Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 25: W szale owutemów
Niemal
nieskazitelna cisza panowała w całym Hogwarcie – mimo że był to piątkowy
wieczór. W każdym z pokojów wspólnych było cicho, jak makiem zasiał. Żaden
uczeń, który nie był z siódmego ani piątego roku nie miał odwagi na bycie
głośnym, czy rozmowę bez szeptania. Nikt nie chciał narażać się na gniew
niewyspanych uczniów, którzy przeklinali siebie samych za to, że wcześniej nie
zaczęli się uczyć.
Cicho nie było
tylko na korytarzu, którym zmierzali prefekci na spotkanie z McGonagall.
Chłopcy oczywiście gadali o ostatnim meczu jakichś dwóch drużyn z Ligi
Angielskiej. Dziewczyny natomiast próbowały nauczyć Ramonę formułek
zaklęć – która, niestety, pamięć miała dosyć słabą... Do tego
stopnia, że bała się, iż miała jakąś dziwną odmianę sklerozy, uniemożliwiała
jej zapamiętanie rzeczy, które naprawdę jej się przydadzą.
– Zaklęcie na
udrożnienie dróg oddechowych? – spytała Hermiona blondynkę.
– Um... – Zawahała
się. – Ja to wiem! – powiedziała. Kiedy zobaczyła miny koleżanek, dodała na
obronę: – Wczoraj sobie to powtarzałam, naprawdę! To jest... A...
Anapneo! Tak?
– Tak – przyznała
Hermiona. – No więc dalej... Zaklęcie oślepiające ofiarę?
– Merlinie, jaka
ty brutalna! Pytałaś mnie o Zaklęcia Niewybaczalne, Drętwotę, Diffindo, Sectum Semprę... Nie
jestem pewna, czy ty aby na pewno jesteś bezpieczna. – Ramona rzuciła jej
rozbawione spojrzenie. Jednak kiedy zobaczyła poważną minę panny Granger,
spięła się.
– Jeżeli zaraz mi
nie odpowiesz, to rzucę na ciebie po kolei każde z nich. – Poważny ton omal nie
sprawił, że przeszły ją ciarki. Jedno spojrzenie na minę panny Clive
wystarczyło, żeby Hermiona pękła i roześmiała się. Zaraz za nią zrobiły to
Amber i Pansy.
– To nie było
śmieszne. Wasze poczucie humoru jest zerowe – rzekła blondynka, zakładając
ręce, by pokazać, że była zła.
– To właśnie było
śmieszne, Ramono. – Amber stuknęła ją palcem w ramię. Blondynka mimowolnie
uśmiechnęła się.
– No więc? Jakie
to zaklęcie? – zapytała Hermiona, która nadal oczekiwała odpowiedzi.
– Conjuctivitis – burknęła dziewczyna.
– Dobrze, nie jest
z tobą aż tak źle. Myślałam, że jest gorzej – przyznała Hermiona.
– Dziękuję –
wtrąciła Ramona.
– Ale wiesz, że
szału nie ma, prawda? – Szatynka uniosła brew.
– No wiem, ale co
ja ci na to poradzę? – Ramona wyraźnie oklapła.
– Nauka. Polecam,
na pewno ci pomoże – zażartowała Gryfonka, kiedy znaleźli się przed wejściem do
gabinetu pani dyrektor McGonagall.
Prefekt naczelna
wypowiedziała hasło, a chimera przepuściła grupę uczniów dalej. Chwilkę później
weszli do gabinetu dyrektora, przywitali się z kobietą i zajęli miejsca w
fotelach. Pierwsza połowa spotkania przebiegła tak, jak zawsze – została
przedstawiona punktacja domów, poproszono Hermionę o ułożenie grafiku oraz
załatwiono podstawowe sprawy. Dopiero potem poruszono główny temat, na jaki
mieli porozmawiać.
– Czas
nieuchronnie biegnie do przodu – zaczęła powoli kobieta, prostując się. – I już
niedługo skończycie szkołę. A z tym wiąże się pewna tradycja...
– Bal Absolwentów
– szepnęła szeroko uśmiechnięta Hermiona. Jednak wszyscy dobrze ją usłyszeli.
– Dokładnie tak,
panno Granger. Wielkimi krokami zbliża się także Bal Absolwentów, który, co nie
powinno być dla was żadną niespodzianką, zorganizujecie wy. Na początku roku
wśród waszych obowiązków zostało wymienione urządzanie zabaw. Czas, żebyście
skorzystali z tego przywileju.
– Czyli to my mamy
zorganizować Bal Absolwentów? – Ernie wydawał się być z lekka zdziwiony.
– Nie musicie,
panie Macmillan – przyznała pani dyrektor. – Tylko proszę się potem nie dziwić,
że najważniejszy bal waszego życia jest podobny do stypy.
Malfoy zagryzł
wargę. Gdyby nie był w gabinecie dyrektorki, roześmiałby się. Oczywiście, jego
wyobrażenie o takim wydaniu balu było co najmniej przekoloryzowane, ale przez
to zabawniejsze.
– Ernie, przecież
organizacja takiego balu to świetna sprawa! – zauważyła Amber. – Nie rozumiem
twojego zdziwienia.
– Nie, nie, ja nie
mam nic przeciwko. Po prostu zapomniałem o tym przywileju, to wszystko.
– W takim razie
musimy się zastanowić nad tematem przewodnim balu. Jakieś propozycje?
W pomieszczeniu
zapadła cisza. Uczniowie zaczęli w głowach analizować wszystkie swoje
pomysły i wybierać te ciekawsze. Najszybciej została odrzucona idea zrobienia
balu maskowego – nikomu (nie licząc przy tym Ramony, która była święcie
przekonana, że akurat na bal wyskoczy jej ogromny pryszcz) się ona nie podobała
i wydawała się być bardziej niż oklepana. Małym zainteresowaniem cieszył się
także pomysł Draco, jakim była plaża nudystów. Niby tylko szepnął to do
siebie, w dodatku pod nosem... Niestety, chłopak, który dawno nie miał lekcji
z McGonagall, zapomniał o jej idealnym słuchu i dostał niezłą burę.
W pewnym momencie
wszystko było nudne i „nie
takie". Nic się nie podobało. Wszystkie pomysły i propozycje były
natychmiast obalane. Brak natchnienia był widoczny z kilometra. Jednak po
pewnym czasie w końcu znaleziono tą jedną perełkę wśród tony węgla.
– Zróbmy coś w
stylu mugolskiego czerwonego dywanu – zaproponowała Ramona.
O tak, to było to.
.*.*.*.*.*.*.
Reszta tygodnia
minęła jak z bicza strzelił, jeśli nie szybciej. Nim ktokolwiek się spostrzegł,
była niedziela, a wszyscy powtarzali, co tylko mogli. Stres dopadał każdego po
kolei, nie szczędząc nikogo. W poniedziałek miały być zaklęcia i eliksiry – zarówno
wersja teoretyczna jak i praktyczna.
Wśród uczniów
zapadła moda na używanie pesymistycznych wyrażeń – im bardziej gorzkie było,
tym lepiej. Na pierwszym miejscu bez dwóch zdań znajdowało się „Nic nie umiem", które z godziny na
godzinę cieszyło się coraz większą, niegasnącą popularnością. Zaraz po nim były
„Zostanę w tej budzie na następny
rok", „Merlinie, ja to
wszystko zapomnę", czy „Jeszcze
nigdy w życiu bardziej nie pragnęłam (bądź nie pragnąłem) być Granger".
Jednak żadne lamenty nie dodawały im wiedzy, na co nie mogli nic poradzić.
Biblioteka była
wręcz przepełniona, a wszędzie był taki sajgon, że pani Pince już nawet nie
starała się utrzymać porządku, tylko co dwie godziny chodziła do pani Pomfrey
po eliksir uspakajający.
Hermiona trzymała
się z daleka od tego zgiełku. Wraz ze swoimi notatkami uciekła na błonia, pod
swoją ulubioną wierzbę. W tamtej chwili nie chciała spotkać nikogo, kto był z
siódmego rocznika, nawet jej przyjaciół. Była zdania, że tyle im pomogła, że z
pewnością powinni poradzić sobie bez niej – co było zwykłą ściemą, ale Hermiona
nie miała siły wszystkiego znów im powtarzać. Dlatego zaszyła się nad jeziorem,
gdzie cisza była błoga, a spokój niemal namacalny.
Kiedy powtarzała
sobie skład eliksiru nasennego, usłyszała czyjś głos. Początkowo zignorowała
go, będąc święcie przekonaną, że ktoś pewnie wybrał się na spacer, ale tak nie
było. Znała ten głos.
Wychyliła się zza
pnia. Między gałązkami dostrzegła Malfoya, który w ręce trzymał różdżkę i bawił
się nią, a pod nosem namiętnie coś mruczał – po usłyszanej treści można było
stwierdzić, że właśnie powtarzał skład Eliksiru Pieprzowego. Dziwnie wyglądał,
kiedy rozmawiał sam ze sobą – w dodatku z zamyślonym wyrazem twarzy. Hermiona
dostrzegła u niego w oczach coś na kształt spokoju, choć jego ręce kompletnie
tego nie wskazywały. W pewnym momencie blondyn przystanął kilkanaście metrów od
drzewa. Wyglądał na głęboko zamyślonego. Wielkie było zdziwienie Hermiony,
kiedy odezwał się:
– Granger,
przestaniesz się w końcu na mnie gapić? – spytał, po czym skierował się w
stronę zarumienionej dziewczyny, która próbowała się ukryć za konarem. – Nie
chowaj się, już za późno – stwierdził z uśmiechem. I rzeczywiście, chwilę
później stanął przed nią, z rękoma włożonymi do przednich kieszeni swoich
spodni. – Cześć – zaczął.
– Cześć – mruknęła
lekko zmieszana. Była pewna, że chłopak jej nie dojrzy i było jej wstyd, że
gapiła się na niego tak nachalnie, że to wyczuł.
– Widzę, że
Granger w swoim żywiole – powiedział. Hermiona zmarszczyła brwi, po czym
przeniosła swój wzrok na notatki.
– Wybitnie trafne
spostrzeżenie – przyznała, ponownie unosząc oczy do góry. – Długo tak będziesz
nade mną stał? Słońce mnie razi – dodała, mrużąc powieki.
– Ale nikt nie
każe ci się patrzeć na mnie lub na moje wspaniałe oblicze. – Blondyn zaśmiał
się cicho. Na twarz Hermiony wstąpił gorzki uśmiech, a ona sama oparła się
plecami o pień drzewa.
– Och, racja.
Rozmowa z kolanami szanownego pana Malfoya może być fascynująca – stwierdziła,
wzruszając ramionami. Chłopak westchnął.
– Skoro tak bardzo
nalegasz, to usiądę z tobą. – Klapnął obok niej.
Hermiona poczuła
się dosyć nieswojo. Myślała raczej, że Ślizgon odejdzie zostawiając ją samą –
chociaż nie chciała tego w stu procentach... Bo gdyby tego chciała, to na pewno
byłaby bardziej przekonująca. Dziwnie było jej ze świadomością, że siedzi sobie
obok Draco, nie rzucając się sobie do gardeł, a nawet – w jakiś dziwny,
niewytłumaczalny sposób – ciesząc się ze swojej obecności. A to wszystko
zasługa tego, co zaszło między nimi...
– Stresujesz się?
– spytał Draco, kiwając w stronę kartek. Nogi miał ugięte w kolanach, na
których oparł ręce.
– Tak – rzekła po
chwili zastanowienia. – Boję się, że przez jakiś mały błąd mogę zawalić siedem
lat nauki.
– Żartujesz? –
prychnął. – Boisz się, że zamiast stu procent będziesz miała dziewięćdziesiąt
dziewięć? – Pokręcił głową. Kiedy tak postawił sprawę, to rzeczywiście robiło
jej się głupio. Ale zaraz zrozumiała, że on nie myśli w sposób, w jaki myślała
ona.
– To nie tak –
zaczęła, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. – Stresuję się, bo wiem, że jestem
skłonna do wielu pozornie nic nie znaczących błędów. A w takiej sytuacji mogę
stracić kilka punktów. Boję się, że moja wiedza okaże się zbyt duża i pomylę
dwie różne rzeczy.
– Granger, uwierz
w siebie, przecież doskonale wiesz, że sobie poradzisz. Nie dobijaj mnie. – On
także oparł się o pień. – A gdzie masz swoich wiernych pachołków?
Popatrzyła na
niego ze zmarszczonymi brwiami. Pomimo typowej dla niego wrednej odzywki, nie
zezłościła się na niego. Po ich ostatniej kłótni wolała zostać z Malfoyem w jak
najbardziej ciepłych stosunkach, co okazało się nie być takie trudne, jak się
wydawało.
– To nie są moje
pachołki, tylko moi przyjaciele – powiedziała typowym dla siebie, przemądrzałym
tonem. – A Harry i Ron są w zamku i się uczą.
– A ty im nie
pomagasz? A to nowość – przyznał. W jego głosie wyczuwalna była bezpieczna
dawka kpiny. Ona natomiast pokręciła głową.
– Są dorośli,
poradzą sobie beze mnie.
I tak zakończyła temat
Harry'ego i Rona, chociaż nie samą rozmowę. Jeszcze długo konwersowała z
Malfoyem, poruszając przy tym wiele różnych tematów. Dziewczynę bardzo zdziwiło
to, że owy dialog się jej podobał. Draco był naprawdę świetnym rozmówcą,
potrafił wysłuchać człowieka, miał wiedzę, był inteligentny i można było
powiedzieć, że miał poczucie humoru, chociaż bardzo głupie. Nie spodziewała się
tego po Ślizgonie. I dodatkowo był dla niej wyjątkowo miły, co także nie uszło
jej uwadze. Zupełnie, jakby to nie był on. W tamtym momencie czuła się z nim
tak dobrze, że nawet poczuła do niego sympatię... I to ją przeraziło.
.*.*.*.*.*.
– Gdzieś ty była
cały dzień? – usłyszała tak dobrze znajomy głos za swoimi plecami. Szybko się
obróciła.
– O, tu jesteście.
– Uśmiechnęła się. – Myślałam, że już jesteście w Wielkiej Sali – przyznała
szczerze, idąc przy boku Harry'ego.
– Gdzieś ty była
cały dzień, martwiliśmy się o ciebie – powiedział brunet, powtarzając słowa
rudowłosego.
– Uczyłam się pod
naszą ulubioną wierzbą, a coś się stało? – spytała kiedy przekraczali próg
jadalni. Chłopcy popatrzyli po sobie, ale nic nie powiedzieli.
– Nie – powiedział
z uśmiechem Potter i na tym zakończył się temat.
Nie chcieli
przyznać się, że potrzebowali pomocy przyjaciółki w nauce, ale dali sobie radę
sami. Na szczęście.
.*.*.*.*.
Następnego dnia
zaczęły się owutemy.
O ósmej rano
wszyscy stawili się w Wielkiej Sali, żeby napisać teoretyczną część testu z
zaklęć. O dziwo, nie był on taki trudny, choć rzeczywiście wymagał dużego
skupienia. W stresie nietrudno było pomylić dwa całkowicie inne zaklęcia, o
czym przekonał się Ron, kiedy prawie pomylił zaklęcie Avis z Impedimenta.
Jednak według
uczniów zdecydowanie ciekawsza była część ustna – chociaż nie dla wszystkich.
Wywołana Susan Bones zemdlała w drodze do sali, w której miał się odbyć
egzamin. Dopiero po zażyciu sporej dawki Eliksiru Cucącego i Przeciwstresowego
mogła przystąpić do testu jej umiejętności.
Po przerwie na
obiad, czekały ich Eliksiry. Wszystko wyglądało niemal tak samo, różniły się
tylko pytania. Siedząca przed klasą, w której odbywała się część ustna,
Hermiona miała nadzieję, że pójdzie jej dobrze. Chociaż ona w porównaniu do
Harry'ego to pryszcz. Potter nigdy nie był orłem z Eliksirów, a nie chciał
popsuć sobie ostatecznych wyników jednym głupim przedmiotem.
– Patrz na Pottera
– mruknął cicho Blaise, będący obok Draco. – Stresuje się, jakby sam Snape miał
być egzaminatorem – zaśmiał się czarnoskóry, co udzieliło się samemu
blondynowi.
– Kto wie, co nas
czeka za tymi drzwiami. – Malfoy wzruszył ramionami. – Może Snape miał jakiegoś
wyjątkowo wrednego bliźniaka, który zamierza dokończyć niecne plany udupienia
Pottera?
– To by było
ciekawe... – przyznał Zabini.
– Ale raczej się
nie zdarzy – stwierdził stojący przy parapecie Harry. – Z tego, co wszyscy
wiemy, Snape nie miał bliźniaka, więc nie sądzę, żeby wasze marzenia się
spełniły.
Draco i Blaise
wymienili między sobą zdziwione spojrzenia. Nie spodziewali się, że Potter ich
usłyszy.
– Następnym razem
polecam mówić ciszej – wtrąciła swoje trzy knuty Hermiona. Chłopcy mieli
wrażenie, że czytała im w myślach. – Wtedy prawdopodobieństwo, że ktoś usłyszy
jest dużo mniejsze. – Uprzejmy uśmiech wstąpił na jej oblicze, chociaż Draco
widział w jej spojrzeniu naganę. Ślizgon głośno przełknął ślinę, co mógł
usłyszeć tylko Blaise, siedzący najbliżej niego.
– Niezły pomysł.
Sam bym na to nie wpadł – odpowiedział. Według niego to było dyplomatyczne, ale
prawda okazała się być inna. Hermiona cicho się roześmiała.
– To nie ulega
żadnej wątpliwości – zauważyła, a jej kąciki ust nadal były uniesione. I, co
dziwne, Draco także.
Harry przyglądał
się przyjaciółce i Ślizgonowi. Coś było nie tak, jak powinno. Malfoy był dla
niej uprzejmy, a ona rozmawiała z nim bez cienia skrępowania. Wiedział, że
Draco się zmienił w jakiś sposób, chociaż lepszym stwierdzeniem było, że
dorósł. Już nie zachowywał się jak dzieciak, który wywoływał kłótnie na każdym
kroku. Jednak nie spodziewał się, że będzie zachowywał się aż tak dobrze w
stosunku do jego przyjaciółki. Co nadal nie zmieniało faktu, że go nie lubił.
– Granger
Hermiona. – Usłyszał głos egzaminatora, który co jakiś czas wywoływał kolejne
osoby. Harry odwrócił się do szatynki.
– Powodzenia –
szepnął cicho.
– Nie, dziękuję – odpowiedziała
mu, po czym poszła w stronę drzwi.
Harry, pchnięty
impulsem, przeniósł swój wzrok na Malfoya. Ku jego zdziwieniu, odprowadzał on
Hermionę spojrzeniem. I wcale go od niej nie odrywał. W końcu ona przystanęła i
odwróciła się. A wtedy Malfoy zrobił coś, czego Wybraniec się nie spodziewał.
Blondyn kiwnął głową, jakby chciał ją uspokoić i puścił jej oczko. Ona
odpowiedziała mu kolejnym uśmiechem i dopiero wtedy weszła do sali.
Harry nie rozumiał
tej całej sytuacji, ale nie zamierzał też wypytywać o to przyjaciółkę. Był
zdania, że Hermiona powie mu o wszystkim jeżeli będzie taka potrzeba. Ufał jej,
nawet wtedy, kiedy w grę wchodził Malfoy.
– Wszystko dobrze?
– spytał Ron, który w końcu wrócił z toalety.
– Tak, oprócz
tego, że to jest egzamin z eliksirów.
– Przecież wiem,
że mamy eliksiry – powiedział rudowłosy, rozglądając się wokoło. – A Hermiona
już weszła?
– Tak, dosłownie
przed chwilą.
.*.*.*.
Kiedy Hermiona
weszła do pomieszczenia, drzwi same się zamknęły. Obok niej stał mniej–więcej
czterdziestoletni mężczyzna. Miał krótkie, czarne włosy, które powoli zaczynały
siwieć. Jego oczy były szare i uśmiechał się uprzejmie. Na jego czarnej,
eleganckiej szacie znajdowała się plakietka z napisem: Thomas McCartney, egzaminator.
– Powtarzam to
każdemu uczniowi: nie denerwuj się – odezwał się mężczyzna. – Test będzie
banalny. – Na te słowa Hermiona kiwnęła, aby pokazać, że wszystko rozumie. –
Zaraz podejdziesz do pani Spacey i wylosujesz kartkę. Następnie dasz ją panu
Smithowi, który przeprowadzi cię przez ten egzamin, że nawet nie zauważysz,
kiedy śpiewająco go zdasz – wytłumaczył. – W sali jest sto Eliksirów. – Wskazał
dłonią. Hermiona posłusznie spojrzała w bok. Dziewczyna zauważyła stojące w
dziesięciu rzędach. Na każdej z nich stało dziesięć zamkniętych kociołków, a
każdy z nich miał swój numer. Już wiedziała, co miała zrobić, choć mężczyzna
jej tego nie powiedział. – Twoim zadaniem jest odgadnięcie eliksirów, które
wylosowałaś. Każdy eliksir to dziesięć procent z tej części egzaminu. Proste?
– Tak – odparła
krótko, kiwając głową.
Podeszła do
siedzącej przy stoliku siwej kobiety. Miała łagodny wyraz twarzy. Przywitała ją
z uśmiechem, a Hermionie stres zaczął opadać. Wierzyła, że sobie poradzi.
Wzięła przypadkową kartkę. Podniosła ją i przeczytała napis: Zestaw 15. Niczego jej to nie
mówiło.
Podała kartkę panu
Smithowi, który zaraz trzymał jej egzamin. Mężczyzna był stary i bardzo niski –
nawet Hermiona, która do osób wysokich nie należała, przewyższała go.
– Szczęściara –
odezwał się pan Smith. – Masz jeden z prostszych zestawów – dodał, po czym
podszedł do stanowiska numer trzy.
Podniósł pokrywkę
kociołka, a Hermiona pochyliła się nad nim. Substancja nie miała ani zapachu,
ani koloru. Bez problemu odgadła, że to Veritaserum. Przy następnym stanowisku było Felix Felicis, dalej Eliksir Przeciwbólowy. Czwartym
odgadniętym okazał się być Wywar
Żywej Śmierci. Potem już szło z górki – zgadła Eliksir Utrwalający, Szkiele–Wzro, Eliksir Słodkiego Snu, Eliksir Wiggenowy oraz Eliksir Żywego Ognia, który ważyła w tym
roku szkolnym z Malfoyem.
Potem podeszła do
ostatniego stanowiska w ostatnim rzędzie. Egzaminator uprzedził, że eliksiry
stąd jest najtrudniej odgadnąć. Kiedy podniósł pokrywkę, Hermiona nachyliła się
nad substancją. Uderzył ją intensywny zapach – Hermiona poczuła pastę do zębów,
woń skoszonej trawy i nowego pergaminu. To była Amortencja. Pannę Granger
zdziwiło jednak, że to nie wszystko, co czuła – było coś jeszcze. Delikatny,
subtelny zapach, którego wcześniej nie wyczuwała w swojej Amortencji.
Dziewczyna wzięła głębszy wdech, by móc przypisać woń do konkretnej rzeczy.
Wiedziała, że skądś ją znała, ale nie wiedziała co to było. Zaintrygowało ją to
i czuła, że musi odkryć, czego był to zapach.
– Nie wiesz co to
jest? – spytał pan Smith, kiedy zobaczył, że Hermiona pochylała się nad
kociołkiem od dłuższego czasu, ale nie podawała odpowiedzi.
– To jest
Amortencja – odparła szybko. Staruszek uśmiechnął się, a potem przykrył
kociołek.
– Brawo, wszystkie
odpowiedzi prawidłowe. Gratuluję.
– Dziękuję.
.*.*.
Draco Malfoy nie
bardzo wiedział, co może być na części ustnej z Wróżbiarstwa.
Niby wróżbiarstwo
to przedmiot jak każdy inny, ale uczniowie nie traktowali go poważnie. Niemal
wszyscy chodzili tam, żeby się pośmiać ze starej wariatki, jaką niewątpliwie
była Trelawney – nie wliczając w to Lavender Brown i Parvati Patil, którym
rzeczywiście zależało. Jednym, ale za to wielkim minusem całej tej sytuacji był
fakt, że musieli się uczyć. I chyba to było najgorsze. Draco poszedł na
wróżbiarstwo, bo zależało na tym Pansy. On lubił chodzić na te lekcje ze
względu na to, że zawsze miał po nich wyśmienity humor, a czasem udało mu się
coś zobaczyć w kuli. I, co ciekawe, jak już udało mu się określić czym było to,
co widział, to było aż pięćdziesiąt procent szans na to, że się sprawdzi.
Jednak w czasie
trwania owutemów, Draco był pewien, że nienawidził wróżbiarstwa i to całym
sobą. Nawet ta dziwaczka Trelawney nie była warta jego czasu spędzonego w Wieży
Północnej. Musiał się uczyć rzeczy tak głupich, że przekładało się to na niego
samego.
– Zabini, wiesz
co? – zaczął Draco na śniadaniu w środę, przed częścią teoretyczną.
– No co?
– Jesteś jak
bukiet składający się z piętnastu białych stokrotek – zaczął blondyn. Blaise
uniósł brew. – Kiedy się śnisz, to z góry wiadomo, że kolejny dzień będzie do
dupy. – Uśmiechnął się. – Śniłeś mi się dzisiaj.
Blaise nie obraził
się na niego, gdyż sam nie miał przyjemności uczyć się wróżbiarstwa,
zrezygnował niedaleki czas po Granger. Wiedział jednak jakie katusze i
odmóżdżenie przeżywał jego przyjaciel. Musiał jakoś odreagować.
Sama część
teoretyczna nie była zła. Połowa odpowiedzi Draco brzmiała „śmierć" – głównie dlatego, że
zgadywał – a na resztę, w głównej mierze, znał odpowiedź.
Dopiero potem było
gorzej. Chłopak zastanawiał się, co mogło by być na części ustnej i doszedł do
wniosku, że jedyne, co mogli zrobić, to patrzenie w szklaną kulę i
interpretacja widoku. Co ciekawe, miał rację – zupełnie, jakby to przewidział.
Siedział przed
szklaną kulą, a jakaś stara (ledwo trzymająca się, jak określił w myślach)
baba, która tak się wyperfumowała, że aż go odurzyło, stała nad nim, jakby
chciała go wkurzyć. Blondyn myślał tylko o tym, jak kulturalnie zatkać nos. Ale
nie znalazł takiego rozwiązania.
– Widzisz coś w
kuli, kochanieńki? – spytała.
Tylko odbicie twojej parszywej gęby –
pomyślał niechętnie, ale spojrzał w kulę i skupił się. W końcu musiał coś
powiedzieć.
Ku jego zdziwieniu,
zobaczył coś – a dokładniej małą, fioletową stokrotkę. Szczerze, to nie miał
pojęcia, co to oznaczało – to znaczy, coś mu majaczyło w głowie, ale kwiatowe
symbole powtarzał dawno temu, bo był to dosyć rzadki znak. A że cisza między
nim, a egzaminatorką trwała niepokojąco długo, musiał improwizować.
– Tak, widzę –
odparł. – Tylko nie bardzo wiem co to jest... – wyrwało mu się niechcący, gdyż
był zbyt zajęty wymyślaniem czegoś wiarygodnego. Kobieta popatrzyła na niego
zdziwiona.
Cholera – pomyślał. – Zasada numer jeden: Nigdy. Nie. Mów. Że.
Czegoś. Nie. Umiesz. Na. EGZAMINIE.
– To znaczy, wiem
– stwierdził szybko. – Widzę ponuraka, omen śmierci – rzekł pewnie, chociaż w
jego oczach mienił się śliczny kwiatek.
– Och, naprawdę? –
spytała zdziwiona staruszka. – Raczej w tych czasach ponurak nie powinien się
pokazywać się w przywidywaniu przyszłości.
Draco zachmurzył
się.
Odurzyłaś mnie tymi chrzanionymi perfumami,
to teraz słuchaj pierdół – przeszło mu przez myśl.
– Ciotka mojego
przyjaciela jest śmiertelnie chora. Ona... – Kobieta przerwała mu ruchem dłoni.
– Rozumiem. –
Kiwnęła głową. – Zdałeś, masz sto procent. – Zapisała coś w notesie. – Albo
jesteś znakomitym aktorem, albo rzeczywiście masz zdolność przewidywania
przyszłości – skrzeknęła. – Dziękuję ci, że nie musiałam słuchać naiwnych
głupot.
– Proszę –
odpowiedział niepewnie. Nie wiedział, czy właśnie tego oczekiwała. – Do
widzenia.
– Do widzenia.
I wyszedł.
.*.
Jeszcze tego
samego dnia Draco zawitał w bibliotece. Poczuł się trochę jak Hermiona Granger,
która spędziła połowę swojego życia w tym miejscu. Dział ksiąg o wróżbiarstwie
był zaskakująco... skąpy. Musiał to stwierdzić nawet on – osoba, którą ilość
książek w bibliotece interesowała tyle, co zeszłoroczny śnieg. I pomimo tego,
że owy dział ograniczał się do kilku niewielkich regałów, to i tak nie wiedział
od czego zacząć – zupełnie, jak w dziale historycznym, który ograniczał się do
prawie dwudziestu regałów.
Blondyn z nadzieją
chwycił jedną cienką książkę i zabrał się za szukanie w niej informacji o
stokrotkach. Lektura okazała się być równie bezużyteczna, co cienka, więc zaraz
odłożył ją na swoje stare miejsce.
Kompletnie nie
wiedział jak zacząć. Niby tytuły ksiąg mogłyby mu co–nieco podpowiedzieć, ale
ich grubość była wręcz odpychająca. On chciał dojść do swojego celu, używając
przy tym jak najmniej siły i chęci – w skrócie: po szlachecku. I zamiast powtarzać sobie wszystkie po kolei bitwy
goblinów, on stał przed zbiorem i drapał się w głowę w zamyśleniu. W końcu, po
pewnym czasie, zdecydował się na jedną z lektur z obiecującą, zieloną okładką.
Już miał usiąść na swoim stałym miejscu i przeanalizować jej treść, kiedy
poczuł ból w łokciu i usłyszał za sobą cichy syk. Szybko obrócił się, żeby
zobaczyć do kogo należał głos.
Za nim stała
Granger, która z grymasem rozcierała sobie ramię. Spojrzała na niego ze
zmarszczonymi brwiami.
– Uważaj trochę –
powiedziała.
– Granger, z nieba
mi spadłaś! – zawołał, nie przejmując się jej poprzednimi słowami. – Potrzebuję
twojej pomocy.
– Najpierw na mnie
wpadasz, nabijasz siniaka, a potem chcesz, żebym ci pomagała?
– No dobrze,
przepraszam – rzekł. – Chociaż to nie było celowe, ale to mniej ważne...
– Czego ode mnie
chcesz? – spytała, przerywając mu. – Tylko nie masz na co liczyć, jeżeli to ma
jakikolwiek związek z jutrzejszą historią magii, wiesz?
– Historię Magii
to ja mam w jednym palcu – powiedział pewnie, trochę koloryzując prawdę. Nie
był zły, ale najlepszy też nie. Można było go zaliczyć do osób średnich.
– Czyżby? Trzecia
bitwa goblinów za czasów Sharka VI? – spytała, zakładając ręce na piersi.
– Tysiąc pięćset
sześćdziesiąty siódmy – odparł gładko. Hermiona kiwnęła z uznaniem.
– A dokładniej?
– Trzeci kwietnia,
oczywiście. – Malfoy posłał jej dumny uśmiech.
– Malfoy, to był
czwarty kwietnia! – zauważyła. Blondynowi zrzedła mina.
– Racja – mruknął
niezadowolony, trąc z niezadowoleniem czoło. – Ale nie chodziło mi o historię
magii, tylko o wróżbiarstwo...
Szatynka spojrzała
na niego zdziwiona. Miała wrażenie, że żartował, ale jego mina jasno wskazywała
na szczerość jego intencji. Zdziwiła ją jego prośba – każdy wiedział, że nie
radziła sobie z Wróżbiarstwem. To był jedyny przedmiot, który na zawsze miał
zostać jej piętą achillesową, a mimo wszystko ktoś oczekiwał pomocy od niej
właśnie z nim – i to nie byle kto! Sam Draco Malfoy! Dziewczyna popatrzyła na
niego uważnie, jakby chciała określić, czy żartował. Był poważny, bez problemu
można było zauważyć, że mu na tym zależało. Hermiona głośno westchnęła.
– Malfoy, wiesz,
że nienawidzę wróżbiarstwa i kompletnie się na nim nie znam? – spytała. Malfoy
uśmiechnął się kpiąco.
– Oczywiście, że
wiem! Jednak to nie zmienia faktu, że potrafisz wszystko znaleźć, szczególnie,
kiedy chodzi o książki.
Ostatecznie
zgodziła się, jednak pod warunkiem, że da mu jedynie pół godziny, nie więcej.
Samo żądanie nie miało większego sensu, bo po kwadransie potrzebna chłopakowi
informacja została odnaleziona. Pannę Granger szczerze interesowało, czemu
akurat chciał wiedzieć, co oznaczała stokrotka. Wolała go o to nie pytać, bo
była pewna, że by jej tego nie powiedziałby. A nawet, gdyby do czegoś się
przyznał, to nie mogła mieć pewności, że to prawda. Kiedy odrzuciła od siebie
chęć, żeby go spytać, nachyliła się bliżej książki, żeby dowiedzieć się, co
oznaczał symbol.
Stokrotka widziana w szklanej kuli jest bardzo dobrym omenem.
Najczęściej widzianą stokrotką jest ta o kolorze fioletowym; przypadki, kiedy
ktoś dostrzegł inne barwy tego kwiatu są pojedyncze, rzadko podparte faktami
innymi niż zapiski danych wróżbitów. Fioletowa stokrotka oznacza zbliżające się
zmiany w sferze miłosnej. Ten, kto zobaczył ową stokrotkę, może spodziewać się
nadchodzącej miłości, lub zaczyna jej doświadczać. Rada: mieć oczy szeroko
otwarte i uważać na płeć przeciwną.
Zdziwiona
dziewczyna wciągnęła powietrze… I wtedy to poczuła. Wyczuła nieznany jej zapach
z Amortencji. I – co najbardziej ją zdziwiło – należał on do Malfoya. To były
jego perfumy... Otworzyła szeroko oczy i natychmiast wstała ze swojego krzesła.
– Gratuluję,
Malfoy – zaśmiała się nerwowo. Wiedziała, że to zapewne on zobaczył stokrotkę w
kuli, inaczej nie zależałoby mu na odnalezieniu jej znaczenia. Draco popatrzył
na nią spod byka, na ona się roześmiała. Jednak jej dobry humor nie był szczery… W środku
dziewczyna, oprócz przerażenia i szoku spowodowanego swoim odkryciem, czuła
zazdrość, choć kompletnie nie wiedziała, dlaczego.
– Bardzo śmieszne…
– Pokręcił głową. – Granger... – zaczął sekundkę później. Dziewczyna spojrzała
na niego z delikatnym uśmiechem. – Dziękuję za pomoc. Nie wiem, co bym bez
ciebie zrobił – przyznał i odwzajemnił jej gest. Hermionie zrobiło się cieplej
na sercu na ten widok.
– Nie ma za co –
odpowiedziała. – Radzę uważać na swoją sferę sercową – dodała i odeszła.
Czuła na swoich plecach
spojrzenie Draco aż do momentu, kiedy zniknęła za zakrętem. Wyszła na
hogwarckie błonia. Musiała się uspokoić i przetrawić swoje nowe odkrycie...
Wyczuła perfumy
Malfoya w swojej Amortencji... To nie mogła być prawda!
____________________
Cześć!
Skończyłam
rozdział na czas, tak jak obiecałam :D Myślę, że kolejny będzie już za tydzień
(wywiążę się z terminu, obiecuję!).
Mam
nadzieję, że niespodzianka w postaci świadomości Hermiony się spodobała. :D
Widzimy
się za tydzień ❤
Pozdrawiam,
Feltson
Ona już wie, ona już wie. Rzeczywiście to niespodzianka.
OdpowiedzUsuń;)weny
Dzięki ♥ :D
UsuńCieszę się, że niespodzianka Cię zaskoczyła :3
Oho! Egzaminy pomagają im w „sferze miłosnej”! Wyobrażam sobie zmieszanie Hermiony. A i Draco musi być zaskoczony. Wyczuwam, że niedługo już będą razem :D
OdpowiedzUsuńChociaż szkoda, że to już koniec (wiem, jeszcze troszeczkę będzie). Planujesz pisać następne opowiadanie? :)
Hm, jeszcze się trochę z nimi podroczę, jeżeli chodzi o bycie razem :D
UsuńJeszcze zostało sześć notek, to nie tak mało :P
I tak, planuję jeszcze co najmniej 2 opowiadania :D Ale nad kolejnym prace powoli trwają :)
Czuję, że teraz dopiero się zacznie dziać między naszą parką ;)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny i cieszę się, że oboje odkryli to czego się nie spodziewali. Fajnie wymyśliłaś te egzaminy
Oczywiście czekam na dalszy ciąg i życzę weny ;)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam na nowości dzisiaj będzie 3 rozdział
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Dziękuję serdecznie ♥
UsuńNapiszę dziś komentarz na Simply... :)
Pozdrawiam,
Feltson
MIŁOŚĆ ROŚNIE WOKÓŁ NAS! xD
OdpowiedzUsuńBardzo oryginalny sposób by dowiedzieć się, że się w sobie zakochali.
Ciekawe kiedy się to tego przyznają xD Przeczuwam, że będzie się działo... (Będzie, będzie zabawa, będzie się działo i znowu nocy będzie mało!).
Pisz dalej! Ja chce znać ich dalsze losy!
Życzę weny i pozdrawiam.
Dziękuję :D ♥
UsuńCzy ja wiem, czy będzie aż taki szał... Wszystko się okaże! :D
Hermiona już wpadła :D Harry już coś się domysla :D a co Draco o tym sądzi? domysla się kogo może dotyczyć to co przeczytał czy dalej głową w mur?
OdpowiedzUsuńDużo weny i pozdrawiam! :)
Dzięki ♥
UsuńJeszcze nie wiem, co zrobię z Draco... Ale raczej to pierwsze :3
Również pozdrawiam!
Feltson
Mam okropnego lenia. Dodaję znak, że byłam tu :P Rozdział super. Akcja miłosna się rozwija... :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam KH
Dzięki ♥ Każdy, nawet najmniejszy ślad się liczy :)
UsuńPerfumy Malfoya? Czyli Hermiona wpadła. Harry'emu już tam coś w tej cudnej główce świta *·* Teraz to będzie Moda na sukces! XD Ale przyznam że czekałam na to od 1 rozdziału ;*
OdpowiedzUsuńWeny!♡
Hariet! :D Nie będzie Mody na sukces, bo nie zamierzam robić 5k (lub nawet więcej części) ale trochę się porobi :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDoskonały pomysł z egzaminami! Z ich formą i tym, czego dowiedzieli się Hermiona i Draco. Są tacy uroczy - zupełnie nie zauważają tego, co się pomiędzy nimi dzieje - chociaż już nawet Harry zaczyna coś zauważać!
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, czy w kolejnym rozdziale będzie ciąg dalszy egzaminów, czy może zaskoczysz Nas już Balem Absolwentów (wtedy musi zaiskrzyć pomiędzy nimi! i wybuchnąć ^^).
Jedyny zgrzyt - powinien być chyba eliksir Cucący, a nie Cudzący. ;)
Pozdrawiam, życząc czasu i weny!
Dziękuję ❤
UsuńOczywiście, poprawię :)
Bal będzie trochę później, ale zgadza się - zaiskrzy! :3
Również pozdrawiam,
Feltson
Moim zdaniem jeśli idzie o ucucia to Draco to ciemniak, a takie przedstawianie go w fanfikach to klasyka. Podejżewam ze dostrzegłby to w kim się zakochał dopiero w tedy gdy "pociąg do stacji Miłośc" rozsmarował go na drzewie. Niech wena będzie z tobą
OdpowiedzUsuńDzięki :D ❤
UsuńPociąg go nie rozsmaruje, ale aż taki ciemny to on nie będzie... Ale będzie zaprzeczał (w końcu to Zenit skrajnych uczuć :D )
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńCzytając przygotowania uczniów do egzaminów widziałam siebie przygotowującą się do matur, które mam za rok. xD
Nieźle się zsynchronizowałaś z czasem, rozdział w tym samym czasie, co maturki. :D
Nie zdziwił mnie fakt, że Hermiona zdaje wszystko na setkę. Czasem mam wrażenie, że jak była mała to połknęła jakieś obszerne tomiszcze. Encyklopedia z niej.
Stokrotka - masakra! Ciekawi mnie jak długo Malfoy będzie odkrywać swoją miłość w powietrzu. :D
Amortencja, no, no, no. Spodziewałam się, że coś będzie związanego z Malfoyem, jak tylko doszłam do "pastę do zębów". Zmieszanie Hermiony w tym wszystkim jest najlepsze.
Ciekawi mnie jak pozostali sobie radzą z egzaminami...
Życzę powodzenia w napisaniu następnego rozdziału!
Pozdrawiam, A.
Dziękuję! ❤
UsuńSzczerze mówiąc, to inspirowały mnie matury :D
Ale synchronizacja nie była planowana...
Reszta okaże się później... :D
Również pozdrawiam,
Feltson
Uroczy rozdział :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)