobało, więc czegokolwiek
by nie zrobiła, zostałoby to przywitane niezadowoleniem. Tak więc bez
słowa weszła do swojego gabinetu, przeniosła na
swoje miejsce pracy kolorowe segregatory i zajęła się papierami, które dostała
w piątek.
.*.*.*.*.
Draco wszedł do
budynku swojej firmy. Nie przejmował się tym, że był spóźniony. Jako, że nie
miał nikogo nad sobą i wszystko należało do niego, mógł swobodnie robić, co tylko zechciał. I, co mu się
bardzo podobało, mógł się spóźniać, choć raczej tego nie praktykował. Wszedł do windy i za chwilę pojawił się na
piętrze dziesiątym. Jeszcze zanim wtargnął do gabinetu swojej sekretarki, zdjął
marynarkę, ponieważ było mu gorąco – w końcu w lipcu nie było o to trudno. Następnie nacisnął klamkę i pchnął drzwi. To, co
zobaczył, cóż... Zadziwiło go. I to poważnie. Ale przecież po niej się tego spodziewać, w końcu Granger to Granger...
Kiedy wkroczył
do środka, zastał Hermionę skupioną na papierach, które dał jej w piątek.
Zdziwiła go ich ilość. Był pewien, że gdyby dał je którejkolwiek z jego
poprzednich sekretarek, ta potrzebowałaby co najmniej tygodnia, aby się z nimi
uporać. W dodatku, wykorzystałyby fakt, że się spóźnia i nie robiłyby
kompletnie niczego. Przez głowę przeszła mu myśl, że może nie będzie aż tak
żałował, że dał jej tą posadę... Draco cicho zamknął drzwi za sobą, po czym zaczął
się jej przyglądać. Granger rzeczywiście wzięła jego słowa na poważnie.
Ubrana była w ołówkową spódnicę podobną do tej, którą miała na sobie na
rozmowie kwalifikacyjnej, tylko ta zaczynała się w talii i kończyła kilka
centymetrów nad kolanem. Miała na sobie również letnią, białą koszulę, która
została wkasana w spódnicę. Rękawy elegancko podwinęła do łokci. Jednak
najbardziej Draco zdziwiły jej... włosy. Nie były napuszone, ani nawet kręcone
tak jak zawsze, ale proste i gładkie. Więcej nie mógł dostrzec, ponieważ miała
opuszczoną głowę. Blondyn zamierzał to szybko zmienić.
– Granger –
zwrócił jej uwagę na siebie. Dziewczyna podniosła głowę. I wtedy Malfoy
dostrzegł kolejną rzecz. Była umalowana. Jakimiś mazidłami, których nie znał,
delikatnie podkreśliła oczy, a czerwoną szminką umalowała usta. A mimo to jej
makijaż nie był ani trochę wyzywający. – Zrób mi kawy – nakazał.
Dziewczyna
westchnęła ciężko. Szybko wsunęła na nogi szpilki, których wcześniej
Draco nie zobaczył, bo stały przy szufladach jej biurka. Zdziwiło go to, iż wcześniej nie dostrzegł, że siedziała z gołymi stopami.
– Oczywiście – mruknęła niechętnie.
Następna
godzina minęła szybciej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Kiedy blondyn
spojrzał na swój drogi zegarek, który zawsze gościł na jego lewym nadgarstku, wskazówki
pokazywały godzinę dziewiątą czterdzieści. Chłopak pospiesznie wstał z fotela,
upił ostatni łyk kawy, po czym szybko zebrał wszystkie potrzebne mu rzeczy.
Wyszedł z gabinetu. Już miał wyrwać Granger ze skupienia, oznajmiając, że już
czas, by wyjść z firmy, kiedy zauważył, że znowu siedziała bez butów. Nie
wiedząc czemu, wcale go to nie zdziwiło. Nie mająca życia prywatnego i wiecznie
siedząca w bibliotece Granger nie mogła się przyzwyczaić do noszenia obcasów,
szczególnie tak wysokich. Wcale by go nie zdziwił fakt, gdyby się okazało, że
nawet na randki chodziła w trampkach... O ile chodziła na randki... Blondyn głośno chrząknął. Dziewczyna
podniosła na niego pytający wzrok. W ramach odpowiedzi, wyciągnął lewą rękę, na
której widniał drogi zegarek i sugestywnie postukał w niego palcem. Szybko
wstała, wygładziła spódnicę i wsunęła stopy do butów. Kilkoma sprawnymi ruchami
zebrała segregatory zalegające na biurku w jedną stertę, po czym podniosła
swoją torebkę i ruszyła w stronę Malfoya, który w tym czasie zdążył już wyjść
na korytarz i z jawnie znudzoną miną, mającą pokazać jej, że ślimaczy się, stał
oparty o drzwi. Szatynka szybko wyszła z pomieszczenia. Po chwili wydostali się
z gmachu firmy.
– Nie
postarałaś się z tym strojem, więc mnie posłuchaj – zwrócił się do niej.
– Jasne, równie
dobrze mogłabym nie zakładać na siebie nic, czyż nie? – spytała ironicznie.
Spojrzał na nią jakby z obrzydzeniem zakrytym warstwą kpiny.
– Ty nigdy nie
będziesz seksowna, Granger. – Wzruszył ramionami. – Ale ten stary impotent tego
jeszcze nie wie. Zresztą, jego zadowoliłaby każda, byleby była przed
trzydziestką. Można powiedzieć, że masz wyjątkowe szczęście, że jeszcze
zmarszczki ci nie wyskoczyły.
– Malfoy, mam
dwadzieścia lat. O dwadzieścia za mało na zmarszczki.
– Z twoim
ciałem wszystko jest możliwe – stwierdził sucho. – Ale teraz mnie posłuchaj –
nakazał, po czym skręcili w ciemny zaułek, z którego mieli się teleportować. –
Masz go podrywać, wręcz uwodzić. Maślane oczka, słodkie uśmiechy, kręcenie
włosów wokół palca i takie różne... Rozumiesz? – Kiwnęła na znak zgody. Trochę
zbladła i wyglądała, jakby miała ochotę zemdleć. Szybko jednak otrząsnęła się i
dotknęła wyciągniętego ramienia Malfoya. Chwilę później poczuła szarpnięcie w
pępku.
Znaleźli się na
jakiejś ciemnej, wąskiej, wybrukowanej uliczce. Hermiona rozejrzała się wokoło.
Nigdy wcześniej tu nie była. W pełni zdała się na Draco, który nie czekając na
nią, pewnym krokiem ruszył w znanym sobie kierunku. Przeszli przez trzy ulice,
z czego każda kolejna była bardziej przyjazna i spacerowało po niej więcej
ludzi. Dojście do celu ich podróży zajęło im niewiele czasu. Ku zdziwieniu
Hermiony, zatrzymali się przed ogromną kancelarią. Dopiero wtedy panna Granger
skojarzyła, o jakiego Jenkinsa chodziło blondynowi. Garet Jenkins rzeczywiście
był starym kobieciarzem. Sławny i bogaty – nic dziwnego, że u jego boku zawsze
znajdowała się jakaś kobieta. Obecnie miał siedemdziesiąt lat i – mimo że na
swój wiek wyglądał dobrze – został sam. Przez głowę Hermiony przeszła myśl, że
Malfoy będzie grał z nim nieczysto. Kompletnie jej to nie zdziwiło. Czego
innego spodziewać się po nim?
Weszli do
środka. Tutaj było całkowicie inaczej niż w firmie Malfoya – wchodziło się od razu do
sekretariatu. Podeszli do brunetki siedzącej za biurkiem. Kiedy tylko
dostrzegła Draco, rozpromieniła się. Na jej twarzy pojawił się słodki,
uwodzicielski uśmiech.
– Pan Malfoy?
– Tak – rzucił
chłodno. Sprawiał wrażenie znudzonego tym, że podoba się kobietom, ale było ono
mylne.
– Pan Jenkins
już na pana czeka. Pierwsze drzwi na lewo za tamtym zakrętem – odpowiedziała, palcem pokazując im odpowiedni kierunek.
Poszli w
wskazanym kierunku. Kiedy dotarli do ciemnobrązowych drzwi, chłopak trzykrotnie
zapukał. Usłyszawszy zaproszenie, weszli do środka. Pierwszym, co rzuciło im
się w oczy, było ogromne biurko. Za nim siedział siwowłosy staruszek. Panna
Granger miała wrażenie, że jej żołądek stał się jednym wielkim supłem.
Jak miała uwodzić siedemdziesięciolatka? To było obrzydliwe...
– Dzień dobry,
panie Jenkins – rzekł Malfoy, podchodząc do mężczyzny. Staruszek wstał, po czym
uścisnął wyciągniętą dłoń blondyna.
– Dzień dobry –
odpowiedział. Potem przeniósł swój wzrok na Hermionę, która ruszyła za
Malfoyem. – A co to za niezwykle urodziwa dama, którą przyprowadził pan ze
sobą? – spytał, przybierając na twarz szeroki uśmiech.
– Hermiona
Granger – przedstawiła się. Oczy Jenkinsa rozszerzyły się.
– Ta...?
– Tak, panie
Jenkins – odparła, z najbardziej uwodzicielskim uśmiechem, jaki udało jej się
przybrać. – Ta Hermiona Granger.
Garet
dokładniej przyjrzał się szatynce, zanim ta usiadła. W tym czasie Draco mocno
zaciskał wargi, nie chcąc, aby śmiech wydostał się spomiędzy jego warg. Wręcz
nie mógł uwierzyć, że Jenkinsowi aż tak spodobała się Granger! Wręcz pożerał ją
wzrokiem, jakby zapomniał o swoim wieku, który do najmniejszych nie należał.
Owszem, dziewczyna wtedy nie wyglądała najgorzej, ale nie miała szans, by
sprawić, aby Draco poleciała ślinka, tak jak byłemu adwokatowi. Był on
najlepszym dowodem na to, że z kobietami trzeba uważać. Kiedyś szalał, co
tydzień miał inną ukochaną, a teraz? Musiał pracować mimo poważnego wieku,
ponieważ został sam i nawet nie miał komu przekazać jedną z najlepszych
kancelarii w świecie czarodziei. Mało tego, że był sam, to jeszcze ślinił się
na widok Granger. Malfoy na myśl, że mógłby skończyć tak samo, ledwo pohamował wzdrygnięcie.
– Kawy?
Herbaty? – spytał się uprzejmym tonem, ciągle wpatrując się w Hermionę.
– Kawy –
odpowiedział Draco, który zaczynał czuć się piąte koło u wozu w tym pokoju. Ale
to dobrze. Po cichu zaczynał gratulować udanego zakupu i umysłu godnego
wybitnego stratega.
– Ja również
poproszę – odparła Hermiona.
– Oczywiście. –
Staruszek wstał ze swojego miejsca, ruszając ku drzwiom. – Kate! – zawołał. –
Kate! – Pokręcił głową. – Głucha dziewucha. A mówią, że to ja mam problemy ze
słuchem – mruczał pod nosem, kiedy wychodził z gabinetu.
Draco, chcąc
pozbyć Jenkinsa resztek i tak małego skupienia, wpadł na genialny pomysł.
Hermiona dostrzegając dziwne iskry w jego oczach oraz uśmiech, który przybrał
na twarz, przestraszyła się nie na żarty. Nie musiał nic mówić, sama potrafiła
domyśleć się, że wpadł na jakiś kolejny pomysł, który – znając jego charakter i
upodobania – w pewien sposób miał mu pomóc i przy okazji ją upokorzyć.
– Granger,
rozpinaj koszulę – nakazał szeptem. Oczy dziewczyny rozszerzyły się.
– Żartujesz?
Zapomnij! Nie ma mowy! – wycedziła przez zęby, bojąc się, że gdyby rozluźniła
szczękę, jej krzyk usłyszałaby nawet przygłucha Kate.
– Granger,
proszę cię... – warknął.
– Nie! –
przerwała mu. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że Malfoy użył magicznego słowa,
które niewiele miało wspólnego z zaklęciem. A w jego wykonaniu była to rzadka
rzadkość.
Blondyn zaklął
cicho. Skoro sama nie chciała tego zrobić, trzeba było ją do tego przekonać, co
w słowniku Draco oznaczało tyle, co zmusić. Jego blada ręka zaczęła wędrować w stronę
pierwszego guzika jej koszuli. Szatynka, widząc ten zuchwały gest, odepchnęła
dłoń, wkładając w to całą swoją siłę. Kończyna blondyna uderzyła prosto w ostry
kant biurka, a spomiędzy jego warg wydostało się ciche, ale dosadnie wyrażające złość i
ból, przekleństwo. W czasie, kiedy Draco masował obolałą dłoń, Hermiona postanowiła
rozpiąć dwa guziki koszuli, choć zrobiła to z nieukrywaną niechęcią. Malfoy,
chcąc wykorzystać pewnego rodzaju współczucie dziewczyny, jeszcze bardziej się skrzywił – mimo
że ręka już prawie go nie bolała.
– Jeszcze jeden
– sapnął, nadal udając poszkodowanego. Dziewczyna miała zaprotestować, kiedy do pomieszczenia wszedł
Jenkins. Hermiona szybkim ruchem odpięła trzeci guziczek, po czym wyprostowała
się w krześle.
Właściciel
kancelarii usiadł na swoim miejscu.
– Kawa zaraz
bę... – Gwałtownie przerwał. Panna Granger ostro zarumieniła się, odczuwając
jego wzrok na częściowo odkrytym biuście. Co prawda nie raz miała na sobie
głęboki dekolt, podkreślający jej atuty, ale jeszcze nikt nigdy na jej widok nie
ślinił się tak jawnie, a tym bardziej nie był to siedemdziesięciolatek! Szatynka
dziękowała Bogu, że ta koszula miała gęsto przyszyte guziki i te trzy odpięte
nie pokazywały jeszcze więcej jej ciała.
Draco, wykorzystując chwilowe zachwianie staruszka, przedstawił mu swoją ofertę.
Skończył akurat w momencie, kiedy sekretarka, która wcześniej wskazała im
drogę, przyniosła im kawę. Wtedy Garet wykazał odrobinę skupienia.
– Czterdzieści
tysięcy galeonów? Za ten budynek i to w dodatku w takiej lokalizacji? Niech pan
zapomni! – odpowiedział, po czym upił łyk kawy. Hermiona zerknęła przelotnie na
Draco. Przybrał na twarz wyraz pokerzysty, ale Hermiona instynktownie
wyczuwała, że był zły.
Nie wiedziała
co ją podkusiło, ale postanowiła mu pomóc.
– Panie Jenkins
– zwróciła się do mężczyzny spokojnym, lekko zmysłowym głosem – doskonale pan
wie, że lokal, który odziedziczył pan po bracie, w czasie wojny został
zniszczony i jest w opłakanym stanie. Jego remont znacznie przewyższa koszt
czterdziestu tysięcy galeonów. Aktualnie jego jedynym atutem jest to, że
znajduje się blisko wejścia z Dziurawego Kotła.
– Więc co pani
proponuje? – zapytał.
Hermiona
uśmiechnęła się szeroko.
– Wie pan, nikt
panu nie dałby więcej niż dwadzieścia tysięcy galeonów. Osobiście, najwyższą
cenę jaką ja mogłabym panu zaproponować jest trzydzieści tysięcy. Poza tym, ten lokal będzie trudno sprzedać za wyższą cenę. Ale niech pan
negocjuje z panem Malfoyem.
Draco chrząknął.
– No więc? –
spytał Jenkinsa, który wpadł w głębokie zamyślenie.
– Niech będzie
trzydzieści tysięcy – odparł po chwili.
Potem już
poszło jak z płatka. Wierzący w swój sukces Malfoy był przygotowany finansowo
na zakup nieruchomości. Hermiona podejrzewała, że Draco się spóźnił, bo
odwiedził Gringotta, ale nie spytała go o to. Blondyn przekazał odpowiednią
sumę galeonów Jenkinsowi, a ten wręczył mu wszystkie akty własności i inne
dokumenty. Następnie przypieczętowali umowę zaklęciem, którego gwarantem
została Hermioną. Po chwili na wszystkich papierach znikło nazwisko Gareta
Jenkinsa, a na jego miejscu pojawiły się dane Malfoya. Oficjalnie został
właścicielem lokalu i poszło mu szybciej niż przypuszczał. Po ubitym targu
oboje pożegnali się ze staruszkiem, a Hermiona cieszyła się, że nie będzie
musiała dłużej znosić jego spojrzenia na sobie i patrzeć na jego momentami dwuznaczny
uśmiech. Kiedy wyszli z firmy, Malfoy nie mógł powstrzymać się od komentarzy.
– No, Granger,
nie podejrzewałem cię o taki spryt – mruknął pod nosem, chociaż zależało mu na
tym, aby usłyszała każde jego słowo. I tak też się stało.
– Co jak co,
ale akurat ty powinieneś być z tego zadowolony z zakupu – warknęła.
– Ale przyznaj,
że wykorzystałaś głupotę dziadka. Oboje dobrze wiemy, że ten budynek, mimo tak
wielu zniszczeń jest wart co najmniej pięćdziesiąt tysięcy. Ale nie powiem,
poszło szybciej, niż myślałem... Jenkins ślinił się na twój widok jak buldog widzący kiełbaskę,
czego kompletnie się nie spodziewałem...
Hermiona miała
dość jego słów, tym bardziej wszystkich uwag dotyczących jej wyglądu. Pomogła
mu, a on zamiast jej podziękować, jak każdy szanujący się dżentelmen – którym
powinien być chociażby ze względu na to, że pochodził z arystokratycznego rodu –
narzekał na to, że nie była urodziwa. Dlatego zatrzymała go, trzymając dłoń na
jego ramieniu i stanęła naprzeciwko niego. Draco spojrzał na nią zaskoczony.
– Pamiętasz może
co powiedziałam ci w czwartek? – Pochwyciła jego pełne niezrozumienia
spojrzenie. – Otóż, powiedziałam ci, że jak będziesz nie do zniesienia, pozwę
cię o mobbing. Już pamiętasz?
Twarz Malfoya
nie wyrażała żadnych emocji. Dziewczyna mogła jednie podejrzewać, że był
zdenerwowany.
– Oczywiście –
odparł, patrząc jej w oczy.
– Wiesz, wcale
nie dziwię się twoim wcześniejszym sekretarkom. Jeżeli im też tak narzekałeś,
to nic dziwnego, że wszystkie po kolei się wykruszyły. Nie życzę sobie głupich
komentarzy odnośnie mojego wyglądu. Jestem jaka jestem i nie zamierzam się
zmieniać tylko dlatego, że lubisz wysokie, plastikowe, przeraźliwie chude
blondynki, które miałyby dwa kilo mniej, gdyby zmyły makijaż, z paznokciami
dłuższymi niż moje palce i mózgiem wielkości mysiego bobka.
– Kto ci
powiedział, że ja lubię plastikowe blondynki? – spytał ją. Miał ochotę się
roześmiać, ale stłumił to uczucie.
– Jak to? A czy
to nie jest szczyt marzeń każdego faceta? – spytała ironicznie, zakładając
ręce. W tej chwili Draco nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
– Wiesz, może
dla niektórych... Ja tam wolę naturę – rzekł z bezczelnym uśmiechem, który
przybrał na twarz, po czym przesunął wzrok po jej ciele. Zatrzymał się w
dosyć konkretnym miejscu, przez co Hermiona się zarumieniła. Na prędce
odwróciła się tyłem do Malfoya, który właśnie walczył z wielką ochotą na ponowne roześmianie się. W myślach beształa się za to, że zapomniała zapiąć koszulę. Z
drugiej strony, była wściekła na blondyna. Miał gorsze humorki niż kobieta przy
nadziei. Najpierw śmieje się z jej wyglądu, a chwilę później jawnie przygląda
się jej piersiom. Dziewczyna zagryzła wargę, aby uspokoić się. To jedyne, co
mogła zrobić.
.*.*.*.
Po powrocie do
firmy, Hermiona dokończyła segregowanie papierów. W międzyczasie zrobiła
Malfoyowi dwie kawy i z niezadowoleniem zauważyła, że cały jej zapas już się
kończył. Krucho było również z cukrem. Przypominając sobie słowa Draco,
uświadomiła sobie, że musi zrobić zakupy. Kiedy przyszła pora na
ukończenie pracy, wstąpiła jeszcze do kuchni i sprawdziła, co pija się w tej
firmie, bo wcześniej nie zwracała na to większej uwagi. Tak jak przypuszczała,
była to kawa Gary'ego Flavoura, jedna z popularniejszych kaw w świecie
czarodziei. Mimo że jakościowo i smakowo była najlepsza na rynku, to i tak nie
była tak dobra, jak mugolska. Hermionę nigdy nie interesowało, dlaczego tak
było, ale gdy wraz z Harry'm poczęstowała Ginny i Rona mugolską wersją napoju,
ci całkowicie porzucili czarodziejską. A po nich przyszła kolej na resztę
Weasleyów.
Potem Hermiona
wyszła z firmy, poszła do ciemnej uliczki i teleportowała się w okolice
mieszkania swoich przyjaciół. Kiedy weszła do środka, pierwszym co usłyszała,
była Ginny, która coś mówiła z podekscytowaniem w głosie. Hermiona zmarszczyła
brwi i weszła do salonu. Harry siedział na kanapie i patrzył na rudowłosą,
która nadal prowadziła swój monolog, dreptając w tę w i z powrotem przez całą
długość pomieszczenia. Kiedy Potter dostrzegł stojącą w progu Hermionę,
uśmiechnął się, jakby nadszedł ratunek, a chwilę później Ginny przystanęła, a w
salonie zapadła cisza.
– Cześć –
przywitała się panna Granger. – Coś się stało? – spytała cicho. Para
popatrzyła na nią uważnie, a potem spojrzeli po sobie.
–
Rozmawiamy – odparła Ginny krótko.
– Do Ginny
przyszedł list. Nie od byle kogo – podkreślił Harry. – Napisali do niej z Wil z
Waszyngtonu.
Wile z
Waszyngtonu były jednym z lepszych klubów w światowej lidze Quidditcha. Nawet
Hermiona, która tym sportem się nie interesowała, wiedziała, że dostanie się do
tego klubu było ogromnym wyróżnieniem, tym bardziej, że rudowłosa nie grała
wcześniej w żadnym klubie, tylko w szkolnej drużynie Gryffindoru. Widocznie
musiała oczarować swoją grą przedstawicieli klubu, którzy zjawili się na dwóch
ostatnich meczach rozegranych w Hogwarcie – Hufflepuff przeciwko Ravenclaw oraz
Gryffindor kontra Slytherin. Panna Granger uściskała swoją przyjaciółkę.
– Gratuluję –
powiedziała i puściła ją.
– Och, samo
dostanie listu to jeszcze nic. Muszę jeszcze przejść kwalifikacje, na które
zapewne zaprosili nie tylko mnie – stwierdziła rudowłosa. – A gdyby mnie
przyjęli, musiałabym się wyprowadzić do Waszyngtonu na czas trwania kontraktu –
dodała chwilę później.
– O tym
dyskutowaliście, prawda? – spytała cicho Hermiona.
Harry i Ginny
popatrzyli po sobie. Hermiona już wiedziała, że to nie była ostatnia rzecz, o
której dyskutowali i patrząc po ich minach, to także była poważna sprawa.
Szatynka przeczuwała, że ta rozmowa jeszcze potrwa, dlatego przeszła przez
salon i usiadła w jednym z foteli. Ginny natomiast usadowiła się obok
Harry'ego. Potter chrząknął.
– Kingsley w piątek, po teście, zaproponował mi przeniesienie się do amerykańskiego
Ministerstwa. Miałbym tam uczestniczyć w akcji wyłapywania śmierciożerców,
którzy masowo się tam ukryli po bitwie, ze względu na to, że nie ograniczał ich
język. Podwójna pensja i po powrocie wysokie stanowisko.
– Przyjąłeś tą
ofertę?
– Nie, ale
Kingsley kazał mi się jeszcze zastanowić. Ale teraz, kiedy Ginny też ma szansę na
wyjazd...
Hermiona już
wiedziała. Jeżeli Ginny uda się dostać do drużyny – co z jej talentem i
charyzmą było bardzo prawdopodobne – przeprowadzą się do Ameryki, do
Waszyngtonu. I w ten sposób z paczki składającej się z czterech osób, zostanie
tylko ona. Sama. Z jednej strony niewyobrażalnie cieszyła się z sukcesów, które
osiągali jej przyjaciele i wiedziała, że ich propozycje pracy były bardzo trafne,
bo rzeczywiście na to zasłużyli. Ale z drugiej czuła się... zazdrosna. Ona
zawsze z nich wszystkich najbardziej przykładała się do nauki, to jej zawsze
zależało na pracy. W czasie, kiedy oni myśleli o przygodach i zabawie, ona
zawsze wolała się uczyć, aby zapewnić sobie jak najlepszy zawód. A co jej z
tego wyszło? Pracowała u Malfoya jako sekretarka, podczas gdy Ron był
ambasadorem Ministerstwa w Niemczech, Ginny miała szansę dostać się do jednego
z najlepszych klubów na świecie, a Harry miał awans niemal od razu po
zatrudnieniu. Szybko jednak postarała odeprzeć od siebie zazdrość. Bo, mimo
wszystko, ich sukces nie wziął się znikąd.
– Gratulacje –
powtórzyła po raz drugi tego dnia.
Kiedy
dziewczyna wstawała, aby przebrać się w wygodniejsze rzeczy, duża, brązowa sowa
zastukała w okno. Ginny, która była najbliżej, wpuściła ją do środka. Ptak
usiadł na stoliku, a Harry nachylił się i odwiązał wiadomość. Potem ptak wzbił
się w powietrze i wyleciał, nie czekając na odpowiedź. Szybko zniknął z pola
widzenia, ponieważ leciał dosyć szybko. Z daleka było widać, że jest młody i ma
świetną kondycję.
– To od Rona –
stwierdził Potter, od razu rozpoznając pismo przyjaciela. Zaczął czytać treść
wiadomości na głos.
Drodzy przyjaciele
i Ty, kochana siostro,
Dzisiaj byłem
pierwszy dzień w pracy (jakby co, piszę w poniedziałek po południu – w końcu
Apollo ma do przelecenia tyle, że dokładnie nie wiem, kiedy do Was dotrze). Bardzo mi się tutaj podoba! Ministerstwo niby podobne do naszego, ale i tak mi się podoba.
Moją sekretarką jest Anne, bardzo miła kobieta. Na oko ma prawie czterdzieści lat i
w pasie więcej niż Hagrid, ale jest miła. Chociaż. Ogólnie, kobiety tutaj nie
należą do najpiękniejszych... Nie licząc takiej jednej... Nie znam jej imienia,
bo jest trudne do wymówienia, ale jest piękna. Z tego, co zdążyła mi
powiedzieć, pochodziła z Polski. Cicho mogę Wam powiedzieć, że jej uroda może
się równać tylko z urodą Fleur, która przecież jest wilą.
Praca, póki co,
nie jest ciężka, ale wiem, że będzie gorzej. Mieszkanie, które dostałem też
jest bardzo ładne. Jest trochę mniejsze niż to Harry'ego i Ginny, ale mnie
samemu zupełnie to wystarcza. Z językiem też sobie radzę – póki co pomyliłem
tylko kilka wyrazów. Gorzej mi idzie ze zrozumieniem innych, bo strasznie szybko tutaj
mówią, ale z biegiem czasu będzie lepiej.
A co u Was?
Hermiona, radzisz sobie z tym półgłówkiem? Była jakaś powtórka z trzeciej klasy? Nie to, że coś sugeruję... Harry, jak tam praca jako auror? Pewnie dobrze, w końcu Ty to Ty. I Ginny – udało Ci się coś znaleźć?
Kończę już, bo
muszę jeszcze wysłać sowę mamie i tacie.
Ron
Ps. Apollo wróci
za jakieś dwie godziny po odpowiedź, bo po dłuższych lotach zawsze leci jeszcze
na coś zapolować, a przynajmniej tak mi powiedział gostek, który mnie ze
wszystkim zapoznał. Jest strasznie łowny... Ostatniej nocy przyniósł mi dwie
myszy na łóżko.
.*.*.
Następnego dnia
dziewczyna wstała wcześniej niż zwykle. Wczoraj jeszcze długo rozmawiała z
Harry'm i Ginny o ich planach. Musieli jeszcze odpisać na list Rona. Z całych
kilku godzin doradzania i konsultowania się, wynikło kilka planów. Chociaż i
tak najbardziej prawdopodobne i brane pod uwagę były dwa – albo zostaną w
Wielkiej Brytanii, albo na cztery lata wyprowadzą się do Stanów Zjednoczonych.
I gdyby do tego doszło, Hermiona, zgodnie z ich prośbą, zostałaby w ich lokum,
opiekując się wszystkim. Tyle informacji przyswojonych na raz, sprawiło, że nie
miała ochoty biegać po sklepach i nawet książka nie potrafiła jej zająć. Tak
więc wieczorem leżała w pokoju, który aż do wyjazdu Rona zajmowała z Ginny i
wpatrywała się w biały sufit, pozwalając sobie na rozmyślanie. Zasnęła dopiero
wtedy, kiedy zaczęła boleć ją głowa.
Hermiona szybko
zjadła śniadanie i wyszła z domu na chwilę przed tym, jak Harry miał wstać do
pracy. Dziewczyna wyszła na ulicę, ale tym razem skręciła w prawo, a nie tak
jak zawsze, w lewo. Tym razem nie aportowała się pod firmę, tylko spokojnym
krokiem szła przez miasto. Po pewnym czasie dotarła do mugolskiego marketu.
Wiedziała, że ryzykowała, robiąc zakupy tu, a nie w czarodziejskim sklepie.
Pewnie Malfoy się zdenerwuje na nią, ale ona dobrze wiedziała, że ta kawa była
smaczniejsza. Tym samym chciała zagrać na nosie swojego kochanego szefa.
Po skończonych
zakupach, panna Granger w siatce niosła kilka paczek kawy i cukru. Żałowała, że
w okolicach sklepu kręciło się tyle mugoli i nie mogła rzucić zaklęcia. Torba
była ciężka. Jak na ironię, dopiero w jednej ze ślepych uliczek było pusto, co
wykorzystała na teleportowanie się. Kiedy znalazła się niedaleko firmy,
sprawdziła godzinę. Zostało jej dostatecznie dużo czasu i wiedziała, że się nie
spóźni.
– Granger! –
Usłyszała wołanie, kiedy tylko zniknęła za rogiem uliczki, na którą dopiero co
się teleportowała. Dziewczyna odwróciła się i wychyliła. W jej stronę kroczył
zadowolony Teodor. – Cześć.
– Cześć –
odpowiedziała.
– Daj mi to,
nie dźwigaj – powiedział chłopak, wskazując na siatkę z zakupami. Hermioną
uśmiechnęła się do niego.
– Dziękuję –
odpowiedziała i z wdzięcznością wymalowaną na twarzy podała mu torbę.
– O matko! Co
ty mu masz? I po co ci, do diabła, cegły? Chcesz ukamieniować Draco, czy co?
– To nie cegły,
tylko kawa i cukier – odparła była Gryfonka. – A Malfoy nie jest tak nieznośny,
żeby go zabijać. Jeszcze.
Stanęli przed
drzwiami firmy. Teodor, jak prawdziwy dżentelmen, otworzył drzwi i przepuścił
Hermionę jako pierwszą. Dziewczyna nacisnęła guzik windy i oboje do niej weszli.
– Podaj... –
rozpoczął kobiecy głos z windy, ale, tak jak zawsze, nie było dane dokończyć
automatycznego zdania.
– Dziewiąte –
rzucił niedbale Nott, a za sekundę drzwi się rozsunęły. – Czyli powiadasz,
że Draco jest znośny? A to nowość – stwierdził, po czym przepuścił ją w
drzwiach do firmowej kuchni.
– Ta... –
mruknęła pod nosem. – Właściwie, to jest zaskakująco normalny, jak na
siebie. Tylko trochę narzeka, ale to by było zbyt piękne, gdyby tego nie robił –
stwierdziła, po czym zaczęła rozpakowywać zakupy, które Nott postawił na
blacie. Chłopak w tym czasie zrobił sobie kawę, otwierając jedną z tych, które
kupiła panna Granger. Wziął wodę z ulepszonego czarami czajnika, dzięki czemu
zawsze była w nim gorąca woda.
– Granger,
czemu nie przychodzisz tu na przerwy? – spytał Nott w pewnej chwili.
Hermiona
pokręciła głową.
– Nie miałam
czasu, pracowałam – odparła. – Zresztą i tak nikogo nie znam, całą godzinę
siedziałabym sama.
– O to chodzi,
Granger, że każdy chce cię poznać. Są ciekawi, kto teraz jest nową sekretarką
Malfoya. Przyjdziesz dzisiaj?
– No, dobra,
przyjdę – westchnęła.
– W takim razie do zobaczenia o dwunastej. – I odszedł z
kubkiem pełnym kawy.
Hermiona rozłożyła zakupy i poszła do swojego gabinetu. Tam,
z braku zajęcia, zaczęła sprzątać biurko. Szybko się z tym uporała, ponieważ
nie było szans, by w ciągu dwóch dni zrobiła bałagan. Po skończeniu sprzątania
nie zdążyła nawet usiąść, kiedy do środka wszedł Malfoy.
– Granger, kawa – powiedział na przywitanie, nawet nie
zatrzymując się.
– Dzień dobry, szefie – odparła ironicznie. Draco zatrzymał
się przy drzwiach i spojrzał na szatynkę. Był zdziwiony jej zachowaniem.
Rozchylił delikatnie usta, aby coś powiedzieć. Hermiona była pewna, że powie
coś w stylu „Dzień dobry, moja płatna niewolnico", ale nie zrobił
tego.
– Granger, kawa – powtórzył, po czym wszedł do gabinetu.
Szatynka westchnęła ciężko. No tak, raczej Malfoy nie był
skłonny do przywitania się z nią. Dziewczyna wróciła do kuchni, w której była
dziesięć minut wcześniej. Z towarzyszącym jej delikatnym zdenerwowaniem zrobiła
mu napój, po czym go zaniosła jej szefowi. Wyszła z gabinetu, zastanawiając
się, czy mugolska kawa zadowoli tego narcystycznego dupka. Ale by mu utarła
nosa, gdyby tak się stało! Wyobrażała sobie jego zdenerwowaną minę, by chwilę
później zmienić wyimaginowany obraz na zdziwionego chłopaka. O tak, to byłby
ciekawy widok.
Hermiona siadała, by odpowiedzieć na listy przysłane do
firmy. W większości jego autorami byli ludzie niezadowoleni z eliksiów, co było
wynikiem nieprawidłowego użycia ich. W chwili, kiedy miała przeczytać pierwszy
list, usłyszała wołanie Draco:
– Granger!
Dziewczyna wstała ze swojego miejsca i poszła do drugiego
pokoju.
– Tak? – spytała neutralnym tonem, chociaż w środku wręcz się
gotowała. Nie wiedziała, czy z ciekawości, czy może jednak z obawy.
– Co to ma być? – Wskazał palcem na swój ukochany,
srebrny kubek z napisem „Ja tu jestem Panem".
– Kawa, a niby co innego?
– Co z nią zrobiłaś? Jest inna niż dotychczas... Zaskakująco
dobra – przyznał niechętnie, czego wcale nie ukrywał. Na twarzy Hermiony
pojawił się uśmiech zadowolenia.
– Kupiłam nową, poprzednia wczoraj się skończyła – rzekła.
– Przynieś rachunek, oddam ci pieniądze – powiedział Draco i
upił kolejny łyk napoju, nadal zachwycając się jego smakiem.
– I tu mamy problem...
– Nie wzięłaś? – spytał.
– Nie o to chodzi, mam go ze sobą, ale wątpię, że masz ze
sobą funty – stwierdziła, zaplatając ręce na piersi. Draco uniósł brwi,
pokazując, że nie do końca zrozumiał jej słowa. – Funt to mugolska waluta –
wytłumaczyła.
– Granger, czy ty chcesz mi powiedzieć, że piję mugolską kawę? –
spytał dla pewności.
– Dokładnie.
Malfoy nie skomentował tego, tylko podniósł kubek i powąchał
jego zawartość. Zapach napoju nie zmienił się, nadal był piękny i aż prosił,
żeby upił kolejny łyk tego cuda. Nawet, gdyby chciał sobie wmówić, że to pachnie
gorzej niż wymiociny Goyle'a, kiedy pewnego dnia zjadł za dużo słodyczy (cały Slytherin z szokiem przyjął, że jego żołądek ma jakikolwiek limit) i smakuje
jak gotowane skarpety Filcha, to i tak na nic by się to zdało. Zakochał się w
mugolskiej kawie od pierwszego łyka. Nie wiedział, czemu Granger odważyła się kupić ją do jego
firmy, ale zapewne spodziewała się jego zdziwienia, albo nawet złości. I choć
mieszały się w nim dziwne uczucia, których nie potrafił nazwać, postanowił ją
oszukać.
– To cudownie – odparł. Jego głos brzmiał tak szczerze, że
mógłby sam siebie oszukać. – Jest pyszna – wyznał, chociaż gdyby nie chęć
odegrania się na Hermionie, która koniecznie chciała utrzeć mu nosa, zostawiłby tą informację dla siebie.
– Naprawdę? – wyjąkała z jawnym zdziwieniem, na co Draco
uśmiechnął się pod nosem.
Zagrałaś ostro, Granger, ale na mnie nie ma mocnych. Jeden do
zera – pomyślał z zadowoleniem blondyn.
– Nie, na niby – odpowiedział. – Weź ten rachunek i idź do
pani Uroczej, niech to przeliczy na czarodziejską walutę – dodał na koniec, po
czym upił łyk kawy.
Hermiona wyszła z jego gabinetu zdziwiona, ale nie
rozczarowana. Mimo wszystko była zadowolona, że mugolska kawa posmakowała
Malfoyowi. Od zawsze lubiła przekazywać czarodziejom cząstkę świata
niemagicznego. Fakt, że czystokrwisty i bardzo uprzedzony blondyn tak dobrze
zniósł to odkrycie było pozytywnym zaskoczeniem. Może jakimś cudem nie jest
taki, jak jego ojciec...? Hermiona szybko zrugała się w myślach. To, że wypił
mugolską kawę tak naprawdę niewiele znaczyło.
Chwilę później dziewczyna z niepewnością zapukała w drzwi,
które prowadziły do gabinetu Teresy Hunter.
– Wejść. – Usłyszała niechętne warknięcie kobiety. Weszła do
środka. Gabinet księgowej wyglądał tak samo jak jej własny, ale przez aurę
bijącej od niej wydawał się być mroczny, mimo faktu, że w środku było jasno. –
O, to ty. Czego tu? Nie masz własnych zajęć? – spytała opryskliwie.
– Pan Malfoy mnie tu przysłał – odparła. Twarz pani Teresy
nie zmieniła się ani trochę, ale Hermiona z zadowoleniem spostrzegła, że
kobieta potem zachowywała się trochę przyjaźniej. Różnica była niestety ledwo
dostrzegalna. – Prosił, aby to przeliczyć na galeony.
Księgowa spojrzała na paragon, po czym przepisała ilość
wydanych pieniędzy. Następnie sprawdziła coś w swoim czarnym, nudnym kajeciku i
sprawnie zaczęła liczyć. Po chwili dała karteczkę, na której znajdowały się
dokładne wyliczenia. Hermiona cicho podziękowała i wróciła do królestwa
Malfoya. Blondyn oddał jej pieniądze, po czym oddelegował ją do nowego zadania.
Miała napisać ogłoszenie do Proroka Codziennego o poszukiwaniu pracowników do
remontu przyszłego sklepu z eliksirami oraz kolejnych warzycieli. Na listy kazał jej odpowiedzieć kolejnego dnia. Zadanie to
nie zajęło jej wiele czasu, więc do godziny dwunastej zdążyła to zrobić i udać
się do redakcji gazety. Do firmy wróciła akurat na przerwę, na której obiecała się stawić. W drzwiach jej gabinetu minęła się z Draco, który
codziennie w czasie godzinnego odpoczynku udawał się gdzieś poza gmach Malfoy
Company, by wrócić do niego około godziny trzynastej.
Hermiona odłożyła swoje rzeczy, po czym udała się na
dziewiąte piętro, które było wypełnione wieloma ludzkimi głosami. Kiedy weszła
do środka, jej oczom ukazało się wielu ludzi. Pierwsze dwadzieścia minut
Hermiona poznawała nowe osoby. Było ich na tyle dużo, że nie zapamiętała prawie
niczyjego imienia. Potem z rumieńcem na twarzy słuchała pochwał odnośnie
pysznej kawy, którą kupiła. Po upłynięciu kolejnych kilku minut zrobiła sobie
kubek herbaty i usiadła w pobliżu Notta, który rozmawiał z jakąś kobietą po
czterdziestce. Towarzyszyły im jeszcze dwie młode kobiety, które na oko mogły
mieć odpowiednio dwadzieścia pięć i dwadzieścia osiem lat. Niestety, były jednymi z wielu, których imienia nie zdołała zapamiętać. Konwersacja
dotyczyła problemów małżeńskich najstarszej z rozmówczyń Teodora. Panna
Granger, która z początku tylko przysłuchiwała się dyskusji była pod wrażeniem.
Każde wypowiedziane przez niego słowo, każda porada tylko potwierdzały to, że
Nott jest niezwykle inteligentny. Zawsze miał rację. Hermiona w pewnym momencie
dołączyła do rozmowy, doradzając kobiecie (Mary, jak się później okazało), że w
odbudowie małżeństwa potrzebny jest czas i nic nie można naprawić od razu. Dwie
dziewczyny pokiwały, potwierdzając jej słowa.
Kiedy wybiła godzina trzynasta, wszyscy zaczęli wychodzić z
pomieszczenia, a do środka zaczęły wchodzić nowe osoby.
– Godzina przerwy zależy od tego, jaki eliksir kto warzy i
kiedy może opuścić stanowisko – wytłumaczył jej Nott, kiedy czekali aż winda
prztransportuje wszystkich warzycieli na ich piętra.
– Mogłam się tego domyśleć – odpowiedziała mu.
– Niby tak, ale zawsze lepsza jest stuprocentowa pewność niż
domysły, nie sądzisz? – powiedział, uśmiechając się przy tym z
zadowoleniem. Dziewczyna niechętnie musiała przyznać, że miał rację. Znowu. Nie
miała pojęcia, jak on to robił, ale zazdrościła mu tej zdolności.
Chwilę później Hermiona weszła do swojego gabinetu. Nie
zdążyła usiąść za biurkiem, kiedy Malfoy wszedł do środka. Bez słowa poszedł do
siebie.
– Granger. – Usłyszała kilka sekund później. Draco stał w
progu, a w dłoni trzymał plik kartek. Podszedł do jej biurka i położył
dokumenty na ciemnym blacie. – Zrób mi kawy, a potem się tym zajmij.
Dziewczyna kiwnęła.
.*.
Dochodziła godzina czternasta. Hermiona, która całkowicie
skupiła się na swojej pracy, nie czuła upływu czasu. W pewnym momencie doznała
wrażenia, że słyszy... dziecko. Dziewczyna zmarszczyła brwi i odłożyła pióro.
Wytężyła słuch, oczekując kolejnych dźwięków. Zamiast tego dostrzegła, że przed
jej drzwiami ktoś stoi. W tym momencie klamka się poruszyła, a do środka weszła
młoda kobieta z wózkiem.
– Dzień dobry – mruknęła zdziwiona szatynka na przywitanie.
– Dzień dobry – odpowiedziała. – Draco u siebie? –
spytała sucho.
Hermiona popatrzyła na dziewczynę. Miała średni wzrost i była
szczupła. Jej lekko falowane włosy sięgały łopatek. Znała ją – to była Astoria
Greengrass, Ślizgonka z jej roku*. Potem panna Granger przeniosła swój
wzrok na dziecko siedzące w wózku. Mała dziewczynka miała oczy, które kształtem
przypominały oczy Astorii. Różniły się od siebie tym, że tęczówki dziewczyny –
mimo że niebieskie, tak jak te należące do dziecka – miały ciemniejszą barwę.
Na główce dziewczynki, jak wywnioskowała Hermiona po słodkiej, różowej
sukieneczce, którą miała na sobie, rosły jasne, blond włosy.
Nie wiedziała, ile tak wpatrywała się w dziecko, ale w pewnym
momencie Astoria chrząknęła zniecierpliwiona.
– Tak, jest u siebie – odpowiedziała na wcześniej zadane
pytanie. Dziewczyna wraz z wókiem skierowała się w stronę drzwi.
Kiedy obie zniknęły w gabinecie jej szefa, jedna myśl ciągle
świtała w jej głowie.
Nie wiedziałam, że
Malfoy ma córkę z Greengrass...
* Na potrzeby opowiadania postarzyłam obie siostry Greengrass o dwa lata.
* Na potrzeby opowiadania postarzyłam obie siostry Greengrass o dwa lata.
Czytaj dalej – x
______________
Cześć! :D
Wreszcie przybywam z rozdziałem! Z niego samego jestem dosyć zadowolona, nawet jest dłuższy od poprzednich. Jedyne, co bym poprawiła to czas, jaki zajęło mi pisanie.
Jak tam samopoczucie? Ja aktualnie jestem w głębokiej melancholii na myśl, że to koniec laby. Minuta ciszy dla wakacji [*].
A teraz niespodzianka, tak jak obiecałam. Może już ktoś zauważył (jeśli był w zakładce opowiadania), że coś uległo zmianie... A mianowicie – ilość planowanych rozdziałów! Z 20 na 25. Oznacza to powrót do moich pierwotnych planów :)
Mam szczerą nadzieję, że rozdział spodobał się Wam <3
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Ps. Nie zapomnijcie o Dramione Awards!
I jeżeli ktoś jest ciekawy, co kryją odmęty mojej, co tu kryć, ogromnej galerii zapraszam na nominację 10 zdjęć :)
Genialny rozdział! Pokochałam to opowiadanie tak jak poprzednie. Niecierpliwie wyczekuję nexta i ubolewam nad końcem wakacji. Weny
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤ Bardzo się cieszę!
UsuńJa też ubolewam :c
Nie! To NIE może być córka Draco ;-; Ona na pewno wysnuła złe wnioski...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam
KH
Nigdy nic nie wiadomo... :D
UsuńRównież pozdrawiam,
Feltson
Miesiąc nie było rozdziału! Mam nadzieje ze szybko to odpokutujesz. Nie no śmieje się. To nie jest jego córka, jestem tego pewna! Mam nadzieje ze Harry z Ginn wyjadą.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny.
Pozdrawiam i weny życzę,
MadzikM
Wiem, przepraszam :'c Też nie jestem zadowolona z tego faktu :/ Ale następny postaram się napisać w miarę szybciutko :D
UsuńSkąd taka pewność...? :P
Wszystko okaże się w następnej notce :)
Również pozdrawiam,
Feltson
Wow, ty to masz talent dziewczyno. Nie mogę się doczekać następnego. I proooszę niech to nie będzie córka Draco, pliiis. Niech się okaże że był w zakłamaniu i jak był z Greengrass to ona go zdradziła i miała wpadkę a teraz go oszukuje żeby płacił alimenty... błagam cię, to nie może tak być ...
OdpowiedzUsuńAle rozdział superaśny :)
Pozdrawiam :*
PS.
Dostałaś mojego maila bo troche mam kłopoty z pocztą i nwm czy doszedł?
Dziękuję ❤
UsuńPomysł całkiem niezły, ale w głowie mam ciut inną koncepcję... Nie mniej jednak to ciekawa idea.
Sprawdziłam, mail doszedł. Jutro dostaniesz odpowiedź :D I przepraszam, zapominam sprawdzać skrzynkę :c
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Zapraszam cię do mnie, gdzie pojawił się już prolog :)
UsuńOczywiście wpadnę c:
UsuńŚwietny rozdział! Teodor jest moim zdaniem super :) Jestem ciekawa czy Ginny z Harrym wyjadą. No ale najbardziej ciekawi mnie wątek Rona i tej pięknej polki :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!
Pozdrowionka i dużo weny życzę! :3
Dziękuję :D ❤
UsuńPóźniej się wszystko wyjaśni :P
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
1. Hermiona miała ochotę podejść do niej i powiedzieć jej, że nie wyglądała tak z własnej woli, ale powstrzymała się i nie zrobiła tego. – Skoro się powstrzymała, to wiemy, że tego nie zrobiła ;)
OdpowiedzUsuń2. Jakimiś mazidłami, których nie znał… – uśmiechnęłam się, jest bardziej realistycznie dzięki takim wtrąceniom.
3. Myślę, że skoro są już dorośli, nazywanie ich „chłopak” i „dziewczyna” nie jest trochę na miejscu, szczególnie ten chłopak. Mężczyzna byłby lepszy ;)
4. Jestem ciekawa, jak Hermiona poradzi sobie z „uwodzeniem”.
5. List Rona cudowny, tak mi pasuje do niego.
6. Haha, plan z kawą. Draco musiał się nieźle zdziwić, ciekawe jak zareagują na to inni.
7. Dziewczyna kiwnęła – dopisz głową, okay?
8. Nawet jeśli to jest córka Draco, to i tak fajnie, bo będzie ciekawie. A jeśli nie – to nieporozumienie również fajnie wpłynie na fabułę ;)
Ja bym Ci radziła dowiedzieć się trochę więcej o pracy sekretarki, żeby przydzielić jej też inne zadania. Nie będzie monotonnie.
Rodział strasznie mi się spodobał :*
Pozdrawiam i czekam na następny <3
ZAPISAĆ KOM!
Dziękuję ❤ Bardzo się cieszę, że podobało Ci się :D
UsuńJak dla mnie dziewiętnastolatkowie jeszcze nie są aż tak dorośli, ale oczywiście postaram się przestawić na mężczyznę/kobietę :) Tamto zostało mi po Zenicie :P
Oczywiścię, podopisuję :)
Mam jeszcze parę pomysłów w zanadrzu, więc może nie będzie aż tak źle :P
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Bosz, bez tego zapisać kom, to było dla mnie xd
OdpowiedzUsuńSorry, że za bardzo się czepiam ;)
Hah, nic się nie stało :P
UsuńI czepiaj się, jeśli chcesz - mnie to bardzo pomaga, a nawet czasem motywuje :)
Świetny pomysł na opowiadanie. Ciekawi mnie dalszy rozwój sytuacji. Napisz kiedy będzie nowy rozdział <3
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤
UsuńInformacje o tym możesz znaleźć z boku w "Przepowiedniach", tam zazwyczaj wpisuję datę nowych rozdziałów :)
Pozdrawiam,
Feltson
Wpadłam tu przez Stowarzyszenie Harry'ego Pottera.
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie czytało mi się ten rozdział c: Masz lekki i przyjemny styl pisania, fajnie wplatasz dialogi w fabułę.
Co do postaci to raczej standardowo uderzyłaś - Hermiona tonie w papierach i stara się być przykładną sekretarką jak kiedyś była przykładną uczennicą, a Malfoy, jak to Malfoy, wykorzystuje to, że "on jest tu panem" c: Może to i dobrze, w końcu przyjazny, ciepły jak kluchy Draco i ostra, zadziorna Hermiona jakoś mi nie współgrają xD
Co do fabuły to widziałam już kilka Dramione o sekretarkach, ale to nie powód, żeby nie przeczytać Twojej. W końcu każdy pomysł czymś się różni; mogą to być drobnostki, ale dobre i to.
Jestem ciekawa, czy Ginny dostanie się do drużyny i co tam w trawie piszczy u Rona :D
No i co z tym dzieckiem? xD To własność Draco? :D
Czekam na dalsze rozdziały i zapraszam do siebie ^^
poznyluty
https://tale-as-old.blogspot.com/
Dziękuję ❤
UsuńMogę zdradzić, że od innych Dramione o sekretarkach, moje będzie się różnić. Może na razie nie będzie to widoczne... Ale później, jak najbardziej :D
Rzeczywiście, takie uderzenie w postacie jest według mnie najlepsze :)
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Wreszcie nadrabiam zaległości. Wiem, trochę mnie tu nie było...
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał. Hermiona wykazała się sprytem i zaimponowała pracownikom. Fajnie, że Harry i Ginny podążają za marzeniami. Może Hermiona też osiągnie to, co chce?
Zauważyłam błąd Harrym zamiast Harry'm :)
Pozdrawiam
Arcanum Felis