Pełnia szczęścia
Epilog: Pełnia szczęścia
Kiedy Hermiona
wkraczała w dorosłość, nie sądziła, że tyle może ją w życiu spotkać. Doskonale
pamiętała dzień, w którym opuszczała Hogwart – moment, podczas którego po raz
ostatni obserwowała swoją szkołę jako uczennica, przepełniona optymizmem i
wizją dojrzałego życia. I choć wiele lat minęło od tamtej chwili, pamiętała ją,
jakby wydarzyła się wczoraj. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak dziwną historię
szykowało dla niej życie. Zatrudniła się u Draco Malfoya, znienawidzonego przez
nią jeszcze za czasów szkolnych. Urodziła mu dziecko, z którym rozstała się na
cztery długie lata. Potem, po powrocie z Australii, została nianią własnego
syna. Na samym końcu zeszła się z jego ojcem i wspólnie, całą trójką poskładali
swoją rodzinę na nowo.
Och, gdyby
tylko wiedziała, jakie plany ma względem niej los... Pewnie nie cieszyłaby się
na dorosłość tak bardzo, jak wtedy, kiedy kończyła szkołę. Ale – oprócz kilku
decyzji, które na cztery lata zmieniły jej życie w małe, pełne samotności i
tęsknoty piekło – nie żałowała absolutnie niczego. Kochała Draco Malfoya całym
swoim sercem i czuła się niezmiernie szczęśliwa, że to z nim założyła swoją
rodzinę. Był dla niej wszystkim. Nie wyobrażałaby sobie życia bez niego i
reszty ich rodziny.
– Hermiona? –
Usłyszała męski głos męża za swoimi plecami. Nie odwróciła się jednak od okna,
przez które właśnie wyglądała na skąpany w słońcu ogród.
– Tak? –
spytała za to. Jej głos nie był taki jak zwykle. Malfoy znał swoją ukochaną
dosyć dobrze i wiedział, że coś jest nie tak, jak powinno być.
Draco podszedł
do kobiety i przytulił się do jej pleców, obejmując ją w talii. Wtulił twarz w
jej włosy. Hermiona położyła dłoń na jego i splotła swoje palce z jego.
Mężczyzna – wykorzystując różnicę wzrostu – pochylił się i złożył na jej
policzku krótki pocałunek. Kątem oka dostrzegł, że jej oczy były zaszklone.
Zmarszczył brwi.
– Płaczesz?
Hermiona szybko
otarła wilgotne powieki wolną ręką, jakby miała nadzieję, że uda się go
oszukać. Ale było za późno. Draco obrócił ją przodem do siebie i spojrzał
głęboko w oczy. Uniósł dłoń i położył ją na jej policzku. Chwila ciszy, podczas
której oczekiwał wyjaśnienia, nic nie wniosła. Sam musiał wyciągnąć od niej
przyczynę jej smutku.
– Co się stało?
– spytał ją spokojnie. Hermiona spuściła wzrok i ponownie odwróciła się przodem
do okna, wracając do poprzedniej pozycji. Znów położyła prawą dłoń na
obejmującej ją prawej ręce Draco. Ich złote obrączki stykały się w uścisku,
lśniąc dzięki sączącemu się przez szybę światłu słońca.
– Nic się nie
stało, naprawdę – wydukała po chwili. – Po prostu będę tęsknić...
Draco oparł
delikatnie podbródek o tył jej głowy, wyglądając przez okno. Uśmiechnął się pod
nosem. Już wiedział, o co chodziło.
Na dworze
Scorpius właśnie wypróbowywał swój urodzinowy prezent – najnowszy na rynku
model Błyskawicy. Była niebotycznie droga i pełna ulepszeń w stosunku do
starszych mioteł. Młody właśnie robił kilka sztuczek, których niedawno nauczył
go ojciec i Draco z dumą musiał stwierdzić, że wychodziły mu one coraz lepiej.
Scorpius nie
był jednak sam. Towarzyszył mu drugi chłopiec, jego młodszy brat – Orion.
Chłopczyk podskakiwał do góry i klaskał za każdym razem, gdy Scorpius robił
kolejny zwrot albo fikołka. Orion – ku niezadowoleniu Hermiony – jeszcze
bardziej przypominał swojego ojca. Ich pierwszy syn, nie licząc kilku drobnych
cech, odziedziczył po niej chociaż kolor włosów. Pięciolatek miał dokładnie
takie same włosy, co Draco – jasne i proste, takie same oczy, nawet identyczny
charakter – nie mógł usiedzieć w miejscu, ciągle wszędzie było go pełno i, co
oczywiste, nie był tak grzeczny jak jego starszy brat.
– Nie mogę
uwierzyć, że Scorpius dzisiaj skończył jedenaście lat – wyznała cicho, zaciskając
palce na dłoni męża.
Tego dnia
chłopak naprawdę miał wiele powodów do radości. Nie tylko dostał swoją
wymarzoną miotłę, ale także przyszedł do niego list z Hogwartu, przepustka do
największej przygody jego życia. Chociaż oboje cieszyli się z jego szczęścia,
to Hermiona nie wyobrażała sobie żyć przez tak długi czas z dala od niego.
Teraz pojęła, jak czuli się jej rodzice, gdy to ona zaczynała swoją magiczną
edukację. Scorpius jeszcze nie wyjechał,
a już nie mogła doczekać się jego powrotu na ferie świąteczne i wakacje.
– Czujesz się
staro? – rzucił, chcąc, żeby się rozluźniła.
– Nie o to
chodzi – rzekła, kręcąc głową dla podkreślenia faktu, że jej nie zrozumiał. –
Po prostu spójrz. Jeszcze niedawno był taki malutki, a teraz? Idzie do
Hogwartu, mój maciupci chłopczyk... Będę tęsknić – powtórzyła.
– Kochanie… –
Draco podjął próbę polepszenia żonie humoru. – Ten moment i tak musiał kiedyś
nadejść. Nim się obejrzysz, a i Orion dostanie swój list. Na początku będzie
nam ciężko, ale przywykniemy. Tak już jest skonstruowany ten świat: dzieci
rodzą się, dorastają i mają własne dzieci. No i popatrz na to z innej strony,
będziemy mieć więcej czasu dla siebie… – Mężczyzna wtulił twarz w jej szyję.
Jego ciepły oddech łaskotał ją w obojczyk.
Tymczasem
chłopcy bawiący się na zewnątrz przestali mieć takie dobre humory jak jeszcze
przed chwilą. Na twarzy Oriona pojawił się grymas złości i zniecierpliwienia. Wyciągnięta
do góry rączka jasno dała Hermionie do zrozumienia, że dziecko czuło się
zazdrosne o nowy prezent brata. Mały blondynek również chciał dosiąść miotły, a
najwidoczniej jego starszy brat nie miał na to ochoty. Co i raz wzbijał się
wyżej, jednocześnie krzycząc coś do dziecka.
– Już się kłócą
– oznajmiła mężowi Hermiona.
– Naprawdę? –
mruknął cicho Draco, wzdychając ciężko. Wyprostował się i wyjrzał przez okno. –
Minęło chociaż pół godziny, odkąd Scorpius ma miotłę?
– Nawet trochę
ponad.
Malfoy pokiwał
z uznaniem.
– To i tak
sukces. Chociaż nadal nie wiem, dlaczego się martwisz, kobieto. Czekają nas
jeszcze dwa miesiące znoszenia ich awantur o tę miotłę.
Na twarzy Hermiony pojawił się nieznaczny uśmiech, bo wiedziała, że Draco miał
stuprocentową rację.
.*.*.
Pierwszy
września nadszedł jednak szybciej niż Hermiona przypuszczała – nawet, jeśli
codziennie musiała rozsądzać spory o Błyskawicę Scorpiusa.
Od samego rana
w domu państwa Malfoy panował chaos związany z wyjazdem starszego syna z domu. Chłopak
co i raz biegał po domu, przypominając sobie o kolejnych rzeczach, których nie
spakował poprzedniego dnia. I tak szukał swoich ochraniaczy na miotłę, czy wiecznego
pióra, którego nie trzeba było maczać w atramencie, aby pisało, podarowanego
przez Nottów. W tajemnicy przed rodzicami szukał również samopiszącego pióra,
które po cichu dał mu Teodor i Nessy pod warunkiem, że nikt się o nim nie
dowie.
Scorpius lubił
Nessy Nott, nawet jeśli była od niego cztery lata młodsza. Kiedyś była
strasznie dziecinna, zupełnie jak jego brat. Odkąd jednak nauczyła się latać na
miotle, stała się całkiem znośna. Polubił ją jednak dopiero na jego
przyjęciu urodzinowym, kiedy grali z jego tatą i wujkami w Quidditcha. Nessy
uparła się, aby zostać pałkarką. Nikt nie brał jej na poważnie, więc pozostali
się zgodzili.
Scorpius nawet
nie pisnął słówkiem, kiedy wujek Harry dyskretnie zaczarował tłuczka tak, aby
nikomu nie zrobił krzywdy, a Nessy z łatwością mogła go odbić. Dziewczynka
naprawdę zabawnie wtedy wyglądała – malutka i słodka, z długimi, falowanymi
włosami rozwianymi przez wiatr, niebieskimi oczami nadającymi jej wyglądu
aniołka i trzymająca pałkę. Dostała starą miotełkę Scorpiusa z
zabezpieczeniami, aby nie spadła, chociaż bardzo protestowała.
Młody Malfoy
nawet nie krył się z tym, że według niego dziewczynka wyglądała po prostu
śmiesznie i nie na miejscu. Denerwowała go jej pewność siebie i szeroki
uśmiech. Była jedyną dziewczyną na boisku, w dodatku najmłodsza. Liczył na
poważny mecz z dorosłymi, ale oczywiście ona musiała się do niego wepchnąć.
Gra przebiegała
w dosyć luźnej atmosferze, za co Scorpius obwiniał Nessy. Złościł się na nią do
momentu, kiedy nie odbiła wolno lecącego tłuczka tak mocno, że wybił szybę w
sypialni rodziców.
Nikt nie miał
pojęcia, jakim cudem taka kruszynka miała tyle siły by zbić szybę w oknie. Na
początku wszyscy patrzyli po sobie w szoku, potem – gdy tylko się z niego
otrząsnęli podlecieli do miejsca wypadku. Zaraz za nimi pojawiła się
zaalarmowana hałasem Hermiona, Ginny tuląca w ramionach małego Jamesa i Astoria
z delikatnie zaokrąglonym brzuchem.
I właśnie wtedy
Nessy zrobiła coś, za co Scorpius zaczął ją szanować i czym zaskarbiła sobie
jego sympatię.
Zwaliła całą
winę na wujka Rona.
Rudowłosy był w
takim szoku, że nawet się nie bronił. Zresztą nawet gdyby próbował się nie
przyznać, to i tak przybyłe na miejsce kobiety by mu nie uwierzyły. Nessy nawet
się nie zająknęła, kiedy naskarżyła, że to Ron jest sprawcą szkody. Niby
dlaczego mała, siedmioletnia dziewczynka miałaby kłamać?
Kiedy tylko
Hermiona, Astoria i Ginny – po wcześniejszym wygłoszeniu nagany – wróciły do
stolika na plotki, Draco wybuchł gromkim śmiechem. Niezbyt przejmował się
faktem, że okno w jego sypialni jest w kawałkach: widok miny Weasleya
absolutnie był tego wart.
Właśnie od
tamtej chwili Scorpius polubił Nessy, którą wcześniej uważał za bardzo
dziecinną.
Po szybkim
dopakowywaniu się i jeszcze szybszym śniadaniu, czworo Malfoyów za pomocą
świstoklika teleportowało się w okolice dworca King’s Cross. Hermiona nie mogła
uwierzyć, jakim cudem zaspali: przecież zawsze Orion budził się pierwszy o
siódmej, po czym stawiał cały dom na równe nogi. I akurat wtedy, kiedy liczyła
na jego wyjątkowe zdolności, chłopiec spał ze wszystkich najdłużej. W tak ważny
dzień!
Na miejsce
dotarli pięć minut przed odjazdem pociągu. Draco wszedł do pociągu ze
Scorpiusem, aby pomóc mu znaleźć wolny przedział i wnieść kufer. Jak na taki
tłok, uporali się z tym całkiem prędko. Zachęcony przez ojca Scorpius wychylił
się przez okno, aby jeszcze raz pożegnać się z mamą i bratem.
Hermionie
ciężko było ukrywać łzy. Pogłaskała syna po ciemnych włosach, nadając im
bardziej schludny wygląd.
– Pamiętasz, co
ci mówiłam? – spytała go drżącym głosem. Jednocześnie była wzruszona i
uśmiechała się.
– Tak, mamo,
będę często pisał.
– I? – matka
spojrzała na syna uważnie.
– I będę
odrabiał prace domowe na bieżąco.
Hermiona
wpatrywała się w dziecko oczekująco. Pokiwała głową na znak, że słucha go i
może kontynuować.
– I będę się
uczył na bieżąco, a nie dzień przed sprawdzianem – dodał Scorpius pełnym
zniechęcenia głosem.
Wtedy na
peronie znów pojawił się Draco. Mężczyzna stanął za Orionem, z ciekawością
rozglądającym się po peronie 9 ¾. Zadziwiało go to, jak wielu ludzi tego dnia
się tam pojawiło. Kiedy na dłużej jego wzrok przykuła stojąca nieopodal stara,
brzydka czarownica z wielką brodawką na policzku, ojciec potrząsnął nim lekko,
aby przestał się jej przyglądać tak nachalnie.
– Nie zapomnij,
że nie samymi obowiązkami się żyje – napomknął także Draco. Hermiona łypnęła na
niego groźnie, ale nic nie powiedziała.
– Kocham cię,
synku – dodała naprędce Hermiona, w momencie, kiedy konduktor zagwizdał na
znak, że nadszedł czas odjazdu pociągu.
– Mamo! –
jęknął z wyrzutem Scorpius. Zajrzał przez ramię, jakby chciał się upewnić, że
reszta pasażerów z jego przedziału tego nie usłyszała. – Ja ciebie też – dodał
bezgłośnie, ale jej to wystarczyło.
– Scorpius, a
będziesz do mnie też pisał? – spytał pełnym nadziei głosem malutki Orion.
– Ale ty nie
umiesz czytać…
Wystarczyło
jedno twarde spojrzenie Draco, aby Scorpius przybrał na swoją twarz uśmiech i
zapewnił brata o tym, że będzie z nim korespondował.
Chwilę później
pociąg ruszył. Scorpius ostatni raz pomachał do swojej rodziny, po czym schował
się w środku. Troje Malfoyów wciąż stało na peronie, chociaż czerwony pociąg
zniknął z zasięgu ich wzroku. Moment, którego Hermiona tak bardzo się obawiała
w końcu nadszedł. Dziwnie się czuła ze świadomością, że zobaczy swojego syna
dopiero na Boże Narodzenie.
– Chyba musimy
już iść, co? – napomknął po chwili Draco.
Hermiona
przytaknęła i złapała Oriona za rączkę, ruszając do wyjścia. Wspólnie we trojkę
wrócili do domu.
.*.
Przez resztę
dnia Hermiona chodziła osowiała i przygaszona. Wciąż zastanawiała się, co
dzieje się u Scorpiusa i do jakiego domu trafi, czy znalazł już jakiś kolegów i
czy nie zaczyna tęsknić za domem. Draco, który lepiej znosił rozłąkę z synem,
nie mógł znieść patrzenia na smutek żony.
Wieczorem,
kiedy wrócił do sypialni, jeszcze nie spała. W ręku trzymała książkę, ale
widział, że jej nie czytała – wzrok utkwiła w jednym punkcie. Draco wsunął się
pod kołdrę. Wyjął z dłoni Hermiony lekturę, którą usilnie starała się zająć i,
nie przejmując się brakiem zakładki, zamknął ją. Dla bezpieczeństwa odłożył ją
na szafkę nocną po jego stronie łóżka.
– Kochanie... –
mruknął, przytulając ją do siebie. – Przestań roztaczać żałobną aurę wokół
siebie. Scorpius przecież pojechał tylko do szkoły. Już nie pamiętasz, jak to
jest? Na pewno nie tęskni za domem.
Hermiona
pokiwała głową.
– Wiem, Draco,
doskonale pamiętam. Przyzwyczaję się do pustki w domu i wszystko będzie dobrze.
– Uśmiechnęła się na potwierdzenie swoich słów.
– No ja myślę –
mruknął cicho, po czym musnął jej usta swoimi. – Poza tym jestem pewien, że jak
Orion się przyzwyczai, to skutecznie zapełni ci dom. Mały rozrabiaka...
Hermiona
roześmiała się. Draco przeniósł się z pocałunkami na policzek, stopniowo schodząc
coraz niżej. Kiedy delikatnie ssał kawałek skóry poniżej jej ucha, kobieta
ponownie wróciła do tematu syna:
– Ciekawe do
którego domu się dostał.
Draco przesunął
się jeszcze niżej i zanim złożył następny pocałunek na jej szyi, odpowiedział
jej.
– Mam nadzieję,
że nie Hufflepuff.
– A dlaczego
nie? Przecież to nie jest zły dom.
– Ale ja nie
powiedziałem, że to zły dom. – Oparł się na łokciu, żeby móc na nią swobodnie
spojrzeć. – Tylko po prostu nie chcę, żeby to był Hufflepuff.
Draco miał
przeczucie, że Scorpius trafi do Gryffindoru. Im starszy był, tym bardziej
charakterem przypominał swoją matkę, tylko z dodatkowymi umiejętnościami do gry
w Quidditcha. Nie chciał dzielić się swoimi spostrzeżeniami z żoną, wolał sam się
przekonać, czy miał rację.
Mężczyzna
wrócił do składania pocałunków na szyi Hermiony, która zaczęła się coraz
bardziej rozluźniać. Wplotła palce w jego włosy i zaczęła masować skórę głowy,
dokładnie tak jak lubił. Przez siedem wspólnych lat – z czego sześć po ślubie –
zdążyli poznać się jeszcze lepiej. Wiedziała, że ten gest na niego zadziała. I
nie pomyliła się – chwilę później do jej uszu dotarł cichy pomruk. Wtedy Draco
znów zaprzestał całowania jej.
– Wiesz –
napomknął, niby od niechcenia. – Jeśli po jakimś czasie pustka w domu nie przestanie
ci przeszkadzać, to możemy postarać się o kolejne dziecko.
Hermiona
popatrzyła na niego uważnie, nie przestając bawić się jego włosami. Ostatnio
także poruszył ten temat – było to trzy miesiące temu, gdy Harry i Ginny
zostawili Jamesa pod ich opieką, by móc uczcić swoją trzecią rocznicę ślubu
tylko we dwoje. Draco, mający wprawę po dwójce swoich dzieci, świetnie zajął
się dwulatkiem, prawie nie dopuszczając do niego Hermiony. Ciągle go zabawiał z
pomocą Oriona, mówił do niego i nawet położył spać. Był w swoim żywiole.
Kobieta z przyjemnością obserwowała swojego męża w towarzystwie dzieci. Gdyby
ktoś jej napomknął jeszcze za czasu, kiedy pracowała jako jego sekretarka, że
Malfoy był takim rodzinnym facetem, pewnie nie uwierzyłaby. A jednak – Draco zrezygnował
z typowego dla jego rodu chłodu względem familii i, co musiała
przyznać, w pewien sposób to do niego pasowało.
Właśnie tamtego
wieczora spytał ją, co powiedziałaby o kolejnym dziecku. Nie dała mu
jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ sądziła, że to czar chwili i obecność małego
Pottera wywołała w nim takie myśli.
Do tej rozmowy
wrócił dopiero dziś.
– A chciałbyś
jeszcze jednego małego Malfoya?
– Może... –
odpowiedział tajemniczo. Opadł ustami na jej obojczyk. – Dwie poprzednie sztuki
wyszły nam całkiem nieźle – stwierdził, kiedy na moment się odsunął, by móc
odsunąć ramiączko jej koszuli nocnej.
– Jesteś tego
pewien? Ciążę z Orionem ledwo przeżyłeś... – Roześmiała się cicho na to
wspomnienie.
Draco prychnął
cicho, ale skóra jego żony skutecznie zniekształciła ten dźwięk. Zawsze lubiła
mu wypominać – nie ze złośliwości, bo uważała to za niezwykle urocze – że ciążę
z drugim dzieckiem znosił gorzej od niej. To jemu dokuczały większe wahania
nastrojów, zachcianki kulinarne, apetyt, wszelkiego rodzaju bóle i zmęczenie. W
pewnym momencie, pod koniec ósmego miesiąca żartował nawet, że może to i
dobrze, że nie powiedziała mu o ciąży ze Scorpiusem, bo tylko oszczędziła mu
męki.
– Oj, może
trochę za bardzo się wczułem. Ale tym razem poradziłbym sobie lepiej. A poza
tym wiesz, może w końcu nabrałabyś takiej wprawy, że udałoby ci się przewinąć
dziecko szybciej ode mnie – odciął się.
Hermiona nie
mogła odmówić Draco, że miał znacznie większe doświadczenie w opiece nad
dziećmi. Chociaż spędziła ze Scorpiusem jego pierwszych kilka dni, to nie miała
aż takiej wprawy, jak on. Zawsze szczycił się tym, że szybciej przewija Oriona.
Na niedługo przed tym, jak oduczyli go korzystania z pieluchy, była prawie tak
dobra jak on. Nigdy jednak go nie przegoniła.
– Ale bym ci
wtedy utarła nosa... – mruknęła marzycielskim tonem. Pocałunki jej męża coraz
bardziej wytrącały ją ze skupienia, więc miała problem z wymyśleniem bardziej
ciętej riposty.
Draco odsunął
ramiączko z drugiego ramienia i zaczął całować jej lewy obojczyk.
– No ale
powiedz sama: nie chciałabyś córeczki? Do kompletu. Bo ja bym chciał. Bardzo.
– Naprawdę?
Uniósł twarz by
spojrzeć jej w oczy.
– Oczywiście.
Wyglądam jakbym żartował?
Hermiona
położyła dłoń na jego nagim boku i zaczęła gładzić jego skórę. Wciąż na nią
patrzył pełnym miłości spojrzeniem, udowadniającym, że mówił prawdę. Podniosła
nieznacznie głowę i pocałowała go. Draco szybko ją zdominował – oparła głowę o
poduszkę i pozwoliła się całować z pasją. Kiedy oderwał się od jej ust,
poczuła, że jedną ręką położył na jej biodrze, bawiąc się materiałem jej
koszuli nocnej.
– To jak? –
spytał wyjątkowo niskim, kuszącym tonem. – Co powiedziałabyś na córeczkę? Taką
śliczną i malutką, której kupowałabyś lalki i sukienki? Taką, której
straszyłbym chłopaków, że jeśli ją skrzywdzą, to ja skrzywdzę ich. – Na tę
uwagę Hermiona nie mogła się powstrzymać od parsknięcia śmiechem. – Kochanie,
nie daj się prosić – szepnął, sunąc nosem po jej szyi, jakby chciał się nasycić
jej zapachem.
– No nie
wiem... – wymruczała zaczepnie, udając zawahanie.
Właściwie, to
jeszcze nie myślała o kolejnym dziecku, chociaż za młodu marzyła o rodzinie
większej niż ta, w której się wychowywała. Jako jedynaczka zazdrościła Ronowi
tak licznego rodzeństwa, w którym zawsze mógł znaleźć oparcie. Zajęta pracą i
opieką nad dwójką rozrabiaków, nie miała czasu na takie rozmyślania. Ale teraz,
gdy Scorpius wyfrunął z gniazdka, w domu zrobiło się pusto. A przecież to
dopiero pierwszy dzień. Nawet Orion – zazwyczaj rozbrykany i pełen energii –
przygasł dziś na chwilę. A córka... Faktycznie chciałaby ją mieć. Móc pleść jej
warkocze i piec z nią ciastka, opowiadać bajki o księżniczkach (których jej
synowie nie znosili) i po prostu kochać.
– Kochanie,
przecież doskonale wiesz, że z tobą mógłbym się mnożyć jak Weasleye.
W ich sypialni
ponownie rozległ się kobiecy śmiech.
– To chyba
najgorszy tekst na podryw, jaki kiedykolwiek wymyśliłeś.
– Gorszy od
tego, na który cię złapałem przed poczęciem Oriona?
– Mówisz o –
chrząknęła dla efektu – „Granger, połączenie naszych genów jest tak udane, że
szkoda nimi obdarować tylko jednego człowieka"? Tak, zdecydowanie gorszy.
Draco
zmarszczył brwi i udał obrażonego. Odsunął się od swojej żony i położył się na
swojej stronie łóżka. Hermiona nie mogła jednak pozwolić mu na takie
zachowanie. Najpierw ją kusił i rozpalał, a potem zostawiał, kiedy go
potrzebowała. Kobieta przytuliła się do swojego męża, chowając twarz w
zagłębieniu jego szyi. Dłonią krążyła po jego nagim torsie, kreśląc na jego
skórze nieregularne wzory.
– Ale wiesz,
jak to mówią: jeśli coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie.
Mężczyzna
uniósł jedną brew i kątem oka spojrzał na swoją ukochaną. Z zadowoleniem
zauważył, że jej dłoń schodziła coraz niżej, niebezpiecznie zbliżając się do
gumki jego spodni od piżamy.
– Czyli mam
rozumieć, że jednak cię przekonałem?
– Wstępnie tak.
Myślę, że możemy się zastanowić nad kolejnym Malfoyem... Albo Malfoyówną. –
Hermiona poczuła, że robi się jej gorąco, kiedy Draco obrócił się przodem do
niej, złapał brzeg jej koszuli nocnej i powoli zaczął ją podwijać do góry. – To
co, robimy próbę wstępną?
Mężczyzna
prychnął.
– A z czym tu
zwlekać? Przed Scorpiusem i Orionem nie robiliśmy żadnych prób, a zobacz, jacy
są dopracowani. Szkoda czasu.
Hermiona
chciała się odciąć, jednak jej na to nie pozwolił. Opadł swoimi ustami na jej,
nie pozwalając jej powiedzieć nawet słowa. Przerwał pocałunek na dłużej niż
wzięcie szybkiego oddechu dopiero w momencie, kiedy poczuł, że całkowicie mu
uległa.
I faktycznie –
rok później na peron 9¾ Scorpiusa, z czerwono-złotym krawatem dumnie zawiązanym
pod szyją, odprowadziła czwórka, a nie trójka Malfoyów.
KONIEC.
________________
I tym oto sposobem dotarliśmy do końca „Pełni szczęścia”...
Epilog powinien pojawić się już dawno temu, wiem... Na początku jednak trochę zwlekałam z pisaniem, bojąc się pożegnania, później nie miałam na nic czasu, a potem pojawiły się delikatne problemy z weną. Ale! Skończyłam go – jak obiecałam – i jestem z niego całkiem zadowolona :D
Chociaż, co muszę przyznać, dziwnie czuję się z tym, że to już koniec :'(
„Pełnia szczęścia” już od samego początku miała być opowiadaniem wyjątkowym, takim jakiego jeszcze nie ma. Postanowiłam więc odwrócić dosyć popularny w dramione wątek – Draco, który dopiero po kilku latach poznaje dziecko swoje i Hermiony. Z pewnością nie wszystkim spodobał się zwrot akcji w połowie opowiadania, kiedy Hermiona opuściła swoje dziecko, ale tak właśnie miało być. To była jedyna pewna rzecz, kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie. Mimo to cieszę się, że tak wiele osób zostało przy tym opowiadaniu do końca! :*
Epilog to dla mnie również czas podsumowania, dlatego przyjrzałam się wszelkim statystykom na blogu/Wattpadzie. W czasie tych dwóch lat pisania dużo się zmieniło i naprawdę wiele osiągnęłam! Dlatego chciałabym serdecznie wszystkim podziękować za taki duży odbiór – ponad 310 tysięcy wyświetleń na blogu; 80 tysięcy wyświetleń „Pełni szczęścia” i prawie 250 tysięcy wyświetleń „Zenitu skrajnych uczuć” na Wattpadzie! ❤ Nie wolno mi również zapomnieć o ogromie gwiazdek, komentarzy i obserwacji (nadal nie wierzę, że jest ich ponad 1200!). Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Jesteście wspaniali ❤
Szczególne podziękowania należą się także dla Kini, która niesamowicie mi pomagała przy tym opowiadaniu – nie tylko sprawdzając je, ale również przy wymyślaniu dalszej fabuły ❤ Gdyby nie ona, „Pełnia...” nie wyglądałaby tak jak obecnie :D
Mogę teraz również zdradzić, że kolejne opowiadanie również jest rozpoczęte. Będzie to raczej krótkie, wojenne opowiadanie o roboczym tytule „Wybrani” :D Taka rozgrzewka przed kolejnym, które będzie wymagało ode mnie więcej skupienia... Ale o tym później! Dlatego jeśli nie chcecie ominąć kolejnego opka, to upewnijcie się, że jesteście w tym gronie 1200 obserwujących, żeby dostać powiadomienie :P
Na sam koniec przypominam Wam o konkursie @glnozyce – Splątane święta. Zostało jeszcze kilka dni na zgłoszenie, więc sądzę, że warto je wykorzystać :) Zwłaszcza, że nagrody są super!
Cóż, to by było na tyle... Jeszcze raz wszystkim dziękuję i mam nadzieję, że spotkamy się znów niedługo! :D
Feltson ❤
I tym oto sposobem dotarliśmy do końca „Pełni szczęścia”...
Epilog powinien pojawić się już dawno temu, wiem... Na początku jednak trochę zwlekałam z pisaniem, bojąc się pożegnania, później nie miałam na nic czasu, a potem pojawiły się delikatne problemy z weną. Ale! Skończyłam go – jak obiecałam – i jestem z niego całkiem zadowolona :D
Chociaż, co muszę przyznać, dziwnie czuję się z tym, że to już koniec :'(
„Pełnia szczęścia” już od samego początku miała być opowiadaniem wyjątkowym, takim jakiego jeszcze nie ma. Postanowiłam więc odwrócić dosyć popularny w dramione wątek – Draco, który dopiero po kilku latach poznaje dziecko swoje i Hermiony. Z pewnością nie wszystkim spodobał się zwrot akcji w połowie opowiadania, kiedy Hermiona opuściła swoje dziecko, ale tak właśnie miało być. To była jedyna pewna rzecz, kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie. Mimo to cieszę się, że tak wiele osób zostało przy tym opowiadaniu do końca! :*
Epilog to dla mnie również czas podsumowania, dlatego przyjrzałam się wszelkim statystykom na blogu/Wattpadzie. W czasie tych dwóch lat pisania dużo się zmieniło i naprawdę wiele osiągnęłam! Dlatego chciałabym serdecznie wszystkim podziękować za taki duży odbiór – ponad 310 tysięcy wyświetleń na blogu; 80 tysięcy wyświetleń „Pełni szczęścia” i prawie 250 tysięcy wyświetleń „Zenitu skrajnych uczuć” na Wattpadzie! ❤ Nie wolno mi również zapomnieć o ogromie gwiazdek, komentarzy i obserwacji (nadal nie wierzę, że jest ich ponad 1200!). Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Jesteście wspaniali ❤
Szczególne podziękowania należą się także dla Kini, która niesamowicie mi pomagała przy tym opowiadaniu – nie tylko sprawdzając je, ale również przy wymyślaniu dalszej fabuły ❤ Gdyby nie ona, „Pełnia...” nie wyglądałaby tak jak obecnie :D
Mogę teraz również zdradzić, że kolejne opowiadanie również jest rozpoczęte. Będzie to raczej krótkie, wojenne opowiadanie o roboczym tytule „Wybrani” :D Taka rozgrzewka przed kolejnym, które będzie wymagało ode mnie więcej skupienia... Ale o tym później! Dlatego jeśli nie chcecie ominąć kolejnego opka, to upewnijcie się, że jesteście w tym gronie 1200 obserwujących, żeby dostać powiadomienie :P
Na sam koniec przypominam Wam o konkursie @glnozyce – Splątane święta. Zostało jeszcze kilka dni na zgłoszenie, więc sądzę, że warto je wykorzystać :) Zwłaszcza, że nagrody są super!
Cóż, to by było na tyle... Jeszcze raz wszystkim dziękuję i mam nadzieję, że spotkamy się znów niedługo! :D
Feltson ❤