Zenit skrajnych uczuć
Rozdział 2: W Wieży Prefektów
Uczucie: Zachwyt
– Dzień dobry,
pani profesor – powiedziała Hermiona, wchodząc do gabinetu dyrektora. – Już
jesteśmy. Przepraszamy za spóźnienie.
– Dzień dobry –
przywitał się Dean Thomas, który stał za dziewczyną.
– Dzień dobry,
panie Thomas. Proszę usiąść, zaczynamy – oznajmiła McGonagall i usiadła za
biurkiem.
Fotele ustawione
były w koło, które zamykało właśnie biurko pani dyrektor. Sześć z nich było
zajętych, a dwa stojące najbliższej wejścia były puste, dopóki nie przyszli
Gryfoni. Ledwo zdążyli na to spotkanie, gdyż jeden nierozważny chłopiec pobiegł
obejrzeć obraz, a potem się zgubił. Swoją drogą z wyglądu był bardzo podobny do
Neville’a… Musieli go szukać po całej szkole. Na końcu okazało się, że chłopiec
nawet nie był świadom tego, że odłączył się od grupy.
– Otwieram zatem
pierwsze w tym roku spotkanie prefektów. Dzisiaj omówimy zakres waszych
obowiązków, a następnie zaprowadzę was do waszych nowych dormitoriów.
– Ale fajnie! –
wyrwało się jakiejś dziewczynie z Hufflepuffu. – Eee… Bardzo przepraszam –
powiedziała szybko. Spuściła wzrok, jakby się zawstydziła, chociaż Hermiona
miała wrażenie, że tak naprawdę w ogóle nie była skruszona. Prawdopodobnie
śmiała się sama z siebie.
– Jednak zanim
przejdziemy do obowiązków, przedstawię was sobie. A więc po kolei…
Wskazała dłonią
dziewczynę z Ravenclawu, siedzącą najbliżej jej biurka.
– Amber Parker.
Amber była wysoką
i szczupłą szatynką. Włosy miała spięte w wysokiego, ale gładkiego kucyka,
który sięgał za ramiona. Jej oczy były brązowe, bez skazy, a nos lekko zdarty.
Na nim znajdowały się duże okulary z czarnymi oblamówkami, zwane potocznie
„kujonkami”. Była ładną dziewczyną, choć wyglądała na bardzo poważną. Gdy
siedziała miała proste plecy, a jej dłonie spoczywały na kolanach. Hermiona
kojarzyła ją z lekcji starożytnych runów. Bardzo często się zgłaszała, a
większość jej odpowiedzi było prawidłowych.
– Calvin Carver.
Calvin także
należał do Ravenclawu. Był niezwykle sympatyczną i oczytaną osobą. Przez
większość uczennic Hogwartu uważany był za przystojnego chłopaka. Jego włosy
były brązowe i zawsze starannie ułożone. Fryzura zawsze była taka sama –
grzywka postawiona do góry. Z początku Ślizgoni kpili sobie z jego włosów,
jednak po pewnym czasie każdy się do nich przyzwyczaił do tego stopnia, że były
one uważane za naturalną fryzurę chłopaka. Calvin miał szerokie wargi i
niebieskie oczy. Po przyjrzeniu mu się,
Hermiona nie miała wątpliwości, dlaczego wiele uczennic jest w nim zakochanych.
Sama nie miała zamiaru tego robić – wygląd to nie wszystko.
– Dean Thomas.
Dean niewiele
zmienił się przez wakacje. Urósł jeszcze bardziej, przez co osiągnął wzrost
prawie dwóch metrów. Z wyglądu był bardziej dojrzały, niż przedtem. Początkowo
to nie on miał być prefektem, tylko Ron Weasley. Rudzielec zrezygnował jednak z
tej posady. Owszem, było to wyróżnienie ze strony pani dyrektor, jednak wiązało
się to z wielką odpowiedzialnością i obowiązkami, a Ron nienawidził mieć wiele
na głowie.
– Hermiona
Granger.
Hermiona też nie
zmieniła się bardzo w czasie trwania wakacji (oczywiście nie licząc
charakteru). Nadal miała gęste, kręcone włosy, które sprawiały jej wiele
problemów. W Australii opaliła się, a gra w Quidditcha sprawiła, że wyglądała na
zdrowszą i żywszą osobę, niż była naprawdę. Gdy wszyscy na nią spojrzeli,
zarumieniła się. Nie lubiła zwracać za siebie zbyt dużej uwagi.
– Ernie
Macmillan.
Ernie był
Puchonem o nienagannych manierach. Potrafił zachować się odpowiednio w każdej
okoliczności. W piątej klasie należał do Gwardii Dumbledore’a. Miał blond włosy
i szare oczy, a także średni wzrost. Zwykle był osobą poważną, ale zdarzało mu
się żartować. Bardzo lubił Hermionę. Siedział z nią na numerologii i dzięki
temu jego oceny przeważnie były pozytywne.
– Ramona Clive.
Ramona była
Puchonką, która niechcący skomentowała wieść o nowym dormitorium. Na pierwszy
rzut oka widać było, że jest to osoba niezwykle pogodna. Miała falowane blond
włosy, które sprawiały, że wyglądała bardziej jak dziewczynka w wieku
czternastu lat, niż osiemnastu. Jej oczy miały kolor błękitnego nieba i były
niezwykle duże. Cały czas się uśmiechała, dzięki czemu wyglądała uroczo. Bardzo
wiele osób często porównywało ją do Luny Lovegood – w gruncie rzeczy dziewczyny
były bardzo do siebie podobne, nie tylko z wyglądu, ale także z charakteru.
– Pansy
Parkinson.
Pansy miała
czarne, rozpuszczone włosy, sięgające jej do łopatek. Nie miała na sobie dużo
makijażu, co było nowością w jej wyglądzie. W zielonych oczach tańczyły iskry
szczęścia. Jej charakter bardzo się zmienił w czasie wakacji. Przez ten krótki
okres stała się zupełnie inną osobą. Hermionę trochę to niepokoiło i ciekawiło,
ale postanowiła zostawić sprawę w spokoju. Co prawda przyjęła przeprosiny
dziewczyny, ale nie zamierzała od razu się z nią przyjaźnić, co najwyżej zachowywać
neutralnie w stosunku do niej.
– I Draco Malfoy.
Draco niewiele
się zmienił. Jego włosy nie miały na sobie grama żelu, co skutkowało, fryzurą
a’la Harry – każdy włos w inną stronę. Niebieskie oczy nie zdradzały żadnych
emocji, oprócz znudzenia. Wcale nie zainteresował się nowymi kolegami i
koleżankami, z którymi będzie współpracował. Aczkolwiek mógł ukrywać uczucia,
więc jego odczucia były nie do końca znane. Siedział spokojnie, a co
najdziwniejsze – był grzeczny, nie pyskował. Najwyraźniej McGonagall dobrze
trafiła z karą dla niego. Szkoda tylko Harry’ego…
– Liczę na waszą
owocną współpracę… – Spojrzała na Hermionę i Draco. Wiedziała, że nadal będą
się kłócić, mimo kary, jaką im zafundowała. Warto jednak spróbować. – Jak
widzicie, zasady trochę się zmieniły.
– To znaczy? –
wyrwało się zaciekawionej Hermionie.
– To znaczy tyle,
że prefektami mogą zostać tylko osoby uczęszczające na siódmy rok nauki.
– Ale dlaczego? –
tym razem spytała Amber. Była Krukonką, więc zadawanie pytań niemal płynęło w
jej krwi.
– Zdecydowałam
tak, ponieważ były spięcia między prefektami z piątego roku, a uczniami
siódmego. A teraz przejdę do właściwego tematu spotkania. – Pani dyrektor
sięgnęła po kartkę z zakresem praw i obowiązków. – Nie możecie odejmować, ani
dodawać punktów. Z doświadczenia wiem, że faworyzowalibyście swój dom, a tego
chcę uniknąć. Szlabanów również nie możecie dawać, ale gdy zgłosicie sprawę do
któregoś z nauczycieli, na pewno się tym zajmą. Jednym z waszych obowiązków
jest też pomaganie nauczycielom w sprawach kryzysowych. Nie przewiduję takich,
ale mimo wszystko chcę, abyście o tym wiedzieli. Będziecie też pełnili dyżury.
Po prostu o godzinie dwudziestej drugiej będziecie patrolowali korytarze i
zaprowadzać uczniów, który zapomnieli o ciszy nocnej. Macie jakieś pytania co
to tego?
– Tak, ile będzie
trwał taki dyżur? – spytała Pansy.
– Nie martwcie
się, to tylko godzina.
– A skąd my
będziemy wiedzieli kto i kiedy ma patrol? – zadał pytanie Ernie.
– Obowiązkiem
prefektów naczelnych jest ułożenie grafiku. A, właśnie, patrole odbywają się w
parach – poinformowała McGonagall.
– Czy to
wszystkie nasze obowiązki?
– Nie, panno
Granger. Kolejnym z nich jest organizowanie czasu wolnego. Mówię tu o
dyskotekach szkolnych i tym podobnym. Jesteście młodzi i wiecie, co lubią osoby
w waszym wieku. Niestety nauczyciele są na to za starzy, nie wiedzą, jakie
upodobania ma młodzież, więc… zostawiamy to wam.
– Czyli będziemy
organizowali imprezy? Ale fajnie!
– Panno Clive,
oczywiście z umiarem. Co za dużo to nie zdrowo. I teraz już ostatnie o czym
musicie pamiętać. Każdego pierwszego piątku miesiąca o godzinie dwudziestej
odbywa się spotkanie prefektów. A teraz idziemy do waszego dormitorium.
Uczniowie byli
bardzo podekscytowani. Ruszyli za profesor McGonagall ciekawi, jak wygląda ich
nowe mieszkanie. Zeszli schodami na piąte piętro i szli w kierunku łazienki
prefektów, w której kąpał się Harry. Jednak pani dyrektor stanęła przy
portrecie jakiejś młodej kobiety, której Hermiona nawet nie kojarzyła.
– Przyjaźń i
nauka – wypowiedziała hasło, a portret odsunął się, pokazując przejście do
ogromnego salonu. – Oto wasze mieszkanie, a dokładniej salon. Dziewczyny mają
pokoje na górze, a chłopcy na dole. Dobranoc.
– Dobranoc – uczniowie
pożegnali się z panią dyrektor i weszli do pomieszczenia.
– O w mordę. Mają
rozmach – skomentowała Ramona.
Salon był bardzo
duży. Większy od tego w Gryffindorze. Pierwszym, co rzucało się w oczy po
wejściu do niego były schody. Zostały wykonane z drewna i prezentowały się
bardzo dostojnie. Wszystkie ściany były białe, co sprawiło, że pomieszczenie
wydawało się większe, niż było naprawdę. Podłogi były z jasnego drewna, tak jak
wszystkie meble. Gdy weszło się w głąb salonu i minęło schody prowadzące do dormitoriów,
oczom ukazywał się kominek. Został zbudowany z jasnych kamieni, więc idealnie
pasował do reszty pokoju. Przed nim stał podłużny stolik, a obok niego była
jedna czteroosobowa kanapa i cztery fotele z białymi obiciami. Okna były
wielkie i wychodziły na wschód, południe i zachód. Zaciekawiona Hermiona
odwróciła się, aby obejrzeć resztę salonu. Niemal od razu zauważyła
biblioteczkę, w dodatku po brzegi wypełnioną książkami. Obok drzwi wejściowych
znajdowały się koleje drzwi. Najpewniej prowadziły one do łazienki prefektów.
– No, mam
nadzieję, że pokoje to nie jakieś dziury – odezwał się Calvin, rozglądając się
z uznaniem. Jego zdaniem Pokój Wspólny Ravenclawu był ładnie urządzony, ale ten
bił go na głowę.
– Racja –
odpowiedziała mu Amber. – Postarali się, nie ma co.
– Ja idę
zobaczyć, jak mieszkam – oznajmiła Pansy i weszła na górę.
Reszta dziewczyn
postąpiła tak samo jak ona i ruszyły za nią. Korytarz przy pokojach też był
biały, a podłoga wyłożona jasnymi panelami. Cztery pary beżowych drzwi były zamknięte,
a na każdych z nich wyryte były złote napisy: Hufflepuff, Gryffindor, Ravenclaw i Slytherin. Dziewczyny weszły do pokojów, przy których
wygrawerowane były nazwy ich domów. Pokoje też były piękne. Każdy z nich
wyglądał podobnie – różniły się kolorami ścian i obrazami. W każdym z nich
znajdowała się sypialnia i łazienka. Gdy wchodziło się do pokoju, trafiało się
do malutkiego korytarzyka, w którym znajdowały się drzwi do łazienki i szafa na
ubrania wykonana z jasnego drewna – tego samego, co podłoga na terenie całego
mieszkania prefektów. Obok szafy stała komoda z trzema szufladami, a na nad nią
znajdowała się półka na różne przedmioty. Prostopadle znajdowało się biurko,
stojące przy oknie. Obok biurka stało łóżko i szafka nocna. Na ścianie będącej
naprzeciw łóżka był herb domu, do którego należał właściciel dormitorium.
Ściany w pokoju Hermiony i Deana miały kolor czerwony, Ernie’ego i Ramony
żółte, Calvina i Amber niebieskie, a Draco i Pansy zielone. Każda łazienka była
cała biała. Naprzeciwko drzwi była umywalka, a nad nią lustro. Po jej lewej
stronie stała wanna, a naprzeciwko niej prysznic. Toaleta znajdowała się obok
umywalki. Dormitoria dziewczyn i chłopców były takie same, a jedyną różnicą
było ich umieszczenie.
.*.*.*.
– Została nam
jeszcze Gryfonka… – powiedziała blondynka, zatrzymując się przed beżowymi
drzwiami.
– Ta Gryfonka ma
na imię Hermiona – powiedziała czarnowłosa. – No wiesz, musisz się w końcu
nauczyć naszych imion.
Blondynka
podziękowała dziewczynie za przypomnienie imienia koleżanki. Miała bardzo słabą
i krótką pamięć, przez co nie najlepiej się uczyła. Spojrzała na swoje
koleżanki, a potem szybko zapukała do drzwi. Musiała chwilę poczekać zanim się
otworzyły.
– Coś się stało?
– spytała właścicielka dormitorium.
– I tak, i nie –
odpowiedziała blondynka. – A raczej nic się nie dzieje, ale się stanie – dodała
swoim charakterystycznym, wysokim głosem. Nie wiedziała co dokładnie
powiedzieć, by zachęcić prefekt naczelną na wieczorek integracyjny.
– Nie rozumiem… –
powiedziała Hermiona unosząc prawą brew.
– Ramona chciała
powiedzieć, że robimy wieczorek integracyjny… – wytłumaczyła Amber. – … i
chcemy, żebyś ty też na nim była.
– Chcemy dobrze
się zapoznać, bo będziemy współpracować cały rok – oznajmiła Pansy, gdy
zobaczyła pytającą minę Hermiony. – Wiesz, im wcześniej to zrobimy, tym lepiej
dla nas. Przyjdziesz?
– W sumie… I tak
nie mam co robić. Pójdę z wami.
Dziewczyny zeszły
do salonu, gdzie czekali już chłopcy. Fotele i kanapa zostały odsunięte, dzięki
czemu dywan był pusty. W koło ułożone było osiem poduszek, na których mieli
siedzieć. Na środku znajdowały się soki i przekąski. Widać było, że spotkanie
zostało zaplanowane wcześniej. Hermionę zaciekawiło, czyj to pomysł.
– Robi wrażenie –
skomentowała Gryfonka, patrząc jak chłopcy dosuwają kanapę do ściany.
– Wiadomo –
powiedział Krukon. – Macie szczęście, że to ja poszedłem do kuchni z Ernie’em.
Inaczej byłyby tu tylko woda i suchary.
– Bardzo możliwe
– stwierdziła Pansy. Dobrze wiedziała, że Draco nie zainteresowałby się ani
prowiantem, ani napojami.
– To co
robimy najpierw? – spytała Ramona, siadając na jednej z poduszek. Inni prefekci
zrobili to samo. Zamyślili się, szukając zabawy, które pomogą im poznać się
lepiej. Nikt jednak nie miał pomysłu, więc po pewnym czasie Draco rzucił swoją
propozycję.
– Dobra, zagrajmy
w dwadzieścia pytań.
I tak minął im
wieczór.
.*.*.
Kolejny poranek
był bezchmurny. Słońce świeciło na niebie, oświetlając przy tym szkołę i las,
który z nią sąsiadował. Na dworze było bardzo ciepło – zupełnie tak, jakby
wakacje nadal trwały. Do pokoju szatynki wpadały pojedyncze promienie, budząc
ją przy tym. Spojrzała na zegarek, który postawiła na szafce nocnej wczoraj
wieczorem. Była ósma pięćdziesiąt. Przetarła oczy, by lepiej widzieć, ale także
rozbudzić się. Wczoraj bardzo długo rozmawiała z nowymi koleżankami i kolegami.
Polubiła ich, nawet bardzo. Wystarczyło tak niewiele czasu, by poczuła do nich
sympatię.
Dziewczyna
niechętnie wstała. Niby była sobota, ale miała sporo rzeczy do zrobienia.
Szybko się ubrała i zeszła do salonu. Nikogo w nim nie było. Świecił pustkami
i… brudem. Wieczorem byli tak zmęczeni, że nie chciało im się nawet rzucić
kilku zaklęć czyszczących. Wróciła do pokoju, by wziąć swoją kochaną różdżkę i
wysprzątać salon czarami. Niestety, nie znalazła jej. Szybko pomyślała, gdzie
mogła ją zostawić. W pociągu? Może w gabinecie McGonagall? Albo w Wielkiej
Sali? Żadne z tych miejsc nie pasowało – w żadnym z nich nie używała zaklęć. W
ogóle nawet nie widziała swojej różdżki… Dalej myśląc doszła do wniosku, że
musiała ją zostawić w Norze. Było to bardzo możliwe. Przecież wczoraj nie
bardzo patrzyła, co bierze… To było główną przyczyną jej dobranego stroju.
Wzięła kufer, ale różdżki nie.
Tak więc ponownie
zeszła do salonu i zabrała się za ręczne sprzątanie. Poodkładała poduszki,
pozbierała wszystkie papierki, samodzielnie ustawiła kanapę, stół i fotele na
swoich starych miejscach, a także pozbierała naczynia w jeden kąt. Była z
siebie dumna – ostatnio sprzątała z własnej woli dawno, dawno temu. Bardzo nie
lubiła w sobie tego, że była bałaganiarą. Wszyscy myśleli, że skoro jest mądra,
to poukładana także. Nic bardziej mylnego. Porządek panował tylko w jej biurku,
ale to tylko dlatego, że często do niego zaglądała. I dlatego tak wiele
znaczyło dla niej sprzątanie z własnej woli. Z dobrym humorem podeszła do
biblioteczki. Szybko sprawdziła, jakie książki się w niej znajdują. „Eliksiry przez wieki”, „O transmutacji to i
owo”, „Zwierzęcy instynkt, czyli wiadomości, których jeszcze nie słyszałeś” i
wiele, wiele innych. Hermiona uznała je za idealne lektury uzupełniające do
owutemów. Potem odeszła od szafki i ruszyła w stronę fotela, gdy zauważyła
drugie drzwi. Wiedziała, że jedne z nich są wyjściem, ale te drugie? Jak zwykle
jej ciekawość wygrała z nią samą i podeszła do nich. Otworzyła je i jedynym, co
zobaczyła był krótki korytarz i kolejne drzwi. Bez zastanowienia podeszła do
nich i otworzyła je. Znalazła się w Łazience Prefektów. Nigdy wcześniej w niej
w nie była, ale znała ją z opowiadań Harry’ego. Rzeczywiście, miała ogromne
rozmiary. W sumie śmiało można było nazywać ją małym basenem. Zrobiła na niej
spore wrażenie. Postanowiła, że wieczorem na pewno z niej skorzysta.
Wróciła do salonu
i usiadła na jednym z foteli. Zastanawiała się, co będzie robiła cały dzień.
Może pójdzie na spacer? Albo weźmie się za czytanie książek z biblioteczki? I
wtedy ją olśniło. Ułoży grafik! To i tak jest jej obowiązek, a czuła, że Ernie
się z niego nie wywiąże. Znalazła kartkę papieru oraz pióro i zaczęła wszystko
rozplanowywać. Kolegów i koleżanki podobierała w pary domami. W poniedziałek i
w piątek pójdzie ona z Deanem, we wtorek Amber z Calvinem, w środę Pansy z Malfoyem,
a w czwartek Ramona i Ernie. Rozpisała to ładnie, po czym zawiesiła kartkę
pomiędzy drzwiami. Gdy podziwiała swoje dzieło, poczuła burczenie w brzuchu.
Była godzina dziesiąta. Postanowiła zejść na śniadanie. Korytarze świeciły
pustkami. Dosłownie. Nie spotkała nikogo, oprócz Bezgłowego Nicka. W Wielkiej
Sali było kilka osób – najwięcej prze stole Ravenclawu.
– Cześć –
przywitała się Ginny, gdy Hermiona siadała naprzeciwko niej.
– Cześć –
odpowiedziała jej Hermiona.
– Jak tam noc w
nowym dormitorium? – spytała zaciekawiona. Mimo, że to szatynka dostała nowy
pokój, to ona także była podekscytowana.
– Łóżko jest
boskie. Miękkie jak chmurka – rozmarzyła się szatynka.
– Super –
pochwaliła Ruda. – Moje jest twarde, jak zwykle.
– Nie narzekaj.
Mogłaś rzucić kilka zaklęć, które poleciłam ci kilka lat temu, a powinny ci
służyć do tej pory.
– Gdybym miała
różdżkę, to bym z nich skorzystała – poinformowała. – Ale że jej nie mam, więc
spałam na kamieniu. Żyć nie umierać.
– Moja też się
zgubiła – oznajmiła prefekt. – Może ktoś je nam zwinął?
– Nie sądzę. Niby
kiedy? Wczoraj cały dzień jej nie widziałam – oznajmiła Ruda, gryząc tosta. – A
może George nam je dziabnął?
– W sumie… Ale
nie, czekaj. Po jego wizycie jeszcze powiększałam kufer, żeby zmieścić w nim
kilka dodatkowych książek. To nie mógł być on – zauważyła panna Granger, po
czym nałożyła na talerz jajecznicę. Jadły w ciszy, dopóki do Wielkiej Sali nie
przyszli chłopcy.
– Hej. Jak tam
noc w nowym dormitorium? – zwrócił się Harry do Hermiony, siadając obok niej.
– Właśnie, ja też
jestem ciekawy – dodał Ron. – Wiesz, jak dziwnie było się obudzić samemu?
Zwykle ty to robisz, ale teraz… Niesamowite uczucie.
– Bardzo
śmieszne. Kiedyś musiało do tego dojść. Nie jestem twoim prywatnym budzikiem –
rzekła szatynka, gdy połknęła jajecznicę, którą żuła. – A tak z innej beczki.
Macie swoje różdżki?
Chłopcy spojrzeli
po sobie. Ron, siedzący obok siostry zamyślił się poważnie. Już poprzedniego
dnia zauważył brak różdżki. Później nie zwracał na to uwagi. Natomiast Harry
musiał dłużej się zastanawiać, by dojść do wniosku, że również nie miał jej
cały poprzedni dzień.
– Ja nie mam.
– Ja też nie,
Świnki także.
– No to jesteśmy
w domu. – Hermiona pokiwała głową.
Chłopcy zaczęli
jeść śniadanie, natomiast dziewczyny już je kończyły. W tym czasie do Wielkiej
Sali wleciały sowy z korespondencją i paczkami dla uczniów. Ron rozpoznał swoją
Świstoświnkę wśród tłumu innych ptaków. Do nóg miała przywiązaną sporą paczkę.
Pomagał jej Errol, który należał do państwa Weasley. Sowy wylądowały pomiędzy
czwórką Gryfonów. Ci natychmiast odwiązali przesyłkę. Errol odleciał, a Świnka
posłusznie została.
– Wiedziałem –
mruknął Ron. – Wiedziałem, że ta podróż była zbyt spokojna. – Pokręcił głową.
Odkąd dostał tę sowę każdy przejazd pociągiem do szkoły kończył się tak
samo – przykryciem Świnki, aby tylko nie hałasowała. Oczywiście, niewiele
to dawało, jednak świadomość, że jej nie widać, była cudowna.
– Rzeczywiście,
brakowało ci wrażeń – stwierdziła Hermiona.
– Oczywiście nie
licząc tego, że całą podróż spędziłem z Zabinim – poprawił się.
– Dobra,
otwieramy to czy nie? – spytała zniecierpliwiona Ginny.
Zajrzeli do
pudełka. W środku znajdowała się klatka Świastoświnki, cztery różdżki, Peleryna
Niewidka Harry’ego, gruba koperta i gazeta. Panna Granger popatrzyła na trójkę
swoich przyjaciół. Wszyscy ze strachem obserwowali jedynie grubą kopertę. Była
czerwona.
– Ja jej nie
otwieram – oznajmiła Hermiona, patrząc na kopertę. – To nie moja mama.
– Moja też nie –
mruknął Harry, uśmiechając się.
– Ginny, to może…
– O nie, nie –
zaczęła się bronić Ruda. – Starszym się ustępuje.
– Ale… – Ron
zaniemówił. Za żadne skarby nie chciał otwierać listu od matki, tym bardziej,
że był czerwony. Już raz dostał taki i nie wspominał tego zdarzenia zbyt
dobrze.
– Nie bój się… –
zachęciła go Hermiona. – To tylko list…
– A dokładniej
wyjec – powiadomił ją Weasley.
– Ale nadal list.
No otwórz go, śmiało… Nie bądź tchórzem.
– Zobaczycie,
jeszcze się zemszczę – poinformował ich i chwycił kopertę w dłoń. Bardzo powoli
przybrał pozycję i…
TRACH! Rozerwał
ją. Szybko odwrócili głowę, spodziewając się ryku, ale… nic się nie wydarzyło.
Zdziwieni popatrzyli na list. Jednak nie był to wyjec. Ron szybko wyciągnął
zapisaną kartkę. Zaczął ją czytać, a przez ramię zaglądała mu trójka Gryfonów.
Moi drodzy!
Muszę przyznać, że efektownie trafiliście na Kings Cross.
Rzeczywiście, należą Wam się brawa.
A teraz na poważnie – nie zachowaliście się jak dorośli. Dwa dni temu
przeprowadziliśmy intensywną rozmowę na temat tego czy jesteście dorośli, czy
też nie. I muszę Wam powiedzieć, że miałam całkowitą rację. Synku, czy teraz
już wierzysz w matczyną intuicję?
Wasze pokoje wyglądały, jakby przeszedł przez nie huragan – wyglądały,
bo już w nich posprzątałam. Nie zrobiliście tego, kiedy o to poprosiłam, więc
wyręczyłam Was ten ostatni raz. Zapomnieliście także o sprytnym urządzeniu, o
nazwie budzik, przez co dostaliście karę. Gdy przeczytałam Proroka Codziennego
uznałam, że nie wyślę Wam wyjca i oszczędzę większego wstydu.
Pamiętajcie, aby się dobrze uczyć! W tym roku w większości zdajecie
owutemy, więc musicie się przyłożyć!
Mama
PS Wiem, że baliście się otworzyć tą kopertę – całkiem niepotrzebnie.
– Chyba wiem po
kim bliźniacy to żartownisie – powiedziała Hermiona.
– Ja też – dodał
Harry.
– Dobra, i tak
wiemy, że George zrobił nam większy syf, niż mieliśmy – oznajmiła Ginny.
– Niby skąd? –
zaciekawił się Ron. – Chociaż to George… Będzie nam robił żarty za siebie i
Freda.
– Ja tam go
podziwiam – stwierdziła Granger. – Gdybym ja miała siostrę bliźniaczkę i ona by
zginęła, to załamałabym się, a nie śmiała, że widzę ją co dzień rano w lustrze.
Ruda wzięła
gazetę i spojrzała na pierwszą stronę. Uśmiechnęła się ironicznie. Po raz
pierwszy była na okładce. Niby to był tylko mały wpis, ale jednak.
– Mama miała
rację. Dostaliśmy już karę – zakomunikowała, pokazując Proroka Codziennego.
Przeczytała go jako pierwsza, a potem podała innym.
WEJŚCIE SMOKA,
CZYLI JAK WYSTĘPOWAĆ PUBLICZNIE.
Wszyscy czarodzieje znają pana Harry’ego Pottera – naszego wybawcę.
Dzięki niemu możemy cieszyć się spokojem i od nowa odbudowywać nasze
społeczeństwo.
Pan Potter i jego przyjaciele stali się wzorem do naśladowania dla
wielu osób. Odwaga, waleczność i przyjacielskie nastawienie do ludzi – to silne
cechy charakteru Wybrańca. Niestety, poczucia stylu nie możemy do niego
zaliczyć.
Wczoraj uczniowie wrócili po wakacjach do Hogwartu. Harry Potter też
się do nich zalicza. Tuż przed odjazdem pociągu pojawił się ze swoimi
przyjaciółmi w dość odważnych strojach. Gdy pociąg ruszył, uczniowie wskoczyli
do niego, by pojechać do szkoły.
– Jestem pewien, że jeden z nich miał na sobie mugolskie damskie
spodnie! – skomentował jeden z świadków zdarzenia. – Mam nadzieję, że chociaż w
szkole opamiętają się z takim ubiorem. Nie chciałbym, aby moja wnuczka się w
nich wdała – dodał.
Jak widać nie każdemu przypadł do gustu styl pana Pottera i jego
przyjaciół. Miejmy nadzieję, że wkrótce go zmieni – wejście „smoka” może
zostać.
R. Sketeer
– Chyba przypomnę
Sketeer, że wiem o jej zdolnościach animagicznych. Najwyraźniej o tym
zapomniała.
– Daj spokój,
Hermiono. Doskonale wiesz, że i tak nam nie da spokoju, a jeśli już, to na
bardzo krótki czas. Szkoda tylko, że magia nie może nic zaradzić na jej głupotę
– westchnął rudzielec, dając Śwince kawałek smażonego boczku z jajecznicy. W
pobliżu nie było żadnych krakersów, więc dał jej to, co miał.
– Dobra, ja idę.
Do zobaczenia – powiedział Harry, wstając od stołu. Zanim się pożegnał,
wyciągnął swoją różdżkę i Pelerynę z pudełka. Zaraz po nim to samo zrobił Ron.
– Klatka! –
krzyknęła za nim pani prefekt. Chłopak wrócił się i z uśmiechem podziękował
jej.
– Hermiono… Mogę
do ciebie wpaść? Wreszcie mogłabym zobaczyć, jak mieszkasz – spytała Ginny, gdy
chłopcy zniknęli z pola widzenia.
– Pewnie.
.*.
Draco siedział przy stole, jedząc swoje ulubione
tosty, które popijał kawą bez cukru. Obok niego znajdowała się Pansy, która
była na tyle zajęta rozmową z Milicentą Buldstrode, że nie zauważyła swojego
przyjaciela. Gdy sowia poczta przyleciała do Wielkiej Sali, też miał święty
spokój. Nawet zaczęło mu się to podobać. Jednak wszystko miało swój koniec.
– Smoku! – krzyknął Zabini, wchodząc do jadalni.
Na szczęście śniadanie zaraz się kończyło, więc sporej liczby uczniów nie było.
– Widziałeś Proroka? – dodał, siadając naprzeciwko przyjaciela.
– A ten krzyk był konieczny?
– Nie, ale lubię cię denerwować… Czytaj –
rozkazał, podając Malfoyowi gazetę.
– Wiesz co? Sketeer ma podobne IQ do ciebie.
Niemal zerowe – zauważył Draco, gdy przeczytał artykuł. Rita naprawdę musiała
mieć kryzys tematów do napisania, ale żeby do takiego stopnia? To nie do przyjęcia.
Oczywiście, nie przeczył, że samo zdarzenie było zabawne – w końcu spokojna
Granger w takiej sytuacji to abstrakcja. Sketeer jednak sięgnęła dna.
– Zerowe IQ to też jakieś osiągnięcie – rzekł
Blaise.
Malfoy zrezygnowany pokręcił głową, chcąc pokazać,
że Diabeł się myli.
___________________
Cześć!
Jak Wam się podobał rozdział 2? Jest on przejściowy. Nie ma
w sobie ważnych dla fabuły wątków - nie licząc samego poznania się prefektów,
oczywiście. Jednak czekam na wasze opinie!
Jeżeli ktoś jest ciekawy, jak wyglądają moje postacie OC, to
zapraszam do zakładki „Zenit skrajnych uczuć", gdzie znajdziecie
świstoklik do zakładki „Bohaterowie".
Oj, ale się rozpisałam... Ciekawe, kto przeczytał wiadomość
ode mnie do końca...
Feltson
Czekam na następny 😊💕 :*
OdpowiedzUsuńPowinien się pojawić już niedługo :)
UsuńFeltson
No, przyznam, że całkiem fajnie Ci to idzie ;) Czekam na więcej ;3
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ci się podoba. To naprawdę mnie motywuje <3 Kolejna część już niedługo ;)
UsuńFeltson
Uwielbiam te gify na początku. <3
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie napisałaś nic więcej o tym wieczorku integracyjnym; miałam już nadzieję na jakąś akcję dramione. Ogólnie bardzo mi się podoba: fajnie napisane i oryginalność - nie czytałam jeszcze nigdy opowiadania, gdzie wszyscy prefekci mają wspólne dormitoria. Jest duży +. :)
Życzę weny i czekam na kolejny,
Nan. :)
Dziękuję za wenę - na jej nadmiar nigdy nie będę narzekać.
UsuńNa początku "Zenitu" rzeczywiście jest mało wątku Dramione - zdaje sobie z tego sprawę. Jednak warto trochę poczekać :)
Cieszę się, że opowiadanie podoba ci się ❤
Feltson
Ciekawie, ciekawie, jednak ja również żałuję, że nie opisałaś tego ich wieczoru integracyjnego.
OdpowiedzUsuńMusisz wiedzieć, że podziwiam Cię za długość twoich rozdziałów :) bardzo fajnie i zabawnie napisane. Czekam na więcej i idę czytać trzeci rozdział :)
Mam nadzieję, że zajrzysz na mojego bloga
Pozdrawiam,
Clarence
http//:gdy-wstanie-swit-dramione.blogspot.com
Myślałam na tym, żeby opisać wieczorek, jednak nie widziałam w tym sensu, gdyż nie pojawiłaby się tam żadna akcja dramione (;-;), a rozdział wlekłby się w nieskończoność...
UsuńZ pewnością wpadnę do Ciebie :)
Feltson
Kurde no , ja myślałam że sobie Dracze i Miona oczy powyrywają, a tu dupa!! No ale nic- rozdział cudny, jak zwykle!
OdpowiedzUsuńVipera
Czy mi się wydaję, czy Amber jest jedną z tych dziewczyn z teledysku do "I loved you"? Jak tak, to super :) Więcej wieczorków!
OdpowiedzUsuńFakt, to ona :D Gdy tylko zobaczyłam ten teledysk (uwielbiam tą piosenkę :D ) pomyślałam sobie: Cholibka, to Amber bez okularów! XD
UsuńPozdrawiam,
Feltson
Skąd Ty czerpiesz wenę? :P
OdpowiedzUsuńNajczęściej? Z muzyki. Chociaż akurat ten rozdział był... hmmm... "moją inicjatywą" :P
UsuńPrzeczytałam na razie tyle :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajne!
Jak znajdę trochę czasu to na pewno jeszcze wpadnę.
Podoba mi się Pansy, jest tu taka… miła ;)
Pozdrawiam! :*
http://zyj-szczesliwie-nowe-pokolenie.blogspot.com/
Dzięki <3
UsuńMam nadzieję, że reszta także Ci się spodoba :)
Pozdrawiam,
Feltson