piątek, 17 lipca 2015

Miniaturka 1: Serce chce, czego chce

Miniaturka 1
Serce chce, czego chce

Inspiracja:
Selena Gomez – The Heart Wants What It Wants



22 strony
8k słów


Upajałeś mnie czymś,
Czego nie mogę porównać
Z niczym co znam
Mam nadzieję, że po tej gorączce przetrwam.

Znów płakałam. I znów przez niego.
Tępo wpatrywałam się w sufit i miałam nadzieję, że ten koszmar kiedyś się skończy. Niestety, to była smutna rzeczywistość, coś z czym musiałam się pogodzić. Oczywiście, że mogłabym być szczęśliwa, ale to wykluczałoby bycie z nim.
Kochałam go nad życie. Gdy patrzyłam w jego oczy, tonęłam w nich i za nic nie chciałam wypłynąć na powierzchnię. Gdy trzymał moją dłoń cały świat był jak w stopklatce, byliśmy tylko my. Gdy śmiał się, śmiałam się razem z nim. Do czasu…
Wszystko zmieniło się, gdy popełnił błąd – zdradził mnie. Moja miłość do niego jednak przez to nie zmieniła się. Nie rozstaliśmy się, postanowiłam wybaczyć mu. Nie oznaczało to jednak, że zapomniałam. Nawet jeśli chciałabym, to nie mogłam. To było coś, czego nie da się wyrzucić z pamięci, co zostaje z tobą na zawsze. Taka blizna, której nie usuniesz ot tak, po prostu.
Zmarnowałam na niego trzy lata, z czego dwa po zdradzie. Nie umiałam z nim skończyć, uzależniliśmy się od siebie. Żyliśmy niczym rośliny w symbiozie, choć moglibyśmy żyć samotnie to żadne z nas tego nie chciało.
Często mnie ranił. Z czasem zdarzało się to coraz częściej. Za każdym razem, gdy w naszych relacjach wyszło słońce, przychodziła ulewa z piorunami. Nazywałam to Chłodem i Ociepleniem. Ocieplenie pojawiało się po burzy, przechodziło w zwykły deszcz, a potem znów wychodziło słońce. To było proste – najpierw się kłócimy, a potem godzimy. Na początku radziłam sobie z tym bez problemu, ale nic przecież nie trwa wiecznie. Wiele osób, z którymi pracowałam, myślało, że ja mam naturalnie okrągłą twarz. Nie wiedzieli, że jest podpuchnięta od płaczu.
Obraz przed moimi oczami zaczął rozmazywać się. Znów mrugnęłam, pozbywając dwóch kolejnych łez. Tak jak poprzednie, spłynęły na kołdrę, powiększając mokre plamy na niej. Pomyślałam wtedy, że mam szczęście. Gdyby każda „kropelka mojego smutku” żłobiła tor na mojej twarzy, to byłby on niezwykle głęboki.
Od czasu, kiedy Anioł (bo tak go nazywałam) zdradził mnie, stałam się typem samotnika – moje problemy były tylko i wyłącznie moimi problemami. Moi przyjaciele nigdy mnie nie opuścili. Owszem, byli niezadowoleni z mojego związku z nim, ale zaakceptowali to. Byłam im za to bardzo wdzięczna, choć przez to kontaktowaliśmy się rzadziej. Każdy z nas miał swoje życie, miłość, pracę. Chłopcy zostali Aurorami, dużo czasu spędzali w pracy. Nie chciałam im zabierać wolnego czasu tylko dlatego, że mnie się nie układa w życiu. Chciałam poradzić sobie z tym sama. Pragnęłam tego tak bardzo, jak szczęścia.
Mówiłam na niego Anioł, choć bardziej przypominał diabła, a nawet całe stado. Nigdy nie był spokojny, nigdy nie był idealny. Mimo to dla mnie już zawsze będzie Aniołem.
Ta noc była niezwykle długa. Zresztą, jak każda podczas Chłodu. Nie wiedziałam, co teraz robi, bo nie mieszkaliśmy razem. Dziwne – są ze sobą trzy lata i nie mieszkają razem. Lecz dla nas to było jedyne wyjście, aby nasze życie nie było jednym wielkim Chłodem.
Nie wiedziałam, jak on to zrobił, że tak mocno go pokochałam. Nie wiedziałam. Był dla mnie niezwykle ważny, choć ranił boleśnie. Za każdym razem, gdy przychodził z bukietem składającym się z piętnastu czerwonych róż w ramach przeprosin mówiłam „Wybaczam” zamiast „Odejdź”. Teraz wiem, że nie byłam gotowa na całkowitą samotność. Nie byłam gotowa pozbycie się go z życia. Nie byłam gotowa na porzucenie trzech lat swojego życia. Nie potrafiłam zbuntować się sobie. Nie byłam gotowa, by powiedzieć mu prosto w twarz:
– Draconie Malfoyu, zniszczyłeś mnie i moje życie. To koniec.



.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.



Wiem, że zachowuję się jak obłąkana
Wykończona i lekko zdezorientowana.
Z ręką na sercu modlę się,
Abym wyszła z tego cało.


Biiip. Biiip. Biiip.
Obudził mnie mój znienawidzony dźwięk budzika – najgorszego z mugolskich wynalazków. Zamiast go wyłączyć, bardziej wtuliłam się w poduszkę i ignorowałam go. Szło mi całkiem dobrze. Szkoda, że nie udało mi się zasnąć, bo zamiast tego przypomniałam sobie, że to piątek, a ja wtedy pracowałam. Wróć! Ja ZAWSZE pracowałam. Coraz częściej się zdarzało, że w biurze byłam też w soboty i niedzielę. Czasem też żartowałam, że specjalnie dla mnie wynajdą nowy dzień tygodnia, abym tylko mogła siedzieć tam dłużej. Wiadomo, że śmiałam się tylko ja.
Zerwałam się z łóżka i zaczęłam się szykować do pracy. Nie zajęło mi to długo – w końcu od czego ma się różdżkę? Standardowo ubrałam się w nudną, czarną spódnicę, białą koszulę i marynarkę, która była równie nudna i czarna, co spódnica. Włosy spięłam w koka i wzięłam torebkę. Byłam gotowa. Zaplanowałam, że śniadanie zjem w Ministerialnym barze – jak zwykle zresztą. Spojrzałam na zegarek, aby ocenić, ile czasu mi zostało. Była siódma pięćdziesiąt dwa.
Cholera – pomyślałam.
 Nie byłam jeszcze spóźniona, ale jedynym wyjściem, aby tak się nie stało, było skorzystanie z sieci Fiuu. Nienawidziłam tego środka lokomocji, wolałabym do Ministerstwa jeździć na rowerze przez cały zakorkowany Londyn, ale cóż… Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Złapałam garść proszku i wrzuciłam go do kominka. Następnie weszłam do niego i powiedziałam wyraźnie:
– Ministerstwo Magii.
Wylądowałam w tłumie ludzi. Znowu sprawdziłam godzinę – tyle, że na zegarku, który nosiłam na nadgarstku – była siódma pięćdziesiąt pięć. Miałam niecałe pięć minut, aby dotrzeć do biura. Zaczęłam biec, przedzierać się przez tłum, byle tylko dotrzeć do windy. Byłam blisko celu, gdy nagle wyskoczyła przede mnie baba z górą gazet w ręce.
– Może „Proroka Codziennego”? – spytała, jakby nie widziała, że spieszę się.
– Nie chcę żadnego „Proroka” – warknęłam tylko, wymijając ją. Nie przejęła się tym za bardzo, bo zaatakowała kolejnego pracownika. Przynajmniej tak myślę, wtedy za bardzo mnie to nie obchodziło. Moim jedynym celem w tamtym momencie było dotarcie do windy. I udało mi się. Wbiegłam do niej w ostatniej chwili, kraty prawie mnie przycięły.
– Co się pani tu wpycha? – spytała niekulturalnie jakaś kobieta, którą znałam tylko z widzenia.
– To nie jest pani winda, więc nie rozumiem, o co pani chodzi – powiedziałam spokojnie. W tym samym czasie kraty otworzyły się na pierwszym piętrze. Kilka osób wysiadło, kilka wsiadło. Jechaliśmy dalej.
– Widzi pani, że jest mało miejsca, to pani jeszcze pakuje się tu na siłę. – Było wyraźnie widać, że wstała lewą nogą, a ja dodatkowo ją denerwowałam.
– Jestem spóźniona. Chociaż, nawet jeśli nie byłabym, to i tak bym wsiadła – oznajmiłam, bardziej ją denerwując.
– Jest pani bezczelna – wysyczała, gdy wysiadała na trzecim piętrze.
– Dziękuję! – krzyknęłam za nią.
I tak skończyła się jakże fascynująca rozmowa. Nie przejęłam się nią zbytnio, tylko przygotowałam się do biegu. A warto wspomnieć, że miałam wtedy na sobie szpilki. Gdy tylko kraty rozsunęły się na czwartym piętrze, wystartowałam. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli, ale miałam to gdzieś. Cała swoją uwagę zwracałam na drogę, aby tylko się nie przewrócić. Szybko dotarłam do swojego departamentu i jeszcze szybciej usiadłam przy swoim biurku.
– Gratuluję,  Granger – usłyszałam głos swojego szefa. – Masz nowy rekord. Dwie sekundy przed czasem – powiedział patrząc na swój firmowy zegarek, który był prawdopodobnie był droższy niż całe moje mieszkanie.
– Dziękuję, panie Collins. – Zacisnęłam szczękę.
– Masz szczęście – mruknął.
– W to nie wątpię. – Obdarzyłam go sztucznym uśmiechem, a on zrobił to samo. Nienawidzę mojego szefa od samego początku pracy, zresztą z dużą wzajemnością. Nie wywalił mnie tylko dlatego, że wszystko robiłam za niego, a on w czasie pracy mógł delektować się słodkim lenistwem. Może poświęcał czasem dziesięć minut na podpisanie dokumentów, ale na tym się kończyło.
– Zrób mi kawę – rozkazał, a potem wrócił do swojego gabinetu. Niechętnie wstałam z fotela i ruszyłam ku mugolskiemu ekspresowi do kawy. Równie dobrze mógłby zrobić to sam, ale po co? Od czego ma się sekretarkę? Zrobiłam mu zwykłą, czarną kawę, której nawet nie posłodziłam. Chciał kawy, to ją zrobiłam. Gdy mu ją zaniosłam, uśmiechnął się kpiąco.
– No, no. Mam dziś dobry humor Granger.
– Naprawdę? – spytałam, jakby mnie to interesowało.
– Tak… Może dziś będziesz miała mniej nadgodzin... – Uniosłam brew z zaskoczenia. Zazwyczaj siedziałam tu od ósmej rano do ósmej wieczorem. Zero życia prywatnego, tylko papiery Collinsa. No, dobra… Bardzo mało życia prywatnego.
– Naprawdę? – wykrztusiłam.
– Nie. A teraz do roboty. – Podał mi papiery i wziął filiżankę do rąk. Ruszyłam w stronę drzwi czekając, aż ochrzani mnie, za to, co mu podałam. 
– Co to ma być? – zadał mi oczywiste pytanie.
– Kawa – odpowiedziałam, stojąc w progu.
– Tego obrzydlistwa nie nazwałbym kawą.
– Nie sprecyzował pan, panie Collins, jaka ma ona być. A poza tym nie umiem czytać w myślach, aby wiedzieć o co panu chodzi – poinformowałam go służbowym tonem. Nie chciałam kontynuować tej  rozmowy, a wziąć się za tą górę papierów.
– Sprytne. Jeden do zera dla ciebie, Granger – mruknął kpiąco. – Tylko nie zapomnij zgłosić się po drugą część papierów, gdy skończysz – dodał i wziął następny łyk napoju. Natychmiast się skrzywił. Ja natomiast wróciłam do biura z zaciśniętą szczęką i zrezygnowaniem w oczach. Nie miałam wyboru, musiałam wykonać robotę, którą mi zadał Collins. Praca jako sekretarka w Departamencie Przestrzegania Prawa nie była szczytem moich marzeń, ale cóż… 
Jeszcze kiedyś go wygryzę z interesu – pocieszałam się. I tak spędziłam pięć cudownych godzin mojego życia. Gdyby nie przerwa obiadowa, praktycznie nigdy nie wychodziłabym zza biurka (nie licząc skąpej przerwy na sen w domu). Swoim wyćwiczonym, szybkim krokiem dotarłam do baru i równie szybko zamówiłam sałatkę – jedyne, co nadawało się do jedzenia. Odkąd zatrudnili nową kucharkę, praktycznie nic nie było tam jadalnego. Lola, bo tak wszyscy na nią mówili, chyba nie rozróżniała cukru od soli. Słodkie ziemniaki nie są dobre, a słony kompot jest jeszcze gorszy. Przynajmniej w moim odczuciu. Wahałam się, czy sama nie będę robiła sobie jedzenia do pracy, zamiast faszerować się sałatką bez smaku. Co z tego, że gotowałabym w środku nocy?
– Pani zamówienie – powiedziała staruszka z przezroczystym czepkiem na głowie, spod którego i tak wystawały włosy.
– Dziękuję – mruknęłam i podeszłam do najczystszego ze stolików. Tęskniłam za czasami, gdy w tym barze pracowała pani Christine. Wtedy była na urlopie zdrowotnym i nie mogłam się doczekać, kiedy wróci. Lola przez trzy miesiące zdążyła mi podać nie tylko słony kompot, ale też kotleta z tipsem czy zupę pomidorową z długim, jasnym włosem. Fuj.
Podczas, gdy ja „mordowałam” sałatkę, do bufetu schodziło się coraz więcej osób. Podczas, gdy ja musiałam szybko jeść, inni „delektowali się” (o ile to możliwe) jedzeniem. Podczas, gdy ja nie odezwałam się słowem, inni dużo plotkowali. Podczas, gdy ja kończyłam swój posiłek, Collins flirtował z szefową Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami.
– Ma pani delikatne dłonie. Idealne do opieki nad zwierzętami. – Obdarował ją uśmiechem. Wcale im nie przeszkadzało, że on jest żonaty.
Jego żona, Anne Collins, pracowała w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, więc dość często była na różnych delegacjach. Mojemu kochanemu szefowi było to na rękę – mógł podrywać naiwne kobiety, by potem spokojnie witać się z żoną. Prosty układ, w który zaangażowany był tylko on i epizodycznie inne postacie. I właśnie dlatego Collins mnie nienawidził – bo ja mu się nie dałam. Pamiętam mój pierwszy dzień pracy, kiedy ten obleśny facet zaczął mnie podrywać. 
Wyobraź sobie: to twoja pierwsza praca, którą trudno było zdobyć, bo w społeczeństwie czarodziei akurat było duże bezrobocie. Jesteś niezbyt śmiałą dwudziestolatką, do której przystawia się czterdziestoletni facet, twój szef. Co robisz?
– Ja tu tylko pracuję – powiedziałam, tuląc do siebie teczkę z dokumentami.
– Wiem, panno Granger – poinformował mnie i owinął sobie mojego loka wokół palca.
– Proszę mnie zostawić – poprosiłam, lecz nic to nie dało. Zachował się, jakbym nigdy tego nie powiedziała.
– Proszę ją zostawić – usłyszałam głos mężczyzny. Okazał się nim Draco. – Ta pani nie jest panem zainteresowana.
– Skąd to pan może wiedzieć? – zapytał wściekły Collins.
– Może dlatego… – zaczął i podszedł do mnie. Objął mnie ramieniem. Chciałam mu się wyrwać, ale byłam zbyt zszokowana, by się ruszyć. – …że ta pani jest moją dziewczyną  – dodał spokojnie. – I nie lubi takich starych pryków, jak pan. – W odpowiedzi mój szef mruknął coś niezrozumiałego.
– Eee… Dzięki, Malfoy – mruknęłam, gdy odszedł. – Wiesz, że teraz będziemy głównym tematem plotek? – spytałam niepewnie.
– Nie będziemy, on nic nikomu nie powie.
– Skąd to wiesz?
– To zaszkodziłoby jemu samemu, Granger – uśmiechnął się kpiąco i odszedł.
Cztery lata później nadal czułam konsekwencje tamtego dnia. Collins był dla mnie niedobry, nie płacił mi za nadgodziny (wtedy moja pensja byłaby dwa razy większa), nie dawał mi urlopów, nie awansował mnie, kazał odwalać za siebie całą robotę. Żyć, nie umierać. Chociaż… Wolałam to niż romans z nim.
Skończyłam swój posiłek i ruszyłam do wyjścia. W progu minęłam się z Draco. Spojrzał na mnie z wściekłością w oku. Nadal był zły na mnie po naszej ostatniej kłótni. O co poszło? O brak czasu. 
Draco pracował w Departamencie Czarodziejskich Gier i Sportów. Niewiele miał do roboty. Był zwykłym pracownikiem, a nie sekretarką. Szef go uwielbiał, nie miał nadgodzin, dostawał urlopy. Często mi mówił: „Zwolnij się, możesz mieć o wiele lepszą pracę”, ale tego nie robiłam. Wypełnianie papierów Collinsa też miało swoje plusy. Mój szef był najlepszym prawnikiem w społeczeństwie czarodziei i tylko dlatego miał takie stanowisko, jakie miał. Czasem w górach dokumentów zawieruszały się jego notatki, które bardzo chętnie czytałam. Pomyślałam, że jeszcze kiedyś go wygryzę z interesu. 
Wyminęłam Draco z miną wskazującą na to, że ja też jestem na niego zła. Dobrze wiedział o moich planach, ale musiał być ironiczny. Gdy wróciłam do biura na moim biurku leżała nowa kupka makulatury, a niej różowa, samoprzylepna karteczka. Wzięłam ją do rąk i przeczytałam jej treść:

„Granger, ty leniu, wyręczyłem cię…

W liście wyrazy grzecznościowe pisze się z dużej litery – pomyślałam.

… bo zauważyłem, że kończy ci się praca ;)

No, rzeczywiście, sama tego nie zauważyłam – dodałam ironicznie w myślach.

Miłego dnia :)”

– Co? – spytałam samą siebie. Po ilości kartek mogłam przewidzieć, że będę siedzieć w biurze do dziesiątej wieczorem.



.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.



Łóżko stygnie, a Ciebie tutaj nie ma.
Przyszłość, którą trzymaliśmy, jest taka niejasna.
Ale nie żyję w pełni, dopóki nie zadzwonisz
I założę się, że los wcale nam nie sprzyja.


Do domu wróciłam równo o dwudziestej drugiej trzydzieści osiem. Byłam tak zmęczona, że nawet nie zjadłam kolacji tylko od razu poszłam się umyć. Szybki prysznic i pod kołdrę. Jednak zamiast zasnąć, zaczęłam rozmyślać. O czym? Może lepiej spytać: O kim? O nim, o moim Aniele, o Draco. Czemu zawsze musimy się kłócić? Ja kocham go tak mocno, że sama nie wiem jak to możliwe. Skoczyłabym za nim w ogień. Z miłości do niego zapomniałam o naszych relacjach za czasów Hogwartu. Szkoda tylko, że on tego nie szanował. Wiedziałam, że on też mnie kochał, bo inaczej już dawno by mnie rzucił, tak jak wszystkie poprzednie dziewczyny. Wiedziałam też, że w każdym związku są potrzebne kłótnie, ale nie w takich ilościach. Mimo, że byłam na niego zła, zastanawiałam się, co robi. Czy myślał o mnie? Może już spał? Nie wiedziałam i nie zamierzałam tego sprawdzać. Bardzo za nim tęskniłam. Mimo tych wszystkich kłótni, chciałam, by był obok, nawet jeśli był na mnie zły. Chciałam widzieć złość w jego oczach, byle tylko przy mnie był. W tym momencie poczułam mokrą ścieżkę na moim policzku.
Znów płakałam. I znów przez niego.
Tylko, że tym razem z tęsknoty. Głupie uczucie. Wiesz, że jest blisko, ale jednocześnie tak daleko, poza zasięgiem. Nienawidziłam się za tą słabość. Gdy przypomniałam sobie pierwszy rok naszego związku, rozpłakałam się jeszcze bardziej. Każdy jego uśmiech widziany w mojej wyobraźni bolał mnie. Tęskniłam nie tylko za nim, ale też za naszymi rozmowami, uśmiechami, romantycznymi randkami, pocałunkami. Za kompletem, a nie opakowaniem. Za wszystkim, co z nim związane, a nie tylko za nim samym.
I w tym momencie moje rozmyślania przerwał dzwonek. Szybko spojrzałam na zegarek – była dokładnie dwudziesta trzecia trzydzieści. Otarłam łzy ręką, aby wyglądać, jakbym nie płakała, a na swoją piżamę zarzuciłam szlafrok. Była wiosna, więc spałam w lekkiej piżamce. Wstałam z łóżka i nawet nie zapaliłam światła, tylko podeszłam do drzwi. Otworzyłam je nawet nie patrząc, kto dzwoni. Zawsze mogłam się obronić, bo miałam różdżkę w kieszeni.
– Przepraszam – przywitał się pospiesznie mój gość. Okazał się nim być Draco. W ręku trzymał bukiet czerwonych róż, które zawsze mi przynosił na przeprosiny. Miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę. Nigdy jej nie lubił, ale zaczął ją nosić, od czasu, kiedy mu powiedziałam, że wygląda w niej bosko.
– Wejdź – powiedziałam, przepuszczając go. Gdy wszedł do mojego mieszkania, od razu zadałam pytanie. – Co ty tu robisz o tej porze?
– Chciałem cię zastać w domu – wytłumaczył się. Jego ton był normalny, ale mimo to wyczułam aluzję do swojej pracy.
– Nie pomyślałeś, że mogłeś mnie obudzić?
– Nie spałaś, więc nie mogłem cię obudzić – powiedział, dobrze wiedząc, że o tej porze jestem jeszcze na nogach. Znał mnie lepiej niż każdy myślał. Nawet ja. 
– Kochanie… – Spojrzał mi w oczy, by kontynuować. – Przepraszam cię. Wiem ile znaczy dla ciebie ta praca. Nawet jeśli uważam ją za niewolniczą. Kocham cię, wybaczysz mi?
I co wtedy miałam zrobić? Gdzie te wszystkie przyrzeczenia, że z nim z nim skończę? Że powiem mu „nie”? Że złamię mu serce? Uciekły ode mnie, opuściły mnie w takim ważnym dla mnie momencie. Oczy w które się wpatrywałam, obserwowały mnie z nadzieją. Cudowne niebieskie oczy. Za każdym razem tonęłam w nich i nie potrafiłam z nich wypłynąć. Nie potrafiłam ich porównać do niczego innego niż woda. Raz zimna, raz ciepła, raz spokojna, raz nieprzenikniona, raz niebezpieczna, ale zawsze woda. I wtedy zrozumiałam, że jedyne słowo, które mogę wypowiedzieć, nie chce przejść mi przez gardło. Tak więc zgrabnie zamieniłam je na całkiem podobny wyraz.
– Tak – powiedziałam tylko. 
„Tak” nie jest idealnym synonimem słowa „nie”, ale nic innego nie przyszło mi na myśl.



.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.



Zachowaj swoje rady, bo i tak ich nie posłucham.
Możesz mieć rację, ale nie obchodzi mnie to.
Jest milion powodów, dla których powinnam z ciebie zrezygnować,
Ale serce chce, czego chce.


Kiedy się obudziłam, jego nie było. Zostałam sama. Szybko się ubrałam i poszłam zjeść śniadanie – pozwalałam sobie na to tylko w soboty i niedziele. W weekendy nie musiałam pracować, ale tylko teoretycznie. W praktyce musiałam, bo inaczej nie wychodziłabym spod kupki dokumentów. Tylko przez te dwa dni pozwalałam sobie na spóźnienia. Gdy weszłam do kuchni, od razu zaatakował mnie zapach jedzenia.
– Cześć – przywitałam się z Draco i podeszłam do niego, by sprawdzić, co smażył. Jajecznica, moja ulubiona.
– Cześć – odpowiedział i cmoknął mnie w policzek. Potem zajął się dalszym szykowaniem śniadania. Chwilę później wyjął z szafki dwa talerze i nałożył na nie jajecznicę i postawił je na stole.
– Smacznego.
– Dziękuję – posłałam mu uśmiech. Zabrałam się za jedzenie. Bardzo mi smakowało, Draco dobrze wiedział, co lubię, a czego nie. Już miałam go pochwalić, gdy przerwała mi sowa dobijająca się do okna.
– Ciekawe kto to? – mruknął mój chłopak, po czym wstał i odebrał pocztę. – To do ciebie.
– Do mnie? Pewnie Collins – stwierdziłam i wzięłam od niego kartkę .– No, no Granger… – zaczęłam czytać na głos, nie miałam nic do ukrycia. – Jest dziesiąta, a ciebie nie ma w biurze. Pogodziłaś się ze swoich miłym, prawda? – Zdenerwowałam się. Czemu on się nie interesował się moim życiem prywatnym?
– Twój szef cię dobrze zna – pochwalił z sztucznym uśmiechem Draco. Zachowałam się, jakbym nie słyszała jego uwagi.
– Jak widać… – mruknęłam i kontynuowałam czytanie. – Możesz dzisiaj nie przychodzić, bo i tak wypełniłaś wszystkie papiery na weekend. A i dziś jest kontrola, więc… Do poniedziałku, Granger. Twój ulubiony szef.  Odłożyłam oburzona kartkę na stół i powiedziałam z sarkazmem. – Ta, bardzo ulubiony. 
– Masz wolne – poinformował mnie mój Anioł. Racja. Ja zamiast zwrócić swą uwagę na tą informację, skupiłam się na podpisie.
– No mam… – powiedziałam nadal nie dowierzając. – I co ja będę robić cały dzień? – zmartwiłam się.
– Ja się tobą zaopiekuje, nie martw się. – Zaśmiał się blondyn, na co ja też uśmiechnęłam się.
– I ta kontrola… Ciekawa jestem, kto na nas doniósł – oznajmiłam i odnalazłam wzrokiem Draco. Był zdenerwowany, wpatrywał się w swoje palce. – Ty coś wiesz.
– Co? Nie, nie...
– Czy to byłeś ty?
 Zwariowałaś? Nie, nie zrobiłbym ci tego. Teraz już wiem, ile dla ciebie znaczy ta praca – wytłumaczył się.
– W takim razie czemu jesteś taki zdenerwowany?
– Eee… – mruknął, nie wiedząc, co ma mi powiedzieć. W tym momencie wiedziałam, że coś kręci.
– Kto to był? – spytałam spokojnie.
– Nie powiem, bo się zdenerwujesz, a po co to komu?
– Draco… – warknęłam.
– Weasley. Wkurzył się, bo chciał cię odwiedzić tydzień temu, a ciebie nie było. No to pomyślał, że… – zaczął, a gdy zobaczył moją minę, szybko dodał – Wiem, też jestem zszokowany wiadomością, że Weasley myśli… Żartuję przecież! Przyszedł do mnie i spytał, czy u mnie cię nie ma. Ja mu powiedziałem, że nie i pewnie jesteś w pracy.
– Czemu wszyscy się o nią czepiają?
– Może dlatego, że nie masz życia poza pracą. Za niedługo weźmiesz do tego biura łóżko, kuchenkę i pralkę. Wtedy będziesz mogła stamtąd nie wychodzić.
– Dobra, nie mówmy już o tym – poprosiłam. – Co dziś robimy?
– Czekaj, niech pomyślę… – zaczął rozmyślać. – Już wiem! Chodźmy na miasto.
– I co będziemy tam robić?
– Pójdziemy na spacer, może do kawiarni? Albo do kina. Nie wiem, pomyślimy. Nie możemy siedzieć cały dzień w czterech ścianach!
W duchu przyznałam mu rację. Tylko siedziałam w biurze i tylko na noce przychodziłam do domu. Sprawa inaczej się miała, gdy byłam pogodzona z Draco. Wtedy szybciej wychodziłam z biura, by odpracować to w Chłód. Standard. Przy takim układzie nie miałam czasu, aby wyjść na miasto, lub zjeść coś jadalnego. W moim przypadku jajecznica, w dodatku moja ulubiona, była nie lada rarytasem. Szybko zebraliśmy się i wyszliśmy. Słońce już prażyło, a na niebie nie było żadnej chmurki. W Londynie było to raczej rzadkim zjawiskiem. Anioł złapał moją dłoń i zaczął prowadzić mnie w tylko sobie znanym kierunku.
– Gdzie my idziemy? – spytałam zaciekawiona.
– Zobaczysz – powiedział tajemniczo, nic przy tym nie zdradzając.
Poprowadził mnie do ślepej uliczki. Rozejrzał się, czy aby na pewno jesteśmy sami i teleportował się. Pierwszym, co zobaczyłam było… morze. Piękne, niebieskie morze. Plaża była idealnie czysta, a od piasku biło przyjemne ciepło. Dalej rósł las – wysokie drzewa w niektórych miejscach dawały cudowny cień, tak bardzo pożądany w upał.
– Popatrz tam – poprosił mnie.
Zrobiłam to. Moim oczom ukazał się dom. Ogromny, ale piękny dom. Miał dwa piętra – od razu było to widać. Okna były wielkie, co sprawiało, że już wiedziałam, że musi być tam niezwykle jasno. Wokół budynku znajdował się też ogród.
– Wow. – Tylko tyle zdołałam wykrztusić.
– Podoba ci się? – spytał mnie.
– Jeszcze się pytasz? Jest piękny. Ciekawi mnie tylko, po co go kupiłeś – powiedziałam, nie wiedząc do czego zmierza.
– Chciałem znać tylko twoje zdanie – wytłumaczył. – Ale rzeczywiście, kupiłem go. Od razu, gdy tylko go zobaczyłem, wiedziałem, że musi być mój, nasz.
Nic nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w dom. Nasz dom. Dziwnie to brzmiało, tym bardziej, że patrzyłam na willę, a nie na skromny domek, o którym zawsze marzyłam. Zaprowadził mnie do mieszkania. Było tam jeszcze piękniej, niż na zewnątrz. Salon praktycznie nie posiadał ścian – tak duże były okna. Wszystkie sypialnie i przylegające do nich łazienki były jasne, przestronne, idealne. Wiele kwiatów zdobiło pomieszczenia. Ten dom musiał być niewyobrażalnie drogi, ale co to dla Malfoya? Dla niego nie ma żadnych ograniczeń, a tym bardziej finansowych.
– Czemu nic nie mówisz?
– Jestem zachwycona – oznajmiłam, na co Draco zaśmiał się. – A tak właściwie, to gdzie my jesteśmy?
– Najbardziej wysunięte na południe miejsce w Anglii – stwierdził dumnie.
– A jak nazywa się ta miejscowość? – zainteresowałam się.
– Eee… Nie wiem. Kogo by to interesowało?
– Mnie? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
– Ale tylko – powiedział pewnym tonem. – Dobra, to nie koniec atrakcji. Chodź. – Złapał moją dłoń.



.*.*.*.*.*.*.*.*.*.



Rozbiłeś mnie na kawałki
Lśnię niczym gwiazdy i krzyczę
Rozświetlasz mnie niczym Wenus,
Ale potem znikasz i każesz mi czekać.


Ten dzień był wspaniały. Najpierw byliśmy w kawiarence i zamówiliśmy na spółkę największe lody, których nie zjedliśmy nawet do połowy. Potem poszliśmy do kina. Standardowo ja chciałam iść na komedię romantyczną lub dramat, a Draco na film akcji albo bezsensowną komedię. Gdy postanowiliśmy iść na dwa różne seanse, odpuścił mi. Ciągle powtarzał, że jest niepocieszony tym obrotem sprawy. Wystarczyło, że go pocałowałam, żeby był zadowolony. Potem znowu poszliśmy coś zjeść – tym razem była to restauracja. Gdy z niej wyszliśmy było już prawie ciemno.
– Odprowadzę cię, jesteśmy niedaleko twojego mieszkania – oświadczył Draco.
– Dzięki. Słuchaj…
– Tak?
– Czemu mnie zabrałeś do swojej nowej willi?
Chyba nie spodziewał się mojego pytania. Zamyślił się i przez dłuższą chwilę nie dał mi odpowiedzi. Nie wiem, co mu chodziło po głowie, ale wiem, co mu wyszło z ust.
– Naszej. To po pierwsze. A po drugie… – przerwał.
– Wykrztusisz to z siebie? – spytałam, oczekując odpowiedzi.
– Czekaj, ubieram to w słowa.
Poczekałam. Szliśmy spokojnie, słońce było już niewidoczne, a niebo obsypały dziesiątki gwiazd. Uwielbiam się im przyglądać. Między innymi dlatego kochałam Astronomię w Hogwarcie.
– Chcę, żebyśmy tam zamieszkali. Razem.
– Co? – Nie dowierzałam. Przez trzy lata byliśmy razem, to fakt. Mogłam się tego spodziewać, że będzie chciał zamieszkać ze mną, ale ja… czułam się… niegotowa? Tak, to chyba odpowiednie słowo. Byłam niegotowa na taki krok. Tylko czemu?
– Chcę zamieszkać z tobą. To aż takie dziwne? – zapytał.
– Nie, tylko…
– Tylko co?
– Nie wiem, czy jestem gotowa – oznajmiłam spokojnie.
– Nie rozumiem… Jesteśmy ze sobą trzy lata…
– Tak, jesteśmy.
– … i ty nadal nie jesteś gotowa? Inni mieszkają ze sobą po trzech miesiącach, a nie latach.
– Ja nie jestem inni. My nie jesteśmy inni.
– Ale stoimy w miejscu. Nie masz wrażenia, że podczas gdy inni są już na przykład zaręczeni, my nawet nie mieszkamy razem. Chcę wejść z naszymi relacjami na wyższy poziom.
– Znowu inni. Inni, inni, inni. Już ci powiedziałam, że my nie jesteśmy inni. My jesteśmy sobą. I nie musimy razem mieszkać.
– Niby czemu?
– A może ja nie chcę?
– Jak to nie chcesz? – W jego tonie wyraźnie wyczułam zdenerwowanie.
Wiedziałam, co czego prowadzi ta wymiana zdań. Do kłótni, jak zawsze. Czułam też, jak coś łapie mnie za gardło.
 Nie, nie rozpłaczę się przy nim – myślałam intensywnie.
– Nie chcę. A wiesz czemu? Cały czas się kłócimy. Cały czas. Nie wytrzymam długo będąc z tobą w jednym budynku skłócona. Nie dam rady.
– Kłócimy się cały czas?
– Tak, nie zauważyłeś tego?
– Oczywiście, że zauważyłem. Za głupiego mnie masz? – powiedział ciut głośniej, niż zwykle. – I zauważyłem także, że ty to cały czas prowokujesz.
– Ja?!
– Nie, ja. Oczywiście, że ty. Nie masz czasu, ciągle coś ci nie pasuje. – Zatrzymał się przed moim blokiem.
– Mówisz, że ciągle mi coś nie pasuje, a sam nie jesteś idealny. I to ty oczekujesz ode mnie więcej, niż jestem w stanie ci dać – wysyczałam zdenerwowana.
– Mogłabyś mi to dać, gdybyś ciągle nie siedziała w robocie – stwierdził.
– Znowu do tego wracasz. Nie rzucę pracy, bo takie masz „widzi mi się”, rozumiesz?
– Nie, nie rozumiem. I nie zrozumiem, co ty takiego widzisz w tej pracy, że tak zażarcie jej bronisz.
– Tak samo ja nie wiem, co widziałeś w Parkinson, gdy mnie zdradzałeś – oznajmiłam nieprzyjemnym tonem. Skoro już wywlekaliśmy swoje brudy, nie chciałam pozostawić na nim żadnego czystego skrawka.
– Znowu do tego wracasz – powtórzył moje słowa. – Mówisz o tym tak często, że mam wątpliwości co do twojej wierności.
– Co?! – krzyknęłam – Jak śmiesz coś takiego mi sugerować?!
– Śmiem.
– Skoro jesteś taki mądry, to podaj chociaż jeden powód potwierdzający, że Cię zdradzam – zażądałam. – No, proszę, śmiało, nie krępuj się.
– Nie będę ci dawał żadnych dowodów. Wszystko wskazuje na to, że ty i Collins to nie tylko współpracownicy – wysyczał.
Uderzyłam go w twarz. Bez żadnego zahamowania. Był tylko jego policzek i moja dłoń. Cios był tak silny, że złapał się za szczypiące miejsce.
– Ja Ci nie daję żadnych powodów na rzekomą niewierność. Szukasz dziury w całym, tylko nie wiem czemu – odwróciłam się od niego. – Chociaż… Właściwie to wiem. Boli cię, że ja cię nie zdradziłam i nie jesteśmy kwita. I nie próbuj zaprzeczać, bo znam cię lepiej, niż myślisz. I muszę ci powiedzieć, że nadal będziesz musiał czuć ten ból, bo ja nie zamierzam cię zdradzić, ani z tobą zamieszkać. Żegnam.



.*.*.*.*.*.*.*.*.



I każda sekunda jest torturą,
Piekłem, którego już nie jestem w stanie znieść,
Więc znajduję sposób by odpuścić.
Kochanie, kochanie, nie, nie mogę uciec.


Znów płakałam. I znów przez niego.
Życie to nie bajka. Na jeden dzień się pogodziliśmy i BUM! Znowu skłóceni. To było zbyt piękne by było prawdziwe. Mogłam przewidzieć, że po raz kolejny zaliczymy burzliwą wymianę zdań i zakończyć ją, nim się zaczęła. Niby niemożliwe, ale nazywam się Hermiona Granger. Ja wszystko potrafię – nie wliczając zerwania z moim Aniołem.
Przekręciłam się na drugi bok by pooglądać gwiazdy przez okno. A potem zdarzyło się coś, co mnie zszokowało. Zasnęłam.
Gdy rano się obudziłam, czułam się zaskakująco dobrze. Miałam delikatnie podpuchniętą twarz, ale to, że byłam całkowicie wyspana zrekompensowało mi to. Była niedziela, a ja nie miałam papierów, więc mogłam ją spędzić, tak, jak chciałam. Zrobiłam sobie śniadanie – płatki z mlekiem. Niby proste, ale takie pyszne. Przypominają mi dzieciństwo i rodziców, których nie mam. Nie znalazłam ich, przepadli, jak kamień w wodę. Próbowałam przez rok, przeszukałam całą Australię i nic. A potem zaczęłam pracować dla Collinsa. Po roku pracy w Ministerstwie związałam się z Draco.
– I co ja będę robić? – spytałam samą siebie. Nie chciałam siedzieć w zamkniętych czterech ścianach całkiem sama.
I wtedy przyszło olśnienie. Odwiedzę swoich przyjaciół! Nikt nie zrozumie mnie lepiej niż oni. Będą umieli mnie pocieszyć i zająć czymś. Szybko skończyłam jeść i ubrałam się. Założyłam zwykłe jeansy, białe trampki i letnią koszulę. Wyszłam z mieszkania i ruszyłam do ciemnej, ślepej uliczki, abym mogła się teleportować. Gdy już do niej doszłam, pomyślałam o Grimmauld Place. Harry zamieszkał tam z Ginny po zaręczynach. Ron, który nie chciał już mieszkać już z rodzicami, bo zapragnął samodzielności, też tam był, ale tylko na pewien czas. Pojawiłam się na innej ulicy i chwilę później pukałam do drzwi. Minutę później otworzył mi Ron.
– Hermiona?!
– Tak, to ja – uśmiechnęłam się, gdy mnie przytulił na przywitanie. Stęskniłam się za nim.
– Wow, to naprawdę Ty! Wejdź – zaprosił mnie. – HARRY, GINNY, WSTAWAĆ! MAMY GOŚCIA! – krzyknął w drzwiach.
– Jeszcze śpicie? – spytałam, wchodząc do salonu.
– Tylko oni. Ja dziś wstałem wyjątkowo wcześnie.
– O dziesiątej? – zaśmiałam się.
– Nie… O ósmej. Przecież jest dziewiąta – powiadomił mnie.
Boże, co za gafa. Była niedziela, a ja nawiedzałam ludzi o dziewiątej. Ale cóż… Każdemu zdarza się zapomnieć spojrzeć na zegarek.
– Hermiona! – krzyknęła Ginny, wbiegając do salonu w piżamie i tuląc mnie do siebie.
– Nie przywitasz się? – powiedziałam ze śmiechem.
– A co robię? – zażartowała.
– Hermiuś… – usłyszałam głos Harry’ego.
– Nie mów tak do mnie! – ostrzegłam go i przytuliłam na przywitanie.
– Co cię do nas sprowadza do nas o tak wczesnej porze? – spytała Ruda, siadając koło mnie na kanapie. Chłopcy zajęli miejsca w fotelach.
– Mam wolne.
– Serio? – wyrwało się Ronowi. – Przepraszam.
– Nie ma za co. A co do wolnego to wypełniłam wszystkie papiery w piątek, a wczoraj mieliśmy kontrolę, także… – opowiedziałam szybko, patrząc na Rona.
– Nie spędzasz czasu z Malfoyem? – zaciekawił się Harry.
– No nie… Z wami też muszę spędzać trochę czasu.
– Pokłóciłaś się z nim – stwierdziła Ginny.
– Dziesięć punktów na Gryffindoru, panno Weasley – odpowiedziałam obojętnym tonem. – Jeszcze Weasley.
– Czemu wy się ciągle kłócicie? Nie masz tego dosyć? – spytała mnie, ignorując moją uwagę.
– Mam, ale… Nie potrafię z niego zrezygnować. To jest jedyne, czego nie umiem.
Zapadła krępująca cisza. Niby wiedzieli o moich relacjach z moim Aniołem, ale… nigdy ich nie pochwalali. Nigdy. Z drugiej strony nie chcieli mi zabraniać niczego, a pozwolili mi zrobić, co zechcę. Za to byłam im niezmiernie wdzięczna.
– To… Pójdę zrobić kawę – zaproponował Ron i wyszedł z salonu.
– Czekaj, pomogę Ci – zawołał Harry i także opuścił pokój. Zostałam sama z Ginny.
– Hermiono… Ty nie możesz… – zaczęła.
– Czego nie mogę?
– Nie możesz tak żyć. Ty… Ty nawet w ogóle nie żyjesz, ty powoli się wypalasz. Praca, która cię nie satysfakcjonuje, chłopak, który już nie daje ci szczęścia. To nie jest życie, o którym marzyłaś. On nie jest księciem na białym koniu, o którymi kiedyś mi opowiadałaś z zachwytem. To nie życie, na które zasługujesz…
– To co niby mam zrobić, aby to było życie takie, na jakie zasługuje?
– Zacznij od nowa. Malfoyowi daj kosza, a Collinsowi wypowiedzenie. Niech zobaczą, co tracą.
– No dobrze… ale z czego ja będę żyć?
– Szukają nowych pracowników. – Ginny podała mi wizytówkę, którą trzymała na szafce, przy sofie. – A dokładniej to prawników, a nie niewolników. Spróbuj, może tam ci się uda.
– Eee… Dzięki.
– Chcę żebyś wiedziała, że robię to dla Twojego dobra. Nie chcę, żebyś cierpiała. No i oczywiście zrobisz, co zechcesz.
Przez nią miałam cały czas wątpliwości, co zrobić. Resztę dnia spędziłam zastanawiając się, co mam ze sobą zrobić. Nie czułam się pewnie z myślą, że moje życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni, że zburzę ten pozorny spokój.



.*.*.*.*.*.*.*.



Łóżko stygnie, a ciebie tutaj nie ma.
Przyszłość, którą trzymaliśmy, jest taka niejasna.
Ale nie żyję w pełni, dopóki nie zadzwonisz
I założę się, że los wcale nam nie sprzyja.


– Spóźniłaś się, Granger – przywitał mnie szef następnego dnia. Stał w drzwiach do gabinetu i cały czas patrzył się na zegarek. – Powinnaś zacząć pracę jakieś pół godziny temu – dodał, uśmiechając się złośliwie, po czym się wyprostował się.
– Wiem o tym, panie Collins – odpowiedziałam pokornie, chociaż tak naprawdę byłam wściekła. Sama nie wiedziałam czemu. Po prostu mój szef tak na mnie działał i nic nie potrafiłam na to poradzić. Musiałam to znosić, niestety.
– No cóż, zostaniesz dziś pół godziny dłużej i pożegnasz się z premią – powiedział Collins zadowolony z faktu, że po raz pierwszy się „potknęłam”. Czekał na to cztery lata, aż w końcu się doczekał.
– Nie ma takiej potrzeby, panie Collins. Zwalniam się – oznajmiłam, podając mu moje wypowiedzenie, które pisałam dzień wcześniej. Gdy wziął je do ręki, doznał ciężkiego szoku. Myślał, że kłamałam. Nie mógł w to uwierzyć.
– Nie może pani… – widocznie był zawiedziony, że traci takiego pracownika, jak ja. W końcu dawałam sobą pomiatać przez długi czas, robiłam wszystko za niego i zostawałam po godzinach, żeby się wyrobić. On przez te cztery lata nie przepracował uczciwie nawet jednego dnia. Jednego.
– Ależ oczywiście, że mogę. Na pana miejscu jeszcze cieszyłabym się, że nie został oskarżony pan o mobbing – rzekłam zadowolona ze swojego kroku. Dopiero w tamtej chwili poczułam, że nie jestem już niczyją niewolnicą. Draco w tej kwestii miał rację, ale nie chciałam się do tego przyznawać – Do widzenia – pożegnałam się, po czym jednym zaklęciem spakowałam się i wyszłam z mojego byłego departamentu.
Potem poszłam do „Sykes & Watson”. Była to kancelaria, której wizytówkę dała mi Ginny poprzedniego dnia. Przeszłam rozmowę i zatrudnili mnie. Byłam taka szczęśliwa, że jeszcze tego samego dnia znalazłam nową pracę. To było dla mnie bardzo ważnie, gdyż nie potrafiłabym nic nie robić przez kilkanaście dni.
Gdy wieczorem położyłam się do łóżka, czułam wielką dumę, ale też niepokój. Zrobiłam krok do przodu zatrudniając się w „Sykes & Watson”, ale nie wiedziałam, co mam zrobić. Zostać z Draco, czy też nie? Kochałam go, bardzo go kochałam, ale każdy dzień, godzina, a nawet sekunda bycia z nim była dla mnie torturą. Wylałam przez niego hektolitry łez, czyli zdecydowanie więcej niż powinnam. Z drugiej strony nie chciałam go zostawiać i właśnie dlatego nie wiedziałam, co zrobić. Po moim policzku potoczyła się łza.
Znów płakałam. I znów przez niego.
Tylko, że tym razem z bezsilności. I gdy próbowałam przestać ronić łzy, wtedy z moich ust wyrwał się szloch. Wszystko byłoby dobrze, gdyby setki wspomnień z jego udziałem nie zalały mnie.



.*.*.*.*.*.*.



Zachowaj swoje rady, bo nie posłucham.
Możesz mieć rację, ale nie obchodzi mnie to.
Jest milion powodów, dla których powinnam z ciebie zrezygnować,
Ale serce chce, czego chce.


Pierwszy dzień w pracy był cudowny.
Tak naprawdę to jeszcze wtedy nic nie robiłam, gdyż nie miałam klienta. Zamiast tego poznałam współpracowników oraz moich szefów – pana Sykesa i pana Watsona. Byli oni przyjaciółmi jeszcze z czasów Hogwartu. Swoje biurko miałam przy Dianie – bardzo miłej czterdziestolatce, która miała całkiem długo staż pracy w tym zawodzie.
Jednak powrót był dużo cięższy. Kończyć pracę o godzinie piętnastej było… dziwne. Stanęłam w swoim pustym mieszkaniu i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. A więc zaczęłam sprzątać. Dawno tego nie robiłam i kiedyś musiało do tego dojść.
Gdy położyłam się do łóżka, poczułam się dziwnie. Niemal od razu moje myśli zaczęły dotyczyć Draco.
Nie, Hermiono, pomyśl o czymś innym, nie wiem, może o barankach? – pomyślałam wtedy, chociaż sprawiło to, że było tylko gorzej. Za każdym razem, gdy kładłam się z zamiarem zaśnięcia, myślałam o nim, choć nie chciałam.
Dwie godziny później, kilka minut przez północą, dźwięk dzwonka do drzwi obudził mnie. Na początku nie wiedziałam, co się dzieje, ale kiedy sen całkowicie odszedł, zrozumiałam, że ktoś przyszedł do mnie w odwiedziny.
– O tej porze? – spytałam retorycznie samą siebie, zakładając przy tym szlafrok. Zapaliłam światło w przedpokoju i spojrzałam przez wizjer, żeby sprawdzić kto próbuje się do mnie dobić.
– Hermiona, otwieraj, wiem, że tam jesteś. – Przed moimi drzwiami stał Draco. Ja w tym czasie odsunęłam się od nich. Kompletnie nie wiedziałam, co mam zrobić – wpuścić go, czy też nie? Rozum mówił „nie”, a serce „tak”. I kogo tu posłuchać? Odetchnęłam głęboko i pod wpływem impulsu odsunęłam zasuwę i otworzyłam drzwi.
Stał w swojej kurtce z czarnej skóry z bukietem czerwonych róż w dłoni. Ten sam widok kolejny raz. Zawsze tak jest, niemal nic się nie zmienia.
– Cześć, mogę wejść? – spytał mnie, a ja nie mówiąc mu ani słowa, wpuściłam go. – Nie widziałem cię w pracy, więc pomyślałem, że się rozchorowałaś.
– Nie, wszystko jest dobrze – odpowiedziałam sucho, zakładając ręce na piersi. Patrzyłam mu w oczy, choć bardzo chciałam odwrócić wzrok.
– Chciałem cię przeprosić…
– To już wiem – przerwałam mu.
– Wybacz mi, proszę – powiedział, wcale nie przejmując się moją postawą. Wręczył mi róże, uśmiechając się przy tym delikatnie, przez co prawie zwaliło mnie z nóg. Jednak ja odłożyłam je na najbliższy stolik. Draco spojrzał na mnie z szokiem w oczach, nie rozumiejąc tego, co właśnie robiłam.
– Nie – odpowiedziałam spokojnie.
– Jak to nie?
– Po prostu nie – pokiwałam przecząco głową. W tamtym momencie poczułam dziwną siłę, która pchała mnie do dalszego działania. – Draco, to koniec.
– Nie… Nie możesz…
– Mogę i właśnie to robię – otworzyłam drzwi, sugerując mu tym samym, że ma już wyjść. Wtedy już nie miałam odwagi, by patrzeć mu w oczy. Bałam się, że zobaczę w nich zawód.
Kiedyś to musiało się stać – pocieszałam się w duchu, czekając na jego ruch. W końcu ruszył się i wyszedł. Już chciałam zamknąć drzwi, gdy, przeszkodził mi w tym. Włożył stopę tak, abym nie mogła dokończyć czynności.
– Daj mi ostatnią szansę, proszę. Hermiono, nie możesz mnie zostawić – powiedział z żalem w głosie. Był tak przekonujący, że chciałam cofnąć wszystkie swoje słowa.
– Draco, proszę, nie utrudniaj tego – poprosiłam. A on niechętnie posłuchał mnie.



.*.*.*.*.*.



Serce chce, czego chce
Serce chce, czego chce
Serce chce, czego chce


Czy dobrze zrobiłam? Czy nie będę tego żałować? Co teraz ze mną będzie?
Cały czas nie mogłam przestać myśleć o tym, co wydarzyło się kilka dni wcześniej. Owszem, czułam swojego rodzaju ulgę, ale… gdybym mogła cofnąć czas i zmienić swoją decyzję, zrobiłabym to. Może dzięki temu nie płakałabym z tęsknoty? Nie wiedziałam i nie mogłam tego wiedzieć.
Jedynym, co mi zostało, to powiedzieć sobie: Ogarnij się, Hermiono.



.*.*.*.*.



To współczesna bajka
Bez żadnych „Happy Endów”, bez wiatru w naszych żaglach,
Lecz nie mogę wyobrazić sobie życia bez
Zapierających dech w piersiach chwil, które mnie wyniszczają.


Dwa tygodnie później, gdy byłam w pracy, przyleciała do mnie sowa. Szybko ją wpuściłam, nalałam jej ciut wody i poczęstowałam ją krakersami. Potem zaczęłam czytać wiadomość, którą otrzymałam.

Droga Hermiono!
Chciałabym zaprosić Cię na kolację, która odbędzie się jutro. Dawno się nie widziałyśmy – nie liczę tego krótkiego spotkania, które miało miejsce ponad dwa tygodnie temu, gdyż nie miałyśmy możliwości, żeby się porządnie nagadać. Przyjdź jutro na godzinę dziewiętnastą.
Całuję,
Ginny

Gdy przeczytałam list, uśmiechnęłam się. Naprawdę tęskniłam za moimi przyjaciółmi. Spędzałam z nimi  mało czasu – mniej niż powinnam. Z tego powodu  z przyjemnością przyjęłam zaproszenie.
Następnego dnia, dokładnie o godzinie osiemnastej pięćdziesiąt pięć, zapukałam do drzwi mieszkania numer 12 na Grimmauld Place. Niemal natychmiast otworzyła mi Ginny, z uśmiechem zapraszając mnie do środka.
– Myślałam, że już nie przyjdziesz – powiedziała szczerze, wieszając mój sweterek na wieszaku.
– Niepotrzebnie się martwiłaś. Przecież nie wystawiłabym do wiatru własnych przyjaciół – uśmiechnęłam się przyjaźnie, wchodząc do salonu. – Cześć – przywitałam się z uśmiechem. Słysząc mój głos, Harry i Ron odwrócili się, odsłaniając kolejnego gościa. A okazał się nim być Draco. Gdy go zauważyłam, niemal natychmiast mina mi zrzedła.
– Cześć, Hermiono – powitał mnie Ron, dając całusa w policzek. – martwiliśmy się, że już nie przyjdziesz…
– Wiem, Ginny mi już o tym mówiła – powiedziałam trochę sztucznie miłym głosem. W salonie zapadła gęsta cisza przerwana jedynie odgłosami naszych oddechów. Czułam, jak serce szybko bije w mojej piersi. Wiedziałam tylko, że jak najszybciej muszę stracić Draco z pola widzenia, bo inaczej się nie uspokoję. To nie miało nic wspólnego z nienawiścią, która łączy ludzi po zerwaniu, a zwykłą tęsknotą.
– Merlinie, na śmierć zapomniałam o kurczaku! – krzyknęła Ginny, gdy poczuła woń spalenizny. Korzystając z okazji, pobiegłam za nią.
– Czekaj, pomogę ci  – oznajmiłam wchodząc do kuchni. Mimo mojego zapewnienia, wcale nie pomogłam dziewczynie tylko oparłam się o blat stołu i odetchnęłam z ulgą. Kilka sekund później obok moich dłoni wylądowała blacha z pachnącym kurczakiem.
– Co się stało? – spytała rudowłosa. Znała mnie bardzo dobrze i wiedziała, że coś nie jest w porządku. Spojrzała na mnie z zaciekawieniem, oczekując odpowiedzi. W końcu zdecydowałam jej wszystko opowiedzieć, uczciwie, jak przyjaciółka przyjaciółce.
– Zerwałam z Draco – szepnęłam, patrząc jej w oczy. Wyraz twarzy Ginny pokazywał, że była w szoku.
– Szczerze mówiąc, to nie spodziewałam się, że na to się zdecydujesz. Owszem, wiedziałam, że pracę zmienisz... – mówiła, ale przerwałam jej.
– Skąd wiesz?
– Inaczej nie miałabyś czasu, być tutaj – mruknęła tylko, po czym kontynuowała swoją poprzednią wypowiedź. – Ale myślałam, że będziesz próbowała to naprawić, tą waszą relację.
– Dużo razy próbowałam, ale nigdy nie wyszło – ponownie szepnęłam i tym razem pomogłam Ginny. Chwilę później zaniosłam półmisek z pieczonymi ziemniakami na stół i zajęłam wolne miejsce, znajdujące się obok Rona. Draco siedział na ukos ode mnie, obok Harry’ego. Miejsce dla Ginny było prostopadłe zarówno do mojego, jak i czarnowłosego.
– Na szczęście się nie przypalił – powiedziała z uśmiechem, stawiając blachę na środku stołu.
 – A używałaś czarów?
– Harry, ostrzegam cię. Może nie mam talentu kulinarnego mojej mamy, ale i tak nie muszę używać czarów.
Kilka minut później wszyscy delektowali się kolacją przygotowaną przez przyszłą panią Potter. Znów zapadła krępująca cisza. Była przerywana stukaniem naszych sztućców. Nie podnosiłam wzroku znad talerza, żeby przypadkiem nie spojrzeć na Draco.
 – Hermiono – odezwała się rudowłosa. – Jak ci się podoba nowa praca?
– Jest cudowna – powiedziałam, podnosząc na nią wzrok. – Już wygrałam swoją pierwszą sprawę. To była dobra decyzja, dziękuję ci Ginny.
I tak Ruda zaczęła mnie wypytywać o najmniejsze szczegóły dotyczące mojego nowego miejsca pracy. Ja odpowiadałam jej na nie wszystkie, dzięki czemu sprytnie zajęła mi czas. Potem temat rozmowy zmieniał się i wszyscy brali udział w dyskusji. Gdy od stołu odszedł Ron, poczułam się trochę nieswojo. Dyskretnie zerknęłam na zegarek znajdujący się na moim lewym nadgarstku. Była prawie dwudziesta druga.
– Ja już muszę się zbierać – mruknęłam w pewnym momencie, podnosząc się z krzesła. – Do zobaczenia – dodałam, uśmiechając się do Harry’ego i Ginny, po czym ruszyłam w stronę wyjścia z domu.
– Wiecie co, ja też już muszę wracać – usłyszałam głos Draco, gdy stałam przy drzwiach. Trzymałam dłoń na klamce, ale nie przekręciłam jej, gdyż ciekawość wygrała.
– Mieliśmy przecież spróbować tej whisky, którą dostałem od Smitha… – zaczął Harry.
– Ale ja już naprawdę muszę iść.
– Draco, Hermiona już się pewnie teleportowała. – Na dźwięk swojego imienia skrzywiłam się.  – Wszystko mi powiedziała. Wiem, że już nie jesteście razem – oznajmiła Ruda cichym głosem.
– Owszem, już nie jesteśmy razem, ale zamierzam o nią walczyć. – W tym momencie wyszłam. Nie dałam rady dłużej podsłuchiwać, nie chciałam, żeby się o tym dowiedzieli.



.*.*.*.



Łóżko stygnie, a ciebie tutaj nie ma.
Przyszłość, którą trzymaliśmy, jest taka niejasna.
Ale nie żyję w pełni, dopóki nie zadzwonisz
I założę się, że los wcale nam nie sprzyja.


Na początku, gdy usłyszałam, jak Draco powiedział: Owszem, już nie jesteśmy razem, ale zamierzam o nią walczyć, nie uwierzyłam mu. Myślałam, że to tylko puste słowa, którymi miał częstować ludzi. Nie wiedział jednak, że ja też trochę na tym skorzystałam. Dopiero, gdy znalazłam się w swoim mieszkaniu i leżałam już w łóżku, uświadomiłam sobie, że jemu naprawdę na mnie zależało. Nie udawał, tak jak w szkole, nie ukrywał uczuć. On naprawdę się zmienił.
Ale ja nie mogłam wrócić. Zraniłam jego, siebie… Wszystkich zraniłam. Każdy przeze mnie cierpiał – i choć tego nie odczuwał, to tak było.
Za każdym razem, gdy ponownie myślałam o jego słowach, moje oczy szkliły się. Skutecznie powstrzymywałam łzy, żeby przypadkiem nie wypłynęły. Do czasu.
Znów płakałam. I znów przez niego.
Uświadomiłam sobie, że za każdym razem, gdy jest mi źle, płaczę. Nagle przed moim oknem pojawiła się sowa. Wstałam, wpuściłam ją i wzięłam odwiązałam list z jej drobnej nóżki. Potem otworzyłam wiadomość i zaczęłam ją czytać.

Kochana Hermiono!
Tęsknię za Tobą. Cały czas myślę o tym,  co robisz, czy śpisz, czy obudziłem Cię. Wiem, że możesz mnie teraz nienawidzić, ale mam do Ciebie prośbę…
Wróć.
Twój na zawsze,
Draco

Takich listów dostałam dokładnie czternaście. Codziennie jeden. Zmieniała się ich treść – czasem opowiadał, co u niego się stało danego dnia, czasem pisał, że jest wściekły, a czasem po prostu pisał, że mnie kocha. Jednak jedna rzecz się nie zmieniała. Podpis. Zawsze pisał: Twój na zawsze, Draco. Zawsze. A ja tylko czytałam te listy, po czym chowałam je do szuflady.
Naprawdę za nim tęskniłam, ale nie miałam odwagi powiedzieć: Przepraszam, pomyliłam się. To było dla zbyt trudne, ale nic nie mogłam na to poradzić. Duma zwyciężała, ale tylko przez jakiś czas. Z każdym dniem było mi coraz trudniej czytać te listy, czy myśleć o nim. Znów chciałam rzucić się w wir pracy, byle tylko zapomnieć. Zapomnieć – to było jedyne, czego pragnęłam. Tylko i wyłącznie.



.*.*.



Zachowaj swoje rady, bo nie posłucham.
Możesz mieć rację, ale nie obchodzi mnie to.
Jest milion powodów, dla których powinnam z ciebie zrezygnować,
Ale serce chce, czego chce.


Dokładnie dwa tygodnie i  jeden dzień po kolacji na Grimmauld Place, nie dostałam listu od Draco. To był pierwszy raz. Niemal od razu pomyślałam, że się poddał. Nie dałam mu ani jednej odpowiedzi, sama dużo wcześniej odpuściłabym na jego miejscu.
Gdy sowa nie przylatywała, czułam swojego rodzaju pustkę. Tęsknota mnie wypełniła do końca. Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie jedną, bardzo ważną rzecz.
Kocham go.
Już dawno byłam gotowa, by zamieszkać razem, by przejść, tylko nie byłam tego świadoma. Szybko wyszłam z łóżka i wzięłam pierwsze – lepsze ubrania z szafy, zakładając je najszybciej, jak tylko mogłam. Nie obchodziło mnie, że jest grubo po pierwszej w nocy i normalni ludzie o tej porze śpią. Musiałam go zobaczyć w tamtej chwili, po prostu musiałam. Szybko wyszłam z domu, zamknęłam go na klucz i zbiegłam o schodach, nie czekając na windę. Gdy wyszłam z bloku, podbiegłam do miejsca, z którego zawsze teleportowałam się  i szybko pomyślałam o domu Draco. W ciągu kilku sekund znalazłam się przed nim. Podeszłam do drzwi wejściowych i zadzwoniłam dzwonkiem, nadal nie przejmując się faktem, że jest środek nocy. Gdy chłopak nie otwierał przez dłuższy czas, kolejny raz zadzwoniłam.
– Już otwieram, przecież się nie pali – powiedział chłopak po drugiej stronie drzwi. Następnym, co usłyszałam, był dźwięk otwieranej zasuwy. – Hermiona? – wydusił z siebie, gdy tylko zorientował się, że to ja.
Widać było, że dopiero co się obudził. Miał rozczochrane włosy, oczy mu się kleiły i nawet nie założył żadnej bluzki. Stał w samych spodniach od piżamy, oparty o drzwi wejściowe.
– Co ty tu robisz? – spytał. W odpowiedzi podeszłam do niego i po prostu się przytuliłam. Z początku był zdziwiony moim zachowaniem, ale odwzajemnił uścisk.
– Kocham cię, Draco – szepnęłam mu w szyję, nadal się do niego tuląc.
– Ja ciebie też, Hermiono – powiedział po chwili ciszy. – Mocniej niż możesz to sobie wyobrazić.
– Przepraszam – mruknęłam, po czym spojrzałam mu w oczy. – Wybacz mi moje zachowanie. Przepraszam cię za to, że nigdy cię nie słuchałam. Przepraszam cię za to, że raniłam za każdym razem, gdy chciałeś dla mnie dobrze, że byłam taka głupia, że zostawiłam taki skarb, jakim jesteś Ty. Aniołku… Wybacz, że cię zostawiłam, pozwól mi wrócić…
Całą moją wypowiedź patrzył się w moje oczy, nie ukazując przy tym krzty emocji. To była jedyna cecha, której nie potrafił w sobie zmienić. Gdy skończyłam, tylko się uśmiechnął – jednak nie zwyczajnie. Uśmiechnął się tak słodko, że gdyby poprosił Boga, o cokolwiek, ten dałby mu to. Nie wiedziałam co to może znaczyć. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej źle – raz Ślizgon, na zawsze Ślizgon. Mógł się uśmiechnąć słodko, po czym powiedzieć : Przykro mi, spóźniłaś się, ale nie martw się, masz godne zastępstwo. 
– Obiecaj mi jedno – szepnął – bądź już tylko moja. Na zawsze.
Jestem pewna, że w tamtym momencie moje serce zaczęło tańczyć sambę. Czułam, jak mocno biło. Złapałam Draco za rękę, po czym uniosłam nasze splecione dłonie na wysokość mojej twarzy. Następnie powiedziałam tylko dwa słowa:
– Na zawsze.



.*.



Serce chce, czego chce
Serce chce, czego chce
Serce chce, czego chce


Nazywam się Hermiona Malfoy, mam trzydzieści lat.
Od pięciu lat jestem żoną Draco Malfoya. Aktualnie mogę nazywać się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Dosłownie.
Teraz, spisując tą historię, wiem, że popełniłam wiele błędów. Na szczęście w porę otworzyłam oczy i uświadomiłam sobie, moje droga do szczęścia wiedzie w zupełnie inną stronę. Już jestem pewna, że mam wszystko do czego dążyłam – kochanego męża i cudownego syna.
Scorpius ma cztery latka, tydzień temu obchodził swoje urodziny. Draco nie mógł postąpić inaczej i kupił mu własną miotłę. Ufam mu i tylko dlatego pozwoliłam mu uczyć Scorpiusa latać na miotle. Niecałą godzinę później mały przybiegł z płaczem i zdartym kolanem.
Mam cudowną rodzinę i nie zamieniłabym jej na nic innego. Pisząc tą historię, uświadomiłam sobie, że mogłam mieć to dużo wcześniej i tylko moja własna głupota powstrzymywała mnie od tego.
Uświadomiłam sobie także, że warto słuchać głosu swojego serca. Owszem, rozsądek też powinien mieć u nas własne zdanie, ale… w moim przypadku to serce jest tym lepszym doradcą. I jeszcze jedno…
Draco, wiem, że cały czas czytałeś wszystko, co pisałam, tak jak to robisz teraz, stojąc za moimi plecami.
Nie śmiej się, to nie jest śmieszne.
Nienawidzę, gdy coś narozrabiasz i zganiasz to na Scorpiusa.
Owszem, wiem, że to ty. Scorpius jest za mały, żeby sięgać po ciasteczka, które stoją na szafkach, które wiszą pod sufitem.
Kocham cię, Draco.


__________________
Cześć!
Jak Wam się spodobała miniaturka?
Trochę nad nią pracowałam, a w środku pisania wymyśliłam sobie, że będzie trochę inaczej (tzn., że Hermiona nie dopisuje każdego kawałka z upływem czasu, jak to miała robić na początku, a spisuje tą historię kilka lat później). Ilość czasowników w czasie teraźniejszym przeraziła mnie (dosłownie), a poprawianie ich doprowadziło mnie do szewskiej pasji. Nie zdziwię się, jeśli znajdziecie jeszcze kilka takich czasowników (niestety).
Teraz już wiem, że wolę narrację trzecioosobową :D
Byłabym także wdzięczna za opinie ;)
Feltson

PLOTKI Z HOGWARTU:
Kilka dni temu wpadło nam 1000 wyświetlenie!

Bardzo dziękuję, jesteście kochani! ❤
Mam nadzieję, że razem jeszcze nie jeden tysiąc wbijemy!
UśmiechającaSięJakSzaleniecFeltson

25 komentarzy:

  1. Świetna miniaturka! :)
    Czekam na kolejne. ^^

    Przy okazji zapraszam o siebie, choć jeszcze nie opublikowałam. c:
    http://theguardfantasy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię ❤ Cieszę się, że spodobało ci się :)
      Feltson

      Usuń
  2. Jakoś nigdy nie lubiłam czytać miniaturek, ale twoja mi się strasznie spodoba i czekam na kolejne oraz rozdział czwarty. Pozdrawiam i dużo weny :3
    Przy okazji zapraszam na nowy rozdział do mnie na blogu http://dramione-tell-me-a-story.blogspot.com/ Liczę że zostawisz komentarz ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że moja miniaturka spodobała ci się :)
      Rozdział 4 powinien pojawić się już nie długo :D
      Feltson
      Ps. Rozdział skomentowałam c:))

      Usuń
  3. To jest świetna miniaturka! Naprawdę! Te emocję ,które wywołałaś...rozstania powroty. A ostatni fragment zwalił mnie z nóg bo ja kocham opowiadanie z dziećmi i taki słodki jest <3. Pozdrawiam i życzę weny.
    Beca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję :D
      Rzeczywiście, ostatni fragment też lubię najbardziej. Nie byłabym sobą, gdybym go nie napisała :')
      Dziękuję i także pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  4. Cudowna miniaturka. Pięknie opisane uczucia, a emocje w moim pokoju sięgały zenitu już siedem razy xd Ta końcówka słodka ;♥

    http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam w wolnej chwili ccccc;;;

    Weny!
    Hariet

    PS Przy okazji - piękny szablon ci zrobiła Calumi :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię i cieszę się, że podoba Ci się ❤
      A co do szablonu, to jestem bardzo zadowolona, rzeczywiście Całymi się postarała :D
      Feltson

      Usuń
  5. Malfoy na początku to gnida, parszywa fret ka, która zamieniła się na mózgi z gumochłonem, a ten mózg został wyżarty przez rozjaśniacz. Ale potem... ♥♡♥♡♥
    Jednakże jest pewnien szkopuł, przynajmniej moim zdaniem- Ron i Dracze w jednym pokoju, bie próbujący się pozabijać!? Zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, na początku Draco był wstrętny - dążyłam do tego, aby był jak najbardziej kanoniczny. Jednak później Hermiona, policzkując go, nastawiła jego mózg na odpowiednie obroty :P
      A co do Rona, to czego nie robi się dla przyjaciółki? Sama na jego miejscu zachowałabym się podobnie i zaakceptowała wybór przyjaciółki. Szczególnie, że chciał, żeby była szczęśliwa ;)
      Feltson

      Usuń
  6. Świetna miniaturka. Lubię opowiadania, w których Hermiona nie jest idealna i popełnia błędy życiowe. Fajnie też opisałaś naturalną konsekwencję wynikającą z pracoholizmu, jaki przejawiała w szkole. No i emocje - emocje fenomenalne i dało się je wyczuć w każdym zdaniu. Podobało mi się absolutnie wszystko.

    Pozdrawiam,
    hg-ss-we-snie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, bardzo mi miło *o*
      Fajnie, że miniaturka spodobała ci się :)
      Twój komentarz jest mega motywujący - aż czuję, jak klawiatura przyciąga moje palce :D <3
      Pozdrawiam serdecznie,
      Feltson

      Usuń
  7. Nie wiem jak Ty to robisz: zwykle nudzą mnie długie miniaturki i nie czytam ich do końca. A gdy skończyłam Twoją, zdziwiłam się ze to juz koniec :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Szczerze mówiąc, to tę miniaturkę szacowałam na 10 stron, a że wyszło 20, to nie moja wina.
      Tak sądzę... :D

      Usuń
  8. Cudowna miniaturka. Smutna, ale z szczęśliwym zakończeniem. Smutna, bo pokazuje nasze ludzkie błędy, które wydają nam się błahe, a często zaważają na naszej przyszłości.
    Życzę dużo weny i WESOŁYCH ŚWIĄT!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komenatarz ❤
      Wychwyciłaś wszystko to, co chciałam przekazać w tej miniaturce :) No, może oprócz jednej rzeczy - tego, że w tym całym zwiariowanym świecie zapominamy o nas samych. Szkoła, praca... Trzeba zwracać uwagę na to, co nas otacza :)
      Dziękuję i nawzajem! :)
      Pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  9. Cudowna miniaturka. Smutna, ale z szczęśliwym zakończeniem. Smutna, bo pokazuje nasze ludzkie błędy, które wydają nam się błahe, a często zaważają na naszej przyszłości.
    Życzę dużo weny i WESOŁYCH ŚWIĄT!

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo spodobała mi się ta miniaturka! Jest trochę niezrozumiała, ale przecież to życie ☺. Bardzo ciekawe było przedstawienie w tak długi sposób odczuć i myśli Hermiony. Jednak akcja po rozstaniu mogła być chociaż trochę dłuższa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomimo to miniaturka jest piękna!
      Basiunia777

      Usuń
    2. Dziękuję ❤
      Rzeczywiście, miniaturka może być niezrozumiała, ale to wszystko przez nie zdecydowanie Hermiony :) Choć, przyznam, mogłam napisać to trochę bardziej zrozumiale...
      Nie wiem czemu, ale te fragmenty po rozstaniu najciężej mi się pisało, a niczego nie chciałam wymuszać (bo według mnie wymuszanie jest najgorszą rzeczą) i skróciłam to :) Stąd ta długość :)
      Cieszę się, że pomimo to moja praca spodobała Ci się! :D
      Pozdrawiam serdecznie,
      Feltson

      Usuń
  11. Nareszcie u Ciebie! Wspaniała miniaturka, ciekawa, porywająca. W pewnym momencie miałam łzy w oczach. Pomysł na historię również ciekawy. Masz przyjemny sposób pisania. Łatwo się czyta. Niewiele błędów, a na rozbieżność czasów nawet nie zwróciłam uwagi. :)
    Jestem w trakcie "Zenitu skrajnych uczuć", które także bardzo mi się podoba. Jednak więcej na ten temat powiem kiedy będę już na bieżąco.
    Oby tak dalej! :D
    Pozdrawiam,
    VikiWiktoria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podoba Ci się! ❤
      Również pozdrawiam,
      Feltson

      Usuń
  12. Hej, hej ;)
    Ostatnio naszła mnie ochota na poczytanie jakiś historii i tak się złożyło, że postanowiłam zajrzeć do Ciebie ;).
    Miniaturka bardzo fajna; taka w sam raz na oderwanie się od świata zewnętrznego i odpoczęcie i zrelaksowanie się przy niej :)
    Czytając, postawa Hermiony bardzo przypominałam mi postawę kobiety, która dąży do autodestrukcji. Przede wszystkim trwała w związku, który ją przytłaczał, dodatkowo wykańczająca praca i zero życia towarzyskiego... Dobrze, że w końcu z tym skończyła.
    Oczywiście rozumiem zamysł, itp., i - nie zrozum mnie źle - kocham dramione, ale mam wrażenie, że najlepszym końcem dla miniaturki o takiej a nie innej treści byłaby końcówka, w której Hermiona jednak na stałe odchodzi od Draco. Nie wspominając już o tym, że nie powinna była mu wybaczać zdrady!
    Mimo to miniaturka całkiem mi się podobała i na pewno zajrzę jeszcze do pozostałych Twoich tekstów ;)
    Pozdrawiam,
    Charlotte Petrova

    OdpowiedzUsuń

Z całego serca dziękuję za każdy komentarz, który jest dla mnie kolejną dawką weny ♥

Theme by Mia