niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 27: Z myślą o tobie

Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 27: Z myślą o tobie

Uczucie: Zawstydzenie, ambicja, zaufanie



Jeszcze tego samego dnia, kiedy odbyła się próba tańca, Draco stanął w pustym Pokoju Wspólnym. Nie było nikogo, nie licząc jego samego. Zdziwiony chłopak spojrzał na kartkę z grafikiem. Nie wisiała pod nią notka o żadnym spotkaniu prefektów. A poza tym był poniedziałek – spotkania nigdy nie odbywały się w poniedziałki. Blondyn nie miał pojęcia, co się stało, ale cisza w salonie wręcz mu przeszkadzała. Poszedł więc do swojego pokoju, stwierdzając, że brzęczenie muchy nie poprawia mu humoru, tylko go pogarsza. Zamknął się więc w swoich czterech ścianach i z nudów począł polerować swoją miotłę.
Nie miał pojęcia, że w tym czasie reszta prefektów wróciła do Wieży.
– O, jak pusto – stwierdziła Ramona, wchodząc do pomieszczenia. – Nie ma naszego blondaska?
– To bez znaczenia – mruknęła Hermiona. Jakoś nie miała ochoty spotkać się z nim, szczególnie po lekcjach tańca, z których wyszła czerwona, jak burak... Niekoniecznie ze zmęczenia.
– Ale ten pomysł jest genialny, nie sądzicie? – spytała Amber, wracając do poprzedniego tematu rozmowy. Ramona westchnęła tylko.
– Pewnie, że fajny! – rzekła ochoczo Pansy. – Szkoda tylko, że reszta nie ma takiego szczęścia, jak on...
– Ale to przecież nie ich wina... – zauważyła Hermiona. – Swoją drogą, to trochę dziwne, że prawie wszyscy urodzili się w wakacje...
– ... albo w święta – dokończyła Pansy, krzywiąc się lekko. – Ale to mniej ważne.
– Żadne: mniej ważne. Czuję się trochę poszkodowana! – Ramona założyła ręce. Oczywiście, wiedziała, że swojego losu nie zmieni, dlatego zbytnio jej to nie denerwowało. – A teraz idę wziąć diabelsko gorącą kąpiel, to może pozbędę się tych zakwasów. – Zaczęła kuśtykać w stronę schodów do dormitoriów dziewcząt. – Dobranoc!



.*.*.*.*.*.*.*.



Mimo że owutemy zostały napisane w maju, a był początek czerwca, nauczyciele nadal byli nieznośni. Co prawda nie zadawali prac domowych (wtedy to już nie byliby nauczyciele, tylko demony) ale nadal wymagali od siódmoklasistów wiedzy, myślenia i przyswajania nowego materiału. Profesor Levis była pod tym względem najgorsza – tak jak obiecała na początku roku, uczyła ich dodatkowych zaklęć, które „są niezbędne do ich przyszłego życia". Do tej pory Malfoy nie zapamiętał niczego, bo stwierdził, że tłuczek do ziemniaków może kupić, a nie transmutować.
W piątek wszyscy poczuli się wolni. Draco także, choć humoru nie miał dobrego. Wszystkie skumulowane w nim uczucia zdecydowały, że chłopak poszedł przelecieć się na miotle. To zawsze go odprężało – a gdy to nie pomagało, chodził zdrzemnąć się do biblioteki. Blondyn leciał w stronę jeziora sąsiadującego ze szkołą, a wiatr przyjemnie go orzeźwiał. Spojrzał na wodę rozciągającą się przed nim. Niemal od razu dostrzegł Wyspę Zakochanych. W jego głowie pokazał się obraz Hermiony siedzącej na trawie i słuchającej jego opowieści... i wtedy, całkiem niespodziewanie, uderzyła go pewna myśl. Pomysł, który bardzo mu się spodobał, tak bardzo, że musiał zwolnić, bo myśli go pochłonęły. To było genialne i musiał to stwierdzić, mimo że jego wrodzona skromność na to zazwyczaj nie pozwalała.
– Merlinie! – krzyknął Draco, kiedy nagle poczuł trzepnięcie w ramię. Obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, ale nikogo nie zauważył.
– Jaki Merlinie, to tylko ja! – Usłyszał za plecami. Blondyn obrócił się na prędce, powracając do poprzedniego stanu.
– Blaise – warknął – nie rób tego więcej. Jasne?
– Jak słońce. – Kiwnął ochoczo. – Ale wybacz, wprost nie mogłem się powstrzymać. Rzadko się widuję ciebie zamyślonego, ale zdecydowanie lepiej wyglądasz, kiedy jesteś trzeźwy.
– Przecież jestem trzeźwy...
– Znaczy, kiedy myślisz trzeźwo... No wiesz, nie bujasz w obłokach i w ogóle... Niby teraz też bujasz w obłokach, ale... Och, no wiesz, o co chodzi. – Blaise wpadł w słowotok, a Draco tylko na niego, mając przy tym grymas, jakby był obrzydzony. – A może zmieńmy temat?
– Wydaje mi się, że ostatnie zdanie było najnormalniejsze – stwierdził Malfoy, na co Zabini przewrócił oczami. – A więc, o czym chcesz porozmawiać?
– Nie zaczyna się zdania od "więc".
– Od kiedy tyś taki mądry, co? – zakpił Draco, którego uwaga nieco zdenerwowała... Nie mówiąc już o tym, że był zły na przyjaciela, a miał swoje powody, zresztą bardzo słuszne.
– Od kiedy moją dziewczyną jest fontanna inteligencji... Ale to i tak nic z ofiarą, na którą polujesz ty... Może ona w końcu nauczy cię kultury i poprawnego odzywania się? – rozmarzył się Zabini, a Draco przewrócił teatralnie oczami. – Och, widzę, że nie masz niezbyt dobry humor... Ale nie martw się, ja o wszystkim pamiętam! Wszystkiego najlepszego, starcze! – zawołał ochoczo po chwili, wyciągając z kieszeni pudełeczko z czarną wstążką. – Ale może zanim go odpakujesz, wylądujemy?
– Dobry pomysł – przyznał Draco. Kiedy znaleźli się na ziemi, Blaise wręczył mu pudełko. – Dziękuję – powiedział. 
– Nie ma za co – przyznał Blaise. – Życzę ci dużo odwagi, tchórzu, siły psychicznej i żebyś był mniej nieznośny. 
– I nawzajem.
– Ale ja nie mam urodzin.
– Ale też jesteś nieznośny.
– Och, skończ z tymi komplementami... Lepiej otwieraj! – Kiwnął w stronę prezentu. Blondyn odwiązał wstążkę i zdjął wieczko. Jego oczom ukazał się ładny, elegancki, srebrny zegarek. Draco delikatnie wyjął go z pudełka i założył go na lewy nadgarstek. Bardzo mu się podobał. – Czekaj, skąd tam się to wzięło? – Usłyszał pytanie przyjaciela. Blondyn z początku nie zrozumiał, o co mu chodziło. Dopiero, kiedy Blaise wskazał na widoczny na horyzoncie kawałek interesującej go rzeczy. Na twarz Malfoya wpłynął półuśmiech.
– To Wyspa Zakochanych – powiedział, wzruszając ramionami. Oczy czarnoskórego rozszerzyły się.
– To ona istnieje naprawdę? – spytał zaskoczony, idąc do tyłu, żeby więcej zobaczyć. Blondyn pokręcił głową.
– Oczywiście, że istnieje! 
– Polećmy tam, jestem ciekawy jak tam jest! – zawołał Blaise z szerokim uśmiechem.
– O, nie! Nie polecę z tobą na Wyspę ZAKOCHANYCH, przykro mi – powiedział Draco, zaprzeczając głową.
– Nie, to nie. Zabiorę tam Amber.



.*.*.*.*.*.*.



Wieczorem Draco z Blaisem wrócili do szkoły. Blondyn trzymał swoją miotłę pod pachą. Jego oblicze zdobił szeroki uśmiech, który denerwował Zabiniego. Chłopak unikał jego pełnego satysfakcji spojrzenia jak ognia. Był winien przyjacielowi dziesięć galeonów, bo przegrał z nim wyścig dookoła szkoły... A wygrałby, gdyby przed metą nie odwrócił się i nie pokazał Draco języka... Być może wtedy zauważyłby drzewo i nie wleciałby w nie? A tak przegrał, miał dług w postaci dziesięciu galeonów i nauczkę na przyszłość w postaci podrapanej twarzy, zdartego kolana i zarysowanej rączki swojej kochanej miotły. 
– Draco, którą godzina? – spytał Blaise, a Draco zerknął na swój nowy zegarek, znajdujący się na lewym nadgarstku.
– Pięć po ósmej – odrzekł blondyn.
– Już? Jesteśmy spóźnieni! – zauważył zaskoczony Zabini. Malfoy tylko prychnął.
– Jak raz zjesz kolację w kuchni, to korona ci z głowy nie spadnie – stwierdził jak gdyby nigdy nic i zaczął bawić się krótką nitką, która wystawała z jego białej koszulki na krótki rękaw. – Pomijając już fakt, że nigdy jej tam nie było.
– A McGonagall? – spytał przelotnie czarnoskóry, kiedy stanęli przed portretem Cichej Charlotte, strzegącej wejścia do Wieży Prefektów. Chłopak założył ręce i z satysfakcją obserwował zmianę min u swojego przyjaciela. Rzeczywiście, był pierwszy piątek miesiąca, po dwudziestej i powinien teraz siedzieć i słuchać ględzenia dyrektorki na temat balu, a nie uświadamiać sobie, że powinien tam być.
– Cholera! – przeklął, ruszając w stronę najbliższych schodów. Zabini złapał go za ramię, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. 
– Zaraz, a co z miotłą? Chyba powinieneś najpierw ją odłożyć.
– Racja. – Kiwnął. – Jak śliwka w wywar – powiedział hasło, Cicha Charlotte ustąpiła.
Na twarz Draco wpłynęło zdziwienie tak dużo, że wyglądał, jakby pocałowała go sklątka. Nie zwrócił nawet uwagi na ciche "Co za przygłupy" wypowiedziane przez Blaise'a. Wszedł powoli do salonu udekorowanego zielonymi balonami. Spojrzał na stoły pełne ciastek oraz soków o różnych smakach. Wiedział, co to wszystko oznaczało – urządzono dla niego przyjęcie urodzinowe. Takie, jakiego nigdy nie miał. Owszem, kiedy był mały matka urządzała mu przyjęcia urodzinowe, ale nigdy ich nie lubił. Były sztywne, sztuczne i wymuszone. Ciągle musiał pilnować się, żeby nie zrobić czegoś niezgodnego z etykietą, śmiać się z nieśmiesznych żartów jego gości oraz męczyć się w eleganckich ubraniach. Zawsze chciał dobrze bawić się na swoich urodzinach, nie martwiąc się zasadami dobrego wychowania.
Wszyscy zebrani zamarli, kiedy zobaczyli blondyna stojącego w drzwiach. Nie taki był plan. Blaise miał go przyprowadzić na dwudziestą, a nie dwadzieścia minut po! Pansy miała już wychodzić, by ich szukać, kiedy raczyli przyjść. Szkoda tylko, że zamiast głośnego „Sto lat", Draco przywitała cisza. Panna Parkinson stała naprzeciwko zdziwionego blondyna, nie wiedząc jak naprawić sytuację, żeby wyszła w miarę naturalnie...
I wtedy Ramona zaczęła śpiewać planowane „Sto lat". Zaraz za nią melodię pochwyciła Hermiona, siostry Greengrass, a potem reszta zebranych Ślizgonów z siódmej klasy i prefektów. Draco zmieszał się trochę na ten widok, bo nigdy w życiu nie znalazł się w podobnej sytuacji. Jednak mimo wszystko cieszył się, że jego malutkie marzenie się spełniło...
Kiedy piosenka dobiegła końca, goście zaczęli wesoło klaskać, natomiast Draco wciągnięto na środek pomieszczenia. Wszyscy kolejno zaczęli do niego podchodzić, składać życzenia i wręczać prezenty. Blondyn po raz pierwszy miał wrażenie, że były one szczere, a nie uprzejme.
– Wszystkiego najlepszego, Malfoy – zaczęła Hermiona, która także dostała zaproszenie od Blaise'a i Pansy. – Spełnienia marzeń, planów, wielu prawdziwych przyjaciół oraz mnóstwo szczęścia – pożyczyła mu, po czym wręczyła prezent zapakowany w jasnozielony papier.
Chłopak przyjął go z uśmiechem. W tamtym momencie Hermiona nie wiedziała, co zrobić. Reszta gości w tym momencie albo (w przypadku chłopaków) podawali mu prawą rękę, albo (w przypadku dziewcząt) ściskali go w przyjacielskim geście. Dziewczyna nie chciała mu się narzucać, ale z drugiej strony odejście od niego tak po prostu wydawało się być mało naturalne i zbyt suche. Z dwojga złego, wolała odejść, nawet jeśli to miałoby być mało uprzejme. Draco podświadomie wyczuł jej zamiary, bo zrobił coś, czego kompletnie się nie spodziewała. Obrócił głowę delikatnie w bok i wypiął policzek w jej stronę. Gryfonka zbliżyła się do niego i cmoknęła go w jego blade oblicze. Dopiero wtedy odeszła od Malfoya, by Nott mógł złożyć mu życzenia. Ona natomiast próbowała ukryć różowe rumieńce, kwitnące na jej twarzy.



.*.*.*.*.*.



Urodziny Draco Malfoya bardzo zdziwiły Hermionę – dziewczyna była pewna, że będą podobne do jej... Ale w życiu nie spodziewała się, że będą wyglądały całkiem inaczej! Pansy z Blaisem bardzo się postarali, żeby spełnić małe marzenie chłopaka i zrobili mu urodziny, których nigdy nie miał... To naprawdę urocze z ich strony!
Bądź, co bądź, ale panna Granger w życiu nie spodziewała się mugolskich zabaw. No, prawie mugolskich, bo miały one czarodziejskie ulepszenia, ale zasady były te same.
Najpierw zagrali w kalambury. Osobą, która najlepiej pokazywała hasła był Blaise Zabini. Chłopak zadziwił wszystkich swoimi (czasem nawet kocimi) ruchami. Hermionie w głowie przemknął pomysł, że Zabini mógłby być aktorem. To jednak wiązałoby się z pracą w mugolskim świecie, a dziewczyna nie sądziła, żeby on był zdolny do takowego się przenieść. Ale byłby genialny w swoim fachu.
Potem grali w ciuciubabkę. Pansy zaskoczona tłumaczyła zasady Ślizgonom, którzy w ogóle pierwszy raz grali w coś takiego.
– Ale naprawdę nigdy w to nie graliście? – Dziewczyna nie dowierzała. Draco i Blaise stali dumnie za nią, gdyż oni wiedzieli wszystko na temat tej gry.
– Pansy, to mugolska gra – stwierdził Nott, wzruszając ramionami. Dziewczyna uniosła brew.
– Nie ma bardziej czarodziejskiej gry, Teodorze – rzekła, zakładając ręce. – To charłaki rozpowszechniły ją u mugoli. Oni grają z szalikami na głowach, my z rzuconym czasowym zaklęciem ślepoty. Czujesz różnicę?
Chłopak niechętnie kiwnął. Pansy miała rację  – na pierwszą osobę, która miała być ciuciubabką rzuciła zaklęcie czasowe zaklęcie ślepoty, które z dotknięciem innej osoby przechodziło na kolejnego. W czasie, kiedy kilka osób było ciuciubabką – co wyglądało trochę komicznie, gdyż niektórzy łapali kanapę, zamiast kolegów – Hermiona nie była nią ani razu. Dziewczyna była nadzwyczaj spokojna, chodziła najciszej jak potrafiła i w ogóle się nie odzywała. Ot, taka działająca taktyka, która na tle wrzasków i krzyków wydawała się być osamotniona. Hermiona nie przewidziała jednak, że ktoś już wcześniej rozpoznał jej taktykę i zamierzał zagonić dziewczynę do dalszej zabawy, tym razem na innej pozycji...
– Strzeżcie się! – zawołał Malfoy, kiedy poprowadzono go na środek. Kiedy gra się zaczęła, on nadal stał, nasłuchując czegoś uważnie. Po chwili podszedł do ściany, pod którą zazwyczaj krążyła Hermiona. Dziewczyna zamarła, wstrzymując oddech. Nie chciała być ciuciubabką, gdyż z tym wiązało się wspomnienie o złamanej nodze... Całe lato spędziła z gipsem na nodze! A teraz Malfoy polował na nią.
W momencie, kiedy chłopak zaczął iść w jej stronę, panna Granger zamierzała uciec, nie martwiąc się swoją „taktyką". Wtedy jednak było już za późno. Draco bez większego trudu złapał Hermionę w pasie, przyciągając ją do siebie, żeby mu nie uciekła. Dziewczynie nagle zrobiło się gorąco.
– Mam cię, Granger – rzekł z uśmiechem pełnym zadowolenia. 
– Skąd wiedziałeś, że to ja? – spytała, mrugając szybko. Zaklęcie zaczęło na nią już działać.
– Rozpoznałem twoje perfumy, a potem odzyskałem wzrok – wytłumaczył. – Poza tym, zdziwił mnie twój refleks... Na pewno jesteś obrońcą, co puścił tylko trzy gole w tym sezonie? – zapytał retorycznie.
Następnie zagrali w kilka małych gier, by na zakończenie wymyślić coś zaskakującego. Hermiona była pewna, że to z pewnością była inicjatywa Zabiniego, żeby wymyślić podobną zabawę. 
– No to bawimy się w taniec na „Proroku"! – zawołał zadowolony z siebie. – Każdy chłopak bierze stojącą po lewej dziewczynę i jedziemy! – Blaise przyciągnął zadowoloną Amber do siebie. Panna Granger spojrzała natomiast w swoje prawo. Nawet nie musiała patrzeć, kto jej się trafił, gdyż to było oczywiste. Los nie mógł podarować jej nikogo innego.
– Malfoy – rzekła cicho.
– Tak właśnie się nazywam. – Kiwnął jakby na potwierdzenie. – Chodź, Granger, wygrajmy to. – Wszedł na gazetę i ruszył dłonią w zapraszającym geście. 
– O, nie – powiedziała pewna siebie. – Wiesz, że potem ta gazeta będzie składana?
– No wiem.
– Czyli będzie mniejsza.
– Brawo, Granger, mądra z ciebie bestia.
– Och, ty nic nie rozumiesz! – Dziewczyna skrzywiła się, na co Malfoy tylko uśmiechnął się przebiegle. 
– Wiem, że się cykasz, ale... – Nawet nie dane było mu dokończyć, bo szatynka stanęła obok niego. Wiedział, że tak będzie. Wytknąć Gryfonowi tchórzostwo to najlepszy sposób, by do czegoś go zmusić.
Chwilę później zaczęli zabawę. Dla niektórych okazała się ona trudna, bo wiele par poodpadało jeszcze zanim gazety zostały złożone. Najdzielniej trzymały się cztery pary, chociaż i to nie mogło trwać wiecznie. Z wielkiej czwórki odpadli najpierw Pansy i Calvin, gdyż chłopak źle poprowadził dziewczynę. Zaraz za nimi wypadli Teodor Nott wraz z Dafne Greengrass, dokładnie z tego samego powodu. Do końca piosenki dotrwali Blaise i Amber oraz Draco i Hermiona. Kolejna melodia była wolna, dzięki czemu pozostali jeszcze na pakiecie mogli trochę odetchnąć.
– Składamy! – zarządziła Pansy, która zauważyła, że jest im jeszcze zbyt łatwo. Miejsca było akurat na jedną osobę. 
Blaise z Amber ledwo zamieścili się na kawałku gazety. Zabini jednak zdenerwował się, kiedy zobaczył, że blondyn wziął Granger na barana i spokojnie mieścili się na gazecie. Był coraz bardziej zdeterminowany, żeby wygrać.
– Wiesz, Granger... – odezwał się Malfoy po dłużej chwili milczenia. 
– Co? – spytała Hermiona, rozluźniając minimalnie uścisk na szyi chłopaka.
– Bo ja tak sobie pomyślałem...
– A to dobre!
– Przezabawne – skomentował uwagę dziewczyny zrzędliwym tonem. – Pomyślałem sobie, że moglibyśmy...
– Wyszła poza gazetę! – zawołała Ramona w czasie, kiedy chłopak chciał dokończyć zdanie. – Amber wyszła! Wygrali Hermiona i Malfoy!
W pomieszczeniu rozniosły się oklaski. Panna Granger zeszła z pleców kolegi, zastanawiając się, co chciał powiedzieć. Niestety, nie dane było jej się dowiedzieć, chociaż bardzo chciała. W ciągu dziesięciu minut posprzątali cały bałagan, jaki narobili, a ona w tym czasie zastanawiała się, czy podejść do Malfoya i spytać go o dokończenie zdania. Jednak duma nie pozwalała jej podejść bliżej niego.
Wieczorem, zanim zasnęła, zastanawiała się nad tym, czego Malfoy nie zdążył powiedzieć.



.*.*.*.*.



Jak się okazało następnego dnia zebranie prefektów wyjątkowo miało odbyć się nie w piątek, a w sobotę. 
Kiedy Draco obudził się rano, miał wyśmienity humor. Wczorajszy wieczór był dla niego bardzo udany. Jeszcze nigdy nie bawił się tak dobrze na własnych urodzinach. Chłopak z zadowoleniem usiadł na swoim łóżku i zobaczył stertę zapakowanych prezentów, które dostał wczoraj. Ciekawość wygrała małą bitwę z lenistwem, przez co Draco wstał i podszedł do paczek, które zostawił na komodzie. Dostał drobiazgi – książki, nowy zestaw do polerowania mioteł od Pansy, swoje ulubione, drogie perfumy od sióstr Greengrass, czy samozawiązujący się czarny krawat od Notta. Jednak najbardziej zadziwił go prezent, który dostał od Granger – a było to... zdjęcie. Jego zdjęcie, które zrobiła mu w Święta, przy choince. Miał założone ręce – z czego w jednej trzymał bombkę – a także uniesioną prawą brew i podbródek. Jego twarz zaszczycał arogancki uśmiech. Blondyn machinalnie odwrócił ramkę ze zdjęciem, żeby zobaczyć, czy z tyłu jest coś jeszcze. Intuicja go nie zawiodła, bo przyklejona była jeszcze karteczka z napisem: „Wesołych Świąt. Hermiona Granger". Malfoy jeszcze raz spojrzał na fotografię. Dziwnie było dostać od kogoś zdjęcie samego siebie... Jednak z drugiej strony to była świetną pamiątka jednych z najlepszych Świąt w jego życiu, mimo że spędzonych z ówczesnym wrogiem. A mogłaby być idealną gdyby była na niej także Hermiona...
Draco przypomniało się jego nieprzemyślane pytanie – albo raczej jego początek – kiedy tańczył z Granger na plecach. Jego pomysł był dosyć ciekawy... Nie miał pojęcia, jak zareagowałaby na niego racjonalna dziewczyna. Z jednej strony w życiu nie przyjęłaby jego propozycji, ale z drugiej to mogłoby się im udać. I był pewien, że ona – mimo licznych przeszkód, które mogłyby się im napatoczyć – zgodziłaby się z nim. A może nie? Kto by to wiedział...
Sama Hermiona natomiast zastanawiała się cały wieczór i cały poranek nad tym, czego Malfoy nie zdążył jej powiedzieć. Jego ton nie wskazywał na to, że to było coś błahego, a wręcz przeciwnie! To było coś poważnego i miała tego świadomość. Tylko co to było? Nie miała zielonego pojęcia. Każda wymyślona przez nią wersja zdarzeń była kompletnie idiotyczna i niemożliwa. Czasem sama dziwiła się, że wymyśliła coś podobnego. 
Po urodzinach Malfoya – mimo tak wielkiej liczbie zbliżeń – Hermionie najbardziej dawało się we znaki właśnie to niedokończone zdanie. Gryfonka postanowiła jednak odpuścić sobie myślenie na ten temat. Cokolwiek chciał Malfoy, zapewne było to głupie, jak zwykle. Tak więc na śniadanie poszła z „pustą i spokojną" głową.



.*.*.*.



Draco po obiedzie wyciągnął Blaise'a na spacer po błoniach, chcąc porozmawiać z nim na temat swojego pomysłu. Wolał zrobić to na otwartej przestrzeni, obawiając się, że ktoś mógłby ich podsłuchać. Może to i było głupie, ale nie uśmiechało mu się być na ustach całej szkoły... Znowu.
– Jesteś tego pewien? – spytał Blaise poważnie, na co pewność Draco nieznacznie zmalała.
– Dlaczego miałbym nie być tego pewny? – Blondyn wzruszył ramionami.
– Tak tylko pytam. To, wbrew pozorom, poważna decyzja i to może mieć swoje konsekwencje – zauważył Zabini. – I oczywiście musisz być tego naprawdę pewny, bo inaczej to nie będzie miało sensu.
– Jestem – oznajmił Draco. – Po wczorajszym wieczorze jestem tego pewny.
– Po wczorajszym wieczorze? – zdziwił się czarnoskóry.
– Tak – odparł lekko blondyn. – Nawet chciałem ją o to spytać, ale...
– Ale co?
– ... ale twoja dziewczyna musiała zleźć z tej głupiej gazety.
Blaise zachichotał wrednie.
– Draco... Jeszcze nie wszystko stracone! Zobacz, kto siedzi na kocyku pod wierzbą...
Draco spojrzał w stronę drzewa, o którym wspomniał jego przyjaciel. Miał rację – w jego cieniu, na kocu, siedziała Granger, Potter i dwóch Weasleyów. Malfoy przez chwilę zastanowił się nad niemym wyzwaniem Blaise'a, który spojrzeniem wręcz zmuszał go, żeby podejść do szatynki i spytać ją o intrygującą go rzecz. A blondyn przyjął owe wyzwanie, gdyż stwierdził, że nie ma co czekać.
– Dobry pomysł – rzekł, ruszając ku czwórce przyjaciół.



.*.*.



– Już niedługo koniec roku... – zauważył leżący na kocu Harry. Jednym ramieniem przytulał do siebie Ginny, która z chęcią ulokowała swoją głowę na ramieniu ukochanego. – Niecały miesiąc i kończymy szkołę...
– No tak, zostawicie mnie samą – rzekła panna Weasley i mocniej przytuliła się do Pottera. Jakoś nie mogła wyobrazić sobie Hogwartu bez swojego chłopaka, przyjaciółki i brata... 
– Och, Ginny, nie zostaniesz sama. Będzie z tobą Luna. – Ron, który także wylegiwał się na kocu, spojrzał w stronę przytulającej się pary. 
– Tylko ona mnie nie zostawia...
– Nie przesadzaj – przerwał jej Harry. – Twój brat powiedział, że słabo mu poszły owutemy, może zostanie z tobą... Kto wie? 
– Harry, Ron może mieć nawet zero procent, a i tak go przepuszczą. Tylko wątpię, żeby zatrudnili go gdziekolwiek z takim wynikiem. Podobno nawet, żeby zostać sprzątającym w Ministerstwie Magii trzeba mieć zaliczone co najmniej dwadzieścia procent z każdego przedmiotu – odezwała się Hermiona, która jako jedyna z towarzystwa siedziała, obejmując przy tym swoje kolana i wpatrując się w jezioro. Ron cicho westchnął na jej słowa. 
– Nie ma w tym kraju miejsca dla ludzi z moim wykształceniem – zażartował cicho, na co pozostała trójka roześmiała się.
– A właśnie... A propos Ministerstwa, to ja już wiem, kim chcę zostać – zaczął Harry z dumą w głosie. – Zostanę aurorem. Już jestem tego pewien na sto procent.
– A ja zastanawiam się, czy chcę pracować w Ministerstwie... Ostatnio George zaproponował mi, żebym pomógł mu w sklepie... – Ron wzruszył ramionami.
– Szlachetne plany, chłopaki – stwierdziła Ginny. – A ty, Hermiono? Co zamierzasz?
Hermiona powoli spojrzała na przyjaciół. Jeszcze nie wiedzieli, że chciała najpierw odnaleźć rodziców, a dopiero potem zając się poważną pracą w Anglii. Nie chciała ich na razie zapoznawać z tyn planem, bo była pewna, że pewnie odwiedliby ją od tego pomysłu. Nie mieliby takiej postawy, jak Malfoy – którego zdanie mało ją obchodziło – i na pewno po prostu by się nie zgodziliby. Zachęcaliby ją, żeby najpierw miała stabilniejszą sytuację i dopiero wtedy wyruszyła na poszukiwania. A ona tego nie chciała. 
– Jeszcze nie wiem... Ale ciągnie mnie do Departamentu Przestrzegania Prawa – powiedziała. 
– Nadawałabyś się. – Usłyszała męski głos. Odwróciła się przodem do właściciela owego głosu, mimo że doskonale wiedziała kto to. 
– Skąd wiesz, Malfoy? – spytał przekornie Ron, który podniósł się na łokciu, podobnie jak Harry. 
– Tak czuję. – Wzruszył ramionami z obojętnym wyrazem twarzy. – Musimy pogadać – zwrócił się do Hermiony. Przyjaciele dziewczyny patrzyli ze zdziwieniem to na nią, to na Malfoya. 
– O czym?
– Powiem tak: to rozmowa w cztery oczy. Powiem ci, ale nie tu. Dasz mi chwilę?
Hermiona popatrzyła na niego uważnie. Blondyn był poważny, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Ostatecznie dziewczyna kiwnęła głową i wstała z koca. Wraz z Malfoyem odeszła kilkanaście metrów dalej, odprowadzona czujnymi spojrzeniami przyjaciół. Stanęła w miejscu, gdzie mogła bezpiecznie porozmawiać z blondynem, nie martwiąc się, że przyjaciele ją usłyszą... Nie miała zielonego pojęcia, o czym chciał z nią mówić, a nie chciała ich martwić. Jednak jeżeli chodziłoby o coś mało ważnego, powiedziałaby im.
– O co chodzi? – spytała, kiedy zatrzymali się w cieniu dębu. Draco spojrzał w bok, gdzie trójka Gryfonów niemal pożerała go spojrzeniem. Z satysfakcją stwierdził, że z tej odległości nie będą w stanie nawet odczytać słów z ruchu jego warg. Oczywiście, był świadomy, że Granger wszystko im wygada... Ale niech się jeszcze pomęczą.
– Mam dla ciebie propozycję – odparł, patrząc jej w oczy. Dostrzegł, jak w ułamku sekundy na twarz dziewczyny wpłynęła czysta ciekawość.
– Jaką? – wypaliła.
– Dosyć poważną. Długo nad tym myślałem i ostatnio doszedłem do wniosku, że to już dawno powinno się stać. To już ostatni dzwonek, żeby to zrobić i...
– Malfoy – przerwała mu. – Wal prosto z mostu, proszę – powiedziała, kiedy niepewność i tajemniczość Ślizgona były zbyt przytłaczające.
– Mam nadzieję, że się zgodzisz, chociaż nie wymagam tego od ciebie. To twoja decyzja...
– Malfoy! – warknęła niecierpliwie Hermiona.
– Popłyń ze mną na Drugą Stronę Jeziora.
Hermiona miała wrażenie, że się przesłyszała. Czy Malfoy właśnie zaproponował jej odnalezienie Drugiej Strony Jeziora na własną rękę? Owszem, odkryli trzy Legendarne Miejsca Hogwartu, ale to były tylko przypadki! 
– Żartujesz? – sapnęła.
– A wyglądam, jakbym żartował? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Nie...
– I to jest odpowiedź na oba pytania – stwierdził, wkładając ręce do kieszeni spodni. – No więc? Zgadzasz się?
Panna Granger zaczęła analizować wszystkie za i przeciw. Z jednej strony było to niebezpieczna wyprawa, a z drugiej spełniłaby swoje marzenie do końca... A marzenia są po to, żeby je spełniać, czyż nie? Czemu by więc się nie zgodzić?
– Zgadzam się – powiedziała, uśmiechając się delikatnie.



.*.



Sobotnie zebranie przeszło bardzo sprawnie. Jak się okazało, jedna z najważniejszych rzeczy – muzyka – została w cudowny sposób załatwiona. Przyjaciele brata Calvina, którzy zaczynali swoją karierę muzyczną, uznali, że koncert w Hogwarcie pełnym młodzieży to dobra opcja, by rozsławić zespół. Weszli więc w to „w ciemno". Projekt dekoracji też był gotowy, próba tańca się odbyła. Do ustalenia właściwie zostało menu, chociaż to nie było trudne zadanie – plan był taki, że zlecą skrzatom przygotować to, co robiły zazwyczaj na podobne uroczystości. Najtrudniejsza praca czekała ich tuż przed samym balem, kiedy na ich głowie było przystrojenie całej sali, ale póki co nie przejmowali się tym.
Po ogłoszeniu przez McGonagall końca zebrania, Draco popatrzył na Hermionę znacząco. Dziewczyna doskonale wiedziała, o co mu chodziło, więc kiwnęła głową na znak zgody. Podeszli bliżej biurka pani dyrektor, ignorując spojrzenia reszty prefektów tłoczących się przy drzwiach.
– Chcielibyśmy z panią porozmawiać – zaczął Draco, kiedy w pomieszczeniu zostali sami wraz z kobietą.
– O co chodzi? Coś się stało?
– Właściwie to nie. – Hermiona spięła się. – Po prostu mamy do pani pytanie. – McGonagall popatrzyła na nich, chcąc stwierdzić, czy stało się coś poważnego.
– Ja i Granger chcielibyśmy popłynąć na Drugą Stronę Jeziora – dopowiedział blondyn. – I chcemy panią spytać, czy możemy. 
Dyrektorka popatrzyła na nich ze zdumieniem. Reszta uczniów z pewnością nie pytałaby o jej zgodę w podobnej sytuacji. Kobieta była pewna, że to sprawka Hermiony Granger, która była wyjątkowo sprawiedliwą, uczciwą i zasadniczą osobą.
– Przykro mi, ale nie mogę się na to zgodzić – stwierdziła ze smutkiem McGonagall. – To jest bardzo niebezpieczne.
– Proszę pani, jesteśmy pełnoletni, dobrze znamy się na magii i w dodatku nie pierwszy raz będziemy w podobnej sytuacji. Będziemy ostrożni. Niech pani nam pozwoli – poprosiła Hermiona, przerywając Malfoyowi, który chciał zabrać głos. Dziewczyna była świadoma tego, że była ulubienicą nauczycielki, więc postanowiła to wykorzystać.
– Zgoda – powiedziała kobieta po chwili zastanowienia. – Ale pod warunkiem, że najpierw zgodzicie się na moje warunki.
Hermiona wymieniła z Malfoyem zadowolone spojrzenia.
– Oczywiście, pani profesor.




_______________
Cześć!
Przepraszam za opóźnienie, ale cały weekend mam zapracowany, że ledwo się wyrobiłam... Mam nadzieję, że się podobało :) 
Kolejny rozdział za tydzień, ponieważ za dwa tygodnie nie będzie (mam zieloną szkołę i na 100% się nie wyrobię...).
Niektórzy z Was pytają mnie o nowe opowiadanie... Z pewnością będzie, ale więcej szczegółów będzie później :) A tak przy okazji – zna ktoś jakiegoś aktora, który mógłby „wcielić się" w Teodora Notta? :D
Pozdrawiam serdecznie, 
Feltson


17 komentarzy:

  1. To opowiadanie coraz bardziej mi się podoba :) ma w sobie to coś
    Szczególnie lubię to co tworzy się między Draco i Hermioną. Fajne urodziny mu wyprawili :) Nie przypuszczałam, że znają tyle mugolskich zabaw :D A prezent od Hermiony taki uroczy *.*
    Jestem ciekawa jakie warunki ma dla nich McGonagall
    Oczywiście czekam na next i życzę weny :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam na nowy rozdział
    http://simply-irresistible-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło! :* ❤
      Cieszę się, że podobało ci się :D
      Również pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  2. Genialne. Szkoda że to opowiadanie się kończy. Weny;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialnie! Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :) Życzę weny ~A

    OdpowiedzUsuń
  4. Super C: Następne miejsce się szykuje 💖 Uwielbiam. Chciałabym napisać coś więcej, ale mam randkę z matmą.
    Pozdrawiam i czekam,
    KH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, bardzo mi miło :D ❤
      Udanej randki :D
      Również pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  5. Jestem bardzo ciekawa warunków, jakie przedstawi im McGonagall.
    Uwielbiam to, w jaki sposób kreujesz głównych bohaterów. Uwielbiam opis ich obaw, nadziei i marzeń.
    I mam nadzieję, że wreszcie zaryzykują i wyznają swoje uczucia.
    No i nie mogę się doczekać Balu!
    Pozdrawiam ciepło, życząc czasu i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W prostocie tkwi siła... :)
      Dziękuję za tyle ciepłych słów ❤ :)
      Również pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  6. Jejunciu... Niech ten czas już szybciej leci, bo chcę przeczytać kolejny rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajny ten prezent od Hermiony :D tez uważam ze byłby idealny gdyby na zdjęciu była także ona :D
    Co do pytania Draco to myślałem ze ją zaprosi na jakąs randke hahaha
    Pozdrawiam i czekam na next! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uważam, ale niestety nie mieli żadnego wspólnego zdjęcia :c
      Było blisko, taka "pseudo-randka" :D
      Również pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  8. hej no to tak mega zajebisty blog (czytałam od początku więc wiesz ^^) opowiadanko mega zajebiste i wgl czekam na ciąg dalszy. no i pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie ❤ I również pozdrawiam! :D

      Usuń
  9. Dziękuję <3
    Akurat 28 rozdział już się pojawił (nie uzupełniłam "Czytaj dalej", moja wina) więc serdecznie zapraszam :)
    Zastanowię się nad nim :)

    OdpowiedzUsuń

Z całego serca dziękuję za każdy komentarz, który jest dla mnie kolejną dawką weny ♥

Theme by Mia