Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 16: Przypadkowy masowy bunt
Uczucie: Odpowiedzialność
Kiedy nadeszła
sobota a wraz z nią wolne, Hermiona Granger doszła do jednego, bardzo ważnego
wniosku. Dziwiła się sama sobie, ale... powinna to zrobić.
Powinna
przeprosić Draco Malfoya.
Jej ostatnie
zachowanie w stosunku do niego było nieodpowiednie, szczególnie, że on się
hamował. Z nią natomiast było różnie... Ich współpraca była udana tylko
dlatego, że on się zachowywał odpowiednio... No i wysadził kociołek Deana i
Seamusa, ale to już naprawdę niewielki szczegół. Ona natomiast… Ona była
nieprzyjemna, wykłócała się o byle co, a on to znosił. Przez to nabawiła się
wyrzutów sumienia, które za żadną cenę nie chciały dać o sobie zapomnieć. Cały
czas gryzły jej wrażliwą duszę, byle tylko przypomnieć jej o swojej
obecności. Mimo ciągłej walki, dziewczyna ciągle myślała o swoim złym
zachowaniu. Było jej po prostu wstyd. Ukrywanie tego było bezsensowne, bo w
końcu i tak to by się wydało. Dlatego panna Granger postanowiła zwalczyć własne
opory i przeprosić chłopaka. To brzmiało bardzo prosto – podejdzie, powie przepraszam, odejdzie i wszystko będzie
dobrze. Nic bardziej mylnego.
Kilkanaście razy
przymierzała się do podejścia do Malfoya, ale to było samo w sobie trudne. Co z
tego, że siedział i czytał gazetę w salonie? Dla niej to było nie do wykonania.
I dopiero, kiedy wytknęła sobie, że jest Gryfonką, a Gryfoni nigdy nie tchórzą,
stanęła przed blondynem, tak jak siedem dni wcześniej, kiedy mówiła mu, że
muszą zacząć pracować nad referatem z Obrony Przed Czarną Magią.
– Cześć, Malfoy –
zaczęła cicho, ale pewnie.
– Witam, Granger,
czego chcesz od mojej skromnej osoby? – spytał nonszalancko, odkładając gazetę
na stolik, po czym rozsiadł się wygodniej w fotelu. – Bo nie przyszłaś tu
bezinteresownie, prawda?
– Nie, nie
przyszłam tu bezinteresownie. – Chłopak powoli ją irytował, choć tak naprawdę
nie zrobił nic szczególnego. Ale to nie zmienia faktu, że wszystko musiał
utrudniać.
– W takim razie
czego chcesz? – spytał. – Chociaż na początku powinienem powiedzieć, że o
cokolwiek poprosisz, nie zgodzę się na to.
– Nic od ciebie
nie chcę! No… Może oprócz wybaczenia – powiedziała cicho i na kilka sekund
spuściła głowę. Jednak kiedy wytknęła sobie, że to głupie, dlatego odważnie
wyprostowała się.
–
Wybaczenia? – Naprawdę się zdziwił. Za co ona go przepraszała?
– Tak, Malfoy,
wybaczenia. Przepraszam za moje zachowanie, kiedy musieliśmy razem pracować.
Zachowywałam się, jak… Och, po prostu zachowywałam się źle i tyle. –
Westchnęła. Mimo, że jeszcze Malfoy nie powiedział, czy wybacza, czy też nie,
czuła się o wiele, wiele lepiej. Ulga przyszła niemal od razu.
– Czy ty mnie
naprawdę przeprosiłaś? – W jego głosie było tyle szoku, że sama dziewczyna
zaczęła w to wątpić.
– Tak… Ale to
tylko dlatego, że zżerały mnie wyrzuty sumienia! – Na te słowa chłopak zaśmiał
się.
– Jasne. Myśl, co
chcesz, ja swoje wiem.
– Niby co wiesz?
– Nieważne,
Granger. Wiem, że chciałabyś wiedzieć, co wiem, czego ty nie wiesz, ale wiem
też, że nie powinnaś o tym wiedzieć, bo gdybyś o tym wiedziała, to wiedziałabyś
za dużo – powiedział szybko.
– Jasne –
mruknęła, odchodząc. Malfoy sprytnie zagrał, mówiąc to zdanie tak szybko, że nie
miała szans zrozumieć jego znaczenia. Zresztą, jej to nie obchodziło, niezbyt
interesował ją sens słów blondyna. Zapewne to i tak jest nieprawdą. Postanowiła
więc odejść od niego.
– Granger,
czekaj. – Odwróciła się. – Wybaczam. – Uśmiechnął się, puszczając jej perskie
oczko.
.*.*.*.*.*.*.*.
Pierwszego lutego
stało się coś, czego nigdy w życiu nie zapomni nikt, kto widział to na własne
oczy lub co gorsza przeżył to na własnej skórze. Pobity został rekord, z
którego Hogwart nie był dumny, a mianowicie – tego dnia zostało rozdanych
najwięcej szlabanów w tym samym czasie. Wszystko zaczęło się dosyć niewinnie,
nikt nie przypuszczał, że skończy się to w taki sposób.
Harry Potter
zmierzał na obiad, trzymając Ginny Weasley za rękę. Wszyscy już wiedzieli, że
są razem. Niektórych to nie obchodziło, niektórzy życzyli im szczęścia, a
niektórzy byli zazdrośni. Właściwie, to słowo niektórzy, to za dużo powiedziane. Zazdrosny był Michael Corner,
były chłopak Ginny. Może i zerwali na długo, zanim związała się z Potterem, ale
mimo wszystko był zazdrosny. Panna Weasley była cudowną osobą i według niego
idealnym materiałem na żonę. Za każdym razem, kiedy widział ich razem, czuł
niewyobrażalną złość.
Gdy zobaczył, jak
razem idą na obiad, trzymając się za ręce i przekomarzając słodko, coś w nim
pękło. Pod wpływem impulsu podszedł bliżej Harry’ego oraz Ginny i chwilę za
nimi podążał.
– Ej, Potter. –
Zwrócił na siebie uwagę Wybrańca. Czarnowłosy przerwał rozmowę z ukochaną i
odwrócił się do Krukona. Już miał spytać, o co chodzi, ale nie udało mu się to.
Nim zdążył
cokolwiek powiedzieć, dostał pięścią prosto w nos. Uderzone miejsce bolało go
niemiłosiernie, ale nie obchodziło go to. Oddał rywalowi, tyle, że ciut
mocniej. Werwy dodało mu zdenerwowanie, które zapewnił mu swoim uderzeniem
Corner.
Ginny, która
stała jak sparaliżowana, chwilę później próbowała rozdzielić bijących się
chłopaków. Bezskutecznie. Blaise Zabini, widząc starania dziewczyny, podszedł
do niej, delikatnie odsunął ją od bijących się uczniów, a sam
agresywnie rzucił się, by pomóc Potterowi. Chwilę później do Michaela także
przyszła pomoc pod postacią Terry’ego Boota i Anthonego Goldsteina.
Następnie do bójki dołączył się Teodor Nott – chciał uniknąć
warzenia Eliskiru Przeciwbólowego dla Blaise’a, dlatego wolał go
obronić. On przynajmniej dał się zaciągnąć do Pomfrey.
Kiedy Ron
Weasley, Draco Malfoy i Ernie Macmillan próbowali rozdzielić awanturników, sami
zostali wciągnięci w wir walki. Następni byli Kevin Vaisey, Seamus Finnigan,
Dean Thomas, Marcus Belby, Jake Hill, Ben Collins, Alex Harper, Neville
Longbottom oraz dwudziestu innych piąto– i szóstoklasistów. Z każdą chwilą
przybywało ich coraz więcej, a bójka przemieniła się w wielkie wywlekanie
brudów i innych urazów, które ktoś miał do innych. Działało to mniej–więcej na
zasadzie: skoro w pierwszej klasie
przypadkowo mnie popchnąłeś, dostaniesz w mordę właśnie teraz. Niektórzy
wywlekali na wierzch to, że ktoś ukradł im dziewczynę, inni mieli żal o to, że
ktoś od nich ściągał na teście, ale znaleźli się też tacy, którzy tłukli kogoś
tylko dlatego, że go nie lubili. I gdy do walki wciągnięty został Calvin,
ostatni z prefektów, na korytarzu pojawiła się Hermiona.
– Ej, co tu się
dzieje? – krzyknęła. Niestety, nikt jej nie usłyszał, ponieważ była zagłuszona
przez ponad pięćdziesięciu bijących się facetów.
– Hermiono, nic
do nich nie dociera – powiedziała do niej Amber, kiedy przecisnęła się przez
tłum wrzeszczących dziewczyn. Najgłośniej krzyczała Ginny, nawołująca Harry’ego
i swojego brata na przemian.
– Ja wiem, co do
nich dotrze. Chodź.
– Hermiono, co
zamierzasz? – spytała Krukonka, która szła za Gryfonką.
– Cóż, nic nie
działa na facetów tak, jak profesor McGonagall – stwierdziła ciut dwuznacznym
tonem, po czym obrzuciła wściekłym spojrzeniem Ramonę, zgrzewającą chłopców do
bardziej zażartej walki. – Jak to się zaczęło?
– Michael Corner
uderzył Pottera, bo był zazdrosny o Ginny.
– Naprawdę?
Zwykła zazdrość zmieniła się w wywlekanie brudów? – zdziwiła się. Jak coś tak
błahego zmieniło się w coś tak… poważnego?
Przecież to się kupy nie trzymało! I jak tu zrozumieć facetów? A to oni
twierdzili, że kobiety są nie do rozszyfrowania...
– Jak widać –
stwierdziła krótko Amber, po czym otworzyła drzwi do Wielkiej Sali.
W środku
siedziało mnóstwo pierwszo–, drugo–, i trzecioklasistów. Uczniowie z czwartej
klasy też byli, chociaż nie wszyscy. Brakowało trzech ostatnich roczników.
Hermiona weszła wraz z Amber do jadalni, nie wiadomo dlaczego, ale w
pomieszczeniu nagle zrobiło się niezwykle cicho, a wszyscy spojrzeli na dwie
siódmoklasistki.
– Co się stało? –
spytała pani McGonagall, wstając ze swojego miejsca. Zaraz za nią uczynili to
profesor Spencer i profesor Levis.
– Bójka pomiędzy
uczniami – oznajmiła Amber, która prowadziła nauczycieli na miejsce zdarzenia.
– To nie
mogłyście ich rozdzielić? – spytał profesor Spencer.
– Nie, proszę
pana, jest ich za dużo – rzekła Hermiona, przyspieszając kroku.
Po kilku
sekundach dziewczyny skręciły w prawo, znajdując się tym samym na felernym
korytarzu. Oczy pani dyrektor rozszerzyły się w niemym szoku – w końcu nie
codziennie można zobaczyć ponad sześćdziesięciu bijących się nastolatków na
raz! Panna Granger zauważyła, że do bójki dołączyło jeszcze kilku chłopców,
przez co bili się na oślep, nie patrząc, komu się obrywa – tam nie było
już różnicy między twoim przyjacielem, a wrogiem, biłeś wszystkich, żeby
przeżyć tą rzeź. Ginny stała pod ścianą, a z oczu leciały jej łzy.
Już nie nawoływała swojego brata i chłopaka. Wściekła Pansy pocieszała ją,
powtarzając, że nic im nie będzie. Ramona, która zauważyła obecność
nauczycieli, przestała dopingować facetów, a zaczęła krzyczeć, żeby się
uspokoili.
– Immobilus Maxima! – Profesor Spencer
rzucił na nich zaklęcie spowalniające. Niestety, nie uchroniło to Kevina
Vaiseya przed pięścią Neville’a Longbottoma. Ślizgonowi krew wypłynęła z nosa w
zwolnionym tempie, co wyglądało nie tylko komicznie, ale też przerażająco.
– Rozejść się! W
Wielkiej Sali trwa właśnie obiad, nie powinno was tu być! – rzekła głośno
profesor Levis, chcąc, żeby gapie odeszli. Osiągnęła swój cel, gdyż wszystkie
dziewczyny odeszły. – Ale prefekci zostają tutaj – dodała prędko, gdy
zauważyła, że Ramona zamierza odejść wraz z tłumem gapiów. Cóż, tym razem nie
udało jej się zwiać.
W tym czasie
chłopcy w zwolnionym tempie zaczęli ze siebie schodzić, poprawiać ubrania, a
niektórzy próbowali uciec.
– Zabini,
myślisz, że nie widzę, że próbujesz zwiać? – Chłopak uśmiechnął się do
profesora Spencera, ale zajęło mu to sporo czasu. W końcu nauczyciel zlitował
się nad uczniami i cofnął zaklęcie.
– Panowie, co to
miało być? – spytała niebezpiecznie cicho była opiekunka Gryffindoru. – Pytam
się.
– Umm… Bójka –
stwierdził Draco.
Z daleka było
widać, że on także brał udział w masowej walce – pomijając fakt, że stał w
środku walczących, miał rozerwaną swoją białą szkolną koszulę, która więcej
odkrywała niż zakrywała; rozczochrane włosy, wyglądające, jak u szalonego
naukowca; rozciętą wargę, z której płynęła krew, co jakiś czas zlizywana przez
chłopaka; a jego podbite oko świetnie kontrastowało z białą skórą. Hermiona
spojrzała na niego z podziwem. Dotąd nikt, kogo znała nie odważył się
odpowiedzieć McGonagall, kiedy była tak wściekła.
– Przystojny –
szepnęła do Hermiony Ramona, która dostrzegła spojrzenie Gryfonki. Kiedy panna
Granger spojrzała na nią jak na głupią, ta tylko puściła jej oczko, po czym
zasłuchała się w słowa dyrektorki.
– Malfoy. – Ton
kobiety był ostrzegawczy. – Kto mi powie, co tu się działo? I czemu, na
Godryka, biliście się w sześćdziesięciu? Powie mi ktoś? – Michael Corner
podniósł nieśmiało rękę.
– No zaczęło się
tak, że walnąłem Pottera, potem pomógł mu Zabini, a potem jeszcze pomogli mi
Terry i Anthony. Później nie wiem, kto po kolei się dołączał, sporo tego było –
powiedział.
– Czy to prawda,
Potter? – spytała dyrektorka, jednak nie otrzymała żadnej odpowiedzi. – Potter?
– Proszę pani, on
jest nieprzytomny! – zawołał Neville. Wywołał niemałe zamieszanie swoimi
słowami.
Awanturnicy
odsunęli się od nieprzytomnego kolegi, robiąc tym samym miejsce dla pani
dyrektor, profesor Levis, Neville’a, Rona i Hermiony. Rzeczywiście, Harry był
nieprzytomny, ale żywy – to najważniejsze. Jego okulary były połamane, ledwo
trzymały się na nosie chłopaka. Twarz była zmasakrowana – poliki pokrywały siniaki
i rany, które powstały pod wpływem wielu drapnięć. Jego lewa ręka sterczała pod
dziwnym kątem. Z daleka było widać, że jest złamana.
– Elizabeth,
zabierz go do Skrzydła Szpitalnego. Niech Poppy szybko mu coś poda, żeby
drapnięcia nie pozostawiły blizn. Jedna mu wystarczy – szepnęła do nauczycielki
Transmutacji. Ta szybko rzuciła zaklęcie lewitujące na chłopaka, po czym szybko
ruszyła z nim do Skrzydła Szpitalnego.
– Daliście popis,
chłopaki – mruknął Spencer z kpiną w głosie.
– Jak wam nie
wstyd? – Pani Minerva niemal krzyknęła. – Hańbicie imię swoich domów! Nie
znacie innych sposobów na rozwiązywanie konfliktów? Naprawdę zostały wam tylko
pięści? Wstyd mi za was! Minus sto punktów dla każdego domu. – Po tych słowach
na korytarzu słychać było szepty niezadowolenia, jednak kobieta nic sobie z
tego nie robiła. – I wszyscy dostają szlaban. Proszę się stawić o dwudziestej w
Wielkiej Sali. Mark – zwróciła się do profesora Spencera – uprzedź Poppy, że
będzie miała dziś dużo pracy.
.*.*.*.*.*.*.
Kiedy Harry
przyszedł do Wielkiej Sali na kolację, wywołał niemałe poruszenie.
Wszyscy wiedzieli
o wielkiej bójce. Złamaną rękę miał w mugolskim temblaku – co prawda zażył
Szkiele–Wzro, jednak eliksir nie zaczął jeszcze działać. Gdy podszedł do
swojego stałego miejsca, Ginny rzuciła mu się na szyję. Przez cały czas
martwiła się, że stało mu się coś poważnego.
– Stary, jakim
cudem Pomfrey wypuściła cię tak szybko? – spytał Ron, jak zwykle mając pełne
usta.
– Miała tyle
potrzebujących, że pozwoliła mi pójść. Oczywiście, muszę się do niej stawić
jutro rano, ale na razie mogę z wami być – powiedział zadowolony, obejmując
Ginny w talii. Ron, widząc ten gest, skrzywił się delikatnie, jednak udał, że
tego nie widział. W końcu jego siostra była szczęśliwa z jego przyjacielem, a
wiedział, że Harry nie zraniłby jego siostry.
– Tobie zawsze
się upiecze, Harry – powiedziała Hermiona, na co czwórka nastolatków roześmiała
się.
W tym samym
czasie, przy stole Slytherinu, Draco patrzył na tą scenę ze skwaszoną miną.
Cały czas próbował unikać spojrzenia Pansy – co z tego, że miał na nosie
okulary przeciwsłoneczne, które były skuteczną barierą przed kontaktem
wzrokowym? I tak jej unikał. Właśnie dlatego obserwował, jak Potter idzie
niczym bohater do stołu Gryffondoru.
Też mi wielki bohater – pomyślał z drwiną. – Dostał trzy razy w mordę i zemdlał.
– Może mi w końcu
powiecie, dlaczego wy też się biliście? – spytała w końcu panna Parkinson,
kiedy cisza pomiędzy przyjaciółmi była zbyt przytłaczająca.
– Chciałem pomóc
Potterowi, beze mnie by zginął, a nie zemdlał – stwierdził krótko Blaise,
uśmiechając się do dziewczyny.
– Chciałem pomóc
Diałbowi, bo beze mnie miałby tak obitą mordę, że jego czarna skóra by mu nie
pomogła w ukryciu siniaków – powiedział Draco.
– Hej, przecież u
mnie widać siniaki!
– To byłoby widać
bardziej.
– Akurat ci
wierzę… A tak poza tym, to mordę masz ty, stary koniu. Jam jest w
posiadaniu twarzy.
– Spokój! –
Przyjaciele ponownie spojrzeli na Pansy, siedzącą naprzeciwko nich. – Nie
kłóćcie się, jasne?
– Oczywiście,
Pansy – rzekli zgodnie, kiwając przy tym głowami.
– Dlaczego sobie
tak ubliżacie, co? – spytała cicho.
– Pansy, nie da
się na niego patrzeć i nie ubliżyć mu. – Draco uśmiechnął się jadowicie, na co
Zabini szturchnął go w ramię. Okulary przekrzywiły mu się, odsłaniając śliwę
pod okiem. Blaise, widząc to, zaczął śmiać się tak głośno, że słychać go było z
całej Wielkiej Sali. – No, rzeczywiście, bardzo śmieszne – mruknął blondyn,
poprawiając okulary.
.*.*.*.*.*.
Hermiona
siedziała w salonie wraz z Ramoną, Amber oraz Pansy. Chłopcy, którzy brali
udział w bójce, zmieniali sobie opatrunki, nakładali maść, bądź pili eliksir –
w zależności od obrażeń, które mieli. Dziewczyny były właśnie w środku dyskusji
na temat kary, jaką mogą dostać ich koledzy, kiedy usłyszały stukanie w szybę.
Pansy, która pierwsza dostrzegła sowę, wpuściła ją do środka. Zwierzę
podleciało do Hermiony. Szatynka szybko odwiązała wiadomość od nóżki ptaka,
który od razu wyleciał z salonu. Najwyraźniej nie musiał czekać na odpowiedź.
Panna Granger szybko przeczytała wiadomość. Jej mina nie wyrażała żadnych
uczuć.
– Hermiono,
wszystko dobrze? – spytała panna Parkinson.
– Tak, wszystko
dobrze. Przeczytajcie. – Podała list koleżankom. – To także jest adresowane do
was. – Amber chwyciła pergamin. Ramona szybko usiadła obok niej, a Pansy
stanęła za jej fotelem, dzięki czemu dobrze widziała treść.
Szanowni
prefekci!
Jak zapewne
wiecie, dzisiejszego wieczoru, o godzinie dwudziestej, Pan Thomas, Pan Malfoy,
Pan Macmillan i Pan Carver mają obowiązek stawić się w Wielkiej Sali na
szlabanie. Chciałabym poprosić, aby Panna Parkinson zastąpiła Pana Macmillana w
obowiązku odbycia dyżuru wraz z Panną Clive. Proszę także o to, żeby Panna
Granger i Panna Parker również stawiły się w Wielkiej Sali o godzinie
dwudziestej wraz z ich kolegami. Resztę szczegółów przekażę Wam na miejscu.
Z poważaniem,
Minerva
McGonagall
– Dobra, to jest
dziwne – stwierdziła Amber, kiedy skończyła czytać.
– Droga panno
Parkinson, uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na patrol? – spytała
Ramona, udając męski głos. Wyciągnęła dłoń w kierunku Ślizgonki, na co wybuchła
śmiechem.
– Oczywiście, dla
mnie to czysta przyjemność – odpowiedziała, ściskając dłoń koleżanki. – Jednak
ciekawi mnie, czego od was chce McGonagall – zwróciła się do reszty.
– Nie wiem –
powiedziała Hermiona, wzdychając. – Ale zaraz się dowiem. – Spojrzała na
zegarek, który wskazywał godzinę 19:48.
– Mam nadzieję,
że nie da nam szlabanu – wypaliła panna Parker, przez co reszta popatrzyła na
nią ze zdziwieniem w oczach.
– Za co? Za
niewinność? Przestań, Amber, McGonagall taka nie jest – powiedziała Pansy, na
co Krukonka przytaknęła. Dziewczyna miała rację, obecna dyrektorka była na to
zbyt uczciwa.
.*.*.*.*.
– Witam
wszystkich – powiedziała profesor McGonagall, kiedy stanęła przy mównicy. –
Przykro mi jest, kiedy patrzę na taką ilość uczniów, którzy mają szlaban. Mam
jednak nadzieję, że to czegoś was nauczy – dodała, po czym wyciągnęła kawałek
pergaminu. – Łącznie powinno być was sześćdziesięciu trzech. Proszę, stańcie w
szeregu i odliczcie od jednego. – Uczniowie wykonali rozkaz dosyć szybko, nie
chcieli ponownie narazić się na wielki gniew kobiety. – Zgadza się. Teraz niech
pierwsze dziewięć osób podejdzie tu do mnie…
Chłopcy spojrzeli
na siebie zdziwieni, ale wykonali prośbę. Podeszli do byłej nauczycielki,
spoglądając na siebie, jakby to miało im pomóc. Jeden z nich, w tym przypadku
był to Anthony Goldstein, musiał wylosować jedną karteczkę. Chłopak drżącymi
dłońmi wziął kawałek pergaminu i przeczytał jego treść. Okazało się, że muszą
sprzątnąć Izbę Pamięci, a pilnował ich będzie profesor Spencer. Druga grupa
wylosowała klasę profesor Trelawney i to właśnie ona miała ich pilnować. Trójka
miała mniej szczęścia i musieli wysprzątać połowę biblioteki pod opieką pani
Pince. Czwórka podzieliła los poprzedników, tyle, że pilnować ich miał profesor
Flitwick. Piąta grupa miała pomóc Hagridowi w odśnieżaniu dziedzińca i ścieżki
do szklarni. Szósta musiała wysprzątać całe Skrzydło Szpitalne, w którym po
wizycie pobitych panował istny chaos. Ich opiekunem miała być profesor Levis. I
wtedy nadszedł czas na ostatnią, siódmą grupę.
– A więc wy będziecie
musieli wysprzątać sowiarnię – powiedziała profesor McGonagall. – Opiekować się
wami będą Hermiona Granger i Amber Parker. Proszę, podejdźcie tu – zwróciła się
do dziewczyn.
Kobieta
wytłumaczyła im, co mają robić: po pierwsze, muszą im zabrać różdżki, w razie
sprzeciwu odebrać im je zaklęciem. Po drugie, muszą wyczarować im sprzęt. Po
trzecie, musiały zaklęciem rozłożyć szczebelki, na których siedziały sowy. I po
czwarte – będą musiały ich pilnować. Profesor McGonagall wspomniała także, że
prosi ich o pomoc, ponieważ reszta nauczycieli jest pochłonięta przygotowaniami
do lekcji, po czym odeszła. Hermiona wraz z Amber spojrzały na swoją drużynę.
Nie były zbytnio zadowolone z tego, kogo będą musiały pilnować, a byli to:
Teodor Nott, Kevin Vaisey, Alex Harper, Miles Bletchey, Gregory Goyle, jakiś
dwóch Ślizgonów z piątej klasy, których Hermiona nie znała, Blaise Zabini oraz
Draco Malfoy. Krótko mówiąc – drużyna marzeń.
– Dobra, chłopcy,
idziemy – rzekła Amber, po czym ruszyli w stronę wyjścia z Wielkiej Sali.
.*.*.*.
Godzinę później
Ślizgoni pracowali w sowiarni, a dziewczyny pilnujące ich siedziały na
miotłach. Cóż, nie miały innego wyjścia – nie było miejsca, gdzie mogłyby
usiąść, gdyż sowiarnia dawno nie była sprzątana. A poza tym z góry miały lepszy
widok na pracujących Ślizgonów. Trzeba przyznać, że chłopcy sprytnie podzielili
się pracą – Miles Bletchey wraz z Alexem Harperem i tymi dwoma chłopakami,
których Hermiona nie znała, myli siedziska dla sów; Gregory Goyle czyścił
wielką misę na wodę, a Blaise, Teodor i Draco zajmowali się podłogą. Wszyscy,
prócz Goyle’a, dzierżyli w dłoniach szpachle i zdrapywali odchody sów, kręcąc
nosami w akcie niezadowolenia.
– Choroba, że też
ktoś musiał zapomnieć wyłożyć tu słomę – warknął Draco, który kucał na podłodze.
Lewą dłonią zatykał nos, a prawą pracował. Robił to leniwie, więc zawrotną
prędkością nie grzeszył. Co jakiś czas też poprawiał okulary, które ukrywały
wściekle fioletowego siniaka pod okiem, żeby tylko jak najmniej dotykać brudnej
podłogi. Czy on był świadom, że jeżeli nie skończy pracy podczas tego szlabanu,
to będą musieli tu przyjść kolejnego dnia?
– Że też musiałem
włączyć się do tej bójki… Wiesz co, Zabini? Już wolałbym uwarzyć ci Eliksir
Przeciwbólowy. To dla mnie mniejsza tortura niż… to – stwierdził Teodor.
– W sumie racja,
Notcie–Kocie. I tak musiałeś go uwarzyć – zaśmiał się Blaise, któremu
najwyraźniej humor dopisywał, mimo sytuacji w jakiej się znalazł. – A nie
musiałbyś tu siedzieć. – Posłał szeroki uśmiech zdenerwowanemu Nottowi.
– Nie przypominaj
mi to o tym, Zabini, bo kiedyś popsuję ci eliksir i nie będzie ci tak wesoło –
wycedził przez zęby, jednak jego groźba tylko rozbawiła czarnoskórego.
– Nie zrobisz
tego, Notku–Kotku, bo zabrudziłbyś swoje nieskazitelnie czyste sumienie.
– Zabini –
powiedział ostrzegawczo Nott, kierując swoją brudną szpachelkę w stronę
czarnoskórego. – Albo za chwilę się zamkniesz, albo to ja zamknę ci usta na
wieki. Wybór należy do ciebie. – Blaise udał, że zamyka usta na kluczyk, który
zaraz wyrzucił z sowiarni. – Dobra decyzja.
– Salazarze, te
odchody są wszędzie – zauważył Alex, rozglądając się po pomieszczeniu.
– Przynajmniej do
miski na wodę nie srają – dodał Gregory swoim głupkowatym głosem, czym niemal w
sekundę doprowadził Draco do szewskiej pasji.
– Goyle, co ja ci
mówiłem na temat kulturalnego wyrażania się? – Malfoy niemal krzyknął. – Czy to
naprawdę jest takie trudne do zapamiętania? Zamiast srać to wypróżniać
się, zamiast gówno to klocek, tylko tyle od ciebie wymagam.
Chociaż… Patrząc na twoje IQ, to rzeczywiście o wiele za dużo…
– Nie jesteś moją
matką, Malfoy – burknął głupio Gregory. Brzmiał przy tym mniej–więcej, jak
niezbyt inteligentny sześciolatek po przedwczesnej mutacji.
– Nawet nie
wiesz, jak cieszę się z tego powodu, Goyle – stwierdził Draco, wzdychając ze
sztuczną ulgą, po czym teatralnie złapał się za serce. Hermiona szybko go
przejrzała, chciał sprzątnąć jak najmniej. Kiedy zapadła nienaturalna cisza,
Draco spojrzał w górę, gdzie panna Granger piorunowała go spojrzeniem, które
sugerowało, żeby w końcu wziął się do roboty. Chcąc, bądź też nie, w ciszy
zaczął zdrapywać odchody. Jednak za chwilę ponownie zaczął narzekać. –
Merlinie, czym oni karmią te sowy, że to tak śmierdzi? Eliksirem Niezłego
Odoru?
– Malfoy, mniej
gadania, więcej drapania – zawołała Hermiona. Draco spojrzał w górę i
spiorunował ją spojrzeniem. Gdyby mu się chciało tak bardzo, jak mu się nie
chciało, to cała sowiarnia byłaby wyczyszczona dwa razy. Niestety, jemu się nie
chciało i nawet połowa nie była czysta...
– Bardzo
śmieszne, Granger, boki zrywać. Gdybyś ty popracowała trochę z tą szpachlą, to
wiedziałabyś, co czuję…
– Hej, a nie
pamiętasz naszego szlabanu u Levis? Kto musiał czyścić stoliki z tych
obrzydliwych gum? – spytała Hermiona, posyłając mu tryumfujące spojrzenie. Draco
nie odezwał się już do niej, tylko potulnie robił to, co do niego należało.
W czasie, kiedy
chłopcy pracowali, pilnujące ich dziewczyny rozmawiały na różne tematy. Z
początku dialog był wyłącznie na tematy naukowe, jednak z czasem stawał się coraz
bardziej prywatny, aż w końcu Amber opowiedziała Hermionie o tym, jak przeżyła
rozwód rodziców.
Potem przyszedł
czas, żeby Hermiona opowiedziała jej o swoim życiu. Krukonce spodobała się
opowieść o mugolskiej szkole. Ona, jako czarownica czystej krwi, niewiele
wiedziała o mugolach. Jej rodzice nie mieli nic przeciwko ludziom niemagicznym
– jej ojciec później poślubił mugolkę – jednak nie interesowali się nim tak,
jak Artur Weasley. Nie mieli nic przeciwko mugolakom ani ludziom spokrewnionym
z osobami niemagicznymi, ale sami mieli z nimi rzadko do czynienia. Dlatego
Amber, która dopiero wtedy słyszała prawdziwe rzeczy o świecie obcym dla niej,
zachwyciła się. Nie miała pojęcia, że w gruncie rzeczy mugole radzą sobie
świetnie bez magii.
– Hermiono, nie
wiem, co to było, ale chciałbym się tego dowiedzieć – zaczęła, ściągając brwi.
– Na imprezie u Justina Finch–Fletcheya było takie małe grające pudełko. W
środku byli ludzie, którzy coś mówili, ale było za głośno, żebym coś usłyszała.
Co to było?
– To telewizor –
powiedziała uśmiechnięta Hermiona.
Przez następne
dziesięć minut opowiadała pannie Parker, co to jest telewizor, do czego służy i
jak działa. Potem musiała wytłumaczyć jej terminy takie, jak prąd, film i
pilot. Co prawda Amber uczęszczała na mugoloznawstwo, ale na lekcjach mówiono o
tym w sposób czysto naukowy, przez co trudno było zrozumieć działanie dopiero
poznanych rzeczy.
Kiedy zegarek na
nadgarstku Hermiony wybił godzinę dwudziestą pierwszą pięćdziesiąt, dziewczyna
spojrzała na efekty pracy Ślizgonów. Mimo, że cały czas się krzywili, a Goyle
cały czas szorował czystą już miskę, byle tylko nie dotykać się do podłogi, to
szło im dobrze. Miles i Alex już kończyli, skrobali ostatnie rurki. Pięć minut
później Hermiona jednym zaklęciem złożyła konstrukcję.
– Goyle, nalej
wody do tej miski i pomóż dokończyć im podłogę. Tylko nie zapomnijcie o
słomie! – nakazała Hermiona. Gregory skrzywił się, jak małe dziecko, które
nie dostało cukierka. Mógłby zrobić wszystko, byle tylko nie drapać tych sowich
kup. Ale nie miał innego wyjścia, musiał w końcu zabrać się za robotę.
– Niedługo
Walentynki – zauważyła Amber. – Trzeba coś na nie wymyślić.
– Pewnie będziemy
o tym rozmawiać na najbliższym spotkaniu z McGonagall – stwierdziła panna
Granger. – Ale raczej zrobimy to, co zwykle… Wystroimy całą szkołę i tyle.
– A czemu by nie
zaszaleć i nie wymyślić czegoś innego? – spytała, uśmiechając się szeroko.
– Amber, wszystko
w porządku? Ty i szaleństwo? Pierwsze słyszę… Muszę sobie to zapisać – zaśmiała
się Gryfonka.
– Ty wcale nie
lepsza! A poza tym, to co w tym dziwnego?
– Teraz strasznie
przypominasz mi Ramonę…
– Wiesz,
Hermiono, ludzie często pokazują swoje oblicze wykreowane przez siebie,
podczas, gdy w środku są całkiem inni. Czasem się zdarza, że osoba uważana za
poważną okazują się najbardziej szaloną osobą, jaką znasz. Człowiek ma różne
oblicza i nie poznasz ich wszystkich, dopóki on sam na ci nie pozwoli.
– Piękne słowa –
przyznała panna Granger. – To jakiś cytat?
– Nie, to moje
własne doświadczenie. – Uśmiechnęła się delikatnie. W tamtym momencie szlaban
dobiegł końca. – Dobra, chłopcy, fajrant. Macie szczęście, że się wyrobiliście,
inaczej musielibyście kończyć to jutro.
– Wiemy o tym,
Parker – mruknął Zabini, uśmiechając się szeroko do dziewczyny, która
delikatnie się zarumieniła.
.*.*.
W piątek, o
godzinie dwudziestej, wszyscy prefekci zawitali w gabinecie dyrektor McGonagall
na comiesięcznym spotkaniu. Zajęli swoje stałe miejsca, by po chwili zaczęła
się narada. Na początku wszystko było tak jak zwykle – McGonagall przedstawiła
punktację domów (wygrywał Ravenclaw, drugie miejsce miał Gryffindor), następnie
poprosiła Hermionę o utworzenie grafiku na cały luty i pierwszy tydzień marca.
Dopiero po tych formalnościach przeszła do jednego z najważniejszych tematów
spotkania.
– A teraz chciałabym
porozmawiać na temat poniedziałkowej bójki. – Po tych słowach wszyscy chłopcy,
oprócz Malfoya, zgodnie spuścili głowy. – Dopuszczenie do tej sytuacji było
karygodne! Obowiązkiem prefekta było rozdzielenie awanturników, a nie pomaganie
im! Dzięki Bogu, że świadkami tego wybryku była panna Parker oraz panna
Granger, bo nie wiem, jak by się to się skończyło – westchnęła. – Mimo
wszystko, jestem świadoma tego, że było to jednorazowe i nie powtórzy się już
nigdy więcej.
– Oczywiście,
pani dyrektor – powiedział cicho Ernie.
– Dobrze, w takim
razie przejdźmy do następnego tematu. Walentynki. Jak wiecie, dokładnie za
osiem dni będzie Dzień Miłości. Co roku w Hogwarcie jest coś organizowane. Dla
utrzymania tradycji myślę, że w tym także powinniście coś zorganizować. Jakieś
sugestie? – Hermiona podniosła rękę.
– Myślę, że tak,
jak co roku powinniśmy przystroić szkołę.
– Dobry pomysł,
podzielam zdanie panny Granger. Ktoś się sprzeciwia? – Nikt nie podniósł ręki.
– Ja mam jeszcze
pomysł. – Ramona zwróciła na siebie uwagę. – Możemy zrobić pocztę walentynkową!
Taką, jak mi kiedyś opowiadała Hermiona! – zawołała z entuzjazmem.
– A na czym to
miałoby polegać? – zwróciła się do Gryfonki.
– W poczcie
walentynkowej chodzi o to, żeby zebrać walentynki kilka dni przed Dniem Miłości
i oddać je adresatowi tego dnia – wytłumaczyła niechętnie dziewczyna. Jakoś nie
uśmiechało jej się organizować takie wydarzenie.
– Dobrze, kto się
sprzeciwia? – Hermiona podniosła rękę. – Kto jest za? – Malfoy i Ramona jako
pierwsi zagłosowali. – A więc panna Granger została przegłosowana.
– Ale będę miał
ciekawą lekturę na trzynastego lutego. Idealna na dobranoc – powiedział Draco,
zacierając ręce, kiedy wracali do Wieży Prefektów.
.*.
Następny tydzień
był bardzo pracowity dla Hermiony.
Każdy dzień
wyglądał bardzo podobnie – na początku dziewczyna wstawała, wykonywała szybką
poranną toaletę, po czym ubierała się w szatę szkolną. Potem jadła śniadanie,
czytając książkę o zaklęciach. Po posiłku szła na lekcje. W czasie przerw wraz
z resztą prefektów zbierała walentynki. Kolejny był obiad, na którym także
czytała książkę. Następnie szła do biblioteki, odrabiała lekcje, kończyła
książkę i szukała następnej. Kiedy wszystko, co miała zrobić w bibliotece
wykonała, szła do Wieży Gryffindoru, żeby spędzić trochę czasu ze swoimi
przyjaciółmi. Z nimi wybierała się na kolację, którą jadła w pośpiechu. Dopiero
wtedy wracała do Wieży Prefektów, gdzie zbierała współpracowników. Wyjątkiem
była dwójka, która miała tego dnia patrol. Z pozostałą piątką rzucała zaklęcia,
które miały aktywować się w sobotę rano. Hermiona miała nadzieję, że wszystko
się uda – może nie lubiła Walentynek, ale to nie oznacza, że inni nie mogą
dobrze się bawić.
A ona lubiła
uszczęśliwiać innych.
________________
Cześć!
Obiecałam, że wyrobię się do końca
miesiąca, więc jestem! Jak spodobał się Wam rozdział? :D
Jeśli ktoś czyta
"Przepowiednie" (jest ktoś taki), to od kilku dni wie, że mam ambitne
plany na luty. Jak wyjdzie? Mam nadzieję, że dobrze!
Jakby coś
szwankowało w zakładkach (bo trochę tam pozmieniałam i czcionka nie
współpracuje) to koniecznie piszcie!
Miłej
resztki weekendu/ferii :*
Feltson ❤
Jacy waleczni chłopcy w Hogwarcie! Nie przypuszczałam, że do tego dojdzie. Dobrze, że była tam Hermiona. Wyobraziłam sobie minę McGonagall bezcenna :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że Hermiona przeprosiła Draco.
Poczta Walentynkowa może być ciekawa!
Przeczytałam "Przepowiednie" i rzeczywiście masz ambitne plany. Powodzenia!
Życzę weny!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Dziękuję ❤
UsuńMam nadzieję, że plany wypalą... :)
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Rzeczywiście plany ambitne. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Ciekawe kto wyślę walentynkę Hermionie?
OdpowiedzUsuńWeny
Dziękuję ❤
UsuńA to mój mały sekret... :D Ale wszystko się wyjaśni :)
Pozdrawiam,
Feltson
Nie mogę z tej bójki :D To raczej jakaś wojna była :D Cieszę się, że Hermiona go przeprosiła. Wiedziałam, że tak będzie.
OdpowiedzUsuńJuż widzę te stosy walentynek dla Draco :D Jestem ciekawa jak to będzie wyglądało :)
Plany masz ambitnie :) Wierzę, że Ci się uda. Ja nie wiem jeszcze jak na moim blogu to będzie wyglądało. Niby ferie a pięć prezentacji do zrobienia i mega dużo sprawdzianów po feriach -.-
Rozdział genialny jak zawsze ^^ Czekam z niecierpliwością na niedzielne drabble.
Pozdrawiam
Druella
Dziękuję ❤
UsuńA to ciekawe, że się domyśliłaś... Myślałam, że się nie zdradziłam... Muszę nad tym popracować :D
Spokojnie, wierzę, że sobie poradzisz! Ja też mam furę zadane plus jeszcze lektura, ale póki co się tym nie martwię :D Ale czekam na rozdział u Ciebie! :)
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Jejku ten rozdział jest genialny! Kocham sarkastycznego Malfoya! Nie wiem, co on knuje, ale mam nadzieję, że niedługo się dowiem!
OdpowiedzUsuńTa bójka całkowicie mnie zaskoczyła! Już sobie wyobraziłam jak sześćdziesiąt chłopców bije się w szkole! Ach :D
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
Dziękuję pięknie ❤ Bardzo mi miło! :)
UsuńJa również kocham sarkastycznego Draco... ❤
Rozdział już niedługo, 21.02 :D
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Ta bójka była przekomiczna. Trochę nie mogłam sobie z początku wyobrazić scenki, gdzie aż tylu walecznych chłopców stanęło do walki z powodu jednego popchnięcia. Jeszcze moment, gdy napisałaś, że już sami nie wiedzieli, o co się pobili, rozwalił system.
OdpowiedzUsuńRozdział przyjemnie się czytało.
Nie mogę doczekać się tych Walentynek, jestem ciekawa, czy w tym rozdziale szykują się jacyś tajemniczy wielbiciele.
Wygląd Dracona z podbitym okiem = perf.
Jeszcze okulary, pewnie dodawały mu uroku.
Nie mogę doczekać się następnego rozdziału, życzę powodzenia w pisaniu! :)
Pozdrawiam, A.
P.S. - Zapodam Ci fragment, w którym chyba nie użyłaś jakichś słów. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz. :D
"Po trzecie, musiały zaklęciem szczebelki, na których siedziały sowy."
Co musiały zrobić dziewczyny? Jestem ciekawa, czy McSztywna kazała im uprzykrzyć życie chłopcom. :D
Dziękuję za komentarz ❤
UsuńOczywiście, już poprawiłam! :) I, spokojnie, nie jestem zła, cieszę się, że mi go wskazałaś :D Nawet nie zauważyłam, że zeżarłam "rozłożyć" XD
Wszystko się okaże, ale mogę przyznać, że w te Walentynki spokojnie nie będzie :)
Również pozdrawiam,
Feltson
Zacny rozdział. Szkoda tylko że Hermionę ucharakteryzowałaś na bezkrwistą sztywniarę. Niech wena będzie z Tobą
OdpowiedzUsuńDzięki ❤
UsuńJak dla mnie Hermiona nie była wybitnie zabawową dziewczyną, stąd ta "charakteryzacja" :)
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Nominowałam Cię do Liebster Award.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-granger-malfoy.blogspot.com/
PS. Sorka, że nie komentowałam wcześniej twojego wspaniałego bloga. Postaram się to zmienić na przyszłość. :)
Dziękuję ślicznie ❤ Oczywiście odpowiem :)
UsuńI nic się nie stało ;) Ale będzie mi bardzo miło widzieć Twoje komentarze :)
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Jak zwykle super 💚 W końcu się doczekałam. Narazie akcja jest powolna... Czy Dzień Walentego coś zmieni...?
OdpowiedzUsuńMiejmy nadzieję, ze TAK. :P
Pozdrawiam i życzę weny,
KH.
Dziękuję ❤
UsuńAkcja powolna, bo rozdział przejściowy... Ale w następnym będzie trochę Dramione :D Więcej nie zdradzę :D
Pozdrawiam,
Feltson
Świetny rozdział! :) Czytałam go na wattpadzie, ale postanowiłam skomentować tu. :* Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. :) Dawno nie czytałam tak dobrego Dramione. Jest ładnie napisane, nie przesadzone, to co lubię najbardziej! :) Co do stylistyki-nie moja działka popełniam tak wiele błędów, że jestem pewna, iż w tym komentarzu też popełniłam :'). Tak ogólnie to ciekawi mnie jak duża będzie lektura mojego ojczulka, pewnie schował ją gdzieś po tylu latach, a córce nie dał poczytać! Hah! Chamstwo cecha rodzinna . :') Poza tym strasznie zazdroszczę Ci tylu wyświetleń i obserwatorów. :) Mi daleko do Ciebie. Dobra kończę, zanudzam :').
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, czekam na next i dużoo wenyy kochana! :***
Liszka Malfoy
Ps. Przy okazji zapraszam do mnie:
http://dramione-beginning-and-the-end.blogspot.com/
:D
Dziękuję serdecznie ❤
UsuńCieszę się, że moje opowiadanie podoba Ci się :)
Pssst, też jestem chamska, ale się nie przyznaję :D
Nie ma czego zazdrościć :) Twój blog jest jeszcze "młody" i z pewnością jeszcze się rozwinie, uwierz mi :) Wiem to z własnego doświadczenia :D
Mnie komentarze nigdy nie nudzą! :D
Również serdecznie pozdrawiam,
Feltson
Wczoraj trafiłam na twojego bloga i nie powiem, okazał się bardzo kreatywny!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie zaczęłaś od razu robić wszystkiego, aby pokazać, że już się kochają
Czytałam wszystko od początku, do teraz, i muszę przyznać, że z niecierpliwością czekam na kolejny
Nie zauważyłam żadnych błędów, masz fajny styl w pisaniu
Ale teraz życzę weny i czekam na nexta!
Pozdrawiam
~Juna
Dziękuję, bardzo mi miło! :) ❤ Cieszę się, że podoba Ci się :D
UsuńKolejny już jutro! :)
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Czcionka trochę mała, ale da się czytać :)
OdpowiedzUsuńNo to nadrabiam zaległości.
Hermiona przeprosiła Malfoya… Widać, że się zmienia…
Ta bójka zaczęła być bezsensowna. Widocznie chłopcy tacy są…
A potem szlaban… Bez wątpienia grupie Malfoya trafiła się najgorsza kara.
Amber z tym „co to telewizor” też była dobra xD
Ponieważ jestem przewidująca, zgadnę… Hermiona dostanie walentynkę od Draco?
A może nie xD
Idę sprawdzić!
Mam nadzieję, że nie było bardzo ciężko czytać...
UsuńTak, tak teraz już powoli będą zmiany w nich :)
Wszystko się okaże, od kogo dostanie... :D
Miłej lektury!
Pozdrawiam,
Feltson