niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 24: Święto Bohaterów

Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 24: Święto Bohaterów

Uczucie: Melancholia, tęsknota, zapracowanie, dobroczynność



Ciche stukanie w drzwi sprawiło, że chłopak przebudził się. Z początku zdawało mu się, że dźwięk po prostu mu się przyśnił. Już zamierzał ponownie położyć głowę na niebiańsko miękkiej poduszce i zasnąć, kiedy pukanie ponownie dotarło do jego uszu. Jego pierwszą myślą było: „Zignoruj to i idź spać", drugą: „Ktokolwiek to jest, z pewnością nie da ci spokoju, dopóki mu nie otworzysz". Ta druga opcja wydawała mu się nieprzyjemnie prawdziwa, w końcu była niedziela.
– Właź, zmoro nieczysta – zawołał, nie podnosząc swej głowy z poduszki. Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, więc podniósł swoją głowę, by zaspanymi oczami zobaczyć, kto ośmielił się obudzić go w środku nocy.
Koło jego łóżka stanęła Hermiona Granger. Jej nie mógł ochrzanić za zakłócanie jego cennego spokoju. Wiedział, że odparłaby jego atak, a to skończyłoby się soczystą kłótnią. A on tego nie chciał – sam tego nie rozumiał, ale nie chciał jej ranić. Kiedy nazwał ją szlamą, sam poczuł jakieś ukłucie w sercu. Dlatego stał wtedy zdziwiony i wystraszony. Jego obelgi nigdy nie uderzyły w niego... Dlatego postanowił być teraz dla niej uprzejmy. 
– Co cię sprowadza w moje skromne progi, Granger? – spytał, ponownie kładąc głowę na poduszkę. Dziewczyna podeszła bliżej do jego łóżka. Założyła ręce na piersi, po czym spytała:
– Kiedy zamierzasz wstać?
Draco spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami. Czego ona od niego chciała? Była jeszcze noc, a ona go nawiedzała, zamiast poczekać, aż będzie należycie wypoczęty. Hermiona cały czas patrzyła mu odważnie w oczy, mając przy tym zaciętą minę. Jak zauważył Draco, nie rozglądała się po pomieszczeniu – wystarczająco dobrze znała ten pokój, żeby to robić.
– Rano – mruknął. Ona pokręciła głową. Podeszła do okna, znajdującego się przy biurku i odsunęła zasłony. Nagle w całym pomieszczeniu zapanowała taka jasność, że blondyn musiał zmrużyć oczy.
– Malfoy, jest już po dziesiątej – zaczęła. Chłopak westchnął ciężko, ponownie opadając na poduszki. – A jak sam z pewnością dobrze wiesz, ponad trzysta zaproszeń nie wypełni się samo...
– Och, nie... – wydał z siebie jęk. Kompletnie zapomniał o tych torturach, które miała zafundować mu dziewczyna. – Granger, daj mi jeszcze pięć minut...
– Na pewno nie! Ubieraj się, marsz na śniadanie i szykuj nadgarstki.
– Nie znęcaj się tak nade mną, proszę...
– Widzimy się za pół godziny – powiedziała wyraźnie, po czym wyszła z jego dormitorium.
Co ja robię ze swoim życiem? – pomyślał gorzko, zanim zwlekł się z łóżka. – Daję się terroryzować Granger...



.*.*.*.*.*.*.



Pół godziny później Draco wszedł do salonu. Wracał właśnie ze śniadania, na którym ociągał się, jak tylko mógł. Pogadał sobie z Nottem, zjadł, wziął dokładkę, zaczął zagadywać Milicentę i dopiero potem poszedł do Wieży Prefektów. W salonie dziewczyny już zaczęły rozpakowywać pióra, zaproszenia, powyjmowały butelki z atramentem. Chłopak skrzywił się, ale podszedł bliżej.
– Już myślałyśmy, że nie zaszczycisz nas swoją obecnością – odezwała się Amber. Draco uśmiechnął się do niej.
Nawet nie wiesz, jaką miałem ochotę, żeby to zrobić – pomyślał.
– Niespodzianka, Parker – powiedział zamiast tego, zaglądając Pansy przez ramię, żeby zobaczyć, ile zaproszeń było do uzupełnienia. Od cholery, jak musiał przyznać.
– No to mamy trzysta dwadzieścia zaproszenia... Po osiemdziesiąt na łebka... – zaczęła Hermiona, która właśnie weszła do pomieszczenia z długą listą. Draco słysząc jej słowa, skrzywił się. Może wczoraj wymyślił taktykę na mecz z Krukonami, który miał się odbyć za sześć dni, ale ktoś to musiał doszlifować. A z pewnością tym ktosiem nie był Zabini, tylko on sam. – Myślę, że pójdzie nam sprawnie, jak się postaramy. Tylko pamiętajcie, to ma być estetycznie, bez błędów i kleksów oraz z poprawną odmianą. I nie spieszyć się – powiedziała, po czym wręczyła Amber, Pansy i Draco listy z nazwiskami.
Blondyn spojrzał na swoją. Osiemdziesiąt nazwisk aż kłuło go w oczy. Niektóre osoby kojarzył, dzięki rozległym kontaktom jego ojca, inne nazwiska widział pierwszy raz. Lecąc wzrokiem po literach, ocenił swoją sytuację, która prezentowała się koszmarnie. Na jego liście znajdowało się pełno obcokrajowców. Jeanette Katharina Fahrenwürst–Pringsheim, Petra Cynthia Mendelssohn–Schopenhauer, Daciana Brândușa Kogălniceanu... A to dopiero początek. Chłopak był pod wrażeniem, już bardziej trudnych i długich nazwisk nie mogli wymyślić, bo to graniczyło z cudem. Korzystając z chwilowej nieuwagi dziewczyn podszedł do listy Hermiony, która spokojnie leżała na stole. Szybko zaczął czytać nazwiska. Thomas Evans, Kate Ross, Albert Russo, Max Smith. Miał wrażenie, że Granger sobie z niego kpiła – podczas, gdy on miał napisać nazwiska typu Petra Cynthia Mendelssohn–Schopenhauer, ona miała zmierzać się z Thomasem Evansem. Może i nie dała mu tej trudniejszej listy celowo, ale nie zamierzał się trudzić z rzeczami, których nie można było wymówić.
– Granger, możemy się wymienić listami? – spytał, korzystając z tego, że Gryfonka była pogrążona odpowiadaniem na pytania Amber.
– Nie rozumiem po co, ale skoro tak bardzo ci zależy, to proszę – rzekła.
– Dziękuję – odpowiedział. Hermiona po błysku w jego oku powinna zacząć coś podejrzewać, ale nie zamierzała się nim przejmować.
Chwilę później dziewczyny usiadły przy stoliku, któremu zostały wydłużone nogi, by móc spokojnie usiąść na krześle. Granger kilkoma szybkimi ruchami związała swoje włosy w artystycznie nieudanego koka, z którego zaraz zaczęły wypadać pojedyncze kosmyki. Draco patrzył na jej poczynania z kpiącym uśmiechem i uniesioną brwią. Niechętnie musiał przyznać, że jej fryzura – mimo że taka mało elegancka i nieco niechlujna – nawet do niej pasowała. Ładnie jej było.
Argh, Malfoy, daj spokój, jeszcze nigdy nie zachwycałeś się sianem – pomyślał, odrywając wzrok od jej włosów. Przecież jej kok to nic takiego... Szału nie ma, nóg do tańca nie porywa. I kiedy doszedł do takiego wniosku, Granger wzięła swoją listę z delikatnym uśmiechem na twarzy. Szybko jednak zniknął, bo wystarczyło zaledwie kilka przeczytanych nazwisk, żeby zrzedł.
– Mogłam się domyśleć, że musi być jakiś powód, żeby się zamienić – powiedziała. Jej głos wydawał się być wręcz szorstki.
– Nie miałaś nic przeciwko, żeby...
– Wiem – przerwała mu. – I nadal nie mam. Ja, w przeciwieństwie do ciebie, umiem przepisywać długie wyrażenia.
– Że niby ja nie umiem? Daj mi tą listę, już ja... 
– Nie. Teraz już nie musisz mi niczego udowadniać. Poradzę sobie sama. – Wzięła pierwszą kartkę i zamoczyła pióro w atramencie. 
Draco prychnął, ale nic nie powiedział. Zamiast tego wziął się do roboty. Pansy z ciekawością spojrzała na przyjaciela i Gryfonkę. Z daleka było widać, że nie za bardzo chcą przebywać w swoim towarzystwie. Byli niechętni w stosunku do siebie. Panna Parkinson miała jedno podejrzenie, dlaczego tak się dzieje. Chciała wszystko wyjaśnić, gdyż nie mogła znieść tej ciężkiej atmosfery. Skoro sam Draco nie chciał po zebraniu prefektów odpowiedzieć na jej pytania, to będzie musiał zrobić to teraz. Dlatego popukała Amber w kolano i kiwnęła delikatnie głową w stronę schodów. Dziewczyna zrozumiała, o co jej chodziło.
– Ja was na chwilę przepraszam... – Nastała cisza. – Ja... Um... Muszę do toalety. – I poszła.
– Hermiono, czy Draco cię przeprosił? – spytała prosto z mostu Pansy. Szatynka podniosła zdziwione spojrzenie. Zamrugała kilka razy.
– Tak – powiedziała pewnie po chwili ciszy.
Nawet bardziej niż powinien – pomyślała mimochodem.
– Tylko nie rozumiem, dlaczego o to pytasz – skończyła.
– Przecież widzę, że oboje siedzicie tu jakby to była wasza kara...
– No tak, całe życie marzyłem, żeby przepisać osiemdziesiąt nazwisk, kiedy mam wiele innych rzeczy do zrobienia – wtrącił Draco.
– Nie przerywaj mi – nakazała Pansy. – A skoro jest między wami zgoda, to dlaczego jesteście tacy niechętni w stosunku do siebie? – Draco zacisnął usta. Nienawidził tego, że Pansy była tak okropnie ciekawska. 
Hermiona zarumieniła się. Ślizgonka jednak nie zwróciła na to uwagi, a zamiast tego posłała poważne spojrzenie przyjacielowi. Draco odpowiedział jej tym samym. Pansy wiedziała, że coś nawywijał, ale czuła też, że się nie przyzna. A panna Granger, znana ze swojego dobrego serca, zapewne będzie go kryła.
– Och, wybaczyłam mu, ale... No, nadal jest mi przykro po jego słowach do tej pory. Ale z pewnością jeszcze kilka dni i to przetrawię, więc wszystko będzie w porządku – skłamała gładko, choć nie powstrzymała zająknięcia. Swoim ostatnim zdaniem nawiązywała do pocałunku jej i Draco. Blondyn doskonale to zrozumiał, gdyż spojrzała wtedy na niego. Postanowił kontynuować tą grę.
– No wiesz Pansy, Granger jest nieprzyzwyczajona i...
– A skąd ty to możesz wiedzieć? – spytała wysokim głosem, rumieniąc się przy tym. Pansy popatrzyła na dwójkę i już wiedziała, że coś kombinują. Nie miała pojęcia, że za wyzywaniem Hermiony, o którym rzekomo rozmawiali, kryła się głęboka metafora, dotycząca ich ostatniego zbliżenia.
– A co, ktoś wyzywał cię cały rok od... No, wiesz od czego. – Draco uniósł prawą brew. Hermiona głośno wypuściła powietrze. – No więc? Wyzywał?
– Nie – burknęła czerwona i spuściła wzrok.
– Wiedziałem – odparł dumnie chłopak.
Ta dwuznaczna rozmowa zbiła Pansy z tropu. Tu chodziło o coś więcej i czuła to wyraźnie. Wiedziała, że Draco narozrabiał coś jeszcze. Wolała jednak nie pytać się go o to w tym momencie, ponieważ była świadoma tego, że jej nie powie. 
Chwilę później przyszła Amber i praca zaczęła wrzeć. Panna Granger, która zdążyła już ochłonąć, rozmawiała z Pansy i Amber o planach, dotyczących drugiego maja. Potem temat zszedł na owutemy, a wtedy Draco już całkowicie nie chciało się ich słuchać. Dlatego siedział, jak struty i skupił się na pisaniu. Szło mu całkiem dobrze – zdążył nawet pomyśleć, że skończy jako pierwszy – kiedy do pomieszczenia weszła Ramona. Blondyn skrzywił się lekko, ale nikt tego nie zauważył.
– Cześć wszystkim! – zawołała zadowolona. Draco doszedł do wniosku, że na jej miejscu także byłby zadowolony... – O, widzę, że moje szanowne koleżanki i kolega wzięli się do roboty... – Rozwaliła się wygodnie na kanapie. – No to jak wam idzie, gołąbeczki? Dobrze? A tobie, mój ty ogierze? – Roześmiała się ze swojego pytania. Doskonale czuła się z tym, że nic nie musiała robić i jawnie delektowała się lenistwem na oczach zajętych prefektów.
– Nie rozumiem, czym kierowała się Tiara Przydziału, kiedy umieszczała cię w Hufflepuffie. Takich jędz ze świecą w Slytherinie szukać – bąknął Malfoy z zaciśniętą szczęką. Blondynka uniosła brew. Głupia odzywka chłopaka nie popsuła jej humoru.
– Och, Malfoy, Malfoy... Mogłabym być w Slytherinie, ale nie chciałam. Może lubię docinać ludziom, a w szczególności tobie, ale to nie oznacza, że jestem taka zła... Ty z pewnością jesteś gorszy ode mnie. – Puściła mu perskie oczko. On jednak postanowił ją ignorować. Nie miał ochoty na kłótnię z Puchonką ani nikim innym, wolał odbębnić swoją część i zająć się czymś pożyteczniejszym.
Nim się obejrzał, skreślił z listy Lily Anderson. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Z gracją odłożył pióro na stół, a lewą ręką zaczął masować sobie obolały nadgarstek. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły mu, że skończył swoją pracę. Z zadowoleniem odłożył swoje ostatnie zaproszenie na kupkę pełną innych zapisanych kartek, a następnie przeciągnął się. Dobry humor niemal od niego bił. 
– No, moje drogie panie, ja zakończyłem swoje pisanie. – Wstał ze swojego miejsca i ruszył w kierunku wyjścia z Wieży.
– Hej, Draco, gdzie ty idziesz? Może... – zaczęła Pansy, ale stojący przy drzwiach blondyn przerwał jej gestem dłoni.
– Idę jak najdalej stąd – powiedział i wyszedł.
– Myślałam, że pomoże nam dokończyć – westchnęła Ślizgonka.
– A czego spodziewałaś się po Malfoyu? Pomocy? – Amber pokiwała głową. – To twój przyjaciel, a ty nadal się łudzisz.
Dziewczyny roześmiały się. Tylko Hermiona nie podzielała ich humoru. Nie wiedziała czemu, ale kiedy Malfoy odszedł zrobiło jej się gorzej.



.*.*.*.*.*.



Pierwszy maja był pięknym dniem. Słońce prażyło skórę wszystkich uczniów, a w szczególności tych, którzy nie mieli tyle szczęścia, żeby móc się obijać. Ten poniedziałek miał być straszny i okropnie pracowity. Życie nie okazało się być takie różowe dla prefektów i kolegów, których wybrali do pomocy. Czekał ich cały dzień ciężkiej pracy.
Na błoniach Hogwartu rozstawiony został ogromny namiot. Był większy nawet od Wielkiej Sali, co już samo w sobie świadczyło o jego rozmiarach. Zadaniem prefektów i ich kolegów było udekorować go na uroczystość, która miała się odbyć kolejnego dnia i zapewnić miejsce dla prawie tysiąca czterystu osób. W wydarzeniu miało uczestniczyć tysiąc uczniów, ponad trzystu urzędników i wszyscy pracownicy Hogwartu. Nic więc dziwnego, że namiot był tak duży, że można było się w nim zgubić – przecież gdzieś taki wielki tłum trzeba zmieścić.
– Plan jest taki – zaczęła mówić Hermiona przed namiotem. Prawą dłonią osłaniała sobie oczy, żeby nie raziło jej słońce. – Najpierw pójdziemy z Filchem po te krzesła do skrytki...
– Hermiono, zaczekaj – przerwał jej Harry. – Wiesz ile czasu zajmie nam znoszenie tylu krzeseł?
– Od czego mamy magię? 
– Chyba się źle zrozumieliśmy – zaczął Potter. – Nawet z magią zajmie nam to ogromnie dużo czasu. Niby jest nas dwudziestka, ale zanim dojdziemy do tej skrytki, zanim weźniemy te krzesła i wrócimy tu z powrotem, to trochę się zejdzie.
– Racja – przyznała niechętnie dziewczyna. – Ma ktoś jakiś inny pomysł? – spytała z nadzieją. Wśród dwudziestu osób prawdopodobieństwo, że coś wymyślą jest całkiem wysokie.
Panna Granger z nadzieją spojrzała na siódemkę prefektów, Harry'ego, Rona, Blaise'a, Notta, Lavender, Parvati, Susan, Hannę, Terry'ego, Michaela i Padmę. 
– Mam pomysł – przerwał ciszę Draco. – Może zrobimy tak, że będziemy przesyłać sobie krzesła za pomocą magii? Każdy byłby od siebie oddalony o kilkanaście metrów i podawalibyśmy je sobie.
– To niegłupie – przyznała Lavender. – To mogłoby wypalić.
– No dobrze, więc tak zrobimy, ale jest jeszcze kolejna sprawa... Jak już wszystkie krzesła będą na błoniach, chłopaki wyczyszczą je zaklęciami, a ja wraz z dziewczynami ustawimy mównicę, odbierzemy kwiaty od Sprout, ułożymy bukiety i jak skończymy, to wam pomożemy. Jakieś pytania?
Uczniowie pokręcili głowami.
– No to do roboty!



.*.*.*.*.



– To był jakiś koszmar... – stwierdził Ron, siadając na jednym z wypolerowanych krzeseł w namiocie.
– Ledwo skończyłem pracować, a już mam zakwasy – rzekł Potter, masując sobie lewe ramię. – Ciekawe, co będzie jutro.
– A propos jutra, nie mam się w co ubrać! – zauważyła zdruzgotana Parvati. W głowie zaczęła robić mały przegląd szafy, ale z każdą sekundą coraz bardziej wątpiła, że coś znajdzie.
– Ja nie wiem, czy moja sukienka będzie pasować, dzisiaj schudłam ze dwa kilo... – pochwaliła się Ramona, siadając rząd przed Ronem.
– Nawet nie wiesz, jak ci to wyszło na dobre, Clive – stwierdził Draco, wzruszając ramionami.
– Dziękuję!
– Nie ma za co.
– Nie narzekajcie – poprosiła Hermiona, która właśnie weszła do pomieszczenia. – Efekty są warte waszych kilogramów. No, a teraz idźcie się wyspać, widzimy się o dziesiątej.
Chwilę później namiot całkowicie opustoszał, a zmęczeni pracą uczniowie poszli odpocząć.



.*.*.*.



Następnego dnia był drugi maja. Święto Bohaterów.
Mimo pięknej pogody, wszystkim towarzyszyła pewna melancholia. To był dzień zadumy i wspomnienia wszystkich poległych. Hermiona była zszokowana, że czas tak szybko mijał – jeszcze pamiętała, jak bała się o życie swoje, Harry'ego, Rona i wielu innych osób. Pamiętała całą bitwę, każde najmniejsze zdarzenie czy ofiarę. 
Piękna pogoda i wesoło świecące słońce nie pasowało do tego dnia. Byłoby dużo lepiej, gdyby padał deszcz oraz było szaro i buro. Wtedy czarne, żałobne stroje uczniów nie wyglądałyby śmiesznie na tle wiosennego – na pozór wesołego – dnia.
Pół godziny przed godziną dziesiątą Hermiona przyszła wraz z trójką swoich przyjaciół do namiotu. Byli dumni ze swojej pracy – białe krzesła stały równo i niemal lśniły czystością. Białe kwiaty dobrane w piękne bukiety ozdabiały pomieszczenie, a ich zapach wypełniał powietrze. Mównica była wyeksponowana i zdobiło najwięcej roślin. Wielu urzędników już się zjawiło, ale tyle samo było jeszcze w drodze. Wszyscy serdecznie się witali, niektórzy uczniowie szukali w tłumie pracowników Ministerstwa Magii, swoją rodzinę, bądź znajomych. Niektórzy już nigdy mogli nie spotkać swoich ukochanych, a przynajmniej nie na tym świecie...
Jej oczy zaszkliły się na tę myśl, ale kilkukrotne mrugnięcie uwolniło ją od tego. Zajęli miejsca z przodu sali, w trzecim rzędzie, aby mieć dobry widok. 
– No nie... Zapomniałam różdżki – zauważyła panna Granger po chwili.
– A po co ci ona? – zdziwił się Ron.
– A jak coś się stanie? To ja odpowiadam za dekorację – rzekła. – Zaraz przyjdę.
– Tylko się pospiesz – zawołał za nią Harry.
Kiedy wyszła z namiotu, większość uczniów i urzędników do niego zmierzało. Szatynka słyszała urywki rozmów wszystkich, których mijała.
– Nawet nie wiesz, jak tęsknię za...
– Ugh, już nie żyjesz!
– ... i wtedy mama powiedziała mi...
– ... to mój ojciec zabronił mi...
To wszystko wywabiało wspomnienia z jej głowy, co w połączeniu ze szklanymi oczami było niebezpieczne. Nie chciała płakać, przecież już tyle łez wylała w ciągu wakacji. Ale była pewna, że prędzej czy później pęknie.
Dotarcie do Wieży Prefektów zajęło jej chwilę. Szybkim krokiem weszła do pokoju i to tam z jej oka wypłynęła pierwsza łza. Prędko otarła ją wierzchem dłoni. Wolała jak najszybciej się uspokoić. Nie chciała mieć czerwonych oczu. Z pewnością Harry i Ron zaczęliby się martwić, jak to mieli w zwyczaju. Ale niestety, w tym starciu wygrywała tęsknota, a nie silna wola dziewczyny.
Hermiona wyszła z dormitorium z różdżką schowaną w magicznie powiększonej kieszeni w jej czarnej sukience kończącej się kilka centymetrów nad kolanem. Oczy miała nadal zaszklone, a kolejne krople powoli wypływały na policzki. Kiedy zeszła do salonu, spostrzegła, że Malfoy stał w salonie i sprawdzał godzinę na zegarku, który nosił na lewym nadgarstku. Niewiele wyżej był jego Mroczny Znak, co podkreślała czarna koszula z zawiniętymi w ramach walki z wysoką temperaturą, rękawami. 
– No, Pansy, w końcu... – zaczął, kiedy usłyszał kroki na schodach. Jednak gdy podniósł wzrok nie zobaczył swojej przyjaciółki, ale Hermionę. – Granger? Co się stało? – spytał. Dostrzegł mokre policzki. Akurat w momencie, kiedy szatynka przypomniała sobie odpowiednie zaklęcie, żeby je zniwelować.
– Nic takiego – odpowiedziała na pozór lekkim tonem, ale Draco nie mógł w to uwierzyć.
– Oszukujesz siebie czy mnie?, bo nie bardzo rozumiem. – Wsadził ręce w kieszenie czarnych spodni od garnituru. – No więc? – Uniósł prawą brew, aby pokazać jej, że czeka na odpowiedź.
– I tak cię to nie obchodzi.
– Czyżby? – Zrobił krok w jej stronę. – A jednak spytałem. – Uśmiechnął się. Obca osoba mogłaby się pokusić o stwierdzenie, ze był to uśmiech kpiący, ale to nie była prawda. Gest ten był na swój dziwny sposób uprzejmy.
Panna Granger ponownie otarła policzki, ale tym razem w jej ruchu było więcej energii.
– Powiedz mi – poprosił. – Przecież już nie o takich rzeczach wiem.
– Przypomniała mi się bitwa – rzekła. W jej głowie ta fraza brzmiała bardziej boleśnie.
Malfoy podszedł do niej bliżej. Dziewczynie zaczęło bić serce, choć nie wiedziała czemu. Czekała na kolejny ruch chłopaka, stojąc odważnie w tym samym miejscu. Nie chciała pokazywać mu swojego niepokoju.
On natomiast spojrzał pewnie w jej oczy. Wiedział, że była wyjątkowo wrażliwa na wspomnienia o wojnie. Dlatego wyciągnął ręce kieszeni, położył je na jej talii i przyciągnął ją bliżej. Objął ją delikatnie, choć towarzyszyła mu niepewność. Nie mógł przewidzieć, czy go odepchnie, czy też odwzajemni jego gest. A chciał jej ulżyć – z doświadczenia wiedział, że bliskość drugiej, nawet znienawidzonej osoby, może pomóc. Katie mu to uświadomiła...
Ale ona chyba potrzebowała takiego zwykłego przytulenia, bo przyciągnęła go bliżej, a swoją głowę położyła na jego ramieniu. Doskonale czuła jego perfumy oraz uspakajający rytm oddechów. Mimo że to Malfoy ją przytulił, rzeczywiście było jej lepiej. Gdyby nie zapach i jego mocne bicia serca, mogłaby pomyśleć, że to wcale nie Draco, tylko któryś z jej przyjaciół. Ale to na pewno był on. To nie ulegało żadnej wątpliwości. 
Chwilę później odsunęła się od niego. Pomógł jej tym zwykłym gestem i w tamtym momencie zdradzały ją tylko czerwone obwódki wokół oka, które i tak miała zamiar zniwelować prostym zaklęciem.
– Lepiej? – spytał z uśmiechem. Bez cienia złośliwości.
– Tak. – Odpowiedziała mu na jego gest tym samym. – Dziękuję.
– Polecam się na przyszłość. – Puścił jej oczko.
– No, to cześć – powiedziała szybko. Bała się, że na jej policzki wskoczy rumieniec, tym bardziej, iż czuła, że stają się coraz cieplejsze...
– Cześć – odpowiedział, kiedy była już przy wyjściu. – Pansy, jeżeli w ciągu minuty tu nie zejdziesz, to całą uroczystość obejrzysz z ostatniego rzędu! – krzyknął. Dalszej konwersacji nie usłyszała, gdyż wyszła.



.*.*.



Wszyscy wokół stali. Mimo tak ogromnej liczby osób w jednym miejscu, cisza była idealna. Słychać było tylko oddechy osób stojących najbliżej. Ona także stała prosto, oddając hołd wszystkim zmarłym w czasie minuty ciszy. W końcu zegar wybił dziesiątą jeden, a wszyscy zebrani jak na zawołanie usiedli na swoich miejscach. Hermiona delikatnie wygładziła swoją czarną sukienkę. W tym czasie na podium wyszedł Kingsley Shacklebolt, ówczesny minister magii. Stanął przy mównicy pełnej kwiatów, wyciągając różdżkę z kieszeni.
– Sonorus! – rzekł z końcem różdżki przy gardle. – Witam wszystkich tu zebranych, zarówno uczniów, nauczycieli, jak i wszystkich pracowników Ministerstwa Magii. Dzisiaj, jak wszyscy z pewnością wiedzą, obchodzimy wyjątkowe święto. Święto Bohaterów. Święto wyzwolenia świata magii. Rocznicę Drugiej Bitwy o Hogwart. Ten dzień już na zawsze będzie wpisany w karty historii magii i wszyscy tutaj zebrani zapewne wiedzą, dlaczego. Tego nie będę tłumaczył. Chciałbym powiedzieć, że w ciągu tego roku spotkałem się z wieloma historiami wielu czarodziei. Spora ilość uczniów tutaj jest obecnie sierotami i nie ma się gdzie podziać. Ministerstwo Magii podjęło odpowiednie środki, aby tym dzieciom pomóc, dlatego zostanie dla nich otworzony specjalny ośrodek. Specjalnie nie użyłem słowa sierociniec, bo będzie on działał na innych zasadach. Na razie tylko tyle mogę zdradzić. Pozostałe szczegóły będą jeszcze dopracowywane. Potrzebujemy pieniędzy na otworzenie tego ośrodka. Nie jest tajemnicą, że po wojnie skrytka Ministerstwa jest uboga, wiele galeonów jest przeznaczane na pomoc ubogim i odbudowę wielu miejsc. Dlatego byłbym wdzięczny za każdą, nawet najmniejszą wpłatę, w tej chwili każdy knut jest ważny. Szczególnie, że ośrodek musi być otworzony za dwa miesiące, aby dzieci bez rodziny mogły spędzić tam swoje wakacje. W planach mamy także odbudowę ulicy Pokątnej. W miejscu, gdzie wysadzony został sklep z miotłami, powstanie Plac Wolności, z posągiem upamiętniającym dzisiejszy dzień. Pozostałe projekty są jeszcze w fazie planów. Dziękuję za uwagę – zakończył przemowę, po czym zszedł z mównicy.
Hermiona była zachwycona pomysłami Kingsleya. W końcu Ministerstwo było uczciwe – w poprzednich latach władza była okropna, skorumpowana i prawie w ogóle nie działała. Po prostu była i tyle. A w tym momencie jej działanie było jak najbardziej widoczne, a wszystkie przedsięwzięcia potrzebne społeczeństwu.
Kolejnych przemów także słuchała, ale nie interesowały jej tak, jak ta, którą wygłosił Kingsley.



.*.



Po uroczystości niektórzy uczniowie rozeszli się do szkoły,  a niektórzy ponownie zaczęli rozmowę z bliskimi. Draco przeprosił na chwilę swoich przyjaciół i zaczął przedzierać się w tłumie ludzi. Szukał pewnej osoby, z którą musiał porozmawiać. W tej całej chmarze trudno było dostrzec kogokolwiek. Z daleka zobaczył tylko rudą głowę Weasleya, a jego pominąć można było tylko na zlocie osób wybitnie rudych. W innym wypadku wyróżniał się jak neon w morzu ciemnych kolorów. 
Kiedy wyminął jakąś kobietę z krótkimi włosami i jawną nadwagą, dostrzegł, że obok Rona stoi również Harry.
No tak, nierozłączni na zawsze. Ciekawe, czy do kibla również chodzą razem... A może jednak stawiają na chociażby jeden cień prywatności? – przeszło mu przez myśl, na co na jego twarz wpłynął malutki, ironiczny uśmiech. Szybko jednak spoważniał, gdyż obok Gryfonów zobaczył osobę, którą szukał. 
Poprawił swoja czarną koszulę, która sprawiała, że było mu gorąco. Najchętniej by ją zdjął, ale nie wypadało tego robić w ten dzień, w taką uroczystość, przed dosyć ważnym spotkaniem. Co jak co, ale nie chciał wyjść na nieokrzesanego, niczym Goyle. Kiedy o nim pomyślał, aż się wzdrygnął. I pomyśleć, że kiedyś nawet znosił jego towarzystwo! 
Blondyn ruszył w stronę Weasleya, gdyż to właśnie jego najtrudniej było spuścić z oka.
– Przepraszam – przerwał rozmowę trójki Gryfonów z Kingsleyem. – Mogę na chwilę przeszkodzić? – zwrócił się do mężczyzny
– A o co chodzi? – zapytał mężczyzna swoim niskim głosem.
– Chciałbym  z panem porozmawiać. Na osobności. – Poczuł na sobie świdrujące spojrzenie. Spojrzał w bok, a jego wzrok spotkał się z oczami Hermiony. Widział w nich zdziwienie. Zapewne zastanawiało ją, czego on może chcieć od samego Ministra Magii.
– Oczywiście, Draco. Chodźmy. – Shacklebolt kiwnął krótko. Zwrócił się jeszcze do Gryfonów: – Jeszcze dokończymy tę rozmowę, tylko trochę później.
Mężczyźni odeszli kilkanaście metrów w kierunku jeziora.
– No więc, o co chodzi, Draco? Jak się miewasz?
– Dobrze – przyznał szczerze blondyn.
– A nie masz nieprzyjemności w związku ze Znakiem?
Kingsley znał Malfoya całkiem dobrze. Przeprowadził z nim szereg zeznań, kiedy był pojmany. Potem, kiedy został Ministrem Magii, przeprowadził jego rozprawę. Poznał tego chłopaka całkiem nieźle i nawet go polubił – chociaż nie tak, jak Harry'ego, Rona i Hermionę.
– O dziwo nie, proszę pana. Chyba ludzie rzeczywiście uwierzyli w to, że jestem niewinny, skoro uniknąłem więzienia.
– Nie mów do mnie „proszę pana", Draco. Czuję się okropnie staro. – Mężczyzna zaczął się śmiać, co udzieliło się także Ślizgonowi.
– Dobrze, Kingsley.
– Lepiej powiedz mi, o czym chcesz porozmawiać, skoro wszystko u ciebie w porządku? A przynajmniej według Proroka Codziennego. – Kingsley pokiwał z uznaniem, po czym powiedział: – Gratuluję odkryć. Dzięki Tobie i Hermionie mamy więcej roboty w Ministerstwie, ale dla takich rzeczy, uwierz mi, warto.
– Nie wiem, czy wiesz, ale wszystkie trzy odkrycia to przypadek... – zaczął blondyn, ale przerwano mu.
– Tak, Hermiona przed chwilą mi to tłumaczyła, w pełni to rozumiem. I tym bardziej jestem pod wrażeniem... Ale mów, co chciałeś mi powiedzieć na osobności, nie będę ci już przerywał – obiecał.
– W swojej przemowie opowiedziałeś o tym ośrodku... – zaczął niepewnie chłopak. W głowie szukał odpowiednich słów. – Sama inicjatywa bardzo mi się spodobała. Już nawet nie chodzi o to, że ja też jestem sierotą...
– Draco, ale ty nie jesteś sierotą – zauważył Kingsley. Przecież jego ojciec żył. Co prawda dostał dożywocie w Azkabanie bez możliwości odwiedzin bliskich (było to działanie konieczne po ucieczce Barty'ego Croucha Juniora), ale żył.
– Ale czuję się, jakbym nią był. Bo tak naprawdę jestem sam. – Shacklebolt nie mógł się nie zgodzić. Draco natomiast kontynuował: – Ja natomiast chciałbym choć trochę pomóc, zrekompensować swoje grzechy. Postanowiłem przekazać milion galeonów na ten ośrodek.
Kingsley aż przystanął z wrażenia. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał i miał wrażenie, że to mu się śniło. Przecież ta kwota przewyższała koszta budowy!
– Milion? – Wykrztusił w końcu czarnoskóry. Draco zaśmiał się. Nie spodziewał się takiej reakcji.
– Tak, milion. – Włożył ręce do kieszeni swoich czarnych spodni. – Nieskromnie mówiąc, to kropla w morzu pieniędzy, które mam. W końcu po śmierci matki dostałem także znaczną część niemałego majątku Blacków. Wszyscy wiedzą, że Blackowie byli najbogatszą czarodziejską rodziną zaraz po Malfoyach. Myślę natomiast, że moja matka byłaby ze mnie dumna, gdyby mogła usłyszeć o tym, co zrobiłem. I jestem pewien, że chcę to dla niej zrobić.
– Cóż, w takim razie musisz wypełnić czek. – Czarnoskóry wyjął pliczek kartek z kieszeni i podał je blondynowi.
Ten wziął je bez wahania.



______________________
Cześć!
Mam nadzieję, że ten rozdział spodobał się Wam bardziej niż poprzedni. 
W następnym rozdziale będzie malutka niespodzianka... :)
I komentujcie – mówcie, jak Wam coś się nie podoba, postaram się poprawić :)
Pozdrawiam serdecznie!
Feltson

23 komentarze:

  1. Ramona jest strasznie irytująca. Naprawdę cieszę się, że rolę tej znienawidzonej dałaś innej, niekanonicznej postaci. Pansy w twoim opowiadaniu jest taka...ludzka i to mi się podoba!
    Podoba mi się, że Draco mimo lekkiej odmienności kanonu, nadal ma w sobie tę wredną część swojego charakterku.
    Szczodry gest, Panie Malfoy'u
    Podsumowując- super!
    Życzę weny i pozdrawiam.
    letothers.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ❤
      Nie miałam serca robić z Pansy z tej złej, bo lubię ją jako postać pozytywną, więc dostało się Ramonie :)
      Cieszę się, że Ci się podobało :)
      Pozdrawiam!
      Feltson

      Usuń
  2. Kiedy Hermiona pyta się, czy mają jakieś pytania, uczniowie kiwają głowami – tak, jakby je mieli, a chyba chodziło o to, że ich nie mają.

    Ale rozdział świetny, co prawda słaby w porównaniu z niektórymi wcześniejszymi, ale niezły. Chociaż krótki, jak na Ciebie :)

    Ciekawa jestem, jaka jest Twoja niespodzianka :D Czekam na następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! ❤
      Już zmieniam na "pokręcili" - wymknęło mi się :)
      Też tak uważam - w 100% nie jestem z niego dumna, ale to pewnie wynika z tego, że nie chciałam przedobrzyć (co skończyłoby się katastrofą). Następnym razem postaram się bardziej! :D
      Pozdrawiam serdecznie,
      Feltson

      Usuń
  3. Piękny rozdział, w ogóle całe opowiadanie super. czekam na więcej. Niech wena będzie z tobą

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Rozdział przeczytałam bardzo szybko! Jak Ty to robisz?
    Bardzo rozczulił mnie gest Dracona. Oddać milion galeonów na tak szczytny cel? Niesamowite! Coś czuję, że Hermiona już niebawem się o tym dowie, o kurde, już to widzę oczami wyobraźni!
    No i jego słodkie przytulenie Hermiony. To bardzo miłe z jego strony, że próbował ją pocieszyć.

    Najśmieszniejsze w tym wszystkim były te nazwiska. Przez pewien moment myślałam, że Hermiona zrobiła to specjalnie, dając mu taką obszerną w trudne wyrazy listę. :D Oczywiście cwaniaczek musiał się zamienić, no jakżeby to nie było, haha.
    Czekam na Twój kolejny post ze zniecierpliwieniem! :)
    Pozdrawiam i życzę wiele inspiracji.
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ❤
      A tak jakoś mi to wychodzi przypadkiem :D
      Przyznam, że przy wymyślaniu nazwisk miałam niezłą zabawę...
      Pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  5. Przeczytałam na Luniaczku i szybciutko wbiłam na laptopika, żeby napisać coś dłuższego. Jak zwykle kiedy mam się uczyć, umilacie mi niedzielę :)
    Scenę z przenoszeniem krzeseł wyobraziłam sobie jak przekazywanie wiader podczas powodzi :P Gdzieś miałam nawet taką wielką książkę, kiedy byłam młodsza..
    Z Pansy jest niezła bestia. Gdzieś jej dzwoni, ale nie do końca wie, w kórym kościele. Gdyby tylko wiedziała..
    Hermiona... Szkoda mi dziewczyny *przepraszam..* jak cholera. Inaczej wyrazić się nie mogę. Draco, Draco, Draco... Milutko mi się zrobiło na sercu *tak jak jej, zapewne* kiedy ją przytulił :) Biedak, musi chodzić w czarnej koszuli. Niemniej jednak zapewne zabójczo w niej wygląda. Milion galeonów... Kingsley się zdziwił. Wie ktoś ile wynosi galeon w przeliczeniu na funty bądź złote ? Ciekawi mnie to :P Cóż... Niech się powodzi!
    Ja natomiast ucieszona. Zaglądam w podręcznik j. polskiego, a tam zadania do fragmentu Zakonu Feniksa. A jakie było moje uwielbienie, kiedy zobaczyłam "Wciel się w rolę H.P. .." Reakcja: "MERLINIE! BĘDZIEMY PISALI FAFIKI!" No cóż.. Raz Potterhead, na zawsze Potterhead.
    Niespodzianka.. powiadasz? Nie mam pojęcia, doprawdy, wszystko może się wydarzyć. Strzelam:
    Lucek..?
    Magiczne miejsca...?
    Draco x Hermiona bardziej omnomnomnom ...?
    Pozdrawiam, czekam na następny i życzę weny,
    KH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ❤
      Scena z krzesłami działała na dokładnie takich samych zasadach, więc nic dziwnego, że miałaś takie skojarzenie :)
      Nie powiem, blisko strzelasz... Ale nic nie powiem :x
      Pozdrawiam serdecznie,
      Feltson

      Usuń
  6. Super! Nie mogę doczekać się następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Krotki, krotki, krotki, ale bardzi dziekuje za poprawienie humoru na wieczor :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam wczoraj a dziś na spokojnie komentuję
    Rozdział bardzo fajny chociaż jakoś szkoda mi Hermiony. Draco okazał gest brawo dla niego :)
    Ramona mnie irytuje i to bardzo :/
    Oczywiście rozdział na plus czekam na kolejny i na niespodziankę :D
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam na zapowiedź nowej historii
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ❤
      Ramona nieźle się spisuje, bo po to ją stworzyłam...
      Jutro skomnetuję zapowiedź :)
      Pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  9. Genialne. A ten gest Malfoya. Nigdy bym się po nim tego nie spodziewała. Weny życze

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialne. A ten gest Malfoya. Nigdy bym się po nim tego nie spodziewała. Weny życze

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawie przedstawiasz bohaterów. Jak dla mnie mogłoby być więcej opisów, bo te najszybciej pochłaniam, ale mimo to dobrze jest chwilkę spędzić nad Twoim opowiadaniem i zagłębić się w historię, bo jest naprawdę oryginalna.
    Ściskam,
    precious-fondness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ❤
      Tak, z opisami mam problem, bo wychodzą tylko wtedy, kiedy mam odpowiedni humor... Ale popracuję nad nimi :)
      Pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  12. Najbardziej uroczym momentem był dla mnie fragment z przytuleniem. Pełen symboli - Mroczny Znak, mugolaczka, dzień upamiętniający Bitwę.
    Przekazanie środków na ośrodek to pokazanie, jak bardzo Malfoy różni się od ojca... Tylko czy nie zechce zachować tego w tajemnicy?
    Myślałam jednak, że osobą, której szuka Draco to członek rodziny Katie. Takie odniosłam wrażenie. :)
    Wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale cierpię ostatnio na brak czasu. Ale na szczęście udało mi się dość szybko nadrobić. :)
    Pozdrawiam, życząc czasu i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz ❤
      Oczywiście, rozumiem brak czasu :)
      Odpowiedź na pytanie na pewno się znajdzie, ale nie prędko... :D

      Usuń

Z całego serca dziękuję za każdy komentarz, który jest dla mnie kolejną dawką weny ♥

Theme by Mia